Autorzy Raportu zatytułowanego: "Dojrzeć do
praw Raport z monitoringu praw i podmiotowości dziecka w Polsce
w dobie społeczeństwa informacyjnego” założyli,
że dzieci żyją w takim społeczeństwie. Nic bardziej mylnego. Nie jesteśmy społeczeństwem
ani wiedzy, bo tę lekceważą najważniejsze czynniki władzy, ani społeczeństwem
informacyjnym, bo żyjemy w warunkach permanentnej dezinformacji. Piszący wstęp do tej publikacji K. Ciesiołkiewicz wyeksponował prof. UAM Jacka Pyżalskiego pisząc:
Poza holistyczną oceną praw i podmiotowości dziecka naszą ambicją jest też pogłębianie świadomości społecznej na temat wybranych problemów składających się na tę ocenę. Służy temu część raportu zatytułowana Pod lupą. W I edycji naszej inicjatywy skoncentrowaliśmy się na doświadczaniu przez młodych ludzi przemocy elektronicznej. Taką potrzebę wskazują także wywiady z dziećmi i młodzieżą przeprowadzone przez ośrodek „Ciekawość”. Autorem opracowania dotyczącego tej kwestii jest prof. Jacek Pyżalski. Mamy przywilej korzystać z jego wiedzy i doświadczeń, ponieważ wspiera nas także w pracach Rady Programowej.
Wystarczy
włączyć jakikolwiek program informacyjny, żeby przekonać się o wysokim poziomie
manipulacji, szerzenia kłamstw, demagogii, ideologicznej propagandy itp., itd.,
co zaprzecza fundamentom nie tylko demokracji, ale i autotelicznym wartościom
społeczeństwa informacyjnego i społeczeństwa wiedzy - PRAWDY, DOBRA i
PIĘKNA.
Nie
przeprowadzono badań diagnostycznych po to, by odkryć powyższe stany rzeczy,
tylko dla zbadania, czy jeszcze mają jakiekolwiek znaczenie główne
ramy definiujące prawa dziecka w kontekście wyzwań społeczeństwa
informacyjnego. Wzięto zatem pod uwagę za punkt odniesienia rekomendacje
Komitetu Praw Dziecka ONZ zawarte w Komentarzu ogólnym nr 25 do Konwencji
o Prawach Dziecka (ONZ, 2021), które zostały przyjęte w uchwale
Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 1989 roku, a ratyfikowane przez Polskę dopiero
w roku 1991.
Warto
zwrócić uwagę na okres aż dwóch lat zmagania się drugiej fali
elit "Solidarności”, by możliwe było ratyfikowanie Międzynarodowej
Konwencji, mimo iż to nasz kraj, nasi prawnicy i pedagodzy przyczynili się do
powstania tego aktu. W Polsce nie ma utrwalonego szacunku do prawa,
czemu najlepszy dowód dał w tym tygodniu Prezydent RP.
Międzynarodowa
Konwencja o Prawach Dziecka została przyjęta w wyniku długich konsultacji i
debat społecznych, toteż nie tylko ona, ale i Konstytucja III RP, ustawy
sejmowe są jedynie dla części obywateli punktem odniesienia do respektowania
w/w wartości w codziennym życiu, w każdej jego dziedzinie. Preambuła takich
aktów ma charakter ideowy, aksjonormatywny, toteż z biegiem czasu aktywizują
się te środowiska, które jest temu przeciwna.
Słusznie
jednak autorzy Raportu postanowili odpowiedzieć na pytanie, czy w ogóle są obecne w życiu
młodych pokoleń cztery fundamentalne zasady, które powinny zapewnić
przynależne dzieciom prawa (s.5):
kierowanie
się dobrem dziecka,
zakaz
dyskryminacji,
prawo
do życia, przeżycia i rozwoju oraz
poszanowanie
poglądów dziecka.
Na
nic zdał się uchwalony przez Sejm w Polsce Międzynarodowy Rok Korczakowski,
skoro jest tak niski poziom samoświadomości prawnej, a w związku z tym także
nieprzestrzegania tak generalnych norm prawnych. O tym jest ten Raport. Jak
pisze jego autor:
Raport
odświeża i definiuje podstawowe wartości i kryteria składające się na
pojęcie praw dziecka w dobie społeczeństwa informacyjnego (rozdział
pierwszy), omawia opinie dotyczące stanu ich realizacji w Polsce oraz kluczowych
wyzwań, a także przedstawia rekomendacje działań na rzecz wzmacniania ich
podmiotowości i praw w kontekście usług cyfrowych (rozdział trzeci),
przybliża i systematyzuje wyniki badań dotyczących najczęstszych naruszeń
tych praw (rozdział czwarty). Oddaje także głos samym dzieciom, pozwala
spojrzeć na przywołane kwestie z ich perspektywy (rozdział
drugi).
Wynika
z tego, że "jurydyczny odświeżacz" powinien być w każdym z nas, a
szczególnie w mentalności tych, którzy sprawują władzę polityczną, administracyjną
i edukacyjną nad dziećmi, bo trudno przyznać, że w Polsce zaszła jakakolwiek
zmiana na rzecz międzypokoleniowej izonomii. Inna kwestia, to jaki byłby stan
wzajemnych relacji, gdybyśmy zaprzestali prowadzenia badań, przestali
uświadamiać tak dzieciom jak i ich rodzicom czy prawnym opiekunom, że dorośli -
jak pisał Janusz Korczak - nie powinni grać z nimi "fałszywymi
kartami". Jednak grają, od wieków, od lat i grać nadal będą, gdyż w
polskim społeczeństwie nie zaszła żadna zmiana w tym zakresie i dłuuuuugo
jeszcze nie nastąpi.
Nie ma już bardziej wyświechtanego w debatach publicznych
terminu od "podmiotowości dziecka". Badacz postanowił jednak
uchwycić:
brak
dyskryminacji – np. zapewnienie równego, bezpiecznego dostępu do środowiska
cyfrowego, ochrona przed mową nienawiści, przeciwdziałanie dyskryminacji;
kierowanie się dobrem i ochroną przed krzywdą dziecka w regulacjach
i w projektowaniu usług środowiska cyfrowego;
prawo do życia, przeżycia i rozwoju – eliminowanie zagrożeń środowiska
cyfrowego, edukacja kształtująca umiejętności konstruktywnego korzystania
z technologii;
poszanowanie poglądów dziecka – umożliwianie ich wyrażania za pośrednictwem
internetu, uwzględnianie ich w procesach stanowienia prawa
i w rozwoju usług cyfrowych (s.7).
Z każdą stroną Raportu dowiadujemy się, że nie dotyczy on
tego, co zakładał, a więc zdiagnozowania praw dzieci i młodzieży w ogóle, tylko
ich praw do funkcjonowania w świecie cyfrowym, bo na tym zna się najlepiej J.
Pyżalski. Zredukował zatem problematykę badawczą do podmiotowości
i praw dzieci w środowisku cyfrowym, dociekając w ramach badań
jakościowych, a nie ilościowo-jakościowych ich własny punkt widzenia. Jak
stwierdza: dlatego przeprowadziliśmy badania jakościowe,
w których młode osoby opowiedziały o tym, jak postrzegają świat
cyfrowy, jego zagrożenia, problemy i rolę w ich życiu.
Skoro tak, to ów Raport nie ma już żadnego znaczenia z
krajowego punktu widzenia. O tym, co sądzą "napotkani" młodzi na
powyższy temat, każdy może sam sprawdzić i nic z tego nie będzie wynikać ani
dla edukacji, ani dla polityki oświatowej, ani też dla nauki. O cyberprzemocy
J. Pyżalski pisał i publikował na podstawie badań ilościowych i jakościowych,
toteż można było wyciągać z ich istotne wnioski tak dla praktyki, jak i dla
nauki.
Ten Raport nie wnosi niczego nowego do stanu naszej wiedzy.
Może zachwycą się nim dziennikarze, bo im wystarczą wypowiedzi nawet jednego
ucznia czy nauczyciela, by na tej podstawie wykreować rzekomo fatalną
rzeczywistość. Tkwimy w miejscu, bo decydenci i tak nie czytają ani takich
raportów, ani wcześniejszych publikacji naukowych. Taki sam los czeka tego
raportu jak innych, które są oparte albo na metodologicznych błędach, albo na opowiastkach,
które mają potoczny charakter. Tymczasem:
Jednym
z większych wyzwań – specyficznym dla Polski – jest wiktymizacja dzieci
online, której poświęcony został osobny rozdział tego opracowania. Przemoc
w środowisku cyfrowym ma wiele twarzy. Przede wszystkim młodzi muszą
mierzyć się z cyberbullyingiem, czyli elektroniczną przemocą rówieśniczą,
ale oddziałują na nich również takie zjawiska, jak patostreaming i kontakt
z treściami prezentującymi przemoc oraz zaangażowanie w agresję
w roli sprawcy. W skali roku cyberprzemoc w Polsce dotyczy
przynajmniej raz w miesiącu 13 proc. dzieci w wieku szkolnym (wyniki
sprzed pandemii COVID-19). To dwa razy częściej niż przeciętnie w 19
badanych krajach (Pyżalski i in., 2019; Smahel i in., 2020).
Poczekam zatem na raport naukowy o (nie)przestrzeganiu praw dziecka w świecie realnym. Ten bowiem ma nieadekwatny do treści tytuł i założenia, dlatego rozczarowuje tylko mnie, bo zapewne inni czytelnicy są nim zachwyceni. Takie mamy czasy. Społeczeństwo niewiedzy i dezinformacji. Tak produkowana wiedza na temat tego, co dzieje się w świecie cyfrowym, sprzyja jedynie głównie decydentom, by nadal było tak jak jest, a nawet tak, jak było w PRL.
Zajmijmy się wreszcie badaniami nie tylko samowiedzy, samoświadomości, ale przede wszystkim tego, czy dzieci i młodzież mają w ogóle prawo do swoich praw?