04 maja 2010

Kurza twarz

Niejedna już z wyższych szkół niepublicznych składała do odpowiedniej instancji wniosek o uzyskanie uprawnień do nadawania stopnia naukowego doktora z nauk humanistycznych w dyscyplinie pedagogika. Okazuje się bowiem, że jest to dla danej szkoły ważne w ubieganiu się o status akademii czy wzmocnienie prestiżu, pozyskanie kilku punktów w różnego rodzaju rankingach czy wzmocnienie zysków z tego tytułu (dla niektórych nawet w sposób wątpliwy etycznie). Właścicielom szkół niepublicznych wydaje się, że jak zatrudnią na rok przed złożeniem wniosku minimalną liczbę doktorów habilitowanych i profesorów tytularnych, to uzyskają akceptację recenzenta takiego wniosku i droga do reprodukowania naukowców będzie dla nich stała otworem. Nic bardziej mylnego. Na szczęście w ocenie wniosków obowiązują kryteria udokumentowanej jakości prowadzonego procesu naukowo-badawczego. Tego się kupić nie da. To nie jest pietruszka.

Wsłuchiwałem się bardzo uważnie w negatywne opinie recenzentów tych wniosków, gdyż one najlepiej odsłaniają nie tyle niewiedzę, nieudolność czy jakieś drobne zaniedbania wnioskodawców, ale - co gorsza - najzwyklejsze manipulacje danymi, za pomocą których usiłuje się wprowadzić w błąd odpowiedni organ kontroli, zmylić, coś przed nim zamaskować. Gdyby dociekliwy badacz zainteresował się niektórymi wnioskami, to mógłby bardzo szybko sformułować opinię albo o wnioskodawcy, albo o nierzetelnym recenzencie (bo i tacy niestety się zdarzają). To dziwne, że ten ostatni mógłby nie poddać analizie w sposób krytyczny, rzetelny i uczciwy zawartości takiego pseudowniosku. No cóż, postawy tak jednych, jak i drugich trafnie by można skomentować za Ewą Szumańską z „Tygodnika Powszechnego” treścią jednego z jej felietonów pt. „Twarz”:

W procesie tracenia wzroku są okresy stagnacji i chwile nagłych, gwałtownych przyspieszeń. Przychodzi na przykład taki moment, w którym człowiek przestaje widzieć swoją twarz. Przekonuje się wtedy, jaka była dla niego ważna, nawet jeżeli nie miał nawyku często spoglądania w lustro. Była jakby na podorędziu, w każdej chwili można ją było przywołać, sprawdzić jej zgodność z tym, co się robi, czuje i myśli, o coś ją spytać albo poprosić ją o pomoc w jakiejś sprawie. (…) Można jednak tracić twarz inaczej. Można o tym nie wiedzieć, bo w lustrze jest wciąż tak samo wyraźna, ale wiedzą o tym inni. To może nawet gorsze. (…)