13 lipca 2024

Prezydent podpisał nominację dla Profesor Inetty Nowosad

 


Zanim udam się na urlop, w czasie którego będzie przerwa w zamieszczaniu w blogu postów, podzielę się kolejną, radosną dla akademickiej pedagogiki, informacją o podpisaniu nominacji profesorskiej dla pedagog porównawczej z Instytutu Pedagogiki w Uniwersytecie Zielonogórskim - prof. UZ Inetty Nowosad. Zapewne w najbliższym czasie, a po okresie urlopowym, odbędzie się w Pałacu Prezydenckim uroczyste wręczenie profesorskiego dyplomu. 

Wielokrotnie pisałem w blogu o znakomitych rozprawach naukowych Pani Profesor, która zajmuje się w swoich badaniach naukowych problematyką kultury szkoły i studiami porównawczymi reform szkolnych na świecie. Jej książka "profesorska" zachwyciła nie tylko recenzentów Rady Doskonałości Naukowej, bo rzeczywiście jest wyjątkowym dziełem, które powinni poznać pedagodzy, socjolodzy oraz politycy oświatowi i rządzący szkolnictwem. 

Jej rozprawa o singapurskich reformach oświatowych wpisuje się w najlepsze tradycje polskiej myśli pedagogicznej i współczesnej metodologii badań komparatystycznych na świecie. Ma to ogromne znaczenie dla dostrzeżenia tak przez badaczy nauk społecznych, jak i humanistycznych w naszym kraju, że nie wolno lekceważyć pedagogiki jako nauki. 

Wykorzystanie międzynarodowych badań pedagogicznych, których ponadczasowe oraz ponadpaństwowe możliwości implementowania niektórych prawidłowości znakomicie sprawdziły się w reformowaniu systemu szkolnego przez odpowiedzialnych i świetnie wykształconych polityków najwyżej rozwiniętych na świecie państw, sprzyja zarazem nieprawdopodobnemu skokowi rozwojowemu społeczeństwa.  




Prof. I. Nowosad perfekcyjnie odkrywa makropolityczne, ekonomiczne, strategiczne gospodarczo i kulturowo mechanizmy oraz procesy uczynienia przez Singapurczyków własnego, wielokulturowego i wielowyznaniowego społeczeństwa jednym z najlepiej wykształconych na świecie, a zarazem spójnego aksjonormatywnie i społecznie.

Książkę "profesorską" czyta się z wielką satysfakcją, gdyż wiele zawartych w niej treści przywołuje pamięć o wybitnych polskich pedagogach, którzy myśleli i głosili podobnie, jak mądrzy politycy Singapuru, ale nie byli ani czytani, ani słuchani, a tym bardziej szanowani w swoich wizjach koniecznych zmian w polskim szkolnictwie. Po tę książkę powinni sięgnąć samorządowcy, mądrzy politycy, którym zależy na rozwoju naszego społeczeństwa. Nie po to, by reprodukować singapurskie rozwiązania czy projekty zmian, ale by zrozumieć, że nie wolno reformować szkolnictwa w tak lekceważący naukę sposób, jak ma to miejsce w naszym kraju.   



Osiągnięcia Profesor I. Nowosad są dostrzegane w kraju i poza granicami, bardzo wysoko cenione w środowisku komparatystów i pedagogów szkolnych. Zachwyca swoją pracowitością i twórczym podejściem do badań naukowych. Wkrótce możemy spodziewać się jej kolejnych rozpraw z pedagogiki porównawczej.

Badacze procesów edukacyjnych i pedeutolodzy spotkają się ponownie we wrześniu na VII Ogólnopolskiej Konferencji z cyklu SZKOŁA I NAUCZYCIEL na temat "Indywidualizm a wspólnotowość w edukacji. Konferencja odbędzie się 23-24 września 2024 r. w Łagowie Lubuskim.



Gratuluję nominacji i życzę dalszych sukcesów naukowych oraz satysfakcji z recepcji własnych dzieł.  

 

12 lipca 2024

Rozczarowanie nauczycieli polityką MEN

 



(foto A. Śliwerska: - Ministra B. Nowicka na Festiwalu OPENER w Gdyni) 

Jeśli ministra Barbara Nowacka sądzi, że nauczycielom wystarczy fakt odsunięcia formacji Zjednoczonej Prawicy od władzy w resorcie edukacji, to się głęboko myli. Lekceważenie wykształconych kadr oświatowych jest coraz bardziej widoczne w traktowaniu ich tak, jakby były półinteligentami. To, że resort oddano w zarząd lewicy i skądinąd bardzo sympatycznej kobiety-posłanki, nie ma żadnego wpływu na zmianę w szkolnictwie publicznym.

Wprost odwrotnie. Nauczyciele widzą i dobrze rozumieją, że przemeblowanie w strukturach władzy i zastąpienie ideologicznych arogantów w urzędach i terenowym nadzorze pedagogicznym akceptowanymi w mediach społecznościowych (i zapewne także w szkołach) inwersyjnie równie partyjnymi nauczycielami, nie będzie skutkować masowym poparciem istniejącego chaosu, ignorancji i braku strategii koniecznych reform. Nauczyciele czytają nie tylko bankowe potwierdzenia wysokości ich niskich wynagrodzeń, ale także monitorują wypowiedzi ministry i jej zastępczyń oraz podejmowane decyzje władz oświatowych różnych szczebli. 

Ministra nie posiadała wiedzy na temat koniecznych reform szkolnych w momencie obejmowania urzędu. Zdaje się, że sama była zaskoczona tym, że musi objąć MEN, a skoro tak, to zapewne doradzają jej ci, którzy ją otaczają, w tym niemożliwi do zwolnienia pracownicy MEN. Oni przeżyli i przetrzymają każdego kolejnego ministra. Zapewne opowiadają sobie o nich najśmieszniejsze historyjki. Wiedzą, jak postępować, by trwać, podsuwając ministrze pomysły, które odrzucali poprzednicy a w nowych "sreberkach" jawią się jako oryginalne. Wykonają zlecenie na każdą decyzję zwierzchniczek, by dotrwać do emerytury. Od tego tam są.  

Niemalże codziennie zapowiada się na nowy rok szkolny coraz więcej "nowalijek", jak np. całkowity zakaz zastępstw dla nauczycieli specjalistów. Słusznie, bo skoro zastępstwa są prowadzone przez niekompetentnych nauczycieli, to lepiej puścić dzieci do domu. Po co mają siedzieć w klasach i nudzić się? Czekam z niecierpliwością na kolejne "potworki dydaktyczne". Skoro dotychczas nie było, to też nadal nie będzie środków finansowych na pokrycie kosztów wyjazdów nauczycieli z uczniami na jedno-czy kilkudniowe wycieczki. W firmach płaci się za wyjazd w delegację, tylko nie w szkolnictwie. Niech rodzice uczniów pokrywają koszty hotelu i wyżywienia nauczycieli-opiekunów.           

Ministerstwo dąży do tego, by zatrudniać w szkołach psychologów. Słusznie. W upadłej szkółce wyższej w stolicy wykształcono ich tysiące, więc trzeba im zapewnić miejsca pracy. Dobrze wykształcony psycholog nie zatrudni się w szkole publicznej za minimalną pensję krajową. Co innego nauczyciele obowiązkowych przedmiotów egzaminacyjnych. Tym ponoć mają być podwyższone stawki wynagrodzeń, żeby w ogóle chcieli pracować w szkolnictwie. 

Niektórzy nauczyciele i rodzice uczniów mają problem z zorientowaniem się, co jest fejkiem, a co zapowiedzią realnych zmian. Im więcej wypuści się w czasie wakacji takich "gadżetów" do mediów, tym szybciej uzyska się opinię na ich temat. Niektóre portale już serwują sondaże typu: 

Czy należy podwyższać płace nauczycielom? 

Tak

Nie

Nie mam zdania. 

Czy rodzice powinni otrzymywać bon edukacyjny w wysokości 800+ na pokrycie kosztów korepetycji dla swojego dziecka uczęszczającego do klasy maturalnej?         

Czy dawać bezpłatnie podręczniki uczniom szkół ponadpodstawowych? 

Czy objąć testami psychologicznymi wszystkich nauczycieli? 

Czy poddać sprawdzianom kondycyjnym i sprawnościowym nauczycieli wychowania fizycznego? 

itp., itd.  



10 lipca 2024

Czy rzeczywiście czas złożyć Mickiewicza do mauzoleum?

 





Impulsem do napisania wspólnej monografii naukowej w interdyscyplinarnym gronie uczonych i nauczycieli na temat romantyzmu była publicystyczna wypowiedź przedstawiciela nauk prawnych w pierwszej dekadzie września 2022 roku - prof. Marcina Matczaka, której tytuł – Czas złożyć Mickiewicza do mauzoleum – i treść mogły być odczytane jako zaproszenie do wprowadzenia zmian w wykazie obowiązkowych lektur szkolnych. Jego zdaniem polska młodzież jest już nieco znudzona. Stylistyka i niezrozumiały dla współczesnej młodzieży świat minionego życia romantycznego wieszcza nie zachęcają jej do czytania. 

„Nie dlatego, że dawne dzieła nie są wartościowe (są). Nie dlatego, że młodzież nie czyta (czyta). Jednak czytanie tekstu, który stracił kontakt z naszą rzeczywistością, nie ma sensu, bo nie da się go uczynić swoim”[1]

Polskie społeczeństwo doświadcza przecież istoty romantyzmu w różnorodnych środowiskach codziennego życia, nierzadko zatem przeciwstawia się poruszającym słowom, by nie tyle przestać czytać dzieła Adama Mickiewicza, co raczej zastanowić się nad potencjalnie wartościową ich recepcją i interpretacją. Skoro dla nauczycieli i pedagogów dzieła romantyków są ponadczasowe, uniwersalne, to co powinniśmy uczynić, by nie stawały się przedmiotem degradacji, kulturowego wykluczania tylko po to, by zwolnić młodzież od myślenia, głębokiego namysłu, czy wykorzystać Adama Mickiewicza tylko i wyłącznie jako środek prymitywnej ingracjacji?

Kiedy wspólnie debatowaliśmy na temat romantyzmu w czasach ponowoczesności i sztucznej inteligencji, nie przewidywaliśmy kolejnych zmian w podstawie programowej kształcenia ogólnego. Nie interesowała nas tzw. reforma programowa w polskim szkolnictwie, gdyż ta poddawana jest wąsko pojmowanym interesom wszystkich partii władzy, które bez względu na reprezentowaną przez siebie ideologię polityczną, nie liczą się z kulturą i nauką. 

Powołaliśmy w 2023 roku zespół autorów, który miał za zadanie przygotować rozprawę poświęconą romantyzmowi z perspektywy różnych dziedzin nauki, by przybliżyć czytelnikom m.in. takie kwestie, jak:

•          trwałość i zmienność kulturowych wartości romantyzmu,

•          niezmienność romantycznych kodów kulturowych w kulturze polskiej i światowej – w tradycji i współczesności,

•          romantyzm w dialogach kulturowych,

•          romantyzm w odbiorze młodych pokoleń,

•          romantyzm we współczesnych koncepcjach kształcenia i wychowania.

 W wielu mediach pobrzmiewają dyskusje nierzadko dewaluujące zarówno wartości romantycznej kultury, jak i jej twórców, zdaniem wielu już nieaktualnych i niepotrzebnych polskiemu społeczeństwu. Na pewno nie jest to obojętne dla świadomości humanistów, w tym pedagogów, także studentów, którzy kształtując swój pedagogiczny warsztat, sięgają do tradycji i tworzą nowe jej wyrazy w czasach szybkiego kulturowego i cywilizacyjnego rozwoju. 

Dzięki inicjatywie i zaangażowaniu dr Ewy Lewandowskiej-Tarasiuk z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie odbyliśmy wielogodzinne seminarium, by po wspólnej dyskusji z udziałem naukowców, nauczycieli i młodzieży akademickiej podjąć się napisania rozprawy, która będzie głosem wspólnych badań i refleksji. Projekt badawczy wsparł finansowo Prorektor ds. nauki - prof. APS dr hab. Jarosław Rola, który - jako specjalista w zakresie psychologii klinicznej dziecka  - dostrzegł istotną wartość przekazu kulturowego naszego projektu dla kolejnych pokoleń.      

Jesteśmy przekonani, że romantyzm nie zniknie z wiedzy o kulturze, historii, literatury. Nie zostanie też usunięty z kanonu pedagogicznej myśli i praktyki dydaktyczno-wychowawczej.  

Autorzy: Ewa Lewandowska-Tarasiuk, Bogusław Śliwerski, Stefan M. Kwiatkowski, Beata Mydłowska, Jakub Z. Lichański, Aleksandra Subdysiak, Ewa Paczoska, Irena Pospiszyl, Jacek Chrobak, Katarzyna Bzowska, Kazimierz Pospiszyl, Krystyna Pankowska i Włodzimierz Mier-Jędrzejowicz dziękują Wydawnictwu Difin, w tym szczególnie redaktorowi Arturowi Kuźmiukowi za profesjonalną troskę edytorską oraz profesorowi Mirosławowi Karwatowi z Uniwersytetu Warszawskiego za merytoryczne uwagi, sugestie i wsparcie w przygotowaniu książki dla jej potencjalnych czytelników. Będziemy wdzięczni za włączenie się do dyskusji naukowej, oświatowej oraz za podjęcie badań empirycznych znaczenia romantyzmu w różnych środowiskach socjalizacyjnych, edukacyjnych, kulturowych itp., to może - wzorem wcześniejszej debaty i będącej jej owocem publikacji na temat pedagogiki serca - podejmiemy się kontynuacji dyskursu na powyższy temat. 

  

     

     







[1] M. Matczak, Czas złożyć Mickiewicza w mauzoleum, https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,28882563,czas-zlozyc-mickiewicza-w-mauzoleum.html (dostęp: 14.04.2024).


09 lipca 2024

Nominacja profesorska dla Wiolety Danilewicz z Uniwersytetu w Białymstoku

 


W dniu 24 czerwca 2024 roku zostało opublikowane w Monitorze Polskim Postanowienie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 15 maja 2024 r. nr 115.4.2024 w sprawie nadania tytułu profesora pedagog społecznej z Uniwersytetu w Białymstoku - Wiolecie Teresie Danilewicz. W grudniu ubiegłego roku Zespół Nauk Społecznych Rady Doskonałości Naukowej jednoznacznie poparł wniosek w powyższej sprawie, ale upływa wiele miesięcy, zanim zostanie on potwierdzony przez Prezydenta RP.  Członkowie RDN nie są informowani o postanowieniach Prezydenta, toteż dopiero ich opublikowanie w Dzienniku Urzędowym Rzeczypospolitej Polskiej czy sprawozdanie z wręczenia nominacji pozwala na przekazanie tak miłej informacji. 

Pani Profesor prowadzi badania naukowe w zakresie pedagogiki społecznej, pedagogiki rodziny i pedagogiki kultury, metodologii pedagogicznej, ale także pedagogiki ogólnej i edukacji międzykulturowej. Z białostockim środowiskiem akademickim jest związana od 1989 roku, kiedy została zatrudniona na stanowiska asystentki w Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku, na Wydziale Pedagogiki i Psychologii w Zakładzie Pedagogiki Społecznej. Dzisiaj jest to Wydział Nauk o Edukacji samodzielnego Uniwersytetu.      

Pracę doktorską  dziedzinie nauk humanistycznych w dyscyplinie pedagogika obroniła w 1996 roku w Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie. Promotorem jej dysertacji p.t. Sytuacja opiekuńczo-wychowawcza dziecka w rodzinie czasowo niepełnej z powodu długotrwałej migracji zagranicznej rodzica był prof. Julian Radziewicz Habilitowała się w 2011 roku w tej samej dziedzinie i dyscyplinie naukowej na Wydziale Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu na podstawie dorobku naukowego i monografii: Rodzina ponad granicami. Transnarodowe doświadczenia współczesnej rodziny. Praca ta została uhonorowana główną nagrodą im. Profesor lreny Lepalczyk w VII edycji konkursu Łódzkiego Towarzystwa Naukowego jako najlepsza praca badawcza z zakresu pedagogiki współczesnej za rok 2012.



Wniosek o nadanie tytułu profesora został złożony w 2023 roku. Znaczące osiągnięcia naukowe dopełniła najnowsza monografia zatytułowana: Moi rodzice pracowali za granicą. Dorosłe dzieci migrantów o praktykach rodzinnej codzienności (2021), która jest rezultatem wieloletnich badań empirycznych, głębokich analiz i refleksji naukowej nad tym zjawiskiem o bardzo solidnych podstawach teoretycznych i z wielką starannością opracowaną i przeprowadzoną procedurą badawczą. W recenzji wydawniczej prof. Barbara Smolińska-Theiss napisała m.in.: 


"Rodzina jest tym, co ludzie uznają za rodzinę, co tworzą i budują w swoich praktykach codziennych i co jednocześnie te rodzinę konstruuje i dekonstruuje – takie stanowisko w konkluzji przyjmuje w swojej pracy Wioleta Danilewicz. (…) Autorka przygotowała nowatorską, oryginalną rozprawę, która jest spojrzeniem na rodzinę z punktu jednostek i systemu; z perspektywy indywidualnych praktyk rodzicielskich, małżeńskich oraz praktyk niejako zakodowanych w systemach społecznych (…). Jest to praca, o której można zdecydowanie powiedzieć, iż stanowi istotny wkład w rozwój nauki. Jej wartość heurystyczna dotyczy nie tylko problemów migracji i rodzin transnarodowych, ale rozciąga się na szerokie badania nad rodziną w perspektywie codziennych praktyk wpisanych w biografię rodziny. Książka Pani Wiolety Danilewicz jest dziełem dojrzałym, oryginalnym, nowatorskim, wnoszącym wiele do współczesnej pedagogiki".

Pani Profesor jest autorką trzech monografii naukowych i trzech współautorskich. Redagowała i współredagowała łącznie 9 innych prac zwartych, które ukazały się drukiem w wydawnictwach uniwersyteckich. Jest ponadto autorką prawie stu rozdziałów w publikacjach zwartych i artykułów w czasopiśmiennictwie pedagogicznym, w tym również studiów w języku angielskim. Kiedy władze Polskiej Akademii Nauk odmówiły w poprzedniej dekadzie finansowania rocznika "Studia Pedagogiczne" Komitetu Nauk Pedagogicznych, to właśnie prof. W. Danilewicz podjęła starania, by wydawania tego periodyku podjęła się jej macierzysta jednostka uniwersytecka. Od 2018 roku czasopismo jest współwydawane przez Polską Akademię Nauk i Uniwersytet w Białymstoku pod nowym tytułem Polish Journal of Educational Studies i publikowane na platformie Sciendo

Prof. W. Danilewicz jest cenioną pedagog społeczną, niezwykle aktywną w skali krajowej i międzynarodowej. W latach 2012-2016 i 2016-2020 pełniła funkcję Prodziekan ds. nauki - najpierw Wydziału Pedagogiki i Psychologii a od 2019 r. do chwili obecnej Wydziału Nauk o Edukacji Uniwersytetu w Białymstoku. W tym okresie Wydział uzyskał pełne uprawnienia akademickie do nadawania stopni naukowych - doktora i doktora habilitowanego w dyscyplinie pedagogika. Także ewaluacja osiągnięć naukowych współpracowników potwierdziła wysoki poziom badań naukowych.   

Serdecznie gratuluję Pani Profesor niniejszej nominacji i życzę dalszej, satysfakcjonującej pracy naukowo-badawczej. 


08 lipca 2024

Były, są i będą różnice osiągnięć szkolnych ósmoklasistów i maturzystów

 

(foto: Arkadiusz Wąsiński, archiwum domowe)


   Eksperci różnej maści, nauczyciele, naukowcy i przede wszystkim publicyści mają wreszcie kolejną okazję do dyskutowania i komentowania wyników egzaminu państwowego dla ósmoklasistów, które opublikowała Centralna Komisja Egzaminacyjna.  Mnie one nie emocjonują, ponieważ porównuje się nieporównywalne roczniki, typy szkół, a w nich klasy i uczniów. W ogóle nie bierze się pod uwagę tego, co to są za szkoły - publiczne czy niepubliczne? 

Wiadomo, że uczniowie szkół niepublicznych są w wyjątkowo uprzywilejowanej pozycji, bowiem pochodzą z rodzin, które stać na czesne, a tym samym na zapewnienie swoim pociechom lepszych (innych) warunków do uczenia się i zdobywania sukcesów oraz radzenia sobie z porażkami. Ba, dzieci z tych środowisk mają wsparcie kapitału ekonomicznego i kulturowego w swoich domach. To wystarczy, by uzyskiwały wyższe noty niż ich rówieśnicy z większości szkół publicznych. 

Liczba uczniów w oddziałach szkół niepublicznych jest o 50 proc. mniejsza niż w klasach szkół publicznych, zaś prowadzący te placówki muszą zatrudnić do każdego przedmiotu odpowiedniego nauczyciela-specjalistę. Tu nie ma lekcji typu "zastępstwo- róbta, co chceta". Tu płaci się za wykonaną pracę, a nie za usprawiedliwioną nieobecność. 

Nauczyciele szkół niepublicznych nie są zatrudniani na podstawie Karty Nauczyciela tylko Kodeksu Pracy. Prowadzący taką placówkę ma możliwość natychmiastowego zwolnienia nieroba, pasożyta, frustrata czy pseudopedagoga. Musi jednak dobrze zapłacić takim nauczycielom, którzy są wartościowi dydaktycznie i wychowawczo. Dobrego nauczyciela ceni się, bo jak nie, to przejdzie do konkurencyjnej placówki. 



Szkoły publiczne - z wyjątkiem szkół elitarnych (zob. badania Agnieszki Gromkowskiej - Melosik) - są dla wszystkich pozostałych, a więc dla uczniów, którzy chcą lub nie chcą się uczyć, dla nauczycieli, którym chce się angażować lub nie mających nawet najmniejszego zamiaru to czynić, dla dyrektorów zafascynowanych władztwem, możliwością decydowania o losach nauczycieli i uczniów, a będących poza jakąkolwiek kontrolą społeczną. Urzędniczy nadzór jest grą pozorów i obłudy. 

Na koniec wpisu zwrócę uwagę na pojęcie "osiągnięcie szkolne". Otóż trafnie wykazali to w swoich komentarzach rodzice i zapewne zatrudnieni na wzór korporacji nauczyciele-tutorzy w Szkole w Chmurze, że obowiązek szkolny powinien służyć nie tylko i nie tyle uzyskiwaniu jak najwyższych not z wszystkich czy wybranych przedmiotów szkolnych, ale przede wszystkim zapewnić dzieciom i młodzieży względny stan równowagi psychicznej, zdrowia psychicznego, dobrostanu. 



(źródło:Fb - "Dealerzy Wiedzy") 

Przypuszczam, że rodzice kierujący do "chmury" swoich podopiecznych przejawiają postawy nadopiekuńcze (tzw. "helikopterowi rodzice"), albo postawy zdystansowane, ucieczkowe czy obojętne. Tu są dzieci uzależnione (w szerokim tego słowa znaczeniu), dotknięte - poranione toksyczną szkołą publiczną, ale też o wąsko sprofilowanych zainteresowaniach, talentach, toteż nie zależy im nawet na ukończeniu szkoły podstawowej czy średniej z jak najlepszym świadectwem, a jeśli by tego oczekiwały, to ta forma kształcenia im tego nie zapewni. 

Proszę zobaczyć, że najgorsze wyniki z matematyki mają ósmoklasiści Szkoły w Chmurze. No i dobrze. Oni nie chcą uczyć się matematyki. Oni w ogóle mają uraz do szkoły. Czy będą tego żałować w przyszłości? Nie wiemy. Podobnie jak najsłabsi uczniowie szkół publicznych czy innych szkół niepublicznych. 

Wszyscy uczęszczają do jakiejś szkoły lub realizują obowiązek szkolny poza nią np. edukacja domowa.  Kluczowa jest motywacja do uczenia się, a ta jest niska, jeśli szansa na satysfakcję jest bardzo niska. Wiele zatem zależy od nauczycieli, ale ci są traktowani jak zło konieczne, jak zbyteczny koszt ponoszony z budżetu państwa na ich wynagrodzenia. Czy się stoi, czy się leży 4 tysiące się należy. 

Niestety, ale  Ministerstwo Edukacji Narodowej kompromitują kolejne zapowiedzi o rzekomo przeprowadzeniu kontroli w tych szkołach podstawowych, których ósmoklasiści mieli najgorsze wyniki z matematyki. To jest o tyle śmieszne, że ich już nie będzie w tych szkołach, a zatem co chcą kontrolować urzędnicy z polecenia MEN? Chcą porozmawiać z dyrekcją, z nauczycielami??? O czym? 

Wypiją kawę lub herbatkę, przegryzą słone paluszki i stwierdzą, że niskim wynikom z matematyki na egzaminie ósmoklasistów winni byli uczniowie. To wiemy już przed kontrolą. Jaki jednak jest tego powód? Tego nie ustalą.  Co gorsza, nie wyegzekwują koniecznej poprawy sytuacji.  

 

07 lipca 2024

Kiedy zostanie zlikwidowany w szkolnictwie publicznym socjalistyczny relikt ?

 


 

Mikołaj Pietraszewski zakomunikował zaskakujący wynik badania opinii publicznej na temat oceny zachowania w szkołach: 

"Zdecydowana większość Polaków chce pozostawienia na świadectwie szkolnym ocen z zachowania - wynika z sondażu IBRiS dla Radia ZET. Pomysł minister edukacji Barbary Nowackiej dotyczący likwidacji ocen z zachowania popiera zaledwie co trzeci ankietowany. 9,1 proc. badanych nie ma zdania na ten temat".

Zasadnicza kwestia dotyczy tego, czy należy kierować się w zarządzaniu oświatą publiczną sondażami diagnostycznymi?  Jeśli tak, to znaczy, że nadal w edukacji szkolnej będzie obowiązywać relikt z czasów socjalizmu, jakim jest ocena zachowania uczniów. 

Od dziesiątek lat niewiele się zmienia mimo wyników wielu badań naukowych, wskazujących na nonsensowność tego pseudo pedagogicznego instrumentu, a także pomimo zgłaszanym do MEN przez rodziców różnych szkół publicznych apelom o zlikwidowanie punktowej oceny zachowania dzieci i młodzieży. 

No cóż, wolimy płacić comiesięczny dodatek do pensji (ma ponoć wzrosnąć do wysokości 500 zł) nauczycielom, którym dyrektor szkoły powierzy funkcję wychowawcy klasy. Wszystkie badania naukowe na temat funkcji rzeczywistej tej nauczycielskiej roli wskazują na jej fikcyjny, pozorny charakter. Zdecydowana większość wychowawców klas nie jest wychowawcami tylko nauczycielami swojego przedmiotu, toteż w ramach tzw. godziny wychowawczej zajmują się albo tylko administrowaniem danych i zdarzeń związanych z uczniami przypisanego im oddziału, co nie ma nic wspólnego z procesem wychowania, albo prowadzą lekcję ze swojego przedmiotu czy zajęcia z nim związane np. odpytywanie uczniów nieobecnych na sprawdzianie.

To jest główny powód, dla którego w szkołach nie ma racjonalnie i autentycznie prowadzonego procesu wychowawczego, gdyż pozostali nauczyciele-niewychowawcy klas są z tego zwolnieni. Oni nie muszą reagować, animować, wspomagać, zachęcać, rozmawiać, interesować się uczniem/uczniami, rozmawiać z nimi itp., bo mają wejść do klasy, przeprowadzić lekcję i wyjść, wystawić stopnie ze swojego przedmiotu, wypełniać dokumentację szkolną, by czynić to samo w kolejnym oddziale i/lub szkole. 

NIE-WYCHOWAWCY (w sensie administracyjnym) mogą być lub bywać wychowawcami w sensie społeczno-kulturowym, ale nie muszą, a większość nie ma nawet takiego zamiaru.  Wszyscy aktywizują się lub są aktywizowani w momencie klasyfikacyjnej rady pedagogicznej, w trakcie której mogą podzielić się opinią na temat „swoich” i „nie-swoich” uczniów, chociaż także tego czynić nie muszą. W końcu to nauczyciel-wychowawca wystawia „swoim” podopiecznym ocenę zachowania raz na semestr. 

Nauczyciele doskonale wiedzą, że ocena zachowania nie ma żadnej wartości, żadnego sensu, znaczenia dla zdecydowanej większości uczniów, którzy nie aspirują do najwyższej średniej ocen z przedmiotów (co najmniej 4,75). Jest to bowiem wyjątek w wewnątrzszkolnym ocenianiu, który sprowadza się do wystawienia najlepszym uczniom świadectwa z biało-czerwonym paskiem, jeżeli posiadają co najmniej bardzo dobrą ocenę zachowania. Dla pozostałej większości uczniów, to, czy mają ocenę zachowania bardzo dobrą, dobrą, poprawną, nieodpowiednią czy nawet naganną, w niczym nie zmienia ich statusu, bowiem i tak są promowani do następnej klasy.

Nikogo ta ocena nie interesuje, nie obchodzi, i słusznie. Owszem, skoro jest wyjątek dla „najlepszych” uczniów, to musi być i dla „najgorszych”. Są szkoły, w których dwukrotne otrzymanie oceny nagannej powoduje niepromowanie do następnej klasy. O ile jednak tzw. wychowawcy chwalą się, kiedy wystawiają „swoim” uczniom najwyższe noty i świadectwo, o tyle nie wystawiają oceny nagannej, bo musieliby się z niej tłumaczyć. Byłby to bowiem wskaźnik ich nieudolności wychowawczej. Za co biorą dodatek funkcyjny?                      

Skoro ocena zachowania jest traktowana jako instrument rzekomego nagradzania lub karania uczniów za ich aktywność oraz postawy w szkole i poza nią (ale w ramach zajęć szkolnych), to z psychologii behawioralnej wiemy, że jej odroczenie w czasie nie spełnia swojej funkcji. Skoro środowisko szkolne ma w całym kraju być podporządkowane inżynierii społecznej, a więc manipulacji za pomocą kar lub nagród, to należy ją stosować natychmiast po zaistnieniu określonej reakcji ucznia/-ów (niepoprawnej lub pożądanej), tym bardziej u dzieci i młodzieży, skoro są w fazie anomii lub heteronomii społeczno-moralnej. Politycy oświatowi nie rozumieją, nie wiedzą, że istnieją jeszcze inne psychologiczne koncepcje człowieka i jego rozwoju, które są od dziesiątek lat efektywnie stosowane w niektórych placówkach niepublicznych (szkołach alternatywnych). Nadal zatem mamy behawioryzm w krajowej oświacie publicznej (i to też nie w pełni publicznej).

Pomijam już w tym wpisie kwestie kryteriów, jakie zapisali nauczyciele w regulaminach oceniania zachowania uczniów, bo kompromitują one nie tylko ich jako rzekomo posiadających kwalifikacje pedagogiczne, ale także jako rzekomo nauczycieli. Szczególnie regulacje oparte na systemie punktowym świadczą o głębokiej zapaści rozwojowej tych, którzy je zaakceptowali i stosują w praktyce.   


06 lipca 2024

Polska Korupcja Akredytacyjna

 



Od kilku miesięcy otrzymujemy doniesienia dziennikarzy śledczych na temat korupcji, której beneficjentami okazali się jacyś pracownicy i zapewne też niektórzy eksperci Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Zastanawiam się, jak długo trwał ten proceder w tym urzędzie, którego kadry zamiast stać na straży jakości kształcenia, sprzeniewierzyły dobre imię instytucji państwowej? 

Wielokrotnie podejmowałem w blogu problem zdumiewających wyników akredytacji w szkołach wyższych, które dziwnym trafem otrzymywały pozytywną rekomendację prezydium PKA mimo negatywnych ocen zespołów akredytujących! Zapewne przyczyniło się do ujawnienia tego procederu aresztowanie b. rektora Collegium Humanum. Wydział Teologiczny Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie wszczął postępowanie Pawłowi Cz. w sprawie podejrzenia o plagiat w pracy doktorskiej. 

W łódzkiej "Gazecie Wyborczej" czytam w artykule Piotra Brzózki: 

"CBA zatrzymuje rektora WSBW Krzysztofa G. oraz prorektorkę Izabelę B. w związku z wielowątkowym śledztwem w sprawie zorganizowanej grupy przestępczej działającej na jednej z warszawskich uczelni niepublicznych, a także przestępstw o charakterze korupcyjnym. Zatrzymani zostają również wykładowca Akademii Górnośląskiej w Katowicach oraz pracownik Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa Publicznego i Indywidualnego Apeiron w Krakowie.

Prokuratura stawia im zarzuty przekupstwa oraz płatnej protekcji. Według śledczych mieli oni wręczać od 15 do 200 tysięcy złotych osobom reprezentującym Polską Komisję Akredytacyjną w zamian za korzystne dla uczelni rozstrzygnięcia".

Pracownik czy pracownicy PKA wyłudzali lub otrzymywali wysokie korzyści materialne i nie tylko od b. rektora powyższej "szkółki", ale także od władz innych wyższych szkół prywatnych. Czytam, że także jakaś łódzka szkółka "bezpiecznego gotowania na gazie" zapłaciła za uzyskanie zgody PKA na prowadzenie kierunku studiów. Zastanawiam się, po co utrzymujemy z pieniędzy publicznych  urzędników państwowych w PKA i Ministerstwie Nauki, których kierownictwo nie jest w stanie nadzorować i weryfikować swoich podwładnych? 

Może minister nauki zablokuje wreszcie dalszy rozwój Polskiej Korupcji Akredytacyjnej? Korupcja w PKA nie pojawiła się w ciągu jednego roku. Musiała trwać latami, skoro tak bezczelnie ktoś dawał temu przyzwolenie.