10 czerwca 2023

Nie tylko geopolityczne konteksty cyberzagrożeń

 




W czasie obrad plenarnych Międzynarodowej Konferencji "Uwaga! Smartfon!" przedstawił referat profesor socjologii Andrzej Zybertowicz. Przed nim referował znany w kraju ze swoich popnaukowych publikacji niemiecki psychiatra Manfred Spitzer oraz amerykański profesor psychiatrii w Hackensack University Medical Center, gerontolog Gary Small. Tak więc polskiemu profesorowi przypadło miejsce trzecie, ale za to z podwójnym udziałem, bowiem po własnym wykładzie mógł jeszcze raz zabrać głos w panelu na temat: "Czy technologia jest zagrożeniem dla demokracji?"  

W związku z tym, że w panelu nie było mowy o demokracji, skupię się na wystąpieniu doradcy Prezydenta RP, który już na wstępie podkreślił, by w żadnej mierze nie łączyć tej funkcji z jego wystąpieniem. Szkoda, że nie zastosował tej zasady w swojej książce p.t. "Cyber-contra real. Cywilizacja w techno-pułapce. Prof. Andrzej Zybertowicz. Rozmawia Jarema Piekutowski (Warszawa, 2023), którą można tam było zakupić. Każdy, kto to uczynił, mógł się przekonać, że wykład socjologa, okraszony klarowną prezentacją w Power Point, został skonstruowany w oparciu o treść powyższej publikacji. Jeśli zatem ktoś chciałby wiedzieć, o czym mówił A. Zybertowicz, to wystarczy, że przeczyta powyższą książkę, w której znajdzie clou jego poglądów, w dużej mierze politycznych. 

 Na pytanie, co młodzi ludzie robią ze swoimi głowami? -  nie otrzymaliśmy odpowiedzi, bo ponoć mówił o tym, niemiecki psychiatra Manfred Spitzer. Są poza tym w kraju liczne raporty na ten temat.  Prof. A. Zybertowicz postanowił jednak odnieść się do kwestii: Co młodzi ludzie robią z "tkanką społeczną, dla biznesu czy gospodarki, jak wpływają na politykę? Czy przypadkiem, to, co robią, nie przybliża nas do wielkiej wojny i jaką cywilizację tworzą swoim działaniem? Co się dzieje w ich głowach? 

Jego zdaniem młodzi ludzie mają pozytywne doznania, odczuwają iluzję podmiotowości, mogą przerzucać się, dokąd chcą, mogą grać, być na czasie. Nie wiedzą, że otaczają swoim zaangażowaniem w sieci innych ludzi swoimi laikami.  

Angażując się w sieci jej użytkownicy potęgują gorsze strony swojej natury, współtworzą bańki informacyjne, wspierają nierówności społeczne, podlegają procesom marionetkizacji. Niszczą tkankę społeczną zrywając więzi społeczne, międzypokoleniowe. Rejestrując się w jakiejś appce pozostawiają wiele danych, a przy tym pozostawiają tzw. ślady behawioralne, czyli wzorce pracy swojego umysłu, który cały czas jest przeprogramowywany w interakcji z tymi programami. 

Korzystają z tego producenci różnych towarów, gdyż dowiadują się, w której dzielnicy amerykańskiego miasta są właściciele IPhone’ów, a w których Samsungów, kierując do każdej z tych grup odpowiednie reklamy.  Pomyślałem, że może lepiej byłoby zbadać, smartfony jakich firm posiadają uczniowie liceum X, a jakie mają uczniowie liceum Y, by skorelować je np. z wynikami osiągnięć szkolnych, niż opowiadać o posiadaczach smartfonów w USA. 

Tak czy siak, zdaniem referującego - ci młodzi ludzie tworzą fortuny cyberfanów z Doliny Krzemowej, którzy skumulowali nieprawdopodobne bogactwo, bo ponad stumiliardowe, posiedli ogromną wiedzę z baz danych na temat użytkowników smartfonów i posiedli władzę nad nimi, by modyfikować ich zachowania. 

Prowadzący badania dla Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju przyznali, że do rozwoju populizmu przyczyniły się nowe technologie komunikacyjne. To one niszczą przestrzeń komunikacji, autorytety, wiedzę, degradując demokrację. One także skutkują nową polityką wyścigu zbrojeń, walką o przewagę konkurencyjną w sprawowaniu władzy nad światem. Każda appka może być zamieniona w narzędzie manipulacji, by wyprowadzić nas na manowce. 

W świecie komunikacji cyfrowej każde narzędzie może być sprowadzone do niszczenia ludzi.  Tysiące startupów usiłuje zdobyć przewagę w pracach nad sztuczną inteligencją na różnych polach gospodarki, zbrojeń itp. Zanika prawda w komunikacji publicznej i niszczone są wszelkie zniuansowania, konteksty ludzkich zachowań. Powstaje w ten sposób cywilizacja odwróconych wartości.

Przez media społecznościowe młode pokolenie przebudowuje kształt cywilizacji i relacji międzypokoleniowych. Zyskało bowiem przewagę nad dorosłymi w sferze językowej, zmieniając sens starych terminów, wymyślając nowe pojęcia, wchodzi w zamknięte kultury komunikacyjne, zaś dorośli muszą się do tego dostosowywać. Dla rodziców, dla dziadków jest to strasznie bolesne. 

Stołeczny socjolog zachęcał do przeczytania swojej książki, która przedstawia jego stanowisko w sprawie kryzysu cywilizacji na skutek m.in. technoentuzjazmu i zakorzenionej w Internecie inżynierii społecznej cyberpanów. Jednak nie  ujawnił, że co najmniej 30 proc. treści rozmowy z pisarzem J. Piekutowskim stanowi całkowite odejście od tytułowego zagadnienia na rzecz demagogicznego wciskania programu politycznego obecnej władzy. Nie jest to naukowo rzetelne podejście do czytelnika, skoro otrzymuje propagandową papkę środowiska politycznego, które już nawet nie ukrywa swoich manipulacji społeczeństwem.   

Można się z spierać z Profesorem na temat rzeczywistych lub wydumanych cyberzagrożeń, ale nie na podłożu publicystycznych diagnoz cywilizacyjnych z innych miejsc świata. Wysłuchanie wykładu nie było jednak stratą czasu. Wielu słuchaczy wyszło z przekonaniem, że o dość złożonych zagadnieniach geopolitycznych można mówić ze swadą, interesująco, czasami nawet prowokacyjnie, zachęcając ich do stawiania pytań.  

W związku z tym, że już na początku swojego referatu A. Zybertowicz odrzucił rolę, sens, wartość edukacji w świecie cyberzagrożeń, uzyskałem potwierdzenie, dlaczego polityka oświatowa prawicy jest tak głęboko arogancka i niekompetentnie prowadzona.  Skoro bowiem elity władzy mają swoje uprzedzenia a rolę nauczycieli postrzegają przez pryzmat opzoycyjnego wobec nich ZNP, to znaczy, że czas na radykalną zmianę w naszym kraju, jeśłi chcemy jeszcze uratować młode pokolenia przed degradacją intelektualną, kulturową, społeczną i duchową.  

     

09 czerwca 2023

"Uwaga! Smartfon", czyli jak to jest, że zdaniem studentów prezydent kupił różowe majtki

 



W dn. 5 czerwca 2023 r. uczestniczyłem w Międzynarodowej Konferencji w Katowicach pod przewodnim hasłem Uwaga! Smartfon”. Wprawdzie jej organizatorzy uważają, że jest to (...) unikatowe w skali całej Europy wydarzenie poświęcone zagadnieniom cyfryzacji i nadmiernemu korzystaniu z urządzeń ekranowych przez dzieci i młodzież, to jednak muszę zaprzeczyć, gdyż tego typu debat odbywa się kilkadziesiąt rocznie w różnych krajach świata, a mnie znane są niemalże comiesięczne konferencje na ten temat, które prowadzą uczeni z Niemiec. 

Nie ulega jednak wątpliwości, że także tegoroczna edycja "Uwaga! Smartfon" jest mimo wszystko czymś wyjątkowym, skoro uczestniczą w niej nie tylko wybitni specjaliści z zakresu pedagogiki mediów, psychologii klinicznej, psychiatrii i socjologii mediów oraz eksperci popularyzujący wiedzę o cyfrowych zagrożeniach i cyfrowej higienie, ale także rodzice i działacze organizacji pozarządowych. W dn. 5 czerwca rozmawiano zatem, dyskutowano o uzależnieniu nie tylko dzieci i młodzieży od ekranów, ale także o pozytywnych walorach cyfryzacji edukacji i jej znaczeniu dla życia społecznego obywateli. 

Odbywały się także interesujące warsztaty dla tych, którzy byli zainteresowani uzyskaniem konkretnych wskazówek, zdobyciem nowych doświadczeń itp. Zostałem zaproszony do panelu 3 - Cyfrowi tubylcy na lekcji u cyfrowych migrantów – szanse i zagrożenia, którego obrady moderował dr Stanisław Kowal. Swoją opinią na tytułową kwestię podzielili się - oprócz mojej skromnej osoby - Justyna Orłowska (GovTech), prof. Mariusz Jędrzejko (ANS), Piotr Mieczkowski (Digital Poland) i Aleksandra Horoszko (Rada Dzieci i Młodzieży RP).

Piotr Kowal pytał: Jak wygląda edukacja dzisiaj? Jaka jest przyszłość edukacji?  Czy cyfryzacja edukacji jest jej celem? Jak powinna zmieniać się edukacja? 


Profesor ANS Mariusz Jędrzejko - jak podkreślał - jest radykalny w swoich poglądach, gdyż leczy ofiary systemu szkolnego. Uważa, że: (...) stoimy u progu niesamowitej rewolucji, w której cywilizacja pokonała kulturę, a to kultura musi być wiodąca. Wyraził swój sprzeciw wobec decyzji ministra cyfryzacji, który postanowił rozdać dzieciom z klas czwartych szkół podstawowych laptopy. 

Profesor apelował do ministra, żeby wycofał się z tej politycznej obietnicy i dał laptopy nauczycielom, a nie uczniom, bo pedagogom są potrzebne narzędzia w postaci aplikacji, programów. Jeśli bowiem - jak mówił - uczniowie nas wyprzedzą, to on będzie miał więcej pacjentów. 

Potrzebujemy narzędzi cyfrowych w szkole, które szkołę zrewolucjonizują, ale nie w oparciu o prezentacje w PowerPoint, tylko do poszukiwania wiedzy. Niestety, takich aplikacji nie tworzą ludzie oświaty. Dzieci uciekają nauczycielom zamykając się w świecie technologii cyfrowej. Jędrzejko zachęcał do zapoznania się z raportem Instytutu Pokolenia, z którego strony pobrałem niniejszy rysunek.  

Zdaniem M. Jędrzejko - z dotychczasowych badań wynika, że wiek 12 roku życia jest tym, w którym można zacząć pracować z tym narzędziem, jakim są media cyfrowe, bo wcześniejszy kontakt skutkuje różnego rodzaju zaburzeniami fizycznymi i psycho-społecznymi u dzieci. Kiedy skierował apel do władz Kościoła katolickiego, by w czasie mszy księża przekazali komunikat rodzicom dzieci idącym do pierwszej Komunii Świętej: 

"Nie kupujcie dzieciom smartfonu", to się tego wystraszyli i nic nie zrobiliTysiące dzieci otrzymały smartfony, a Alicja biega po podwórku i krzyczy „Zarżnę cię stara k...." itd. tylko dlatego, że nie otrzymała smartfona.

W podsumowaniu Profesor zwrócił uwagę na dwie kwestie: pierwszą jest dobrostan, a nie dobrobyt człowieka, a drugą jest głębokie naruszenie antropocenu, doprowadzono do zniszczenia naturalnego środowiska życia. Wspomniał też o quasi eksperymencie dydaktycznym na uczelni, w ramach którego jedna część grupy miała pisać prace i notować długopisami, a druga korzystać tylko z laptopa i narzędzi cyfrowych. Jak się okazało, pierwsza grupa uzyskała na zaliczenie oceny o 0.7 pkt. wyższe od tej drugiej. Pierwsza, analogowa, napisała przepiękne eseje, zaś ta druga napisała short'y. 

Narzędzia cyfrowe mogą wspomagać edukację, ale nie powinny być w niej wiodące, gdyż nie rozwijają wyobraźni. 

Swoje wystąienie M. Jędrzejko zakończył anegdotą o studentach, którzy: (...) oglądali na sztucznej stronie internetowej Kancelarii Prezydenta RP, że pan prezydent był w Wągrowcu. Na tej samej stronie była informacja o wybuchu wulkanu na Etnie, że Britney Spears kupiła różowe majtki i że ŠKODA jest tańsza o 30 proc. Tydzień później zapytano studentów, gdzie był pan prezydent. Odpowiedzieli, że kupił różowe majtki. 

W czasie innego z paneli dyskusyjnych minister cyfryzacji przypomniał, że nauczyciele otrzymają 2,5 tys. złotych, żeby mogli zakupić sobie dowolnej marki sprzęt elektroniczny do pracy z uczniami.  

 


 

08 czerwca 2023

Niedojrzały raport o respektowaniu praw dziecka w społeczeństwie informacyjnym

 



Autorzy Raportu zatytułowanego: "Dojrzeć do praw Raport z monitoringu praw i podmiotowości dziecka w Polsce w dobie społeczeństwa informacyjnego”  założyli, że dzieci żyją w takim społeczeństwie. Nic bardziej mylnego. Nie jesteśmy społeczeństwem ani wiedzy, bo tę lekceważą najważniejsze czynniki władzy, ani społeczeństwem informacyjnym, bo żyjemy w warunkach permanentnej dezinformacji. Piszący wstęp do tej publikacji K. Ciesiołkiewicz wyeksponował prof. UAM Jacka Pyżalskiego pisząc: 

Poza holistyczną oceną praw i podmiotowości dziecka naszą ambicją jest też pogłębianie świadomości społecznej na temat wybranych problemów składających się na tę ocenę. Służy temu część raportu zatytułowana Pod lupą. W I edycji naszej inicjatywy skoncentrowaliśmy się na doświadczaniu przez młodych ludzi przemocy elektronicznej. Taką potrzebę wskazują także wywiady z dziećmi i młodzieżą przeprowadzone przez ośrodek „Ciekawość”. Autorem opracowania dotyczącego tej kwestii jest prof. Jacek Pyżalski. Mamy przywilej korzystać z jego wiedzy i doświadczeń, ponieważ wspiera nas także w pracach Rady Programowej. 

Wystarczy włączyć jakikolwiek program informacyjny, żeby przekonać się o wysokim poziomie manipulacji, szerzenia kłamstw, demagogii, ideologicznej propagandy itp., itd., co zaprzecza fundamentom nie tylko demokracji, ale i autotelicznym wartościom społeczeństwa informacyjnego i społeczeństwa wiedzy - PRAWDY, DOBRA i PIĘKNA.     

Nie przeprowadzono badań diagnostycznych po to, by odkryć powyższe stany rzeczy, tylko dla zbadania, czy jeszcze mają jakiekolwiek  znaczenie główne ramy definiujące prawa dziecka w kontekście wyzwań społeczeństwa informacyjnego. Wzięto zatem pod uwagę za punkt odniesienia rekomendacje Komitetu Praw Dziecka ONZ zawarte w Komentarzu ogólnym nr 25 do Konwencji o Prawach Dziecka (ONZ, 2021), które zostały przyjęte w uchwale Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 1989 roku, a ratyfikowane przez Polskę dopiero w roku 1991. 

Warto zwrócić uwagę na okres aż dwóch lat zmagania się drugiej fali elit "Solidarności”, by możliwe było ratyfikowanie Międzynarodowej Konwencji, mimo iż to nasz kraj, nasi prawnicy i pedagodzy przyczynili się do powstania tego aktu. W Polsce nie ma utrwalonego szacunku do prawa, czemu najlepszy dowód dał w tym tygodniu Prezydent RP. 

Międzynarodowa Konwencja o Prawach Dziecka została przyjęta w wyniku długich konsultacji i debat społecznych, toteż nie tylko ona, ale i Konstytucja III RP, ustawy sejmowe są jedynie dla części obywateli punktem odniesienia do respektowania w/w wartości w codziennym życiu, w każdej jego dziedzinie. Preambuła takich aktów ma charakter ideowy, aksjonormatywny, toteż z biegiem czasu aktywizują się te środowiska, które jest temu przeciwna.    

Słusznie jednak autorzy Raportu postanowili odpowiedzieć na pytanie, czy w ogóle są obecne w życiu młodych pokoleń cztery fundamentalne zasady, które powinny zapewnić przynależne dzieciom prawa (s.5): 

kierowanie się dobrem dziecka, 

zakaz dyskryminacji, 

prawo do życia, przeżycia i rozwoju oraz 

poszanowanie poglądów dziecka.

Na nic zdał się uchwalony przez Sejm w Polsce Międzynarodowy Rok Korczakowski, skoro jest tak niski poziom samoświadomości prawnej, a w związku z tym także nieprzestrzegania tak generalnych norm prawnych. O tym jest ten Raport. Jak pisze jego autor: 

Raport odświeża i definiuje podstawowe wartości i kryteria składające się na pojęcie praw dziecka w dobie społeczeństwa informacyjnego (rozdział pierwszy), omawia opinie dotyczące stanu ich realizacji w Polsce oraz kluczowych wyzwań, a także przedstawia rekomendacje działań na rzecz wzmacniania ich podmiotowości i praw w kontekście usług cyfrowych (rozdział trzeci), przybliża i systematyzuje wyniki badań dotyczących najczęstszych naruszeń tych praw (rozdział czwarty). Oddaje także głos samym dzieciom, pozwala spojrzeć na przywołane kwestie z ich perspektywy (rozdział drugi).  

Wynika z tego, że "jurydyczny odświeżacz" powinien być w każdym z nas, a szczególnie w mentalności tych, którzy sprawują władzę polityczną, administracyjną i edukacyjną nad dziećmi, bo trudno przyznać, że w Polsce zaszła jakakolwiek zmiana na rzecz międzypokoleniowej izonomii. Inna kwestia, to jaki byłby stan wzajemnych relacji, gdybyśmy zaprzestali prowadzenia badań, przestali uświadamiać tak dzieciom jak i ich rodzicom czy prawnym opiekunom, że dorośli - jak pisał Janusz Korczak - nie powinni grać z nimi "fałszywymi kartami". Jednak grają, od wieków, od lat i grać nadal będą, gdyż w polskim społeczeństwie nie zaszła żadna zmiana w tym zakresie i dłuuuuugo jeszcze nie nastąpi. 

Nie ma już bardziej wyświechtanego w debatach publicznych terminu od "podmiotowości dziecka". Badacz postanowił jednak uchwycić:  

‹ brak dyskryminacji – np. zapewnienie równego, bezpiecznego dostępu do środowiska cyfrowego, ochrona przed mową nienawiści, przeciwdziałanie dyskryminacji; 

 ‹ kierowanie się dobrem i ochroną przed krzywdą dziecka w regulacjach i w projektowaniu usług środowiska cyfrowego;

‹ prawo do życia, przeżycia i rozwoju – eliminowanie zagrożeń środowiska cyfrowego, edukacja kształtująca umiejętności konstruktywnego korzystania z technologii; 

 ‹ poszanowanie poglądów dziecka – umożliwianie ich wyrażania za pośrednictwem internetu, uwzględnianie ich w procesach stanowienia prawa i w rozwoju usług cyfrowych (s.7).  

Z każdą stroną Raportu dowiadujemy się, że nie dotyczy on tego, co zakładał, a więc zdiagnozowania praw dzieci i młodzieży w ogóle, tylko ich praw do funkcjonowania w świecie cyfrowym, bo na tym zna się najlepiej J. Pyżalski. Zredukował zatem problematykę badawczą do   podmiotowości i praw dzieci w środowisku cyfrowym, dociekając w ramach badań jakościowych, a nie ilościowo-jakościowych ich własny punkt widzenia. Jak stwierdza: dlatego przeprowadziliśmy badania jakościowe, w których młode osoby opowiedziały o tym, jak postrzegają świat cyfrowy, jego zagrożenia, problemy i rolę w ich życiu. 

Skoro tak, to ów Raport nie ma już żadnego znaczenia z krajowego punktu widzenia. O tym, co sądzą "napotkani" młodzi na powyższy temat, każdy może sam sprawdzić i nic z tego nie będzie wynikać ani dla edukacji, ani dla polityki oświatowej, ani też dla nauki. O cyberprzemocy J. Pyżalski pisał i publikował na podstawie badań ilościowych i jakościowych, toteż można było wyciągać z ich istotne wnioski tak dla praktyki, jak i dla nauki. 

Ten Raport nie wnosi niczego nowego do stanu naszej wiedzy. Może zachwycą się nim dziennikarze, bo im wystarczą wypowiedzi nawet jednego ucznia czy nauczyciela, by na tej podstawie wykreować rzekomo fatalną rzeczywistość. Tkwimy w miejscu, bo decydenci i tak nie czytają ani takich raportów, ani wcześniejszych publikacji naukowych. Taki sam los czeka tego raportu jak innych, które są oparte albo na metodologicznych błędach, albo na opowiastkach, które mają potoczny charakter. Tymczasem:

Jednym z większych wyzwań – specyficznym dla Polski – jest wiktymizacja dzieci online, której poświęcony został osobny rozdział tego opracowania. Przemoc w środowisku cyfrowym ma wiele twarzy. Przede wszystkim młodzi muszą mierzyć się z cyberbullyingiem, czyli elektroniczną przemocą rówieśniczą, ale oddziałują na nich również takie zjawiska, jak patostreaming i kontakt z treściami prezentującymi przemoc oraz zaangażowanie w agresję w roli sprawcy. W skali roku cyberprzemoc w Polsce dotyczy przynajmniej raz w miesiącu 13 proc. dzieci w wieku szkolnym (wyniki sprzed pandemii COVID-19). To dwa razy częściej niż przeciętnie w 19 badanych krajach (Pyżalski i in., 2019; Smahel i in., 2020). 

Poczekam zatem na raport naukowy o (nie)przestrzeganiu praw dziecka w świecie realnym. Ten bowiem ma nieadekwatny do treści tytuł i założenia, dlatego rozczarowuje tylko mnie, bo zapewne inni czytelnicy są nim zachwyceni. Takie mamy czasy. Społeczeństwo niewiedzy i dezinformacji. Tak produkowana wiedza na temat tego, co dzieje się w świecie cyfrowym, sprzyja jedynie głównie decydentom, by nadal było tak jak jest, a nawet tak, jak było w PRL.  

 Zajmijmy się wreszcie badaniami nie tylko samowiedzy, samoświadomości, ale przede wszystkim tego, czy dzieci i młodzież mają w ogóle prawo do swoich praw?   


06 czerwca 2023

Akcyjny Sejm Dzieci i Młodzieży ma się "dobrze"

  


 (fot.: Anna Strzyżak/Kancelaria Sejmu


Czym zajmował się tegorocznego Sejm Dzieci i Młodzieży? W Wikipedii tak zdefiniowano ów polityczny i propagandowy projekt lewicy, bo to te partie powołały do życia SDiM, a kolejne bezmyślnie kontynuują socjalistyczne akcje: 

Sejm Dzieci i Młodzieży – akcja propagująca od 1994 r. parlamentaryzm wśród młodzieży, aktualnie szkół podstawowych i szkół ponadpodstawowych.  

Jeśli jest to akcja propagująca, to na potrzeby działań pozornych, o których trafnie pisała przed laty Maria Dudzikowa.  

Zdaniem polityków władzy, najważniejszy problem, o którym powinni rozmawiać ze sobą młodzi, brzmiał: 

Zginąć, ale z honorem (Krystyna Budnicka). Bohaterska walka zbrojna żydowskich organizacji bojowych z Niemcami z perspektywy 80 lat – o ludzki, społeczny i narodowy honor oraz godność, na przykładzie powstania w getcie warszawskim. 

Już sądziłem, że wybrano to zagadnienie ze wzgledu na badania naukowe na ten temat m.in. profesor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. Jednak okazało się, że założenia były zupełnie inne. 

Społeczeństwo polskie jest radykalnie skonfliktowane, walczące ze sobą polityczne formacje o władzę i dostęp do finansów publicznych przerzucają się propagandowym błotem, odwracając uwagę od rzeczywistych problemów codziennego i przyszłego życia dzieci i młodzieży, dewastując edukację szkolną, podstawy finansowania nauki i szkolnictwa wyższego. Ciekawe, czy któryś z młodych posłańców odniósł się w czasie obrad SDiM do sporu politycznego wokół badań naukowych w Polsce na temat holocaustu, polityki partii władzy, ministra, posłów itp.?     

Jaki problem - zdaniem polityków władzy - mają uczniowie polskich szkół? Cytuję:

Komisja zwróciła się do ministra edukacji z pytaniem czy dzień 19 kwietnia mógłby być dniem wolnym od zajęć dydaktycznych, poświęconym na zajęcia tematyczne o powstaniu w getcie warszawskim. 

Sekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji i Nauki Włodzimierz Bernacki odpowiedział, że uczniowie i nauczyciele mają możliwość pogłębiania wiedzy poprzez uczestnictwo w uroczystościach i innych formach upamiętnienia ważnych rocznic, ponadto dyrektor szkoły może w danym roku szkolnym na wniosek społeczności szkolnej ustalić dodatkowe dni wolne od nauki. Wiceminister edukacji rozwiał także obawy uczestników SDiM dotyczące zastąpienia w szkołach średnich przedmiotu wiedza o społeczeństwie historią i teraźniejszością. 

O stosunku władz oświatowych do rzekomego parlamentaryzmu młodych świadczy także to, że w XXIX edycji tej propagandowej akcji władzy nie wziął udziału minister Przemysław Czarnek. Jak podaje jeden z dzienników:  

Młodzi podczas Sejmu Dzieci i Młodzieży nie kryli rozczarowania. Kolejny raz z rzędu rządzący narzucili im historyczny temat. - Gdzie w tych tematach jest miejsce dla nas? - pytali. W przyszłym roku woleliby rozmawiać o kryzysie psychicznym, który dotyka ich pokolenie.

Mamy zatem dwie relacje z tego "Sejmu": 1) propagandę sukcesu i 2) propagandę porażki.  Młodzież jeszcze nie wyciągnęła wniosków z minionych edycji SDiM. Jeszcze nie rozumie, że nikomu i niczemu nie jest ta akcja potrzebna, poza "rozdaniem zagłodzonym kosza pomarańczy".  

 

05 czerwca 2023

"Prawo moralne a życie publiczne"

 


Gdybym chciał tak, jak czynią to pseudowydawcy programów informacyjnych, zmanipulować przesłanki etyczne działań polityków władzy, to wybrałbym następujący fragment z podręcznika "Etyki dla szkół średnich" ks. dr. Józefa Lubelskiego, który tak pisał ponad 90 lata temu (podkreśl.moje):

Bardzo ważne jest pytanie, czy prawo moralne obowiązuje tylko w życiu indywidualnem czy także w życiu publicznem, partyjnem, państwowem, narodowem, społecznem. (...) prawa moralne obowiązują tylko jednostki w życiu osobistem i w ich stosunkach prywatnych, - w życiu publicznem natomiast należy (...) stosować etykę inną, państwową, narodową czy partyjną, dla której najwyższą normą moralności jest dobro państwa, narodu czy partji, bez oglądania się na nakazy czy zakazy etyki indywidualnej. (...) gdy zachodzi potrzeba - to dla dobra państwa czy narodu dozwolone jest kłamstwo, niedotrzymywanie umów, przekupstwo, podejście, prześladowanie i wynaradawianie innych narodów i.t.d. - cel narodowy, państwowy czy partyjny - uświęca (...) wszystko. 

Prawda, że to wystarczy, by wdrukować społeczeństwu właśnie taką wykładnię działań władzy, którą stosowały partie lewicowe, liberalne i prawicowe? W ramach HiT-u mógłbym nawet kazać uczniom nauczyć się tego akapitu na pamięć, by wiedzieli, jakie jest ich miejsce na świecie. Jednak dociekliwy uczeń i uczciwy nauczyciel zwróci uwagę na kolejny akapit w tym podręczniku, który brzmi tak: 

Otóż zapatrywanie takie jest według etyki katolickiej fałszywe i niedopuszczalne. Kościół katolicki stanowczo potępia wszelki dualizm etyczny, jakoteż zasadę: "cel uświęca środki". Co jest złem w życiu prywatnem, nie może być dobrem w życiu publicznem. Tak, jak żadna potęga ludzka nie może zniweczyć praw matematycznych, tak samo nie może zmienić i praw moralnych, bo pochodzą one od Boga, który je dał nietylko dla jednostek i dla życia osobistego człowieka, ale i dla życia publicznego i dla całych społeczeństw. Wśród wojny, jak i wśród pokoju każda, nawet najwyższa polityka, liczyć się powinna ze sprawiedliwością, uczciwością i prawdą. Żadna sprawa natury publicznej nie powinna święcić triumfu kosztem zasad moralnych, tych największych wartości ludzkości (s. 29).  

 Uczmy zatem nasze dzieci czytania nie tylko ze zrozumieniem, ale i w pełnym zakresie znaczeń, by odróżniały PRAWDĘ OD FAŁSZU, DOBRO OD ZŁA, PIĘKNO OD KICZU, NAUCZYCIELI OD INŻYNIERÓW SPOŁECZNYCH.  


03 czerwca 2023

Kto powoła do życia czasopismo "Krytyka naukowa"?

 

(fot. z Galerii Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie)

Kolejne, jakże ważne pytanie, skierował do mnie autor recenzji, którą skierował do jednego z czasopism naukowych z wykazu MEiN: 

Czy opublikowana w wysoko punktowanym czasopiśmie recenzja książki naukowej miałaby przyznane punkty, skoro nie jest artykułem? Już sam się pogubiłem w tych nie do końca jasnych kryteriach.

Autor opublikowanego w czasopiśmie artykułu recenzyjnego otrzymuje 25% wartości punktowej w stosunku do pozostałych artykułów. Należy zatem wartość punktową podzielić na cztery. Tego typu rozwiązanie sprawia, że zanika krytyka naukowa. Po co pisać recenzję czyjejś rozprawy, polemizować z jej treścią czy zachwycać się nią, skoro to się najzwyczajniej w świecie "nie opłaca". 

Minister nauki podtrzymuje zatem regulacją prawną niniejszy stan, w związku z czym wydawnictwa z wykazu MEiN mogą publikować wszystko, co im tylko wpadnie do roboty, bo wystarczy jedna czy dwie recenzje profesorów, a nawet doktorów, którzy zachwycą się nad maszynopisem, a na konto wydawcy wpłyną na ten cel środki. Opisywane przez Marka Wrońskiego na łamach "Forum Akademickim" plagiaty są najlepszym potwierdzeniem kwitnącej w Polsce patologii. 

Kto czyta recenzje książek, jeśli takowe w ogóle znajdują się w czasopismach? Kto z nich korzysta i do czego? Rozumiem, że wprowadzona przez KEN punktacja byłaby poprzedzona analizą naukową w poszczególnych dyscyplinach i liczących się w nich i dla nich czasopismach, to byłbym w stanie zaakceptować każde rozstrzygnięcie urzędników. Natomiast nie znajduję uzasadnienia dla parametrycznej oceny strukturalnej zawartości czasopism. 

Rzetelna, pogłębiona recenzja czyjejś rozprawy może mieć dla nauki i naukowców większe znaczenie niż naukowy artykuł. Na rynku wydawniczym znajdują się setki książek będących podstawą w postępowaniu na stopień doktora, doktora habilitowanego czy na tytuł profesora, które zakończyło się dla ich autorów porażką. Recenzenci w trakcie tych postępowań wykazali bowiem fundamentalne błędy merytoryczne, w tym metodologiczne,  braki czy niestaranność warsztatową. 

Brak recenzji takich rozpraw sprawia, że czytane są i przywoływane w kolejnych publikacjach jako poprawne, a nawet wzorcowe. Nie spełnili swojego zadania recenzenci wydawniczy, zaś rolą wydawcy nie jest podważanie ich opinii, bo nie posiadają swoich superrecenzentów. 

Proponuję następujące rozwiązanie: niech któryś z uniwersytetów czy jedna z akademii powoła do życia nowe czasopismo: "KRYTYKA NAUKOWA" i na jego łamach publikuje artykuły o naukowych książkach. Może wówczas minister przyzna takiemu pismu co najmniej 100 punktów, dzięki czemu będzie "opłacało się" zamieszczać na jego łamach artykuły o naukowych i pseudonaukowych książkach.