29 maja 2023

Szkoła dla dziecka czy dziecko dla szkoły?


Kiedy zapytał mnie redaktor jednego z mediów, czy odniósłbym się do pojawiającej się w przestrzeni publicznej idei szkół bez ocen, nie mogłem mu odmówić, bo problem jest ważny i wciąż aktualny, nie tylko w polskim ustroju szkolnym. Pytanie dziennikarza brzmiało: Czy można uczyć bez stopni? a w tle zapewne kryła się myśl, by wreszcie zaistniało to rozwiązanie w edukacji szkolnej, przynajmniej tej publicznej. 

Odniosłem wrażenie, że dla dziennikarza z tak dużym doświadczeniem i stażem pracy w mediach tego typu kwestia nie powinna budzić ani zachwytu, ani przeświadczenia, że jest to jakaś utopia, której realizacja mogłaby się wreszcie dokonać w Polsce, bo zapewne nigdy i nigdzie takie rozwiązanie nie miało miejsca.  

Radio jest najmniej skutecznym oświatowo medium, więc zabranie głosu na antenie i tak nie ma znaczenia dla zaistnienia jakiejkolwiek zmiany. Zresztą nie o zmianę tu chodzi tylko o zasygnalizowanie jakiegoś problemu. Trudno, bym odmówił zabrania głosu, skoro od 1986 roku (sic!) wypowiadam się w środowisku naukowym i udzielając wywiadów czy publikujac artykuły popularnonaukowe na ten temat. Warto sprawić, by SZKOŁA BYŁA DLA DZIECKA a nie DZIECKO DLA SZKOŁY. 

Edukacja bez wystawiania uczniom stopni szkolnych w postaci cyfr czy liczb (są ustroje szkolne na świecie, w których stopnie zastąpione są szeroką skalą punktową od 0 do 100!)  jest praktykowana od ponad stu lat (sic!) w nielicznych, ale jednak efektywnych dydaktycznie i wychowawczo szkołach autorskich, szkołach alternatywnych, szkołach niepublicznych. Takie rozwiązanie miało też dość powszechne miejsce w polskim szkolnictwie pierwszych lat transformacji ustrojowej po 1989 roku. Jego pokłosiem jest wyeliminowanie z wczesnej edukacji oceniania formatywnego na rzecz ksztaltujacego.

Dla wsparcia NAUCZYCIELSKIEGO RUCHU INNOWACYJNEGO powołaliśmy w Łodzi Polskie Stowarzyszenie 'SZKOŁA DLA DZIECKA"  a dr Danuta Nakoneczna zarejestrowała w szkolnictwie ponadpodstawowym "TOWARZYSTWO SZKÓŁ TWÓRCZYCH", które skupiały fantastycznych pedagogów edukacji wczesnoszkolnej i średniej zainteresowanych wspieraniem rozwoju indywidualnego i społecznego dzieci i młodzieży. 

Do tego nie były nam potrzebne instrumenty władzy, nadzoru, zewnętrznej kontroli, skoro szkoła miała być zorientowana na uczniów a nie na nauczycieli. Wystawianiem stopni szkolnych, które są narzędziem przymusu formalnego, batem, biczem, szantażem, straszeniem nie osiągnie się u większości uczniów założonych celów dydaktycznych i wychowawczych. Zastąpienie jedynek iksami niczego nie zmieni, nie polepszy procesu kształcenia.

Operując wystawianiem stopni jako jedynym środkiem motywującym uczniów do pracy, a nie nauczając ich, nie organizując im autotelicznie wartościowych doświadczeń poznawczych, społecznych i kulturowych w ramach zajęć indywidulanych, w grupach i z całą klasą, podtrzymujemy nieadekwatny do ponowoczesnego świata model szkoły, w której wartość uczenia się jest problemem ucznia, jego kłopotem, cierpieniem, frustracją. Jeśli uczeń nie ma w domu wsparcia rodziców, dostępu do ich kapitału kulturowego  i ekonomicznego, to musi liczyć na siebie, rówieśników i nauczycieli oddanych swej pracy.       

To nieprawda, że żeby młody człowiek osiągnął dojrzałość społeczno-moralną, szkoła musi być konserwatywna, opresyjna, przemocowa, bo inaczej nie osiągnie kanonu wiedzy i podstawowych umiejętności. Taki pogląd podtrzymują niektórzy naukowcy, by zadowolić dwie kategorie nauczycieli: 

  • pierwszą są nauczyciele tzw. elitarnych szkół publicznych i niepublicznych, które na progu wejściowym stawiają kandydatom najwyższe kryteria przyjęć. Dzięki temu wyłuskują nie tylko najzdolniejszych, ale i najbardziej zasobnych kapitałowo uczniów, którzy i tak będą uczyć się dla siebie, ze względu na własne lub rodzicielskie wysokie aspiracje, gdyż są świadomi swoich przyszłych wyborów zawodowych. 
  • drugą grupą w naszym systemie są nauczyciele, którzy korzystając z instrumentów władzy selekcyjnej, penitencjarnej, potencjalnie wykluczającej uczniów z problemami w uczeniu się nie muszą się starać, by czegokolwiek chcieli i mogli się nauczyć, bo i tak muszą uczęszczać do szkoły. Jak uczeń nie wie, nie rozumie, nie potrafi, to jest to jego problem. Wówczas wpisuje się takiemu uczniowi piątą, szóstą czy kolejną JEDYNKĘ do dziennika, by nie przeszkadzał nauczycielowi w pracy.  


Nie ulega wątpliwości, że w środowisku nauczycielskim są pasjonaci, mistrzowie zawodu, pedagodzy z prawdziwego zdarzenia, którzy uwielbiają pracę z dziećmi czy młodzieżą, mają z tego tytułu ogromną satysfakcję i poczucie spełnienia się w zawodzie, samorealizacji. Niektórzy rodzice rozmawiają z dziećmi o ich nauczycielach, toteż pojawiają się różne . 

Czy, a jeśli tak, to którzy nauczyciele są tymi, którzy przychodzą do szkoły z przymusu, doświadczając w jej przestrzeni frustracji, upokorzenia? Wielu nauczycieli pracuje w szkole mimo szeregu barier organizacyjnych, finansowych, społecznych,  negatywnych wpływów politycznych, które destabilizują ich profesjonalizm, gdyż zależy im na pracy z dziećmi czy młodzieżą. Dla nich wystawienie stopni nie jest celem kształcenia. 

Fakt korzystania 26 proc. uczniów z korepetycji jest dowodem na to, że szkoła nie jest dla nich, ale dla nauczycieli. Jak skomentował ten fakt ktoś na Fb: "skoro nauczycielom tak mało płacą, to nie należy się dziwić istnieniu korepetycji".   

(źródło mema: facebook_1684747052537_7066341301451497508.jpg)