15 listopada 2024

Nie tylko historykom pedagogiki - ku pamięci

 


Przekazano mi informację, że zrezygnował z członkostwa w Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN pedagog społeczny - prof. Tadeusz Pilch. To nie jest dobra wiadomość, bo doskonale pamiętam naszą wyjątkową współpracę, kiedy kierowałem KNP PAN w latach 2012-2019.  Dla mnie, jako młodszego kolegi nestora polskiej pedagogiki, był to prawdziwy zaszczyt.

Muszę przypomnieć, żeby jednak świat nie zapomniał o naszej współpracy, którą także T. Pilch doceniał i wyrażał w swojej korespondencji (kursywą treść listów T. Pilcha): 

From: tadeusz

To: Bogusław Śliwerski

Sent: Sunday, December 23, 2012 1:57 PM

Subject: Boże Narodzenie!

Drogi Bogdanie!

   Przyjmij, proszę, moje najserdeczniejsze życzenia spokojnych, zdrowych świąt Bożego Narodzenia. Niech święta przyniosą Tobie i Twoim najbliższym odpoczynek i radość z rodzinnego obcowania. Nowy Rok niech spełni Wasze plany zawodowe i marzenia osobiste!  Przyjmij, przy okazji, serdeczne gratulacje z racji wyboru do najwyższej instancji polskiej nauki!

          z serdecznymi myślami   Tadeusz Pilch   

*** 

Rzeczywiście, rozkręcaliśmy wspólnie działania Komitetu na rzecz doskonalenia pedagogiki jako nauki. Już w następnym liście Profesor pisał do naszego grona i do mnie jako przewodniczącego KNP PAN: 

From: tadeusz

Sent: Sunday, May 12, 2013 3:40 PM

To: Bogusław Śliwerski ; Bogusław Śliwerski

Subject: Zjazd

 Szanowne Koleżanki i Koledzy członkowie Komitetu Organizacyjnego!

  Przekazuję projekt organizacyjno - treściowy naszego Zjazdu. Jest on "silnie" niedopracowany w częściach  zawierających propozycje debat, samych tytułów oraz "zagadnień" debaty. Także lista uczestników jest tylko umowna. proszę więc o propozycje dotyczące wszystkich spraw. Nic nie jest rozstrzygnięta. Także wakuje autorstwo raportu Pt: "Kultura masowa". Ogromna większość autorów raportu podjęła z wielką ochotą swoje zobowiązania. Brakuje jeszcze zgody Profesora Śliwerskiego, zarówno w odniesieniu do Raportu, jak i do wystąpienia plenarnego. Dlatego wysyłam projekt także do Profesora B. Śliwerskiego, licząc na Jego przyjazne podejście.

Od Was oczekuję korekt, i wszelkiego pozytywnego współdziałania w ciągu trzech dni. Do środy! Serdecznie wszystkich pozdrawiam!             Tadeusz Pilch

*** 

Jakżeż mógłbym nie dać zgody na tak ważne spotkanie pedagogów społecznych(sic!), tym bardziej, że Profesor wydzwaniał i prosił o mój aktywny udział w tym Zjeździe: 

----- Original Message -----

From: Bogusław Śliwerski

To: tadeusz

Sent: Sunday, May 12, 2013 6:12 PM

Subject: Re: Zjazd

 Tadeusz, bardzo dziękuję za zaproszenie do tego interesującego projektu i Zjazdu. Z przyjemnością wezmę w nim udział. Proszę o skorygowanie referatu tak, by nadać mu szerszy wymiar: czyli by brzmiał on:

SZKOŁA W POLITYCE OŚWIATOWEJ III RP WOBEC NIESPEŁNIONYCH NADZIEI ORAZ NOWYCH  WYZWAŃ

Tekst do książki przygotuję – Pozdrawiam – Bogusław 

Sent: Sunday, May 12, 2013 9:37 PM

To: Bogusław Śliwerski

Subject: Re: Zjazd

 Boguś!  Serdeczne dzięki!  Już skorygowany tytuł Twojego wykładu - przesyłam!

                                                                             Tadeusz P.

*** 

To był ważny Zjazd Pedagogów Społecznych. Nie ukrywam, że i mój refert wzbudził zainteresowanie, bowiem warto było przypomnieć uczestnikom zdradę zobowiązań wobec Solidarności lat 1980-1989 PSL, które we współrządzeniu z SLD doprowadziło do powrotu postkomunistycznej władzy w oświacie. Profesor ponaglał, bym po dobrze przyjętym referacie przekazał mu tekst do druku w kierowanym przez niego czasopiśmie:

From: tadeusz

Sent: Sunday, July 7, 2013 10:12 PM

To: Bogusław Śliwerski

Subject: Re: Zjazd

 Drogi Bogusławie!

  Pilnie oczekujemy na Twój raport.  Roboczy tytuł: "Polska szkoła"  Chodzi o diagnozę krytyczna. 20 tys. znaków, ok 12 stron. Boguś to ostatni tydzień (następny) przed oddaniem do redakcji.  Bardzo prosimy.   Tadeusz P.   

Uspokajałem Mistrza: 

To: tadeusz

Sent: Sunday, July 07, 2013 10:15 PM

Subject: Re: Zjazd

 Tadeusz, otrzymasz ten raport na 100%. Powinienem zdążyć do wtorku. Termin wypadł – jak wiesz – na dość gorący okres i całe zamieszanie z PAN, prasą itp. Jeszcze miałem kolokwium w Lublinie, stąd trudność pozyskania czasu. Będzie jednak do wtorku. Serdeczności Bogdan

***

Uffff. Zdążyłem, bo jednak trudno było zawieść zaufanie tak wybitnego pedagoga. 

*** 

Artykuł ukazał się w "Pedagogice Społecznej":

Śliwerski B., Polityczny a naukowo bezkrytyczny monitoring i ewaluacja danych oświatowych, Pedagogika Społeczna 2013 nr 4 (50), s. 7-28.

*** 

Dla organizatorów takich wydarzeń ważny okazał się nie tyle sam patronat naukowy KNP PAN, co nobilitacja Zjazdu przez wsparcie naszego Komitetu. To zrozumiałe. Profesor pisał: 

tadeusz <tadpil@wp.pl>

śr., 10 lip 2013, 21:23

do mnie

Szanowny kolego Przewodniczący!  Drogi Bogdanie!

  Boguś - głównym organizatorem Zjazdu jest Zespół Ped. Społ. pod auspicjami  KNP PAN. Czy uważasz, że Zjazd mógłby na stronie internetowej oraz w materiałach Zjazdowych używać logo naszego Komitetu, dla podkreślenia rangi naukowej imprezy, pokrewieństwa organizacyjnego... I nie chodzi o patronat, bo ten, jak mnie zapewniano w Kancelarii, da Pan Prezydent.

  Tak mi się wydaje, że ta decyzja nie jest regulowana żadnymi przepisami. To kwestia twojego uznania, ew. Prezydium. Dla KNP nie będzie to ujma, bo impreza jest poważna. Dla nas będzie to też rodzaj nobilitacji...Rozważ, ew. skonsultuj i daj odpowiedź, bo już idą wszelkie przygotowania.

  Dziękuję za raport. już poszły do redakcji, ale ciągle nad nimi pracujemy.

   Serdecznie pozdrawiam!         Tadeusz P.  

*** 

Profesor trochę się niepokoił, toteż musiałem go zapewnić, że ze strony KNP PAN będzie miał wsparcie. Przecież był członkiem KNP PAN: 

From: Bogusław Śliwerski

To: tadeusz

Sent: Wednesday, July 10, 2013 10:14 PM

Subject: Re: Zjazd

 Tadeusz Ty nie musisz o to prosić, bo to się Tobie należy bez żadnych procedur. Te dotyczą organizatorów konferencji spoza KNP. Tak więc mogę być Tobie wdzięczny, że mimo prób degradowania przez władze PAN i prof. K. pedagogiki, robisz swoje. Ja z całego serca popieram. Nie możemy dać zepchnąć się z obszaru debaty publicznej ale i wewnątrzśrodowiskowej. Logo KNP jest także Twoim. Bogusław

Profesor zawsze miał na uwadze służbę nauce społeczeństwu. Jakże mógłbym nie poprzeć takiej inicjatywy.  Pilch kierował w KNP PAN Zespołem Pedagogiki Społecznej. 

Bogusław Śliwerski <boguslawsliwerski@>

czw., 11 lip 2013, 23:19

do tadeusz

Tadeusz, dziękuję raz jeszcze. Oczywiście, że jest tu pełne moje poparcie dla tej inicjatywy. Będę wdzięczny za informowanie także o innych przedsięwzięciach Twojego Zespołu, to będziemy to upowszechniać w naszym środowisku, bo niektórym wydaje się, że  w zespołach KNP PAN nic się nie dzieje. Życzę pięknego lata. Bogusław

From: tadeusz

Sent: Thursday, July 11, 2013 10:10 AM

To: Bogusław Śliwerski

Subject: Re: Zjazd

 Boguś!

 Serdecznie dziękuję! Jednak, to było tak, że uznaliśmy, że nawet jeśli to by nam przynależało, to wymogi przyzwoitości dyktowały zwrócenie się do Ciebie!

  Nie omieszkam w stosownych miejscach i okolicznościach oznajmić, że Zjazd ma aprobatę Przewodniczącego Komitetu NP... Dziękuję!   Tadeusz

***

Szybko minął nam pierwszy rok współpracy: 

tadeusz <tadpil@wp.pl>

niedz., 22 gru 2013, 22:10

do mnie, Bogusław

 Drogi Bogusławie!

     Życzę Tobie i twoim Najbliższym pogodnych, spokojnych i zdrowych świąt Bożego Narodzenia. Niech wspólnota rodzinna, jej uczucia i klimat pozwolą Ci nabrać nowych sił do pięknej pracy i wygasić złe emocje, których nie szczędzi życie.  Nowy Rok niech da Wam wszystkim zdrowie oraz spełnienie planów i marzeń -  małych i dużych. Niech obdarzy wszelkimi dobrami i sukcesami! 

z serdeczną pamięcią!           Tadeusz Pilch

*** 

Z końcem grudnia 2013 roku planowaliśmy kolejne inicjatywy naukowe: 

Bogusław Śliwerski <boguslawsliwerski

niedz., 29 gru 2013, 22:45

do tadeusz

Drogi Tadeuszu, polska pedagogika ma 3 sosnowieckich “tenorów”: Nawroczyński,  Kupisiewicz i Suchodolski. Dwóm pierwszym były już poświęcone konferencje pod patronatem KNP PAN i ukazały się książki. Pozostał nam ten Trzeci – Suchodolski, stąd ten projekt, do którego zresztą zapraszam członków KNP PAN i nie tylko, od maja tego roku. Specjalnie przesunęliśmy termin oddania tekstów do końca stycznia, bo pierwotnie był do końca grudnia.

Piszę Ci o tym, bo sam bardziej uwielbiam i cenię dzieła B. Nawroczyńskiego, chociaż Suchodolski  jest tu zupełnie inną postacią i innym twórcą. Suchodolskiemu poświęcamy sesję i tomik ze względu na rocznicę jego urodzin i ów fakt bycia jednym z sosnowieckich tenorów. Humanitas zgodził się to wydać. Nie mam w KNP złotówki na cokolwiek, więc w takich sytuacjach zawsze szukam sponsora.

Jeśli możesz natomiast napisać tekst o Nawroczyńskim to z wielką radością opublikowałbym go w Studiach z Teorii Wychowania.  Tu zaś tylko pod warunkiem, że będzie nawiązywał do Suchodolskiego. To nie ma problemu, z radością. Redaktorem tomu jest Kupisiewicz, a ja tylko mu to wszystko przygotowuję, ze zrozumiałych, a logistycznych względów.

Serdeczności na Nowy Rok – dalszego obdarzania na swoją mądrością, realizowania własnych pasji i dużo zdrowia! Bogdan

*** 

Jednak T. Pilch nie chciał mówić i pisać o B. Suchodolskim, co było dla mnie zrozumiałe, gdyż nie najlepiej zapisał się ów wybitny uczony w dziejach PRL, w odróżnieniu od jego działalności naukowej w czasach II RP.  Mimo to stwierdziłem, że jednak poprowadzę w Sosnowcu konferencję o B. Suchodolskim w miejscu urodzenia trzech tenorów polskiej pedagogiki. Nie będę tu pisał o tym, że od tego momentu zaczęła się na mnie napaść ortodoksyjnego nacjonalisty z Gliwic za to, że zorganizowałem tę konferencję, bo przecież Suchodolski był jego zdaniem "komuchem u boku gen. Jaruzelskiego". Niech to historia osądza.     

tadeusz 

niedz., 29 gru 2013, 21:15

do mnie

Drogi Bogusławie!

 Widzę, że w Twoich projektach wszyscy autorzy piszą o B. Suchodolskim. Nikt na razie nie zgłosił chęci zaprezentowania sylwetki Romana (to jego główne imię) Bogdana Nawroczyńskiego.  Zajmowałem się kiedyś tą Ciekawą i ładną z ludzkiego względu postacią. Jeśli nikt się nie zgłosi, to gotów jestem przedstawić opracowanie Pt: Roman Bogdan Nawroczyński - pedagog trudnych czasów.  

  Pozdrawiam Cię Noworocznie!  Niech Nowy rok  przyniesie tobie i twojej Rodzinie zdrowie i wszelką pomyślność. Życzę Ci sukcesów w twoich rozlicznych przedsięwzięciach!  Tadeusz Pilch 

*** 

 

Rok 2014 był dla polskiej pedagogiki społecznej znakiem wielkiej straty, bo zmarł prof. Stanisław Kawula. Wiedziałem, że pożegnać Go może w imieniu KNP PAN właśnie T. Pilch, nie tylko jako lider tej dyscypliny nauk pedagogicznych, stąd był mój list: 

W dniu 2014-12-08 o 19:33, Bogusław Śliwerski pisze:

Tadeusz, czy możesz w imieniu KNP PAN oficjalnie pożegnać Stanisława Kawulę? Muszę podać Organizatorom nazwisko. BOGDAN

Tadeusz Pilch 

pon., 8 gru 2014, 20:23

do mnie

Tak - Boguś!  Z kim powinienem się porozumieć, aby się nie pogubić?  Pozdrawiam Cię   Tadeusz 

*** 

W dniu 2014-12-12 o 00:09, Bogusław Śliwerski pisze:

Tadeusz, serdecznie dziękuję Ci za reprezentowanie - środowiska KNP PAN w uroczystościach pogrzebowych prof. Stanisława Kawuli. Prof. Józef Górniewicz prosił, bym przekazał Tobie, że olsztyńscy pedagodzy są Ci niezmiernie wdzięczni za tak piękne słowa pożegnania Profesora. 

Oto fragment listu, jaki skierował do mnie Rektor UWM w Olsztynie prof. Józef Górniewicz:

Pogrzeb Pana Profesora Stanisława Kawuli był bardzo uroczysty, a jednym z najjaśniejszych punktów było wystąpienie w części akademickiej przedstawiciela KNP PAN = Pana Profesora Tadeusza Pilcha. Bardzo skromne w warstwie patosu werbalnego, skoncentrowane wyłącznie na dokonania i osobie zmarłego, wygłoszone z "głosy" i piękną polszczyzną. Podziękowałem mu za przyjazd i mowę pogrzebową, mam jednak prośbę, abyś Ty także, przy okazji jakiegoś spotkania, podziękował Mu w naszym imieniu, całego środowiska olsztyńskich pedagogów.
Pozdrawiam
Józef Górniewicz
 

Raz jeszcze serdecznie Ci dziękuję Bogusław

*** 

To ważne, by podziękować za każdy, nawet najdrobniejszy gest przekazany na moje ręce dla T. Pilcha, by móc podzielić się wyrazami uznania dla Profesora.  

Tadeusz Pilch tadpil@

pt., 12 gru 2014, 09:49

do mnie

Boguś - Cieszę się, że uniknąłem kompromitacji i nie zrobiłem Przewodniczącemu wstydu. Ze Staszkiem istotnie znałem się od lat 70. Było o czym mówić. Pozdrawiam Cię!       Tadeusz

*** 

Zawsze miałem czas dla Profesor, kiedy tylko byłem mu potrzebny: 

Od: Tadeusz Pilch <tadpil@
Data: 25.03.2015 09:51 (GMT+01:00)
Do: Bogusław Śliwerski <boguslawsliwerski@
Temat: Prośba o spotkanie

Bogusławie Drogi!   Jeśli jesteś dziś w APS, to znajdziesz dla mnie 10
minut. Przyjechałbym na Uczelnię. Także jutro lub pojutrze? Serdecznie
Cię pozdrawiam!    Tadeusz Pilch

***  

Kiedy w 2015 roku musiałem zmienić termin ostatnich obrad w mojej pierwszej kadencji przewodniczącego KNP PAN na 17 listopada, głównie ze względu na losowe problemy części członków Komitetu, który miał zebrać się we wrześniu, Profesor odpowiadał ze zrozumieniem:

Tadeusz Pilch <tadpil@

pon., 7 wrz 2015, 14:55

do mnie

Drogi Panie Profesorze!   Ze zrozumieniem i z aprobatą przyjmuję Pańską decyzję o przeniesieniu posiedzenia KNP PAN.  Z wyrazami szacunku i przyjaźni!       Tadeusz Pilch 

*** 

Na dwa dni przed ostatnim posiedzeniem KNP PAN dotarł do mnie list, którego treść zapowiadała potrzebę zaangażowania się członków naszego gremium w narzucaną społeczeństwu pseudoreformę sześciolatków, co o której naukowcy mieli podzielone zdania. Profesor pisał:   

 Dnia 21 lis 2015 o godz. 20:31 Tadeusz Pilch <tadpil@wp.pl> napisał(a):

Drogie Koleżanki i Koledzy!
   Zespół Pedagogiki Społecznej KNP PAN musi zająć stanowisko w sprawie 6 - latków.  Przekazuję do koleżeńskiej konsultacji załączony list, pod którym się podpiszemy. Was proszę o pomoc w najlepszym zredagowaniu naszego stanowiska.  Uważam, że macie w tym względzie szczególne kompetencje. Potem zrobię z tego biuletyn i upublicznię z zapytaniem, kto nie życzy sobie swojego nazwiska pod naszym listem. Dopiero potem z nazwiskami wszystkich chętnych wyślę do pani Premier i oddzielnie do pani minister, a ponieważ to sprawa narodowa, to wyślę tez do gazet, aha - i do komisji sejmowych. Nie ukrywam, że nawet jeśli coś Wam się nie spodoba, lub w ogóle zanegujecie sens, to ja nie odpuszczę. Jestem świeżo po badaniach na Warmii i Mazurach i znam los tamtych dzieci. Tam wychowuje się kolejne pokolenie wykluczonych pariasów
  Bardzo was proszę o pośpiech. Potem wezwiemy inne komitety, aby poszły w nasze ślady. Dość pedagogiki milczenia dla każdej głupoty polityków. Prywatnie Wam powiem, ze to może jedyne sensowne dokonanie tamtego rządu, a ten na złość tamtemu chce to unieważnić.  Uważam, że w następnej kolejności zajmiemy się szkolnictwem wyższym...?    Serdecznie pozdrawiam!      Tadeusz Pilch
PS.  . Do waszego uznania - komu jeszcze do konsultacji?

*** 

Okazało się, że część członków podpisała jakiś List Zespołu Pedagogiki Społecznej do premiera, więc napisałem do T. Pilcha, żeby mnie jako przewodniczącego KNP PAN uprzedzał:   

Od: Bogusław Śliwerski <boguslawsliwerski@gmail.com>
Data: 30 listopada 2015 00:58
Temat: List do Premier i MEN
Do: tadpil@wp.pl



Drogi Tadeuszu,

byłoby dobrze, gdybym znał przed wysłaniem treść tego Listu, gdyż jestem atakowany przez dziennikarzy, a jej nie znałem. Piszę o tym na przyszłość, bo "mleko jest rozlane". Posługiwanie się afiliacją PAN natychmiast uruchamia manipulacje dziennikarzy, ale i może wywołać we władzach Wydziału I PAN konsternację. 

W takich kwestiach byłoby cenne podjęcie debaty przez Komitet Nauk Pedagogicznych, gdyż mamy w nim Zespół Edukacji Elementarnej, Zespół Pedagogiki Szkolnej i Zespół Polityki Oświatowej. Jak pamiętasz, w zakończonej kadencji właśnie za opinię Doroty Klus-Stańskiej władze PAN chciały w ogóle rozwiązać nasz Komitet.

 Twój Zespół czy jego kierownictwo - Pedagogiki Społecznej zabrał głos w sprawie, w której niektóre podpisany osoby nie mają nie tylko kompetencji, ale i zielonego pojęcia. Już otrzymuję protesty od osób, które w tym Zespole uważają, że zostały ich nazwiska wykorzystane bez ich wiedzy. Pozostawiam te kwestie do Twojej refleksji. Każdy z nas, jak i z naszych zespołów problemowych może i powinien zajmować w suwerenny sposób stanowisko w sprawach dotyczących edukacji powszechnej oraz akademickiej, tak więc nie traktuj mojego listu jako jakiejkolwiek interwencji, a jedynie jako informację zwrotną w powyższej kwestii.

 Nie ma jeszcze żadnego projektu nowelizacji Ustawy, żadnego rozporządzenia, a przecież wiadomo, że MEN musi zwrócić się do KNP PAN o opinię naukową. Falstart w takich sytuacjach nie jest dobrym doradcą, chociaż doskonale wiemy, że żadna z dotychczasowych władz nie kierowała się naszymi opiniami.

Łączę serdeczności - Bogusław

List do premiera...

*** 

Jak widać, nie było łatwo współpracować z profesorami, którzy raz oczekują nobilitacji KNP PAN, a innym razem,  poza wiedzą prezydium KNP PAN, kierowali pisma do władz państwowych. Kilka miesięcy wcześniej ówczesna wiceprezes PAN Mirosława Marody, na skutek interwencji MEN, postanowiła usunąć mnie ze stanowiska przewodniczącego KNP PAN za poparcie niezwykle rzetelnej naukowo, a krytycznej wobec projektu reformy MEN - diagnozy podstawy programowej kształcenia ogólnego autorstwa prof. Doroty Klus-Stańskiej. 

Cała intryga polityków władzy przeciwko KNP PAN została opublikowana na łamach "Rocznika Pedagogicznego" PAN:

Śliwerski B., Działalność Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, Rocznik Pedagogiczny 2015 t. 38., s. 209-244 

Moje stanowisko wobec tzw. reformy "sześciolatków" opublikowałem w: 

Śliwerski B., Polityczne uwarunkowania „bolszewizmu” w etatystycznej polityce oświatowej III RP, Horyzonty Wychowania 2015, Vol.14, No.31, s. 15-46. 

*** 

Wyjaśniałem w korespondencji do członków KNP PAN: 

W dniu 2015-11-30 o 09:42, Bogusław Śliwerski pisze:

Szanowni Państwo, w moim piśmie do prof. Tadeusza Pilcha jest zdanie:

"W takich kwestiach byłoby cenne podjęcie debaty przez Komitet Nauk Pedagogicznych, gdyż mamy w nim Zespół Edukacji Elementarnej, Zespół Pedagogiki Szkolnej i Zespół Polityki Oświatowej. Jak pamiętasz, w zakończonej kadencji właśnie za opinię Doroty Klus-Stańskiej władze PAN chciały w ogóle rozwiązać nasz Komitet."

Zostało ono użyte jako skrót do wydarzeń, które miały miejsce w KNP PAN a były przedmiotem zwołanego przez prof. Marody specjalnego posiedzenia Komitetu celem odwołania mojej osoby z funkcji Przewodniczącego KNP PAN.  Każdy z nas powinien dobrze pamiętać, że wówczas Dorota Klus-Stańska napisała trafnie krytyczną ekspertyzę dotyczącą projektu USTAWY o systemie oświaty, a nie politycznych i propagandowych przemyśleń ówczesnej ministry edukacji K. Szumilas. Napisała ją na prośbę przewodniczącego KNP PAN i przew. Zespołu Polityki Oświatowej przy KNP PAN. Tego dotyczyło moje zdanie, bo o 1.00 w nocy nie miałem zamiaru rozwijać kwestii, która wydawała mi się oczywista, a została odebrana jakobym oceniał ówczesne działalnie eksperckie, naukowe prof. D. Klus-Stańskiej jako tożsame z tym, które pojawiło się w ub. tygodniu spod pióra prof. T. Pilcha i rzekomo podpisanego przez kilkadziesiąt osób z jego Zespołu naukowców. 

Otóż wyjaśniam, że tak nie było i nie jest. Co gorsza, tak jednak będzie postrzegane w PAN, skoro prof. T. Pilch opublikował swoją opinię i być może wąskiego grona członków Pedagogiki Społecznej bez wspomnianych przez mnie konsultacji z naukowcami-specjalistami od wczesnej edukacji a na zasadzie reakcji na polityczne dopiero zapowiedzi. Tak jak napisałem, nie jestem tu cenzorem, ani sędzią w żadnej z tych spraw. Broniłem stanowiska prof. D. Klus-Stańskiej, więc będę też nadstawiał przed władzami PAN głowę za List Otwarty prof. Pilcha, bo taka jest rola przewodniczącego KNP PAN, którym jestem do dn.5 grudnia br. Potem nowy skład KNP wybierze przewodniczącego na nową kadencję. Tak więc moja reakcja powinna być jednak odczytywana w kontekście nieco szerszym. Jestem już do tego od lat przyzwyczajony.

Łączę wyrazy szacunku Bogusław Śliwerski         

*** 

To nie mogło spodobać się T. Pilchowi, który ponownie został wybrany do KNP PAN, tak jak ja, ale nie byliśmy już po tej samej stronie walki o naukowe z mojej strony a nie polityczne upełnomocnianie błędnego parcia i zmanipulowania przez ówczesny rząd PO-PSL zmian w edukacji wczesnoszkolnej. No, ale profesor był wiele lat wcześniej wiceministrem edukacji z ramienia PSL, więc można było zrozumieć jego lojalność wobec własnej formacji politycznej. Ja zaś nie byłem uzależniony od jakiejkolwiek partii politycznej, ani w PRL (wbrew kłamliwym pomówieniom wyrotowanych z uniwersytetów akademików), ani w III RP.  


Profesor napisał po "millerowsku" (jak powiadają politycy): 

Tadeusz Pilch <tadpil@

pon., 30 lis 2015, 22:15

do mnie, Maria, Dorota, Stefan, Barbara, Jerzy

Drogi Bogusławie!  Szanowny Przewodniczący obecnej i przyszłej kadencji KNP PAN. (piszę to z całym przekonaniem, bo aczkolwiek możemy się różnić w detalach - osobiście uważam, że tak dobrego przewodniczącego jeszcze nie mieliśmy). Ale to tyle słodyczy, bo pozostała część odpowiedzi słodka nie jest.
    Odrzucam z oburzeniem zarzut, że list sprokurowałem w wąskim gronie współpracowników. Na 3 dni przed jego upublicznieniem rozesłałem list do Wszystkich członków Zespołu z prośbą o korekty, o decyzję czy popiera list czy chce się wycofać. Wycofało się 8 osób. Równocześnie 7 osób przysłało prośby o ich włączenie do zespołu sygnującego list. Każdy  miał szansę dokonać  korekty (co uczyniło 5 osób) i podjąć osobistą decyzję. Wręcz nie wierzę, aby ktoś z członków Zespołu mógł dzisiaj powiedzieć, że zostało nadużyte jego dobre imię.  Opinie Kolegów z poza Zespołu interesują mnie pośrednio. mogą być aprobujące lub krytyczne - co w nauce jest zjawiskiem ze wszech miar oczywistym i pożądanym. Nie widzę przeszkód aby Ci Koledzy, którzy doznali urazów intelektualnych wystosowali swoje listy potępiające treść naszego wystąpienia i wsparcie dla światłego reformowania szkoły przez władze polityczne.
    Nie widzę powodów dla których miałbym odkładać podobną inicjatywę do bliżej nieokreślonego terminu zważywszy na ekspresowe i bezceremonialne działanie władz w przedmiotowej sprawie. Nie widzę tez powodów, aby w decyzjach kierować się enigmatycznymi przeświadczeniami władz Akademii o rzekomym władczym nadzorze jej kierownictwa nad naszymi ciałami. Jesteśmy ciałem wybranym w wyborach "powszechnych" i zgodnie z duchem prawa i obyczajami akademickimi mamy prawo do pełnej autonomii; i ze swoich poczynań nie musimy się tłumaczyć żadnej Pani w-ce prezes PAN. Jak zresztą pamiętasz byliśmy jej interwencją i atakiem na Ciebie oburzeni i daliśmy temu wyraz.
   W słuszności podjętych działań utwierdza nas dzisiejsze oświadczenie Pani Minister, która zapowiada już na dniach przygotowanie odpowiednich aktów prawnych. Twoja wiara, że zwróci się o opinię do Komitetu Nauk Pedagogicznych o opinię swoich projektów, wybacz Drogi Profesorze, pochodzi z innej epoki, lub innego ładu polityczno - prawnego.
   Nie dotykają mnie uszczypliwości zawarte w porównawczych analizach ekspertyzy Prof. Klus-Stańskiej i naszego listu, bo nie uważam za właściwe segmentowanie zjawisk społecznych z punktu widzenia kompetencji autorów piszących ekspertyzy. Uważałbym za całkiem właściwe, gdyby pod naszym listem podpisali się rodzice/rolnicy ze wsi warmińsko- mazurskich, gdzie prowadziłem przez ostatnie 3 lata badania w upadłych PGR - ach i wsiach gdzie zlikwidowano szkoły. Nie sądzę, aby ta okoliczność umniejszała wymowę zawartych w liście opinii i stawiała go niżej od akademickich ekspertyz.
   Nie bierz także na swoje barki obrony treści listu, a już - broń Boże - mojej osoby przed gniewem prominentów z PAN u. Mamy jeszcze komfort życia w wolnym kraju i w klimacie wolności słowa.
   Drogi Kolego Przewodniczący - masz olbrzymie zasługi i wszyscy je doceniamy. Masz wielki mir i poważanie. Żadne Twoje utyskiwania i łajanie mnie nie zmienią moich przekonań (i nie muszę być w tym celu specjalistą od nauczania początkowego) i mojej aktywności w roli jaka mi przypadła z wyboru mojego zespołu, który stoi za treścią listy z przekonaniem. Znane Ci rzekomo przypadki odcinania się naszych członków od listu są jak na razie jakąś osobliwością zważywszy co napisałem o drodze konsultacji!
  Zapewniam Cię o swojej lojalności, poważaniu, osobistej sympatii. Poglądów jednak zmieniać nie zamierzam i stylu działania w roli przewodniczącego Zespołu także. Z wyrazami szacunku Tadeusz Pilch 

*** 

W dniu 2015-11-30 o 22:41, Bogusław Śliwerski pisze:

Drogi Tadeuszu,

myślę, że pojawia się kolejne nieporozumienie komunikacyjne, ale to dlatego, że przywiązujemy zbyt dużą a wybiórczą wagę do treści. Napisałem i nie zmienię swojego poglądu na fakt, że w pełni szanuję i cenię każdą inicjatywę członków KNP - szczególnie, gdy jesteśmy świadom tego, jak niewielu z nas w ogóle potrafi zabrać głos w sprawach publicznych. Napisałem jedynie, że byłoby dobrze, gdybym bezpośrednio od Ciebie dowiedział się o takiej akcji, gdyż - czy tego chcemy czy nie - na mnie spadają w pierwszym rzędzie wyrazy oburzenia, którego akurat we mnie nie ma. Nie mogę nie brać na własne barki spraw, bo w PAN tylko cieszą się z naszego "rozbicia", a czołowy "niszczyciel" polskiej pedagogiki wśród członków PAN (obłudnie zatroskany o jej rzekomy kryzys, do którego sam doprowadził swoimi intrygami) zaciera ze szczęścia ręce.

Różnimy się w sprawie pseudoreformy sześciolatków. Kiedy była wprowadzana przez PO i PSL - Twój Zespół nie zajął stanowiska w tej sprawie. Tyle i tylko tyle. Teraz mamy inwersję, równie idiotyczną jak tamta. Całkowicie zgadzam się z Tobą, że trzeba reagować na tę władzę. Sam, ale nie posiłkując się logo KNP PAN, napisałem i opublikowałem bardzo krytyczny artykuł na temat planu likwidacji gimnazjów. Społeczeństwo potrzebuje jasnych przekazów z naszej strony, ale jak wprowadzasz do tego Zespół przy KNP PAN, to nikt nie ocenia, bo i nie rozumie tego, czy jest to cały Komitet, wszyscy pedagodzy, czy stanowisko wąskiego gremium akademickiego. Nie jestem temu przeciwny. Napisałem do Ciebie, żebyś jedynie mnie o tym informował, żebym wiedział nie post factum, tylko na bieżąco, zanim zaatakują mnie dziennikarze i władze PAN. Doprawdy, jest mi obojętna reakcja władz PAN. Nie w tym rzecz. Ja tylko proszę o komunikację nie kilka dni po wydarzeniu, o którym wcześniej wiedzą w ZNP i Gazecie Wyborczej.

 Być może masz rację spiesząc się z opinią, ale zupełnie nie wziąłeś pod uwagę kwestii znacznie poważniejszych, bo związanych z procesem kształcenia i opieki nad dziećmi w przedszkolach i w oddziałach szkolnych. Upaństwowienie tej opieki jest właśnie z innej epoki. Za dobrze znam edukację wczesnoszkolną, bo to jest moje prymarne wykształcenie zawodowe, i zbyt wiele dobrego w niej widziałem w świecie, żeby chwalić PO i PSL za fatalne rozwiązania programowe, organizacyjne i związane z redukcją kwalifikacji nauczycieli. Tego w ogóle nie poruszasz w swoim liście.

 Zostawmy to zatem biegowi procesów, które się toczą i protestujmy przeciwko kolejnej - aroganckiej i ignoranckiej władzy. Niestety - KOLEJNEJ. Zdaje się, że jeszcze długo nie wyjdziemy z centralistycznego nadzoru jak w PRL, chociaż akurat edukacja przedszkolna w tamtym ustroju była rewelacyjna. 

Serdeczności - Bogdan 

*** 

Zareagowała na list Profesora Pilcha wybitna uczona-członkini KNP PAN (w tym miejscu nie ujawniam danych), toteż nie pominę go, by wskazać, jak trudno jest kierować gremium, kiedy polemika czy opinie (w tym przypadku T. Pilcha) nie miały naukowego backgroundu, ale to nie on był z tego powodu strofowany przez władze PAN:   

Od: 
Data: 30 listopada 2015 22:47
Temat: Re: Fwd: List do Premier i MEN
Do: Tadeusz Pilch <tadpil@wp.pl>

Szanowny Panie Profesorze,

po przeczytaniu Pana listu skierowanego do Prof. Śliwerskiego nie mogę oprzeć się potrzebie napisania, że jestem głęboko wstrząśnięta i zażenowana klimatem tej odpowiedzi i komentarzy w niej zawartych, Choć różnice stanowisk są w nauce, jak Pan pisze - "zjawiskiem ze wszech miar oczywistym i pożądanym", to jednak chyba chodzi tu o debaty i polemiki merytoryczne, nacechowane szacunkiem do oponentów. Niestety, list, który został do mnie przesłany, przepełniony jest personalnymi docinkami, nieprzyjemną ironią i napastliwą dezaprobatą. Przykro mi, że musiałam to czytać i jestem niezwykle zdumiona, że to właśnie Pan jest autorem takiego listu.

Z poważaniem (...) 

  *** 

Profesor T. Pilch po dżentelmeńsku odpowiedział na zaistniały spór: 

W dniu 30 listopada 2015 23:04 użytkownik Tadeusz Pilch <tadpil@wp.pl> napisał:

Bogusławie!  Przyjmuję z pokorą wytyk o niewłaściwym sposobie zwrócenia się do Ciebie przez pośrednika. Ale wysłałem ten list do Ciebie zanim poszedł do Pań adresatek. Boję się jednak, że wiele drobnych uchybień dokonało się w wyniku częściowego wyręczenia się swoją koleżanką sekretarz dr (...). Dziś dostałem oburzone listy m. in. E., prof. D., że nie ma ich nazwisk pod listem. Z kolei prof. K.z KUL pisze oburzony, dlaczego jego nazwisko figuruje mimo, że zgłosił rezygnację. Okazuje się, że moja młoda Koleżanka bardzo niestarannie wypełniła swoje powinności.
  Niestety mam na sumieniu różne zaniechania. Nigdy jednak nie chroniłem swoich z PSL u, bo to są w tej dziedzinie totalni ignoranci.  Dzisiaj wyostrzyłem swoje poglądy jak poznałem dokładnie dramaty oświaty wiejskiej. Stąd mój radykalizm. Natomiast Pan o którym piszesz, ma na sumieniu takie grzechy, które ja znam z czasów późnego PRLu, że gdyby miał odrobinę poczucia wstydu, to siedziałby cicho jak mysz pod miotłą.
  Bogusław, dzięki Tobie pedagogika jak nauka instytucjonalna nabrała nowego społecznego wizerunku. I to jest Twoja wielka zasługa. Dlatego z przekonaniem będę za Twoim dalszym kierowaniem Komitetem. Te różnice zdań między nami niczego w tej sprawie nie zmienią.
   A przed tymi dziadkami z PAN zwalaj wszystko na niesubordynację  swoich podwładnych.
Pozdrawiam Cię serdecznie!     Tadeusz 

*** 

Z końcem 2015 roku były wybory na kolejną kadencję, a w nowym częściowo składzie Komitet ponownie powierzył mi funkcję przewodniczącego KNP PAN. Zaczęła się kolejna, trudna kadencja. Do władzy powróciła (wcześniej rządziła w latach 2005-2007) formacja prawicowa, która postanowiła zrujnować polski ustrój szkolny, co jej się udało.     

Jutro ciąg dalszy historii KNP PAN


14 listopada 2024

Nie dla chaosu w polityce oświatowej

 



[fb]

"NIE DLA CHAOSU W SZKOLE" zamieściło na swoim facebookowym profilu powyższy mem, który jest pozytywną troską o uczniów, w odróżnieniu od pojawiających się hejt-memów w social mediach ze strony innych podmiotów czy osób . Ten ma docenić trafność zamiarów władz Ministerstwa Edukacji Narodowej, by przestać uznawać usprawiedliwione nieobecności uczniów w ramach obowiązkowych zajęć przedmiotowych. Pytam, z jakiego to powodu? 

Na tym właśnie polega kontynuacja socjalistycznego centralizmu w polityce oświatowej, że rządzący nie dociekają przyczyn - ich zdaniem (czyżby?) -  niepokojących zjawisk, tylko ogłaszają kolejne populistyczne decyzje, których źródłem chyba są sygnały nieudacznie zarządzających szkołami ich dyrektorów. Postanawiają zatem wszystkich uszczęśliwić odgórnie. To typowe dla autokratycznej taktyki wprowadzania odpowiedzialności zbiorowej, która jest zaprzeczeniem sensu tej polityki w kraju quasi demokratycznym.

MEN nie radzi sobie z własną a nieudolną polityką oświatową, w wyniku której:

- brakuje w wielkich i dużych miastach nauczycieli podstawowych, bo egzaminacyjnych przedmiotów (matematyków, języka polskiego i języka angielskiego), ale także w szkolnictwie ponadpodstawowym brakuje biologów, fizyków, chemików, informatyków... a bywa, że i nauczycieli muzyki, plastyki czy edukacji dla/do... czegokolwiek (tej i tak nie prowadzą specjaliści);

- uczniowie szkół ponadpodstawowych powinni postawić pytanie władzom oświatowym: dlaczego nie ma nauczycieli przedmiotów, a jeśli niektórzy ich mają, to okazuje się, że są to w niektórych szkołach nauczyciele wypaleni zawodowo, znudzeni, sfrustrowani, nie posiadający kompetencji dydaktycznych, a zatem wcale lub słabo zainteresowanych zaangażowanym kształceniem młodzieży; 

- rządzący zadbali o podtrzymanie pozoru edukacyjnego, czyli dalszego grania z dziećmi i młodzieżą "fałszywymi kartami" (J. Korczak). Zachowali nikomu niepotrzebne kuratoria oświaty, bo te nie spełniają ani funkcji nadzoru, bo wiedzą, że nie ma kim wypełnić kadrowe braki, ani nie realizuje funkcji wspomagających tych nauczycieli, którym jeszcze się chce, by angażowali się w wartościową dydaktycznie edukację. 

- zmarnowane są pieniądze publiczne na nadzór (pseudo-)pedagogiczny, który ucieka od pracy w szkołach, by poprawić sobie samopoczucie i status finansowy. Kuratorzy i wizytatorzy szkół ponadpodstawowych nie mają "zielonego pojęcia" o doświadczanych stratach czasu przez uczniów, którzy chcieliby się uczyć, ale nie mają nauczycieli. Po co zatem mają chodzić do szkoły?    

- częściowo wyalienowana z rzeczywistej troski o jakość procesu kształcenia grupa nomenklatury związkowej i dyrektorów szkół nie ponosi żadnej odpowiedzialności za bylejakość warunków pracy nauczycieli oraz uczenia się dzieci i młodzieży. 

Jeśli ministra chce rzeczywiście pomóc uczniom, to niech zlikwiduje obowiązek uczęszczania na lekcje, które są permanentnie zastępstwami lub nie ma nauczycieli do ich prowadzenia. Uczniowie ostatniej klasy szkół podstawowych i ponadpodstawowych powinni otrzymywać bon oświatowy na korepetycje, a szkoły publiczne należałoby pozbawiać odpowiadającej temu części subwencji, skoro nie ma nauczycieli.

Młodzież uczęszcza do szkoły ponadpodstawowej na te lekcje, które są dla niej wartościowe, bo są rzeczywiście ciekawie prowadzone, przydatne do egzaminu maturalnego czy/i rozwoju własnych pasji, zainteresowań, aspiracji akademickich. Jak jest świetna nauczycielka/świetny nauczyciel, którzy z pasją zarażają młodzież swoją wiedzą i umiejętnością korzystania z baz dostępnych w cyberprzestrzeni, to i frekwencja na ich lekcjach jest niemalże stuprocentowa.       

W których szkołach nie ma problemu z frekwencją? To oczywiste. W szkołach podstawowych w edukacji wczesnoszkolnej. Nawet nie trzeba tego dowodzić. Natomiast liczne badania na temat wagarowania, ucieczek szkolnych, fobii szkolnych, depresji, wypalenia szkolnego czy korepetycji dowodzą tego, jak częściowo toksyczny jest system szkolny w Polsce.    

Fluktuacja nie dotyczy też uczniów szkół wiejskich i w małych miasteczkach, gdzie nie ma konkurencji, rankingu szkół, a zatem i towarzyszącej temu sterowanej stratyfikacji społecznej. W szkole wiejskiej frekwencja jest najwyższa, bo dzieci są dowożone i w nich nakarmione. W tym ostatnim zakresie bywa, że jest to czasami jedyny ciepły posiłek tych dzieci w ciągu dnia.  

W wielkich miastach istotną rolę w stratyfikacji społecznej z udziałem oświaty odgrywa rywalizacja między szkołami ponadpodstawowymi o jak najlepszych kandydatów (środowiskowo, intelektualnie, sprawnościowo itp.). Za lepszą szkołą podążają lepsi uczniowie - lepsi w sensie poziomu aspiracji, kapitału kulturowego, dojrzałości szkolnej i autoedukacyjnej, choć niekoniecznie nauczyciele z pasją.   


13 listopada 2024

Chyba nie ma o co kruszyć kopii

 

Przynajmniej od 2018 roku obowiązuje adnotacja w dyplomie doktorskim nazwiska jego adresata wraz z imionami, jeśli je posiadają, a nie z jednym imieniem, Niektórzy mają nawet trzy imiona, jednak w dyplomie doktorskim najczęściej odnotowuje się tylko jedno z nich. Ja mam poprawny zapis we wszystkich dyplomach.  

Po moim wpisie z dn. 10 listopada 2024 roku dotarły nieliczne komentarze profesorów, którzy nie pełnią funkcji administracyjnych w swoich uczelniach, a więc nie są zwierzchnikami kadr administracyjnych. Nie widzą tu żadnego problemu. 

Gdyby taki  istniał, to kadry w sekretariatach, panie sekretarki czy panowie sekretarze szkół doktorskich, rad dyscyplin naukowych, a nawet rektorzy powinni podpisać dyplom doktorski czy habilitacyjny w sposób zgodny z delegacją ministra do ustawy. Wartość nadanego stopnia nie zależy od tego, czy wpisano w dyplomie jedno czy więcej imion. Kiedy otrzymuję umowę o dzieło czy zlecenie i proszony jestem o dane do Urzędu Skarbowego, to mam obowiązek podania imion, a nie jednego imienia.  

Nieco inna jest praktyka w wydawnictwach książkowych i czasopism naukowych. Nie żądają one od autorów podania imion przed nazwiskiem, gdyż wystarczy im jedno imię. Odejście w tym drugim przypadku mogłoby skutkować chaosem w indeksowaniu rozpraw przez bazy danych, a także w indeksach cytowalności. Publikujący dotychczas pod jednym imieniem mógłby być odrębnie identyfikowany, gdyby po jakimś czasie zaczął podawać dwa imiona. 

Panu dr. Danielowi Piotrowi Ciesielskiemu który zgłosił ten problem, sugerowałem, że prawdopodobnie albo pracownicy administracji nie czytają tak szczegółowo "ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce", a tym bardziej jej nowelizacji w sprawach, które już nie dotyczą procedur administracyjno-prawnych postępowań o nadanie stopnia naukowego, albo to nie jest błąd administracyjnej natury. Wpis z jednym imieniem nie podważa legalizmu postępowań awansowych czy wiarygodności wydanego dyplomu. 

Być może ustawodawca wprowadzając powyższy obowiązek miał na uwadze uniknięcie błędów identyfikacyjnych doktorów czy doktorów habilitowanych, którym wystawia się dyplomy. W mojej dyscyplinie przykładowo jest dwóch profesorów o tym samym nazwisku i tym samym pierwszym imieniu, a zatem wprowadzenie drugiego imienia jest także z ich punktu widzenia istotne, by nie dochodziło do pomyłek, także natury administracyjnej. 

Pamiętam, jak w poprzedniej kadencji władz uczelnianych sekretariat szacownego uniwersytetu wysłał dokumentację doktoranta wraz z umową do recenzenta, którym jednak nie był ten właściwy, bo wprawdzie o tym samym pierwszym imieniu i tym samym nazwisku, ale już innym drugim imieniu. 

Tak więc być może sprawa nie jest błaha, nie jest tylko drobnostką. Większość przewodniczących organów władz uczelnianych podpisuje dyplomy doktorskie czy habilitacyjne także posługując się tylko jednym imieniem, mimo posiadania dwóch imion. Jak zwykle zatem przysłowiowy "diabeł tkwi w szczególe".        

Do tej kwestii nie odnoszą się autorzy komentarzy do Ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce - profesorowie Hubert Izdebski i Jan Michał Zieliński, bowiem piszą na s. 294-195:


Art. 181. [Upoważnienie do wydania rozporządzenia] "Minister właściwy do spraw szkolnictwa wyższego i nauki określi, w drodze rozporządzenia, niezbędne elementy dyplomu doktorskiego oraz dyplomu habilitacyjnego, sposób sporządzania duplikatów i odpisów dyplomów oraz dokonywania w nich sprostowań i zmian danych osobowych (...) Na podstawie niniejszego upoważnienia Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego wydał w dniu 21.09.2018 r. rozporządzenie w sprawie dyplomów doktorskich, dyplomów habilitacyjnych i legitymacji doktoranta (Dz.U.poz.1837)".     

Marcin Dokowicz w Komentarzu do powyższej Ustawy jednak szerzej odnosi się do art.181 [Delegacja ustawowa]:

"5. Dyplom doktorski oraz dyplom doktora habilitowanego musi odpowiadać wymogom określonym w rozporządzeniu wydanym na podstawie art.181. Przepisy te zostały skonkretyzowane w rozporządzeniu MNiSW z 21.09.2018 r.  sprawie dyplomów doktorskich, habilitacyjnych i legitymacji doktoranta (Dz.U.poz.1837). Warto odnotować, że ustawa nie precyzuje organu odpowiedzialnego za zatwierdzenie wzoru dyplomu doktorskiego. Należy jednak domniemywać, że wzór ten powinien być zatwierdzony odpowiednio przez senat albo radę naukową. (...)" (s.473). 


Rozporządzenie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 21 września 2018 r. w sprawie dyplomów doktorskich, dyplomów habilitacyjnych i legitymacji doktoranta zostało uchylone 1.08.2023 roku.

W dn. 25 lipca 2023 roku zostało wydane ROZPORZĄDZENIE MINISTRA EDUKACJI I NAUKI z dnia 5 lipca 2023 r. w sprawie dyplomów doktorskich, dyplomów habilitacyjnych i legitymacji doktoranta, które tak brzmi w:

§ 2. Dyplom doktorski zawiera następujące niezbędne elementy:

1) nazwę dokumentu: „dyplom doktorski”;

2) nazwę i siedzibę podmiotu, który nadał stopień doktora, zwanego dalej „podmiotem doktoryzującym”;

3) godło lub logo podmiotu doktoryzującego;

4) imię (imiona) i nazwisko oraz datę i miejsce urodzenia posiadacza dyplomu;

(…)” (podkreśl.moje).

Skoro "imiona" są podane w nawiasie, to może nie jest to obowiązkowe i wystarczy podanie tylko pierwszego imienia przed nazwiskiem. Zapewne administratywiści potrafią rozwikłać dylemat p. dr. Daniela Piotra Ciesielskiego: konieczność czy dowolność w zapisie?   


12 listopada 2024

Jubileuszowe spotkanie z Laureatką Nagrody ŁTN im. prof. Ireny Lepalczyk

 

Już po raz dwudziesty Kapituła Łódzkiego Towarzystwa Naukowego dokonała wyboru najlepszej pracy naukowej z zakresu pedagogiki społecznej.  W dn. 18 listopada 2024 roku ŁTN będzie gościć Laureatkę tej NAGRODY, którą została Kamila Prociów, autorka rozprawy naukowej p.t. "Żywa Biblioteka". Zostali też zaproszeni na to spotkanie laureaci i wyróżnieni  Nagrodą w dotychczasowych konkursach. O godz. 16.00 tegoroczna Laureatka wygłosi w ŁTN wykład na temat " Żywej Biblioteki. Uczenie się (o) Inności w społecznościach praktyki". 







 




11 listopada 2024

Kto broni pseudonaukowców?

 



Są takie postępowania habilitacyjne, które mają bardziej klarowne rozstrzygnięcia, rzetelne, akademicko uczciwe, kiedy to trzej recenzenci jednoznacznie wskazują na kompletny brak kompetencji doktora nauk społecznych do bycia samodzielnym pracownikiem naukowym ze stopniem doktora habilitowanego ze względu na bylejakość jakiejś lub jakichś publikacji. Metodologia nauk społecznych w paradygmacie badań ilościowych powinna być zrozumiała dla wszystkich pedagogów, bez względu na to, na jakie problemy poszukują odpowiedzi. 

Przytoczę zatem sformułowania z recenzji, które odpowiadają fundamentalnym błędom metodologicznym rozpraw naukowych, żeby młodzi uczeni ubiegający się o habilitację mogli ich uniknąć - tak w konceptualizacji własnych projektów badawczych, jak i w konstruowaniu rozpraw, monografii przedstawiających wyniki badań. Musimy uczyć się od siebie, także na cudzych i własnych błędach. 

Dobrze wiedzieć, na co zwracają uwagę recenzujący nasze publikacje, skoro recenzenci wydawniczy nie byli łaskawi solidnie wywiązać się z tego zadania. Od wielu lat uczulam recenzentów wydawniczych, by przestali pisać swoje opinie o czyichś maszynopisach na kolanie, po znajomości, by je przepchnąć do druku, bo w ten sposób zdradzają autorów ufających im i pokładających nadzieję na związane z tym sukcesy i awanse naukowe.

INDYWIDUALNE STUDIUM recenzji habilitacji zawiera dosłowne cytaty, ale tylko w takim zakresie, w jakim recenzenci odnoszą się do metodologii badań i prezentacji ich wyników, także z punktu widzenia ustawowych wymogów dla osób ubiegających się o samodzielność naukową:

MONOGRAFIA HABILITACYJNA

• rozdział I charakteryzuje się dużą ogólnością i niskim poziomem analizy zgromadzonego materiału
• rozdział II jest pełen sprzeczności. Autorka powołuje się na definicję … za … ujmując ją jako … , by później wspominać za … o … , która ma nadać wypowiedzi pełne znaczenie. To bardzo nieprecyzyjne, mało kompetentne łączenie różnych podejść, które wywodzą się z innych nurtów.
• Kolejnym zarzutem jest pomięcie w badaniach testu … – bez podania przyczyny. Jest to tym bardziej niezrozumiane, iż sama Autorka stwierdza: „Jest to pierwszy w języku polskim standaryzowany test do badania …”;

• ... rozdział jest w dużej części publikowany bez większych zmian w innej publikacji
• Nie wyjaśniono, czym kierowano się podczas doboru próby, na której przeprowadzono badania
• Problematyczne jest przeprowadzanie tych badań w jednym regionie …
• Opisane badania zostały przeprowadzone na nierównych grupach badawczych… co … nie daje możliwości badań porównawczych jak i statystycznych. Zestawiono liczbę nieprawidłowo różnicowanych opozycji ... – problematyczne jest zestawianie wyników surowych z grup o różnej liczebności. Przedstawienie tych badań na poziomie wyników surowych, procentów i uśrednienia to na niskim poziomie przeprowadzona analiza.

• Samo podsumowanie „analiza wyników wykazuje, że … nie jest odkrywczym wnioskiem..."
• Nie do końca mogę się zgodzić z sensem nie tyle badania, co korelowaniem …
• Uzyskane wyniki są z założenia realne, ale w interpretacji problematyczne …
• Bardzo szkoda, iż Autorka zaledwie na ok. półtorej strony podjęła analizę wyników i nie została podjęta szersza dyskusja, nad innymi wynikami, jak również sformułowanie swoich zaleceń do pracy…

• Autorka nie pokusiła się o badania nowatorskie …

• W książce występują ogólniki i niedopowiedzenia – przykładem niech będą stwierdzenia: …
• Kolejny mój zarzut wynika z faktu, iż bardzo obszerne fragmenty książki zostały równolegle opublikowane w czasopiśmie …

• Znaczące części pracy z tej książki znajdujemy również w podręczniku…
• Artykuł jest powieleniem treści przedstawionych w książce, jak również prezentacją wyników badań, które również zostały umieszczone w książce. Przypis wprowadza w błąd – raczej jest to przepisanie części tekstu, jak również streszczenie uzyskanych wyników, jakie prezentowane są w książce.

• Krytycznie odnoszę się do publikacji …, która obarczona jest wieloma wadami formalnymi, logicznymi i metodologicznymi.

Niedopuszczenie pani adiunkt do dalszych etapów przewodu habilitacyjnego w świetle analiz drugiego recenzenta spowodowane było następującym odczytaniem jej "osiągnięć":
 Problem nie nowy i dobrze opracowany w literaturze przedmiotu. Mimo tego ... uczyniła go przedmiotem własnych dociekań badawczych wyznaczając sobie ambitny cel realizowanych badań – poznania / diagnozy …

• ...prezentacja treści uporządkowana, każdy z rozdziałów kończy prezentacja narzędzi do oceny – jednak, ma też swoje wady.

• Wadą, jak sądzę, jest brak powiązania tych wybranych problemów z realizowanym i zaprezentowanym w tym opracowaniu projektem badań własnych.

 Autorka nawet w nikłym stopniu nie sygnalizuje swoich - badacza tej problematyki - przemyśleń. Inaczej mówiąc ten tekst mógłby być wprowadzeniem do jakiejkolwiek monografii dowolnego autora zajmującego się podobną problematyką.

• Myślę, że treści zaprezentowane w tym rozdziale, wybór problemów i ich prezentacja, do której wszak Autorka miała prawo, chociaż poprawne, nie pozwalają dostrzec – konceptualizacji badań własnych, np. które z zaprezentowanych definicji wybrała za podstawę w swoich badaniach. Takich treści brakuje mi w tym rozdziale, ale akceptuję wybór problemów i sposób ich prezentacji.

• W kontekście tych uwag, ta część ocenianej monografii to poprawny ale w moim przekonaniu nie wystarczający do zaprojektowanych badań, przegląd literatury w omawianym zakresie.
• Metodologia badań własnych… ta część monografii jest metodologicznie poprawna ale uważna lektura tej części pracy nie przekonuje o nowatorstwie tego projektu. Wiele tego typu badań znajduje się w literaturze przedmiotu. Część z nich przywołuje dr ... przy prezentacji problemów badawczych.

• Analiza wyników badań własnych. Z tego ugruntowanego w trzech poprzednich podrozdziałach sposobu prezentacji wyników badań wyłamuje się jednak podrozdział czwarty … . Analizie tego problemu Autorka poświęciła zaledwie stronę tekstu. Tutaj ograniczyła się do zaprezentowania w tab. … . Mam tu dwie istotne wątpliwości. Pierwsza dotyczy liczby kolumn pionowych w tab. … Autorka nie informuje dlaczego w tych tabelach zrezygnowała z jednej kolumny. Trudno ocenić zatem ten zabieg, ale budzi on wątpliwość, narusza zatem ugruntowane wcześniej przekonanie o rzetelności prezentowanych wyników badań.


• Wątpliwość druga dotyczy prezentowanych w tej tabeli danych. Tytuł tego podrozdziału sugeruje, że analiza w nim zaprezentowana będzie odnosić się do analizy … ze względu na … . Tak jednak nie jest. …. Te analizy nie sugerują nawet… . Taką możliwość dałyby jedynie krzyżowe analizy statystyczne. W tych badaniach takiej próby nie podjęto.


 Pogłębiona analiza tej tabeli, nawet wówczas gdyby różnice nie byłyby istotne statystycznie, pokazałaby tendencje … lub też uwiarygodniłaby stwierdzenie Autorki… , że … nie różnicuje poziomu … . Stwierdzenie to bez takiej analizy jest nadinterpretacją.

• Tabela … i dane w niej zawarte uprawniają jedynie do stwierdzenia, że … nie różnicuje prawidłowego i nieprawidłowego rozróżniania … , a nie, jak napisała Autorka, ….


• Zakończenie. … jest to w moim odczuciu najdziwniejsza część tego opracowania. Ta część monografii zwykle wieńczy dzieło. W tym przypadku zamiast zwieńczenia mamy półtorej strony tekstu z którego czytelnik dowiaduje się, że oto w badaniach uczestniczyli także …. , że wnioski z wywiadów z nimi przeprowadzonych potwierdzają „że … .

• Nie mam podstaw by twierdzić, że tak nie jest, ale też nie mogę poważnie traktować takiej informacji bez możliwości jej weryfikacji. Nie wiem nic o tych badanych osobach ani o tym czego dotyczyły owe wywiady, jak je analizowano i ostatecznie jakie wnioski po analizie tych wywiadów sformułowano. Treść Zakończenia przekonała mnie jedynie, że Autorka nie poradziła sobie z tym pozornie prostym zadaniem, tym samym ugruntowała moje przekonanie, że nie jest dojrzałym badaczem.

• Dr ... nie spełnia warunków do uzyskania awansu naukowego.

Trzeci recenzent stwierdza:

istotnym mankamentem wielu spośród nich jest powtarzalność fragmentów tekstów, przy czym w tekstach późniejszych Autorka nie powołuje się na poprzednie (autoplagiat). Kilka takich przykładów zostanie omówionych w dalszej części recenzji.

Druga pozycja książkowa wydana w 2002 r. …. , to – jak określa Habilitantka w autoreferacie – „książka podoktorska”, a zatem nie należy jej wiązać z dorobkiem naukowym po uzyskaniu doktoratu, a raczej z prezentacją rozprawy doktorskiej, tym bardziej, że jest w zasadzie raportem z badań na wskazany w tytule temat.

Niezależnie od … Habilitantka jest autorką trzech kolejnych cykli programów .... pod wspólną nazwą …. . Dotyczą one …. . Nie ma żadnej informacji o recenzowaniu tych programów przez specjalistów. Ponieważ kilka lat temu Ministerstwo Edukacji Narodowej zrezygnowało z obowiązku recenzowania innych środków dydaktycznych poza podręcznikami, sytuację taką należy uznać za dopuszczalną. Można jednak domniemywać, że nie są to pozycje recenzowane. Wszystkie te programy są w sprzedaży w Wydawnictwie…, z którym Habilitantka blisko współpracuje.

Analiza całości dorobku wskazuje, że Habilitantka jest bardziej praktykiem niż naukowcem.

Rozprawa habilitacyjna:

* Opracowanie jest poprawne, chociaż na zbyt dużym poziomie ogólności (trzy rozdziały części teoretycznej liczą zaledwie 42 strony, a więc mniej niż trzy arkusze autorskie). W rozdziałach tych można zidentyfikować fragmenty wcześniejszych prac Habilitantki (często przenoszonych metodą wytnij i wklej). Szczególnie liczne są przeniesione do rozprawy habilitacyjnej fragmenty artykułu ...

Brak w rozprawie habilitacyjnej informacji o wcześniejszym opublikowaniu tych tekstów w innych miejscach (lub odwrotnie w przypadku tekstów późniejszych – przy tekstach opublikowanych w tym samym roku nie jest możliwe ustalenie kolejności publikacji) nosi znamiona autoplagiatu ukrytego.

Podsumowując całość pracy można stwierdzić, że nie stanowi ona istotnego wkładu w rozwój nauki. Zagadnienia dotyczące … były tematem wielu wcześniejszych badań i opisów, a zaproponowany do badań autorski zestaw paronimów nie różni się znacząco od stosowanych wcześniej...
Dorobek dr .... jest bogaty i godny uznania, ale ma charakter bardziej utylitarny niż naukowy. Przygotowywane przez Habilitantkę materiały wspomagające pracę … mają znaczący wymiar praktyczny, trudno jednak traktować je jako istotne osiągnięcie naukowe.

No i proszę bardzo, mimo wykazania pseudonaukowych praktyk i "quasi-osiągnięć", braku fundamentalnej wiedzy i umiejętności badawczych, nieznajomości lub nieumiejętności wykorzystania metodologii badań w naukach społecznych - ich autorka ma pretensje do recenzentów, zamiast podziękować im za rzetelną, obiektywną informację i opinię zwrotną. A teraz stroi się w piórka ofiary rzekomo nierzetelnych recenzji. 

Oczywiście, są w tych recenzjach także pochwały, pozytywne opinie o innych rozprawkach, wartościowych dokonaniach praktycznych, oświatowych. Nie są to jednostronne w swej wymowie recenzje. Wszystkie jednak ze względu na standardy nauk społecznych miały negatywną dla habilitantki konkluzję. Tak się zdarza. Nie jest to ani pierwsza, ani ostatnia osoba w naszym środowisku, która nie poradziła sobie z naukowa materią. Nie ma w tym niczego złego. Nie każdy jest naukowcem. 

Być może wiele to mówi o jej własnym środowisku akademickim, które nie stanęło na wysokości zadania i nie pomogło jej w zrozumieniu popełnianych co rusz błędów. Można też formułować inne hipotezy na temat tej porażki, ale jedno nie ulega wątpliwości, że popełnione błędy są tu kardynalne. Wiele osób zapewne mogło bezkrytycznie postrzegać powyższe prace jako stricte naukowe i przywołuje je w swoich rozprawach dyplomowych czy naukowych.

Od dawien dawna apeluję do doktorów - czas wreszcie douczyć się, doczytać, zrozumieć i zacząć pracować naukowo, a nie publicystycznie. Chociaż wiem, że dzisiaj populistycznie podważa się rolę autorytetów naukowych, ekspertów twierdząc, że ma się ich w nosie, to jednak pozostanę przy własnej opinii i szacunku wobec tych, którzy mimo to piszą rzetelne recenzje dokumentując swoje sądy fragmentami z ocenianych prac. Konkluzje nie biorą się z sufitu. Mają swoje twarde podstawy w faktach.

„Ktokolwiek poddaje się jakimkolwiek recenzjom (...) musi się zawsze liczyć z tym, że może spotkać się również z recenzjami, których w najgłębszym przekonaniu nie będzie w stanie osobiście zaakceptować. Nikt bowiem nie przyjmuje chętnie otwartej dyskwalifikacji własnych umiejętności, talentu czy wiedzy. Z tymi skutkami musi też liczyć się osoba, która swój dorobek naukowy poddaje ocenie komisji habilitacyjnej, a następnie Centralnej Komisji” (http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/97C02AAA11). 

„Charakter tego postępowania powoduje, że osoba, która się poddaje jakimkolwiek recenzjom w dziedzinie nauki, musi się liczyć z tym, że nie zawsze może je zaakceptować. W tym wyraża się przejaw wolności naukowej i prowadzenia nieskrępowanej dyskusji naukowej” (http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/14F61EDE02). 

 Ps. 

Anonimowemu obrońcy odpowiadam - to nie jest czyjakolwiek zemsta, jeśli upominamy się o faktyczne kwalifikacje naukowe. Każdy może przeczytać treść opublikowanych w BIP recenzji. To są twarde fakty poparte oceną profesorów, więc czas najwyższy, by pani doktor przyjęła to do wiadomości. Rozczarowanie, żal, wściekłość, gorycz niedoszłej doktor habilitowanej są tymi emocjami, które w jej przypadku skutkują "zemstą" w stosunku do tych recenzentów, którzy ośmielili się napisać recenzje z negatywną konkluzją.  Nie warto mierzyć innych swoją miarą, bo miara musi spełniać odpowiednie standardy. 

Śląski uczony - Józef Pieter tak pisał w 1969 roku: Działalność naukowa nastawiona jest na poznawanie rzeczywistości lub na stwarzanie instrumentów, mających lub mogących służyć do tego celu. Znaczy to, że udział myślenia i rozumowań jest w niej z natury rzeczy względnie wielki. A więc spory naukowe bardziej i częściej - aniżeli spory inne - muszą mieć raczej charakter walki intelektualnej niż emocjonalnej, z oczywistą "podszewką" w postaci sprzeczności interesów bytowych, ambicyjnych, erotycznych, towarzyskich itp. Nie znaczy to, że w sporach naukowych brak tego rodzaju "podszewki" (Sporne problemy w psychologii, 1969, s.9).     

Ten tekst, jak i poprzednie, czytacie za darmo. Nie musicie płacić za to, że się podoba lub nie podoba. 



09 listopada 2024

"Jak krowie na granicy"

 


Po wczorajszym tekście w blogu, jeden z jego czytelników stwierdził:   

"Kiedy mamy do czynienia z kimś  "nieprzemakalnym" na wiedzę, odpornym na naukę, to poszukuje się takich środków, dzięki którym on zrozumie.  Żart, ironia nie trafią do jego umysłu. Jednak nie przełożymy go przez kolano, by dać mu klapsa, skoro nic nie dociera do jego głowy". 

Przypomniał zatem stare porzekadło, że czasami trzeba komuś wytłumaczyć "jak krowie na granicy". To tłumaczę tym, którzy jeszcze nie zrozumieli lub zetknęli się z tym problemem po raz pierwszy.  Od wielu lat poświęcam w blogu procedurom awansowym niektóre swoje wpisy, by informować o tym, jak jest, a nie, jak mi się wydaje, że jest. Od lat publikuję własne analizy danych wraz z komentarzem do nich na temat postępowań awansowych, związanych z nimi procedur i problemów prawnych czy etycznych.      

Przyjmuję zatem do wiadomości, że niektórym trzeba coś wytłumaczyć (z całym szacunkiem) jak przysłowiowej "krowie na granicy", chociaż interesujący się tą problematyką chyba mają co najmniej świadectwo ukończenia szkoły podstawowej. Tolero z języka łac. znaczy ścierpieć. 

A zatem, jak to jest z losowaniem w RDN profesorów na recenzentów?

Kiedy wpływa do Rady Doskonałości Naukowej poprawnie przygotowany przez doktora lub doktora habilitowanego wniosek w sprawie o nadanie mu tytułu profesora, to żeby można było wylosować odpowiednio pięciu recenzentów, musi on trafić do zespołu adekwatnej dziedziny nauk. Jeśli ktoś chce uzyskać tytuł profesora w dziedzinie nauk społecznych, to musi jeszcze wskazać dyscyplinę naukową przypisaną administracyjnie przez ministra do danej dziedziny. Mogą to być nawet dwie dyscypliny. No Problem.  

W Zespole Nauk Społecznych (ZNS) tytuł profesora z dwóch dyscyplin uzyskał dotychczas jeden z pedagogów, bowiem wskazał w swoich osiągnięciach jeszcze psychologię. Członkowie RDN musieli zatem zaproponować do losowania co najmniej 8 profesorów z pedagogiki i co najmniej siedmiu siedmiu profesorów z psychologii.  

Nie zdarzyło się w dziejach ZNS RDN, by znalazł się wśród ubiegających się o tytuł profesora współczesny Leonardo da Vinci, który mógłby przedłożyć osiągnięcia z więcej niż dwóch dyscyplin nauk, przynajmniej nie w tym Zespole. Może tak było w innej dziedzinie nauk?  

Idźmy dalej. Trzech członków RDN reprezentujących wskazaną przez kandydata/-kę dziedzinę i dyscyplinę/-y nauk zapoznaje się z wnioskiem, który zawiera konieczne dokumenty. Oni nie są recenzentami tego i żadnego innego wniosku. Chociaż spotkałem się z przypadkiem kandydata, który uważał, że jeden z członków ZNS RDN recenzował jego wniosek. No cóż, niewiedza czy próba odwrócenia uwagi od własnych a kardynalnych błędów, jakie wykazali jedyni w jego postępowaniu właściwi recenzenci, co do których wstyd się przyznać, niczego nie usprawiedliwia. 

Zatem, od momentu złożenia wniosku o wszczęcie postępowania w sprawie o nadanie tytułu profesora zaczynają się przysłowiowe "schody", bo członkowie ZNS RDN muszą rekomendować do głosowania nazwiska co najmniej 15 profesorów tytularnych, którzy:

- są specjalistami w zakresie przedmiotu badań naukowych wnioskodawcy. Przykładowo, trudno, by tak, jak czyjeś badania z ginekologii recenzował okulista, chociaż też jest profesorem nauk medycznych, publikacje przykładowo z historii wychowania oceniał pedagog mediów, bo to nie to samo, co mediewistyka, chociaż też jest profesorem nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika.

Ustawodawca określa: 

"Art. 229. 1. Recenzentem w postępowaniu w sprawie nadania tytułu profesora może być osoba posiadająca: 

1) tytuł profesora w zakresie danej dziedziny lub 2) co najmniej stopień doktora zatrudniona przez co najmniej 5 lat w zagranicznej uczelni lub instytucji naukowej na stanowisku profesora, która: a) przez okres co najmniej 5 lat kierowała samodzielnie zespołem badawczym oraz b) posiada znaczący dorobek w zakresie danej dziedziny. 

2. Recenzentem nie może zostać osoba, która w okresie ostatnich 5 lat dwukrotnie nie dochowała terminu, o którym mowa w art. 228 ust. 4." 

Co czynić, kiedy w ramach przedłożonych do oceny osiągnięć kandydata do tytułu profesora, nie ma w kraju 15 profesorów? Być może są w Polsce takie dyscypliny naukowe, które mają bogate zaplecze kadr profesorskich w każdym zakresie, nie tylko dziedzinowym, dyscyplinarnym ale i subdyscyplinarnym. 

W pedagogice takich kadr nie posiadamy, a być może podobnie jest w dziedzinie nauki o rodzinie, w naukach socjologicznych, naukach o komunikacji społecznej i mediach, w geografii społeczno-ekonomicznej i gospodarce przestrzennej czy stosunkach międzynarodowych. Ilu jest profesorów psychologii, którzy są wybitnymi autorytetami w zakresie historii myśli psychologicznej?    

Musimy zatem w sytuacji niedoboru, bo tego wymaga prawo, rekomendować do losowania profesorów z tej samej dziedziny, dyscypliny, ale i z subdyscypliny pogranicznej np. w pedagogice będzie to metodolog badań czy pedagog ogólny. Z "pustego i Salomon nie naleje".

Dodatkowo są ograniczenia natury prawno-etycznej, bowiem nie można rekomendować na recenzenta nawet najwybitniejszego profesora na świecie, jeśli:

- był promotorem lub recenzentem pracy doktorskiej czy pracy habilitacyjnej kandydata,

- był jego zwierzchnikiem w jednostce akademickiej, pracował razem z nim,

- uczestniczył w tym samym zespole badawczym (projekcie), 

- jest współmałżonkiem, byłym współmałżonkiem, przyjacielem, partnerem, kochankiem itp.

- był recenzentem wydawniczym przedłożonych do oceny monografii naukowych,

- był współautorem czy współredaktorem pracy zbiorowej, 

- był/jest w konflikcie administracyjno-prawnym z kandydatem, itp., itd.


To są tylko niektóre powody koniecznego wykluczenia niektórych a potencjalnych kandydatów do recenzowania wniosku o nadanie tytułu profesora. W grę wchodzą jeszcze odmowy podjęcia się recenzji, także z różnych powodów (losowe, choroby, wyjazd zagraniczny, obciążenia pracą badawczą, polityczną itp.). 

Członkowie RDN nie są śledczymi, nie dysponują programem Pegasus, by sprawdzić, czy nie zachodzą pozanaukowe okoliczności w relacji między wylosowanym recenzentem a kandydatem do tytułu z powyższego punktu widzenia. Mogą wejść w grę tzw. konflikty aksjologiczne czy związane z różnicą światopoglądową, stosunkiem do wiary, preferencje paradygmatyczne, itp.

Nie oceniam innych dyscyplin, nie prowadzę w tym zakresie diagnoz, natomiast mogę zapewnić, że w ZNS RDN bardzo dbamy o to, by redukować wszelkie możliwe i nam znane powody naukowe, by rekomendować do losowania merytorycznie odpowiednich profesorów. W odróżnieniu od demagogicznych czy skrywających własny interes krytyków, szanujemy opinie profesorów i podejmowane przez nich decyzje. 

Nie mamy wpływu na to, że w ciągu pięciu lat był tylko jeden lub 2 wnioski profesorskie z określonej subdyscypliny. Przykładowo: z pedagogiki porównawczej (1), historii wychowania (2), filozofii wychowania/edukacji (2), pedagogiki specjalnej (1) czy z pedagogiki wczesnej edukacji (2). Co jest tu istotne, nie ma w polskiej pedagogice piętnastu profesorów tytularnych z tych subdyscyplin. 

Jak nie ma wniosków z czyjejś specjalności, to potencjalni kandydaci na recenzentów są jedynie w wykazie, którym dysponujemy w RDN i aktualizujemy adekwatnie do wręczanych w Pałacu Prezydenta RP nominacji kolejnym koleżankom i kolegom.  

Na oprogramowanie do losowania nie mamy żadnego wpływu. Członkowie RDN nie uczestniczą w procedurze losowania, tylko po zatwierdzeniu w trybie głosowania list recenzentów, otrzymują ich nowy ranking. Tak, jak w grze losowej, w której np. z 49 liczb, klienci otrzymują ranking wylosowanych sześciu czy pięciu. Podobnie członkowie RDN otrzymują ranking wylosowanych nazwisk, gdzie pierwszych pięć nazwisk dotyczy profesorów wskazanych przez program losujący na recenzentów.  Pozostali mieli pecha. 

Jeśli któryś z pięciu recenzentów odmówi udziału w postępowaniu, to pobierane jest nazwisko kolejnego z powyższego rankingu, a więc szóstego. Nie ma w tym niczyjej zmowy, ani złej woli, bo one nie mają z tym nic wspólnego.    

Jak ktoś ma pretensje, że nie jest wylosowany, to niech gra w lotto, a przekona się, od czego to zależy. W grze losowej wrzuca się do bębna 49 kulek z liczbą czy cyfrą, a w RDN - co najmniej 15 z przypisanymi do nich nazwiskami profesorów. Kto wygra? Kto przegra? O tym zdecydowali politycy Zjednoczonej Prawicy, a nie jakieś "kuchenne przyprawy". 

Osobisty komentarz brzmi tak:

W sensie merytorycznym nie podoba mi się system losowania recenzentów w nauce. Szanuję prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, by zgodnie z nim stosować odpowiednie procedury. Być może sprawdza się ten system w sądownictwie, ale ono jest podzielone na sprawy cywilne, karne, administracyjne itd. Sędziowie są na etatach w sądach o odmiennym statusie administracyjnym, a zatem dobór ich do losowania nie obejmuje wszystkich sędziów w naszym kraju.

W nauce dobieramy profesorów z całego kraju, a i tak niektórzy odmawiają recenzowania czyjegoś wniosku.  Rozwiązanie w nauce typowe dla sądownictwa jest zatem wadliwe z w/w powodów, których ustawodawca nie uznał za zasadne. Nie przypuszczam, by w Sejmie, Senacie i Kancelarii Prezydenta nie było myślących profesorów, kiedy wprowadzano Konstytucję dla Nauki. Czemu lub komu miało posłużyć to rozwiązanie? W Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułu recenzenci byli powoływani merytorycznie, odpowiednio do treści wniosku kandydatów, a zatem odpowiedzialność była spersonalizowana a nie probabilistyczna. 

To, że w kraju jest kilkudziesięciu czy nawet kilkuset profesorów w danej dziedzinie i dyscyplinie naukowej, nie czyni ich ekspertami do losowania recenzentów, skoro nie ma wniosku w reprezentowanej przez nich dyscyplinie naukowej. 

Nie wiem, co przysłowiowa "krowa" na to? "Zaryczy"? Czy jednak "zeżre trochę trawy" i popije wodą? Ta ostatnia jest szczególnie potrzebna przy ruszaniu głową. 

*** 

(źródło foto: moje)