Prof. Bogusław Śliwerski przeprasza dr. Józefa Wieczorka za naruszenie autorskiego prawa osobistego przez brak wymienienia twórcy i źródła rysunku o nazwie „Dr(h)ab.ina akademicka” zamieszczonego bez zgody na blogu 3.01.2021 r. pod adresem https://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2021/01/akademickie-kontrowersje-w-2020-roku.html i 19.04.2021 r. pod adresem https://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2021/04/o-praktykach-i-wskaznikach-recenzowania.html
11 lutego 2024
Nie ma plagiatu, a to pech
O polowaniu Józefa Wieczorka na nieistniejącego plagiatora pisał w grudniowym wydaniu "Forum Akademickiego" redaktor niezwykle poczytnych artykułów o nieuczciwości akademickiej pan
W miesiąc później ukazał się na łamach tego miesięcznika kolejny artykuł, tym razem dr. hab. Pawła Kosseckiego, prof. PWSTVFiT im. Leona Schillera w Łodzi a specjalizującego się w wycenie praw autorskich, zatytułowany "Ważne inicjały".
Po długiej i niezwykle ciekawej z punktu widzenia prawa cytatu batalii sądowej dotyczącej sposobu oznaczania rysunków, w tym konieczności zamieszczania imienia i nazwiska twórcy w sytuacji, gdy sam twórca udostępnia rysunek pod pseudonimem Sąd Apelacyjny w Warszawie podzielił wyrażone w apelacji sporządzonej przez mojego pełnomocnika stanowisko, że w sprawie nie doszło do plagiatu oraz do naruszenia prawa powoda do oznaczenia utworu swoim nazwiskiem.
Kwestia plagiatu budziła zresztą wątpliwości jedynie u samego powoda – jak zauważył sąd rozpoznający sprawę:
W niniejszej sprawie nie ma ani jednego elementu świadczącego o naruszeniu prawa do autorstwa utworu od strony negatywnej (art. 16 pkt 1 u.p.a.p.p.). Żaden z przeprowadzonych dowodów a w szczególności wpisy na blogu Pozwanego nie wskazuje, że przywłaszczył on sobie autorstwo cudzego rysunku. Pozwany nie podejmował żadnych działań sugerujących, że to on stworzył ten rysunku, nie umieszczał pod nim swoich podpisów itp.
Czemu miało zatem służyć pomawianie mnie o plagiat? Otóż i na to pytanie można znaleźć odpowiedź w uzasadnieniu wyroku:
Powód nie zwrócił się do Pozwanego z odpowiednim żądaniem (mógł łatwo ustalić kontakt w drodze elektronicznej). Zamiast tego wykorzystał całą sytuację do ataku personalnego na Pozwanego na łamach prasy. Wymaga również podkreślenia, że ewidentnym nadużyciem ze strony Powoda jest wykorzystywanie tego zdarzenia do przedstawienia w oczach opinii publicznej Pozwanego jako osobę mającą za nic zasady etyczne pracy naukowej – celem zdeprecjonowania całości jego postępowania. Mówiąc inaczej Powód wykorzystał całe zdarzenie do kolejnego ataku na Pozwanego, z którym toczy boje publicystyczne na temat zwyczajów w środowisku naukowym.
Stanowisko sądu I instancji potwierdził także sąd odwoławczy, który w ustnych motywach uzasadnienia potwierdził, że o plagiacie nie może być mowy. Na podstawie ustnego uzasadnienia (na pisemne czekam) wydaje się, że podzielił argumentację zawartą w apelacji, że nie można mówić o naruszeniu prawa osobistego do oznaczenia utworu nazwiskiem twórcy w przypadku, kiedy twórca sam udostępnia swój utwór pod pseudonimem.
Powodowi zależało na tym, by "zrzucić mnie z akademickiej drabiny", o czym pisał wielokrotnie. Nawet została powiadomiona Rada Doskonałości Naukowej o rzekomym plagiatorze w jej gronie. Jednak na zapytanie Sędziego, który wydał wyrok, RDN otrzymała powyższą - jednoznaczną odpowiedź. NIE MA PLAGIATU.
Niestety w opisywanej sytuacji sąd dopatrzył się uchybień również po mojej stronie, bo choć przyznał, że użycie rysunku dla zilustrowania opisywanych przeze mnie problemów mieściło się w prawie cytatu, to jednak sposób jego użycia – bez wyraźnego wskazania źródła rysunku - mogło godzić w prawa powoda.
Mając zatem w pamięci sentencję Andrzeja Frycza Modrzewskiego wyrytą na fasadzie Sądu Okręgowego w Warszawie „Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej" uznałem, że w tej sytuacji zasadnym będzie złożenie stosownego oświadczenia czyniącego zadość wspomnianemu wyrokowi, co też uczyniłem we wcześniejszym wpisie z dn.1 lutego 2024 r. i będę to czynił przez kolejne dwa tygodnie.
Trochę znudzą się tym czytelnicy bloga, ale należy posypać głowę popiołem i przeprosić, skoro tego domaga się autor, który nie poinformował mnie - co jest w zwyczaju blogowych komentatorów wydarzeń - żebym podał autora i źródło, skoro było jego wytworem.
Tak to niestety jest, że jak ktoś via Facebooka i związanego z nim Messengera przesyła do mnie jakieś ilustracje, to powinien podać mi źródło ich pochodzenia. A skoro nikt tego nie uczynił, to trudno. Trzeba ponieść karę za kogoś.
Proszę nie przesyłać mi obrazków, tym bardziej kiczowatych, bez podania źródła i autora. Teraz czytelnicy bloga muszą przez 2 tygodnie poradzić sobie z na(za-)rzutem i moimi przeprosinami.
Osoby zainteresowane analizą polskich prawników - sędziego i mecenasów na temat tego nietypowego wydarzenia odsyłam do dwóch numerów "Forum Akademickiego" - nr 12/2023 i nr 1/2024.
Błędy wychowawcze w szkole i ich następstwa
Problem zła i wszelkich patologii w życiu szkoły nie jest bowiem
jedynie naukową spekulacją. Z perspektywy działania jest przede wszystkim tym
czymś, czego nie powinno być, lecz co musi zostać zwalczone. Jeśli jest mitem,
to pod jego wpływem myśl spekulatywna powinna kierować się do tyłu, ku
początkom, pytając - skąd i jakie zło? W perspektywie działania szkoła powinna
poszukiwać odpowiedzi na pytanie – jaki rodzaj zła w niej występuje i jak
sprzeciwiać się złu?
Błąd wychowawczy jest faktem zachodzącym w toku interakcji między wychowawcą a wychowankiem. Polega on na dostarczaniu wychowankowi doświadczeń wadliwego funkcjonowania społecznego, pozbawianiu go wiary w siebie, wywoływania czy utrwalania w nim poczucie krzywdy, niesprawiedliwości lub wdrażania go do bierności, posłuszeństwa. Jest to takie zdarzenie w życiu wychowanka, które niesie ze sobą skutki niekorzystne dla jego rozwoju, a więc jest szkodliwe. Zależy on od właściwości oraz „historii”, biografii wychowawcy i wychowanka, od ich wzajemnych nastawień oraz od kontekstu społecznego interakcji.
Błąd wychowawczy to takie zachowanie wychowawcy, które stanowi
realną przyczynę (lub ryzyko) powstania szkodliwych dla rozwoju wychowanka
skutków, wpisując się na trwałe negatywnie w jego pamięć. (A.
Gurycka, O sztuce wychowania, Wyd. CODN, Warszawa 1997, s. 75)
Przeprowadziłem wśród nauczycieli sondaż na temat tego, jakie
zdarzenia w swoich szkołach postrzegają jako błędy wychowawcze? Do najczęściej
występujących błędów po stronie nauczycieli jako sprawców błędów, czyli
swoistego rodzaju zła, zaliczyli następujące fakty:
·
Niechęć czy opieszałość
wśród niektórych nauczycieli do udzielania bezinteresownej pomocy uczniom poza
zajęciami lekcyjnymi w zrozumieniu treści nauczania;
·
Przenoszenie osobistych
problemów życiowych do szkoły i obciążanie nimi uczniów bądź też przenoszenie
na nich agresji z powodu niemożności poradzenia sobie z trudnymi sytuacjami.
·
Stosowanie wobec uczniów kar
jako zemsty za własne niepowodzenia życiowe;
·
Ciche przyzwolenie na
łamanie przez uczniów niektórych norm w obszarze życia szkolnego np. palenie
papierosów, ściąganie, wagary itp.
·
Niesprawiedliwe ocenianie
uczniów, które jest wynikiem porównywania ich z najlepszymi osiągnięciami
rówieśników;
·
Brak precyzyjnych kryteriów
ocen. Dominacja subiektywizmu w zależności od rozkładu osobistych sympatii i
antypatii;
·
Publiczne ośmieszanie
uczniów w trakcie odpytywania przed klasą czy wizytatorem;
·
Brak konsekwencji w
egzekwowaniu wiedzy i ocenianiu za nią w sytuacji, kiedy promuje się do
następnej klasy ucznia, którego oceny jednoznacznie powinny go dyskwalifikować;
·
Wykorzystywanie oceny
niedostatecznej jako instrumentu represji wobec ucznia nie za brak wiedzy, ale
za jego niewłaściwe zachowania się w czasie lekcji;
·
Zaniedbywanie przez
nauczyciela wiedzy o środowisku życia ucznia, jego rzeczywistych możliwościach
uczenia się i uzyskiwania wsparcia ze strony rodziców;
·
Narzucanie uczniom własnego
punktu widzenia, brak tolerancji wobec odmienności postaw czy form zachowań
uczniów (np. brak akceptacji dla nietypowych fryzur czy ubrań itp.);
·
Poniżające traktowanie
ucznia;
·
Krytyka nauczyciela przez
innego nauczyciela w obecności uczniów;
·
Stosowanie odpowiedzialności
zbiorowej;
·
Pobłażanie czy
niekonsekwencja w egzekwowaniu od uczniów form aktywności czy zachowań, w
wyniku zmiany własnego nastroju, humoru itp.;
Wśród błędów wychowawczych, których źródła są poza nauczycielami, wymieniono takie, jak:
·
Podporządkowywanie procesu
oceniania uczniów pozaszkolnym kryteriom i rankingom;
·
Szantażowanie rodziców
koniecznością dokonywania wpłat na komitet rodzicielski, by szkoła mogła
dysponować środkami finansowymi na swoją działalność;
·
Brak ujednoliconych w szkole
wymagań wobec uczniów wobec spraw typowo wychowawczych, jak np. spóźnienia, nie
odrabianie prac domowych, brak dyscypliny, nie okazywanie szacunku nauczycielom
itp.;
·
Pozorowanie pracy dla
zaspokojenia oczekiwań nadzoru pedagogicznego;
·
Brak współdziałania między
środowiskiem domowym uczniów a nauczycielami czy gminnymi władzami oświatowymi.
Następstwem błędów wychowawczych są
m.in.: wypaczenia, zaburzenia w rozwoju indywidualnym i społecznym, zerwanie
więzi, interakcji, brak porozumienia i współdziałania, naruszenie harmonii
wzajemnych relacji, obniżenie w oczach wychowanka oceny wychowawcy jako
partnera interakcji.
Eliminacja błędu wychowawczego wymaga dokonania wglądu w
całokształt sytuacji, w której błąd wystąpił oraz trafnego rozpoznania
(zidentyfikowania) faktu, zdarzenia czy procesu jako błędu ze względu na jego
efekt psychologiczny, społeczny czy normatywny.
10 lutego 2024
Oświadczenie
Prof. Bogusław Śliwerski przeprasza dr. Józefa Wieczorka za naruszenie autorskiego prawa osobistego przez brak wymienienia twórcy i źródła rysunku o nazwie „Dr(h)ab.ina akademicka” zamieszczonego bez zgody na blogu 3.01.2021 r. pod adresem https://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2021/01/akademickie-kontrowersje-w-2020-roku.html i 19.04.2021 r. pod adresem https://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2021/04/o-praktykach-i-wskaznikach-recenzowania.html
Nie ma plagiatu, a miał być?
O polowaniu Józefa Wieczorka na nieistniejącego plagiatora pisał w grudniowym wydaniu "Forum Akademickiego" redaktor niezwykle poczytnych artykułów o nieuczciwości akademickiej pan dr hab. Marek Wroński.
W miesiąc później ukazał
się na łamach tego miesięcznika kolejny artykuł, tym razem dr. hab.
Pawła Kosseckiego, prof. PWSTVFiT im. Leona Schillera w Łodzi
a specjalizującego się w wycenie praw autorskich, zatytułowany
"Ważne inicjały".
Po
długiej i niezwykle ciekawej z punktu widzenia prawa cytatu batalii sądowej
dotyczącej sposobu oznaczania rysunków, w tym konieczności zamieszczania
imienia i nazwiska twórcy w sytuacji, gdy sam twórca udostępnia rysunek pod
pseudonimem Sąd Apelacyjny w Warszawie podzielił wyrażone w apelacji
sporządzonej przez mojego pełnomocnika stanowisko, że w sprawie nie
doszło do plagiatu oraz do naruszenia prawa powoda do oznaczenia utworu swoim
nazwiskiem.
Kwestia plagiatu budziła zresztą wątpliwości jedynie u
samego powoda –
jak zauważył sąd rozpoznający sprawę:
W niniejszej sprawie nie ma ani jednego elementu
świadczącego o naruszeniu prawa do autorstwa utworu od strony negatywnej (art.
16 pkt 1 u.p.a.p.p.). Żaden z przeprowadzonych dowodów a w szczególności wpisy
na blogu Pozwanego nie wskazuje, że przywłaszczył on sobie autorstwo cudzego
rysunku. Pozwany nie podejmował żadnych działań sugerujących, że to on stworzył
ten rysunku, nie umieszczał pod nim swoich podpisów itp.
Czemu miało zatem służyć pomawianie mnie o plagiat? Otóż i na to pytanie można
znaleźć odpowiedź w uzasadnieniu wyroku:
Powód nie zwrócił się do Pozwanego z odpowiednim
żądaniem (mógł łatwo ustalić kontakt w drodze elektronicznej). Zamiast tego
wykorzystał całą sytuację do ataku personalnego na Pozwanego na łamach prasy.
Wymaga również podkreślenia, że ewidentnym nadużyciem ze strony Powoda jest
wykorzystywanie tego zdarzenia do przedstawienia w oczach opinii publicznej
Pozwanego jako osobę mającą za nic zasady etyczne pracy naukowej – celem
zdeprecjonowania całości jego postępowania. Mówiąc inaczej Powód wykorzystał
całe zdarzenie do kolejnego ataku na Pozwanego, z którym toczy boje
publicystyczne na temat zwyczajów w środowisku naukowym.
Stanowisko
sądu I instancji potwierdził także sąd odwoławczy, który w ustnych
motywach uzasadnienia potwierdził, że o plagiacie nie może być mowy.
Na podstawie ustnego uzasadnienia (na pisemne czekam) wydaje się, że podzielił
argumentację zawartą w apelacji, że nie można mówić o naruszeniu
prawa osobistego do oznaczenia utworu nazwiskiem twórcy w przypadku,
kiedy twórca sam udostępnia swój utwór pod pseudonimem.
Niestety
w opisywanej sytuacji sąd dopatrzył się uchybień również po mojej stronie, bo
choć przyznał, że użycie rysunku dla zilustrowania opisywanych przeze mnie
problemów mieściło się w prawie cytatu, to jednak sposób jego użycia – bez
wyraźnego wskazania źródła rysunku - mogło godzić w prawa powoda.
Mając
zatem w pamięci sentencję Andrzeja Frycza
Modrzewskiego wyrytą na fasadzie Sądu Okręgowego w Warszawie
„Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej" uznałem, że
w tej sytuacji zasadnym będzie złożenie stosownego oświadczenia czyniącego
zadość wspomnianemu wyrokowi, co też uczyniłem we wcześniejszym wpisie z dn.1
lutego 2024 r. i będę to czynił przez kolejne dwa tygodnie.
Trochę znudzą
się tym czytelnicy bloga, ale należy posypać głowę popiołem i przeprosić, skoro
tego domaga się autor, który nie poinformował mnie - co jest w zwyczaju
blogowych komentatorów wydarzeń - żebym podał autora i źródło, skoro było jego
wytworem. Tak to niestety jest, że jak ktoś via Facebooka i związanego z nim
Messengera przesyła do mnie jakieś ilustracje, to powinien podać mi źródło ich
pochodzenia. A skoro nikt tego nie uczynił, to trudno. Trzeba ponieść karę za
kogoś.
Osoby zainteresowane analizą polskich prawników - sędziego i mecenasów na temat tego nietypowego wydarzenia odsyłam do dwóch numerów "Forum Akademickiego" - nr 12/2023 i nr 1/2024.
"Wiadomo, że polityka jest zajęciem dla bandytów", także ta w pseudonauce
Kiedy czytam u jednego z badaczy, że światowej sławy socjolog
humanistyczny Jan Szczepański wyrządził w
okresie PRL wiele szkód dla jakości życia akademickiego, to zastanawiam się nad
tym, jakie są granice takiego "pisarstwa"? Czy wolno nam w tak
zgeneralizowany sposób oceniać człowieka, nie znając go, jego dzieł, nie mając
wglądu w dokumenty, nie weryfikując własnych hipotez badaniami terenowymi?
Piszę o tym nie dlatego, by publicznie spierać się z jego autorem, bo ta osoba zna mój pogląd w tej kwestii, ale by wskazać na pewien szerszy problem, z którym będziemy spotykać się coraz częściej w polskiej humanistyce. Im dalej jest od początku i końca PRL, tym coraz chętniej, także tzw. "młode wilki" podejmują próby aroganckich rozliczeń ówczesnych i współczesnych elit, w tym postaci, które już nie żyją i nie mają możliwości zabrania głosu w swojej sprawie. Ktoś musi być zatem adwokatem ich biografii, dokonań, życia, ludzkich postaw, skoro tak łatwo pojawiają się ich oskarżyciele.
Nie jestem prawnikiem, ale każdy humanista, także pedagog ma
obowiązek przywoływania źródeł, które coś potwierdzają lub zaprzeczają takim
insynuacjom, pomówieniom czy wprost naruszającym czyjąś godność opiniom. Jak
ktoś chce wydawać tak kategoryczne sądy o innym, to niech najpierw dobrze zbada
źródła wiedzy o jego życiu, twórczości, postawach. Są prace, publikacje, ale i
żyją jeszcze na całe szczęście świadkowie. Jak i oni odejdą z tego świata, to
pozostaną już tylko milczące dokumenty, a inni będą starali się je przeinaczyć,
coś z nich wydobyć dla własnych celów, które z nauką nie mają nic wspólnego, bo
nauka musi być siłą prawdy, a nie zakłamania.
Z każdym kwartałem ostatnich lat ukazują się różne tomy ku czci,
jubileuszowe wspomnienia, dedykacje, tomy pamięci. Z jednej strony można
powiedzieć, że to piękna tradycja w akademickim świecie, bowiem uczniowie,
przyjaciele, czytelnicy Jubilata kierują do niego swoje myśli, wyrazy pamięci,
wdzięczności, uznania czy formalnego szacunku. Jedni mogą i czynią to z własnej
woli, inni, być może bez zrozumienia istoty tego typu publikacji, wpisują się w
powierzchowną apologetykę. I jedni i drudzy wzbudzają emocje: od szacunku, wdzięczności po zawiść. Tak to już jest. Niby ktoś cieszy się, że obcował z KIMŚ, ale z drugiej
strony nie chce być w cieniu. Co jednak uczynił, by z niego wyjść?
Może byłoby lepiej, gdyby przerwać tę passę dedykowanych tomów,
prac zbiorowych, by nie budziły takich emocji, by nie stały na półkach pamięci
tych, którzy szczerze chcieli podzielić się swoją myślą, poglądem, wspomnieniem
czy emocją? Kto to czyta? Kto przywiązuje do tego wagę? Komu to służy? A
jednak, okazuje się, że dla samej nauki właśnie tego typu publikacje są także
ważnym źródłem wiedzy o określonej postaci, nawet jeśli ma ona częściowo
apologetyczny charakter. Zawarte w tych tomach rozprawy, listy, wspomnienia
wiele też mówią o ich autorach, o ich relacjach z jubilatem czy akademickim
światem. Można też zobaczyć, kto jest w nich obecny, a kogo w nich nie ma, a
przecież wydawałoby się, że być powinien? Ciekawe, czy ktoś pomyślał o
przeprowadzeniu takich socjometrycznych badań środowiska naukowego na podstawie
jubileuszowych tomów?
Dla mnie jednak kluczową rolę w badaniach biograficznych odgrywają dzienniki, pamiętniki, pozostawione notatki, żyjący członkowie rodzin i przyjaciele, znajomi i współpracownicy oraz zapiski nieżyjącego już naukowca, których z różnych powodów nigdy nie ujawniał, nie publikował. Akademickie małolaty nie wiedzą, bo i skąd, skoro przyszły na świat w wolnej Rzeczypospolitej a w szkole lekceważyły współczesną historię, że w czasach totalitarnych, a do takich należał bezwzględnie okres PRL - była cenzura: polityczna, ideologiczna, kulturowa, naukowa w swoich najskrajniejszych formach i środkach. Na szczęście mogliśmy spotykać się bezpośrednio z profesorami i rozmawiać z nimi, pytać, dyskutować, wyjaśniać interesujące nas kwestie.
Mój profesor Karol Kotłowski mógł i mówił tyle, ile nigdy nie ujrzałoby światła dziennego, gdyż cenzura usuwała niepożądane treści, bo sprzeczne z marksizmem-leninizmem i bolszewicką doktryną zniewalania podporządkowanych ZSRR państw i narodów. Pisałem o tym w tomie już pośmiertnym, ale poświęconym jego życiu i twórczości.
To nie ma - jak się okazuje - żadnego znaczenia, bowiem dla pseudobadaczy
liczy się tylko i wyłącznie to, co zostało opublikowane. Oni wypreparują,
wysupłają wszystko to, co posłuży do ich ideologicznych celów, a więc de
facto nie mających nic wspólnego z nauką. To, że ktoś ma przed
nazwiskiem "dr" w takich przypadkach nie oznacza, że jest
"doktorem", tylko "durniem" (to cytat z K. Kotłowskiego).
A teraz kilka cytatów z "Dzienników Jana Szczepańskiego
z lat 1945-1968", myśli, których żadna cenzura nie przepuściłaby do
publicznej wiadomości, a dzisiaj staraniem władz miasta Ustroń, szefostwa
powiatu cieszyńskiego, Polskiego Towarzystwa Socjologicznego oraz Ministra
Kultury i Dziedzictwa Narodowego, mamy do nich dostęp:
* Każdy człowiek podporządkowujący się systemowi może stać się
"komendantem Oświęcimia" bez własnej woli i intencji;
*Są systemy przekształcające ludzi w automaty zbrodni w imię
wysokich ideałów;
* Trudna jest sytuacja moralna człowieka bezwzględnie prawego;
* Każdy, kto się w jakikolwiek sposób wychyli, będzie kiedyś
usunięty;
* Obojętność jest grzechem;
* Polacy nie mogą zmienić swojego położenia geograficznego. Nie
mają wpływu na to, co się dzieje w ZSRR i Niemczech. Mają wpływ na siebie.
Budowę swojej międzynarodowej pozycji powinni rozpocząć od siebie;
* Jeżeli w Polsce i dla Polski można coś zrobić, trzeba to zrobić
bez obecnej ekipy rządzącej; próba porozumiewania się z nimi jest beznadzieja i
nie przyniesie żadnych możliwości działania;
* Koła rządzące, gdy chodzi o politykę wobec Kościoła, postępują
tak, jakby miały do czynienia z narodem analfabetów;
* Rząd PZPR stoi na zasadzie pustki lub na zasadzie tłoku. W
każdym razie rząd ten stoi nie dlatego, że umie stać, lecz dlatego, że nie może
upaść;
* Jak można bronić ustroju, który w imię jakichś nikomu nawet
nieznanych zasad i nieujawnianych interesów zwalcza brutalnie swoją najlepszą
młodzież, prowadzi kampanię zakłamania itp.:
*Komunizm może się utrzymać tylko jako dyktatura. Nie może
stać się demokratyczny, tak samo, jak nie może się stać demokratyczny
feudalizm. Oba te ustroje mają wiele cech wspólnych - absolutnego władcę,
ścisłą hierarchię władzy itp.;
* Wiadomo, że polityka jest zajęciem dla bandytów;
*Być bojownikiem systemu socjalistycznego oznacza być trochę
komiczną figurą;
* Socjalizm może mieć tylko model sowieckiej dyktatury
policyjnej. Każda inna postać jest zagrożeniem dla KPZR i jej naśladowców i
musi być zniszczona;
*Amerykanów poza Ameryką interesuje tylko to, co może im
zagrozić;
*I wśród socjologów są ludzie, którzy na żądanie władz są
zdolni zeznać pod przysięgą, że wczoraj o północy świeciło słońce.
Jakże aktualne są te myśli i spojrzenie na świat.
09 lutego 2024
Oświadczenie
Prof. Bogusław Śliwerski przeprasza dr. Józefa Wieczorka za naruszenie autorskiego prawa osobistego przez brak wymienienia twórcy i źródła rysunku o nazwie „Dr(h)ab.ina akademicka” zamieszczonego bez zgody na blogu 3.01.2021 r. pod adresem https://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2021/01/akademickie-kontrowersje-w-2020-roku.html i 19.04.2021 r. pod adresem https://sliwerski-pedagog.blogspot.com/2021/04/o-praktykach-i-wskaznikach-recenzowania.html