Kiedy prezeska Fundacji Science Watch Polska zapowiadała zbadanie zjawiska mobbingu na uczelniach, zastanawiałem się, po co chce to czynić, skoro jest to zadanie dla ofiar i prokuratury?
Czy rzeczywiście można za pośrednictwem sondażu - tym bardziej o wątpliwej metodologicznie konstrukcji - diagnozować tak poważne zjawisko? Każdy bowiem przypadek jest nieporównywalny z innym i wymaga interwencji bezpośrednio dotkniętych nim osób.
Mobbing jest przecież zjawiskiem przestępczym w każdej instytucji, a tym bardziej o
utrwalonej historycznie i społecznie strukturze asymetrycznych relacji zawodowych. Polska
to nie Ameryka czy Wielka Brytania, więc trudno spodziewać się po samym
środowisku akademickim, że będzie walczyć z tak niegodnymi postawami niektórych osób.
Pomysłodawczyni przeprowadzenia sondażu na
temat tego, czy w szkole wyższej respondenci doświadczali mobbingu ze strony
swoich zwierzchników, a więc czy mają wiedzę na ten
temat, nie uwzględniła diagnostycznego kryterium, jakim jest intersubiektywna
komunikowalność. Zamieszczona w sieci ankieta zawierała fundamentalny błąd metodologiczny, o którym piszę poniżej.
Autorka ankiety przyjęła definicję, której znaczenie jest uregulowane w prawie pracy (art.943 par.1-5 kodeksu pracy):
Mobbing to działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników.
Jak wynika z powyższej definicji mobbing dotyczy działania zabronionego w świetle prawa, a więc zachowania nielegalnego, przestępczego, które powinno być ścigane na podstawie zgłoszeń pracownika doświadczającego mobbingu.
Autorka wspomnianej ankiety uznała za mobbing następujące rodzaje
zachowań:
I. zachowania utrudniające komunikację, do których zaliczono: ograniczanie możliwości wypowiadania się, ciągłe (złośliwe)
przerywanie wypowiedzi, podnoszenie głosu (krzyk), wyzwiska w miejscach
publicznych, publiczne krytykowanie pracy, nękanie przez telefon lub
maile, inne (?);
II. zachowania naruszające wizerunek, obejmujące: publiczne ośmieszanie, sugerowanie zaburzeń psychicznych, rozsiewanie
plotek, parodiowanie ofiary, obmawianie, inne (?).
III. zachowania naruszające pozycję zawodową, których przejawem jest: przydzielanie zadań poniżej kwalifikacji i kompetencji, przydzielanie
zadań, których nie można wykonać w czasie kodeksowym, odbieranie zadań, które
zostały już opracowane, rozliczanie zadań
nieprzydzielonych, kwestionowanie podejmowanych decyzji, inne (?).
IV. zachowania naruszające etykę w nauce, do których
zaliczono: przydzielanie cały czas nowych zadań (np.
wykładów), odmawianie finansowania (np. publikacji,
konferencji), wymuszanie dopisywania innych pracowników do pracy
zwierzchnika jako mobbera; ignorowanie podczas podziału czynności (np.
działań granatowych - zapewne miało być "grantowych"), inne
(?).
Niestety, nie po raz pierwszy autorka kolejnego sondażu popełniła poważny błąd metodologiczny. Tym razem nie wzięła pod uwagę tego, że dla stwierdzenia mobbingu w sensie prawnym, bo inny nie może tu wchodzić w grę, powyższe przesłanki powinny być spełnione łącznie, a nie rozłącznie. Tymczasem w ankietce pytała o nie rozłącznie.
Ba, gdyby uznać za poprawny merytorycznie wskaźnik, jakim jest np. przerywanie komuś wypowiedzi czy podnoszenie głosu, to należałoby pozwać do sądu niemalże wszystkich posłów władzy i opozycji. Czy ktoś w ogóle zwrócił uwagę na ten nonsensowny sondaż? Może plotkował, ale to też jest dla tej autorki mobbingiem.
Z powyższego powodu zgromadzone przez fundację dane liczbowe, chociaż coś nam komunikują, to jednak nie dotyczą mobbingu w szkołach wyższych. Są zatem pozbawione nie tylko poznawczej wartości, ale także kompromitują tych, którzy są przekonani, że chwycili "byka za rogi".
W jednym przyznaję jej rację, że (...) osoby stosujące mobbing w środowisku naukowym niszczą naukę. Autorka ankietki powinna jednak zrozumieć, że niszczą naukę także ci, którzy nie korzystają z obowiązującej metodologii badań diagnostycznych.