27 lutego 2024

Szkoły produkują też "chorych" ludzi

 



Współcześni badacze piśmiennictwa Ericha Fromma są zgodni co do tego, że chociaż ich autor nie był pedagogiem tylko psychologiem społecznym, to jednak swoimi poglądami na temat m.in. socjalizacji, autorytetu, posłuszeństwa, etyki zachowań społecznych, uczenia się i nauczania wpłynął w sposób znaczący na postrzeganie przez samych pedagogów teorii i rzeczywistości edukacyjnej. Wiele jest w jego rozprawach inspiracji do badań społecznych, promocji myślenia krytycznego czy wartości angażowania się na rzecz przemian czy reform. Warto sięgnąć do jednej z głównych tez E. Fromma o konieczności uwzględniania w edukacji całościowego traktowania systemu „człowiek” w jego powiązaniach z systemem „firma/instytucja” lub „społeczeństwo”. 

Interesując się bowiem sytuacją nauczyciela, ucznia czy jego rodzica w szkole nie można pomijać systemu społecznego i organizacyjnego, które w sposób istotny wpływają na ich wzajemne relacje Na pytanie o to, na czym polega najpełniejsze funkcjonowanie systemu „człowiek” w szkole? Fromm odpowiada: 

Chodzi o pełny rozwój wszystkich jego zdolności, o minimalne tarcie oraz minimalne straty energii zarówno w samym człowieku, między człowiekiem a człowiekiem, jak i między człowiekiem a jego środowiskiem (Fromm, Jenseits der Illusionen. Die Bedeutung von Marx und Freud, Reinbek bei Hamburg 1981, s. 105). 

Każdy z systemów: człowiek, społeczeństwo i instytucja dąży do realizacji własnych celów, nie zawsze bacząc na straty, jakie może z tego tytułu ponosić każdy z nich. Niewykluczone - pisze Fromm - że ktoś natrafi na coś korzystnego ekonomicznie, a szkodliwego w sensie ludzkim, wobec tego również społecznym; i wówczas musimy być przygotowani do wyboru między naszymi prawdziwymi celami: albo maksymalny rozwój człowieka, albo maksymalny wzrost produkcji i konsumpcji (tamże, s. 107). 

Kluczem do dobrej edukacji szkolnej powinno być rozpoznanie przez nauczycieli potrzeb uczniów, które służą ich rozwojowi i radości życia, rozwijaniu zdolności krytycznego myślenia oraz „doświadczeń humanistycznych”. Do tych ostatnich Fromm zalicza zainteresowania, odpowiedzialność, sumienie humanistyczne, poczucie tożsamości, integralność, nadzieję, wiarę i odwagę. 

Trzeba, by sami nauczyciele przestali być biurokratycznymi aptekarzami wiedzy, którzy maskują swoją niechęć do życia i odkryli, że są - według słów Tołstoja - „uczniami swoich studentów”. Dopóki student nie uświadomi sobie, iż tajniki wiedzy, wobec której staje, są rzeczywiście ważne dla jego osobistego życia i życia całego społeczeństwa, dopóty nie będzie zainteresowany jej zdobywaniem. Z tego też powodu pozorne bogactwo naszych edukacyjnych wysiłków okazuje się jedynie pustą fasadą, za którą kryje się obojętność wobec najwybitniejszych osiągnięć ludzkiej kultury (Fromm, Rewolucja nadziei. Ku uczłowieczonej technologii, Poznań 1996, s. 149). 

Nie tylko przedsiębiorstwa produkcyjne, ale i szkoły zostały - zdaniem E. Fromma - zdominowane przez zasadę maksymalnej wydajności. Prawu stałego i nieograniczonego przyśpieszenia podlega proces kształcenia. Wzrost ilościowy wiedzy, pożądanych stopni szkolnych a tym samym i promocji uczniów wyznacza cele edukacyjnej rzeczywistości, stając się miarą „postępu”. Jedynie nieliczni stawiają pytanie o jakość czy też korzyści, jakie ów wzrost niesie. Taki stan rzeczy charakterystyczny jest dla społeczeństwa, które nie skupia się już na człowieku, i w którym ilościowy punkt widzenia stłumił wszystkie inne. Nietrudno zauważyć, że dominacja zasady „im więcej, tym lepiej” prowadzi do zachwiania całego systemu (tamże, s. 61). 

 

 


26 lutego 2024

Od plagiatora do profesora

 


mam nadzieję, że ewolucję tej osoby opisze Józef Wieczorek a Joanna Gruba zamieści do tego tekstu odwołanie na swojej stronie, bo nie muszą liczyć się z pozwem sądowym. Są od tego, by pozywać innych, sygnalizować ZŁO. Teraz mają wyjątkową szansę. Powinni zająć się tym, który przebył drogę od doktora-plagiatora (pisał o nim jedynie dr hab.  Marek Wroński) do słowackiego profesora, który skończył u prokuratora. 

Centralna Komisja do Spraw Stopni i Tytułu wszczęła postępowanie o wznowienie przewodu doktorskiego, ale... tak zostali zastraszeni profesorowie-recenzenci, członkowie rady wydziału, że jednym głosem wynik przeważył na korzyść doktora, pomimo dowodów materialnych w sprawie. Ach, po co się narażać... prawda? Poza tym źle by to świadczyło o tej jednostce, która nadała stopień plagiatorowi, skoro dowiedziawszy się o tym fakcie, "schowała głowę w piasek".

Dyplomy habilitacyjne mógł zatem bez przeszkód ów doktor uzyskać … na Słowacji. W kilka miesięcy później, w prywatnej uczelni przeprowadził przewód na tytuł profesora a w MNiSW dyrektorka departamentu potwierdziła równoważność dyplomów. Miała to samo nazwisko, co zapewne było przypadkową zbieżnością, więc kto wie, może nadal pracuje w tym resorcie.   

Mają "ścigacze" i "sygnaliści" czym się zająć. Gdyby potrzebowali danych o mistrzu akademickich sukcesów, to polecam Prokuraturę Krajową, Centralne Biuro Antykorupcyjne i Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.  Są też dziennikarze śledczy, których gazety nie wymienię, bo jak to już raz uczyniłem, to miałem wezwanie przedsądowe.

Nie lękajcie się, drodzy ścigający patologię. Introspekcja i troska o wysokie standardy w nauce przyda się każdemu. 

Ps. Pani J. Gruba przed laty pisała o plagiacie pewnego profesora na Uniwersytecie Śląskim. Po jakimś czasie usunęła z sieci tę wiadomość. Czyżby potrzebny był sygnalista, by jej o tym przypomnieć, czy może zarzut był fałszywy? W Internecie nic nie ginie. Nie czytałem, by przeprosiła za publiczne oskarżenie? 


25 lutego 2024

Po lekturze "książki Józefa Górniewicza "Światło i obraz"

 

 


Profesor Józef Górniewicz opublikował książkę o istocie wyobraźni w badaniach nauk społecznych, humanistycznych i nauk o sztuce. Pedagog Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie powrócił do zagadnienia, które było początkiem jego akademickiego rozwoju w Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Z każdym rokiem przybywały kolejne artykuły i monografie naukowe wielu badaczy także z tego zakresu, zaś te, do których miał w okresie PRL dostęp, były ograniczone przez cenzurę. Wykluczona była przez ówczesny reżim literatura zachodnioeuropejska, amerykańska a nawet azjatycka. 

Nadszedł zatem czas na odrobienie strat w interdyscyplinarnej dziedzinie wiedzy. Problematyka wychowania i kształcenia estetycznego nie należy przecież do "pieszczochów" polityków, którzy zarządzają oświatą, podobnie jak kultura wysoka osłabiana jest przez popkulturę i kulturę niską. Dobrze, że pedagog przywraca potrzebę analiz fenomenu wyobraźni różnych kontekstach, by niezależnie od przytłaczające nas i nasze dzieci minionej i doznawanej rzeczywistości, także tej równoległej w cyberprzestrzeni,  nie zapomnieć o tym, że nie ma innowacji, nowych rozwiązań, przełomów bez ludzkiej wyobraźni. 

Jak autor recenzowanej książki pisze we Wstępie:

"Wyobraźnia jako obiekt poznawczych zainteresowań powróciła z dwojaką siłą. Po pierwsze, dlatego że refleksja filozofów  nad przemianami w kulturze współczesnej  jakoś pomijała rolę tej dyspozycji w tych procesach i po wtóre, że powstał nowy rynek idei dotąd śladowo obecny w pismach uczonych humanistów" (s. 7).  

Od kilkudziesięciu lat transformacji ustrojowej mogę stwierdzić, że ministrom obejmującym kolejno od 1992 roku resort edukacji brakowało wyobraźni, by podjąć wysiłek na rzecz opracowania dalekosiężnej strategii rozwoju oświaty niezależnie od tego, jaka formacja polityczna będzie u władzy. Kształcenie bowiem dzieci i młodzieży powinno być prowadzone ponad partyjnymi, ideologicznymi różnicami, sporami, gdyż rozwój młodego pokolenia nie powinien być podporządkowany lewo-czy prawoskrętnej ideologii politycznej, ale wymogom naukowo rozpoznanych czynników uczenia się.

Jeśli bowiem nasze dzieci mają być nadal "przytroczone do poprawnej politycznie ściany w jaskini", a tylko nieliczne wypuszczone na wolność, to nie ma ani pełni światła, ani wielobarwności obrazu tego, co jest dostępne ich zmysłom a co rzutuje na ich wyobraźnię. Chyba nie chcemy, by nasi podopieczni żyli jedynie marzeniami sennymi lub na jawie, nadzieją w sytuacji, gdy to, co oferuje im się w zamkniętych klatkach szkolnych prowadzi także do depresji, irytacji czy poczucia bezsensu życia? 

Potrzebujemy nauczycieli z wyobraźnią, bo tylko tacy mogą nią zarażać swoich uczniów, inspirując ich do aktywności wykraczającej - jak pisał Jerome S. Bruner - "poza dostarczone informacje". Po Stefanie Szumanie wybitna pedagog kultury, w tym teorii wychowania estetycznego Irena Wojnar "(...) pisała niegdyś o idei zarażania się uczuciami w procesie odbioru wartości sztuki. Można owo metaforyczne ujęcie przenieść do problematyki wyobraźni i także powiedzieć, że ludzie zarażają swoją wyobraźnię wyobrażeniami innych osób" (s. 11).

Cenię tę epidemiologiczną metaforę, chociaż coraz częściej przekonują nas badania psychologów klinicznych, którzy uważają, że zarażanie się czyimiś doznaniami jest raczej mało skuteczne, jeśli nie uruchamia silnych emocji (pozytywnych lub negatywnych). Rzecz jasna, nauczyciel wywołujący lęk, przerażenie, poniżający uczniów może jedynie zarazić ich chęcią odwetu, aniżeli pobudzić w nich chęć do uczenia się z przyjemnością. Czy   wypalony zawodowo pedagog może wyzwolić wyobraźnię u swoich uczniów? 

Wyobraźnia jak każda inna dyspozycja psychiczna nie jest czymś bezprzedmiotowym. Nie ma wyobraźni w ogóle, ale niewątpliwie rozwija się czyjaś wyobraźnia czegoś lub kogoś. Potrzebuje jednak światła, obraz kogoś lub czegoś, co nas porusza, wywołuje w nas określone doznania. 

Już Rzymianie wskazywali na światło jako warunek sine qua non ludzkiej wyobraźni: 

"termin phantasia, czyli wyobraźnia , wywodzą od słów określających światło, phos i photos. Wskazują na jeden z atrybutów tej zdolności ludzkiej, czyli światło" (s. 22). 

Edukacja  powinna wyprowadzać istotę uczącą się ze stanu anomii przez heteronomię ku autonomii, a więc oświeceniu, emancypacji, być rzeczywistym kagankiem oświaty. Jakże więc kształcić w warunkach, które z założenia sprzyjają ciemności, zaślepieniu, ograniczaniu wizji, zniechęcaniu do wyobrażania sobie czegoś innego, lepszego, alternatywnego.... . 

To dzięki wyobraźni powstają obrazy czegoś lub kogoś, co ożywia ludzkie działanie, inspiruje osobę do zaangażowania w przedmiotowej sferze, a wiec w sztuce, nauce, religii, edukacji, gospodarce, polityce, w służbie publicznej, administracyjnej, socjalnej itp. To wiązka świata jeszcze nieobecnego, ale do urzeczywistnienia. 

Cieszę się, że J. Górniewicz  podjął w tej rozprawie kwestię nie tylko światła, ale i obrazu, bowiem  każdy z tych fenomenów ma swoje przeciwieństwo. Zaprzeczeniem światła jest ciemność, a obrazu - co nieco mnie zaskoczyło - jest obrazoburczość. Faktem jest, że spotykamy osoby obrazoburcze, które sprzeciwiają się czyjejś władzy np. politycznej, rodzicielskiej, religijnej, szkolnej, sądowniczej, ustawodawczej itp.). 

Obrazoburcą jest "(...) także osoba burząca ład i porządek albo dosłownie niszcząca jakieś dzieła sztuki. (...). Obrazoburca niszczy to, co inni zbudowali, stworzyli i zakomunikowali światu. Ale przecież nie burzy wszystkiego, lecz tylko jakieś fragmenty ujęte w jego systemie wartości jako najistotniejsze symbole dla danej religii, akcji politycznej, ujawnianej niezgody na istnienie tychże elementów w  jego przestrzeni społecznej. Stosuje obramowania, wyimki, ramy percepcyjne tego, co należy zniszczyć, i tego, co trzeba pozostawić w nienaruszonej formie" (s.27).          

Do kategorii niszczyciela nauki, a więc pseudonaukowca, należałoby zatem dopisać jeszcze obrazoburczość, której jest sprawcą/sprawczynią powodowany brakiem oświecenia. 

W przypadku wiedzy o wyobraźni Autor powraca do jej ontycznego statusu w rozdziale 2. To zdolność do przekraczania granic mentalnych w polu świadomości. Słusznie pyta Górniewicz, czy aby ktoś nie zamyka się w świecie własnej wyobraźni, której granic strzeże sam lub z czyimś wsparciem. Zapewne w sztuce niczym to nie grozi, ale gorzej, kiedy owe blokady prowadzą do (auto)alienacji osoby w jej codziennym świecie życia. 

Dla oryginalnego, a więc nie naśladowczego, pedagoga z wyobraźnią jest ona niewątpliwie "(...) bramą do innego świata niż ten, w którym jednostka funkcjonuje na co dzień. Wyobraźnia przenosi ludzi w sferę marzeń, na inne orbity istnienia niż świat realny o konstrukcji fizykalnej. Jest odskocznią od powszechności. Wizualizuje świat alternatywny" (s. 45). 

To, że wyobraźnia pedagogiczna przenosi nas na inne orbity edukacyjne, ale  to nie oznacza, że musimy pozostać w wyobrażonym sobie świecie idei, metod, form pracy itp., skoro możemy je eksterioryzować. Wówczas to, co było jedynie wyobrażone, staje się czymś realnym, skutkując pozytywnymi, negatywnymi lub obojętnymi reakcjami środowiska własnego środowiska. Jednych zatem zachwyci, ujmie, innych przerazi, a jeszcze inni wzruszą jedynie ramionami czy machną ręką na znak obojętności. 

Górniewicz wykazuje w swoich studiach nad istotą wyobraźni jej różne wymiary i konteksty, przywołuje kluczowych dla tego zagadnienia myślicieli w naukach filozoficznych, psychologicznych, socjologicznych, w naukach o kulturze czy pedagogicznych. Większość odnosi ją do świata sztuki, duchowości, aktywności twórczej, literackiej, artystycznej. W przypadku pedagogów przywołuje koncepcje wyobraźni a nie jej wytwory, toteż można postawić pytanie, czyje czy które z współczesnych dokonań pedagogicznych są następstwem, wytworem pedagogicznej wyobraźni? Być może dlatego, że - jego zdaniem: "Badania naukowe nad wyobraźnią i jej różnymi funkcjami są dopiero w początkowej fazie" (s.210).    

Zapewne warto badać niepokornych, alternatywnych  nauczycieli - bo takich mamy w kraju - pod kątem tego, jak wyobrażali sobie to, co chcieli wprowadzić w życie w związku z akceleratorami i inhibitorami zmian. Dzięki temu pobudzilibyśmy odwagę u tych, którzy mają wyobraźnię, ale uciekają od eksternalizacji własnych idei, obrazów, fantazji w obawie przed potencjalnie negatywnymi skutkami. 

       

 

 

 

24 lutego 2024

KOPIPOL poszukuje autorów uprawnionych do pobrania należnych im pieniędzy!

 

Zdumiewająca jest wśród autorów książek - podręczników, prac zbiorowych, artykułów w czasopismach naukowych itp. nieświadomość przysługujących im i czekających na nich honorariów, a przez nich nie podejmowanych. To tak, jakby w kasie były pieniądze, ale ci, którym one przysługują, ich nie odbierali. Może to jest brak zaufania do instytucji dokonujacej repartycji?  

Być może nie zgłaszają się, bo... nie wiedzą, że od dłuższego czasu czekają na nich pieniądze. Być może, niektórzy tak świetnie zarabiają, że im nie zależy na dodatkowych dochodach, więc nawet nie interesują się tą sprawą. Są też osoby, które już jakiś czas temu informowałem jeszcze jako przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, że istnieje w Polsce autorski - akademicki "ZAIKS", a więc instytucja pobierająca "tantiemy" za kopiowanie tekstów naukowych. 

Zaglądam do opublikowanej listy autorów i widzę, że jest na niej wielu autorów, którzy  nie odebrali należnej im kwoty.  Pomogę  zatem KOPIPOL-owi, bo należy działać dla dobra wspólnego i pomóc tym, którzy nie wiedzą, że coś im się należy.  

"Szanowni Państwo,

uprzejmie informuję, że ustawa z dnia 15 czerwca 2018 roku o zbiorowym zarządzaniu prawami autorskimi i prawami pokrewnymi nałożyła na organizacje zbiorowe zarządzanie swoim członkostwem oraz uprawnieniami, których ta organizacja dotyczy. 

W związku z tym przekazuję listę wynagrodzeń z systemu repartycji indywidualnej za rok 2022 dotyczącą autorów, którzy nie zostali odnalezieni, z prośbą o zapoznanie się z tą listą. W przypadku, gdy ktoś zna twórców rozpraw znajdujących się na tej liście, uprzejmie prosimy o poinformowanie ich o czekających na nich wynagrodzeniach.

Pod wskazanym poniżej adresem można sprawdzić uprawnienie twórcy w ramach repartycji indywidualnych oraz wygenerować i uzupełnić elektronicznie wszystkie dokumenty niezbędne do odebrania należnych środków.

 

74 282 696 zł

Kwota wypłaconych wynagrodzeń

1 104 292 zł

Kwota udzielonych dofinansowań

119 697

Liczba wypłaconych wynagrodzeń

39 136

Autorzy, którzy otrzymali wynagrodzenie

3 992"




https://kopipol.org.pl/lista-poszukiwanych-uprawnionych/ 


(źródło logo KOPIPOL-u : www.kopipol.org.pl 

23 lutego 2024

Wzrost kosztów postępowań awansowych w nauce

 

Z datą 15 lutego 2024 r. Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego podpisał rozporządzenie z mocą obowiązującą od dnia 1 stycznia 2024 r. – zmieniające rozporządzenie w sprawie wysokości minimalnego miesięcznego wynagrodzenia zasadniczego dla profesora w uczelni publicznej (Dz. U. z 2024 r. poz. 235). Zgodnie z § 1 tego rozporządzenia wysokość minimalnego wynagrodzenia zasadniczego dla profesora w uczelni publicznej wynosi aktualnie 9370 zł.

 

Władze organów prowadzące postępowania awansowe będą musiały uwzględnić tę zmianę w zawieraniu umów, bowiem konsekwencją powyższej regulacji wysokości tego wynagrodzenia jest wzrost kosztów przeprowadzenia postępowań awansowych. 

 

Opłata za postępowanie w sprawie nadania tytułu profesora wzrosła do kwoty 18740 zł. Przedmiotowa opłata jest pochodną wynagrodzenia recenzentów powoływanych do sporządzenia opinii w tych postępowaniach. Tym samym wyższe będą honoraria dla recenzentów w przewodach doktorskich i habilitacyjnych. 

Niniejsza zmiana spowoduje wzrost kosztów postępowań na stopień naukowy doktora czy  doktora habilitowanego w uczelniach prywatnych, w których jest on ponoszony przez zainteresowanych awansem kandydatów.     

Wzrastają też wynagrodzenia w szkolnictwie wyższym.  W porównaniu z honorowaniem pracy naukowo-badawczej i dydaktycznej w Niemczech wynagrodzenia w Polsce są na poziomie 1/5. Zachwytu nie ma i nie będzie, gdyż absolwenci studiów licencjackich po informatyce mają wyższą pierwszą płacę niż profesor tytularny politechniki czy uniwersytetu.    

 


21 lutego 2024

Jak dr Józef Wieczorek wypomina Uniwersytetowi Jagiellońskiemu "plagi akademickie"

Dr Józef Wieczorek obraził się na swój Uniwersytet rzucając nań błotem wszem i wobec w wydanej w 2020 roku książce pt. "Plagi akademickie", byle tylko dać upust złej pamięci czasów PRL, kiedy to uzyskał bezpłatne, socjalistyczne wykształcenie. Nikt mu nie wypomina, jakie wówczas musiał czytać dzieła (może i sowieckich uczonych), żeby zdać obowiązujące go egzaminy. Dostał wykształcenie za darmo, a nawet stopień naukowy doktora, toteż, czy tego chce, czy nie chce, jest beneficjentem socjalizmu. Ja także, podobnie jak miliony wykształconych w tamtym okresie Polaków.      

Uczelnia przytuliła go do siebie, skoro mógł obronić w niej dysertację doktorską. Żaden pedagog, socjolog czy psycholog nie docieka naukowej wartości powstałej w dobie socjalizmu dysertacji tego pana z geologii. Zapewne była wolna od bolszewickich źródeł, bo jednak nie była to radziecka psychologia czy socjologia marksistowsko-leninowska. 

Być może nie miał wykładów z wykształconymi w ZSRR profesorami, agentami SB, TW,  tylko z tymi, o których pisze, że nie stanowili żadnych elit. Te bowiem zostały wymordowane w okresie II wojny światowej, a ci, którzy przeżyli, wyemigrowali na Zachód. 

Mimo to jednak odebrał z rąk akademickiego gremium socjalistycznej Polski Ludowej dyplom doktora nauk UJ. Po doktoracie nie prowadził już badań naukowych, skoro nie uzyskał stopnia naukowego doktora habilitowanego.

Może i chciał, ale nie zdążył, bo u schyłku PRL nastąpiła - jego zdaniem  luka dydaktyczna po Wielkiej Czystce Akademickiej (s.9). Zapewne nie miał go kto nauczyć dobrego warsztatu badawczego, albo zaangażował się w działalność opozycyjną, co powinno się dzisiaj doceniać. 

Mimo danego JM Rektorowi UJ przyrzeczenia, że rozwijać będzie badania naukowe nie z żądzy zysku i nie dla próżnej chwały, ale w celu odkrywania i upowszechnienia prawdy –największego skarbu ludzkości, postanowił bez jakichkolwiek dowodów we własnej sprawie opublikować zbiór swoich blogowych postów (rzekomo pro publico bono za wygórowaną cenę), by dopiec byłym i obecnym władzom Uniwersytetu Jagiellońskiego. 

Jak pisze: (...) relacje mistrz-uczeń od dawna legły w gruzach, po oczyszczeniu UJ z tych co dla studentów byli mistrzami, a dla władz uczelni i systemu stanowili zagrożenie(s.8).   

Zapewne powołana na UJ Komisja Weryfikacyjna (...) pod batutą PZPR i MSW, której zadaniem było oczyszczenie uczelni z niewygodnego, negatywnie (z punktu  widzenia symbiontów (SB-PZPR-władze uczelni) wpływającego na młodzież akademicką, przyczyniła się do usunięcia geologa z pasją z UJ. Współczuję. Wielu naukowców dotknęły tego typu szykany, tylko tych usuwanych w 1968 r. bloger nie żałuje.

Jak pisze:  

Działalność tej Komisji/Kapituły doprowadziła do Wielkiej Czystki Akademickiej, takiej, że beneficjenci tej czystki nie są w stanie ani jej zidentyfikować, jak nie są zidentyfikować w historii stanu wojennego (i okresu historii UJ po jego wprowadzeniu). Świadczy to, że czystka ta była bardzo głęboka i bardzo skuteczna, tak odnośnie sfery intelektualnej, jak i moralnej. Obrady tej Kapituły musiały być zatem owocne i należy jej skład i owoce obrad - poznać i ujawnić na stronach UJ (...) [s.13].  

Geolog ma rację. UJ powinien rozliczyć się ze swoją niechlubną przeszłością. Aż dziw bierze, że w polityce i w rządzie jest tylu zaangażowanych historyków, a nikt nie chce zbadać, jak to było z tą Kapitułą UJ i jej haniebnymi czynami? Przyłączam się do apelu socjalistycznego doktora nauk. Trzeba to wyjaśnić. 

Może ta Kapituła ochraniała tych, o których pisze, że zapewne mieli lipne, patologiczne doktoraty? Dobrze, że jego dysertacja była na światowym poziomie. A może nawet z tego powodu postanowiono pozbyć się jego z UJ jako konkurenta dla promowanych z geologii miernot? 

Nie ulega wątpliwości, że historycy powinni szybko postarać się o grant NCN, by włączając dr "geologa z pasją" do zespołu badawczego mogli dociec, jak to było z tą Komisją.         

Dr J. Wieczorek ubolewa po trzydziestu latach transformacji, że (nie-)jego Uniwersytet Jagielloński utracił autonomię. Pyta nawet, czy ją odzyska, skoro - jak pisze z poczuciem prawdy objawionej przez siebie (...) można rzec - porusza się po torach ustawionych przez instalatorów systemu komunistycznego i co więcej, nawet werbalni antykomuniści walczą o to, aby te tory czasem nie zostały przestawione. Czasem można odnieść wrażenie, że o obronę tych akademickich torów walczą bardziej zdecydowanie, niż o niepodległość [s.27-28]. 

Szanując toksyczne doświadczenia tego pana, których nie kwestionuję, chociaż nie ujawnia, czego one dotyczyły, trudno jest nie uznać, że szkoda ściętych drzew.    

 Aneks: 

Doctorandi Clarissimi!

Dissertationibus conscriptis et publice defensis atque examinibus summa cum laude superatis, quae lege constituta sunt ad explorandam doctrinam eorum, qui doctoris nomen ac honores consequi student - adiistis nos, ut vos eo honore, quem appetivistis, in hoc sollemni consessu ornaremus.

Sed prius fides est danda vos tales semper futuros, quales vos esse iubebit dignitas, quam obtinebitis, et nos vos fore speramus.

Spondebitis igitur:


primum - vos huius Universitatis, in qua summum in scientiis vel litteris gradum ascenderitis, píam perpetuo memoriam habituros eiusque negotia, opera, rationes, quoad possitis, semper adiuturos;

deinde - eum honorem, quem in vos collaturus sum, integrum, incolumemque servaturos, ut nunquam ab eo seiungatur perfecta morum vitaeque honestas;

postremo - studia vestra impigro labore culturos ac provecturos non sordidi lucri causa, nec ad vanam captandam gloriam, sed quo magis veritas propagetur et lux eius, qua salus humani generis continetur, clarius effulgeat;

haec vos ex animi vestri sententia SPONDEBITIS AC POLLICEBIMINI?


Co sądzi Polski Związek Logopedów na temat błędnych narzędzi diagnostycznych autorstwa Joanny Gruby?

 Po raz drugi dr Joanna Gruba przedłożyła naukowym gremiom wniosek o nadanie jej stopnia doktora habilitowanego na podstawie "osiągnięć naukowych". Specjaliści w zakresie pedagogiki specjalnej, w tym logopedii, psychologii i pedagogiki specjalnej oraz pedagogiki wczesnej edukacji po raz kolejny potwierdzili w swoich recenzjach, że wnioskodawczyni nie tylko nie spełniła podstawowych wymagań naukowych, ale nawet może szkodzić swoją działalnością diagnostyczną.

Habilitantka wskazała jako najważniejsze osiągnięcie naukowe Testy do diagnozy wybranych aspektów rozwoju dziecka (Karta Oceny Logopedycznej Dziecka - KOLD; Karta Oceny słuchu Fonemowego -KOSF; Karta Oceny Gotowości Szkolnej - KOGS - współautor B. Gubała i Karta Oceny Rozwoju Psychoruchowego - KOMLOGO - współautor E. Bogacz, A. Rybczak ) wydane w latach 2014-2017.  

WSZYSTKIE NEGATYWNE RECENZJE napisane przez profesorów-wybitnych ekspertów, wskazują na ułomności, błędy w konstruowaniu przez J. Gruby powyższych narzędzi. Sygnalizują zatem, że w/w testy nie powinny być stosowane w praktyce. 

Każdy może zapoznać się z szczegółowymi uwagami krytycznymi, gdyż są one - na całe szczęście dla potencjalnych aplikantów - opublikowane na stronie Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu oraz BIP Uniwersytetu Szczecińskiego. Komu zależy na naukowym, a nie - jak stwierdzili rzeczoznawcy - pseudonaukowym testowaniu dzieci, powinien zdawać sobie sprawę z tego, że w pedagogice i terapii, podobnie jak w medycynie, obowiązuje zasada Primum non nocere! (Przede wszystkim - nie szkodzić!). 

 Dzięki dostępie do recenzji takich wniosków młode pokolenie doktorantów i habilitantów może uczyć się na błędach, by ich nie popełnić. Szkoda, że pani dr J. Gruba nie uwzględniła negatywnych recenzji z poprzedniego Jej postępowania habilitacyjnego, sugerując w swoich licznych wypowiedziach nierzetelność oceniających i niesprawiedliwość recenzentów. Są w środowisku akademickim i oświatowym habilitanci, którzy po porażce poprawili swój warsztat metodologiczny, by po właściwym przeprowadzeniu badań naukowych przedłożyć co swoje rozprawy. 

W nauce ważne są: wiedza, kompetencje i pokora, samokrytycyzm bazujący na adekwatnej samoocenie. Jeśli są one lekceważone przez kogoś, to może on ustawicznie wmawiać swojemu otoczeniu, że został skrzywdzony, podczas gdy tak naprawdę sam wprowadza w błąd innych swoimi pseudonaukowymi publikacjami. 

Osoba doświadczająca porażki w procesie awansowym może mieć pretensje przede wszystkim do siebie i do recenzentów wydawniczych, bo ci, nie dostrzegając poważnych błędów, ułomności, dopuścili jej tekst do druku. Tym samym zdradzili autora pracy.  

Zachęcam do przeczytania treści recenzji z pierwszego i drugiego postępowania tej Habilitantki, by porównać ich treść ze sobą i zobaczyć, jakie są tego negatywne skutki, nie tylko dla Niej, ale i dla odbiorców Jej prac. Nikt przecież nie odbiera Autorce włożonego wysiłku, poświęconego czasu i nakładów, ale wartość tych czynników musi odpowiadać naukowym standardom. 

Jeśli tego nie ma, to wszystkim musi być przykro, także recenzentom i członkom rady wydziału czy instytutowej dyscypliny naukowej, bo chyba nikt nie wątpi, że ktokolwiek mógłby mieć z tego powodu jakąkolwiek satysfakcję. Uczmy się zatem na błędach i wyciągajmy z nich pozytywne wnioski do pracy nad sobą.  

I Postępowanie habilitacyjne dr J. Gruby na Wydziale Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu (2014)

RECENZJE:

1. prof. Bogdan Szczepankowski z UKSW w Warszawie 

2. dr hab. Grażyna Dryżałowska z UW  

3. dr hab. Jacek Błeszyński z UMK w Toruniu 

II Postępowanie habilitacyjne na Uniwersytecie Szczecińskim (2021):

RECENZJE: 

1. prof. dr hab. Dorota Klus-Stańska (Uniwersytet Gdański)  

2. dr hab. Dorota Podgórska - Jachnik Uniwersytet Łódzki 

3. prof. dr hab. Ewa Filipiak - Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. 

Jak wynika z uchwały Rady Naukowej Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Szczecińskiego - powyższe prace: (...) naruszają podstawowe standardy pracy naukowej  oraz cechują je (...) liczne uchybienia metodologiczne.  

Rada Naukowa podkreśla, że narzędzia diagnostyczne pani dr J. Gruby rodzą poważne wątpliwości natury społecznej, bowiem stosowanie ich w praktyce skutkuje (...) błędną diagnozą rozwoju dzieci zwłaszcza na wczesnym etapie życia. Bagatelizowanie wadliwości praktyk diagnostycznych może skutkować całożyciowymi konsekwencjami dla dziecka!

 Czy będzie reakcja Zespołu Pedagogiki Specjalnej, którym kieruje przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN, a nie w PAN (jak błędnie o tym komunikuje PZL) - prof. Marzenna Zaorska na powyższe zagrożenia społeczne? Troska bowiem tego Zespołu o tworzenie jeszcze jednej dyscypliny naukowej, jaką miałaby być logopedia, jest we współczesnej dobie poważnym nieporozumieniem. Nie wszyscy rozumieją zmiany w naukach społecznych na świecie. Może czas przyjrzeć się temu, z jakimi problemami nie radzą sobie niektórzy "pedagodzy".