mam nadzieję, że ewolucję tej osoby opisze Józef Wieczorek
a Joanna Gruba zamieści do tego tekstu odwołanie na swojej stronie, bo nie muszą liczyć się z
pozwem sądowym. Są od tego, by pozywać innych, sygnalizować ZŁO. Teraz mają wyjątkową szansę. Powinni zająć się tym, który przebył drogę od
doktora-plagiatora (pisał o nim jedynie dr hab. Marek Wroński) do słowackiego
profesora, który skończył u prokuratora.
Centralna
Komisja do Spraw Stopni i Tytułu wszczęła postępowanie o wznowienie przewodu
doktorskiego, ale... tak zostali zastraszeni profesorowie-recenzenci, członkowie
rady wydziału, że jednym głosem wynik przeważył na korzyść doktora, pomimo
dowodów materialnych w sprawie. Ach, po co się narażać... prawda? Poza tym
źle by to świadczyło o tej jednostce, która nadała stopień plagiatorowi, skoro dowiedziawszy się o tym fakcie, "schowała głowę w piasek".
Dyplomy
habilitacyjne mógł zatem bez przeszkód ów doktor uzyskać … na Słowacji. W kilka miesięcy
później, w prywatnej uczelni przeprowadził przewód na tytuł profesora a w MNiSW dyrektorka departamentu potwierdziła równoważność dyplomów. Miała to samo nazwisko, co zapewne było przypadkową zbieżnością, więc kto wie, może nadal pracuje w tym resorcie.
Mają
"ścigacze" i "sygnaliści" czym się zająć. Gdyby potrzebowali danych o
mistrzu akademickich sukcesów, to polecam Prokuraturę Krajową, Centralne Biuro
Antykorupcyjne i Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Są też dziennikarze
śledczy, których gazety nie wymienię, bo jak to już raz uczyniłem, to miałem
wezwanie przedsądowe.
Nie
lękajcie się, drodzy ścigający patologię. Introspekcja i troska o wysokie
standardy w nauce przyda się każdemu.
Ps.
Pani J. Gruba przed laty pisała o plagiacie pewnego profesora na Uniwersytecie
Śląskim. Po jakimś czasie usunęła z sieci tę wiadomość. Czyżby potrzebny był sygnalista,
by jej o tym przypomnieć, czy może zarzut był fałszywy? W Internecie nic nie
ginie. Nie czytałem, by przeprosiła za publiczne oskarżenie?