O polowaniu Józefa Wieczorka na nieistniejącego plagiatora pisał w grudniowym wydaniu "Forum Akademickiego" redaktor niezwykle poczytnych artykułów o nieuczciwości akademickiej pan dr hab. Marek Wroński.
W miesiąc później ukazał
się na łamach tego miesięcznika kolejny artykuł, tym razem dr. hab.
Pawła Kosseckiego, prof. PWSTVFiT im. Leona Schillera w Łodzi
a specjalizującego się w wycenie praw autorskich, zatytułowany
"Ważne inicjały".
Po
długiej i niezwykle ciekawej z punktu widzenia prawa cytatu batalii sądowej
dotyczącej sposobu oznaczania rysunków, w tym konieczności zamieszczania
imienia i nazwiska twórcy w sytuacji, gdy sam twórca udostępnia rysunek pod
pseudonimem Sąd Apelacyjny w Warszawie podzielił wyrażone w apelacji
sporządzonej przez mojego pełnomocnika stanowisko, że w sprawie nie
doszło do plagiatu oraz do naruszenia prawa powoda do oznaczenia utworu swoim
nazwiskiem.
Kwestia plagiatu budziła zresztą wątpliwości jedynie u
samego powoda –
jak zauważył sąd rozpoznający sprawę:
W niniejszej sprawie nie ma ani jednego elementu
świadczącego o naruszeniu prawa do autorstwa utworu od strony negatywnej (art.
16 pkt 1 u.p.a.p.p.). Żaden z przeprowadzonych dowodów a w szczególności wpisy
na blogu Pozwanego nie wskazuje, że przywłaszczył on sobie autorstwo cudzego
rysunku. Pozwany nie podejmował żadnych działań sugerujących, że to on stworzył
ten rysunku, nie umieszczał pod nim swoich podpisów itp.
Czemu miało zatem służyć pomawianie mnie o plagiat? Otóż i na to pytanie można
znaleźć odpowiedź w uzasadnieniu wyroku:
Powód nie zwrócił się do Pozwanego z odpowiednim
żądaniem (mógł łatwo ustalić kontakt w drodze elektronicznej). Zamiast tego
wykorzystał całą sytuację do ataku personalnego na Pozwanego na łamach prasy.
Wymaga również podkreślenia, że ewidentnym nadużyciem ze strony Powoda jest
wykorzystywanie tego zdarzenia do przedstawienia w oczach opinii publicznej
Pozwanego jako osobę mającą za nic zasady etyczne pracy naukowej – celem
zdeprecjonowania całości jego postępowania. Mówiąc inaczej Powód wykorzystał
całe zdarzenie do kolejnego ataku na Pozwanego, z którym toczy boje
publicystyczne na temat zwyczajów w środowisku naukowym.
Stanowisko
sądu I instancji potwierdził także sąd odwoławczy, który w ustnych
motywach uzasadnienia potwierdził, że o plagiacie nie może być mowy.
Na podstawie ustnego uzasadnienia (na pisemne czekam) wydaje się, że podzielił
argumentację zawartą w apelacji, że nie można mówić o naruszeniu
prawa osobistego do oznaczenia utworu nazwiskiem twórcy w przypadku,
kiedy twórca sam udostępnia swój utwór pod pseudonimem.
Niestety
w opisywanej sytuacji sąd dopatrzył się uchybień również po mojej stronie, bo
choć przyznał, że użycie rysunku dla zilustrowania opisywanych przeze mnie
problemów mieściło się w prawie cytatu, to jednak sposób jego użycia – bez
wyraźnego wskazania źródła rysunku - mogło godzić w prawa powoda.
Mając
zatem w pamięci sentencję Andrzeja Frycza
Modrzewskiego wyrytą na fasadzie Sądu Okręgowego w Warszawie
„Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej" uznałem, że
w tej sytuacji zasadnym będzie złożenie stosownego oświadczenia czyniącego
zadość wspomnianemu wyrokowi, co też uczyniłem we wcześniejszym wpisie z dn.1
lutego 2024 r. i będę to czynił przez kolejne dwa tygodnie.
Trochę znudzą
się tym czytelnicy bloga, ale należy posypać głowę popiołem i przeprosić, skoro
tego domaga się autor, który nie poinformował mnie - co jest w zwyczaju
blogowych komentatorów wydarzeń - żebym podał autora i źródło, skoro było jego
wytworem. Tak to niestety jest, że jak ktoś via Facebooka i związanego z nim
Messengera przesyła do mnie jakieś ilustracje, to powinien podać mi źródło ich
pochodzenia. A skoro nikt tego nie uczynił, to trudno. Trzeba ponieść karę za
kogoś.
Osoby zainteresowane analizą polskich prawników - sędziego i mecenasów na temat tego nietypowego wydarzenia odsyłam do dwóch numerów "Forum Akademickiego" - nr 12/2023 i nr 1/2024.