07 czerwca 2021
NieNaukOWY Polski Ład oświatowy
06 czerwca 2021
Przyjazna szkoła na nowy wiek, czyli jaką przyszłość planuje prawica polskiej edukacji
Z dużą niechęcią podchodziłem do konieczności zapoznania się z materiałem programowo-propagandowym (nie)Zjednoczonej Prawicy pt. "POLSKI ŁAD". Jedynym powodem takiego nastroju jest mój stosunek do dokumentów politycznych wszystkich formacji, które ubiegały się o władzę, uzyskały ją i pełniły czy też ją straciły. Trudno bowiem polemizować z tekstami pełnymi sloganów, wybiórczo dobieranych faktów i danych statystycznych.
Autorzy tej odmiany "szlachetnego kłamstwa", czyli manipulacji doskonale wiedzą, iż zdecydowana większość czytelników, obywateli
nie będzie ich sprawdzać, falsyfikować. Zapewne mają rację, ale pedagodzy powinni zapoznać się z materiałem, który będzie wyznaczał główne kierunki dla polityki oświatowej i akademickiej bez względu na to, czy im się to podoba.
Już
w słowie wstępnym do tego dokumentu pośrednio przyznano się, że także prawicowe
partie władzy przyczyniły się w ciągu minionego okresu transformacji
ustrojowej do tego, że były to lata (...) trudne, prowadzące
do głębokich podziałów w społeczeństwie i ekonomicznej niemocy. Obietnice III
RP szybko okazały się ofertą dla nielicznych, a wielu Polakom nie było dane
korzystać z owoców rozwoju.
Dzisiaj, po sześciu latach rządów rzekomo Zjednoczonej Prawicy widzimy, że i jej obietnice szybko okazały się ofertą dla nielicznych członków władzy, wspierających je formacji politycznych, wymienianych urzędników instytucji publicznych i spółek z udziałem Skarbu Państwa, "dziennikarzy" oraz wyborców. Mimo to - jak przekonują autorzy tego dokumentu - cały czas tkwiła w nas wiara, że państwo, autentycznie kierujące się solidarnością i sprawiedliwością społeczną, w końcu stanie się faktem.
Tyle tylko, że państwo jest kategorią teoretyczną i ustrojową, zaś o jego polityce decydują jednostki/politycy sprawujące władzę. To nie państwo in abstracto, ale sprawujący w nim władzę powinni kierować się autentyczną solidarnością i sprawiedliwością społeczną, skoro ją zadeklarowali.
Czyżby zatem kolejne partie władzy traciły marzenia, niezdolność do realizacji przedwyborczych obietnic czy może jednak skrywały za tego typu frazesologią nieznane społeczeństwu interesy, chociaż częściowo odsłaniane przez "niezależne" media? To nie jest jednak akt wyznania własnych grzechów, skądże. Czytam bowiem:
Zmiana,
którą przyniosły rządy Prawa i Sprawiedliwości, okazała się rzeczywistym
renesansem państwa bliskiego obywatelom. Dzięki sukcesywnej naprawie finansów
publicznych, odpowiedzialnej polityce budżetowej i ambitnej polityce
społecznej, Polska dołączyła do grona liderów rozwoju. Wysoki wzrost
gospodarczy, rosnące płace, stabilizacja finansowa polskich rodzin, redukcja
bezrobocia i ubóstwa, a także rekordowa liczba inwestycji w Polskę lokalną –
tak dobrego okresu nie mieliśmy w całej historii III RP.
Nie
wiem, komu wzrosły płace, bo w sferze edukacji, szkolnictwa wyższego i nauki
jest to wierutne kłamstwo, skoro w ciągu 32 lat przemian są one na poziomie
adekwatnym do czasów PRL. Prawdą jest, że utrzymano przez te lata stabilizację w sferze stanu ubóstwa i nieadekwatnych płac do wykonywanej pracy przez nauczycieli i naukowców.
Autorzy "Polskiego Ładu" lokują wszelkie patologie, braki, niedoskonałości - zgodnie z mechanizmem N-1, czyli wszyscy są winni, tylko nie MY - w pandemii no i oczywiście poprzedniej formacji rządzącej, przekonując nas po "korwinowsku", że:
Najwyższy
czas uruchomić strategię, która pozwoli nam dokonać przełomu i odzyskać to, co
odebrał nam wirus – poczucie stabilizacji i pewną przyszłość dla naszych
dzieci. Państwo nie jest bowiem własnością jednego pokolenia. Polska to dobro
wspólne wszystkich obywateli – tych, którzy nam ją podarowali oraz tych, którym
przekażemy ją dalej.
To
prawda, że państwo nie jest własnością jednego pokolenia, ale też nie jest
własnością jednej formacji rządzącej. O tym już nie piszą w tym dokumencie. Ba, autorzy tego dokumentu przekonują nas, że program zmiany bazuje na idei DOBRA WSPÓLNEGO, która została
przecież - tak przez rządy PSL/SLD,
AWS, SLD/PSL, PiS/Samoobrona/LPR, PO/PSL, jak i obecne
PiS/Porozumienie Jarosława Gowina/ Solidarna Polska - bezceremonialnie
wyrzucona na śmietnik historii.
Jedną
ze sfer naprawy Polskiego Ładu jako państwa dobrobytu i powszechnej
szczęśliwości ma być edukacja. Jak ją wyobraża sobie obecna władza?
Przeczytajcie. Może odniosę się do niej w kolejnym wpisie.
04 czerwca 2021
Profesor Edyta Gruszczyk-Kolczyńska o tym, jak pomóc dziecku pokonać niepowodzenia w nauce matematyki
Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Jedną z nich w
zakresie matematycznego kształcenia dzieci jest psychopedagogiczna koncepcja Edyty
Gruszczyk-Kolczyńskiej z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii
Grzegorzewskiej w Warszawie. Znana nauczycielom przedszkolnym i wczesnoszkolnym
profesor wydała podręcznik, który jest adresowany do rodziców, terapeutów i
nauczycieli wczesnej edukacji. Znakomicie łączy w nim różne środowiska
socjalizacyjne i edukacyjne we wspieraniu dzieci, które nie mają szczęścia do
profesjonalnego wspomagania ich rozwoju, mimo iż uczęszczały do przedszkola czy
realizują obowiązek szkolny w systemowych placówkach lub w edukacji domowej.
Wyjątkowej wartości poradnik może być znakomicie spożytkowany przez edukatorów
domowych, których liczba wzrosła w ostatnich latach niemalże czterokrotnie.
Poziom
wiarygodności i wartości edukacyjnej tej publikacji jest najwyższy, bowiem
powstała jako jedna z kilkudziesięciu, a zarazem kolejnych w toku
pięćdziesięciu lat badań naukowych Autorki, która doskonale zdiagnozowała
przyczyny niepowodzeń szkolnych dzieci w toku zajęć z matematyki. Nie
wolno ich lekceważyć, nie dostrzegać czy udawać, że porażki dzieci są
następstwem złej polityki "tamtych" a nie "naszych"! Jak
pisze:
Problem
jest poważny, gdyż przy ostrożnym szacowaniu - co czwarte dziecko zaczynające
naukę szkolną jest spychane na ścieżkę klęski szkolnej, bo nie potrafi sprostać
oczekiwaniom stawianym na zajęciach matematycznych. Na dodatek rodzice i
nauczyciele orientują się, że źle się dzieje dopiero wówczas, gdy dziecko:
-
oświadcza, że nie lubi szkoły i wszystkiego, co łączy się z matematyką;
-
pogodziło się już, że jest słabym uczniem i utraciło motywację do nauki
szkolnej;
-
wymusza daleko idącą pomoc w odrabianiu zadań domowych, bo przestało wierzyć we
własne możliwości intelektualne i niewiele umie z matematyki [s.11].
Diagnoza
dotyczy nie tylko matematyki. Wiemy bowiem, że powyższe przejawy postaw mogą
dotyczyć także innych przedmiotów. Niestety, ale szkoła publiczna, a
także część szkół niepublicznych tkwią w schemacie wygodnego dla pozbawionych
pasji kształcenia wygodnictwa części nauczycieli, którzy też tak byli formowani
w okresie własnego dzieciństwa. Mieli grzecznie słuchać, wykonywać polecenia,
odrabiać prace domowe, a jak nie potrafili, to już nie był problem nauczyciela,
ale ich samych.
Właśnie
dlatego mamy znakomicie rozwiniętą szarą strefę korepetytorów z matematyki,
chemii, biologii i języka polskiego. Udzielają tego wsparcia w większości ci
sami nauczyciele, którym się nie chce lub nie potrafią organizować tak zajęć
dydaktycznych, by uczniowie rozumieli i im się chciało uczyć. Jak rodzice
zapłacą, to nie mają wyjścia, choć i tak wielu doświadcza niepowodzeń.
Profesor
E. Gruszczyk-Kolczyńska wyjaśnia zatem wszystkim zainteresowanym prawdą o
stanie polskiej (pseudo-)edukacji publicznej co w istocie sprawia, że dzieci
czegoś nie rozumieją i nie potrafią wykonać, aby sprostać wymaganiom, jakie są
im postawione w klasach od czwartej wzwyż.
Wszystko
zaczyna się w socjalizacji pierwotnej, na którą nakłada się fatalna edukacja i
socjalizacja wtórna, toteż trzeba podejmować kroki zaradcze i naprawcze.
W przeciwnym razie nie wyjdziemy z zaklętego koła bezradności i niemocy,
samopogrążania się w niepowodzeniach.
Zbyt
późno dorośli dostrzegają skutki toksycznych procesów. Nie chodzi jednak o ich
obwinianie, gdyż rodzice nie są profesjonalistami w zakresie matematycznej
edukacji i takimi być nie muszą. Nauczycielom nie wolno lekceważyć
rozpoznanych już przez psychologów prawidłowości uczenia się i ich determinant,
a w szkołach nadal tak się kształci, jakby ta wiedza w ogóle była nieobecna,
nieznana.
Autorka
jednak nie narzeka, nie utyskuje na stan zapaści edukacyjnej w wyniku fatalnej
polityki kolejnych formacji rządzących, tylko stara się ratować to, co jest
jeszcze możliwe bez dalszego udziału rządzących ignorantów, dyrektorów szkół
czy niedouczonych nauczycieli. Trzeba zatem pomóc tym, którym zależy na
właściwym rozwoju dzieci, bo przecież nie chodzi o to, by każdy uczeń został
olimpijczykiem (jest to absolutnie niemożliwe), ale by miał szansę na
realizację wymagań, które przygotują jego umysł do ścisłego, logicznego,
krytycznego i funkcjonalnego myślenia.
Edukacja
matematyczna jest tu fundamentem dla ogólnego wykształcenia i kultury
osobistej, dla racjonalnego funkcjonowania w świecie zapełnianym fałszywymi
faktami, zmanipulowanymi przez polityków danymi statystycznymi. Pomóżcie swoim
dzieciom, by nie miały zniewolonych umysłów. Matematyka nie bez powodu jest
królową nauk. Czas ją polubić i stosować w osobistym oraz publicznym życiu.
Na koniec pragnę podkreślić, że nie należy bać się lektur takich poradników, gdyż Autorka znana jest z wyjątkowo klarownej narracji, a wydawca zatroszczył się także o estetyczną edycję. Wszystko to razem sprawia, że warto zapoznać się z tą publikacją, by pomóc własnym i/lub cudzym dzieciom. Od lat podziwiam Profesor za mądrość i miłość do wspierania dzieci w ich rozwoju swoimi wykładami, warsztatami i publikacjami.
03 czerwca 2021
Rozważania nie tylko pedagogiczne zmarłej nauczycielki, a także harcmistrzyni Katarzyny Szczeciny
Ukazała się publikacja z moim słowem wstępnym, której autorką jest śp. nauczycielka i instruktorka harcerska - drużynowa Mistrzowskiej Drużyny Zuchów w 1980 r. - Katarzyna Szczecina. Tekst był redagowany przez męża, trochę skracany, więc różni się od oryginału, który dh Katarzyna pozostawiła po sobie. Zbierała go i pisała pod kątem awansu zawodowego na profesora oświaty. Taki był kiedyś jeden z wymogów. MEN kilka razy zmieniał wymagania, bo być może musiały być dostosowane do konkretnych beneficjentów. Ona nie doczekała się tego tytułu.
Opublikowana książka może być pomocna
nie tylko instruktorom harcerskim, ale i nauczycielom. Została wydana -
ze względów finansowych - w niskim nakładzie, a ze względów formalnych nie
trafi do księgarń. Gdyby jednak ktoś był zainteresowany, to prawopodobnie będzie można zwrócić się do Komendy Hufca im. Marynarki Wojennej ZHP w Sopocie czy Komendy Choragwi Gdańskiej, by wskazano możliwość dotarcia do książki.
Nie tylko pedagogiczne rozważania Katarzyny Szczeciny - nauczycielki, harcerki, a co za tym idzie pięknie łączącej w swojej profesjonalno-społecznej roli całościowe podejście do każdej osoby, a do wzrastającego w społeczeństwie dziecka w sposób szczególny, są w środowisku oświatowym wyjątkowym darem bogactwa własnych doświadczeń.
Nie każdy chce, a jeśli nawet tego sam by pragnął, to nie potrafi zarejestrować własnych myśli, przenikających między wierszami marzeniami, nadzieją na współtworzenie z innymi lepszego świata, jak pisali o tym w minionym stuleciu twórcy nowego wychowania, pedagogiki reformy.
Może właśnie dlatego, że wraz z dziełem Elen Key pt. „Stulecie dziecka” (1900
r.) w równoległych światach, oddalonych od siebie miejscach i kontynentach
poszukiwano rozwiązań, które pozwalałyby uczynić dla młodych pokoleń ich świat
codziennego życia znacznie lepszym od tworzonego im przez dorosłych.
Pani K. Szczecina włączyła się swoją eseistyczną publikacją w cykl pokoleniowych dokonań, które zapisały się w sercach i pamięci nie tylko jej podopiecznych, dzieci, ale i będą w pamięci społecznej potwierdzać sens najpiękniejszej profesji i roli społecznej na świecie, jaką jest bycie NAUCZYCIELEM.
Nie chodzi tu tylko o zakorzenienie w
zawodzie, w edukacji szkolnej, bo przecież mogłaby poprzestać tylko na tym,
tak, jak czyni to każdy uczciwy, rzetelny zawodowiec, mistrz swojego rzemiosła.
Jednak bycie nauczycielem to także szansa bycia duchowym przewodnikiem po
świecie wartości, wprowadzaniem w to, co od wieków jest czymś więcej, bo nie
tylko procesem dawania, obdarowywania, dzielenia się z innymi głębią swojego
życia, radością osobistych doznań i myśli. Jest to także otwieraniem się na
drugiego, na każdego, z kim wchodzi się w relacje, by także z jego odmienności
czerpać moc dla własnego poczucia sensu współistnienia i współdziałania.
Kiedy czytam tego typu rozprawy nauczycieli, a nie jest ich wiele, to widzę pięknie kumulującą się linię rozwoju pedagogiki zorientowanej na osobę, a więc spersonalizowanej, co przecież nie tylko nie wyklucza jej uspołecznienia, ale pozwala w środowisku wychowawczym rozwijać i zachować własną tożsamość.
Znakomicie oddaje to tytuł publikacji: „Rozważania nie tylko pedagogiczne”, w której akcent położony jest
na holistyczne postrzeganie codziennego świata życia każdego z nas. Możemy
czytać więcej lub mniej, uczestniczyć w czymś bardziej lub stać na uboczu a
może i trwać w jakimś oporze, ale w każdej z tych sytuacji jesteśmy sprawcami
własnego życia i jego rozwoju.
Dialektyczna jedność dwóch nierozdzielnych zjawisk wychowywania innych i wychowywania dzięki nim samego siebie jest niewątpliwie szersza i głębsza w swoim wymiarze i rozumieniu, niż osadzanie nauczycielskiej czy instruktorskiej roli w wymiarze jednokierunkowego oddziaływania na innych bez jakiejkolwiek refleksji nad samym sobą.
Pisząc tę rozprawę K. Szczecina pokazuje, że prawdziwy nauczyciel-pedagog nie musi wchodzić w instytucjonalną czy środowiskową przestrzeń bycia dla innych i z innymi pod jakąkolwiek presją, koniecznością czy z kompleksem zagrożonego autorytetu, gdyż ten wchodzi w przestrzeń własnej transgresji z autorytetu władzy (tę posiada każdy nauczyciel, wychowawca, dorosły opiekun nad dziećmi) ku autorytetowi osoby.
Taki nauczyciel staje się O-SOBĄ i w tym znaczeniu kreuje w sposób
niewidoczny dla dzieci czy młodzieży najwyższy poziom wychowywania innych, w
znaczeniu wydobywania z nich tego, co jest w nich schowane, tłumione, a jako
nieuświadamiany sobie potencjał może ulegać dewaluacji.
To, że swoją rozprawkę otwiera przywołaniem podstawowych prawidłowości psychospołecznego i biofizycznego rozwoju dzieci jako istot ludzkich do osiągnięcia pełnej dorosłości, jest tylko bazą wyjściową do podzielenia się z czytelnikami czymś znacznie ważniejszym, bo właśnie wspomnianym przeze mnie holistycznym postrzeganiem człowieka i relacji społecznych. Zafascynowanie filozofią starożytnych nie bierze się znikąd, bo przecież trafnie odzwierciedla niezmienność pewnych procesów, które współcześnie nieco inaczej nazywamy, ale w gruncie rzeczy mówimy i piszemy o tym samym.
Czytając kolejne eseje Autorki byłem pod wrażeniem doboru lektur, które towarzyszyły także mojej refleksji nad istota wychowania uspołeczniającego. Nie przypuszczałem, że jeszcze ktoś sięgnie do znakomitej książki Jana Szczepańskiego „Sprawy ludzkie”, którą ten znakomity socjolog konstruował w szpitalu po incydencie kardiologicznym, bo tą są właśnie te sytuacje w ludzkiej biografii, które uruchamiają pokłady rdzenia egzystencji, by na nowo odczytywać sens życia. Czasami jest późno na naprawę pewnych postaw, zrekonstruowanie zdarzeń (panta rei). Nie znaczy jednak, że nie można dzielić się z innymi czasem spóźnioną dla nas samych refleksją.
To prawda, że porządek świata wewnętrznego w każdym z nas jest inny od porządku świata zewnętrznego. Szczególnie teraz, kiedy ów świat zewnętrzny rozszczepił się na dwa światy: offline i online, a każdy z nas, że swoim światem wewnętrznym, jest gdzieś pomiędzy. Jakże mądrze to zidentyfikowała Autorka pokazując ową intra- i intersubiektywność relacji z sobą i z innymi.
Na tym właśnie polega piękno oraz
trud wychowania, by pomóc naszym dzieciom i młodzieży w zsynchronizowaniu już nie dwóch, a trzech
światów tak, by mnie stracić poczucia własnej godności, indywiduum,
indywidualności, a zarazem móc być z innymi i także dla nich wartością dodaną.
Z
niekłamaną radością rozpoznawałem na kartach tej książki także Mistrzów mojej
auto-refleksji, jako wpisujących się w bycie pedagogiem i myślenie nie tylko
wartościami, o co słusznie upominał się uwielbiany przeze mnie ks. prof. Józef
Tischner, ale także, by myśleć pedagogiką.[1] Podobnie jak odwołanie K.
Szczeciny do filozofii Platona, na fundamentach której rozwijał się
najwspanialszy nurt polskiej pedagogiki humanistycznej, pedagogiki
personalistycznej, pedologicznej, pajdocentrycznej w wydaniu Janusza Korczaka,
Sergiusza Hessena, Aleksandra Kamińskiego, Bogdana Nawroczyńskiego czy
współczesnych ich epigonów oraz twórczych kontynuatorów.
Wspomniana przez Autorkę filozofia dialogu znakomicie rozwijała się właśnie w skautingu, także w polskim harcerstwie okresu II Rzeczpospolitej i po fali jego transformacji „solidarnościowej” lat 80. XX wieku w ramach powrotu do kategorii RÓŻNICY, WSPÓLNOTY OSOBOWYCH TOŻSAMOŚCI, które łączą ze sobą w dialogu wartości: DOBRA, PRAWDY I PIĘKNA, a także TRANSCENDENCJI.
Nie bez powodu tak w skautingu, jak i w harcerstwie składający
przyrzeczenie bycia skautami/harcerzami przez całe życie, mogli odwoływać się
także do Boga lub Wartości Najwyższych (w platońskim znaczeniu), do DOBRA
WSPÓLNEGO jakim jest ojczyzna, społeczeństwo, środowisko codziennego
życia. Jak przywołuje na kartach swojej
książki myśl Platona:
„Prawdziwym nauczycielem jest ten, który, po
pierwsze, potrafi nie zgasić, lecz rozniecić w duszach uczniów miłość prawdy,
piękna i sprawiedliwości objawiającej się normalnie w duszy młodzieńca oraz, po
drugie, pomagać im przy realizacji tych wartości przy odkrywaniu przez nich
prawdy i piękna, nie zaś narzucać im swoje poglądy.
Gdyby jeszcze zechcieli czytać tego typu rozprawy politycy, to i nauczyciele nie musieliby przywoływać dla własnej pedagogii innych reformatorów edukacji szkolnej, prawidłowości odsłanianych przez psychologów kształcenia czy socjologów edukacji. Zapewne niejeden czytelnik będzie chciał polemizować z przywołanymi przez Autorkę poglądami innych pedagogów.
Mnie samego aż świerzbiła ręka, by
nie zgodzić się z niektórymi tezami. Jednak uczyniłem to w swoich rozprawach,
więc nie będę prowadził sporów w tym miejscu. Nie o mój opór tu chodzi, ale o
potrzebę zwrócenia uwagi, że nie ze wszystkimi nie z wszystkimi musimy się
zgadzać. Może to i dobrze, że możemy pięknie się różnić zachowując własną
tożsamość, by promieniować nią na tych, którym jest do niej bliżej. W tym też
przejawia się antropocentryczna pedagogia.
Na podsumowanie mojej glosy do tej publikacji pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Wiąże się ona także z moim harcersko-nauczycielsko-naukowym podejściem do życia, edukacji, wychowania, kształcenia. Autorka przypomniała mi zdarzenie, które głęboko zapadło w mojej pamięci. Miało ono miejsce w państwie totalitarnym, w Polsce Ludowej, w kraju rzekomego dobrobytu, a w istocie nędzy, permanentnych braków, podłości władz reżimowych wobec obywateli i ich rodzin (cenzura, zamknięcie dostępu do świata Zachodu, racjonowanie żywności, indoktrynacja marksistowsko-leninowska itp., itd.).
Oczekiwaliśmy w piękne, letnie południe na dworcu kolejowym z kilkusetosobowym zgromadzeniem zuchów i harcerzy z mojego Hufca na podstawienie przez PKP składu pociągu, którym mieliśmy wszyscy pojechać na północ kraju do miejsca letniego obozowania. Na peronie powstał nieprawdopodobny ścisk, gdyż oprócz harcerzy i ich rodziców, usiłowali wypchnąć ich z dostępu do nadjeżdżającego pociągu inni podróżni, którzy też chcieli dostać się tym środkiem lokomocji nad polskie morze wbrew oznakowaniu wagonu jako przeznaczonego dla ZHP.
Instruktorzy jako osoby dobrze ukształtowane w szaroszeregowym środowisku starali się osłonić dzieci i młodzież przed potwornym naciskiem fizycznym innych osób przy wejściu do wagonu. Komendantka mojego zgrupowania, wspaniała zresztą nauczycielka jednego z łódzkich liceów (Zofia Sulkowska), stanęła przy wejściu do jednego z przypisanych nam przez PKP wagonów, starając się utorować drogę zuchom i harcerzom. Wagon był zarezerwowany dla hufca.
Takie
to były czasy, że do pociągu podróżni dostawali się przemocą, przez okna, a nie
tylko przez drzwi wejściowe, byle tylko uprzedzić innych, zająć miejsce nie
bacząc na innych. Moja komendantka spotkała się wówczas z potwornym hejtem ze
strony OBCYCH, a pragnących wbrew prawu i uzgodnieniom z PKP dostać się do tego
wagonu. Kiedy usłyszała najgorsze kalumnie na swój temat akcentujące przy
dzieciach, że „co to z niej za instruktorka, skoro blokuje wejście”,
odpowiedziała: „Najpierw jesteśmy ludźmi, a potem (w sensie kulturowej
nadbudowy) instruktorami. Nie wolno zatem nadużywać siły fizycznej przeciwko
kobiecie-instruktorce, nauczycielce tylko dlatego, że zamierza się siłą złamać
prawo i pozbawić dzieci koniecznych warunków do długotrwałej podróży. To ona
odpowiada za ich życie, bezpieczeństwo i zdrowie.
Przypomniało mi się to wydarzenie, bo dh Katarzyna Szczecina właśnie od człowieczeństwa zaczęła swoją analizę i refleksję, by dojść do istoty harcerskiego wychowania. Dobrze, że przybliża także pedagogiczną myśl harcerską, by pokazać wartość tego bardziej jednak ruchu, aniżeli organizacji, gdyż każda forma jego instytucjonalizacji (w tym biurokratyzacji) niszczy fundamenty naturalnego, pośredniego wychowania. Pięknie, że zamknęła swoje refleksje powrotem do źródeł polskiego harcerstwa, bo warto do nich wracać, także dzięki odzyskanej wolności słowa i publikacji.
Pedagogika jako praxis ma swój ogromny wkład w tworzenie tradycji, zachowanie
ciągłości kultury właśnie poprzez edukację, poprzez język, kształtowanie
nawyków społecznych, rozwijanie myślenia pojęciowego, rozpoznawanie i
rozwijanie zdolności i potrzeby uczenia
się itd. Przypomnę zatem na zakończenie, że będący pod wpływem profesora mojego
Uniwersytetu Łódzkiego Sergiusza Hessena wybitny pedagog społeczny, harcmistrz
Aleksander Kamiński, jako jego asystent-wolontariusz na UŁ, zabiegał o
przeciwstawianie się w Polsce wszelkiej ortodoksji w wychowaniu dzieci i
młodzieży.
Pamiętajmy o tym przesłaniu także dzisiaj, kiedy dzieli się polskie społeczeństwo, w tym także ruch harcerski przeciwstawiając jednych drugim tak, jakbyśmy znowu mieli być jakimś monolitem, społeczeństwem zamkniętym, wykluczającym INNYCH. W odradzającym się w 1956 roku harcerstwie „Kamyk” szukał kompromisu z poststalinowską władzą w PRL.
Chciał, aby w Związku znalazło się miejsce dla komunistów i bezpartyjnych, katolików i ateistów. Warunkiem odnowy było uzyskanie przez harcerstwo autonomii, której gwarancją musi być wewnętrzna demokracja i samorządność korpusu instruktorskiego. Na początku grudnia 1956 roku pisał w liście do harcmistrza Antoniego Wasilewskiego: „praktyczne i uczciwe postawienie sprawy powinno być takie, aby znaleźć formułę wychowawczą możliwą do przyjęcia zarówno przez świat katolicki, jak i przez świat ateistyczny[2].
Dlaczego? Otóż z bardzo prostej przyczyny. Kamiński przejął tę postawę od swojego Mistrza, promotora jego pracy doktorskiej – Hessena, który wcześniej pisał: Nawet dla katolicyzmu, który wyznaje jedną wieczną prawdę i wierzy w jeden powszechny autorytet, istnienie różnorodnych światopoglądów, określających szczegółowe zasady dydaktyki i pedagogiki jest niezaprzeczonym faktem. Wie on też, iż w dzisiejszej epoce dziejowej zaradzić temu można tylko drogą wychowania, a nie przymusu[3].
Tak jak w latach 70. XX wieku Aleksander
Kamiński przeciwstawiał się uszkolnieniu harcerstwa, tak też później przywołany przez Autorkę tej książki Ivan Illich pisał o
descholaryzacji społeczeństw. Już ją mamy, także dzięki pandemii. Tylko czy
potrafimy wyciągnąć z tego pozytywne wnioski tak dla harcerstwa, jak i dla
szkolnej edukacji? Pozostawiam
wszystkich z tym pytaniem, na które częściowo znajdą odpowiedź także na kartach
tej publikacji.
[1] B.
Śliwerski, Myśleć jak pedagog, Sopot: GWP 2010.
[2]
Friszke
A. (2016). Związek Harcerstwa Polskiego 1956-1963. Społeczna organizacja
wychowawcza w systemie politycznym PRL, Warszawa: Wydawnictwo Krytyki
Politycznej, Instytut Studiów Politycznych PAN, s. 14-15.
[3]
Hessen
S. (1933). Istota i znaczenie poglądu na świat, „Kultura i wychowanie”. Zeszyt
pierwszy, s. 12-13.
02 czerwca 2021
Edukacyjny kontekst dylematu - zawiódł liberalizm czy odnieśli sukces jego przeciwnicy?
Przyjęcie
bowiem już na wstępie założenia, że liberalizm zawiódł, tylko teraz trzeba
uzasadnić powody takiego stanu rzeczy, pozwala na uwolnione od narracyjnej
odpowiedzialności dobieranie argumentów, dzięki którym ich autor będzie mógł
wpisać się w tłumacza polityki wraz z jej konsekwencjami dla różnych dziedzin
życia społeczeństw w wysoko rozwiniętych gospodarczo krajach. Polska ponoć
znajduje się w tym "klubie", ale opisane przez powyższego autora
niewielki mają związek z realiami naszej polityki po odzyskaniu suwerenności
państwowej i narodowej w 1989 roku.
Książkę
warto przeczytać, bo zawiera wiele ciekawych i ważnych odwołań do historii i
ewolucji idei liberalnych oraz liberalnej filozofii politycznej. Są one jednak
odnoszone do amerykańskiej demokracji, która częściowo ma swoje różne warianty
w zachodnioeuropejskich państwach, wśród których oświeceni, wykształceni
obywatele naszego kraju mogą co najwyżej łudzić się nadzieją, że być może
kiedyś i my doświadczymy skutecznego sprawstwa w polityce i życiu
publicznym.
Jak
pisze Deneen:
Liberalizmowi
przypisuje się zakończenie wojen religijnych, zapoczątkowanie epoki tolerancji
i równości, zwiększanie obszarów osobistych możliwości oraz społecznej
interakcji, co obecnie ma swoje zwieńczenie w globalizacji oraz kolejnych
zwycięstwach nad seksizmem, rasizmem, kolonializmem, heteronormatywnością oraz
mnóstwem innych nieakceptowalnych uprzedzeń, które dzielą, poniżają, segregują [s. 65].
Wystarczy
zderzyć ten pogląd z oceną Jerzego Karwelisa (były dyrektor
wydawniczy Ringier Axel Springer Polska, działacz opozycji) na temat
polityki formacji rządzących po 1989 roku, by przekonać się, że nawet
najbardziej liberalne przesłanie ruchu obywatelskiego protestu I fali
"Solidarności" (1980-1989) zostało zdradzone przez tych, co to byli w
jawnej ("jawniacy") i ukrytej ("podziemniacy") opozycji
wobec poprzedniego ustroju. Nie ma to nic wspólnego z upadkiem czy kryzysem
polskiego liberalizmu.
Jak
pisze, okres dochodzenia do transformacji o urządzania się nowych elit w
rzeczywistości pogranicza (...) przerodził się w jawny konflikt między
„Jawniakami”, którzy zaczęli bardziej zaciekle zwalczać „podziemniaków” niż
komunistyczną władzę.
Dzięki zróżnicowanej, bo liberalnej lub/i konserwatywnej edukacji i pluralistycznemu
systemowi kształcenia oraz subsydiarnej roli państwa mamy w Ameryce
najlepsze uniwersytety na świecie, najwięcej laureatów Nagrody Nobla, szczytowe
osiągnięcia nauk ścisłych, technicznych i przyrodniczych. Znakomicie rozwijają się nauki humanistyczne i społeczne.
Wystarczy dostrzec w publikacji Deneena, że wprawdzie edukacji poświęcił dwie strony, cztery akapity i to jedynie kształceniu uniwersyteckiemu, ale w kolejnych rozdziałach nawiązuje do niej w kontekście związków kształcenia z kulturą i ideologią zmieniającej się władzy.
Amerykanie nie muszą
już przekonywać się o znaczeniu edukacji, gdyż tę zabezpiecza się od ponad stu
lat na poziomie tak infrastrukturalnym, akademickim, jak i socjoekonomicznym,
skoro nauczyciele są cenioną społecznie klasą średnią, a akademicy szanowaną
klasą wysoką, a nie - jak w Polsce - zawodami dyskredytowanymi przez
kolejne formacje władzy.
W kraju racjonalności pragmatycznej nie ma miejsca na powszechnie obowiązującą indoktrynację, gdyż o jej kierunku mogą decydować rodzice, wybierając szkołę dla swojego dziecka lub ucząc je w systemie homeschoolingu. Państwo, władze stanowe nie są od tego, by umoralniać dzieci i młodzież, skoro od tego są rodzice (pierwotna socjalizacja) i wspomagające ich niepubliczne szkoły o jednoznacznym i ortodoksyjnym profilu aksjonormatywnym.
To nie oznacza, że w amerykańskim
szkolnictwie nieobecny jest proces wychowania, bo jest, tylko trzeba zrozumieć
jego istotę we wspomaganiu indywidualnego a uspołecznionego zarazem rozwoju
oświeconego obywatela, osoby wolnej.
Polskie elity postsolidarnościowe zdradziły wypracowany jeszcze w okresie podziemnej walki z reżimem projekt koniecznych reform szkolnictwa powszechnego i wyższego. Jak trafnie pisze o tym Jerzy Karwelis:
Pokolenie
stanu wojennego nie dopilnowało zakończenia rewolucji Solidarności, za wcześnie
odeszło od troski o sprawy publiczne, bo swoje zaangażowanie sprzed 1989
roku motywowało kwestiami etycznymi, nie politycznymi. Gdy zmienił się ustrój,
imperatyw moralny zniknął i wszyscy runęli w wytęsknioną prywatność,
wzmacnianą konsumpcją odkładaną przez lata postu realnego socjalizmu. Następne
pokolenia już tych dylematów nie miały, jednak chuligański poziom polityki
plemiennej odstręczał je od wejścia w sferę publiczną, zaś tę decyzję
wzmagał kapitalizm sprzedawany jako bezwzględna walka, wymagająca raczej
ciągłego zabiegania o sprawy prywatne niż wpływania na kształt ustroju.
Im bardziej władze państwowe chcą indoktrynować młode pokolenie, tym bardziej przekonają się, że edukacja stoczy się w kierunku formacji charakterystycznej dla państwa semitotalitarnego, a więc do kształtowania postaw oporu wewnętrznego i zewnętrznego w różnej skali jego nasilenia.
W społeczeństwie
otwartym, którego zamknąć już się nie uda żadnej władzy, bo Polacy to jednak
nie Węgrzy, z czego powinni zdawać sobie sprawę właśnie politycy partii
prawicowych, konserwatywnych.
To,
że zawsze znajdą się młodzi, naiwni, którzy wykonają za cenę bycia urzędnikiem
w randze ministra czy wiceministra, dyrektora departamentu czy rzecznika
prasowego jedynie potwierdza stałą prawidłowość cynicznego wspinania się na
szczyty zarządzania bez kompetencji, doświadczenia i pełnej, a więc także
moralnej sprawczości. Wykonają każde polecenie z poczuciem racji, za
którą kryją się nieprzysługujące im honory i gratyfikacje. Chętnie wejdą w
łaski starszych, by zezwolili im na łatwe swobody, rozrywki, przywileje i powab
wolności ponad innymi, ponad drugim i trzecim sortem.
Nie jest zrozumiała teza Deneena, że demokracja nie może funkcjonować w ustroju liberalnym, skoro w innym ustroju nie ma ona szans na swój rozwój. Zdaniem amerykańskiego publicysty demokracja potrzebuje różnorodnych form społecznych, ale to nie inne ideologie, tylko właśnie liberalizm chce rozbić ustrój demokratyczny, gdyż nie służy upełnomocnieniu wspólnot i praktyk społecznych. Przywołuje przy tym myśl Monteskiusza, w świetle której cnoty obywatelskie można ukształtować jedynie w owych wspólnotach i gęstej sieci wspierających je instytucji, a nie na zgodzie, umowie społecznej.
01 czerwca 2021
Czy w Polsce istnieje edukacyjna racja stanu?
Całe szczęście, że przynajmniej w gronie
ekspertów Porozumienia Jarosława Gowina można było porozmawiać
o sytuacji w polskiej edukacji i kulturze. Spotkanie było o tyle istotne,
że - jak trafnie wskazał na to wiceminister edukacji i nauki Wojciech
Murdzek - Trzeba było przyjrzeć się edukacji w dynamicznie
zmieniającej się rzeczywistości.
Połączenie edukacji i
kultury nie było przypadkowe, skoro w Krzyżowej, leżącej nieopodal
historycznego miasta Świdnica, spotyka się młodzież, odbywają się ważne
wydarzenia kulturalne w wymiarze międzynarodowym, gdzie zderzają się ze sobą
różne kultury. Tu także kształtują się podstawy nowoczesnego społeczeństwa
wielokulturowego, otwartego, ale i społeczeństwa, które szanuje własny system
wartości, swoją własną historię, tradycję. Nic dziwnego, że trzeba dyskutować o
rozwiązaniach najlepiej służących Polsce.
Panelową debatę moderował Jerzy
Karwelis. Przedstawił panelistów:
- dr Anna Budzanowska -
w latach 2019-2021 podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa
Wyższego, współtwórczyni Narodowego Kongresu Nauki, prace w administracji
państwowej łączy z działalnością akademicką, gdyż jest dr. nauk społecznych w
dyscyplinie nauki o polityce zajmując się doktrynami politycznymi i w naukach
prawnych oraz polityką publiczną; jest specjalistką w zakresie francuskiej
myśli politycznej;
- Hanna Radziejowska,
jest kierownikiem Berlińskiego Oddziału Instytutu Pileckiego,
koordynatorka, kuratorka i scenarzystka projektów kulturalnych i muzealniczych
; pracowała m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie, Domu Spotkań z
Historią, Centrum Nauki Kopernik, Urzędzie m. stoł. Warszawy i Muzeum
Warszawy;
- prof. Krzysztof Biedrzycki z
Wydziału Polonistyki UJ w Krakowie oraz z Instytutu Badań Edukacyjnych w
Warszawie; jest krytykiem literackim i filmowym, zajmujący się głównie
współczesną poezją polską, teorią oraz praktyką interpretacji literatury i
filmu różnych epok; brał udział w badaniu życia literackiego międzywojennego
Wilna; jest badaczem i teoretykiem edukacji, twórcą pomocy dydaktycznych
do nauczania języka polskiego w szkole;
- Andrzej Józef Gut-Mostowy,
polski polityk samorządowiec, przedsiębiorca, poseł na Sejm V, VI, VII i IX
kadencji; od 2020 r. sekretarz w resortach ds. rozwoju, członek katolickiej
organizacji Rycerze Kolumba, Związku Podhalan i Tatrzańskiego Klubu Inteligencji
Katolickiej;
- Janusz Laska, z
wykształcenia geolog i nauczyciel, w l. 80. XX w. aktywny działacz
opozycji demokratycznej, założyciel i członek Zarządu Kłodzkiego Towarzystwa
Oświatowego do 2021 r., także był radnym Rady Miejskiej Kłodzka w l. 2002-2006;
jest też autorem wielu pomocy dydaktycznych, publikacji prasowych oraz książek
i map.
- Bogusław Śliwerski - UŁ
i APS w Warszawie, b. przewodniczący KNP PAN,
dr hc multi, czł. RDN, red. naczelny "Studia z Teorii Wychowania"
przy Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie.
Jerzy Karwelis nie ukrywał, że jego dzieci są z rocznika, który doświadczał na własnej
skórze reform ustrojowych polskiego szkolnictwa podstawowego i
ponadpodstawowego. Miał zatem takie wrażenie, że od 1989 r. polski
system edukacyjny jest w permanentnym stanie reformy. Trafnie zapytał - czy to oznacza,
że wraz ze zmieniająca się co 4 lata władzą zmieniają się doktryny
edukacyjne? Czy w Polsce istnieje edukacyjna racja stanu, która
idzie ponad podziałami politycznymi i jest kontynuowana przez kolejne
ekipy?
Profesor K.
Biedrzycki:
- Niestety, nie mamy takiej racji stanu, wypracowanego jakiegoś
ponadpolitycznego konsensusu. Regularnie, co kilka lat przeprowadzane są
reformy czasem głębsze, czasem mniej radykalne. ważne jest w edukacji to, do
czego zmierzamy. Nie chodzi o to, by uciekać przed reformami, gdyż reformy
programowe muszą być nieustannie przeprowadzane ze względu na szybkie tempo
zmian w wiedzy naukowej - psychologicznej, pedagogicznej itd.
Chodzi jednak o to, by
te zmiany, które są niezbędne, by nadążać za cywilizacją, dokonywały się w
obszarze wartości, które są wspólne. Chcemy wychować pokolenie, które będzie
chciało ze sobą współpracować. W tej chwili sytuacja jest tak nabrzmiała w
sferze wojny kulturowej, że bardzo trudno jest wypracować taki konsensus.
Jako pozytywne rozwiązanie profesor
wskazał na reformy w Finlandii, które przeprowadzano tam przygotowując się do
nich i realizując je przez kilkadziesiąt lat. Już w l.70.XX w. zaczęli
od dyskusji, co jest najważniejsze i od przygotowania do reformy nauczycieli.
Powinna powstać ponadpartyjna Komisja Edukacji Narodowej, jakiegoś
ciała, które byłoby niezależne od bieżącej polityki. Ale to jest
utopia, bo w tej chwili takiej woli nigdzie nie ma.
J. Karwelis ponowił zatem pytanie, czy za każdym razem musimy zmieniać
aksjologiczny kierunek reform i rozpoczynać je od jakiegoś początku?
A. Budzanowska - podstawą reform powinna być głęboka wiedza ekspertów i
przekonanie potrzeby zmian w edukacji. Jest to albo kwestia głębokich
reform strukturalnych w ramach polityki publicznej albo czystej polityki
będącej walką o rząd dusz. W Polsce mamy do czynienia z walką o rząd dusz a nie
o przyszłe pokolenia.
To są raczej
aksjologiczne reformy, które nie mają podbudowy
w zakresie policzalności ich kosztów i są to reformy na prędce przygotowywane.
Reforma, żeby się przyjęła, musi mieć wymiar partycypacyjny, musi być wynikiem
kompromisu. Reforma A. Zalewskiej była gwałtem na rodzicach, uczniach i
powinna być wprowadzana bardziej spokojnie.
Czy mamy się samoograniczać w przypadku
reform edukacyjnych, czy może jednak nie bać się i zaczynać od początku?
Przypomniałem, że od 29 lat mamy do
czynienia z dewastowaniem systemu szkolnego w Polsce przez kolejne ekipy władz politycznych:
SLD/PSL; AWS; PiS/Samoobrona/LPR; SLD/PSL; PO/PSL i PiS w koalicji z partami
prawicy. Odwołałem się do najlepszej polityki reform Henryka Samsonowicza
i Roberta Głębockiego oraz krótko wykazałem destrukcyjną rolę kolejnych ekip
władzy.
Polityka szkolna musi podlegać reformom.
Ze względu na istotę, zakres i jakość zmian możemy dostrzec w oświacie cztery
typy reform:
1. naprawcze, np. białe
plamy w historii, literaturze, wiedzy o społeczeństwie, nieobecne treści,
2. modernizacyjne, (nowe
przedmioty – filozofia, psychologia – nieobecne; formy zajęć- moduły, blokowe
zajęcia interdyscyplinarne; projekty), permanentna aktualizacja treści
nauczania, podręczników szkolnych, wyposażenia szkół w pomoce dydaktyczne,
rozwoju nowoczesnych metod oddziaływania pedagogicznego czy kształcenia
nauczycieli
3. strukturalne - zmiany
wewnątrzszkolne np. WDN, zmiany wewnątrz systemu oświatowego, ale i jego
strukturze, w tym szczególnie w zakresie a) finansowanie
(np. regulacje płac nauczycieli vs awans zawodowy); b) zmiana
statusu nauczycieli – funkcjonariusz publiczny (ochrona prawna); nie
przedszkolanka – tylko nauczyciel przedszkola; c) mechanizmy
sprawowania w systemie oświatowym oraz nad nim – władzy (nadzoru
pedagogicznego); - dwoistość – schizoidalność; d) zmiana
czasu i formy trwania obowiązkowej nauki; dostosowanie terminów ferii zimowych
czy letnich; edukacja zdalna; hybrydowa; e) zmiana
relacji między typami szkół i poziomami kształcenia, certyfikatami,
kwalifikacjami itp. np. wewnątrzszkolny system oceniania;
4. systemowe - dotyczą rzeczywistej
zmiany paradygmatu, która przenika do „wewnętrznej logiki” własnego systemu
oświatowego. Jest to typ reform głębokich, sięgających do zmian
instytucjonalnych, organizacyjnych, wiążących się ze zmianą relacji między
systemem oświatowym a systemem społecznym (np. nowa definicja państwa,
decentralizacja kształcenia, liberalizacja rynku podręczników szkolnych,
dostosowanie systemu zarządzania oświatą do nowej struktury państwa
itp.), radykalną zmianą kontroli jakości i efektywności kształcenia.
H. Radziejowska zwróciła uwagę na kwestie dydaktycznie szczegółowe, które w świetle jej
doświadczeń zagranicznych wskazują na brak w polskiej szkole kształcenia
młodzieży do krytycznego myślenia i rozwijania poczucia odwagi w zabieraniu
głosu w sprawach publicznych (strukturalnych, prawnych,
wewnątrzszkolnych).
Zastanawiała się, na ile polska
szkoła buduje poczucie odwagi do asertywności, do poczucia własnej wartości, do
tego, by nie bać się wyboru własnej drogi życiowej. Nie chodzi tu o
neoliberalne skupienie uwagi na sobie, ale o budowanie wspólnoty, bo wspólnota
polega na tym, że ludzie potrafią się różnić.
Ludzie powinni mieć
odwagę do wyrażania tego, że się różnią. Wspólnota jest przecież miejscem, w
którym nie boimy się mieć innego, a swojego zdania. Potrzebna jest odwaga do
myślenia, do poznawania świata. Dużo jest obiektywnej traumy w naszej
historii, ale brakuje nam odwagi do wchodzenia w spór, by dyskutować, a nie
kłócić się ze sobą i nie wpadać w histerię nadchodzenia jakiegoś końca świata.
To dobrze, że ludzie się różnią.
Ostatnia reforma (A.
Zalewskiej) to chyba tęsknota za powrotem do szkoły pokolenia, które innej
szkoły nie zna.
J. Laska - Politycy się łudzą, że można zrobić odgórnie jakąś reformę, która będzie skuteczna.
Afrykańskie przysłowie mówi: trzeba całej wioski, żeby wychować człowieka.
Dzisiaj mamy wpływy wioski globalnej. W tej chwili wpływ na ucznia i na
nauczyciela dowolnej szkoły i na polityka ma cała wioska globalna. Zapominanie
o tym i budowanie systemu, który będzie odizolowany od całej reszty świata, od
tego, w czym żyją młodzi ludzie, od razu jest skazane na porażkę.
A. Gut-Mostowy - potwierdził moją diagnozę, że od 29 lat mamy do czynienia z dewastacją
szkolnictwa przez polityków. W całej rozciągłości zgodził się z moją
opinią. Niestety, zmiany od reformy M. Handkego nie były przemyślane
naukowo. Sam ma czworo dzieci, które przechodziły przez te zmiany,
niedogodności. Idea, by jednak było pewne ciało o charakterze Komisji Edukacji
Narodowej jest słuszna, by można było niwelować błędy, zaś mądrość polityków
przekładać na przemyślane rozwiązania. Nasza demokracja, nasze państwo jest
stosunkowo młode, ale w wielu aspektach życia gospodarczego, także turystycznego
korzysta się z opinii rad środowiskowych, społecznych, naukowych i osób publicznych,
stąd decyzje tych podmiotów są podejmowane w sposób bardzo przemyślany.
Kolejne stracone lata z zapowiedzią
przedłużania destrukcji przez większościową partię władzy doskonale zostały
zdemistyfikowane przez wszystkich uczestników debaty w siedzibie Fundacji
Krzyżowa k/Świdnicy.
To nic, że nie jest to środowisko
politycznie współsprawcze. Ważne, że zobowiązania opozycji PRL wobec obywateli,
nauczycieli i naukowców, jakie zostały sformułowane na I Zjeździe NSZZ
"Solidarność", nie tylko nie zostały zapomniane, ale z coraz większą
świadomością odsłaniają toksyczną politykę kolejnych rządów w resorcie
edukacji.