Kiedy czytam u jednego z badaczy, że światowej sławy socjolog
humanistyczny Jan Szczepański wyrządził w
okresie PRL wiele szkód dla jakości życia akademickiego, to zastanawiam się nad
tym, jakie są granice takiego "pisarstwa"? Czy wolno nam w tak
zgeneralizowany sposób oceniać człowieka, nie znając go, jego dzieł, nie mając
wglądu w dokumenty, nie weryfikując własnych hipotez badaniami terenowymi?
Piszę o tym nie dlatego, by publicznie spierać się z jego autorem, bo ta osoba zna mój pogląd w tej kwestii, ale by wskazać na pewien szerszy problem, z którym będziemy spotykać się coraz częściej w polskiej humanistyce. Im dalej jest od początku i końca PRL, tym coraz chętniej, także tzw. "młode wilki" podejmują próby aroganckich rozliczeń ówczesnych i współczesnych elit, w tym postaci, które już nie żyją i nie mają możliwości zabrania głosu w swojej sprawie. Ktoś musi być zatem adwokatem ich biografii, dokonań, życia, ludzkich postaw, skoro tak łatwo pojawiają się ich oskarżyciele.
Nie jestem prawnikiem, ale każdy humanista, także pedagog ma
obowiązek przywoływania źródeł, które coś potwierdzają lub zaprzeczają takim
insynuacjom, pomówieniom czy wprost naruszającym czyjąś godność opiniom. Jak
ktoś chce wydawać tak kategoryczne sądy o innym, to niech najpierw dobrze zbada
źródła wiedzy o jego życiu, twórczości, postawach. Są prace, publikacje, ale i
żyją jeszcze na całe szczęście świadkowie. Jak i oni odejdą z tego świata, to
pozostaną już tylko milczące dokumenty, a inni będą starali się je przeinaczyć,
coś z nich wydobyć dla własnych celów, które z nauką nie mają nic wspólnego, bo
nauka musi być siłą prawdy, a nie zakłamania.
Z każdym kwartałem ostatnich lat ukazują się różne tomy ku czci,
jubileuszowe wspomnienia, dedykacje, tomy pamięci. Z jednej strony można
powiedzieć, że to piękna tradycja w akademickim świecie, bowiem uczniowie,
przyjaciele, czytelnicy Jubilata kierują do niego swoje myśli, wyrazy pamięci,
wdzięczności, uznania czy formalnego szacunku. Jedni mogą i czynią to z własnej
woli, inni, być może bez zrozumienia istoty tego typu publikacji, wpisują się w
powierzchowną apologetykę. I jedni i drudzy wzbudzają emocje: od szacunku, wdzięczności po zawiść. Tak to już jest. Niby ktoś cieszy się, że obcował z KIMŚ, ale z drugiej
strony nie chce być w cieniu. Co jednak uczynił, by z niego wyjść?
Może byłoby lepiej, gdyby przerwać tę passę dedykowanych tomów,
prac zbiorowych, by nie budziły takich emocji, by nie stały na półkach pamięci
tych, którzy szczerze chcieli podzielić się swoją myślą, poglądem, wspomnieniem
czy emocją? Kto to czyta? Kto przywiązuje do tego wagę? Komu to służy? A
jednak, okazuje się, że dla samej nauki właśnie tego typu publikacje są także
ważnym źródłem wiedzy o określonej postaci, nawet jeśli ma ona częściowo
apologetyczny charakter. Zawarte w tych tomach rozprawy, listy, wspomnienia
wiele też mówią o ich autorach, o ich relacjach z jubilatem czy akademickim
światem. Można też zobaczyć, kto jest w nich obecny, a kogo w nich nie ma, a
przecież wydawałoby się, że być powinien? Ciekawe, czy ktoś pomyślał o
przeprowadzeniu takich socjometrycznych badań środowiska naukowego na podstawie
jubileuszowych tomów?
Dla mnie jednak kluczową rolę w badaniach biograficznych odgrywają dzienniki, pamiętniki, pozostawione notatki, żyjący członkowie rodzin i przyjaciele, znajomi i współpracownicy oraz zapiski nieżyjącego już naukowca, których z różnych powodów nigdy nie ujawniał, nie publikował. Akademickie małolaty nie wiedzą, bo i skąd, skoro przyszły na świat w wolnej Rzeczypospolitej a w szkole lekceważyły współczesną historię, że w czasach totalitarnych, a do takich należał bezwzględnie okres PRL - była cenzura: polityczna, ideologiczna, kulturowa, naukowa w swoich najskrajniejszych formach i środkach. Na szczęście mogliśmy spotykać się bezpośrednio z profesorami i rozmawiać z nimi, pytać, dyskutować, wyjaśniać interesujące nas kwestie.
Mój profesor Karol Kotłowski mógł i mówił tyle, ile nigdy nie ujrzałoby światła dziennego, gdyż cenzura usuwała niepożądane treści, bo sprzeczne z marksizmem-leninizmem i bolszewicką doktryną zniewalania podporządkowanych ZSRR państw i narodów. Pisałem o tym w tomie już pośmiertnym, ale poświęconym jego życiu i twórczości.
To nie ma - jak się okazuje - żadnego znaczenia, bowiem dla pseudobadaczy
liczy się tylko i wyłącznie to, co zostało opublikowane. Oni wypreparują,
wysupłają wszystko to, co posłuży do ich ideologicznych celów, a więc de
facto nie mających nic wspólnego z nauką. To, że ktoś ma przed
nazwiskiem "dr" w takich przypadkach nie oznacza, że jest
"doktorem", tylko "durniem" (to cytat z K. Kotłowskiego).
A teraz kilka cytatów z "Dzienników Jana Szczepańskiego
z lat 1945-1968", myśli, których żadna cenzura nie przepuściłaby do
publicznej wiadomości, a dzisiaj staraniem władz miasta Ustroń, szefostwa
powiatu cieszyńskiego, Polskiego Towarzystwa Socjologicznego oraz Ministra
Kultury i Dziedzictwa Narodowego, mamy do nich dostęp:
* Każdy człowiek podporządkowujący się systemowi może stać się
"komendantem Oświęcimia" bez własnej woli i intencji;
*Są systemy przekształcające ludzi w automaty zbrodni w imię
wysokich ideałów;
* Trudna jest sytuacja moralna człowieka bezwzględnie prawego;
* Każdy, kto się w jakikolwiek sposób wychyli, będzie kiedyś
usunięty;
* Obojętność jest grzechem;
* Polacy nie mogą zmienić swojego położenia geograficznego. Nie
mają wpływu na to, co się dzieje w ZSRR i Niemczech. Mają wpływ na siebie.
Budowę swojej międzynarodowej pozycji powinni rozpocząć od siebie;
* Jeżeli w Polsce i dla Polski można coś zrobić, trzeba to zrobić
bez obecnej ekipy rządzącej; próba porozumiewania się z nimi jest beznadzieja i
nie przyniesie żadnych możliwości działania;
* Koła rządzące, gdy chodzi o politykę wobec Kościoła, postępują
tak, jakby miały do czynienia z narodem analfabetów;
* Rząd PZPR stoi na zasadzie pustki lub na zasadzie tłoku. W
każdym razie rząd ten stoi nie dlatego, że umie stać, lecz dlatego, że nie może
upaść;
* Jak można bronić ustroju, który w imię jakichś nikomu nawet
nieznanych zasad i nieujawnianych interesów zwalcza brutalnie swoją najlepszą
młodzież, prowadzi kampanię zakłamania itp.:
*Komunizm może się utrzymać tylko jako dyktatura. Nie może
stać się demokratyczny, tak samo, jak nie może się stać demokratyczny
feudalizm. Oba te ustroje mają wiele cech wspólnych - absolutnego władcę,
ścisłą hierarchię władzy itp.;
* Wiadomo, że polityka jest zajęciem dla bandytów;
*Być bojownikiem systemu socjalistycznego oznacza być trochę
komiczną figurą;
* Socjalizm może mieć tylko model sowieckiej dyktatury
policyjnej. Każda inna postać jest zagrożeniem dla KPZR i jej naśladowców i
musi być zniszczona;
*Amerykanów poza Ameryką interesuje tylko to, co może im
zagrozić;
*I wśród socjologów są ludzie, którzy na żądanie władz są
zdolni zeznać pod przysięgą, że wczoraj o północy świeciło słońce.
Jakże aktualne są te myśli i spojrzenie na świat.