03 grudnia 2020

O pasji uczonego w zróżnicowanej kulturze akademickiej

 


Wczorajsze spotkanie w wirtualnej przestrzeni z profesorem Zbyszko Melosikiem (prorektorem UAM w Poznaniu), które zorganizował profesor Roman Leppert, stało się kolejnym, ważny wydarzeniem w naszym środowisku. Nie dość bowiem, że jest pandemia i funkcjonujemy w czerwonej strefie zagrożeń dla zdrowia czy życia, to jeszcze jesteśmy skazani na zapośredniczone rozmowy ze studentami czy współpracownikami we własnych uczelniach. 

Dystans społeczny i egzystencjalny staje się przez to znacznie większy i bardziej odczuwalny w swojej nienaturalności, toteż takie rozmowy wzbogacają nas i motywują do pracy naukowej.

Jednak nawet rozmowy w sieci w formie "na żywo" (life) za pomocą dobrego komunikatora przywracają jakąś cząstkę naszej akademickiej czy nauczycielskiej okazji do bycia z sobą. Jeśli do tego mamy okazję do spotkania z takim Naukowcem jak Z. Melosik, który jest "żywą pochodnią" wolności myślenia, twórczego tworzenia i niejako pośrednio wpływania na rzeczywistość społeczną (także naszą-pedagogiczną), to mimo wszystkich wad czy słabości wirtualnej komunikacji możemy być zadowoleni, że ona w ogóle jest możliwa.          

Wczorajsze spotkanie zapewne zainteresowało wielu naukowców i oświatowców z różnych stron kraju, instytucji, środowisk, gdyż Gość u Lepperta-Autor znakomitych książek o socjopedagogicznych kontekstach naszego codziennego, ale i akademickiego życia pisze o tym w znakomitym stylu. Jak mało kto tak dobiera w swojej narracji źródła wiedzy, niezwykle ujmująco i trafnie podaje przykłady oraz  wyciąga z nich wnioski, że wzbudza autentyczną refleksję, uruchamia wyobraźnię, a także wymaga od nas powrotu do pytań pierwszych, do odkrywania sensu tego, w czym sami uczestniczymy.   

Pasja naukowca jest emocjonalnym, estetyczno-intelektualnym stanem dążenia do poczucia satysfakcji z rozwiązania problemu naukowego. Nie da się jej oprzeć, jeśli kocha się to, co się robi. Jak mówił Z. Melosik - kiedy piszę książkę, to już sam proces pisania jest zarazem przeżyciem twórczym, zmieniającym  zarazem sposób myślenia o przedmiocie dociekań. Pasja jest pozytywną adrenaliną, która daje badaczowi niepowtarzalną ekscytację. O sam zawsze czuł w sobie tę pasję tworzenia.  


Każdy, kto przeczytał książkę interlokutora p.t. "Pasja i tożsamość naukowca. O władzy i wolności umysłu" nie musiał nawet czekać na odpowiedź, bo w trakcie takich wywiadów nie ona jest  istotna, ale to, kto i w jaki sposób ją wypowiada będąc zarazem najlepszym przykładem dla kolejnych pokoleń badaczy osoby naukowo wolnej, a przy tym sprawującej od wielu lat władzę akademicką (prodziekan, dziekan Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM, prorektor UAM, członek Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów, członek gremiów recenzenckich, różnego rodzaju komisji, organów akademickich itd).  

Mogliśmy usłyszeć to, czego spodziewaliśmy się, a mianowicie potwierdzenia rdzenia tożsamości tego Uczonego, który cechuje autentyczna pasja tworzenia.  Jako pedagog, bywa mylony z socjologami czy nawet politologami co świadczy o interdyscyplinarnym warsztacie badawczym. Profesor potrafi znakomicie przykuwać uwagę słuchaczy swoimi  wykładami,  referatami, a przede wszystkim treścią monografii naukowych.  

Melosik potwierdził, że nie godzi się z modelem rywalizacji antagonistycznej, wykluczającej w walce o własną karierę innych badaczy. Jest zwolennikiem  rywalizowania z innymi w naturalny sposób, konkurowania między sobą o  bycie widzialnym. 

Pisząc i publikując książki okazujemy także szacunek innym uczonym, szanujemy ich, a przy tym staramy się samorealizować. Nie chcemy być redukowani do liczby punktów w ewaluacji. Wczorajszy rozmówca szanuje intelektualną rywalizację, jeśli jest ona oparta o ideę koleżeńskości i współpracy, o prowadzenie sporów na intelektualnej niwie.  

To zrozumiałe, że jako odpowiedzialny dziekan, prorektor uniwersytetu musi zabiegać o sloty do ewaluacji, ale nie one stanowią o naszej tożsamości.   

Ktoś zadał pytanie, dlaczego człowiek nauki powinien pisać książki? 

Zdaniem Profesora książkę pisze się kilka lat, gdyż jest ona długofalowym projektem badawczym. Książka pozwala na realizację zamierzenia poznawczego, do którego można podejść wielostronnie. Książka to przecież także przygoda spotkania z autorem i twórcami rozpraw, które są w niej przywołane.  

Książka drukowana jest mu bliższa niż książka cyfrowa. Do dzisiaj czuje zapach biblioteki, książkowy kurz. Wydrukowana książka jest mimo wszystko czymś realnym, namacalnym, ona waży, jest elementem zamkniętym, skończonym, w którym już nic nie można zmienić. Tymczasem publikację w pdf można kliknięciem unieważnić, wykasować z pulpitu komputera. 

We wczorajszym spotkaniu powinni uczestniczyć młodzi adepci nauki. Usłyszeliby, jak ważna jest tożsamość naukowca w sensie socjokulturowym, jako kapitał międzypokoleniowy. Na szczęście tego przekazu od wieków nie udało się nikomu zresetować. 

Rdzeń tożsamości uczonego tworzy jego poczucie wolności akademickiej, odrzucanie ortodoksji, poszukiwanie epistemologicznych odniesień, tolerancja dla odmiennych sposobów myślenia, szacunek dla dialogu i różnic paradygmatycznych, które są logiczne we własnych punktach odniesienia. 




Na moje pytanie, jak ratować rdzenną tożsamość uczonego i universitas przed patologią w środowiskach akademickich rozmówca R.Lepperta stwierdził, że powinniśmy odsłaniać dobre wzory i socjalizować młode pokolenie w rzetelnej naukowo kulturze akademickiej. Podkreślił zarazem, że nieustanne zmiany reguł gry sprzyjają akademickiej patologii. 

Na koniec spotkania prof. Z. Melosik dodał: 

Nie dajmy się wessać przez antagonizujący system ewaluacji badań naukowych i publikowania ich wyników. Wolność jest w nas, możemy myśleć w sposób wolny. Mamy jednak wspólne normy myślenia o tym, jak uprawiać dydaktykę i naukę. Łączy nas błysk, sposób myślenia, sprawiający, że jesteśmy  inną częścią wspólnego a niewidzialnego uniwersytetu. 

Tchnęło optymizmem i nadzieją, że można być sobą w tych "złodziejskich czasach" (określenie Z. Kwiecińskiego), ofiarowując nauce swoją pasję czytania i pisania. 






   


   

02 grudnia 2020

UCZNIÓW S@MOPOCZUCIE W E-SZKOLE w świetle słabego raportu z badań diagnostycznych

 

Ukazał się raport pedagogów p.t. "MOJE S@MOPOCZUCIE W E-SZKOLE" , którego autorkami są Anna Bieganowska-Skóra i Dorota Pankowska z Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie.  

Badania zostały zrealizowane przez zespół pracowników naukowych Katedry Pedeutologii i Edukacji Zdrowotnej UMCS pod kierunkiem dr hab. Izabelli M. Łukasik, prof. uczelni, zaś wykonawcami byli: dr hab. Agnieszka Bochniarz; dr hab. Agnieszka Buczak; dr Anna Grabowiec; dr Marzena Kowaluk-Romanek; dr Urszula Olejnik; dr hab. Dorota Pankowska, prof. UMCS; dr Małgorzata Samujło; dr Teresa Sokołowska-Dzioba i dr Anna Witek.

Przywołano jedynie te dotychczasowe badania, które były znane członkom zespołu, toteż uzasadnienie własnych diagnoz ma jednak ograniczony zakres. Kolejni badacze nie zawsze poświęcają uwagę już istniejącym raportom. Z łatwością przychodzi im stwierdzenie, że wśród znanych (ilu?) im raportów z badań edukacji w okresie pandemii: "Rzadziej o swoich potrzebach i odczuciach wypowiadali się sami uczniowie (por. Buchner, Majchrzak, Wierzbicka 2020; Bigaj, Dębski 2020), a to im najbardziej zmieniła się rzeczywistość – nagle stanęli twarzą w twarz z nowym modelem funkcjonowania w roli ucznia; z dnia na dzień ograniczone zostały im kontakty z grupą rówieśniczą, a ponadto musieli się zmierzyć z uogólnionym społecznie strachem o zdrowie i bezpieczeństwo własne i najbliższych". 

Natomiast dobrze się stało, że powołali się na ekspertyzę UNESCO „Thinking about Pedagogy in an Unfolding Pandemic” (Doucet i in., 2020), której autorzy uważają, że w sytuacji edukacji na dystans (...) najważniejsze, aby w pierwszej kolejności skupić się na potrzebach psychologicznych uczniów, wychowanków, następnie dopiero - na dydaktyce czy realizowaniu postawy programowej. W raporcie ujęto to lapidarnie „Maslow before Bloom”. 

Dla osób spoza środowiska naukowego istotne jest zwrócenie uwagi na to, że w świetle powyższej ekspertyzy szkoły powinny bardziej skoncentrować się w okresie pandemii i e-edukacji nie tyle na taksonomii celów kształcenia autorstwa Benjamina Blooma, która w Polsce nie obowiązuje, ale na psychologicznej teorii potrzeb Abrahama Maslowa.  Innymi słowy, najpierw nauczyciele powinni zatroszczyć się po podstawowe potrzeby swoich uczniów, by dopiero później można było liczyć na to , że będą oni mieli motywację m.in. do uczenia się, która miałaby służyć zaspokojeniu potrzeb wyższego rzędu (potrzeby uznania, szacunku i samorealizacji.  Jeśli dzieci czy młodzież nie mają zaspokojonych potrzeb z najniższych pięter piramidy potrzeb, to będzie trudno współpracować z nimi, tym bardziej na dystans.

Zespół lubelskich uczonych przywołuje także dostępne mu raporty z badań wśród uczniów, którzy mają za sobą już pierwszą falę edukacji zdalnej. Wynika z nich, że (...) bardzo  źle znosili (uczniowie - dop. BŚ) izolację oraz ograniczenie kontaktów twarzą w twarz z rówieśnikami (Buchner, Majchrzak, Wierzbicka 2020); odnotowano u nich również obniżenie poziom dobrostanu fizycznego i psychicznego. Uczniowie deklarowali złość na przeładowany program nauczania, brak chęci do nauki, a także zwracali uwagę na fakt, iż wstydzili się swojego wyglądu podczas zajęć on-line (Bigaj, Dębski 2020 s.83; 98). Zgłaszali trudności w koncentracji na tym, co mówi nauczyciel oraz ze zrozumieniem przekazywanej wiedzy; nie zawsze udawało im się na czas wykonać zadane przez nauczycieli prace [s.5].

Skoro tak jest, to po co prowadzić kolejne badania? Jak piszą autorki raportu: Wśród opublikowanych raportów nie znaleziono takich, które poświęcone byłyby głownie zdrowiu uczniów i ich dobremu samopoczuciu – pojęcia te wciąż jeszcze niezbyt często łączone są z różnymi aspektami życia szkolnego [s.6].

Poziom odczuć badanych uczniów jest niesłychanie zróżnicowany i zapewne zmienia się wraz z długością przerwy w możliwości spotykania się w gronie rówieśniczym. Są wśród nich tacy, którzy bardzo sobie chwalą zdalną formę kształcenia, gdyż zmniejsza w nich poczucie lęku, wstydu czy niepokoju. Stan zadowolenia dotyczy jednak uczniów o wyższych umiejętnościach, wiedzy i zdolności do zarządzania własnym czasem w przestrzeni domowej, aniżeli pozostałych. 

Uczniowie posiadający niższy kapitał wiedzy i umiejętności mają bowiem problem z poczuciem własnej wartości, gdyż są odcięci od nauczycieli, którzy mogliby im wytłumaczyć czy pomóc w eliminowaniu luk czy błędów. Edukacja zdalna nie eliminuje przecież negatywnych ocen z tytułu niepowodzeń szkolnych.  

To, (...) że uczniowie w warunkach e-edukacji mają za mało ruchu, są osamotnieni, tęsknią za rówieśnikami oraz rutyną szkolnej codzienności [s.5] jest oczywiste samo przez się z wyjątkiem może tęsknoty za rutyną szkolnej codzienności. Jeśli uczniowie tęsknią za szkołą, to raczej ze względu na kontakty społeczne z rówieśnikami, a nie z nauczycielami i rutyną codziennych lekcji. 

Sondaż diagnostyczny uczone przeprowadziły w czerwcu 2020 r., a więc w okresie wciąż niedostępnej uczniom szkoły, z wyjątkiem tych, którzy musieli przystąpić do egzaminów państwowych.   Niestety, wartość poznawcza tego badania jest niska, gdyż nie wiemy, w jaki sposób została dobrana próba badawcza, a ta jest bardzo mała, bo liczyła sobie zaledwie 360 uczniów (w tym 231 dziewcząt i 129 chłopców), i to w dodatku jedynie uczniów siedmiu klas 7-8 szkoły podstawowej oraz klas pierwszych szkół ponadpodstawowych. 

Nie jest przecież bez znaczenia,  z uczniami jakich szkół i z jakich środowisk społecznych prowadzone były badania, jakie mieli przed pandemią osiągnięcia szkolne, jaki jest kapitał kulturowy ich rodzinnego środowiska, jakie były  wyniki ubiegłorocznych egzaminów ósmoklasisty w ich szkołach (szkole?), itd., itp. To, czy są chłopcami czy dziewczętami doprawdy jest mało istotne, co zresztą wynika z treści tego raportu, skoro płeć nie różnicuje odpowiedzi na kwestie fundamentalne dla e-edukacji.      

Trudno zatem pisać, że mamy do czynienia z wartościowym naukowo badaniem sondażowym. Natomiast dla celów oświatowo-publicystycznych jak najbardziej można na podstawie opublikowanych danych formułować wnioski, które w niczym i nikomu nie pomogą, ale też mogą być przyczynkiem do zaprojektowania wreszcie rzetelnych diagnoz naukowych interdyscyplinarnego zespołu badawczego. Mam nadzieję, że wreszcie kiedyś taki powstanie, a badania zostaną zamówione przez samorządowców i nadzór pedagogiczny, bo ministerstwo destrukcji edukacji i tak nie jest zainteresowane jakimikolwiek badaniami. 

 


   



 


  





01 grudnia 2020

Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Polskie Towarzystwo Pedagogiczne strofują wypowiedź ministra Przemysława Czarnka



Odnotowuję w tym miejscu Stanowisko Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego   oraz Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego w sprawie wypowiedzi ministra Przemysława Czarnka. Przyznam szczerze, że chyba zanadto dajemy się wpuszczać w przysłowiowe "maliny", bo przecież minister może sobie mówić co chce i gdzie chce. Nie przekłada się to na decyzje administracyjno-prawne. 

Co innego, gdybyśmy mieli do czynienia z projektem konkretnego rozporządzenia ministra P. Czarnka czy projektem nowelizacji ustawy, to słuszne byłoby zabieranie głosu przez tak poważny organ opiniodawczy, jakim jest rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jednak minister codziennie mówi co innego, komentuje, wyraża swoje poglądy  w różnych środowiskach i miejscach. 

Czy jednak mamy za nim gonić i śledzić każdą wypowiedzianą przez ministra ideę, myśl (o ile jest to pochodną myślenia)? Premier czy może raczej wicepremier nie bez Kozery powołał na to stanowisko Przemysława Czarnka, a my dajemy się wodzić jego wypowiedziom, nie dostrzegając znacznie bardziej istotnych problemów, z jakimi mamy do czynienia w życiu codziennym, w tym także w szkolnictwie wyższym, nauce i oświacie.        

Doprawdy, niech minister opowiada, co chce, komu chce i wypuszcza balony potocznej wiedzy oraz niewiedzy w sprawach, które mogą nas dotyczyć, ale jeszcze nie obowiązują. Być może minister bada grunt, sprawdza, na co może sobie pozwolić jego formacja polityczna, a co może wywołać opór.  Tymczasem jest to IDEOLOGIA. 


Stanowisko Nr 29/2020 Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 27 listopada 2020 r. w sprawie tez referatu wygłoszonego przez ministra Przemysława Czarnka dotyczących aktualnych wyzwań szkolnictwa wyższego w Polsce

Po zapoznaniu się z treścią referatu wygłoszonego w dniu 19 listopada 2020 r. przez Ministra Edukacji i Nauki Przemysława Czarnka pt. „Aktualne wyzwania szkolnictwa wyższego w Polsce”, prezentującego kierunkowe wytyczne dla zmian legislacyjnych, Rada przedkłada swoje stanowisko w odniesieniu do zawartych w treści referatu myśli dotyczących nauki i szkolnictwa wyższego.

Skwitowanie aktualnie wdrażanej reformy, poprzedzonej wieloma poważnymi analizami i wielomie­sięczną dyskusją w środowisku akademickim stwierdzeniem, że „ani nadmierna regulacja, ani komer­cja­lizacja, ani biurokratyzacja, ani powielenie rozwiązań z importu nie przyniosło efektów zadawala­jących” stanowi nonszalanckie zlekceważenie intelektualnego zaangażowania wielu polskich uczonych na rzecz poprawy warunków działania polskiej nauki i szkolnictwa wyższego. Ani sama reforma, ani wysiłki na rzecz jej wdrożenia z pewnością nie zasługują na tak arbitralną ocenę – nie  przywołano żadnych prac diagnostycznych dotyczących wdrażania Ustawy 2.0. Ponadto wiele przepi­sów tej ustawy obowiązuje zbyt krótko, by odpowiedzialnie ocenić ich konsekwencje.

Rada zdecydowanie nie podziela przedstawionej w referacie interpretacji procesu ewaluacji. Mechanizm, którego celem jest porównanie siły naukowej instytucji polskiej nauki i szkolnictwa wyższego w poszczególnych dyscyplinach nauki i sztuki został bezpodstawnie przedstawiony jako narzędzie bezpośredniej oceny dorobku indywidualnych badaczy („punktoza i grantoza”). Supozycja, że wprowadzenie ewaluacji powoduje, że polscy naukowcy porzucają uprawiane dotychczas obszary badań i „sięgają po zagadnienia niby uniwersalne lub modne, podyktowane często polityczną popraw­no­ścią” aby zdobywać punkty jest zarówno gołosłowna, jak i  krzywdząca.

Wyjątkowo niewłaściwe i bardzo szkodliwe jest – ujęte w referacie – przeciwstawienie badań mających na celu poszukiwanie prawd uniwersalnych badaniom stosowanym, bezpośrednio służącym polskiemu społeczeństwu. Poszukiwanie prawd naukowych jest podstawową racją istnienia uniwersytetów i instytucji badawczych. Dlatego w każdej dyscyplinie nauki prowadzone są prace w skali globalnej, przez aktywnie współpracujące ze sobą międzynarodowe grupy badawcze, wzajemnie informujące się za pomocą publikacji w czołowych międzynarodowych czasopismach o uzyskiwanych wynikach. Każdy sukces polskich uczonych na tym polu rozsławia nasz kraj. Przypomnijmy jak głośno było na świecie o Polsce po odkryciu w 1991 r. przez prof. Aleksandra Wolszczana pierwszych planet nienależących do Układu Słonecznego. Także w obszarze humanistyki odnotowujemy takie sukcesy: wystarczy wspom­nieć światowe sukcesy polskiej archeologii czy też poznańską szkołę filologii, która pod kierunkiem prof. Jacka Fisiaka stworzyła najpoważniejszy na świecie, obok Oksfordu, ośrodek badań nad językiem staroangielskim. Istnieje wiele dalszych przykładów.

Ze względu na ogromne znaczenie nauki dla rozwoju cywilizacyjnego, ma miejsce swoisty między­narodowy wyścig o palmę pierwszeństwa. Z tej perspektywy, właściwą realizacją postulatu „by wyniki i owoce takich badań w pierwszej kolejności (…) wzbogacały polskie społeczeństwo” jest jak najszybsze dekretowanie przez polskich uczonych prawa pierwszeństwa do odkryć naukowych przez ich publiko­wanie w renomowanych czasopismach globalnych. Całkowicie nieuzasadnione jest deprecjonowanie tych czasopism ogólnym i pustym znaczeniowo stwierdzeniem, że promują „ideologiczne schematy myślowe, propagują oportunizm i banał”. Sugerowana w referacie kolejność: publikacja najpierw w Polsce, a następnie  „popularyzacja wyników swoich badań w świecie”,  stosowana jako bezwzględna zasada, spowodowałaby więcej szkód niż korzyści.

Polscy badacze nie zaniedbują badań, które dotyczą problemów ważnych z perspektywy polskiego społeczeństwa. Są prowadzone bezdyskusyjnie kluczowe dla naszej narodowej tożsa­mości badania w zakresie polskiej historii lub kultury, ale prowadzi się też badania ważne dla różnych obszarów życia społecz­nego i gospodarczego, np. w zakresie nauk prawnych, polityk publicznych, nauk rolniczych, leśnych, ochrony środowiska, górnictwa i innych. Ważną rolę dla gospodarki odgrywają też wysiłki uczonych reprezentujących nauki techniczne, zmierzające do upowszechnienia wśród polskich tech­ników wyników światowych badań w zakresie nauk inżynieryjnych. W świetle przytoczonych powyżej faktów, obecne wysiłki polskich uczonych są, w opinii Rady, w zadawalającym stopniu „polono­centryczne”.

Ponadto przeciwstawienie badań o charakterze uniwersalnym nie mniej ważnym badaniom polskich spraw zostało w referacie wywiedzione z fałszywej przesłanki, jakoby obowiązywała teza, że „naukowe jest to, co napisane po angielsku, a to co zredagowane po polsku może dopiero aspirować do wejścia do ogrodu nauk”. Tezie tej zaprzecza ministerialna lista wiodących czasopism, zawierająca wiele bardzo dobrych periodyków publikujących prace naukowe tylko w języku polskim.

Referat ministra P. Czarnka zwraca też uwagę, że „należy odrzucić przepełnione kompleksami spoj­rzenie na uniwersytety zagraniczne. To zakompleksienie gdzieś u nas niestety pokutuje. Zwłaszcza zakompleksienie w stosunku do uniwersytetów amerykańskich”. Deprecjonowanie amerykańskich uczelni oceną, że tam „prawdziwe jest tylko to, co przynosi korzyść”  jest nie do obrony chociażby wobec liczby nagród Nobla zdobywanych przez ich pracowników w dziedzinie nauk podstawowych, czy przełomowych odkryć dotyczących np. starożytnych kultur. Bardzo pouczające są także przykłady prowadzonych w tych uczelniach badań nad COVID-19.

Natomiast nie sposób pominąć jednej z przesłanek domniemanych „kompleksów” polskich uczonych. Zasoby finansowe jednego tylko Uniwersytetu Harwarda są wyższe od rocznych nakładów na całą polską naukę. W Uniwersytecie Stanforda, w którym pracują także świetni uczeni polskiego pochodze­nia, liczący się projekt naukowy zaczyna się od kwoty 1 miliarda dolarów. Choćby tylko w tym kon­tekście, godna poparcia idea przyciągnięcia do Polski naszych wybitnych rodaków zatrudnionych w uczelniach amerykańskich, może być nie lada wyzwaniem.

Nie jest zrozumiałe, w opinii Rady, wezwanie, by „przywrócić godność, powagę i rangę profesora uniwersytetu”. Licznie reprezentowani w Radzie profesorowie polskich uczelni nie odczuwają deficytu w żadnej z wymienionych kategorii prestiżu. Ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce istotnie zwiększyła autonomię uczelni, powierzając wspólnotom akademickim zdefiniowanie ram organizacyj­nych uczelni oraz form pracy, najdogodniejszych dla prowadzenia badań i kształcenia. Nie ma w zasa­dzie przeszkód legislacyjnych, by tam gdzie to zasadne wdrożyć wymieniony w referacie model katedry kierowanej przez profesora i zatrudniającej jego uczniów tworzących określoną szkołę w ramach dyscypliny nauki. To co niepokoi, to pominięcie w referacie innych  modeli uprawiania nauki, np. duże zespoły badawcze angażujące wielu profesorów współpracujących nad rozwiązaniem problemu badawczego. Rodzi to obawę, że jedną z wytycznych do noweli ustawy prawo o szkolnictwie wyższym i nauce będzie odebranie uczelniom ich autonomii organizacyjnej. 

Referat zawiera jeszcze dwie kwestie, które szczególnie zaniepokoiły członków Rady Głównej.

W referacie przedstawiono wysoce kontrowersyjną tezę: „Błąd antropologiczny, fałszywa wizja człowieka, przynosiła zawsze nieszczęścia na świecie. Jak można nazwać inaczej genderyzm, jeśli nie wpajaniem młodym osobom, młodym ludziom fałszywej wizji człowieka,  a zatem ugruntowanie w nich błędu antropologicznego, niezwykle niebezpiecznego dla nich samych i dla całego społeczeństwa.”

Dr hab. Przemysław Czarnek, jak każdy polski obywatel, ma konstytucyjne prawo do posiada­nia i gło­szenia w przestrzeni publicznej swoich poglądów. Pełniąc funkcję Ministra Edukacji i Nauki powinien jednak taką tezę opatrzyć zastrzeżeniem, że podczas pełnienia przez niego funkcji publicznych jego prywatne poglądy nie będą miały wpływu na ustawowo zagwarantowaną wolność badań oraz kształcenia w polskich uczelniach.

Kwestia wolności słowa, której referat poświęca sporo uwagi, została dogłębnie przeanalizowana przez Radę Główną w osobnym stanowisku, przyjętym na posiedze­niu w dniu 19 listopada 2020 r. Najważniejsza teza tego dokumentu głosi, że wspólnota akademicka uczelni jest jedynym właściwym miejscem dla rozwiązywania napięć, które mogą powstać m.in. na tle różnic światopoglądowych. Podobny punkt widzenia zawiera niedawny list Prezydium KRASP do Ministra Edukacji i Nauki oraz Stanowisko Zgromadzenia Plenarnego KRASP z dnia 20 listopada 2020 r. w sprawie wolności akademickich.

Kolejna niepokojąca teza jest zawarta w  zdaniu: „Celem polskich uczelni powinna być zatem praca for­ma­­cyjna, intelektualna i wychowawcza”. Pojawienie się „pracy formacyjnej” obok pracy wycho­waw­­czej sugeruje, że w tym pierwszym przypadku chodzi o wpajanie światopo­glądu religijnego; wszak referat wskazuje studia nad Biblią jako narzędzie pracy formacyjnej. Także zawarte w referacie sugestie, że uczelnie katolickie wskażą wszystkim uczelniom jak usunąć zagrożenia współczesności potwierdzają ten kierunek myślenia. Wymienione inne elementy „pracy formacyjnej”, takie jak zajęcia o charakterze humanistycznym są już przecież obowiązkowo obecne w kształceniu na każdym kierunku studiów.

Ta sugestia referatu pozostaje w jawnej sprzeczności z ideą uniwersytetu, zdefiniowaną przez europejski świat akademicki w Magna Charta Universitatum: „uniwersytet (…) dba o tworzenie wiedzy uniwersalnej, a realizując swoje powołanie, przenika granice geograficzne i poli­tyczne oraz potwierdza konieczność poznawania i wza­je­mnego oddziaływania na siebie różnych kultur”. Każdy student to dorosły człowiek; ma zatem prawo, podobnie jak każdy profesor, do swojego światopoglądu. Uniwersytet buduje instytucjonalne ramy przyjaznej koegzystencji ludzi reprezentujących różne światopoglądy. Jest to możliwe dzięki ogólnie przyjętej zasadzie, że wykładane treści i stawiane studentom wymagania są zgodne ze standardami naukowymi. Dlatego Rada Główna będzie się stanowczo przeciwstawiać ewentualnym próbom tworzenia zapisów prawnych, sankcjonujących formowanie studentów do jakiegokolwiek konkretnego światopoglądu, np. związanego z konkretną religią, gdyż naruszałoby to rażąco zasadę neutralności światopoglądowej państwa.    

Rada Główna chciałaby wierzyć, że zreferowane powyżej tezy referatu mają charakter poglądów osobistych i nie będą tożsame z programem działań Ministra Edukacji i Nauki. Rada Główna oczekuje, że zgodnie z deklaracją złożoną przez pana ministra na spotkaniu z Prezydium Rady, Minister Edukacji i Nauki wypracuje w dialogu ze środowiskiem akademickim korektę tych przepisów ustawy, które utrudniają szkołom wyższym właściwy rozwój. Rada deklaruje wolę współdziałania w identyfikowaniu i usuwaniu tych trudności.

Stanowisko otrzymuje Minister Edukacji i Nauki.

Przewodniczący Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego

Prof. Zbigniew Marciniak

  

Apel     Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego do Ministra Edukacji i Nauki
dr. hab. Przemysława Czarnka


Szanowny Panie Ministrze!

Polskie Towarzystwo Pedagogiczne jest zaniepokojone Pańską wypowiedzią zapowiadającą możliwość „obcinania” środków na inwestycje i badania dla tych uczelni, w których w dniu 28 października 2020 r. zostały ogłoszone godziny rektorskie. Apelujemy o powstrzymywanie się od takich sugestii. Nasze Towarzystwo podkreśla, że konstytucyjną zasadą funkcjonowania szkół wyższych jest autonomia, zaś próby dyscyplinowania uczelni przez rządzących za korzystanie z autonomii zawsze niosą ze sobą negatywne konsekwencje, prowadząc ostatecznie do ograniczenia wolności badań naukowych. Wolność ta, również mająca rangę zasady konstytucyjnej, powinna być priorytetem dla każdego rządu.  

Jednocześnie Polskie Towarzystwo Pedagogiczne protestuje przeciwko użyciu przez Pana w wypowiedzi publicznej wyrażenia „pedagogika wstydu”. Jest to kolejny przykład posługiwania się wyrażeniem, za którym nie stoi konkretna empiryczna treść, zaś rezultatem korzystania z niego jest stygmatyzacja i budzenie negatywnych emocji wobec dyscypliny naukowej i całego środowiska pedagogicznego. Nasze Towarzystwo konsekwentnie stoi na stanowisku, że zjawiska kulturowe, w tym edukacyjne, powinny być rzetelnie badane, wyjaśniane i nazywane. Odwoływanie się w tym obszarze do przypadkowych pojęć łatwo prowadzi do powierzchownych i niesprawiedliwych ocen. 

Polskie Towarzystwo Pedagogiczne jest towarzystwem naukowym i apolitycznym. Zrzesza członków o różnych światopoglądach, których łączy wspólne przekonanie o konieczności ciągłego udoskonalania polskiej edukacji. Członkowie naszego Towarzystwa, poprzez udział w regularnie organizowanych Ogólnopolskich Zjazdach Pedagogicznych, a także innych przedsięwzięciach naukowych, rozwijają badania nad zjawiskami edukacyjnymi, ogłaszają ich wyniki oraz popularyzują naukowe podejście do kwestii kształcenia i wychowania. Polskie Towarzystwo Pedagogiczne jest gotowe swoją wiedzą i doświadczeniem wspierać wszystkich tych, którzy działają na rzecz rozwijania i doskonalenia polskiej oświaty.     

W imieniu Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego,

Dr hab. Piotr Kostyło, prof. uczelni
Przewodniczący PTP


30 listopada 2020

Przewodniczący komisji habilitacyjnej

 



Każdej komisji habilitacyjnej przewodniczy uczony, który jest powoływany przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów, a od 1.10.2019 r. przez Radę Doskonałości Naukowej

Ustawodawca określa następująco zakres spraw z nim związanych. 

 - po pierwsze, przewodniczącego komisji habilitacyjnej powołuje spośród naukowców posiadających stopień doktora habilitowanego lub tytuł profesora o dorobku naukowym i uznanej renomie Zespół Nauk odpowiadający swoim składem i merytorycznymi kompetencjami dziedzinie nauk, w której habilitować się zamierza wnioskodawca. W przypadku m.in. pedagogiki będzie to Zespół Nauk Społecznych;  

- po drugie, przewodniczącego komisji habilitacyjnej ów Zespół powołuje  w terminie 12 tygodni od dnia otrzymania wniosku RDN. 

Na tym kończy się regulacja prawna. 

Zakres działań przewodniczącego komisji jest zatem pochodną naukowej racjonalności. Mogę zatem podzielić się tylko tym, jak sam postępuję jako przewodniczący komisji habilitacyjnej. Jak działają inni? Pewnie warto dzielić się doświadczeniami w tym zakresie, ale zakres i sposób postępowania musi uwzględniać zarówno specyfikę tematyczną osiągnięć naukowych habilitanta/-ki, skład członków komisji, obowiązujące wszystkich terminy itp. 

1) W związku z tym, że to uczelnia wskazana przez habilitanta powołuje komisję habilitacyjną, powinna ona powiadomić przewodniczącego komisji o pełnym jej składzie. Ten bowiem jest znany przewodniczącemu jedynie częściowo w wyniku powołania przez RDN trzech recenzentów. Natomiast przewodniczący nie wie, kogo powołał organ uczelni na jeszcze jednego recenzenta, członka komisji i jej sekretarza. 

2)  Informacja o pełnym składzie komisji wraz z przesłaną wszystkim jej członkom (recenzentom) umów zobowiązujących do wykonania recenzji, uruchamia przebieg dalszego postępowania. 

3) Recenzenci mają w 6 tygodni (w nowej procedurze - 8 tygodni) od momentu otrzymania umowy i pełnej dokumentacji osiągnięć naukowych habilitanta/-ki na napisanie recenzji. Nadal termin wykonania jest terminem instrukcyjnym a nie zawitym, co oznacza, że nie jest to tak zwany termin "twardy", bezwzględnie obowiązujący. Przewodniczący musi uzyskać zapewnienie od sekretarza komisji, że dopóki nie wpłyną do organu zawierającego umowę z recenzentami cztery recenzje, żadnej z nich nie wolno upublicznić ani komukolwiek ją udostępniać. 

4) Po wpłynięciu i zatwierdzeniu przez władze podmiotu prowadzącego postępowanie habilitacyjne 4 recenzji, muszą one być przekazane wszystkim członkom komisji habilitacyjnej. W tym momencie wchodzi do gry przewodniczący komisji uzgadniając z wszystkimi jej członkami termin posiedzenia. 

5) Kolejnym krokiem jest powiadomienie przez podmiot prowadzący postępowanie wszystkich członków komisji habilitacyjnej oraz habilitanta/-ki o terminie posiedzenia  z dwutygodniowym wyprzedzeniem.

6) W dniu posiedzenia komisja habilitacyjna przeprowadza we własnym składzie i z udziałem jedynie habilitanta/-ki kolokwium na zasadach określonych przez Senat danej uczelni. Dlatego wszyscy członkowie komisji powinni wcześniej znać obowiązujące tu zasady (forma kolokwium - tylko kolokwium, czy także jeszcze wykład/autoprezentacja osiągnięć).

7) Obrady komisji po odbytym kolokwium przebiegają już bez udziału habilitanta/-ki. W wyniku dyskusji komisja habilitacyjna podejmuje uchwałę w sprawie nadania stopnia doktora habilitowanego w głosowaniu jawnym lub - jeżeli było to we wniosku habilitanta/-ki  - w głosowaniu tajnym.       

8) Przewodniczący zobowiązuje sekretarza komisji habilitacyjnej po jej obradach do sporządzenia protokołu wraz z uchwałą uzasadniającą wynik głosowania. 

9) W terminie miesiąca od podjęcia uchwały przez komisję, podmiot habilitujący (rada dyscypliny naukowej, senat uczelni itp.) nadaje lub odmawia nadania stopnia doktora habilitowanego osobie, która o to wnioskowała a jej osiągnięcia były przedmiotem  oceny naukowej. 

Wraz z tą uchwałą kończy się praca przewodniczącego komisji habilitacyjnej. 



    

29 listopada 2020

„Skuteczne zdziwienie” i zasłużona satysfakcja łódzkich pedagogów przedszkolnych




Projekt dydaktyczny łódzkich pedagogów przedszkolnych - prof. UŁ Moniki Wiśniewskiej-Kin Weroniki Kisiel we współpracy z artystką grafikiem, ilustratorką książek  Martą Ignerską - „Skuteczne zdziwienie. Nauka czytania wyzwalająca myślenie” uzyskał na  MIĘDZYNARODOWYCH  TARGACH WYNALAZKÓW I INNOWACJI INTARG ONLINE - ZŁOTY MEDAL oraz nagrodę World Invention Intellectual Property Associations WIIP z Tajwanu.  

O najwyższe trofeum ubiegło się 55 wynalazków, przy czym tylko 6 było z kategorii nauka, reszta dotyczyła projektów w takich dziedzinach, jak medycyna, zdrowie, farmacja, przemysł, IT, środowisko etc. Na konkurs wpłynęły projekty z całego świata: Indonezja, Tajwan, Hongkong, Arabia Saudyjska, Bośnia i Hercegowina, Maroko, Wietnam, Kanada, Jemen, no i oczywiście z Polski

Opis projektu znajduje się na w/w stronie Targów:

Koncepcja nauki czytania i pisania ma charakter wdrożeniowy, co dla pedagogiki ma szczególne znaczenie. Pozwala wykorzystać nowe wnioski płynące z najnowszych osiągnieć psychologii, kognitywistyki i pedagogiki do skonstruowania modelu nauki czytania, pisania i mówienia, który przełamuje dotychczasową tradycję metodycznego postępowania. 

Autorki swoją koncepcją wpisują się w trendy realizowane na świecie, zwłaszcza w obszarze dydaktyki konstruktywistycznej (w sferze poznawczej) i dydaktyki humanistycznej (w sferze aksjologicznej). Nie tylko dokonują zespolenia stosowanych przez innych autorów podejść skoncentrowanych na głosce lub na sylabie w początkowej nauce czytania i pisania, lecz wykraczają poza językowe myślenie o tej kompetencji, dostarczając przykładu głęboko holistycznej edukacji. 

Szukając związków między słowem, ciałem, obrazem i myślą, Autorki wykorzystują kluczowy dla nich rezerwuar kategorii i pojęć do zbudowania konsekwentnego i spójnego projektu rozwijania dziecięcego myślenia i umiejętności czytania i pisania poprzez pracę z tekstem i obrazem. Dźwięki obecne w tekstach wpisują się w doświadczanie codzienności i niecodzienną wyobraźnię dzieci, a dźwięki odpowiadające literom nie są oderwane od życia, ale stanowią element historii i potencjał dla opowieści o przygodach. 

Materiał wizualny, pełen niezwykłych skojarzeń plastycznych i obrazowych, bogaty, niebanalny, sprzyja dziecięcej twórczości, angażuje emocje i fantazję, pobudza myślenie. Nauka czytania zapewnia dzieciom pełne wejście w kulturę i przeżycie, a nie jedynie dekodowanie sekwencji grafemów i ich dosłownych znaczeń. Traci w ten sposób swój formalny charakter, przestaje też być redukowana do na wpół pamięciowego, ćwiczeniowego opanowywania nadmiernie uproszczonych, płytkich treściowo tekstów. 

Czytanie dziecięce zaczyna być rodzajem ekspresji i artystycznego wyrazu. Tylko wówczas, gdy dziecko odczuje, że czytanie, pisanie i mówienie wnoszą znaczące wartości do jego życia, gdy rozbudzimy jego myślenie abstrakcyjne, wyzwolimy entuzjazm poznawczy i uwolnimy radość z uczenia się, damy mu szansę na stanie się człowiekiem świadomie czytającym, piszącym i mówiącym.



Nareszcie mamy po wielu latach nieobecności polskich innowacji w świecie projekt, który powstał w Katedrze założonej przed ponad 30 laty przez śp. prof. Ryszarda Więckowskiego, a obecnie kierowanej przez prof. UŁ Monikę Wiśniewską-Kin.  Pedagodzy udowodnili, że innowacje mogą i powinny być kluczowe dla polskich przedsiębiorców, jeśli chcą wreszcie mądrze inwestować także w rozwój młodego pokolenia. 


Współpraca z jedną z najzdolniejszych polskich ilustratorek książek zaowocowała niezwykle atrakcyjnymi dla dzieci  książeczkami obrazkowymi, które inspirują ich umysł do asocjacji plastycznych i obrazowych. Zawarte w nich teksty zbudowane są wokół onomatopei. Całość sprzyja rozwijaniu dziecięcej twórczości, angażując ich emocje i fantazję, a przy tym pobudzając procesy poznawcze.


Jeśli nie zaczniemy troszczyć się o jakość polskiej edukacji, to nadal będziemy tkwić w modelu kształcenia, wychowania i opieki z przełomu  XIX i XX wieku. Najwyższy czas docenić POLSKĄ MYŚL PEDAGOGICZNĄ tak w odniesieniu do pedagogiki przedszkolnej, wczesnej edukacji, jak i konstruktywistycznego kształcenia ogólnego i zawodowego (nowa nazwa tego szkolnictwa na branżowe niczego nie zmieniła).  



W "Dzienniku Łódzkim" mogą państwo przeczytać wywiad z naszą profesor o tym, jak rodził się pomysł na pomysł, bo teraz nadchodzi faza na jego wdrażanie i empiryczną weryfikację na szerszą skalę. 

Jak mówi M. Wiśniewska-Kin: Nasze całościowe podejście do nauki czytania i pisania zapewnia dzieciom kontakt z kulturą, a nie jedynie techniczne rozpoznawanie głosek i liter. Zależy nam na tym, aby dziecko najpierw zrozumiało, po co się czyta, zainteresowało się czytaniem i pisaniem, a dopiero później podjęło wysiłek związany z samodzielnym rozpoznawaniem głosek i liter

Drodzy dyrektorzy przedszkoli - zainteresujcie się tym projektem, bo warto wzmocnić i poszerzyć o nową metodę podejścia do kształcenia procesów poznawczych naszych przedszkolaków.  

W miniony czwartek odbyło się pierwsze takie spotkanie - konferencja online na Wydziale Nauk o Wychowaniu UŁ z nauczycielami, którzy dowiedzieli się o niej i są zainteresowani implementacją czytania rozwijającego myślenie dzieci. 

Projekt recenzowała dydaktyk prof. Dorota Klus-Stańska z Uniwersytetu Gdańskiego, a zatem został już wcześniej zweryfikowany w swoich założeniach przez polską uczoną. Został też wstępnie przetestowany w jednym z łódzkich przedszkoli, toteż po docenieniu i najwyższym wyróżnieniu przez międzynarodowe gremia eksperckie można śmiało planować jego upowszechnienie w przedszkolach.    

Nie mam żadnych wątpliwości, że nadszedł czas na zmianę, która w konstruktywistycznym podejściu do stymulowania umysłu  dziecka w działaniu i przez działanie, z zastosowaniem znakomicie opracowanych materiałów dydaktycznych, może stać się kolejnym przełomem w dydaktyce przedszkolnej. Edukacja na tym poziomie, który jest fundamentem dla rozwoju dziecka i wzmacniania jego ciekawości świata oraz jego odkrywania dzięki sprawiającemu radość czytaniu  musi wreszcie stać się przysłowiowym "oczkiem w głowie" polityków oświatowych. Im dłużej będą blokować innowatykę pedagogiczną, a czynią to jako ignoranci skutecznie od lat, tym trudniej będzie reformować dydaktykę szkolną. 

 





     

      


 


28 listopada 2020

Habilitacja - procedury i etyka

 


Kiedy publikowałem monografię poświęconą habilitacjom w naukach humanistycznych i społecznych ze szczególnym zwróceniem uwagi na procedury, powody zmian w regulacjach prawnych, ale także na pojawiające się w toku postępowań problemy natury organizacyjnej i etycznej, nie przypuszczałem, że tytuł ten będzie tak długo aktualny. 

Otóż jest i będzie jeszcze przez wiele lat aktualny w tych właśnie kwestiach, które zostały w nim opisane, gdyż tylko częściowo zmieniły się normy prawne. Te zostaną wprowadzone w zaktualizowanym i nowym wydaniu, nad którym pracuję. Muszę jednak poczekać na realizację zapowiadanych przez ministra P. Czarnka kolejnych zmian w nauce, a tym samym także w procedowaniu wniosków awansowych. 

Z dniem 31 grudnia 2020 r. kończy swoją kadencję Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów, ale nie kończą się sprawy, które były wszczynane w tym organie ze względu na złożony wniosek odwoławczy np. od odmowy komuś nadania stopnia naukowego doktora, odmowy nadania stopnia naukowego doktora habilitowanego, odmowy wszczęcia postępowania na tytuł naukowy profesora albo odmowy poparcia wniosku o nadanie tego tytułu. 

W CKdsSiT czekają jeszcze do rozpatrzenia w grudniu wnioski o nadanie tytułu, ale i o powołanie komisji habilitacyjnych, które będą jeszcze procedować na podstawie wniosków składanych do 30 kwietnia 2019 r. Tak, tak. Sekcja I Nauk Humanistycznych i Społecznych była i jest obciążona największa liczbą wniosków awansowych. 

Te sprawy, które nie zostaną w CKdsSiT rozstrzygnięte w powyższej Sekcji w przyszłym tygodniu, przejdą do dalszego procedowania w Radzie Doskonałości Naukowej. Wnioskodawcy powinni uzbroić się zatem w cierpliwość, nie knuć podejrzeń o jakieś spiski czy inne, pozanaukowe względu, gdyż każdy wniosek rozpatrywany jest tu w zgodzie z obowiązującymi regulacjami prawnymi. 

Cieszę się zarazem, że grono członków w/w Sekcji, które reprezentuje dyscyplinę naukową pedagogika, kierowało do komisji habilitacyjnych w różnych rolach - a to członka komisji, a to recenzenta lub przewodniczącego komisji habilitacyjnych profesorów i doktorów habilitowanych kilku pokoleń. 

Dzięki temu można powiedzieć, że większość samodzielnych pracowników nauki miała już doświadczenie w pracy w takiej komisji. Kolejni będą w RDN losowani, a więc muszą już liczyć tylko i wyłącznie na rachunek prawdopodobieństwa. Członkom RDN odejdą dzięki temu niesłusznie formułowane wobec nich przez niektórych profesorów czy doktorów insynuacje, że przydzielają członkostwo w komisjach habilitacyjnych tylko jednym, a pomijają drugich. 

Trzeba znać te sprawy od kuchni, żeby móc się wypowiadać. Warto także być obecnym w nauce, a nie w pseudonauce, by to rady dyscyplin naukowych powoływały rzekomo nieobecnych w tym procesie doktorów habilitowanych czy profesorów do roli członków komisji habilitacyjnych. Życzę zatem dużo szczęścia w losowaniu i wiarygodnych osiągnięć naukowych, by powyższe rady powoływały państwa do określonych ról recenzenckich.          

 


26 listopada 2020

Kazimierza Dąbrowskiego spojrzenie na politykę

 


Kontynuuję odwołania do źródeł, które mogą być przydatne w analizie i badaniach polityki oświatowej.  

W 1991 r. ukazał się w przekładzie na język polski wykład Kazimierza Dąbrowskiego poświęcony moralności  w polityce, który opublikował w Edmonton w 1974 r.  Ten wybitny humanista, zapowiadał prawie pół wieku temu konieczność powstania nauki zajmującej się świadomymi zasadami i metodami kierowania rozwojem społecznym i politycznym. Uważał, że konieczne jest poznanie przez naukę metod postępowania władzy i zrozumienie organizacji systemów społecznych i politycznych.

  Zdaniem Dąbrowskiego istotną rolę w życiu społecznym, w polityce, w ideologiach politycznych odgrywają elementy uczuciowe i popędowe. Nie ma zatem możliwości uniknięcia tak w badaniach, jak i debatach dotyczących polityki ideologii, która leży u ich podstaw. 

Nie ma obiektywnego systemu wartości społeczno-moralnych, ani też obiektywnej skali wartości społecznych, które byłyby akceptowane w demokracji przez wszystkich obywateli. Ci bowiem różnią się własnymi preferencjami światopoglądowymi, a zatem i poparciem lub oporem wobec takiej czy innej ideologii politycznej.      

 Mamy świadomość (...) grozy obowiązujących obecnie systemów politycznych i społecznych, obrazujących nihilizm moralny, bezwzględne współzawodnictwo, okrucieństwo (...) Panują obecnie prawie wszechwładnie interesy najbardziej okrutnego współzawodnictwa, dzielenie się aferami wpływów, bezwzględne okrucieństwo podporządkowania setek milionów ludzi w społeczeństwach kulturalnych drogą podpisu na nieludzkich traktatach: tak jak u dzikich - choć rozumiejących swoją siłę - zwierząt dzielenie się ochłapami mięsa (s. 17-18)  

Psychologiczne studium Kazimierza Dąbrowskiego jest o tyle ważne, że zwraca uwagę na posługiwanie się egoizmem przez polityków czy osoby sprawujące władzę, który rozpoznawalny jest przez osoby wysoko wykształcone, ale zupełnie nierozpoznawalny przez większość obywateli.  Tych ostatnich cechuje nie tylko brak czasu i zainteresowania się  sprawami polityki, własnej krótkowzroczności, ale i nie  mają odpowiednich kompetencji, by uzmysłowić sobie, że do władzy dostają się zarówno ludzie najszlachetniejsi, najbardziej dalekowzroczni, najbardziej odpowiedzialni za losy ludzkie. Są wśród nich także cyniczni kłamcy, "menedżerowie ludzkości", którzy wykorzystują nieświadomość popierających ich wyborców, dostęp do środków "masowej sugestii", a więc operujący zakłamaniem, groźbą, przekupstwem itp.  


Znacznie bardziej niż w instytucjach społecznych, znacznie jaskrawiej, przejawia się dbałość o własne interesy grup kierowniczych w polityce, a w "szlachetniejszej" formie - o interesy  społeczne i  polityczne własnego kraju ze swoimi osobistymi interesami na czele, a więc w sposób egoistyczny i drapieżny, z pominięciem perspektyw  i faktów krzywdy innych jednostek i  innych społeczeństw. Jest to jakby postawa psychopatyczna, a więc postawa niskiej integracji popędowej z inteligencją na usługach, przeniesiona na węższy lub szerszy teren życia państwowego czy międzynarodowego. Przejawia się tu najgłębiej w ujęciu egzystencjalnym - bankructwo moralne. (s. 18-19).


Kluczowe są wskazania Dąbrowskiego na postawy osób świadczące o degeneracji systemu politycznego, jeśli ten zatrzymuje się na poziomie prymitywizmu zgodnie z zasadą Kalego: (...) jeżeli mnie ukradną - to będzie to czyn zły, a jeżeli ja umiejętnie kradnę coś - to będzie to zjawisko pozytywne (s.43). Innymi słowy, program partii politycznej - swoją drogą, a praktyka swoją.


Współcześnie nie kradnie się jawnie i bezkarnie, ale w taki sposób, by nie zostać  na tym przyłapanym. Szczególnie w ustrojach autorytarnych dochodzi do nadużyć finansowych, łapownictwa, zagrożenia bezpieczeństwa innych. Zachodzi tutaj często jakby odwrócenie porządku rozwojowego, w którym na miejsce najlepszych umiejętności, uzdolnień, moralności, odpowiedzialności - wchodzą "wartości ideologiczne" odwrotne, a więc sprawności podporządkowania (s. 45).




Wbrew pozorom, mała objętościowo rozprawa K. Dąbrowskiego dotyczy nie tylko i nie tyle wielkiej polityki, co także środowisk socjalizacyjnych i wychowawczych, które formatują przyszłych władców i decydentów. Autor przygląda się m.in. rodzinie, która może funkcjonować na najniższym poziomie rozwoju, poziomie biologicznym lub wyższym - psychologicznym.

Na tym pierwszym może ona funkcjonować (...) na podstawie zazwyczaj mało wybiórczego działania instynktu seksualnego (...). Pojawiają się potem dzieci, obdarzane większą czy mniejsza sympatią - zazwyczaj sympatią typu biologicznego. Po podrośnięciu wciąga się je "instrumentalnie" do wspólnych obowiązków (s.20)W takich rodzinach często wykorzystuje się przewagę fizyczną, zdarza się w nich okrucieństwo wobec dzieci. Może jednak w nich dojść do zmiany postaw z prymitywizmu do większej refleksyjności.

Rodzina może jednak zmieniać się przechodząc na wyższy poziom rozwoju w wyniku wzrostu funkcji uczuciowych i popędowych, rozwoju instynktu twórczego rodziców w stosunku do dzieci i odwrotnie, zaś instrumentalny egocentryzm  rodziców pogłębiany jest o allocentryczne postawy, troskę i poczucie odpowiedzialności za nią jako wspólnotę.

Jeszcze wyższym poziomem rozwoju rodziny jest wejście w okres dezintegracji wielopoziomowej, która jest wynikiem  wzmacniania poczucia dbałości o innych jej członków, budowania harmonii we wzajemnych relacjach , większej zdolności do poświęcania się, dzielenia i zapobiegania konfliktom.  Na najwyższym poziomie są rodziny wykazujące najwyższy poziom miłości i odpowiedzialności, włączenia w swoje życie najwyższego stopnia empatii i odpowiedzialności  za innych. W takiej rodzinie szanuje się "(...) bogactwo indywidualnych członków (s. 22).

Podobne procesy zachodzą w instytucjach jak np. w szkole, która może przechodzić od prymitywnej organizacji przygotowywania uczniów jedynie do minimalnych kompetencji alfabetyzacyjnych. Dobór nauczycieli jest dowolny, bez przygotowania wychowawczego. (...) Metoda jest stereotypowa, werbalna, nieautentyczna. Nie ma rozumienia uczniów zdolnych, nie ma problemu indywidualizacji. Nie ma żadnego orientowania się w indywidualnym usposobieniu intelektualnymi moralnym. Stosuje się metodę kar i nagród, a przede wszystkim bicia (s. 23).     


Na wyższym poziomie dezintegracji pozytywnej szkoły następuje rozluźnienie relacji, poziomu  autorytaryzmu, arbitralnego kierownictwa na rzecz przyzwolenia zaistnienia w niej (...) bardziej bogatych indywidualności nauczycieli i wychowanków, którzy przyciągają uczniów i którzy kompensują trudności organizacyjne szkoły (s. 23)Przejście na trzeci poziom rozwoju szkoły cechuje spontaniczna wielopoziomowa dezintegracja, w wyniku której zwraca się uwagę na przyczyny konfliktów wewnętrznych, odwoływanie się do poczucia sprawstwa (wstydu i winy) oraz instynktu twórczego.

Na jeszcze wyższym poziomie życia szkolnego aktywizowany jest proces samowychowania i autopsychoterapii, autentyczny stosunek nauczyciela do ucznia oraz przejawiany jest w tych relacjach wzajemny szacunek. 

Zachęcam do czytania prac K. Dąbrowskiego oraz rozpraw naukowych dr. hab. Tadeusza Kobierzyckiego, który jest w naszym kraju jednym z nielicznych uczonych, którzy rozwijają myśl i teorię z zakresu higieny psychicznej K. Dąbrowskiego. W przyszłym roku planujemy wydanie monografii naukowej dr. Dominika Chojnowskiego, która będzie dotyczyła pedagogicznych implikacji teorii dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego.