07 maja 2010

O co w tym życiu chodzi?

To tytuł wywiadu, jakiego udzielił Tygodnikowi Powszechnemu (2010 nr 18) wybitny podróżnik, zdobywca obu biegunów Ziemi w ciągu jednego roku bez pomocy z zewnątrz - Marek Kamiński. Dzieli swoje życie na trzy etapy: pierwszym jest odkrywanie świata, drugim jego podbijanie, a trzecim rodzina. Do każdego z nich pięknie się odnosi, odpowiadając przy okazji pytań na niektóre kwestie. Poznajemy go także w nowej roli, mniej znanej polskiemu odbiorcy, a mianowicie jako menedżera założonej przez siebie – zresztą w wyniku niezamierzonych okoliczności życiowych - firmy Gama San, która stała się nie tylko źródłem jego dochodów, ale także polem doświadczalnym w zarządzaniu. Budowanie firmy – jak stwierdza - przypomina przygotowania do wyprawy: najpierw pojawia się faza marzeń, później planowania, dalej szukanie rozwiązań. (…) W biznesie ważna jest droga, a nie cel. Gdy człowiek jest tak bardzo skupiony na osiąganiu celu, to pod jego nosem może mu przechodzić prawdziwe życie. Cele i zyski tak, ale nie za wszelką cenę. Kiedy osiągamy coś , depcząc zasady moralne i innych ludzi. Taki cel może okazać się kamieniem młyńskim u szyi tego, który go osiągnął. Dotyczy to także przedsiębiorstwa. Firmy pojawiają się i znikają, a ślady na drodze, które przeszły, zostają. (…) w perspektywie dłuższego czasu ważniejsze jest przetrwanie niż szybkie osiąganie celów. Kiedy się je błyskawicznie osiąga, można dostać zadyszki, a przetrwanie opiera się na wartościach fundamentalnych. Jedną z nich jest prawda.

Nic dziwnego, że jako ojciec dwóch córek postanowił spowolnić życie. Cały świat tak naprawdę jest w nas, chodzi o próbę jego odczuwania na nowo; to kwestia wyobraźni. Pięknie też mówi o roli wychowywania dzieci, które dla niego jest tym, o czym pisał w swoich traktatach filozoficzno-etycznych Karol Wojtyła oraz Maria Łopatkowa w „Pedagogice serca”, a mianowicie - uczestniczeniem i obdarzaniem ich prawdziwą miłością. Dzieciom trzeba poświęcać czas i uwagę. To powinni robić rodzice, nie opiekunki, ciocie czy dziadkowie. (…) Spotkałem wielu ojców już dorosłych dzieci, którzy nie mają z nimi żadnego emocjonalnego kontaktu. Teraz bardzo tego żałują, nie nadrobią straconego czasu w kilka tygodni. Taka więź buduje się i umacnia od kołyski. Trzeba o nią zabiegać. Zerwanie jej to katastrofa dla obydwu stron.

05 maja 2010

Rezygnuję! Le roi est mort, vive le roi!

W dniu 5 maja 2010 r. złożyłem rezygnację z funkcji rektora Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Łodzi, dziękując moim Współpracownikom za dotychczasowe współdziałanie w roli, którą przyszło mi pełnić, nie na moje przecież życzenie, przez ponad 5 lat. Jestem w pełni zadowolony z tego, co dotychczas zrealizowałem wraz z wszystkimi tymi osobami, które rzeczywiście były tej uczelni oddane, tak z pracownikami naukowymi, studentami, jak i z kadrą administracyjną włącznie. Z małej, mającej niespełna stu studentów wyższej szkoły zawodowej przekształciliśmy się w tak krótkim czasie w dynamicznie rozwijającą się uczelnię, która na dwóch kierunkach studiów kształci ponad 1,5 tys. studentów. Nas to cieszyło, choć u innych wywoływało zazdrość, a nawet i wściekłość. Najlepszymi wskaźnikami mojego wkładu w rozwój WSP są m.in.:

- uzyskane przez WSP uprawnienia do kształcenia na kierunku „pedagogika specjalna” na studiach I stopnia oraz na kierunku „pedagogika” na studiach II stopnia.

- uzyskana pozytywna akredytacja na studiach I stopnia dla kierunków „pedagogika” i „pedagogika specjalna”,

- uzyskane uprawnienia do uruchomienia nowego kierunku studiów na kierunku „socjologia”,

- corocznie przyjmowane jednogłośnie przez Senat WSP moje sprawozdania z działalności dydaktycznej, organizacyjnej i naukowo-badawczej WSP za kolejne lata: 2004/2005, 2005/2006, 2006/2007, 2007/2008 i 2008/2009.

Znane są publicznie realia powyższych procesów, które z satysfakcją współkreowałem przez kilka ostatnich lat. Wdzięczny więc jestem tym wszystkim, którzy we mnie pokładali nadzieje, gdyż ich nie zawiodłem. Miałem wiele dowodów na to, że współpracując ze mną mogli doświadczyć czegoś nowego, innego i tworzyć dobra wspólne w środowisku akademickim oraz korzystne także dla ich osobistego czy zawodowego rozwoju. Wielokrotnie i wspólnie docieraliśmy do granic możliwości przy wielekroć niesprzyjających okolicznościach, ale zawsze najważniejszy był w tym człowiek i osiągany przez nas efekt końcowych zmagań. Tak więc okres pełnienia funkcji rektora zaliczam do wartościowych, a pozwalających na zdobycie nowych doświadczeń w zakresie zarządzania uczelnią (tak w sensie pozytywnym, jak i negatywnym). I za to wszystkim dziękuję. A że pracujemy dla studentów i ze studentami, to i ich zaangażowanie w tę społeczność odegrało tu istotną rolę.

Mój program akademickiego rozwoju tej uczelni był od samego początku jawny, klarowny i upubliczniony, a co najważniejsze każdego roku poddawany był ocenie tak przez właściwe władze, jak i przez opinię publiczną, czyli szeroko rozumiane środowisko (tak lokalne, krajowe, jak i międzynarodowe). Każdy mógł na bieżąco śledzić zachodzące zmiany, a część osób i moich współpracowników idealnie i aktywnie się w nie wpisywała, dostrzegając szansę na udział w czymś wyjątkowym.
Na własną pozycję naukową pracuje się przez długie lata, toteż nie zamierzam jej stracić dla realizacji celów, które są sprzeczne z uznawanymi przeze mnie wartościami. Nie jestem własnością ani szkoły, ani innych ludzi, toteż nie pozwalałem na podporządkowywanie moich zadań i zakresu mojej odpowiedzialności akademickiej procesom i osobom, które swoją arogancją i ignorancją chciały zawłaszczać obszary niezgodne z ich sferą odpowiedzialności i kompetencji.

Są takie pytania, na które nie ma ani łatwych, ani jednoznacznych odpowiedzi, gdyż wynikają one ze splotu zbyt wielu kumulujących się w naszym życiu zdarzeń i doświadczeń. Nie do mnie je należy kierować. Niech każdy sam szuka na nie odpowiedzi - w sobie.

Naukawa półtusza

Na wydziale pedagogicznym jednego ze słowackich uniwersytetów pewna pani - doktor pedagogiki, pełniąca zresztą funkcję kierowniczą w jednej z polskich uczelni publicznych i zatrudniona zarazem w innej uczelni niepublicznej, postanowiła zatroszczyć się o swój awans naukowy – o uzyskanie stopnia doktora habilitowanego. Jak ktoś chce być samodzielnym pracownikiem naukowym, to jest oczywiste, że musi udowodnić nabycie w tym zakresie określonych kompetencji, wykazać się publikacjami, udziałem w konferencjach naukowych, wypromowaniem pedagogów, udziałem w zespołach badawczych lub indywidualnym prowadzeniem badań, współpracą zagraniczną itd., itd. Wspomniana pani doktor nauk humanistycznych powinna zatem podjąć pewien wysiłek umysłowy, poczytać, przeanalizować stan dotychczasowych badań w interesującym ją obszarze zagadnień i po opracowaniu własnej koncepcji przeprowadzić (zgodne z obowiązującymi w naukach humanistycznych standardami) badania naukowe, a następnie opublikować ich wyniki.

W tym jednak przypadku trud był nadaremny. Prawie żadnego artykułu, jak i żadnej książki nie napisała samodzielnie. W większości przypadków z jeszcze jednym doktorem. Można powiedzieć, że jej samodzielność okazała się połowiczna. W swoim „myśleniu" o sukcesie naukowym wybrała model półtuszy, to znaczy odcięcia z danych o opublikowanych artykułach czy książkach swojego współautora i zatuszowanie tego tak, by poza granicami kraju, gdzie przecież nikt nie ma możliwości sprawdzenia tego typu danych (a może i nie był tym zainteresowany), wszystko wyglądało na zgodne z obowiązującymi tam wymogami. Nie udało się. Ktoś jednak, przez zupełny przypadek, odkrył jej oszustwo, choć członkowie komisji naukowej nie dawali temu wiary. Nie mogło przejść im przez myśl, że Polka potrafi oszukiwać. Ot, taka naukawa półtusza – tu sza, tam sza…

04 maja 2010

Kurza twarz

Niejedna już z wyższych szkół niepublicznych składała do odpowiedniej instancji wniosek o uzyskanie uprawnień do nadawania stopnia naukowego doktora z nauk humanistycznych w dyscyplinie pedagogika. Okazuje się bowiem, że jest to dla danej szkoły ważne w ubieganiu się o status akademii czy wzmocnienie prestiżu, pozyskanie kilku punktów w różnego rodzaju rankingach czy wzmocnienie zysków z tego tytułu (dla niektórych nawet w sposób wątpliwy etycznie). Właścicielom szkół niepublicznych wydaje się, że jak zatrudnią na rok przed złożeniem wniosku minimalną liczbę doktorów habilitowanych i profesorów tytularnych, to uzyskają akceptację recenzenta takiego wniosku i droga do reprodukowania naukowców będzie dla nich stała otworem. Nic bardziej mylnego. Na szczęście w ocenie wniosków obowiązują kryteria udokumentowanej jakości prowadzonego procesu naukowo-badawczego. Tego się kupić nie da. To nie jest pietruszka.

Wsłuchiwałem się bardzo uważnie w negatywne opinie recenzentów tych wniosków, gdyż one najlepiej odsłaniają nie tyle niewiedzę, nieudolność czy jakieś drobne zaniedbania wnioskodawców, ale - co gorsza - najzwyklejsze manipulacje danymi, za pomocą których usiłuje się wprowadzić w błąd odpowiedni organ kontroli, zmylić, coś przed nim zamaskować. Gdyby dociekliwy badacz zainteresował się niektórymi wnioskami, to mógłby bardzo szybko sformułować opinię albo o wnioskodawcy, albo o nierzetelnym recenzencie (bo i tacy niestety się zdarzają). To dziwne, że ten ostatni mógłby nie poddać analizie w sposób krytyczny, rzetelny i uczciwy zawartości takiego pseudowniosku. No cóż, postawy tak jednych, jak i drugich trafnie by można skomentować za Ewą Szumańską z „Tygodnika Powszechnego” treścią jednego z jej felietonów pt. „Twarz”:

W procesie tracenia wzroku są okresy stagnacji i chwile nagłych, gwałtownych przyspieszeń. Przychodzi na przykład taki moment, w którym człowiek przestaje widzieć swoją twarz. Przekonuje się wtedy, jaka była dla niego ważna, nawet jeżeli nie miał nawyku często spoglądania w lustro. Była jakby na podorędziu, w każdej chwili można ją było przywołać, sprawdzić jej zgodność z tym, co się robi, czuje i myśli, o coś ją spytać albo poprosić ją o pomoc w jakiejś sprawie. (…) Można jednak tracić twarz inaczej. Można o tym nie wiedzieć, bo w lustrze jest wciąż tak samo wyraźna, ale wiedzą o tym inni. To może nawet gorsze. (…)

02 maja 2010

VII Zjazd Pedagogiczny

Trwają przygotowania do VII Zjazdu Pedagogicznego w Toruniu. Zamieszczam najnowsze Komunikaty w tej sprawie:

Informujemy Państwa o ramach czasowych obrad plenarnych i pracy dziesięciu sesji:
w pierwszym dniu rozpoczęcie obrad o godzinie 10.00
Profesor Zbigniew Kwieciński - Przewodniczący PTP,
Profesor Stefan Kwiatkowski – Przewodniczący KNP,
profesor Aleksander Nalaskowski – gospodarz Zjazdu, dziekan WNP UMK
i w sesji plenarnej trzy wystąpienia - referaty plenarne wygłoszą:
Profesor Astrid Męczkowska,
profesor Bogusław Śliwerski,
profesor Lech Witkowski.

Następnie odbędzie się praca równolegle w trzech sesjach i tak:
11.30 – 14.45 sesje pierwsza, druga, trzecia
14.45 -15.45 PRZERWA NA OBIAD
15.45 – 19.00 sesje czwarta, piąta, szósta
20.00 KOLACJA – UROCZYSTY WIECZÓR
W drugim dniu cztery sesje pracują równolegle:
9.00 –10.00 koncert orkiestry Vita Activa z Gdańska (PSOUU w Gdańsku)
10.00 – 11.30 obrady w sesjach siódmej, ósmej, dziewiątej, dziesiątej
11.45 – 13.45 c.d. dyskusji w sesjach siódmej, ósmej, dziewiątej, dziesiątej
13.45 – 14.45 Plenarne podsumowanie obrad, zamknięcie VII Zjazdu PTP
15.00 – OBIAD

Skład koordynatorów sesji (po korekcie):

Sesja I Rynek edukacyjny: przedsiębiorczość czy wykluczanie?
Koordynator – Profesor Lech Witkowski, lechwit@op.pl

Sesja II Demokracja: zaangażowanie i bierność?
Koordynator – Profesor Tomasz Szkudlarek, pedts@ug.gda.pl

Sesja III Różnica czy zamęt – imitacja czy swojskość?
Koordynatorzy – Profesorowie: Zbyszko Melosik, zbymel@amu.edu.pl i Maria Czerepaniak-Walczak, malwa_1@interia.eu

Sesja IV Postmodernizm i tradycja?
Koordynator – Profesor Władysława Szulakiewicz, jszulak@uni.torun.pl

Sesja V „Rewolucja podmiotów” – egoizm czy autonomia?
Koordynator – Profesor Mirosława Dziemianowicz, mirka.dziemianowicz@poczta.fm

Sesja VI Poszukiwanie nowego paradygmatu: polifonia czy kakofonia?
Koordynatorzy: – Profesorowie: Amadeusz Krause, pedakr@ug.edu.pl i Bogusław Milerski, milerski@chat.edu.pl

Sesja VII Pozór w edukacji – diagnoza, próby rozwiązań.
Koordynatorzy – Profesorowie: Maria Dudzikowa, maria.dudzikowa@wp.pl i Dariusz Kubinowski, dkubi@wp.pl

Sesja VIII Podręczniki, poradniki – mapa czy ślepa uliczka?
Koordynatorzy – Profesorowie: Mariola Chomczyńska-Rubacha, majacr@wp.pl i Lucyna Kopciewicz, pedlk@ug.edu.pl

Sesja IX Nauczyciel – jego (nie)przygotowanie.
Koordynatorzy – Profesorowie: Dorota Gołębniak, dorota.golebniak@dswe.pl i Henryka Kwiatkowska, kwiatpat.@medianet.pl

Sesja X Ku pozytywnym doświadczeniom czyli czasami się udaje.
Koordynatorzy – Profesorowie: Aleksander Nalaskowski, aleksander@torun.home.pl
Beata Przyborowska, bprzybor@post.pl

Zgłoszenie drogą internetową Organizatorzy przyjmują do 31 maja (z określeniem formy udziału) wraz z dokonaniem opłaty zjazdowej na konto podane w karcie zgłoszeniowej. Informacja ta zostanie przez sekretarzy Zjazdu przekazana do koordynatora sesji.

Nadto prosi się o wydrukowanie wypełnionego zgłoszenia i przesłanie go na adres organizatora Zjazdu:

Wydział Nauk Pedagogicznych UMK, 87-100 Toruń, ul Asnyka 2a

Należy zapoznać się z propozycjami programowymi Zjazdu w celu podjęcia decyzji udziału w pracach wybranych sesji. Może to być udział aktywny w obradach (szczególnie w sytuacji, gdy koordynatorzy zapraszają do panelu dyskusyjnego), jest także możliwość prowadzenia dyskusji na forum internetowym Zjazdu, zamieszczenie własnego głosu, który będzie uwzględniony w opracowaniu zbiorczym wydawanym drukiem po Zjeździe (na zasadach publikacji recenzowanych).

Organizatorzy zapraszają też do udziału w Zjeździe osoby nie planujące czynnego uczestnictwa, a jedynie zainteresowane wsłuchiwaniem się w głosy dyskutantów rozprawiających o ważkich problemach na styku teorii i praktyki edukacyjnej.

Osoby te otrzymają również komplet materiałów zjazdowych wraz z możliwością włączenia się do dyskusji nad materiałem wypracowanym w czasie trwania obrad (z możliwością zamieszczenia swego głosu w publikacjach pozjazdowych). Koordynatorzy przewidują wydanie drukiem materiałów z sesji (publikacje finansowanie przez różne uczelnie i ośrodki akademickie). Informacje szczegółowe na ten temat zawierać będą zakładki redagowane przez koordynatorów sesji.

Opłata zjazdowa wynosi 450 złotych i nie zawiera kosztów zakwaterowania. Te pokrywa uczestnik płacąc dodatkowo 200 złotych za jedną dobę hotelową (ze śniadaniem).

W celu rozpropagowania informacji o przygotowaniach do Zjazdu, prosimy o przekazywanie we własnych środowiskach adresu internetowego Zjazdu
http//www.pedagogika.umk.pl/zjazd-pedagogiczny

29 kwietnia 2010

Ornitopedagodzy

Pedagogika krytyczna jest tym nurtem w pedagogice, który sami pedagodzy chętnie odnoszą do analizy rzeczywistości oświatowej, byleby tylko nie własnej - akademickiej. Niektórzy stroszą się w piórka zatroskanych o losy polskiej pedagogiki, jej środowiska i statusu, ale sami czynią wiele, by przyczyniać się do degradacji powyższych procesów. Od dwudziestu lat niewiele się zmieniło. A ileż jest w ich tekstach i konferencyjnych wypowiedziach mowy o demokracji, podmiotowości, poszanowaniu prawa, troski o wyjściu polskiego społeczeństwa ze stanu anomii, unikaniu patologii w relacjach międzyludzkich itp.? Pewnie jest tego tyle samo, ile w nich samych jest fałszu i obłudy! Czas zdjąć maski, odsłonić prawdziwe oblicze, wyłożyć karty na stół. Niech wszyscy zobaczą, z kim mają do czynienia, co i kogo reprezentują. W czasie międzynarodowej konferencji pedagogów społecznych w Brnie prof. Andrzej Radziewicz-Winnicki słusznie upomniał się o kategorię oporu jako zapomnianą, wydawałoby się, że już nieaktualną, ale przecież wciąż konieczną do zaistnienia w sytuacjach, gdy mamy do czynienia z fałszowaniem ludzkiej świadomości, z stosowaniem perfidnych technik manipulacji, uprawianiem gier, które zaprzeczają podstawowym wartościom, o jakich niektórzy pisali w swoich rozprawach naukowych. Siebie zwolnili z ich przestrzegania. Nie zinternalizowali ich jeszcze, bo wciąż mają nadzieję, że ich fałszywe postawy są nierozpoznawalne. W końcu sami są pedagogicznymi ornitologami, którzy badając określone zjawiska, interpretując je ze względu na przyjęte kryteria aksjonormatywne sami nie muszą udowadniać, że potrafią latać. Ot, tacy ornitopedagodzy.

27 kwietnia 2010

Wychowują i kształcą w przestrzeni przyjaznej dziecku

















Gdybym nie brał udziału w Międzynarodowej Konferencji Naukowej w Suchedniowie (zob. wcześniejsze wpisy), to nie wiedziałbym o istnieniu publicznej szkoły podstawowej, o której mogę powiedzieć, że jest wyjątkowa! To właśnie dyrektorka Szkoły Podstawowej im. W. Łyczkowskiej w Ostojowie k/Suchedniowa – pani mgr Joanna Piasta-Piechowicz opowiedziała nam o swojej placówce w taki sposób, że nie można było jej nie odwiedzić. Wszyscy jechali tam z zaciekawieniem, czy rzeczywiście zrelacjonowane nam założenia pedagogiczne placówki, mają swoje przełożenie na praktykę, na kulturę szkoły, na jej szczególne miejsca i przestrzeń, na dzieci, ich rodziców i nauczycieli?

Szkoła już w swej strukturze architektonicznej łączy przeszłość z nowoczesnością, bowiem do starego budynku został dobudowany nowy, jednopiętrowy łącznik o pięknej bryle, która w szczytowych pomieszczeniach zawiera charakterystyczny dla ścian bocznych w ich górnej części kształt trójkąta. Tworzy to klimat chaty, której ścianki są pomalowane ciepłymi, pastelowymi kolorami, a podłogi są wyściełane miękkim dywanem. Wszystko jest utrzymane w czystości i widać, że dba się o estetykę wnętrz. Słusznie się zakłada, że jak dziecko wejdzie na miękki dywan, to poczuje komfort, którego nie warto niszczyć. Dlatego wszystkie sale lekcyjne w szkole są wyposażone w dywany o ciepłym kolorze. Nauczyciele mają w salach dydaktycznych tablicę interaktywną wraz z pełnym oprogramowaniem do wszystkich przedmiotów. Dzięki temu lekcje są atrakcyjne i pełne także wirtualnych przygód.

Szkoła łączy w sobie konwencję z niekonwencjonalnością nie tylko w tym wymiarze. Nauczyciele skupiają się wokół dyrektorki jako osoby centralnej (lidera), cenionej, szanowanej i lubianej. Jak ona sama stwierdziła: Nie jestem dyrektorką. Jestem Asią. Żeby być w szkole, trzeba jej oddać serce. Tu nie może się liczyć tylko to, co mieści się w tzw. standardzie pracy. Od samego początku dyrektorka założyła, że będzie to środowisko międzyludzkiego dialogu i bogactwa przestrzeni. Ważna jest tu metodyka pracy pedagogicznej, to jak doprowadzić w toku procesów edukacyjnych do tego, by u ich szczytu każdy uczeń czuł się zrealizowany. Jak stwierdziła: Jeśli każdy w przestrzeni szkolnej jest diamentem, a my z tych diamentów złożymy naszyjniki, to dwukrotnie podwyższymy ich wartość, bo jeden oświetli drugi.

Rada pedagogiczna poważanie analizuje, jakie są jej potrzebne szkolenia czy kursy. Nauczyciele piszą projekty, by zyskać środki na wyjazdy zagraniczne wzbogacające ich własny warsztat pracy. Najczęstszym pytaniem, jakie sobie stawiają, jest pytanie o sens własnej aktywności, o to, po co spotykają się w szkole z uczniami, ich rodzicami czy innymi pedagogami? Zastanawiają się nad tym, dokąd chcą dojść, co chcą osiągnąć? Nauczyciele publikują własne artykuły – metodyczne, sprawozdawcze, a nawet naukowe. Prowadzą pogłębione diagnozy środowiska wychowawczego.

Kiedy otrzymali z kuratorium pismo, że uczniowie już nie muszą nosić w szkole mundurków, zakupili ich podwójną ilość, bo oni noszą je nie dlatego, że tak chciała tego poprzednia władza resortu edukacji, ale by dzieci skupiały się w relacjach z sobą na poszukiwaniu twarzy tego DRUGIEGO, INNEGO, a nie na jego ubraniu. Wszyscy w tej szkole mają równy dostęp do informacji. Widać to zresztą na korytarzach, gdzie zostały zawieszone na ścianach gabloty z informacjami o prawach dziecka, prawach i obowiązkach ucznia, o formach współpracy z rodzicami i środowiskiem oraz o różnych typach edukacji, z jaką się spotkają w toku lekcji.

W tej szkole kładzie się akcent na ceremonii przeżywanie tego, co jest ważne w tradycji narodu. Istotną rolę odgrywa tu teatr szkolny i edukacja teatralna. Uczniowie mają bowiem dorastać w tradycji, w dialogu z innymi, z harcerzami, z byłymi i obecnymi uczniami czy absolwentami szkoły, by wspólnie tworzyć jej tożsamość i środowisko do dalszego rozwoju. Szkoła jest też dostępna dla dzieci niepełnosprawnych. Indywidualizacja kształcenia realizowana jest nie tylko w toku zajęć dydaktycznych, ale także w czterech działających w szkole świetlicach, z których każda stwarza środowisko do odmiennej aktywności: od refleksyjnej, umysłowej, po ruchową, relaksacyjną i artystyczną. W każdej pracuje nauczyciel o innym profilu zainteresowań i kompetencji do organizowania zajęć wolnoczasowych.

Uczniowie sami analizują swoje postępy szkolne. Opanuj się – to tytuł programu wychowawczego, w ramach którego dzieci mają zastanawiać się nad sobą, ćwiczyć swój charakter, pracować nad sobą. Najważniejsze są dla nich wartości, to, co rozumieją przez uczciwość, wiarygodność, szacunek. Rodzice wspólnie z nauczycielami zastanawiają się nad wspólnymi wartościami, by proces wychowawczy w szkole w żadnej mierze nie naruszał porządku wychowawczego w domach rodzinnych uczniów. Dużo jest tu zajęć muzycznych, sprawnościowych i umysłowych. Nauczycielom zależy na tym, by dzieci rozwijały się w przestrzeni, w przyrodzie, by doświadczały sztuki spędzania czasu wolnego, relaksacji, czytania, a nawet hipoterapii. Ich przewodnią ideą jest to, by wychowanie odbywało się w przestrzeni przyjaznej dziecku. Pewnie niejeden z nas pomyślał sobie o tym, że chętnie posłałby własne dziecko do takiej szkoły.

(więcej na stronie: http://www.men.gov.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=726:samorzdowa-szkoa-podstawowa-im-wandy-yczkowskiej-w-ostojowie&catid=164:wojewodztwo-swietokrzyskie)