Niepokojące są w środowisku akademickim anonimy,
które "życzliwi" rozsyłają różnymi kanałami lub publikują je na
stronach internetowych jako rzekomo rzecznicy prawdy i troski o jakość w nauce.
Trudno jest niezorientowanym w faktach czytelnikom odkryć, że w ten sposób dany autor prowadzi prywatną wendettę (zemstę). Bywa,
że jest to internetowy hatewatch czy "wyssane z palca" insynuacje,
byle tylko ktoś, czegoś nie osiągnął lub żeby było jej/jemu gorzej.
Nauczyciele akademiccy żalą się na szerzącą się patologię w stosunkach
międzyludzkich. Rozkwitają w zantagonizowanym społeczeństwie niszczycielskie praktyki w duchu
Schadenfreude, bo taki jest efekt populizmu, który rozhuśtały w Polsce w ciągu kilkunastu lat formacje rządzące. Jak podzielisz, to będziesz rządził.
Są
też podpisujący się pod anonimową czy jawną intrygą osoby, które z nauką nie mają nic wspólnego,
ale rzekomo w trosce o uczciwość naukową prowadzą swoje
osobiste rozliczenia z tymi, którzy zdemaskowali ich pseudonaukowe wytwory albo
brak rzeczywistego wkładu w naukę. Można z tego uczynić nawet sposób na
zarabianie na życie, bo przecież sfrustrowanych, niezadowolonych,
rozczarowanych jest w środowisku akademickim i z niego wyzwolonych kilkanaście
procent.
Ci,
co są wyrotowani lub sami odeszli z uczelni państwowej, bo z jakichś powodów
jej władze nie dostrzegły w nich walorów ewentualnych wykładowców (tym bardziej uczonych), mają
poczucie niezasłużonej krzywdy, która generuje subiektywny powód do zemsty. Dlaczego tylko im ma być gorzej. U najbardziej zacietrzewionych może owa repulsja przybrać różne formy, mniej lub bardziej
jawnej agresji werbalnej, niewerbalnej, wizualnej, ukrytej itp.
Może kiedyś powstanie interdyscyplinarny zespół do przeprowadzenia naukowych
badań polskiego fenomenu "zarabiania" na obiektywnie nieuzasadnionej
krytyce a nawet na szkalowaniu recenzentów, opiniodawców, członków komisji do
spraw stopni naukowych czy innych gremiów konkursowych (m.in. w mediach
społecznościowych czy w publikowanych przez siebie tekstach). Jeśli ktoś
finansuje takie podmioty, to chyba tylko po to, by pośrednio, czyimiś rękami, mieszać w tym populistycznym "błocie", uczestniczyć w podtrzymywaniu w społeczeństwie fałszywego obrazu zdarzeń i związanych z nimi osób.
Kiedy
czytam o tym, jak ktoś stwierdza o sobie, że jest genialnym naukowcem, tylko
... nie dostrzegli tego członkowie komisji doktorskiej lub habilitacyjnej, lub kiedy wielokrotnie wszczynał z tym samym "dorobkiem" postępowanie o nadanie
stopnia naukowego doktora habilitowanego; kto zarazem przegrał we wszystkich instancjach odwoławczych,
bo trudno, by kolejni eksperci uznali, że czarne nie jest
białe; to zastanawiam się nad tym, jak długo jeszcze będzie tolerowana w naszym
kraju postawa podwójnego fałszu u manipulatorów opinią publiczną - samozakłamania i okłamywania innych?
Oj,
dłuuuugo... bo lud lubi tych, którzy kreują się na jakieś i czyjeś
ofiary. Ważne, żeby znaleźć "nadawcę" ich karykaturalnych narracji.