24 listopada 2023

Kto zostanie Rzecznikiem Praw Dziecka?

 

W grudniu kończy się pięcioletnia kadencja obecnego Rzecznika Praw Dziecka - Mikołaja Pawlaka, który nie zapisał się w pamięci społecznej tak głęboko, jak jego poprzednik dr Marek Michalak. Pytani przeze mnie uczniowie jednego z łódzkich liceów o to, kto jest dziecięcym ombudsmanem w Polsce, nie potrafili odpowiedzieć, chociaż wiedzą, że jest taka instytucja. Zapewne ci starsi dowiedzieli się o tym na lekcjach z "Wiedzy o Społeczeństwie”, bo ci najmłodsi mieli jednak poważny problem. 

Zaglądając na web-stronę RPD miałem wrażenie, że znalazłem się w e-hurtowni gier karcianych dla dzieci, która oferuje ich sprzedaż. Tak nieestetyczna strona internetowa razi kiczowatością graficzną, przesadzoną kolorystyką i liternictwem, zniechęca do zaglądania na nią. Dość infantylnie potraktowano dzieci, a są nimi osoby do 18 roku życia.   

Popieram kandydaturę profesora Marka Konopczyńskiego, bo na tym stanowisku mieliśmy już dwóch prawników, a ponoć partie opozycyjne preferują kolejną osobę z wykształceniem prawniczym. Może jednak Sejm zastosowałby "zawodozmian". Był pedagog, po nim jest prawnik, więc warto znowu sięgnąć po pedagoga. Tym bardziej, że prof. M. Konopczyński ma znakomite wykształcenie jako pedagog resocjalizacyjny, jest ze szkoły naukowej Uniwersytetu Jagiellońskiego Bronisława Urbana, ma tytuł profesora nauk społecznych, współpracuje od lat z prawnikami, bo tego wymaga od niego interdyscyplinarne podejście do badań przemocy m.in. wobec dzieci. 

POPIERAM MARKA KONOPCZYŃSKIEGO. Żałuję, że tak wiele rekomendacji, jakie ten pedagog otrzymał od młodzieży, organizacji pozarządowych, podmiotów akademickich, wydawców pism oświatowych itd., nie ma dla polityków mocy zobowiązującej. 

Reorientacja współczesnych społeczeństw w kierunku wzajemnego poszanowania praw przez dorosłych i dzieci sprawia, że dorośli nie mogą być z tego tytułu obarczani tylko nowymi obowiązkami wobec dzieci, gdyż czyniłoby to ich niewolnikami wobec nich, jak i nie może prowadzić do przyznawania dzieciom jedynie uprawnień, gdyż prowadziłoby to do anarchii. Tak więc w pierwszym, jak i w drugim przypadku mielibyśmy z pozorną próbą budowania społeczeństwa obywatelskiego. 

Nie ulega jednak wątpliwości, że generacji młodego pokolenia należy się przyznanie praw człowieka, które gwarantowałyby nienaruszalność godności osobistej i suwerenności jako indywiduów oraz jako członków społeczeństwa. Odpowiedzialność w tej kwestii powinna przejawiać się w łączeniu praw dzieci z ich obowiązkami, co nie powinno budzić niczyjego zdziwienia czy oporu.

Podejmowane próby zmian w obrębie prawa jurydycznego jako czynnika regulującego stosunki między dorosłymi a dziećmi mają na celu spowodowanie, by dzieci jako strona słabsza i pozbawiona praw obywatelskich nie doświadczały przemocy, nie były pozbawiane własnej godności. Alarmujące doniesienia prasowe oraz dane z badań nad przemocą dorosłych wobec dzieci potwierdzają, że mamy do czynienia z panowaniem w tej sferze bezprawia, któremu nadaje się legalny charakter. 

Ustawowe bezprawie jest takim właśnie stanem, w którym nie dochodzi do głosu sprawiedliwość. Społeczeństwa, poszerzając katalog wolności (praw) dzieci, starają się likwidować stan rozbieżności między prawem pozytywnym, które dostrzega obywatela jedynie w dorosłym, i poczuciem istnienia prawa wyższego rzędu, sprawiedliwości, w odwoływaniu się do której można odnaleźć podstawę do obrony dziecka pojętego jako byt osobowy, indywiduum.

Trudność w przeprowadzeniu zmian podstaw prawnych na rzecz budowania etyki personalistycznej między dorosłymi a dziećmi bierze się stąd, że wyrasta ona z nurtu pozytywistycznego, traktującego każdą dowolną treść ustawy – tym bardziej, kiedy wykracza przeciwko podstawowym prawom dziecka jako człowieka – za słuszną, bo ustanowioną. Podejście pozytywistyczne identyfikuje prawo z dowolnymi nakazami tego, kto ma władzę, a że władzę mają w tym przypadku dorośli, to dzieci nie mają zbytnich szans na zmianę owych praw. 

Nie byłoby potrzeby poszukiwania rozwiązań prawnych poprzez m.in. powoływanie rzecznika praw dziecka, gdyby dorośli byli moralni. Moralność bowiem pozbawiona jest właściwej sobie sankcji, gdyż jej istotą jest bezinteresowność. Moralną jest taka osoba, która postępuje zgodnie z normami moralnymi a nie ze względu na spodziewane korzyści, nagrody lub z obawy przed karą. Czyni tak dlatego, że jest to dobre samo w sobie. 

Biorąc jednak pod uwagę dość znaczącą słabość moralną wśród części osób dorosłych można przypuszczać, że zastosowany przez prawo pozytywne przymus w postaci sankcji może przynajmniej częściowo lub doraźnie zminimalizować przemoc w życiu osób, które jeszcze nie są dorosłe. Skoro nie mają rzeczników w środowisku rodzinnym, szkolnym czy środowiskowym, to może im w tym pomóc Rzecznik Praw Dziecka. Zapewne każdy z dotychczasowych rzeczników to czynił w sobie dostępnym zakresie i mocy.     

Niewątpliwie, istotną barierą jest pedagogika autorytarna, powszechnie przyzwalająca na „łamanie” osobowości dziecka w imię władzy pedagogicznej. Podtrzymuje prawa dorosłych do stosowania przemocy wobec dzieci w imię trwałości zasady i uprzywilejowanej pozycji wychowawców głównie instytucjonalnych. To dzieci płacą najwyższą cenę za powyższą dominację, która nie sprzyja budowaniu więzi międzygeneracyjnych.

Czy ów stan wyniosłego w stosunku do dzieci władztwa pedagogicznego nie ma swojego źródła także w wadliwej hierarchii wartości, jakie funkcjonują w społeczeństwie, w tradycji i prawie? Od początku XX wieku absorbuje uczonych zagadnienie godnego dzieciństwa w kontekście charakteru natury ludzkiej, toteż coraz bardziej zmniejsza się linię demarkacyjną między tym, co należy się dziecku pojętemu jako indywiduum, jako byt osobowy, a tym, co należy się dziecku pojętemu jako (jeszcze nie w pełni dojrzały) obywatel, a więc jako byt społeczny, współuczestniczący w życiu społecznym: rodzinnym, szkolnym, rówieśniczym itp. Człowieczeństwo oznacza przecież zarazem uczucie współuczestnictwa, jak i odrębności. Dziecko zatem, spełniając swoje zadania w świecie, w naturalny sposób jest zarazem indywiduum i obywatelem. W sensie prawnym jest ono jednak pozbawione obywatelstwa, doświadczając z tego tytułu różnego rodzaju form dyskryminacji negatywnej. 

 

(źródło foto


23 listopada 2023

Nieadekwatna samoocena w oparach zemsty



Niepokojące są w środowisku akademickim anonimy, które "życzliwi" rozsyłają różnymi kanałami lub publikują je na stronach internetowych jako rzekomo rzecznicy prawdy i troski o jakość w nauce. Trudno jest niezorientowanym w faktach czytelnikom odkryć, że w ten sposób dany autor prowadzi prywatną wendettę (zemstę). Bywa, że jest to internetowy hatewatch czy "wyssane z palca" insynuacje, byle tylko ktoś, czegoś nie osiągnął lub żeby było jej/jemu gorzej. 

Nauczyciele akademiccy żalą się na szerzącą się patologię w stosunkach międzyludzkich. Rozkwitają w zantagonizowanym społeczeństwie niszczycielskie praktyki w duchu Schadenfreude, bo taki jest efekt populizmu, który rozhuśtały w Polsce w ciągu kilkunastu lat formacje rządzące. Jak podzielisz, to będziesz rządził.   

Są też podpisujący się pod anonimową czy jawną intrygą osoby, które z nauką nie mają nic wspólnego, ale rzekomo w trosce o uczciwość naukową prowadzą swoje osobiste rozliczenia z tymi, którzy zdemaskowali ich pseudonaukowe wytwory albo brak rzeczywistego wkładu w naukę. Można z tego uczynić nawet sposób na zarabianie na życie, bo przecież sfrustrowanych, niezadowolonych, rozczarowanych jest w środowisku akademickim i z niego wyzwolonych kilkanaście procent. 

Ci, co są wyrotowani lub sami odeszli z uczelni państwowej, bo z jakichś powodów jej władze nie dostrzegły w nich walorów ewentualnych wykładowców (tym bardziej uczonych), mają poczucie niezasłużonej krzywdy, która generuje subiektywny powód do zemsty. Dlaczego tylko im ma być gorzej. U najbardziej zacietrzewionych może owa repulsja przybrać różne formy, mniej lub bardziej jawnej agresji werbalnej, niewerbalnej, wizualnej, ukrytej itp. 

Może kiedyś powstanie interdyscyplinarny zespół do przeprowadzenia naukowych badań polskiego fenomenu "zarabiania" na obiektywnie nieuzasadnionej krytyce a nawet na szkalowaniu recenzentów, opiniodawców, członków komisji do spraw stopni naukowych czy innych gremiów konkursowych (m.in. w mediach społecznościowych czy w publikowanych przez siebie tekstach). Jeśli ktoś finansuje takie podmioty, to chyba tylko po to, by pośrednio, czyimiś rękami, mieszać w tym populistycznym "błocie", uczestniczyć w podtrzymywaniu w społeczeństwie fałszywego obrazu zdarzeń i związanych z nimi osób.   

Kiedy czytam o tym, jak ktoś stwierdza o sobie, że jest genialnym naukowcem, tylko ... nie dostrzegli tego członkowie komisji doktorskiej lub habilitacyjnej, lub kiedy wielokrotnie wszczynał z tym samym "dorobkiem" postępowanie o nadanie stopnia naukowego doktora habilitowanego; kto zarazem przegrał we wszystkich instancjach odwoławczych, bo trudno, by kolejni eksperci uznali, że czarne nie jest białe; to zastanawiam się nad tym, jak długo jeszcze będzie tolerowana w naszym kraju postawa podwójnego fałszu u manipulatorów opinią publiczną  - samozakłamania i okłamywania innych? 

Oj, dłuuuugo... bo lud lubi tych, którzy kreują się na jakieś i czyjeś ofiary. Ważne, żeby znaleźć "nadawcę" ich karykaturalnych narracji.   

 


22 listopada 2023

Zmarła psycholog wychowania i kształcenia dr hab. Grażyna Irena Poraj

 


Nie tylko dla środowiska łódzkiej psychologii i pedagogiki odejście dr hab. Grażyny Ireny Poraj jest bolesną stratą. Niewielu psychologów kontynuowało w naszym kraju jeszcze przedwojenne tradycje psychologii  wychowawczej, która znakomicie wspomagała pedagogikę szkolną. Ta dyscyplina przechodziła wiele zmian, w toku których przyczynili się do jej rozwoju tak wybitni psycholodzy, jak już nieżyjący Stefan Baley, Józef Pieter, Zbigniew Zaborowski,  Zbigniew Pietrasiński, Stanisław Gerstmann czy współcześnie wciąż rozwijający tę dyscyplinę tacy uczeni, jak: Janusz Trempała, Hanna Liberska, Roman Ossowski i in. 

Prof. UŁ Grażyna Poraj była autorką ważnych rozpraw naukowych dla rozwiązywania problemów wychowawczych w szkołach oraz podnoszenia kompetencji psychospołecznych nauczycieli, jak m.in.: 

-  Agresja w szkole. Przyczyny - Profilaktyka - Interwencje, Łódź: 2002. 


- Od pasji do frustracji. Modele psychologicznego funkcjonowania nauczycieli, Łódź: 2009.   

        Obie publikacje były reakcją łódzkiej psycholog na kluczowe problemy i uwarunkowania edukacji szkolnej. Nie wszyscy wiedzą, że prof. UŁ G. Poraj współtworzyła w latach 90.-XX wieku szkolnictwo społeczne w naszym mieście. Wymienialiśmy się wówczas doświadczeniami w zakresie modeli alternatywnego kształcenia. Była zatem naukowczynią zanurzoną w praktykę szkolną jako kierująca jedną ze szkół społecznych. Dzięki temu także studenci pedagogiki i psychologii lepiej rozumieli problemy, z którymi przyjdzie im się zmierzyć w warunkach ustawicznie transformowanego szkolnictwa powszechnego.     

Choroba powoli zaczęła wyłączać naszą Profesor z aktywności naukowo-badawczej. Jej autentyczna pasja kształcenia i pomagania nauczycielom i psychologom szkolnym stanowiła czynnik mobilizujący do pokonywania trudów terapii i słabnącego organizmu. Jeszcze na kilka dni przed śmiercią uczestniczyła w obronie dysertacji doktorskiej swojej Doktorantki  - Karoliny Koszałkowskiej.

Wydział Nauk o Wychowaniu UŁ żegna Koleżankę-Profesor dzieląc z Bliskimi ból po Jej odejściu.  

Pożegnanie Pani Profesor odbędzie się w środę 22.11.2023 r. w Kaliszu o godzinie 11:00 w Klasztorze oo. Franciszkanów przy ul. Sukienniczej 7 oraz na Cmentarzu Tynieckim. 

21 listopada 2023

Kto ma uderzyć się w piersi?

 



Nie zabierałbym po raz kolejny głosu w sprawie ewaluacji czasopism, ale wypowiedź dra hab. Emanuela Kulczyckiego na ten temat na łamach "Gazety Wyborczej" wymaga jednak komentarza. Wielokrotnie podkreślałem przed laty znaczenie prowadzonego przez tego filozofa nauki własnego bloga, w którym zamieszczał znakomite analizy zarówno regulacji prawnych w nauce jak i konieczności jej umiędzynarodowienia. 


Być może jego działania jako przewodniczącego zespołu ds. wykazów Komisji Ewaluacji Nauki były objęte ścisłą tajemnicą, stąd zawiesił swoją aktywność blogera. Nie wszystko jednak w działaniach KEN było i jest transparentne. Kiedy więc czytam, że: Powinniśmy jako środowisko uderzyć się w pierś, bo czasem interesy naszego podwórka, uczelni czy czasopisma były ważniejsze niż interes Polski, to zastanawiam się, dlaczego członkowie KEN nie uderzyli się we własne piersi, tylko teraz oczekują tego od innych? To oni bowiem zapoczątkowali kwestionowanie opinii ekspertów w ramach poszczególnych dyscyplin, których afiliacje były przypisane liście czasopism zgłoszonych do oceny. 

Sięgam do kolejnego fragmentu tego wywiadu, w którym prowadzący stwierdził: 

Był pan jedną z osób, które pracowały nad systemem punktowym i ewaluacją nauki przy okazji reformy byłego premiera i ministra nauki Jarosława Gowina. W 2017 r. zapowiadał pan koniec z punktozą i to, że będzie się liczyć jakość, a nie ilość. Co poszło nie tak? 

Odpowiedź E.K.: 

- Byłem wtedy optymistą. Można powiedzieć, że firmowałem te rozwiązania swoją twarzą, pracowałem nad nimi w ramach ministerialnych zespołów". 

Problem polega na tym, że nie jest zgodne z prawdą to, co stwierdził rozmówca dziennikarza w następnym fragmencie: 

Nad wykazem czasopism naukowych pracowało kilkuset naukowców. Pewnie można było go ulepszyć jak każde narzędzie, wiele rzeczy zrobić inaczej. Ważne było wtedy to, że ta pierwsza lista czasopism cieszyła się wysokim poziomem zaufania wśród naukowców. Wszystko było transparentne. Można było prześledzić, jak pracuje komisja ewaluacji nauki; kto, co i jak rekomendował. Dzięki temu, że tworzyli ją eksperci, miała legitymację środowiska naukowego. To mogło zadziałać.  

Nie ujawniono wyników prac KEN! Na przykładzie pedagogiki mogę stwierdzić, bo też potwierdzą to eksperci Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, którzy spędzili kilkadziesiąt godzin na analizie zgłoszonych do oceny czasopism, że zaproponowany przez nich wykaz czasopism pedagogicznych (ich ranking i punktacja w ramach obowiązującego prawa) został przez członków KEN wyrzucony do kosza. 

Nie wolno zatem wmawiać społeczeństwu, w tym środowisku akademickiemu, że przedłożona ministrowi J. Gowinowi lista miała legitymizację środowiska naukowego, bo jej nie miała. Świadczą o tym uchwały i protesty zarówno komitetów naukowych, jak i redaktorów czasopism. Podam przykład: 

Jedno z najstarszych i najlepszych czasopism pedagogicznych, jakie wydaje Uniwersytet Warszawski - "Kwartalnik Pedagogiczny", uzyskało, wbrew rekomendacji ekspertów powołanych przez KEN, którzy wnioskowali o 70 pkt. - najniższą punktację - 20 pkt.  W listopadzie naprawił ten skandaliczny brak rzekomej solidności i transparencji KEN minister P. Czarnek przyznając temu periodykowi 140 pkt. (sic!) To co, redakcja "Kwartalnika Pedagogicznego"  ma teraz wstydzić się tej zmiany???

Podobnie było z najstarszym w kraju czasopismem Uniwersytetu Śląskiego - "Chowanna". Mógłbym tak wymieniać więcej niezgodnych z oceną członków - ekspertów KNP PAN rekomendacji dla KEN. To postanowienia KEN były listą wstydu i podważenia autorytetu członków-profesorów KNP PAN. 

 

20 listopada 2023

Czy populizm ma rozstrzygać o procesie kształcenia w szkolnictwie publicznym?

 



Muszę przyznać, że ze zdumieniem odnotowuję m.in. jedno z populistycznych ustaleń programowych Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy, które brzmi: "Ograniczymy obowiązki związane z zadawaniem prac domowych, tak by czas po szkole był przeznaczony tylko dla rodziny i rozwijania swoich pasji". Zastanawiam się, co kryje się za ograniczeniem owych obowiązków? Dlaczego ma ono dotyczyć nauczycieli, skoro oni nie mają nic do powiedzenia w kwestii ramowych planów nauczania, wysokości ich wynagrodzeń, wymaganych kwalifikacji zawodowych (mamy już w szkołach tysiące nauczycieli bez kwalifikacji), czasu pracy oraz przestrzeni architektonicznej (uwięzienie w systemie klasowo-lekcyjnym). 

Czy rzeczywiście należało wprowadzać na poziomie tworzenia programu potencjalnej koalicji rządowej rozwiązanie, które jest absurdalne ze względu na jego treść, polityczne zobowiązanie, a więc jego populistyczny charakter? Nie ma to nic wspólnego z współczesną dydaktyką ogólną oraz szczegółową. Jeśli politycy uważają, że można w tak niepoważny sposób formułować przesłanki rzekomych zmian w edukacji szkolnej, to nie wróżę tej koalicji długiego trwania przynajmniej w tej sferze publicznej. 

Kompromitacja już na początku drogi do władzy źle jej wróży, bo oznacza, że znowu, jak czyniła to Zjednoczona Prawica, podstawą regulacji oświatowych będą opinie ludu, niekompetentnych środowisk, które wprawdzie będą służyć temu, by ów postulat można było szybko zrealizować i chlubić się tym po jakimś czasie, ale z jakością procesu kształcenia nie będzie to miało nic wspólnego.          

Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie jestem zachwycony i nie akceptuję obowiązujących praktyk nauczycielskich, które polegają na codziennym zadawaniu przez każdego nauczyciela przedmiotu (modułu zajęć) na następny dzień zadań domowych bez liczenia się z czasem pracy uczniów. Mamy w polskim szkolnictwie patologiczną sytuację przerzucania przez część nieodpowiedzialnych, niekompetentnych lub wypalonych już zawodowo nauczycieli odpowiedzialności za sens uczenia się na samych uczniów, a w tle - także na ich rodziców, by ci ostatni finansowali korepetycje ich koleżankom i kolegom.    

Dziwię się, że w sprawie prac domowych muszą wypowiadać się politycy, by przypodobać się swoim wyborcom, skoro podobnie uczyniła ministra Anna Zalewska, rujnując tym samym ustrój szkolny, tylko i wyłącznie ze względu na wyniki sondaży opinii publicznej, a nie z powodu wyników badań naukowych, które by uzasadniały powód takiego działania. Jeśli dochodzący do władzy nie zaczną kierować się - w przypadku m.in. edukacji publicznej - wiedzą naukową, tylko znowu najważniejsze dla nich będą sondaże opinii publicznej, to zapewniam, że szybko zyskają poziom odrzucenia ze strony społeczeństwa w A.D. 2023. Czas skończyć z inżynierią społeczną dla sprawowania władzy, bo powinniśmy rozwijać społeczeństwo wiedzy, a nie ignorantów, półanalfabetów czy analfabetów funkcjonalnych. 

Warto zatem, póki jeszcze jest na to czas, "puknąć się w głowę" i zastanowić nad tym: Czym jest szkoła, a nie czyją ona ma być? Na czym polega proces efektywnego uczenia się? Po co jest nauczycielom wiedza z psychologii uczenia się, neuropsychologii, psychologii różnic, psychologii środowiskowej i psychologii społecznej oraz po co rozwijana jest na świecie dydaktyka ogólna i specjalistyczna? Jeśli jest to "krok ku nowemu rządowi", to jest to krok nad przepaścią. 

Kilkanaście lat temu PO i PSL finansowało badania diagnostyczne dotyczące czasu pracy nauczycieli. Inna rzecz, że były one w IBE zmanipulowane, bo miały służyć zwiększeniu liczby efektywnych godzin pracy nauczycieli w klasie szkolnej. Może zatem ktoś wreszcie poprowadzi badania krajowe dotyczące rzeczywistego czasu pracy uczniów? Jeśli ma powrócić w zarządzaniu oświatą troska o PRAWDĘ I DOBRO WSPÓLNE, to najwyższy czas oddać ją w ręce ekspertów, którzy powinni przygotować solidny raport o stanie polskiej edukacji, jej mocnych i patologicznych stronach, a przy tym nie powinni być zobowiązani do politycznej poprawności. Ci, którzy dotychczas służyli innym celom niż dociekanie prawdy, zostali już zapisani jako fałszerze świadomosci społecznej.   


19 listopada 2023

Od pedagogiki społecznej i humanistycznej do pedagogiki krytycznej i emancypacyjnej

 


Olsztyńska pedagogika miała to szczęście, że profesorowie tytularni Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu zasilili jej kadry i poszerzyli zakres badań naukowych, tworząc nowe szkoły badawcze, a tym samym przyczynili się do powstania tego Uniwersytetu. Mam tu na uwadze profesorów - pedagoga społecznego - Stanisława Kawulę (1939-2014), pedagoga resocjalizacji - prof. Czesława Kosakowskiego (1940-2021) i już emerytowanych - pedagogów społecznych - prof. Zbigniewa K. Kwiecińskiego oraz prof. Andrzeja Olubińskiego. Nadal jest niezwykle aktywny naukowo prof. Józef Górniewicz, b. rektor UWM w Olsztynie, dzięki któremu odbyło się w tym tygodniu w gronie współpracowników uczczenie 50-lecia pracy naukowej prof. Andrzeja Olubińskiego

Swoją karierę Jubilat rozpoczynał bowiem jako asystent Instytutu Pedagogiki UMK w Toruniu w 1973 roku. 

Z okazji jubileuszu została wydana monografia pod redakcją Józefa Górniewicza i Jana A. Malinowskiego pt. "Od pedagogiki społecznej i humanistycznej do pedagogiki krytycznej i emancypacyjnej. Tom. jubileuszowy dedykowany Panu Prof. dr. hab. Andrzejowi Olubińskiemu w związku z jubileuszem 50-lecia działalności naukowej w środowiskach akademickich Torunia i Olsztyna" (Toruń: 2023). Jest to wyraz najwyższego szacunku dla Profesora-Mistrza, jego dokonań naukowych i wkładu w kształcenie kadr akademickiej pedagogiki. 

 We "Wprowadzeniu" do powyższego tomu Redaktorzy scharakteryzowali drogę rozwoju naukowego Jubilata dokumentując ją najważniejszymi inicjatywami, publikacjami, zrealizowanymi projektami badawczymi, które konsekwentnie służyły nauce i praktyce społeczno-wychowawczej. Profesor A. Olubiński był bowiem także pozaakademicko zaangażowany w działalność sportową, kulturową i krajoznawczo-turystyczną. "Wszystko to musi ogarnąć pracownik nauki, który  jest rozliczany nie tylko z tego, co wniósł nowego do nauki, jakich wychował następców, ale także i z tego, jakim jest człowiekiem w środowisku lokalnym, jak go oceniają znajomi i sąsiedzi" (tamże, s. 9-10).       

Trudno byłoby zawrzeć w dedykowanym Mistrzowi tomie rozprawy m.in. wypromowanych przez Niego doktorów (dr hab. Tomasz Biernat; dr hab. Agata Tyburska; dr Beata Krajewska), wspieranych później w ich dalszym rozwoju ku habilitacji, współpracownicy z UMK i UWM, ale nie ulega wątpliwości, że poza rekonstrukcją głównych problemów w Jego twórczości naukowej (pisze o tym - J. Górniewicz) i osobistego wkładu w rozwój olsztyńskiej pedagogiki uniwersyteckiej w latach 2005-2012, kiedy kierował Wydziałem Nauk Społecznych i Sztuki oraz Wydziałem Nauk Społecznych UWM (pisze o tym M. Radziszewska), są one przejawem wyników badań tych zagadnień, które wymagają ustawicznej troski poznawczej i społeczno-wychowawczej interwencji profesjonalistów.

Zostałem poproszony o przeczytanie i przygotowanie recenzji wydawniczej jednej z książek A. Olubińskiego, która w moim przekonaniu znakomicie wspierała współczesnych pedagogów w podtrzymaniu i dalszym rozwijaniu pedagogiki, która musi zmierzyć się z odpowiedzią na jakże trafnie postawione pytania: W jakim ostatecznie kierunku dryfować będzie edukacja antydemokratyczna: sterowana, scentralizowana, manipulowana czy, ostatecznie, autorytarna? Czy jest jakaś szansa, aby te degradacyjne zjawiska i procesy społeczno-edukacyjne jakoś jeszcze zatrzymać, a może odwrócić? 


Społeczeństwo inkluzyjne opowiedziało się za powstrzymaniem i oby nie tyle za odwróceniem, co za odrobieniem strat, jakich doświadczyło polskie szkolnictwo w latach 1999-2023. Oby nowe kierownictwo resortu edukacji sięgnęło po ekspertyzy m.in. olsztyńskiego Profesora, bo należy On do tych przedstawicieli akademickiej pedagogiki, którym naprawdę zależy na edukacji emancypacyjnej, zorientowanej na kształcenie i wychowanie młodych pokoleń na poziomie autonomii moralnej. Toczący polskie elity stan kabotynizmu, dyletanctwa, chamstwa fanatyzmu, rasizmu i nietolerancji musi - zdaniem Jubilata - zostać wyparty z przestrzeni administracji publicznej, naukowej i oświatowej.        

Życzę Drogiemu Jubilatowi zdrowia, sił twórczych i więcej czasu także dla siebie i bliskich, by mógł dalej realizować swoją pasję pedagogiczną i oświatową. Jeśli wciąż niedojrzałe do merytokracji obecne pokolenia, to zapewne kolejne sięgną po Jego rozprawy, by zatroszczyć się o takie wartości, jak: mądrość, demokracja, emancypacja, podmiotowość, tożsamość, samourzeczywistnienie i samorealizacja. Warto sięgnąć nie tylko po wcześniejsze, ale także po dwie najnowsze rozprawy A. Olubińskiego, których tytuł i zawartość niosą z sobą fundamentalne analizy dla zrozumienia odczłowieczającej polityki w Polsce oraz dehumanizującego stanu edukacji na wszystkich jej poziomach - od szkolnictwa powszechnego po akademickie, od środowisk socjalizacyjnych po instytucjonalne, wyznaniowe i pozarządowe podmioty, organizacje czy stowarzyszenia społeczne.   

     

                                                  

18 listopada 2023

Na marginesie listy słów skradzionych

 

 


 

W trakcie konferencji z okazji jubileuszu prof. Henryka Mizerka w Olsztynie jubilat podzielił się z jej uczestnikami własną listą słów skradzionych. Przypomniał, że w pedagogice taki katalog opracował jego kolega z Instytutu Pedagogiki prof. Józef Górniewicz ("Kategorie pedagogiczne", Olsztyn, 1997), natomiast o wielkich pojęciach polskiej humanistyki pisał wybitny filozof Władysław Tatarkiewicz ("Dzieje sześciu pojęć", "O szczęściu", "O doskonałości"). Z poczuciem skromności i wzruszenia Mizerek zaproponował poszerzenie tych pojęć o własną listę słów istotnych dzisiaj w pedagogice, a mianowicie o:

- ewaluację

- doskonałość

- jakość i

- refleksję.

Nie są to słowa klucze, słowa wytrychy, ale też nie są to słowa puste, pozbawione sensu dźwięki. Kiedy ktoś mówi o refleksji, to być może chce dodać sobie powagi, podkreślić mądrość. Kto jednak kradnie te słowa? Idąc za myślą Danuty Markowskiej ("Siódmy nieprzyjaciel i siódmy świata kierunek") , stwierdził, że tym, który kradnie je nieświadomie, może być każdy, toteż ważne jest to, by samemu nie dać się okraść ze słów wielkich.

Drugą część konferencji uświetniły referaty plenarne profesorów. Otwierała ją moja analiza destrukcyjnej dla nauczycielskiego stanu polityki oświatowej wszystkich formacji rządzących w Polsce od 1993 roku do chwili obecnej. Dopełnił tej diagnozy prof. Marek Konopczyński mówiąc o zawłaszczeniu pedagogiki przez manipulujących opinią publiczną polityków władzy, którzy  powiązali to słowo z kategorią wstydu. Nie uważa bowiem siebie za przedstawiciela pedagogiki wstydu. Co ciekawe, w tym samym czasie, kiedy białostocki profesor kierował do uczestników debaty pytanie: Czy są pedagogami wstydu? pojawił się w ONET tekst o licznych rekomendacjach dla niego jako faworyta wśród kandydatów na Rzecznika Praw Dziecka.




Pedagogikę wstydu reprezentują - zdaniem M. Konopczyńskiego - ci, "którzy nie podzielają ideologii partii władzy. W istocie ów termin okazał się środkiem do negowania części obiektywnej wiedzy, która ukazuje ciemną stronę polskiej historii. Po pewnym czasie pojęcie to nabrało uniwersalnego charakteru negowania wszystkiego, co stoi w opozycji do prawdy, a sam zwrot pedagogika wstydu stał się kluczem do wszystkiego, co nie jest akceptowane przez niektórych przedstawicieli elit politycznych.

Ukucie tego pojęcie zrobiło wielką krzywdę pedagogice, polskiemu stanowi nauczycielskiemu, a nie tylko historykom, gdyż w świadomości społecznej nauczyciel to pedagog a pedagog to nauczyciel. W związku z tym rozciągnęło się to pojęcie na ponad 700 tysięcy nauczycieli szkół powszechnych i nauczycieli akademickich". 

Tymczasem pedagogika wstydu jako taka nie istnieje i nie ma naukowego uzasadnienia. Była też mowa o "życiu" młodego pokolenia w cyberprzestrzeni i zaistnieniu w edukacji sztucznej inteligencji. Nie wiadomo jeszcze, jakie będą tego skutki, skoro - jak mówiła w swoim referacie prof. Agnieszka Gromkowska-Melosik - coraz bardziej widoczny jest problem nierówności płci w procesie (wy-)kształcenia. Okazuje się, nawet w najbardziej elitarnych uczelniach na  świecie przeważają kobiety, a zatem mężczyźni nie garną się do wiedzy.

Prof. Roman Leppert nawiązał do sformułowania H. Mizerka "A jeśli ukradną nam słowa..." wskazując na to, że są pojęcia, które na szczęście nie zostały ukradzione pedagogice, a mianowicie - "ukryty program" i "osobista teoria wychowania "(indywidualne teorie nauczycieli). Kiedy prowadził na początku lat 90. XX wieku badania wśród studentów pedagogiki, to uchwycił w reprezentacji ich wiedzy dwa światy - świat pedagogiki akademickiej w wersji normatywnej, instrumentalnej, pełniącej głównie rolę dekoracyjną i świat pedagogiki praktycznej, która funkcjonuje w oparciu o inne przesłanki. Tym samym oba światy niekoniecznie mają ze sobą wiele wspólnego.     

Przygotowanie do zawodu nauczyciela nie zaczyna się bowiem na studiach, ale - jak wynikało z badań tego pedagoga - w przedszkolu i szkole, bo to w tych placówkach dzieci uczą się tego, jak być nauczycielem, pedagogiem, wychowawczynią, a później studenci reprodukują postawy swoich nauczycieli akademickich. Dobrze ilustrują to wyniki analizowanych badań etnopedagogicznych  H. Rylke, G. Klimowicz, A. Janowskiego, W. Żłobickiego, J. Nowosad. D. Pauluk), które rekonstruują  uwarunkowania i przejawy ukrytych programów.   



Leppert podzielił się niepokojem o sens pedagogicznego kształcenia nauczycieli. Mamy bowiem do czynienia z legitymizacją potoczności, a zatem utwierdzaniem się w tym, co już wiemy, a więc w wiedzy potocznej. Tym samym żadne studia nie są już potrzebne. Referujący wspomniał o aktywnych w kształceniu nauczycieli nauczycieli, którzy organizują w sieci samokształcenie pedagogiczne przejmując rolę pedagogów akademickich.  Ci nauczyciele mają skłonność do samoutwierdzania się w dosyć oczywistych konstruktach, które sezonowo przyjmują i upowszechniają bezrefleksyjnie.

Jest też w kształceniu nauczycieli - jak mówił R. Leppert - model zmiany perspektywy poznawczej, w którym rzeczywistość edukacyjną ujmujemy jako nieoczywistą oraz model autokonstrukcji narracji edukacyjnej. Tu przedmiotem badań są nie tylko procesy edukacyjne, ale także dyskursy i narracje edukacyjne. Zadaniem kształcenia pedagogicznego byłoby tworzenie takich autonarracji. 

 Ostatnia część konferencji została oddana licznie przybyłym nauczycielom akademickim z róznych uczelni w kraju, którzy w sekcjach referowali wyniki własnych badań pedeutologicznych, (glotto-)dydaktycznych, dotyczących społecznych, politycznych kontekstów edukacji, przestrzeni uczenia się, kultury szkoły i praktyk społecznych. 



Całość podsumowała wraz z przewodniczącymi sekcji dziekan Wydziału Nauk Społecznych UWM w Olsztynie dr hab. Joanna Ostrouch-Kamińska. Wszyscy mogli wyjechać ze stolicy Warmii i Mazur z wydaną pod redakcją Hanny Kędzierskiej, Moniki Maciejewskiej i J. Ostrouch-Kamińskiej książką, która zawiera studia dedykowane prof. Henrykowi Mizerkowi.