Każdemu
pedagogowi akademickiemu powinno zależeć na poznaniu dziejów polskiej
pedagogiki przez pryzmat życia i działalności naukowej profesora Bogdana
Nawroczyńskiego (1882-1974), które dokumentuje znakomicie przygotowany przez
Lecha Witkowskiego wybór w większości nieopublikowanych dotychczas dokumentów
(korespondencja, recenzje) i tekstów Uczonego, humanisty, świadka i
aktora kilku okresów historycznych Polski: ostatnich lat pod zaborami, dwudziestolecia międzywojennego,
okupacji hitlerowskiej oraz Polski Ludowej z jej fazami stalinowskiego
totalitaryzmu i narzucania społeczeństwu polskiemu dewastującego system
gospodarczy, narodową kulturę, tradycje, edukację, szkolnictwo wyższe i
naukę doktrynalnego socjalizmu.
Dokonany wybór dokumentów, ich
opracowanie, opatrzenie komentarzami oraz istotnymi z historycznego punktu
widzenia porównaniami faktów zostało znakomicie przygotowane i opracowane
edytorsko oraz wydane przez Oficynę Wydawniczą "Impuls" w Krakowie.
Podoba mi się metaforyczny tytuł, jaki został nadany temu opracowaniu - "Oddech
myśli. Archiwalia główne. Wybór, komentarze i redakcja naukowa Lech Witkowski". Jak pisze autor tego wyboru i opracowania:
Pora zaczerpnąć świeżego
powietrza dla życia duchowego nowej epoki w polskiej pedagogice, by oddech myśli
stał się głębszy, a jednocześnie byśmy na plecach czuli wagę
odpowiedzialności za te pokolenia, które zostały przez okresowe (a wydawałoby
się, że bezpowrotne) wyroki historii i nierzetelne gry środowisk akademickich
dotknięte najbardziej [s.41].
Nie jestem przekonany, że dzięki
temu opracowaniu oddech młodych pokoleń III RP będzie głębszy a środowisko akademickiej
pedagogiki nie zostanie dzięki temu dotknięte nierzetelnością, gdyż te zjawiska
są ponadpokoleniowe, uniwersalne, naturalne. Młodzi nie będą czytać
Nawroczyńskiego, tak jak nie czytał go Witkowski, kiedy miał lat 25 czy
40. To przychodzi z wiekiem, z wchodzeniem w okres rozstawania się z
nauką i światem. Wówczas historia, przeszłość, wspomnienia nagle stają się
kluczowe dla własnego systemu "oddechowego".
Jak dzisiejsi
młodzi zestarzeją się, to być może przeczytają tak dzieła Nawroczyńskiego, jak i Radlińskiej czy Korczaka. Teraz czytają teksty liczące do 10
stron, bo dla rozpraw większej objętości nie mają nie tylko cierpliwości i
chęci, ale także odpowiedniego przygotowania naukowego.
Przeczytałem to opracowanie z
ogromną przyjemnością. Wykonane przez Witkowskiego zadanie przekraczało możliwość pracy badawczej jednej osoby, a mimo to zostało świetnie zrealizowane. Zapewne mógłby nad nim pracować interdyscyplinarny
zespół, by dotrzeć nie do jednego - jak w tym przypadku - Archiwum PAN w
Warszawie, ale do wielu archiwów, w tym koniecznie do IPN, uczelni, z którymi
współpracował Nawroczyński, do czasopiśmiennictwa z lat 1919-1974 i po
jego śmierci. Jednak nawet bez tego mamy fantastyczny dostęp do źródeł, od poszukiwania których uwolnił historyków ich naukowy redaktor i komentator.
Witkowskiemu należą się wyrazy
uznania za merytorycznie znakomity efekt jego samotnej, tytanicznej pracy z
źródłami, bowiem stworzył - zarówno historykom wychowania, jak i pedagogom
innych subdyscyplin pedagogicznych - doskonałe podstawy do dalszych badań i
analiz. Całe szczęście, że w patologicznej parametryzacji osiągnięć naukowych wreszcie uwzględniono tego typu publikacje, toteż w tym także wymiarze ich
redaktor będzie administracyjnie i akademicko doceniony.
Lech Witkowski przyjął bardzo
oszczędną, mniej natarczywą w komentarzach i interpretacji postawę, a więc odmienną od
swoich włąsnych publikacji, by kolejne pokolenia podjęły trud
pogłębionych studiów i analiz wydobytych na światło dzienne tekstów
Nawroczyńskiego. Największą wartością historyczno-pedagogiczną jest wydanie
"Wspomnień starego pedagoga", a więc autobiografii Nawroczyńskiego,
do której w tej wersji nie sięgnęli jak dotychczas historycy wychowania i
oświaty, a powinni.
Dotychczas ukazały się z grona najbliższych Nawroczyńskiemu uczniów autobiograficzne wspomnienia Wincentego Okonia (Samo życie
osiemdziesięciolatka z autobiografią naukową autora, 2005) i
Czesława Kupisiewicza (Okruchy wspomnień 2004; Lata wojny i
robót przymusowych 2008; Okruchy wspomnień z lat 1940 – 1969
- 2008).
Jak każdy tego typu pamiętnik
powstający pod koniec życia (pisał go w latach 1969-1972) ma swoje zalety, ale
i wady, które nie dotyczą jedynie stosowanej przez autora cenzury,
powierzchowności relacji, pomijania koniecznych wyjaśnień, uzasadnień zaistnienia
określonych zdarzeń, ocen lub opinii osób w nie zaangażowanych, ale także
faktów historycznych i ich kontekstu społecznego, politycznego, kulturowego
itp. Wiele danych wymagałoby skonfrontowania z innymi źródłami, także
osobowymi, ale - niestety - nie żyją już ich świadkowie i (współ-)sprawcy.
Nadal zatem będziemy skazani na hipotezy, domniemania, a może i kwestie
wykorzystywane do pozanaukowych celów. Jak słusznie pisze L. Witkowski w
swoim "Postsricptum do "Wspomnień starego pedagoga":
Tekst wspomnień Bogdana
Nawroczyńskiego, tu po raz pierwszy udostępniony, czyta się, jak sądzę,
nie tylko jako relację i świadectwo frapującej indywidualnej biografii,
uwikłanej w rodzinne niuanse i prywatne okoliczności, ale także jako opis losu
całego "pokolenia historycznego", jak je rozumiała Helena Radlińska,
oraz jako przyczynek do ważnych akcentów w historii polskiej szkoły i losów
pedagogiki [s.397].
Możemy dziś porównywać autonarrację
Nawroczyńskiego z wspomnieniami innych wybitnych uczonych tamtego pokolenia,
jak chociażby Wincentego Okonia, Józefa Pietera czy Czesława Kupisiewicza.
Niestety, tajemnice i szczegóły wspólnych spotkań, rozmów i wydarzeń zabrali ze
sobą do grobu. Nie da się zatem zweryfikować zasadności pewnych opinii, odczuć
czy interpretacji, gdyż zawsze jest ich tyle, ile uczestniczyło w nich osób.
Większość w ogóle nie została zarejestrowana i opublikowana.
To po części wyjaśnia
nieobecność na kartach pamiętnika wątków wnikliwiej obnażających krzywd i
blokady, jakie dotknęły zasłużonego pedagoga w okresie PRL-u do tego czasu; a
przecież i później, aż do śmierci, nie wszystkie rachunki zostały
wyrównane [s.400].
Wykształcony i wypromowany naukowo
przez Nawroczyńskiego dydaktyk i komparatysta prof. Czesław Kupisiewicz
przywołując syntetycznie błędy swojego pokolenia stwierdził:
Kryteria podziału opisywanych
tutaj błędów w działalności niektórych polskich pedagogów
współczesnych mają subiektywny charakter. Autor tego opracowania nie rości
sobie przy tym prawa, by uchodzić za osobę upoważnioną z jakiegokolwiek tytułu
do wytykania innym ich słabości, ponieważ sam też nie był od nich
wolny. Nie uważa ponadto prezentowanego tutaj zestawu owych błędów ani za
pełny, ani za bezdyskusyjny. Załóżmy przy tym, że błędy popełniane przez
niektórych polskich pedagogów utrudniają rozwój polskich nauk o wychowaniu, a
niekiedy wręcz go uniemożliwiają. Gdyby je ułożyć w porządku alfabetycznym – co
jest wskazane, ponieważ nie przesądza à priori o dominacji jednych
nad drugimi – wówczas powinny nimi być: autopromocja; autoreklama oraz
błędy terminologiczne. [Kupisiewicz, Moje
pedagogiczne credo]
Wydane przez Witkowskiego archiwalia
zawierają także rozprawę Nawroczyńskiego z 1938 r. zatytułowaną "Polska
myśl pedagogiczna", którą zdążyła już wydać w 2018 r. Agnieszka
Skulimowska. Nie ma to jednak znaczenia, gdyż jest to nie trzecie, a - ze
względu na powyższe - już czwarte wydanie wzbogacone o noty autorstwa
Witkowskiego, w których uściśla pewne kwestie. O trzecim wydaniu i komentarzu
do niego pisałem już w blogu. Redaktor tego wydania nie podjął się analiz czy
interpretacji tej rozprawy.
Część trzecia niniejszego tomu
została zatytułowana "Ojciec chrzestny pedagogiki polskiej", co brzmi
mafijnie, ale może i ma to jakiś ukryty czy podświadomie wyzwolony sens. Okres
PRL był niewątpliwie czasem "mafijnego" promowania w nauce
"swoich" i wykluczania "obcych", odmawiających
podporządkowania się marksistowsko-leninowskiej ortodoksji, której mentalne
pozostałości i mechanizmy rozdawnictwa różnych członkostw tkwią jeszcze w
Polskiej Akademii Nauk i w wielu uniwersytetach.
Całość oprtacowania Witkowski zamyka brakiem
zakończenia, usprawiedliwiając się niespożytkowaniem załączonego w tomie dorobku
do własnych interpretacji. One w istocie mają w nim rozproszone miejsce. Myśl
Nawroczyńskiego była też przedmiotem wcześniejszych studiów i własnych rozpraw
Witkowskiego (chociażby w "Przełom dwoistości w pedagogice polskiej" 2013) a także zapowiadał przygotowanie niniejszego tomu w czasie
konferencji naukowej zorganizowanej w Humanitas w Sosnowcu z okazji setnej
rocznicy urodzin klasyka polskiej pedagogiki. Lada moment ukaże się tom z tej
debaty zawierający także referat L. Witkowskiego.
Każdy badacz myśli pedagogicznej i
jej twórców może stosować własną typologię, klasyfikację uczonych od tych naj,
naj, naj do tych nieco lub o wiele słabszych, mniejszej rangi, znaczenia itp.
Powinien jednak uzasadnić kryterium takich porównań. Lech Witkowski tego nie
czyni. Stwierdza zaś we wprowadzeniu, że Nawroczyński nie był wybitnym
teoretykiem,
Kim zatem był Nawroczyński, jak nie
wybitnym teoretykiem? Jego zdaniem (...) był z pewnością postacią
wybijającą się w swoim pokoleniu wielowymiarową interakcją, która jeszcze przed
II wojną zaowocowała jego istotną rolą w kształtowaniu trzonu tworzących się
środowisk pedagogicznych (Wilna, Lwowa, Warszawy, Poznani), oraz gestami uznania,
w tym powołania w 1939 roku do Polskiej Akademii Umiejętności. Zapewne chyba
nikt z czołowych pedagogów nie był tyle razy targany sprzecznymi wichrami
historii, przekładanymi na dramatyczne decyzje niszczące nadzieje i
wizje, zabierające motywację, ale i późniejsze powroty w aurze szacunku i
gestów honorujących [s. 13-14].
Musimy zatem poczekać na dalsze,
względnie rzetelne badania historyczne, biograficzne i naukową interpretację
dzieł oraz dokonań Nawroczyńskiego w pedagogice oraz dla pedagogiki. Jest to o
tyle istotne, że otrzymaliśmy sygnały o niegodnych naukowca postawach Bogdana
Suchodolskiego, Heliodora Muszyńskiego, Ignacego Szaniawskiego, Aleksandra
Lewina czy Zygmunta Mysłakowskiego w okresie rozwijającego się stalinizmu i
nasilającej się w latach 70. XX w. sowietyzacji pedagogiki
polskiej.
Witkowski pomija jednak przejęcie
katedry Nawroczyńskiego przez Wincentego Okonia, natomiast niesłusznie wymienia
nazwisko Stefana Baleya (s. 598) jako tego, który rzekomo składał stalinowskiej
władzy wiernopoddańcze hołdy. Tymczasem podręcznik Baleya został ordynarnie
zdewastowany po jego śmierci w 1952 r. (wbrew jego odmowom owej władzy za
życia) odwołaniami do bolszewickich psychologów przez psycholog Marię
Żebrowską. To ona dopisała po jego śmierci akapity i przypisy z
radzieckiej pedagogiki, które miały nadać podręcznikowi Baleya prosowiecką
aktualność, a być może owej redaktorce chwałę w bolszewickiej wersji uprawiania
tzw. nauki. Warto zatem być ostrożniejszym w formułowaniu takich
osądów.
Warto posiąść tę książkę i zapoznać
się z jej treścią, żeby także przekonać się o tym, jak pisane były w tamtym
ustroju wydawnicze recenzje rozpraw naukowych, osiągnięć kandydatów do habilitacji lub opinie na
stanowisko profesora oraz jak odbierane były przez środowisko naukowe niektóre
prace Bogdana Nawroczyńskiego, Lech Witkowski stworzył znakomity fundament do dalszych badań historyczno-pedagogicznych oraz analiz genezy i ewolucji
polskiej myśli pedagogicznej w XX wieku. Zaszczepieni tą treścią naukowcy mają szansę na "rehabilitację".