W grudniu
kończy się pięcioletnia kadencja obecnego Rzecznika Praw Dziecka - Mikołaja
Pawlaka, który nie zapisał się w pamięci społecznej tak głęboko, jak jego
poprzednik dr Marek Michalak. Pytani przeze mnie uczniowie
jednego z łódzkich liceów o to, kto jest dziecięcym ombudsmanem w Polsce, nie
potrafili odpowiedzieć, chociaż wiedzą, że jest taka instytucja. Zapewne ci
starsi dowiedzieli się o tym na lekcjach z "Wiedzy o Społeczeństwie”, bo
ci najmłodsi mieli jednak poważny problem.
Zaglądając na
web-stronę RPD miałem wrażenie, że znalazłem się w e-hurtowni gier karcianych
dla dzieci, która oferuje ich sprzedaż. Tak nieestetyczna strona internetowa
razi kiczowatością graficzną, przesadzoną kolorystyką i liternictwem, zniechęca
do zaglądania na nią. Dość infantylnie potraktowano dzieci, a są nimi osoby do
18 roku życia.
Popieram
kandydaturę profesora Marka Konopczyńskiego, bo na tym stanowisku mieliśmy już
dwóch prawników, a ponoć partie opozycyjne preferują kolejną osobę z
wykształceniem prawniczym. Może jednak Sejm zastosowałby
"zawodozmian". Był pedagog, po nim jest prawnik, więc warto znowu
sięgnąć po pedagoga. Tym bardziej, że prof. M. Konopczyński ma znakomite
wykształcenie jako pedagog resocjalizacyjny, jest ze szkoły naukowej
Uniwersytetu Jagiellońskiego Bronisława Urbana, ma tytuł profesora nauk
społecznych, współpracuje od lat z prawnikami, bo tego wymaga od niego
interdyscyplinarne podejście do badań przemocy m.in. wobec dzieci.
POPIERAM MARKA
KONOPCZYŃSKIEGO. Żałuję, że tak wiele rekomendacji, jakie ten pedagog otrzymał
od młodzieży, organizacji pozarządowych, podmiotów akademickich, wydawców pism oświatowych itd., nie ma
dla polityków mocy zobowiązującej.
Reorientacja współczesnych społeczeństw w kierunku wzajemnego poszanowania praw przez dorosłych i dzieci sprawia, że dorośli nie mogą być z tego tytułu obarczani tylko nowymi obowiązkami wobec dzieci, gdyż czyniłoby to ich niewolnikami wobec nich, jak i nie może prowadzić do przyznawania dzieciom jedynie uprawnień, gdyż prowadziłoby to do anarchii. Tak więc w pierwszym, jak i w drugim przypadku mielibyśmy z pozorną próbą budowania społeczeństwa obywatelskiego.
Nie ulega jednak wątpliwości, że
generacji młodego pokolenia należy się przyznanie praw człowieka, które gwarantowałyby nienaruszalność godności osobistej i
suwerenności jako indywiduów oraz jako członków społeczeństwa. Odpowiedzialność
w tej kwestii powinna przejawiać się w łączeniu praw dzieci z ich obowiązkami, co nie powinno budzić niczyjego zdziwienia czy oporu.
Podejmowane próby zmian w obrębie prawa jurydycznego jako czynnika regulującego stosunki między dorosłymi a dziećmi mają na celu spowodowanie, by dzieci jako strona słabsza i pozbawiona praw obywatelskich nie doświadczały przemocy, nie były pozbawiane własnej godności. Alarmujące doniesienia prasowe oraz dane z badań nad przemocą dorosłych wobec dzieci potwierdzają, że mamy do czynienia z panowaniem w tej sferze bezprawia, któremu nadaje się legalny charakter.
Ustawowe bezprawie jest takim właśnie stanem, w
którym nie dochodzi do głosu sprawiedliwość. Społeczeństwa, poszerzając katalog wolności (praw) dzieci, starają się likwidować stan rozbieżności między
prawem pozytywnym, które dostrzega obywatela jedynie w dorosłym, i poczuciem
istnienia prawa wyższego rzędu, sprawiedliwości, w odwoływaniu się do której
można odnaleźć podstawę do obrony dziecka pojętego jako byt osobowy,
indywiduum.
Trudność w przeprowadzeniu zmian podstaw prawnych
na rzecz budowania etyki personalistycznej między dorosłymi a dziećmi bierze
się stąd, że wyrasta ona z nurtu pozytywistycznego, traktującego każdą
dowolną treść ustawy – tym bardziej, kiedy wykracza przeciwko podstawowym
prawom dziecka jako człowieka – za słuszną, bo ustanowioną. Podejście
pozytywistyczne identyfikuje prawo z dowolnymi nakazami tego, kto ma władzę, a
że władzę mają w tym przypadku dorośli, to dzieci nie mają zbytnich szans na
zmianę owych praw.
Nie byłoby potrzeby poszukiwania rozwiązań prawnych poprzez m.in. powoływanie rzecznika praw dziecka, gdyby dorośli byli moralni. Moralność bowiem pozbawiona jest właściwej sobie sankcji, gdyż jej istotą jest bezinteresowność. Moralną jest taka osoba, która postępuje zgodnie z normami moralnymi a nie ze względu na spodziewane korzyści, nagrody lub z obawy przed karą. Czyni tak dlatego, że jest to dobre samo w sobie.
Biorąc jednak pod uwagę dość znaczącą słabość moralną wśród części osób dorosłych można przypuszczać, że zastosowany przez prawo pozytywne przymus w postaci sankcji może przynajmniej częściowo lub doraźnie zminimalizować przemoc w życiu osób, które jeszcze nie są dorosłe. Skoro nie mają rzeczników w środowisku rodzinnym, szkolnym czy środowiskowym, to może im w tym pomóc Rzecznik Praw Dziecka. Zapewne każdy z dotychczasowych rzeczników to czynił w sobie dostępnym zakresie i mocy.
Czy
ów stan wyniosłego w stosunku do dzieci władztwa pedagogicznego nie ma swojego
źródła także w wadliwej hierarchii wartości, jakie funkcjonują w
społeczeństwie, w tradycji i prawie? Od początku XX wieku absorbuje uczonych
zagadnienie godnego dzieciństwa w kontekście charakteru natury ludzkiej, toteż
coraz bardziej zmniejsza się linię demarkacyjną między tym, co należy się
dziecku pojętemu jako indywiduum, jako byt osobowy, a tym, co należy się
dziecku pojętemu jako (jeszcze nie w pełni dojrzały) obywatel, a więc jako byt
społeczny, współuczestniczący w życiu społecznym: rodzinnym, szkolnym,
rówieśniczym itp. Człowieczeństwo oznacza przecież zarazem uczucie
współuczestnictwa, jak i odrębności. Dziecko zatem, spełniając swoje zadania w
świecie, w naturalny sposób jest zarazem indywiduum i obywatelem. W sensie
prawnym jest ono jednak pozbawione obywatelstwa, doświadczając z tego tytułu
różnego rodzaju form dyskryminacji negatywnej.