18 lutego 2024

Niedocenianie "Anatomii ludzkiej destrukcyjności"

 


Po zamordowaniu w kolonii karnej rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego słusznie pytał uczestników obrad ministrów obrony krajów NATO prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełeński: "Nie pytajcie Ukrainy, kiedy się skończy wojna, ale zapytajcie siebie, dlaczego Putin jest w stanie ją kontynuować". Niestety, Zachód nie docenił ostrzeżeń m.in. psychologa Ericha Fromma, który pisał o uwarunkowaniach i przejawach ludzkiej destrukcyjności. Wolimy czytać "Ucieczkę od wolności" lub "Sztukę miłości" tego autora, bo pozwalają nam odwrócić uwagę od zagrożeń, które są w ludziach wokół nas, żyjących w naszych środowiskach społecznych, kulturowych, zawodowych itp.

Nie bez powodu jego monografię "Anatomia ludzkiej destrukcyjności" poprzedza motto holenderskiego etologa i ornitologa Nikolaasa Tinbergena (1907-1988): 

"Z jednej strony człowiek podobny jest do wielu gatunków zwierząt przez to, że walczy z przedstawicielami własnego gatunku. Z drugiej strony jednak wśród tysięcy gatunków, które walczą we własnym obrębie, jest jedynym, który potrafi tej walce nadać prawdzie niszczycielski charakter. [...] Człowiek jest jedynym gatunkiem wydającym masowych morderców, jedynym niedostosowanym do tworzonych przez siebie społeczeństw" (s.29). 

 

Eskalacja przemocy, agresji zaczyna się w codziennych relacjach międzyludzkich, w toku kłótni, prowadzonych sporów, kiedy psychopaci szukają każdej możliwej okazji, by rozładować własne kompleksy, nieudane życie, niepowodzenia zawodowe czy rodzinne. Wykorzystują te stany politycy podgrzewając temperaturę sporów wewnątrz kraju, by móc rządzić dzieląc ludzi na "swoich" i „obcych". Świetnie wyczuwają ten klimat zarabiający w mediach czy organizacjach pozarządowych cynicy, zbijający na tym swoją "fortunę". 

Wystarczy zajrzeć codziennie do newsów, by przeczytać o skutkach takiej polityki w środowiskach oświatowych i akademickich, które powinny stać na straży cywilizowania życia społecznego, a nie odwrotnie. Tymczasem wyrosły nam "karły" rzekomej troski o wartości, byle była jej ukryta funkcja ukryta pod szyldem Kościoła, tej czy innej frakcji politycznej, społecznej czy nawet medialnej. To także osoby o narcystycznej potrzebie wytwarzania wokół siebie przekonania o własnej doskonałości, nie chcą niczego naprawiać, bo nie mają ku temu kompetencji. Dlatego dążą do niszczenia tych, którzy to odsłaniają. 

"Kiedy inni ranią jej narcyzm, lekceważąc ją, krytykując, dowodząc omyłek, pokonując w rozmaitych grach czy też przy wielu innych okazjach, osoba narcystyczna zazwyczaj reaguje intensywnym gniewem lub nawet wściekłością, niezależnie od tego, czy to okazuje czy nie, a nawet jest tego świadoma. Intensywność tej agresywnej reakcji można łatwo wywnioskować z faktu, że taka osoba nigdy nie przebaczy komuś, kto zranił jej narcyzm, i często czuje potrzebę zemsty, znacznie bardziej przemożną, niż występowałaby w przypadku, gdyby zagrożone było jej ciało lub stan posiadania" (s. 249).

To ludzie słabych charakterów, podporządkowujący swoje działania chorym namiętnościom, patologicznym instynktom, skrywanemu przed innymi sadyzmowi angażują się na rzecz pasji niszczenia czegoś lub kogoś. Nie uświadamiają sobie swoich nekrofilnych popędów, a jeśli do tego dochodzi, to uruchamiają mechanizmy obronne, by odsunąć uwagę opinii publicznej od swoich a niegodnych człowieka zachowań. 

"Faktem jest - pisze Fromm w rekonstrukcji poglądów Skinnera - że żaden wódz, żaden rząd nie oświadcza już otwarcie, że nie respektuje woli obywatela swego kraju; wolą używać nowych słów, brzmiących niczym przeciwieństwo tych starych. Żaden dyktator nie nazywa się dyktatorem, a każda władza twierdzi, iż wyraża wolę ludu. W krajach "wolnego świata", z drugiej strony, "władza anonimowa" oraz manipulacja zastąpią jawną władzę w edukacji, pracy i polityce" (s. 73).           

Pesymistycznie brzmią niektóre tezy tego psychoanalityka, który odkrywa pokłady "wojen" tkwiące w człowieku i towarzyszące życiu ludzkiemu od czasów kultur pierwotnych po współczesne. Co by było, gdyby nie było edukacji, inkulturacji, niezależnie od tego, jak oceniamy jej jakość, także w naszym kraju?   


16 lutego 2024

Profilaktyka studenckiego plagiatorstwa

 


Petr Černikovský, Tomáš Foltýnek, Josef Fontana, Zuzana Gojná, Dita Henek Dlabolová, Tomáš Holeček, Jan Hradecký, Irena Kozmanová, Jan Mach, Ondřej Prusek, Radka Římanová, Klára Tesaříková, František Vorel, Helena Vorlová przygotowali dla nauczycieli akademickich poradnik, jak uniknąć plagiatorstwa w pracach studentów. Niewielkiej objętości publikacja, bo licząca 31 stron, została wydana przez Karolinum - Wydawnictwo Uniwersytetu Karola w Pradze w 2020 roku.  

Niektórzy mogą łączyć wydanie tej publikacji w 2020 roku z pandemią, która z racji kształcenia zdalnego sprzyjała niekontrolowanej aktywności studentów w internetowej sieci. Musiał być rozpoznany przez akademików niepokojący stan plagiaryzmu młodzieży studenckiej, skoro doszło do napisania i wydania tej publikacji. Jest ona dostępna  w sieci, toteż znający język czeski mogą się z nią zapoznać. 

We wstępie autorzy piszą, że chcieliby jako nauczyciele akademiccy mieć jak najwięcej satysfakcji z prac dyplomowych, które przygotowują ich studenci, ale niestety zdarzają się kombinatorzy, oszuści, toteż nie da się uniknąć tak niepożądanego zjawiska w szkolnictwie wyższym. 

"Jeśli nie rozpoznamy plagiatu jako promotorzy pracy a student otrzyma stopień zawodowy czy akademicki, to nie mała część hańby padnie i na nas. Na domiar złego, ujawnienie plagiatu zagraża dobremu imieniu wyższej szkoły, konkretnej jednostki akademickiej, a  także - logicznie - świadczy o niedostatecznej erudycji pedagoga, któremu tego typu praca przeszła między palcami" (s. 5).

Ważne jest zatem uświadomienie studentom, jak mają korzystać ze źródeł wiedzy, kiedy będą przygotowywać prace pisemne - zaliczeniowe, dyplomowe, by ich analizy były rzeczywiście oryginalne. Tekst studenta ma odzwierciedlać jego wiedzę, refleksję, a to oznacza, że jego tekst nie musi być przełomowy, gdyż wystarczy, jeśli praca będzie napisana samodzielnie przez niego. 

Nie ma nic złego w pracy kompilacyjnej, która może być oryginalną, jeśli przedstawia wyniki analiz autora. Te zaś są następstwem rzeczywistej lektury źródeł i dokonanych porównań w nowym kontekście.  

"W tekstach akademickich nowe podejście do analizowanego fenomenu wynika np. z tego, że autor:

• krytycznie porównuje dwa czy więcej istniejących poglądów na określony problem,

• nową argumentacją wesprze, zaprzeczy czy zmodyfikuje istniejącą hipotezę albo teorię,

• empirycznie zweryfikuje znaną hipotezę lub teorię,

• przepracuje lub zinterpretuje dotychczas niezastosowaną metodą istniejące dane,

• zgromadzi nowe dane ,

• sformułuje i zweryfikuje nową hipotezę czy teorię,

• zaproponuje nowe rozwiązanie istniejącego problemu,

• zaproponuje nową metodę badań" (s. 6).

Studenci nie powinni zatem bać się samodzielnego myślenia, podejmowania analiz idei czy teorii, konfrontowania z nimi własnej ich recepcji, a zdecydowana większość ich prac powinna być tego następstwem. Byłoby dobrze, gdyby tego typu kompetencje nabyli już w szkole średniej. Cytując czyjś pogląd doceniamy autora i znaczenie jego myśli do własnych analiz (s.8).

Autorzy zachęcają, by w przypisie bibliograficznym podawać nie tylko imię i nazwisko autora, tytuł pracy, miejsce i rok wydania, ale także symbol ISBN/ISSN i DOI. Tym samym łatwo można potwierdzić zgodność cytowanego fragmentu z jego oryginalnym źródłem. 

Praktyczną pomocą może być przekazanie studentom wymogów edytorskich czasopism czy wydawnictw naukowych, by stosowali je już w swoich pracach pisemnych. Słusznie wskazują na to, by wykorzystywane przez studentów teksty, które są w wolnym dostępie, były tak samo odnotowane w bibliografii i przypisach, jak prace drukowane. W Open Access znajdziemy dostęp do pełnych wydań książek, ale i do ich fragmentów, toteż jeśli wybrany z nich cytat nam wystarcza, możemy podać w przypisie pełne dane publikacji tak, jakbyśmy mieli dostęp do całego dzieła (s.11).           

Dalej piszą autorzy tego poradnika o tym, czym różni się cytowanie z "pierwszej ręki" od cytowania z "drugiej ręki", co nie jest dla nas niczym nowym. Jednak widzę także w pracach moich studentów, że rzadziej sięgają do prymarnych tekstów, przywołując najczęściej czyjeś opracowanie. O ile w pracach studentów to nie razi, to jednak w dysertacjach naukowych jest  już niepożądane, jeśli stanowi główne źródło interpretacji. 

Także jest dla nas oczywiste, że końcowa bibliografia w pracy powinna zawierać jedynie te teksty, które zostały rzeczywiście wykorzystane. Jedynie w podręcznikach, skryptach możemy odesłać czytelników do innych lektur, jeśli chcemy ich zachęcić do własnych analiz i poszukiwań. 

  W Republice Czeskiej obowiązuje norma ČSN ISO 5127 definiująca plagiat jako „przedłożenie twórczego dzieła innego autora  w całości lub we fragmencie jako swojego własnego". Także Czeska Bibliografia Naukowa i Informacji Naukowej (TDKIV ) definiuje plagiat jako „niedozwolone opublikowanie (dosłowne lub częściowe) dzieła artystycznego lub naukowego innej osoby bez przypisu“ (s. 13).   

Autorzy niniejszego poradnika piszą też o autoplagiacie, nieumyślnym plagiacie i plagiacie z akceptacją autora oryginalnej pracy. Do typowych form plagiatorstwa zaliczają: 

"• wykorzystanie cudzych wyników badań lub inne ich zaprezentowanie jako rzekomo własne,

• przekład czy parafraza cudzego dzieła i jego przedstawienie jako własnego dzieła oryginalnego,

• brak informacji o wykorzystaniu w własnej, wcześniej opublikowanej pracy (autoplagiat),

• niepoprawne cytowanie i niepoprawne odwołanie do źródeł,

• pominięcie cudzego wkładu w wydaną pracę,

• pominięcie innej osoby w powstaniu dzieła (contract cheating)" (s. 14).

 Znajdziemy w tej publikacji przykłady mozaikowego plagiaryzmu b. ministra obrony Niemiec czy b. czeskiej ministry sprawiedliwości (s.15-16). Jest też tu mowa o pracach, które powstały na zamówienie, a zatem nie zostały napisane przez daną osobę (akademicki ghostwriting). To także zalicza się do plagiatorstwa. 

Kluczowa jest zatem rola nauczyciela akademickiego, który powinien dokładnie przeczytać każdą pracę studentów. Pomocny jest tu system antyplagiatowy oraz opinia recenzenta pracy, przy czym własny umysł promotora pracy powinien być głównym systemem antyplagiatowym (s.22).

Przedostatnia część poradnika dotyczy postępowania nauczycieli akademickich wobec osób, które dopuściły się plagiatorstwa. Obejmuje ono 3 fazy:

"1. powstanie podejrzenia plagiatu, 

2. potwierdzenie plagiatu 

3. ukaranie plagiatora" (s. 24).

W odniesieniu do sankcji autorzy przywołują normy prawne w ich kraju. Całość kończą sugestie dotyczące prewencji plagiaryzmu, a więc konieczności informowania studentów o niedopuszczalności takiego postępowania w uczelni. Jeśli chcemy, by prace pisemne studentów były oryginalne, to systematycznie kontrolujmy ich powstawanie oraz zadajmy im oryginalny problem. Nie polegajmy jedynie na systemie antyplagiatowym (s.29-30).     

    

 

15 lutego 2024

Nie rób drugiemu, co tobie nie miłe

 



Autor książki "Nie rób drugiemu, co tobie nie miłe" psycholog Bogdan Wojciszke pisze o tym, co o przysłowiach i mądrości ludowej sądzi współczesna psychologia. Odpowiada na pytanie, które z krążących w naszym codziennym życiu mądrości o człowieku są prawdziwe w świetle wiedzy naukowej. 

Chociażby taka antyczna fraza: Homo homini lapus est stawia nas przed dylematem, czy człowiek z natury jest dobry, czy zły? Wiara w życie jako grę antagonistyczną, grę o sumie zerowej, w wyniku której ktoś musi przegrać, żeby wygrał ktoś inny, jest charakterystyczna dla kultur indywidualistycznych, a więc skupiających się na jednostce, jej prawach i osiągnięciach, a znacznie spada w kulturach wspólnotowych, kolektywistycznych jako skupionych wokół wspólnoty celów i na powinnościach jednostek wobec nich.

Czy pochodząca od Pobliliusza Syrusa mądrość, że dwa razy daje, kto szybko daje, dzisiaj jest interpretowana przez psychologów jako jedna z centralnych zasad w gospodarce rynkowej, gdzie każda rzecz jest tyle warta, ile ktoś jest gotów za nią zapłacić? Okazuje się, że przyszłość jest dla nas cenniejsza od przeszłości, gdyż orientując się prospektywnie na przewidywane zadania jesteśmy bardziej zaangażowani w nie emocjonalnie, aniżeli wówczas, kiedy mielibyśmy je oceniać czy doceniać jako zadania już wykonane. 

To, co było, wydaje się mniej cenne od tego, co ma dopiero zaistnieć. Dwa razy daje ten, kto szybko daje, ale traci równie dwukrotnie ten, kto nic nie daje lub chce dawać wciąż tyle samo, bo mu się wydaje, że za pozyskane dobro nikomu już nie jest nic winien. W końcu już je posiadł, więc nie ma problemu.

Wojciszke przywołuje wreszcie mądrość Wiliama Szekspira Głupiec myśli, że jest mądry, mędrzec wie, że jest głupcem. Głupi, żeby nie wiem jak zabiegał o swoją mądrość, nie będzie w stanie dostrzec swej niewiedzy, tak jak kot nie ogarnia pustyni. Mieć wiedzę to przecież wcale nie być pewnym czegoś, bo pewność częściej wywodzi się z ignorancji niż z wiedzy. Zdaniem psychologów, im ktoś jest w jakiejś dziedzinie mniej kompetentny, tym bardziej przecenia swoje wyniki i swoje osiągnięcia, a zarazem nie jest w stanie dostrzec swej niekompetencji, szczególnie wówczas, kiedy pełni kierownicze role.

Zdaniem B. Wojciszke, ignorant nie jest też w stanie docenić kompetencji tych, którzy je rzeczywiście posiadają, a już tym bardziej ich geniuszu. Nie rzucaj zatem pereł przed wieprze! Opowiadaj dowcipy tylko tym, którzy mają poczucie humoru, a pomysły przedstawiaj tylko tym, którzy są w stanie je zrozumieć.

Dowiemy się z tej książki także o tym, dlaczego kłamstwo powtarzane wystarczająco często staje się prawdą; dlaczego zawsze lubimy tych, którzy nas podziwiają, ale nie zawsze lubimy tych, których podziwiamy; dlaczego łatwiej sobie opinię zepsuć niż naprawić; dlaczego pochlebstwo przysparza przyjaciół, a prawda – wrogów; czym jest katharsis, a czym moralność Kalego; jak rozumieć wałęsizm (Jestem za a nawet przeciw); czy też co wynika ze złudzenia mądrości wstecznej, określanej przysłowiem: mądry Polak po szkodzie. Nie ma bowiem fortelu, do którego ludzie się nie uciekną, by tylko nie myśleć.

To jest znakomita lektura, uczulająca na sprawy naszej codzienności, w której nie zawsze mamy chwilę do zadumy nad sobą. Bo wszystko dobre, co się dobrze kończy. Kolejny tom tego autora został zatytułowany: Kobieta zmienną jest (GWP, 2009). Ciekawe, dlaczego? Czyżby czytał jakieś zmanipulowane teksty kobiet, które naruszają grubo granice etyczne? Kto przeczyta, wnet się dowie.  


14 lutego 2024

Pożegnanie wybitnej PEDAGOG profesor HENRYKI KWIATKOWSKIEJ

 


W wieku 84 lat zmarła PROFESOR PEDAGOGIKI, PEDEUTOLOG - autorka znakomitych rozpraw naukowych - HENRYKA KWIATKOWSKA (1940-2024).

W 1999 roku opublikowaliśmy z Bogusławem Milerskim w Leksykonie PWN - Pedagogika noty biograficzne o ówczesnych członkach Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. Najczęściej bowiem w leksykografii publikowane są biogramy zmarłych osób znaczących dla kultury, nauki, oświaty, techniki czy gospodarki. Tak wówczas napisaliśmy o znakomitej Uczonej: 

Kwiatkowska Henryka - 2.01.1940 Kąty, pedagog, prof. zw. UW i WSP ZNP; kierownik Pracowni Pedeutologii Wydziału Pedagogicznego UW, wiceprzewodnicząca Polskiego towarzystwa Pedagogicznego, sekr. generalny KNP PAN, przewodnicząca Sekcji Pedeutologicznej KNP PAN; zainteresowania: pedeutologia i dydaktyka; Publikacje: 

„Przeżycie literackie a moralne postawy uczniów” Warszawa 1981; 

„Nowa orientacja w kształceniu nauczycieli” Warszawa 1988; 

„Edukacja nauczycieli. Konteksty. Kategorie. Praktyki” Warszawa 1977; 

„Edukacja nauczycielska wobec zmiany społecznej” (red.), Warszawa 1991; 

„Z zagadnień pedeutologii i kształcenia nauczycieli” (współred. Z T. Lewowickim) Warszawa 1995; 

„Komunikacyjne kompetencje zawodowe nauczycieli”, Warszawa 1997 (współred.  Z M. Szybisz); 

„Źródła inspiracji współczesnej edukacji nauczycielskiej” (współred. Z T. Lewowickim), Warszawa 1997; 

„Edukacja nauczycielska w perspektywie wymagań zmieniającego się świata” Warszawa 1998 (współred. z A. Siemak-Tylikowską i S.M. Kwiatkowskim).     

   Jeszcze do 2019 roku cieszyliśmy się niezwykle aktywną obecnością naukowo-badawczą prof. Henryki Kwiatkowskiej, która uczestniczyła w krajowych konferencjach, recenzowała awansowe rozprawy dla wydawnictw oraz osiągnięcia naukowe naszych koleżanek i kolegów na stopnie naukowe czy tytuł profesora. Była też członkiem Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów. 

Do 2019 roku nie odbył się żaden Ogólnopolski Zjazd Pedagogiczny PTP bez Jej kierowniczej partycypacji, bowiem pełniła przez ponad dwie dekady funkcję wiceprzewodniczącej Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego. Współtworzyła zatem zjazdy od strony organizacyjnej i programowej. H.Kwiatkowska była redaktorką tomu "Ewolucja tożsamości pedagogiki" (Warszawa, 1994), który stanowił zapis plenarnych wykładów i syntetycznych sprawozdań z obrad siedmiu sekcji w ramach pierwszego, przełomowego w postsocjalistycznej Polsce Zjazdu Pedagogów. 

Jak pisała we Wstępie: 

Właściwością współczesnego czasu jest ogromna "chybotliwość" wszystkiego, co dla człowieka jest ważne, wszystkiego co wcześniej, za sprawą właśnie swej rozwojowej stabilności tworzyło nieprzerwaną logikę dziejów, logikę sprawy człowieka. Współczesny człowiek żyje w matni różnorakich niepewności, poczynając od niepewności, co do wyboru własnych ról życiowych, niepewności, co do własnych afiliacji, a także, co do uznawanych wartości. Na naszych oczach dokonuje się zerwanie z linearną koncepcją rozwoju. Obserwuje się "bunt przeciwko porządkowi". Tempo przemian jest tak szybkie, że niejednokrotnie uniemożliwia przewidywanie następnego ruchu (1994, s. 9).       

Zmarła Profesor była w środowisku akademickiej pedagogiki DAMĄ POLSKIEJ PEDEUTOLOGII. Jej rozprawy naukowe posiadały znakomite analizy teoretyczne, własne modele i wyniki badań, które pozwalały na poznanie i zrozumienie wyjątkowej roli nauczycieli - pedagogów - wychowawców - instruktorów- edukatorów. Genialnie łączyła najnowszą wiedzę z filozofii kształcenia, andragogiki, pedagogiki szkolnej, społecznej z pedeutologią. Referaty i wykłady H. Kwiatkowskiej pobudzały do refleksji, zastanowienia, niosły z sobą nowe impulsy badawcze. 

W najważniejszych seriach wydawniczych ukazywały się tak kluczowe dla pedagogiki rozprawy monograficzne Jej autorstwa, jak: 

* Tożsamość nauczycieli. Między anomią a autonomią (Gdańsk: GWP, 2005); 



* Pedeutologia (Warszawa: WAiP-Grupa Kapitałowa WSiP SA,  2008).



* Uczłowieczyć komunikację. Nauczyciel wobec ucznia w przestrzeni szkolnej, red. H. Kwiatkowska,  (Kraków: Oficyna Wydawnicza "Impuls", 2015). 



Nie ma w kraju badacza nauczycielskiej profesji, który nie sięgałby do monografii H. Kwiatkowskiej. Nie dlatego, że tak należało czynić, ale ze względu na ich merytoryczną wartość, inspirujące własne projekty Jej podejście do badań nauczycieli. Żaden z ministrów edukacji nie skorzystał z mądrości Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, która wykładała także w okresie emerytalnym w WSP ZNP czy w Wyższej Szkole Nauk Społcznych "Pedagogium". Dlaczego?

Wiadomo. Żaden z dotychczasowych ministrów nie życzył sobie naukowej wiedzy na temat nauczycielstwa, bo ta uciskałaby sumienie dewastujących je polityków. Dla H. Kwiatkowskiej istotne było to, by odstąpiono w polityce oświatowej i regulacjach prawnych od podporządkowywania, uprzedmiotowienia nauczycieli na rzecz ich kształcenia i wspomagania przez rządzących "(...) w kierunku drogi do własnej niezależności i indywidualnej odpowiedzialności" (2005, s.9). 

Na szczęście ci, którzy mieli możliwość studiowania pedagogiki pod kierunkiem profesor H. Kwiatkowskiej nabywali kluczowe dla ich ontologicznego bezpieczeństwa w świecie permanentnego ryzyka takie cechy, jak: zaufanie, optymizm i odwaga. Jej troską o nauczycielską profesję była niezależność w rozumieniu wolności obywatelskiej i profesjonalnej. Jak pisała w zakończeniu swojej ostatniej monografii: 

Źródłem rozwoju jest sam człowiek, który potrafi popatrzeć na siebie z dystansem (2008, s. 245). 


Pozostaną z nami dzieła prof. Henryki Kwiatkowskiej i pamięć o jej wkładzie w rozwój polskiej pedagogiki i akademickiego środowiska. Żegnam wspaniałą Uczoną kierując do Najbliższych i b. Współpracowników wyrazy współczucia. 

13 lutego 2024

Kiedy umiera pracownik dziekanatu ...

 





Kiedy umiera pracownik dziekanatu uniwersyteckiego wydziału, mało kto poza jej/jego koleżankami/kolegami z uczelnianej administracji ma tego świadomość. Najczęściej jednak koncentrujemy swoją uwagę i dzielimy się współczuciem z bliskimi osoby zmarłej, jeśli był nią pracownik naukowy. 

To, jak żegnamy zmarłego pracownika administracji, jest także świadectwem uniwersyteckiej kultury, która – jak się wydaje - powoli zaczyna zanikać. Po długiej chorobie zmarła pani Katarzyna Cała, która pracowała w dziekanacie Wydziału Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego w latach 2005-2020, gdzie zajmowała się obsługą administracyjną studentów.  

To jest niezwykle ważna działalność, która nie ma tak spektakularnego charakteru jak praca dydaktyczna czy naukowo-badawcza, a przecież to od jakości - nie zawsze wdzięcznej - obsługi studentów zależy wizerunek uczelni, jej wydziału i środowiska akademickiego, a nie tylko od sprawności i poprawności archiwizowania dokumentacji związanej z procesem kształcenia.

Kiedy przyjeżdża do jednostki zespół Polskiej Komisji Akredytacyjnej, to przecież w pierwszej kolejności bada dokumentację związaną z procesem dydaktycznym. Każda/-y z pań/panów pracujących w dziale administracyjnym czy technicznym jest znaczącą osobą, której zaangażowanie w pracę stanowi ważny wkład w sukces jednostki akademickiej, toteż ważne są także warunki pracy, płacy i kultury zarządzania.   

W komunikacie WNoW UŁ pięknie odnotowano:

"Kasia była pracownikiem, matką a przede wszystkim przyjacielem niezwykłym, a Jej niezwykłość przejawiała się każdego dnia w drobnych gestach. Była człowiekiem o wielkim sercu i niezachwianej wierze w dobro. Swoim pozytywnym usposobieniem dodawała otuchy i sprawiała, że zły dzień stawał się dla każdego lepszy. Miała ogromne poczucie humoru. Jej pasja do życia, optymizm i chęć pomocy innym były nieodłącznymi cechami jej osobowości. Jej utrata zostawiła nas w głębokim smutku".


W dniu dzisiejszym -  13.02.2024 r. o godzinie 12.30 pożegnamy członkinię naszej wspólnoty - p. Katarzynę Całą w kaplicy na cmentarzu Doły przy ulicy Smutnej 6 w Łodzi.  

Niech p. Katarzyna Cała spoczywa w pokoju! 

 



(źródło fotografii: https://www.facebook.com/photo/?fbid=887931896675365&set=pb.100063756871707.-2207520000) 

12 lutego 2024

Oświadczenie

 Prof. Bogusław Śliwerski przeprasza dr. Józefa Wieczorka za naruszenie autorskiego prawa osobistego przez brak wymienienia twórcy i źródła rysunku o nazwie „Dr(h)ab.ina akademicka” zamieszczonego bez zgody na blogu 3.01.2021 r. pod adresem https://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2021/01/akademickie-kontrowersje-w-2020-roku.html i 19.04.2021 r. pod adresem https://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2021/04/o-praktykach-i-wskaznikach-recenzowania.html

Nie ma plagiatu, a miał być?

 



O polowaniu Józefa Wieczorka na nieistniejącego plagiatora pisał w grudniowym wydaniu "Forum Akademickiego" redaktor niezwykle poczytnych artykułów o nieuczciwości akademickiej pan 

dr hab. Marek Wroński


 


 

W miesiąc później ukazał się na łamach tego miesięcznika kolejny artykuł, tym razem dr. hab. Pawła Kosseckiego, prof. PWSTVFiT im. Leona Schillera w Łodzi a specjalizującego się w wycenie praw autorskich, zatytułowany "Ważne inicjały". 

Po długiej i niezwykle ciekawej z punktu widzenia prawa cytatu batalii sądowej dotyczącej sposobu oznaczania rysunków, w tym konieczności zamieszczania imienia i nazwiska twórcy w sytuacji, gdy sam twórca udostępnia rysunek pod pseudonimem Sąd Apelacyjny w Warszawie podzielił wyrażone w apelacji sporządzonej przez mojego pełnomocnika stanowisko, że w sprawie nie doszło do plagiatu oraz do naruszenia prawa powoda do oznaczenia utworu swoim nazwiskiem

Kwestia plagiatu budziła zresztą wątpliwości jedynie u samego powoda – jak zauważył sąd rozpoznający sprawę: 

W niniejszej sprawie nie ma ani jednego elementu świadczącego o naruszeniu prawa do autorstwa utworu od strony negatywnej (art. 16 pkt 1 u.p.a.p.p.). Żaden z przeprowadzonych dowodów a w szczególności wpisy na blogu Pozwanego nie wskazuje, że przywłaszczył on sobie autorstwo cudzego rysunku. Pozwany nie podejmował żadnych działań sugerujących, że to on stworzył ten rysunku, nie umieszczał pod nim swoich podpisów itp.

Czemu miało zatem służyć pomawianie mnie o plagiat? Otóż i na to pytanie można znaleźć odpowiedź w uzasadnieniu wyroku:

Powód nie zwrócił się do Pozwanego z odpowiednim żądaniem (mógł łatwo ustalić kontakt w drodze elektronicznej). Zamiast tego wykorzystał całą sytuację do ataku personalnego na Pozwanego na łamach prasy. Wymaga również podkreślenia, że ewidentnym nadużyciem ze strony Powoda jest wykorzystywanie tego zdarzenia do przedstawienia w oczach opinii publicznej Pozwanego jako osobę mającą za nic zasady etyczne pracy naukowej – celem zdeprecjonowania całości jego postępowania. Mówiąc inaczej Powód wykorzystał całe zdarzenie do kolejnego ataku na Pozwanego, z którym toczy boje publicystyczne na temat zwyczajów w środowisku naukowym.  

Stanowisko sądu I instancji potwierdził także sąd odwoławczy, który w ustnych motywach uzasadnienia potwierdził, że o plagiacie nie może być mowy. Na podstawie ustnego uzasadnienia (na pisemne czekam) wydaje się, że podzielił argumentację zawartą w apelacji, że nie można mówić o naruszeniu prawa osobistego do oznaczenia utworu nazwiskiem twórcy w przypadku, kiedy twórca sam udostępnia  swój utwór pod pseudonimem.

Niestety w opisywanej sytuacji sąd dopatrzył się uchybień również po mojej stronie, bo choć przyznał, że użycie rysunku dla zilustrowania opisywanych przeze mnie problemów mieściło się w prawie cytatu, to jednak sposób jego użycia – bez wyraźnego wskazania źródła rysunku - mogło godzić w prawa powoda. 

Mając zatem w pamięci sentencję Andrzeja Frycza Modrzewskiego wyrytą na fasadzie Sądu Okręgowego w Warszawie „Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej" uznałem, że w tej sytuacji zasadnym będzie złożenie stosownego oświadczenia czyniącego zadość wspomnianemu wyrokowi, co też uczyniłem we wcześniejszym wpisie z dn.1 lutego 2024 r. i będę to czynił przez kolejne dwa tygodnie. 

Trochę znudzą się tym czytelnicy bloga, ale należy posypać głowę popiołem i przeprosić, skoro tego domaga się autor, który nie poinformował mnie - co jest w zwyczaju blogowych komentatorów wydarzeń - żebym podał autora i źródło, skoro było jego wytworem. Tak to niestety jest, że jak ktoś via Facebooka i związanego z nim Messengera przesyła do mnie jakieś ilustracje, to powinien podać mi źródło ich pochodzenia. A skoro nikt tego nie uczynił, to trudno. Trzeba ponieść karę za kogoś.     

Osoby zainteresowane analizą polskich prawników - sędziego i mecenasów  na temat tego nietypowego wydarzenia odsyłam do dwóch numerów "Forum Akademickiego" - nr 12/2023 i nr 1/2024.