Muszę przyznać, że ze zdumieniem odnotowuję m.in.
jedno z populistycznych ustaleń programowych Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy, które
brzmi: "Ograniczymy obowiązki związane z
zadawaniem prac domowych, tak by czas po szkole był przeznaczony tylko dla
rodziny i rozwijania swoich pasji". Zastanawiam się, co kryje się za
ograniczeniem owych obowiązków? Dlaczego ma ono dotyczyć nauczycieli, skoro oni nie mają nic do powiedzenia w kwestii ramowych planów nauczania, wysokości ich wynagrodzeń, wymaganych kwalifikacji zawodowych (mamy już w szkołach tysiące nauczycieli bez kwalifikacji), czasu pracy oraz przestrzeni architektonicznej (uwięzienie w systemie klasowo-lekcyjnym).
Czy rzeczywiście należało wprowadzać na poziomie
tworzenia programu potencjalnej koalicji rządowej rozwiązanie, które jest
absurdalne ze względu na jego treść, polityczne zobowiązanie, a więc jego populistyczny charakter?
Nie ma to nic wspólnego z współczesną dydaktyką ogólną oraz szczegółową. Jeśli
politycy uważają, że można w tak niepoważny sposób formułować przesłanki
rzekomych zmian w edukacji szkolnej, to nie wróżę tej koalicji długiego
trwania przynajmniej w tej sferze publicznej.
Kompromitacja już na początku drogi do władzy źle jej wróży,
bo oznacza, że znowu, jak czyniła to Zjednoczona Prawica, podstawą
regulacji oświatowych będą opinie ludu, niekompetentnych środowisk, które
wprawdzie będą służyć temu, by ów postulat można było szybko zrealizować i
chlubić się tym po jakimś czasie, ale z jakością procesu kształcenia nie będzie
to miało nic wspólnego.
Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie jestem zachwycony i nie
akceptuję obowiązujących praktyk nauczycielskich, które polegają na codziennym
zadawaniu przez każdego nauczyciela przedmiotu (modułu zajęć) na następny dzień
zadań domowych bez liczenia się z czasem pracy uczniów. Mamy w polskim
szkolnictwie patologiczną sytuację przerzucania przez część
nieodpowiedzialnych, niekompetentnych lub wypalonych już zawodowo nauczycieli
odpowiedzialności za sens uczenia się na samych uczniów, a w tle - także na ich
rodziców, by ci ostatni finansowali korepetycje ich koleżankom i kolegom.
Dziwię się, że w sprawie prac domowych muszą wypowiadać się
politycy, by przypodobać się swoim wyborcom, skoro podobnie uczyniła ministra
Anna Zalewska, rujnując tym samym ustrój szkolny, tylko i wyłącznie ze względu
na wyniki sondaży opinii publicznej, a nie z powodu wyników badań naukowych,
które by uzasadniały powód takiego działania. Jeśli dochodzący do władzy nie
zaczną kierować się - w przypadku m.in. edukacji publicznej - wiedzą naukową, tylko
znowu najważniejsze dla nich będą sondaże opinii publicznej, to zapewniam, że
szybko zyskają poziom odrzucenia ze strony społeczeństwa w A.D. 2023. Czas skończyć
z inżynierią społeczną dla sprawowania władzy, bo powinniśmy rozwijać
społeczeństwo wiedzy, a nie ignorantów, półanalfabetów czy analfabetów
funkcjonalnych.
Warto zatem, póki jeszcze jest na to czas, "puknąć się w głowę" i zastanowić nad tym: Czym jest szkoła, a nie czyją ona ma być? Na czym polega proces efektywnego uczenia się? Po co jest nauczycielom wiedza z psychologii uczenia się, neuropsychologii, psychologii różnic, psychologii środowiskowej i psychologii społecznej oraz po co rozwijana jest na świecie dydaktyka ogólna i specjalistyczna? Jeśli jest to "krok ku nowemu rządowi", to jest to krok nad przepaścią.
Kilkanaście lat temu PO i PSL finansowało badania
diagnostyczne dotyczące czasu pracy nauczycieli. Inna rzecz, że były one w IBE
zmanipulowane, bo miały służyć zwiększeniu liczby efektywnych godzin pracy
nauczycieli w klasie szkolnej. Może zatem ktoś wreszcie poprowadzi badania krajowe dotyczące rzeczywistego czasu pracy uczniów? Jeśli ma powrócić w zarządzaniu oświatą
troska o PRAWDĘ I DOBRO WSPÓLNE, to najwyższy czas oddać ją w ręce ekspertów,
którzy powinni przygotować solidny raport o stanie polskiej edukacji, jej
mocnych i patologicznych stronach, a przy tym nie powinni być zobowiązani do politycznej
poprawności. Ci, którzy dotychczas służyli innym celom niż dociekanie prawdy, zostali już zapisani jako fałszerze świadomosci społecznej.