15 maja 2024

Jak drzewiej bywało

 


W dn. 21 marca 1985 roku odbyło się posiedzenie Rady Wydziału Filozoficzno-Historycznego Uniwersytetu Łódzkiego, w trakcie którego przedstawiono wniosek Komisji powołanej przez powyższą Radę do przeprowadzenia obrony mojej pracy doktorskiej nt. „Metodologiczne aspekty naukowych dociekań nad samowychowaniem", o nadanie mi stopnia doktora nauk humanistycznych. 

Odnalazłem wyciąg z protokołu, który tu publikuję, by potwierdzić, że podjęta przez ówczesną Radę Wydziału uchwała o nadaniu mi tego stopnia była rozszerzona o jeszcze dwie decyzje, a mianowicie: Rada wnioskowała o wydrukowanie mojej dysertacji doktorskiej oraz o poparcie mojego wniosku o wyjazd do RFN, a Docent historii Ryszard Rosin zwrócił się z zapytaniem, dlaczego powołana do obrony pracy doktorskiej komisja nie wystąpiła do rady Wydziału z wnioskiem o przyznanie mi nagrody Ministra Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki. 

Żadna z tych decyzji nie została zrealizowana, bowiem zdaniem ówczesnego dziekana powyższe wnioski przekraczały kompetencje Rady Wydziału. Nie znajduje się w protokole odpowiedź na pytanie Docenta dotyczące braku wniosku o nagrodę. 

W dokumentacji nie znajdziemy rzeczywistych uzasadnień decyzji ówczesnych władz Wydziału. Nie wyrażono zgody na opublikowanie mojej dysertacji, bo... nie odpowiadała ideologii marksistowsko-leninowskiej. Nie pozwolono mi wyjechać do Republiki Federalnej Niemiec na Uniwersytet im. Justusa Liebiga w Giessen, gdyż - jak komentował to ówczesny dyrektor Instytutu Pedagogiki - na Zachód mogą wyjeżdżać tylko docenci i profesorowie. Młodzi nie mają tam po co jechać. Rzecz jasna, nie otrzymałem też z tytułu obrony pracy doktorskiej żadnej nagrody. 

Piszę o tym dlatego, że młodzież akademicka A.D. 2004-2024 może wyjeżdżać na Zachód i Wschód, na Północ i Południe, jeśli tylko chce prowadzić badania naukowe dzięki członkostwu Polski w Zjednoczonej Europie, w wyniku podpisanych porozumień między uczelniami w ramach programu Erasmus+, a także dzięki konkursom na granty krajowe i międzynarodowe. W Uniwersytecie Łódzkim publikowane są wszystkie prace doktorskie, które uzyskały wniosek odpowiedniej komisji czy bezpośredniego przełożonego.  

Rozprawę doktorską wydałem dopiero w III RP, kiedy przestała obowiązywać cenzura ideologiczno-polityczna. 



14 maja 2024

Jak długo jeszcze będzie w szkołach patologiczny system oceniania zachowań uczniów?

 


"Szanowna Pani Dyrektor,

zwracamy się z prośbą o zniesienie punktowego systemu oceniania, który został wprowadzony w naszej szkole w roku szkolnym 2023/2024. Jest to system oparty na bardzo prostym założeniu, że kary i nagrody (punkty dodatnie i ujemne) są w stanie zmodyfikować zachowanie naszych dzieci i wywołać pożądane efekty. Mamy nadzieję, że w toku pracy z tym narzędziem zebrali Państwo już wiele refleksji i argumentów na to, że taki system nie ma szans oddziaływać w oczekiwany sposób i nasze spostrzeżenia będą tylko dodatkowym argumentem przeciw kontynuowaniu oceniania zachowania w ten sposób.

Rozumiemy Państwa intencję dotyczącą poszukiwania nowych metod wychowawczych, ale jednocześnie jesteśmy rozczarowani, że narzędzie, które jest negowane przez wielu specjalistów z zakresu oceniania, psychologów i pedagogów zostało wdrożone w naszej placówce. Najnowsze badania z zakresu psychologii i motywacji już dawno unieważniły metodę „kija i marchewki”. Liczymy, że także nasza szkoła, pójdzie z duchem czasu i porzuci ten pomysł, który lokuje naszą placówkę wśród szkół promujących „pruski system nauczania”.    

Oto nasze argumenty przemawiające za zniesieniem tego systemu:

1. Presja i stres.

Uważamy, że system wprowadza dodatkową presję i stres, powoduje niepotrzebne napięcie emocjonalne u uczniów i negatywnie wpływa na ich zdrowie psychiczne i ogólny dobrostan.

Z raportów Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, Fundacji Unaweza czy raportu Życie warte jest rozmowy, który powstał na podstawie danych Komendy Głównej Policji jasno wynika, że  kondycja psychiczna dzieci i młodzieży jest niepokojąca. Każdego dnia w Polsce co najmniej sześcioro nastolatków podejmuje próbę samobójczą. Co piąty nastolatek (22%) okaleczał się, a co jedenasty (9%) miał za sobą próbę samobójczą. Dziewczyny częściej niż chłopcy deklarują zarówno samookaleczenia (29% vs 14%), jak i próby samobójcze (14% vs 5%). Nieco ponad połowa, bo 52,4 % uczniów odczuwa brak motywacji do działania, a 28 % deklaruje, że w ogóle nie ma chęci do życia. Jeśli dodamy do tego 37 % młodych ludzi odczuwających samotność i 32,5 %  nieakceptujących tego, kim są i jak wyglądają, to wyłania się ponury obraz kondycji psychicznej uczniów.

Czy taki system pomaga naszym dzieciom uwierzyć w siebie, sprawić, że poczują się zauważeni, docenieni, akceptowani?

Mamy podejrzenie, że za takim systemem niestety głosują nauczyciele, którzy mają przeświadczenie, że tylko strachem i karami można dziś zapanować nad młodzieżą. Niestety, w rękach tych przedstawicieli grona pedagogicznego system jest także najbardziej niebezpieczny i krzywdzący. Dla tych nauczycieli słowa o tym, że z naszymi dziećmi trzeba postępować „jak w więzieniu”(bo przecież właśnie z angielskich więzień pochodzi system punktowy) są na tyle oczywiste, że słyszymy je na wywiadówkach.

To, co nas niepokoi, to fakt, że część nauczycieli skupia się jedynie na karaniu i wpisywaniu uczniom punktów ujemnych. Poza tym, co literalnie wskazuje dokument, czyli np. wstawienie punktów za brak spóźnień, strój galowy, określone działania charytatywne, uczniowie nie otrzymują punktów dodatnich. Za to punkty ujemne sypią się za każdy drobiazg. Zachowania dobre są po prostu uznane za „normę” i nie są zauważane.



W konsekwencji widzimy, że niektóre dzieci zaczynają bać się chodzić do szkoły, bo nawet nie wiedzą, za co znów mogą otrzymać punkty ujemne. Zaś niewiedza o tym, za jakie działania mogą zdobyć dodatnie, potęguje niepokój. Presja i stres zazwyczaj dotyczą tych dzieci, którym zależy, które mają dobre wyniki w nauce. Czy one powinny płacić za to swoim zdrowiem? Czy warto, by swoją energię zamiast na zaangażowanie traciły na myślenie o tym, czy dadzą radę zebrać daną liczbę punktów? Zdobycie 30 punktów na ocenę bardzo dobrą w przypadku, gdy punkty ujemne są do zdobycia „od ręki”, a dodatnie są rzadkością, jest ogromnym wysiłkiem. Nawet zbalansowane stosowanie metody „kija i marchewki” nie przynosi zamierzonych efektów, a co dopiero sam „kij”?

Czy nasza placówka chce być miejscem budowania dobrostanu, czy miejscem obniżania poczucia własnej wartości, depresji, zaburzeń lękowych czy fobii szkolnej?

2. Brak uwzględnienia indywidualnych różnic.

Uczniowie nieśmiali i introwertyczni, uczniowie z orzeczeniami i opiniami…

Jeśli uczeń biega po korytarzu, to po prostu otrzymuje punkty ujemne, a nauczyciel nie bierze pod uwagę, że bieganie może nie być zabawą, a np. chęcią (czy koniecznością) rozładowania napięcia poprzez potrzebę ruchu w związku z zaburzeniami SI, ADHD itd.

System zwalnia nauczycieli z refleksji nad uczniem i jego zachowaniem. Jeśli uczeń jest nieśmiały i introwertyczny i nie ma predyspozycji, by być reprezentantem klasy w samorządzie, nie startuje w olimpiadach, bo te go stresują i nie szuka działań kolektywnych, to znaczy, że nie należy go zauważać i doceniać?

Absurdem dla nas jest także premiowanie dzieci za frekwencję. Czy stan zdrowia zależy od ucznia i powinien mieć wpływ na ocenę z zachowania?

Brak elastyczności w systemie może prowadzić do niesprawiedliwych ocen dla uczniów, którzy napotykają trudności związane z różnymi czynnikami, takimi jak problemy rodzinne, zdrowotne, predyspozycje osobowościowe.

Na stronie szkoły znajdziemy takie hasło: „Nasza szkoła buduje klimat sprzyjający włączeniu wszystkich uczniów w proces kształcenia i wychowania”.  Czy były to tylko działania projektowe, do których przystąpiła szkoła? Czy system punktowy wspiera ideę edukacji włączającej?

3.  Premiowanie określonych działań.

Skonstruowanie dobrze działającego systemu nie jest możliwe. Zawsze obejmuje on tylko fragment rzeczywistości.

Prof. Śliwerski pisze o tym w ten sposób: „Nie da się przewidzieć wszystkich zdarzeń, jakie mogą wystąpić. Pierwsza opcja to tabelka z punktami oparta na szczegółowym opisie co wolno, a co jest niepożądane. I nawet jeśli będzie 1800 pozycji zdarzeń – co samo w sobie jest niemożliwe w praktyce do zastosowania, to pojawi się 1801 zdarzenie, którego twórca systemu nie przewidział. Zatem uczeń może zrobić coś nagannego i pozostaje nieukarany. Zrobić coś pozytywnego spoza listy i system tego też nie wyłapie. Druga opcja to system ogólny, który narzuca dużą uznaniowość. Dla jednego nauczyciela długie włosy u chłopaka to „nieodpowiedni wygląd” zasługujący na punkty ujemne, inny wzruszy ramionami”. (Zalety i wady ocen punktowych z zachowania | Okiem nauczyciela)

Jakie to ma konsekwencje? Zauważamy, że zabijana jest motywacja wewnętrzna naszych dzieci. Przykładem są działania charytatywne. Do tej pory dzieci spontanicznie brały udział w różnych akcjach. Każdy zgodnie z tym, co jest mu bliskie i co sprawia satysfakcję. Niektóre dzieci odwiedzały schroniska, inne były wolontariuszami na WOŚP, jeszcze inne przynosiły czekolady do szkoły dla ukraińskiego strażaka i pisały na niej słowa wsparcia. Dziś część dzieci zaczyna działać mechanicznie i realizować tylko to, co jest premiowane. Pozostałe działania nie są dla nich już tak ważne, bo system kieruje uwagą dzieci i pokazuje, co jest „ważne”, a co nie – i niektóre dzieci niestety idą za tym. Zaś inne dzieci czują frustrację, gdyż mają wewnętrzne przekonanie, że ich działania również zasługują na zauważenie i docenienie, i nie chcą być zmuszane do czegokolwiek. System w tym aspekcie zaprzecza idei bezinteresowności.

Punktowy system oceny zachowania w naszej szkole w dużej mierze jest skonstruowany bardzo ogólnie i dopuszcza dużą uznaniowość. Punkty ujemne można więc dostać za wszystko, bo zapisy są bardzo ogólne, zaś zapisy dotyczące punktów dodatnich nie dają już takich możliwości.

Nasze wątpliwości budzi chociażby zapis: „Wyjątkowa kultura osobista – dobre maniery w stosunku do dorosłych i rówieśników, brak wulgarnego słownictwa, zachowanie odpowiednie do sytuacji”. Brak twardych kryteriów powoduje, że część dzieci nie otrzymuje tych punktów, a w przypadku zapytania, rodzic otrzymuje wiadomość: „widocznie nie zasłużył/a”. Nauczyciel kieruje się jedynie swoimi sympatiami i antypatiami w przyznawaniu punktów.

Oczywiście, chcemy podkreślić, że dotyczy to tylko niektórych nauczycieli, ale to wystarczy, by dzieci były zniechęcone, zdemotywowane i czuły ogromną frustrację.

4. Systemy nagradzają działania, które nie zależą tylko od ucznia.

Systemy w każdej ze szkół są inne, ale powtarzają się w nich te same zapisy i błędne założenia.  Premiowane są np. następujące działania: zbieranie nakrętek, przynoszenie karm dla zwierząt ze schroniska, przynoszenie do szkoły ryzy papieru czy kwiatka, upieczenie ciasta na uroczystość szkolną. Bardzo często są to działania, których sukces związany jest z postawą rodzica i zasobnością jego portfela. Tak być nie powinno.

5. System uczy kombinowania i braku konsekwencji.

Wystarczy, że uczeń kilka razy będzie rozmawiał na lekcji, kilka razy będzie biegał (co może wiązać się np. z ADHD) i może być na tym samym poziomie punktowym, jak ktoś, kto coś ukradł. Czy takie zestawienia nie budzą Państwa wątpliwości? Dodatkowo, jeśli dziecko uderzy kolegę, wcale nie musi przeprosić ani naprawić swojego działania. Wystarczy, że przyniesie nakrętki czy chodzi na sportowe zajęcia pozalekcyjne - punkty ujemne maleją. W jaki więc sposób system ma korygować takie postawy? Zwłaszcza gdy wraz z punktem nie ma informacji zwrotnej.

6. Tak jak sama ocena tak i sam punkt nic nie mówi. 

W myśl art. 44b.5 Ustawy o systemie oświaty celem oceniania osiągnieć edukacyjnych i zachowania ucznia w ramach oceniania wewnątrzszkolnego jest: 1.     udzielanie uczniowi pomocy w nauce poprzez przekazanie uczniowi informacji o tym, co zrobił dobrze i jak powinien się dalej uczyć; 2.     udzielanie wskazówek do samodzielnego planowania własnego rozwoju; 3.     motywowanie ucznia do dalszych postępów w nauce i zachowaniu. Ocenianie punktowe nie spełnia żadnego z tych celów. Dorota Kujawa- Weinke, specjalistka w zakresie oceniania i motywowania, w jednej ze swoich wypowiedzi na temat  oceniania punktowego napisała: „Jeśli uczeń nie wie, z czego wynika jego zachowanie, to raczej nie będzie w stanie go zmienić. Same punkty ujemne nie wystarczają, aby wiedzieć, co jest nie tak w jego zachowaniu i jak może pracować, aby rozwijać się w tym zakresie i nie powielać zachowań niepożądanych.”

Obserwujemy, że ocenianie kształtujące i informacja zwrotna wykorzystywana jest w pracy niewielu nauczycieli. Co więcej, niektórzy jawnie ją krytykują. Bez niej, czyli bez dialogu  i zrozumienia, nie ma edukacji. Edukacja to relacja.

Pani Dyrektor, można szukać jakiś rozwiązań w ramach systemu, np. oceną startową może być ocena bardzo dobra, ale to tylko mniejsze zło. Nie można z tego systemu zrobić dobrego motywatora. Można za to łatwo zabić nim skutecznie motywację wewnętrzną, indywidualność. Liczby i statystyki powodują, że zmieniamy się w trybiki, a decyzje z serca się nie liczą. Prawda jest taka, że system nie służy uczniom.

Służy nauczycielom, których zwalnia z refleksji, rozmowy z dzieckiem, poświęcania mu czasu.

Służy nauczycielom, gdyż zwalnia ich z dialogu z rodzicami na temat ewentualnych zastrzeżeń i jest łatwy do „obrony”, wystarczy napisać „tak wyszło z punktów” lub „widocznie nie zasłużył/a”.

Pani Dyrektor, wierzymy, że dobro naszych dzieci jest dla Pani kluczowe. Prosimy o uwzględnienie naszej prośby i zniesienie punktowego systemu oceny zachowania w naszej szkole. Żadne półśrodki ani poprawki w systemie nie stanowią dla nas rozwiązania. Zachęcamy do poszukiwania alternatywnych, bardziej skutecznych metod oceny zachowania, które będą sprzyjać rozwojowi osobistemu, uczciwości i poszanowaniu różnorodności".

Społeczność rodziców uczennic i uczniów Szkoły Podstawowej im. 11 Listopada w Rusi (petycjapunkty@gmail.com)    Skontaktuj się z autorem petycji

13 maja 2024

O reformistycznej ciąży oświatowej

 


Każdy uczestnik Ogólnopolskiej Konferencji w Akademii Humanitas  w Sosnowcu która została poświęcona myśli klasyków polskiej pedagogiki XX wieku - Bogdanowi Suchodolskiemu i Czesławowi Kupisiewiczowi otrzymał niewielkiej objętości publikację autorstwa dydaktyka. Wydała ją z okazji Jubileuszu Profesora Cz. Kupisiewicza oficyna tej uczelni, poszerzając wydane wcześniej dwa autobiograficzne tomy jego wspomnień z życia i działalności naukowej. Napisałem i opublikowałem w czasopiśmie recenzję obu książek, które oddają niezwykły klimat i urok naukowej pasji  i wyjątkowego poczucia humoru wybitnego pedagoga Uniwersytetu Warszawskiego.    

Bardzo ucieszył mnie kolejny tomik wspomnień. Nie znałem bowiem książeczki Cz. Kupisiewicza pt. "Okruchy i okruszki wspomnień. Retrospektywny wybór wydarzeń z lat 1929-2009 (Sosnowiec, 2009). Czyta się ją jednym tchem, gdyż jest zbiorem nie tylko wydarzeń historycznych z lat 1929-2009, ale także fascynujacych anegdot z życia osobistego oraz ze świata wielkiej nauki i polityki oświatowej.

Zacytuję jedną z tych, która dotyczy makropolityki oświatowej czasów PRL ale jakże aktualnej także w latach 1993-2024. Kupisiewicz przywołuje swój udział w naradzie w Ministerstwie Oświaty i Wychowania we wrześniu 1979 roku, którym kierował wówczas polityk komunistyczny Józef Tejchma. Usiłował wdrożyć w naszym kraju radziecki model dziesięcioletniej szkoły średniej. Kupisiewicz tak to zapamiętał: 

W pewnym momencie minister stwierdził w dość kategoryczny sposób:

- Reformistyczna ciąża trwa już prawie dziesięć lat. Czas zatem, by w jej wyniku narodziła się dziesięciolatka jako powszechna szkoła średnia".   

   Pozwoliłem sobie wtedy na następujący sformułowany ad hoc przerywnik:

"Jeśli już mamy trzymać się eksponowanej przez pana ministra terminologii ginekologicznej, to chciałby zauważyć, że bywają niekiedy poronienia". 

Jeden z siedziących obok mnie profesorów zganił mnie surowo za tę wypowiedź" (s. 55). 


12 maja 2024

Marek Rembierz o granicach nauki i pedagogice czasów wojny

 

Referat profesora Uniwersytetu Śląskiego Marka Rembierza w czasie sosnowieckiej konferencji naukowej dotyczył  granic nauki w świetle myśli filozoficznej, naukoznawczej. Podjęcie przez niego tego zagadnienia wynikało z faktu, że Bogdan Suchodolski miał nieco inne zdanie na ten temat niż Czesław Kupisiewicz. Należało jednak przyjrzeć się ich stanowisku, skoro Akademia Humanitas w Sosnowcu postanowiła poświęcić ich życiu i twórczości naukowej odrębną konferencję.  

Przewodnią dla analizy tezą stał się dla M. Rembierza następujący pogląd filozofa Tadeusza Czeżowskiego: "(...) zakres ludzkiej wiedzy jest zawsze ograniczony, i to dwojako: dostępny doświadczeniu jest jedynie skończony wycinek nieograniczonej czasoprzestrzeni, ograniczony ponadto jakościowo przez zasięg ludzkich środków poznawczych. Wycinek ten rozszerza się w miarę postępu nauk, lecz nigdy nie wyczerpuje całości tego, co istnieje". 

W okresie międzywojennym toczony był spór o to, czym jest nauka oraz jaką rolę spełnia w niej humanistyka, ale nikomu z najwybitniejszych filozofów nie przyszło na myśl, by użyć jako kluczowego argumentu dla rozstrzygnięcia sporu kwestii miejsca publikacji naukowej. O poziomie nauki miało świadczyć pogłębianie przez badacza "rozwiązań jej swoistych problemów" (Kotarbiński). 

W swoim referacie M. Rembierz wprowadził nas na ścieżkę naukowych dylematów dwóch pedagogów bez potrzeby porównywania ich ze sobą, gdyż każdy z nich rozwiązywał problemy ówczesnej nauki, o czym świadczyły tak interesujące rozprawy, jak Bogdana Suchodolskiego:

Ideały kultury a prądy społeczne (1932, ss. 519)

Kultura i osobowość (1935, ss. 660)

Reforma szkolnictwa średniego w Niemczech, Warszawa 1927, ss. 120.

Przebudowa podstaw nauk humanistycznych, Warszawa 1928, ss. 63.

Idea postępu, Warszawa 1931, ss. 32.

Kultura współczesna a wychowanie młodzieży, Warszawa 1935, ss. 56.

Studia nad humanizmem, Warszawa 1936, ss. 73.

Wychowanie moralno-społeczne, Warszawa 1936, ss. 80.

Polityka kulturalno-oświatowa w Polsce współczesnej, Warszawa 1937, ss. 134.

Uspołecznienie kultury, Warszawa 1937, ss. 385.

Liceum ogólnokształcące, Warszawa 1938, ss. 66. 

   czy Czesława Kupisiewicza rozprawy wydawane w okresie PRL i III RP. W przypadku dydaktyka nauka okazała się odporną na ideologię ustroju totalitarnego, chociaż, niestety, była także objęta cenzurą polityczną. O dylematach uczonego formułował także własne wątpliwości Cz. Kupisiewicz w swoich "Okruchach i okruszkach wspomnień":    

"Co powinno składać się na treść życiorysu, zwłaszcza naukowego? Czy tylko opis procesu i uzyskanych wyników badań? A może również tzw. obciążenia dydaktyczne, że odwołam się do języka urzędowego, który w niezamierzony prawdopodobnie sposób określa intencje oraz wartościujący stosunek jego twórców do podstawowej "powinności nauczycieli akademickich", tzn. asystentów, adiunktów i różnego rodzaju gatunku profesorów, to jest tych z tytułem "od przodu" i tych "od tyłu", jak zwykli to nazywać studenci.

(...) A jeśli już założymy, że pracownik naukowy sam  może mówić lub pisać o własnych osiągnięciach, to jak oddzielić te osiągnięcia od warunkującego ich powstanie wpływu tzw. czynników lub okoliczności zewnętrznych? (...) Ileż zatem ostrożności i umiaru trzeba wykazać, jak wiele pracy włożyć, jakim respektem darzyć zasadę ciągłości w nauce - że poprzestanę na ekspozycji tych tylko cech naukowo-badawczych poczynań - aby nie przypisać sobie zasług będących udziałem innych osób, albo też nie zaliczyć do osiągnięć czegoś, co na tę nazwę nie zasługuje!" (2009, s. 67).  

Dobrze, że M. Rembierz przywołał jakże różne doświadczenia i wkład w naukę oraz wiedzę o jej rozwoju znaczących w XX wieku pedagogów trzech ustrojów politycznych.    

Za nami jest już kolejna rocznica zakończenia II wojny światowej w Europie, ale raszyści postanowili przerwać czas pokoju i radości życia mieszkańcom Ukrainy.  W audycji "Pisma i znaki" - Alicji Karłowskiej z Polskiego Radia w Rzeszowie - wypowiedział się na ten temat prof. Uniwersytetu Śląskiego, filozof i pedagog dr hab. Marek Rembierz. Przypomniał, że w dobie trwających konfliktów zbrojnych, szczególnego przesłania nabierają słowa filozofa Tadeusza Kotarbińskiego (1886-1981), który pisał: „ani ciosu więcej poza bojową konieczność”. Po raz kolejny zatem polska humanistyka i nauki społeczne żyją dramatem sąsiedniego kraju. Zamiast zatem kontynuować badania w zakresie wychowania dla pokoju, zajmujemy się pedagogiką czasów wojny.  

https://radio.rzeszow.pl/105866/pedagogika-czasow-wojny-refleksje-filozoficzne/ 


11 maja 2024

Recepcja pedagogiki Bogdana Suchodolskiego

 

Czwartkowa sesja naukowa w Akademii Humanitas w Sosnowcu poświęcona urodzonym w tym mieście klasykom  pedagogiki XX wieku, stała się okazją do uwydatnienia nowych odczytań rozpraw Bogdana Suchodolskiego. Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, znacznie większą dysponujemy wiedzą o uwarunkowaniach życia profesora Czesława Kupisiewicza, natomiast wciąż w zbyt wąskim zakresie prowadzone są studia nad kryjącymi się w publikacjach B. Suchodolskiego jego rzeczywistymi motywami - intencje, przekonania co do tego, czy, a jeśli tak, to w jakim zakresie prezentowane przez tego uczonego idee miały charakter względnie zobiektywizowanego przekazu naukowego, ich rekonstrukcji dla potrzeb upowszechnienia, a które oraz w jakim stopniu i zakresie były pochodną osobistej interioryzacji?

Wszelkie studia biograficzne, które są prowadzone po śmierci B. Suchodolskiego przez osoby zainteresowane jego twórczością i działalnością naukową, cechuje uzasadniony (choć przez niektórych skrywany) subiektywizm, gdyż nie ma już możliwości skonfrontowania ich z główną postacią tych badań. Wszelkie zatem próby przekonywania o rzekomej prawdzie naukowej jako wyniku postsuchodolskiej analizy jego rozpraw a nawet dokumentów archiwalnych, powinny zawierać współczynnik względności i pokory wobec dawno minionych zdarzeń.

Nawet gdyby żył B. Suchodolski, to nie mamy pewności, czy udzieliłby wiarygodnej odpowiedzi na nasze pytania, skoro musiałyby one dotyczyć osobistych rozstrzygnięć w czasie różnych okresów życia, partycypacji, oporu itp. W humanistyce i naukach społecznych nie rozwiązujemy matematycznych zdań ani nie sprawdzamy praw fizyki. Tu każda interpretacja może być zasadną tylko i wyłącznie w określonym kontekście, ale nie będzie obiektywnym sądem  w kategorii prawdy. 

Dlatego udział w konferencji jest zawsze okazją zbliżania się do jakiejś, ale też czyjejś wiedzy i jej interpretacji, a nie historiozoficznej pewności. Tak też odebrałem znakomity referat profesor Janiny  Kostkiewicz z Uniwersytetu Jagiellońskiego, która przedstawiła nam swoją recepcję niekonsekwentnego zaangażowania B. Suchodolskiego w narodowo-patriotyczną myśl pedagogiczną w kolejnych fazach jego pracy naukowej: 





I faza - lata 1922-1926 - to studia kultury polskiej , narodowej integrującej ówczesną humanistykę polską z krajową, jaką można odczytać w 17 artykułach B. Suchodolskiego na łamach pisma "Myśl Narodowa".

II faza - lata 1927-1928 stanowi okres fascynacji filozofią życia i nurtem pedagogiki reformy, co można odczytać w publikacjach Suchodolskiego m.in.na łamach "Kwartalnika Pedagogicznego".

III faza - lata 1929-1931, którą zapoczątkowało zatrudnienie docenta Suchodolskiego w Wolnej Wszechnicy Polskiej, a wraz z tym środowiskiem wzrost u niego zainteresowania historią filozofii personalizmu; 

IV faza - 1932-1936  obejmuje okres zaangażowania się Suchodolskiego w pracę rządową na stanowisku naczelnika Ministerstwa Oświecenia Publicznego i Religijnego, która skutkuje jego zerwaniem z narodową myślą pedagogiczną, ale i krytyką ruchu nowego wychowania.

V faza - lata 1936-1939 to krytyka wychowania państwowego i zachwyt ideą wspólnoty.

Profesor J. Kostkiewicz bardzo ciekawie omówiła każdą z tych faz odnosząc się do opublikowanych przez B. Suchodolskiego źródeł. Warto będzie przeczytać tę analizę, bo w tym miejscu mogę jedynie ją zasygnalizować, by rozbudzić biografistyczne "apetyty". 

Mam nadzieję, że znajdzie się wśród przedstawicieli młodego pokolenia historyków pedagogiki osoba, która podejmie trud napisania biografii Bogdana Suchodolskiego.   


10 maja 2024

Na pograniczu nauk - o człowieku, kształceniu i wychowaniu

 

Akademia HUMANITAS w Sosnowcu zainaugurowała cykliczne konferencje naukowe poświęcone urodzonym w tym mieście dwóm wybitnym profesorom, których życie, działalność i twórczość naukowa nie może pozostać obojętną badaczom polskiej humanistyki XX wieku. Program obrad był bogaty w niezwykle interesujące doniesienia z badań dotyczących zarówno obu sosnowiczan - mistrzów polskiej pedagogiki, jak i problemów współczesnej edukacji szkolnej i socjalizacji młodzieży. Znakomite wystąpienia pozostaną na długo źródłem namysłu, a może i kolejnych badań naukowych.

O ile Czesław Kupisiewicz opublikował autobiograficzne wspomnienia, o tyle w przypadku Bogdana Suchodolskiego jest kłopot, gdyż - jak pisze badacz spuścizny pedagogiki kultury w okresie II Rzeczpospolitej - prof. APS Andrzej Ciążela nie ma opracowań źródeł autobiograficznych tego uczonego. Najmniej wiemy o samym Suchodolskim w okresie Drugiej Rzeczypospolitej.  „Pedagogika Suchodolskiego nie spotkała się, jak dotychczas, z szerszym zainteresowaniem badaczy. Nie powstała całościowa monografia prezentująca jego postać i twórczość. Ogólne ujęcia jego twórczości mają charakter ogólnych prezentacji” (2018).      

Podobną opinię wyraził w "Słowniku biograficznym polskiej historii wychowania" autor biogramu o Suchodolskim - prof. Kazimierz Szmyd z Uniwersytetu Rzeszowskiego, który badał znaczenie "lwowskiej szkoły filozoficznej" dla rozwoju nauk humanistycznych w okresie międzywojennym.  On także uważa, że o życiu i naukowej drodze Bogdana Suchodolskiego w latach 1926-1939 właściwie niewiele wiemy, bo ten okres traktowany jest przez historyków wychowania jako krótki epizod przerwany drugą wojną światową (2008). Istotnie, prowadzenie badań spuścizny naukowej nie tylko tego uczonego, najczęściej koncentruje się na aktualności czyjejś myśli, koncepcji czy proponowanych idei wychowania i kształcenia. 


To, co wydaje się nam aktualne, ma jednak swoje temporalne, a więc historyczne i kulturowe zakorzenienie, którego przyczyn nie jesteśmy w stanie powiązać z indywidualnym i naukowym życiem uczonego. Dla badań biograficznych dokonań naukowych tego humanisty, w kolejnych fazach jego życia, kluczowy jest okres dzieciństwa, edukacji powszechnej, akademickiej, a następnie po obronie rozprawy doktorskiej wejścia na drogę naukowej kariery. 

Zgodnie z metodologicznym podejściem do badania karier zawodowych należy uwzględnić splatanie się personalnych, subiektywnych doświadczeń osób badanych z obiektywno-historycznym kontekstem kreacji ich życia i dokonań. Badacz może koncentrować się tylko na wybranym fragmencie limitowanych czasowo fazach życia i działalności, wyznaczającej szczególny rodzaj nabywanych doświadczeń oraz ich następstw, także dla polskiej pedagogiki.

O ile łatwiej jest zrozumieć świat życia B. Suchodolskiego, interpretować jego różne rozprawy naukowe, o tyle prawie nic nie wiemy o tym, jak on doświadczał uwarunkowań pracy akademickiej czy oświatowej pracy, skoro żył w czasach wielu transformacji ustrojowych, naukowych i oświatowych, pełniąc często sprzeczne role społeczne i naukowe. Pozostają nam domysły, subiektywne interpretacje, metaforyczne podejścia do analizowania treści ich rozpraw. 

Przywołam zatem w kolejnym wpisie kilka - moim zdaniem - najważniejszych wątków, które zostały wczoraj poruszone w trakcie konferencji. Znakomita organizacja konferencji na wszystkich etapach jej zaistnienia została dodatkowo wzbogacona wystawą dokumentów, książek, artykułów i fotografii obu pedagogów.    



09 maja 2024

O konieczności reform szkolnych i nauczycielskich innowacjach pedagogicznych

 

(Na zdjęciu prowadzacy obrady: prof. Krystyna Chałas i studentka  Agnieszka Dziedzic) 

Wczoraj odbyła się interesująca konferencja naukowa, jaka zorganizowało studenckie Koło Naukowe Instytutu Pedagogii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Najczęściej debaty naukowe organizują nauczyciele akademiccy, a tu studentki pedagogiki wczesnej edukacji postanowiły zorganizować z pomocą kadry akademickiej międzynarodową konferencję z udziałem naukowców i nauczycieli-nowatorów z Ukrainy, Niemiec i Polski. Temat konferencji dotyczył innowacji pedagogicznych w edukacji wczesnoszkolnej jako szansy rozwoju szkoły i jej podmiotów.

Żyjemy w społeczeństwie, które w coraz mniejszym stopniu pozwala ludziom zrozumieć swoje środowisko życia, poddawać je własnej kontroli czy kształtować na własną rękę. Równocześnie jednak człowiek coraz bardziej pragnie poszerzenia zakresu swoich doświadczeń i świadomości. Uczenie się zachodzi w nierozerwalnym związku z doświadczeniem, w toku prawdziwych, autentycznych spotkań międzyludzkich, w których nikt nie odgrywa ról, nie zakłada kolejnych masek. 

Każdy jest sam podmiotem swoich sukcesów i porażek, zaś swoją tożsamość odkrywa w wyniku podejmowanych decyzji, dokonywanych wyborów, wypróbowywania rzeczy, poznawania świata w działaniu tego, co niesie z sobą świat. Każdy nowy wybór wnosi coś nowego do naszego doświadczenia, kształtując naszą tożsamość. Takie podejście do edukacji ma także ogromne znaczenie w kształceniu przyszłych pedagogów, gdyż i im powinno się stworzyć warunki do dokonywania wyborów i suwerennego kontrolowania własnego procesu uczenia się. Powinno się ich nauczyć tego wszystkiego, co już dawno uległo w ich własnym życiu zapomnieniu, a mianowicie zabawy, ciekawości, fantazji, entuzjazmu, energii, zaufania, nadziei i radości.

Megadynamiczny postęp technologiczny wywołuje zachwyt i frustrację zarazem, bowiem z jednej strony na co dzień część z nas już wie, zna, doświadcza ograniczonych jedynie czasem a otwartych możliwości dostępu do różnych (także potocznych, fałszywych, zniekształcających dane) źródeł informacji, wiedzy i teorii świata, kultur, ekonomii, filozofii, medycyny, techniki, sztuki itp., z drugiej zaś tkwimy w oświacie strukturalnie - prawnie, instytucjonalnie oraz  symbolicznie – mentalnie, aksjologicznie  jeszcze w XIX-XX wiecznym systemie nadzoru i nadkontroli państwa oraz środowisk wychowawczych. Polskie społeczeństwo zostało poddane przekształceniom gospodarczym i technologicznym, zaś w wyniku globalizacji także szokowi kulturowemu i światopoglądowemu. 

Po raz pierwszy w dziejach oświaty stała się ona inhibitorem zmian nie dlatego, że nie mogłaby ich sama wywoływać, przygotowywać do nich, gdyż jednak dysponuje potencjałem młodych kadr nauczycielskich i części oświeconych kadr średniego czy nawet starszego pokolenia, ale ...   skutecznie jest hamowana przez polityków. Ci bowiem jeszcze tkwią mentalnie i interesownie w dobie modernizmu, która traktowała edukację instrumentalnie, jako przedłużone ramię sprawowania władzy nad społeczeństwem oraz jako środek do indoktrynacji, ideologicznego  panowania nad nim, by zabezpieczać dopływ nowych kadr do ugrupowań politycznych.

            Świat nam ucieka i nie pomoże nam w tym nawet zdobycie najwyższych miejsc w badaniach PISA, TIMSS czy in., gdyż systemy edukacyjne państw zachodnich mają za sobą dziesiątki lat rozwoju w zdecentralizowanych społeczeństwach i kulturach, podczas gdy Polacy są utrzymywani w ryzach centralistycznego nadzoru pozorującego samorządność, demokratyzację, elastyczność czy otwartość na pluralizm świata. Polska nie wyszła jeszcze w systemie edukacyjnym  z pozostałości socjalizmu. Nadal panuje kult centrum, hierarchii, także regionalnego a pseudoobywatelskiego władztwa. Zburzyliśmy pomniki komunistycznych i socjalistycznych dyktatorów, zmieniliśmy nazwy ulic, częściowo nawet bohaterów w nazwach szkół, ale nadal tkwimy w minionej epoce.

Edukacja w świecie globalnym musi być lokalna, demokratyczna (kooperacyjna, prospołeczna, solidarnościowa) a nie scentralizowana, hierarchiczna, pełna buty i arogancji ludzi zamkniętych na świat i konieczność zmian. Nie wytworzymy kapitału społecznego w środowiskach zawiści, podtrzymywanych przez rządzących i opozycję podziałów światopoglądowych, w przestrzeniach szkół budowanych w latach 60. („Tysiąc szkół na Tysiąclecie“) dla placówek nieufności, podziałów i permanentnego nadzoru w dobie, która świat informacji, wiedzy i nauki   umieściła  już w wirtualnej chmurze. 

Czas wejść w tę chmurę, by maksymalizować dzieciom i młodzieży dostęp do osiągnięć ponowoczesnej cywilizacji, ale zarazem trzeba umieć „zejść z tej chmury“, by radykalnie zmienić funkcję przestrzeni szkolnej na rzecz przede wszystkim animowania aktywności uczniów w zakresie także odkrywania i wzmacniania ich człowieczeństwa, a więc na pełnienie funkcji inkulturacyjnej, uspołeczniania młodych pokoleń i włączania ich w świat ziemskiej, a więc bezpośrednio doświadczalnej kultury i stosunków międzyludzkich.

Profesor Krystyna Chałas omówiła trzy typy nauczycielskiej tożsamości ze względu na postawy wobec innowacji w edukacji szkolnej: tożsamość przedkonwencjonalną, konwencjonalną i postkonwencjonalną, z których tylko ta ostatnia stanowi przejaw rzeczywistego zaangażowania w myślenie i działanie innowacyjne.  Przypomniała początkowe lata transformacji ustrojowej po 1989 roku, w toku której resort edukacji stworzył prawne postawy do wprowadzania w szkołach państwowych, a stających się z biegiem lat publicznymi, programów autorskich, innowacji przedmiotowych, wychowawczych czy dydaktycznych. 

     

Na Ukrainie toczy się wojna, tymczasem referat studentki studiów magisterskich kierunku "zarządzanie szkołą" Ludmiły Antosievy z Uniwersytetu Zarządzania Oświatą w Kijowie przy Narodowej Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy dotyczył tego, czego nie ma w Polsce, a mianowicie wyzwań wynikających z procesów cyfrowej transformacji społeczeństwa, w tym szczególnie edukacji, która musi stworzyć dostęp młodzieży do wysokiej jakości uczenia się, a tym samym wymaga odstąpienia od przestarzałych metod kształcenia. Młode pokolenie odrzuca w coraz bardziej widocznym stopniu tradycyjne podejście do uczenia się. Interesująco mówiła o korzystaniu przez szkoły w Kijowie z oprogramowania multimedialnego.

 

(slajd z prezentacji L. Antosievy) 

Do 2026 roku ma zatem zostać stworzone na Ukrainie zintegrowane środowisko cyfrowe, które będzie łączyć wszystkie podmioty prowadzące edukację i badania naukowe oraz zapewni im przestrzeń do komunikacji i wymiany danych. Zmniejszy się dzięki temu obciążenie biurokratyczne systemu edukacji i szkolnictwa wyższego co także ułatwi procesy autonomicznego zarządzania nimi. Poznaliśmy przykłady zajęć w edukacji wczesnoszkolnej z zastosowaniem mediów cyfrowych.