Jak informują dyrektorzy szkół w Łodzi Związek Zawodowy "Solidarność" rozesłał do szkół "bardzo ważny tekst", którego bym nie przedrukowywał, gdyby nie został mu nadany pseudozwiązkowy wymiar. Mimo bowiem zapewnień ministra P. Czarnka, że nie będą likwidowane szkoły specjalne, autorka artykułu wraz ze związkowcami zdaje się zamierza wkładać władzy przysłowiowy "kij w szprychy", pisząc:
Jolanta Dobrzyńska
Edukacja włączająca jako nowa ideologia
Z początkiem bieżącego
roku przeszła przez kolejne województwa fala zdalnych spotkań informacyjnych
dla oświatowych kadr kierowniczych. Wiceminister Marzena Machałek, pełniąca
funkcję pełnomocnika rządu do spraw edukacji włączającej oraz przedstawiciele Ośrodka
Rozwoju Edukacji prezentowali nowe zasady organizacji kształcenia dzieci
niepełnosprawnych i niedostosowanych społecznie, a dokładnie, projekt tworzenia
Specjalistycznych Centrów Wspierania Edukacji Włączającej.
Program nęcił
środkami z konkursów grantowych, a jednak cała sprawa wywołała głęboki niepokój
środowisk nauczycielskich, psychologów dziecięcych i osób śledzących od lat
zmiany w tym temacie. Na wstępie krótkie wyjaśnienie.
W Polsce istnieją trzy
modele pracy z uczniami niepełnosprawnymi i niedostosowanymi społecznie.
Pierwszy, to szkoły specjalne, zajmujące się opieką, wychowaniem, kształceniem,
rehabilitacją i resocjalizacją dzieci i młodzieży z określoną
niepełnosprawnością i zaburzeniami zachowania.
Drugi model, to klasy
integracyjne, o zmniejszonej liczbie uczniów, w których uczy się wraz z innymi
kilkoro dzieci z dysfunkcjami, wspieranych przez nauczyciela wspomagającego.
W
modelu trzecim, zwanym „edukacją włączającą” bądź „inkluzyjną”, dzieci z
dysfunkcjami przyjmowane są na równi z innymi uczniami do wybranych przez
rodziców szkół masowych, gdzie winny uzyskać należne im wsparcie.
Przed 8 laty
organizacje ponadnarodowe zdecydowały o uczynieniu z edukacji włączającej
jedynej formy kształcenia dzieci z dysfunkcjami. „Edukacja włączająca” (inkluzja)
to zagadnienie globalne. W rozumieniu organizacji ponadnarodowych oznacza
przebudowę systemu kształcenia uczniów z wszelkimi dysfunkcjami, w tym:
niewidomych, głuchoniemych, z afazją, niepełnosprawnych ruchowo, z
upośledzeniem umysłowym, autystycznych i niedostosowanych społecznie. Zgodnie z
ideą inkluzji wszystkie te dzieci winny uczyć się w szkołach ogólnodostępnych,
na każdym z poziomów edukacyjnych, na równi z innymi uczniami, jednak w
dostosowanych do ich możliwości zakresie programowym i metodzie.
Prezentowany
przez Marzenę Machałek program ma wspomóc nauczycieli szkół ogólnodostępnych w
tym trudnym, często niewykonalnym zadaniu. Z roku na rok przybywa w
ogólnodostępnych szkołach w Polsce uczniów z orzeczoną niepełnosprawnością i
niedostosowaniem społecznym, sięgając 70% wszystkich dzieci z orzeczeniami.
Idea „inkluzji społecznej” niesie ze sobą nie tylko reorganizację kształcenia
dzieci o specjalnych potrzebach, ale i przewrót w całym, ogólnodostępnym
szkolnictwie polskim.
Sięgając poza hasła… Edukacja włączająca, jak czytamy w
rozmaitych opracowaniach tematu, to jednak coś znacznie więcej niż
reorganizacja szkolnictwa, to: „nowa filozofia myślenia o edukacji”, „zasada
organizacyjna, która leży u podstaw pracy szkoły nad równością”, „zobowiązanie
do kierowania się sprawiedliwością społeczną i stosowania edukacji bazującej na
prawach człowieka”. Wymaga „zmiany paradygmatu oraz postaw i wartości przez
wszystkich uczestników działań oświatowych.”
Te i wiele innych haseł o
ideologicznym wydźwięku piętrzy się w literaturze krajowej i obcej, zastępując
definicję i koncepcję edukacji włączającej. Brak skonkretyzowanych opisów
praktyk tej edukacji rodzi zaniepokojenie i skłania do poszukiwania rodowodu
idei inkluzji w dokumentach źródłowych. W 1994 roku na Światowej Konferencji w
Salamance przedstawiciele władz z 92 krajów, w tym z Polski, podpisali
deklarację przyjęcia zaprezentowanego przez UNESCO programu „włączenia
edukacyjnego”.
Szkoły masowe miały stać się „szkołami dla wszystkich”,
przyjmując każde dziecko, z poszanowaniem jego odrębności. W wytycznych
czytamy, iż „wyjątki od tej reguły powinny być rozpatrywane indywidualnie”. W
Polsce, poczęły powstawać liczne przedszkola i klasy integracyjne, działające
jednak na zasadach dobrowolności. Zachętą była bardzo wysoka subwencja
wypłacana na każde dziecko niepełnosprawne. Globalnym ideologom nie o taką
inkluzje wszak chodziło.
Ogłoszona w 2012 r. „Konwencja o prawach osób
niepełnosprawnych” nie przewidywała już żadnego odstępstwa od zasady inkluzji.
Prawo dzieci niepełnosprawnych do edukacji w szkołach masowych zostało ujęte
jako obowiązek takiej edukacji. W systemach państwowych szkoły specjalne i
klasy integracyjne straciły prawo bytu.
W 2016 roku „Agenda ONZ na rzecz
Zrównoważonego Rozwoju 2030” wprowadziła adekwatny do wspomnianej Konwencji
zapis: „Cel 4. Zapewnić wszystkim edukację włączającą na wysokim poziomie i
promować uczenie się przez całe życie”. Rządy zostały zobowiązane do
„zapewnienia wysokiej jakości kształcenia, sprawiedliwego i włączającego
wszystkich do tego procesu, na wszystkich jego poziomach – edukacji
przedszkolnej, nauki w szkole podstawowej, średniej oraz kształcenia
technicznego i zawodowego”.
Dokument stał się podstawą do składania przez
władze państw raportów z postępów w realizacji zadania do 2030 roku. Hasłowość
programu edukacji włączającej w połączeniu z naciskiem organizacji
ponadnarodowych na bezwzględną jego realizację („All means all!”) wskazują na
ideologiczny charakter postępujących przemian. Dzieci i młodzież z dysfunkcjami
to kolejna mniejszość społeczna, w obronie której stają globalni lewicowi
przywódcy polityczni. Nie licząc się z realiami finansują działania stwarzające
zagrożenia dla narodowych systemów oświaty. Dla dobra dziecka
niepełnosprawnego?
Polskie szkoły od prawie 30 lat gromadzą doświadczenia z
włączaniem uczniów niepełnosprawnych w edukację ogólnodostępną. W ostatnich
latach na życzenie rodziców przyjmowane są do placówek ogólnodostępnych dzieci
z każdym rodzajem niepełnosprawności. Nauczyciele, pedagodzy specjalni i
psycholodzy zdobyli spory bagaż doświadczeń. Wnioski tworzą realistyczny a nie
ideologiczny obraz zagadnienia.
Powodzenie włączenia zależy głównie od rodzaju
i stopnia niepełnosprawności ucznia. Szkoła ogólnodostępna postrzegana jest
jako dobre miejsce kształcenia uczniów z zaburzeniami sensorycznymi. W
odniesieniu do dzieci autystycznych trudno jest wyrokować – szerokie spektrum
autyzmu wymaga indywidualnych wskazań pracy w małej bądź dużej grupie.
Inkluzja
nie sprawdza się natomiast w przypadku dzieci z problemami
psychologiczno-społecznymi. Aż 85% nauczycieli w Polsce uważa też, że klasa
szkolna w szkole masowej nie jest dobrym miejscem kształcenia najliczniejszej
grupy – uczniów z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim, a tym bardziej
w średnim i znacznym.
Nie idzie wyłącznie o dystans do zagadnień programu
szkolnego, lecz chodzi głównie o poczucie wyobcowania. Na niekorzystną sytuację
tych uczniów w szkołach masowych wskazuje szereg badań. Uczniowie „włączeni”
wykazują większe niż ich rówieśnicy w szkołach specjalnych poczucie
„wyłączenia”. Wszelkie próby dociekań, który typ szkoły – masowa czy specjalna
– tworzy środowisko bardziej sprzyjające rozwojowi dziecka z określonym
rodzajem niepełnosprawności, wywołują gwałtowne protesty ideologów inkluzji.
Z
doświadczeń innych krajów… Pionierem edukacji włączającej są Stany Zjednoczone.
Już w latach siedemdziesiątych dokonano tam zamknięcia placówek specjalnych.
Działaniom towarzyszyła redystrybucja zasobów szkół specjalnych do szkół masowych,
czyli specjalistycznego sprzętu i pomocy dydaktycznych, a co gorsza, też
wiedzy, doświadczenia i umiejętności wyspecjalizowanych nauczycieli.
Po latach
chaosu stwierdzono niemożność koegzystowania części uczniów z ciężkimi
dysfunkcjami i niedostosowaniem społecznym z uczniami szkół masowych. Podjęty
został program odwrotu od wcześniejszej decyzji, nazywany obrazowo
„oddzielaniem drzew od lasu”. Placówki specjalne odbudowywane są z trudem i po
wysokich kosztach.
Od lat wyznacznikiem wszelkich edukacyjnych ideologii jest
przeszczepianie ich przez organizacje ponadnarodowe na grunt europejski i inne
kontynenty po tym, jak dokonały zniszczeń w ich mateczniku, Stanach
Zjednoczonych. Tak stało się i tym razem.
Rząd Wielkiej Brytanii wprowadził
edukację włączającą w oparciu o mylne przekonanie o istnieniu dowodów na
pozytywne skutki inkluzji. Dziś, z zamiarem naprawy błędu, gromadzi dowody
płynące z doświadczeń. Holandia, po zamknięciu większości szkół specjalnych,
zmaga się dziś z ponad dwukrotnym ich przepełnieniem, a 15 tysięcy uczniów
niepełnosprawnych wypadło w tym kraju z systemu szkolnego.
Australia, po
trudnych doświadczeniach z inkluzją wycofała z podstawowych szkół masowych do
szkół specjalnych 37% dzieci z dysfunkcjami. Nie są znane w świecie realne
przykłady sukcesów inkluzji. Nie przekonuje to jednak ideologów, gotowych
obciążyć winą za niepowodzenia nauczycieli szkół masowych.
Niektóre kraje
przyjęły ostrożniejszą strategię działań niż całkowite rozproszenie zasobów
edukacji specjalnej. Jest nią reorganizowanie szkół specjalnych w taki sposób,
by stały się instytucjami wsparcia dla nauczycieli szkół ogólnodostępnych. Jest
to jednak okrężna droga do stopniowego, samoczynnego wygaszania tych szkół.
Tą
drogą zdaje się iść polski rząd. Obawy mocno uzasadnione Przeciwko idei
zrodzonej w umysłach urzędników ponadnarodowych organizacji stają
zdroworozsądkowe argumenty, wyłonione z polskich doświadczeń. Brak dyskusji nad
nimi potęguje obawy o polską szkołę. Utopią jawi się wizja projektu, w którym
jedna szkoła i każdy jej nauczyciel mają zaspakajać szerokie spektrum potrzeb
wszystkich uczniów.
Dziecko ociemniałe potrzebuje wąskich korytarzy, dziecko na
wózku szerokich; uczeń z depresją wymaga zewnętrznych bodźców, uczeń
autystyczny maksymalnego ich ograniczenia; uczniom ze znaczną
niepełnosprawnością intelektualną nie potrzebny jest program nauczania, lecz
stałe towarzyszenie osoby dorosłej i nauka samoobsługi. W szkołach specjalnych,
nierzadko o stuletnich tradycjach, dzieci niepełnosprawne intelektualnie tworzą
wspaniałe teatry, zespoły taneczne, wykonują ciekawe prace plastyczne.
W
szkołach dla niewidomych istnieją zespoły muzyczne i chóry. Osiągnięcia tych
uczniów prezentowane są często społeczności pozaszkolnej. W atmosferze podziwu
rodzą się najkorzystniejsze dla dziecka, stymulujące rozwój relacje ze światem
zewnętrznym. W szkołach tych rodzą się też trwałe przyjaźnie. Tego nie zapewni
szkoła masowa.
Podstawową funkcją szkoły jest kształcenie. Wprowadzanie zmian
mających na celu usytuowanie w szkołach ogólnodostępnych jak największej liczby
uczniów z dysfunkcjami rozwojowymi doprowadza niejednokrotnie do trudności w
realizacji programu szkolnego przez inne dzieci. Prawa niepełnosprawnej
mniejszości do włączenia szkolnego stają w konflikcie z prawem większości do
nauczania.
Do szkół masowych uczęszcza coraz więcej dzieci z zaburzeniami
zachowania. Badania wykazują związek między atakami agresji a stresem
psychologicznym i trudnościami szkolnymi. Dzieci te wymagają pracy w małych
grupach terapeutycznych. W szkołach masowych problemy nasilają się. Bywa, że z
powodu niekontrolowanych agresji klasa szkolna staje się miejscem
niebezpiecznym dla pozostałych uczniów i nauczycieli.
Przy notowanych obecnie,
niemałych brakach kadrowych wśród psychologów dziecięcych, nie stać nas na
odrywanie kogokolwiek ze specjalistów od pracy z dziećmi niepełnosprawnymi i
powierzanie mu zadań wspierania nauczycieli i prowadzenia szkoleń, jak
przewiduje program.
Rewolucję istniejącego systemu winno zastąpić jego kadrowe
wzmocnienie. Nauczyciele i pedagodzy specjalni, zmuszani do radzenia sobie z
coraz większym natężeniem niekorzystnych następstw inkluzji, odchodzą z zawodu.
Co piąty nauczyciel żałuje wyboru profesji. Należny uznać, że nie każdy ma
predyspozycje do pracy z każdym uczniem i nie jest to problem braku
umiejętności, lecz osobowości.
Wkrótce zacznie brakować w Polsce nauczycieli.
Szkolenia nauczycieli do realizacji inkluzji przybierały w świecie przede
wszystkim postać kampanii świadomościowych. O konieczności zmian świadomości
społeczeństwa mówią przedstawiciele UE, jak też niektórzy przedstawiciele
nauki.
Jest to historycznie niechlubna, a politycznej groźna dialektyka
komunistyczna. Niestety, okazuje się skuteczna. Wielu rodziców, uwierzywszy w
ideę „szkoły dla każdego”, z nadzieją posyła dziś swoje niepełnosprawne dziecko
do pobliskiej placówki. Rozczarowanie, jakie następuje po czasie, kierowane
jest ku niespełniającym oczekiwań nauczycielom. Pretensje do nauczycieli
zgłaszają też rodzice innych uczniów, krzywdzonych agresywnym zachowaniem
dzieci z dysfunkcjami.
W wielu krajach dochodzi do procesów sądowych o
zaniedbanie uczniów przez nauczycieli. Inkluzja wzmaga konflikty społeczne.
Budować na doświadczeniu, nie ideologii „Inkluzja społeczna zaczyna się w
naszych głowach” – takie hasło rzucił przed laty niemiecki socjolog Jo Jerg,
być może nie wiedząc, że będzie ono wielokrotnie powielane przez propagatorów
nurtu na usprawiedliwienie braku w literaturze opisów istniejących praktyk
inkluzji.
Na pytanie praktyczne „jak uczyć w jednej klasie uczniów o skrajnych
możliwościach intelektualnych?” nauczyciele otrzymują odpowiedź, iż na pewno
nie może to być nauczanie frontalne i raczej zapomnieć należy o zwykłej
realizacji programu nauczania. To wszystko. Reszta należy do nauczyciela.
Te,
zda się niewiele mówiące odpowiedzi, nasuwają jednak pewne skojarzenia, być
może pomocne w szukaniu odpowiedzi na najważniejsze pytanie w tym temacie,
pytanie o cel przemian. Myśl nieodparcie cofa się do pierwszej połowy XX w.,
kiedy to do szkół bolszewickiej Rosji i innych ogarniętych rewolucją krajów:
Hiszpanii, Włoch, Chin, Turcji i Meksyku, wprowadzano metodę edukacyjną Johna
Dewey´a.
Metoda ta, oparta o ludowe, pragmatyczne kształcenie wszystkich dzieci
wspólnie – bez podziału na wiek, bez klas i szkolnych ławek – gromadziła
uczniów wokół stawianych im przez nauczycieli zadań. Niemal wojskowy dryl
utrzymywał porządek, zaś komisarze ludowi oświaty dbali o propagandę wśród
uczniów swobody seksualnej.
Metoda sprawdziła się w obalaniu tradycyjnego ładu
społecznego oraz, jak przyznał sam jej twórca, w „budowaniu nowej psychiki
społecznej i nowego porządku moralnego”. Wycofano ją dopiero wówczas, gdy
zabrakło kadr do budowania nowej gospodarki.
Wobec poruszenia wielu środowisk
oświatowych, w dniu 24 lutego minister Przemysław Czarnek wydał oświadczenie, w
którym stwierdził, iż nie ma planów likwidacji szkół specjalnych i poradni
psychologiczno-pedagogicznych, a jedynie zamiar wykorzystania ich potencjału
dla kształcenia nauczycieli szkół masowych i pomocy rodzinom. Wypowiedź, być
może, uspokaja nauczycielskie związki zawodowe, ale nie rozwiązuje problemu,
który od lat przybiera na sile.
Mimo dobrej woli wielu ministrów, zatroskanych
o edukacyjne „tu i teraz” polskiej szkoły, łatwo zauważyć, że faktyczne zmiany
w oświacie przebiegają wolno a uparcie ponad bieżącą działalnością resortu, w
kierunku celów wyznaczanych przez organizacje ponadnarodowe. Dzieje się tak od
blisko 30 lat za przyczyną zewnętrznych zobowiązań władz i pozyskiwanych przez
resort środków finansowych na ich realizację.
Pieniądze nazbyt łatwo zmieniają
osądy grup ludzi, którzy są ich dystrybutorami i beneficjentami. Doprawdy,
trudno nie kryć obaw o polską szkołę.
Artykuł w Naszym
Dzienniku, 16 marca.2021r. (podkreślenia moje; tekst zgodny z oryginałem)
Mój komentarz może być tylko krótki: ignorancja w wyniku zacietrzewienia ideologicznego, wprowadzająca w błąd opinię publiczną. Frazesy, ogólniki, generalizacje i interpretacje artefaktów. Ma rację autorka tego tekstu w jednym, że pieniądze zmieniają osądy ludzi, których nie stać na NAUKOWĄ i OŚWIATOWĄ PRAWDĘ. Czyżby autorka nie czytała żadnej książki Johna Deweya, mimo iż mamy w kraju przekłady kilku z nich na język polski?
Propaganda lat 50. XX w. wraca w niechlubnej stylistyce. Znowu czytamy o zachodnich źródłach finansowania zewnętrznych zobowiązań, czyli rzekomo Unii Europejskiej. Polscy europarlamentarzyści nie powinni spokojnie spać po takim tekście. Autorka nie wie, że UE nie ma nic do powiedzenia w sprawie edukacji państw narodowych, że to posłowie "Solidarności" i Zjednoczonej Prawicy korzystają z tych funduszy? Nie widzi tysięcy inwestycji w infrastruktury szkolne?
Wypala się problematyka gender, to przyszła kolej na ekskluzję inkluzji, i to bez zrozumienia.