14 stycznia 2024

Ministra edukacji kontynuuje politykę pozoranctwa

 


Czytam newsa Dominika Gołdyna z Radia Zet: Minister edukacji szykuje prezent dla uczniów. "Wydaje się niezbędny" i nie wierzę,  że to ma być oczekiwaną zmianą w szkolnictwie publicznym. 

Już, natychmiast, zapewne od nowego semestru w szkołach publicznych ma być powoływany nauczyciel-rzecznik praw ucznia. Już widzę, jak nauczyciele ustawiają się w kolejce do dyrekcji, by to pani X czy pan Y mógł realizować się w tak zaszczytnej funkcji. 

Do 1997 roku rzecznicy praw ucznia byli - zgodnie z ówczesną ustawą - powoływani w szkołach publicznych, ale zlikwidował tę funkcję postkomunistyczny minister edukacji profesor Jerzy Wiatr. Tak, to ten sam, którego studenci obrzucili jajkami, kiedy przyjechał na Uniwersytet Jagielloński, by spotkać się z kadrą i młodzieżą akademicką.  

Od 1997 roku rzecznikiem praw ucznia miał być tylko jeden inspektor w każdym kuratorium oświaty. Pamiętam doskonale, jak stworzona w ten sposób fikcyjna rola nie zaistniała w praktyce oświatowej. Kuratoria w ogóle nie informowały na swoich web-stronach, kto jest tym rzecznikiem praw ucznia, gdzie można ją/jego znaleźć, jak skierować do niej/niego sprawę, która wymagałaby odpowiedniej interwencji! 

W czasie konferencji z udziałem nauczycieli w różnych regionach Polski pytałem nauczycieli, kto jest w ich kuratorium rzecznikiem praw ucznia.  Byli zdumieni, zaskoczeni tym pytaniem, nie wiedzieli, że taka funkcja jest tam komuś przypisana. Skoro tak, to jak mieliby informować swoich uczniów o tym, do kogo i na jakich zasadach mają kierować swój pozew przeciwko naruszeniu jakiegoś ich prawa?! 

Może dobrze się stało, bo tym samym uczniowie i ich rodzice mogli przekonać się, że są bezradni wobec toksycznych oddziaływań niektórych patonauczycieli. Niestety, w szkołach też są tacy, sfrustrowani, wypaleni, agresywni lub totalnie lekceważący nawet w minimalnym zakresie swoje zawodowe powinności. Piszę zawodowe, bo z pedagogicznymi nie mają wówczas i tak do czynienia.

Polska szkoła publiczna kontynuuje behawioralną politykę kija i marchewki, bo jak ktoś za mocno "uderzy", skrzywdzi ucznia, to ofiara musi mieć możliwość złożenia skargi, zaś jak przesłodzi, to także trzeba o tym komuś donieść. 

Może i taki model by działał, gdyby owi rzecznicy praw uczniów byli niezależni od własnego środowiska nauczycielskiego, ale nigdy takimi nie byli i nie będą. Powierzanie zatem tej funkcji jednemu z nauczycieli w szkole stawia go w sytuacji konfliktowej, lojalnościowej, solidarnościowej czy koleżeńskiej, skoro pozew może dotyczyć koleżanki, przyjaciela, itp. 

Kto będzie chciał zostać rzecznikiem? Jak ów rzecznik ma wyegzekwować nie tylko prawo, ale i sprawiedliwość? Fikcja. Pozór. Gra na zwłokę, nieskuteczne pozoranctwo. Jesteście pewni, że uczniowie ostatnich klas licealnych złożą skargę do takiego rzecznika praw ucznia na nauczyciela, który w ogóle ich nie kształci, tylko zadaje i sprawdza, czego nauczyli się sami lub na korepetycjach u jej/jego koleżanki/kolegi z tej samej lub innej szkoły? Śmieszne.

W szkołach nie pomogły w eliminowaniu patologii ani funkcje rzeczników praw ucznia, ani zatrudnieni w nich pedagodzy czy psycholodzy szkolni. Powoływanie zatem ponownie tej funkcji w szkołach jest kontynuacją gry pozorów. Już wiele lat temu nauczyciele zapewnili sobie ustawowo ochronę, bowiem są nietykalni jako funkcjonariusze publiczni. Nauczyciele są chronieni przed agresją ze strony uczniów. 

Uczniowie jednak nie są chronieni, bowiem zatrudnia się w szkolnictwie publicznym i utrzymuje na etacie osoby, które powinny mieć zakaz wykonywania tego jakże ważnego i pięknego zawodu. Sądzicie, że rzecznik praw ucznia będzie mógł wyegzekwować poszanowanie praw ucznia w szkole? W jaki sposób? 

Rzecznikiem praw ucznia powinien być każdy nauczyciel, jeśli rzeczywiście zależy mu na tym, by jego uczniowie (na-)uczyli się, chcieli się (na-)uczyć i by rozwijali się społecznie, moralnie, a nie tylko intelektualnie, estetycznie i fizycznie.          

 (foto: autor) 

13 stycznia 2024

Czas na interpretacje a nie parametryzacje w naukach humanistycznych i społecznych

 


 

Tak bardzo chcieli zarządzający nauką i szkolnictwem wyższym ścigać się z nauką światową, że stracili kontakt z tym, co jest dla nich kluczowe i co powinno było wyznaczać sens i wartość osiągnięć naukowych ich przedstawicieli. To INTERPRETACJA, o którą po raz kolejny upomina się wybitny uczony Michał Paweł Markowski. Jemu jest znacznie łatwiej, bo mieszka, pracuje naukowo i tworzy na University of Illinois i Uniwersytecie Jagiellońskim, ale wiemy, że to drugie miejsce nie ma żadnego znaczenia dla jego kariery naukowej. To UJ potrzebuje Markowskiego, a nie odwrotnie. Daje temu wyraz w wydanym właśnie zbiorze tekstów zebranych a wydanych w latach 1988- 2023.    

Gdyby tylko nasi politycy zarządzający nauką chcieli przeczytać i zrozumieć to, o czym pisze polski profesor literatury w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, to może przestaliby wydziwiać w obu dziedzinach nauk z oceną parametryczną, bo przyznam szczerze, śmieszy mnie fakt recenzowania wydanej przez Uniwersytet Jagielloński książki, która zawiera już zrecenzowane wcześniej rozprawy tego humanisty. No tak, ale jeśli Uniwersytet Jagielloński chce wykazać tę książkę jako osiągnięcie naukowe zatrudnionego w nim profesora, to musiał poddać ją procedurze przez niego słusznie wyśmiewanej.

Markowski wydał ten zbiór, bo - jak przyznaje - "Szuflady(twarde dyski, chmury, wirtualne biblioteki) amerykańskiego humanisty są puste. (...) Nie ma żadnej reszty, żadnych unpublished papers,  bo to się nie opłaca, bo nie przynoszą one żadnych wymiernych korzyści, lepiej więc przeznaczyć czas na zajęcia nieobowiązkowe albo na uczestnictwo w gronach i komisjach, które zapewniają dużą widzialność" (s.10). 

Rzeczywiście, profesorowi nie przyda się ta publikacja w jego amerykańskiej karierze do niczego więcej, bo nie musi już martwić się o swój status, zabiegać o awans. Może odpoczywać, spędzać czas  w przydomowym ogródku. Natomiast wykonał gest wdzięczności wobec własnej uczelni, która wprowadziła go do świata nauki i dzięki współudziałowi której znalazł się także w USA. Warto to docenić. 

Polscy czytelnicy zaś nie będą musieli szukać jego rozproszonych tekstów, bo nareszcie mają je w jednym miejscu, podzielone na odrębne działy, zaś każda z zawierających je szuflad zawiera autorski opis, wprowadzenie, bo wydane po latach dopominają się chociaż o krótki komentarz. Ten zaś jest znakomitą odsłoną warsztatu badawczego M.P. Markowskiego, którego i tak nikt nie powtórzy, ale może dzięki jego poznaniu zrozumie, jak złożone, nieprzewidywalne są losy naukowca, jak wiele nie zależy od niego samego, chociaż dzięki własnej pracy (pracowitości), znajomości języków obcych, pasji czytania i gromadzenia cudzych tekstów staje się to możliwe.

Żałuję, że zniszczono w polskiej nauce łączność nauk humanistycznych i społecznych, chociaż rozumiem, że sprawującym władzę na tym właśnie zależało, żeby także podzielony świat nauki pozbawiony był szerszego i głębszego myślenia, bazując głównie na procedurach, metodach, technikach i narzędziach,, gdyż te uwalniały pseudonaukowe doniesienia z badań od interpretacji. 

Mało kto dostrzega, że to scjentystyczne podejście obróciło się przeciwko polskiej nauce, która nie ma szans na konkurowanie z światową nauką, jeśli nie cytuje i nie opera się na instrumentarium wytworzonym w innym kraju, do innych celów i stosowanym w zupełnie odmiennym kontekście kulturowym, historycznym, politycznym i ekonomicznym. Jak słusznie pisze M.P. Markowski: 

 "Nauka sugeruje niedwuznacznie, że wynik badania jest uzależniony od tego, w co kto wierzy, interpretacja jednak oponuje, że bez wiary w wyższość metody nad jednostkowym doświadczeniem , nauka nigdy by się od interpretacji nie odróżniała. Nauka jest nauką, bo można się jej nauczyć, interpretacji zaś  nauczyć się nie można, bo między (inter-) własnym doświadczeniem a jego dyskursywną formułą jest miejsce tylko dla jednej osoby" (s. 26).

W panelu HS6 Narodowego Centrum Nauki, który rzekomo miał łączyć prawo badaczy wrzuconych do nauk społecznych przez administratorkę nauki Barbarę Kudrycką zwolenników humanistycznej interpretacji, nie dopuszczano do finansowania większości projektów z pedagogiki, socjologii czy psychologii humanistycznej, egzystencjalnej, bo musiałyby wyniki ich badań zdemistyfikować pustkę, jałowość badań w paradygmacie badań ilościowych. Strasznie boją się rządzący, by nie okazało się, że przysłowiowy król jest nagi. A jest. 

 Przywołany przeze mnie wczoraj Milan  Kundera pisał w 1983 roku w eseju "Zachód porwany" (s.84):

 "Misją akademii, niezależnej od polityki i propagandy, byłoby "stawianie czoła polityzacji i narastającemu barbarzyństwu świata".

W III RP polityka to kasa, więc trudno będzie o tę misję, skoro ... (tu niech każdy sam sobie uzupełni).


 

12 stycznia 2024

Debata o edukacji domowej na UKSW

 



Edukacja domowa niektórym kojarzy się z zaangażowaniem rodziców w odrabianie prac domowych przez ich pociechy w domu.  Tymczasem edukacja domowa (home schooling - ang.) - jest organizacją procesu kształcenia dzieci przez rodziców w sposób niezależny od powszechnego systemu szkolnego. To alternatywne podejście do kształcenia dzieci i młodzieży związane z nieposyłaniem ich do szkół publicznych czy niepublicznych, ale realizujące obowiązujące w kraju standardy edukacji. 

Ruch home schooling ma wiele wspólnego z ideą descholaryzacji społeczeństw (flexischoolingu). Jego zwolennicy postrzegają szkoły jako instytucje w jakimś zakresie szkodliwe dla rozwoju dzieci, toteż pragną za wszelką cenę uchronić je przed ich negatywnym wpływem, przed nie zawsze właściwie wykwalifikowanymi nauczycielami, przed brakiem wychowania i przed nasilającą się w tych instytucjach przemocą.

Edukacja domowa bazuje m.in. na: zastąpieniu specjalistycznego wykształcenia rodziców, jako organizatorów procesu uczenia się, silną więzią emocjonalną z dzieckiem, naturalnym rozpoznaniu jego możliwości rozwojowych, zainteresowań i potrzeb edukacyjnych, udostępnieniu interaktywnych źródeł zdobywania wiedzy (media, Internet), położeniu silnego nacisku na samokształcenie i samodyscyplinę, wzmocnieniu poczucia własnej wartości dziecka, podmiotowemu podejściu do niego i na dwukierunkowej komunikacji. Mimo, iż w USA korzysta z tego modelu edukacji ponad 800 tys. dzieci, to jednak nadal budzi on problem w zakresie sprawowania przez lokalne władze oświatowe kontroli nad edukacyjnymi poczynaniami rodziców oraz wydawania świadectw, które byłyby uznawane w systemie szkół publicznych.

W Polsce ruch ten przeżywa swój renesans od początku lat 90. XX w. a  jednym z jego założycieli i liderów jest pracownik naukowy Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu dr hab. Marek Budajczak. Przybliżę w tym miejscu jego twórczość naukową, gdyż odsłania ona drogę dojścia do suwerenności naukowej i edukacyjnej jego jako naukowca i jako edukatora domowego, dodając tym samym śmiałości w tym zakresie także kontynuatorom badań w tej sferze i praktyk edukacyjnych. To właśnie wydana przez niego w GWP książka pt. Edukacja domowa stała się inspiracją dla rodziców, by realizować obowiązek szkolny w warunkach domowych. 

Okres pandemii sprawił, że wzrosła liczba rodzin odmawiających kształcenia ich dzieci w zinstytucjonalizowanym szkolnictwie z 6 tys.  do 12 tys. rodzin edukujących swoje dzieci w środowisku rodzinnym. W czasie konferencji na UKSW w Warszawie, o której wspomniałem we wczorajszym wpisie, przedstawicielka Fundacji Edukacja Domowa stwierdziła, że w tym modelu jest już zarejestrowanych 50 tys. dzieci.  

Na czacie prowadziliśmy dialog na temat tego, czy rzeczywiście sa to edukatorzy domowi, czy może jednak mamy tutaj do czynienia z wyrejestrowaniem dzieci z realizacji obowiązku szkolnego w ich podstawowych szkołach rejonowych czy wybranych szkołach ponadpodstawowych na rzecz kształcenia zdalnego z wsparciem jakiejś instytucji np. "Szkoły w chmurze" czy fundacji, stowarzyszenia itp. No, ale czy to jest edukacja domowa? 

Mogę jedynie wyrazic nadzieję, że z debaty na UKSW w warszwaie ukażą się artykuły zarówno organizatorów tej edukacji, rodziców, jak i naukowców, wśród których znakomity politolog prof. UKSW Michał Gierycz wyjaśniał, z jaką wizją polityki wiąże się edukacja domowa. Brakuje pedagogom analiza źródeł wspólczesnej polityki oświatowej. Inną kwestią jest to, czy politycy w ogóle kierują się jakąkolwiek wiedzą naukową? Wątpię, a nawet jestem przekonany, że tak nie jest, bowiem interesy partii władzy, niezaleśnie od barw ideologicznych, są sprzeczne z wiedza naukową na temat zjawisk, którymi oni zarządzają.           

Pisałem o problemach tej edukacji w blogu: 

-  To nie jest spór o jakość edukacji domowej 

- Komentarz do edukacji domowej w Polsce.


11 stycznia 2024

Edukacja domowa nie jest ucieczką od uczenia się

 




     

W dniu dzisiejszym rozpoczyna się na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie debata na temat edukacji domowej. Nie dostrzegam w programie najważniejszej postaci dla flexsischoolingu w Polsce - prof. UAM Marka Budajczaka, ale to być może dlatego, że konferencji nie organizują pedagodzy. Dobrze zatem, że w ogóle się odbędzie, bo od pewnego czasu upowszechnia się w naszym kraju informację, jakoby edukacja w chmurze była edukacją domową. Nie była nią, nie jest i nie będzie w jej klasycznym rozumieniu, jeśli ma być zarządzana przez jakąkolwiek organizację czy podmiot gospodarczy. Opublikowany na łamach "Tygodnika Powszechnego " artykuł Przemysława Wilczyńskiego p.t. "Ucieczka od szkoły" (4-10 października 2023) dobrze oddaje tę kwestię (przynajmniej w tytule).

Nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że im bardziej szkoła publiczna była - nie tylko przez ostatnie osiem lat - rujnowana przez polityków, tym bardziej niewielka część rodziców poszukiwała możliwości wyzwolenia własnych „milenialsów” od toksycznej instytucji, by je ratować przed depresją, samozniszczeniem, wypaleniem szkolnym. Wilczyński pisał o tym w październiku 2023 roku, jak to kilkadziesiąt tysięcy dzieci uczy się w domach dzięki rozwiązaniu, jakie pojawiło się w sieci, a znalazło zabezpieczenie formalnoprawne. To jednak nie jest edukacja domowa.        

Nie analizuję tu "Szkoły w chmurze", bo przedmiotem mojego wpisu jest edukacja domowa w pełnym tego słowa znaczeniu, a nie edukacja dzieci, które zostały zarejestrowane w jakiejś organizacji/instytucji. Ta nie jest edukacją domową, tylko sterowaną edukacją zdalną przez zatrudnionych w niej nauczycieli, a to oznacza coś zupełnie innego niż tytułowa dla konferencji edukacja domowa. Mnie nie interesują rozwiązania biznesowe, które wychodzą naprzeciw możliwościom ucieczki do uczenia się

Edukacja domowa nie  jest ucieczką od szkoły, a w każdym razie nie jest ucieczką od uczenia się, od obowiązków. Wprost odwrotnie. Jest gwarancją, że można w środowisku rodzinnym zapewnić własnemu dziecku uczenie się w warunkach, które pozwolą mu na zachowanie spójności i tożsamości rodowej, światopoglądowej, kulturowej i psychospołecznej. Rodzic jest tu edukatorem własnego dziecka niezależnie od tego, czy podejmuje się wprost nauczycielskiej roli, czy może organizuje swojej pociesze środowisko uczenia się w relacji z ekspertami.              

Najważniejsza w edukacji domowej jest ochrona własnego dziecka przed wpływami podmiotów, instytucji, które reprezentują sprzeczne interesy z przyznanemu rodzicom przez międzynarodowe umowy i Konstytucję III RP prawami do wychowywania i kształcenia własnych dzieci zgodnie z:

1)  Powszechną Deklaracją Praw Człowieka (1948) – „Rodzice mają prawo pierwszeństwa w wyborze nauczania, które ma być dane ich dzieciom”;

2)  Protokołem Pierwszego do Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności (20.03.1952, ratyfikowanego 8.04.1994): „Nikt nie będzie pozbawiony prawa do nauki. W wykonywaniu wszelkich funkcji w dziedzinie wychowania i nauczania Państwo będzie szanowało prawa rodziców do zapewnienia wychowania i nauczania zgodnie z ich własnymi przekonaniami religijnymi i filozoficznymi”;

3) Międzynarodowym Paktem Praw Obywatelskich i Politycznych (1966, ratyfikowanym przez Polskę w 1977): art. 18.4 - „Państwa – Strony niniejszego Paktu zobowiązują się do poszanowania wolności rodziców lub w odpowiednich przypadkach opiekunów prawnych do zapewnienia swym dzieciom wychowania religijnego i moralnego zgodnie z własnymi przekonaniami”;

4) Europejską Konwencją Praw Człowieka (1950) – „Wykonując swoje funkcje w dziedzinie wychowania i nauczania, Państwo uznaje prawo rodziców do zapewnienia tego wychowania i nauczania zgodnie z ich własnymi przekonaniami religijnymi i filozoficznymi”;

5) Art.1.2.  Ustawy Prawo Oświatowe z dn. 14.12.2016 – „System oświaty zapewnia w szczególności wspomaganie przez szkołę wychowawczej roli rodziny”;

6) Kodeksem Prawa Kanonicznego (kan.797) – "w wyborze  szkoły rodzice powinni mieć prawdziwą wolność. Stąd wierni mają zabiegać o to, ażeby społeczność świecka uznała tę wolność rodziców i zachowując wymogi sprawiedliwości rodzicielskiej wyposażyła ją w odpowiednie subsydia”.

Konsekwencją powyższych norm są prawa rodziców do zakładania własnych szkół lub (nie-)posyłania swoich dzieci do szkół niepublicznych, w których otrzymywałyby one wychowanie zgodne z systemem wartości rodziców oraz prawo do wyrażania swojej woli co do tego, aby  ich dzieci mogły pobierać naukę religii w szkołach publicznych na zasadzie pełnej  dobrowolności.

Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej

"Art.48.

1. Rodzice mają prawo do wychowania swoich dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania.

Art.53.

3. Rodzice mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami.

Art.70.

3. Rodzice mają wolność wyboru dla swoich dzieci szkół innych niż publiczne. Obywatele i instytucje mają prawo zakładania szkół podstawowych, ponadpodstawowych i wyższych oraz zakładów wychowawczych (...).

4. Władze publiczne zapewniają obywatelom powszechny i równy dostęp do wykształcenia. W tym celu tworzą i wspierają systemy indywidualnej pomocy finansowej i organizacyjnej dla uczniów i studentów (...)".

Jak wynika z programu obrad, a można wziąć w nich udział bez rejestracji  i ponoszenia kosztów, zostaną udostępnione wyniki badań naukowców UKSW dotyczące stanu i zakresu edukacji domowej.

Zapraszam zatem do udziału. Można też uczestniczyć zdalnie w tej konferencji.     


10 stycznia 2024

PAREZJA z nowym rokiem

 



"Z nowym rokiem - nowym krokiem". Otrzymałem pismo od dwóch redaktorek naczelnych periodyku "PAREZJA" - od dr hab. Alicji Korzenieckiej – Bondar, prof. UwB i dr Katarzyny Szorc. Informują w nim o zmianie w składzie zespołu redakcyjnego. Do końca 2023 roku czasopismem młodych naukowców kierowała prof. Uniwersytetu w Białymstoku A. Korzeniecka-Bondar, współzałożycielka z prof. Uniwersytetu Zielonogórskiego Ewą Bochno. Z nowym rokiem stery przejmuje dr K. Szorc, a obie wyjaśniają powody tej zmiany, których w żadnej mierze nie należy łączyć z minionymi tak niedawno wyborami parlamentarnymi:) 

  "Uprzejmie informujemy, że decyzją zespołu redakcyjnego półrocznika „Parezja. Czasopismo Forum Młodych Pedagogów przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN” od roku 2024 prowadzenie czasopisma przejmuje nowy zespół. 

U podstaw tej decyzji leży jedna z „idei założycielskich” czasopisma, mówiąca o tym, że będzie to pismo tworzone przez/i dla młodych badaczy. Dotychczasowy zespół w składzie: Alicja Korzeniecka – Bondar (Uniwersytet w Białymstoku) – redaktorka naczelna, Ewa Bochno (Uniwersytet Zielonogórski) – zastępczyni redaktor naczelnej, Bożena Tołwińska, Katarzyna Szorc (Uniwersytet w Białymstoku) – sekretarze redakcji, Maksymilian Chutorański (Uniwersytet Szczeciński), Przemysław Paweł Grzybowski (Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy) – członkowie zespołu 

„przekazuje pałeczkę” nowemu zespołowi, który tworzą: 

Katarzyna Szorc (Uniwersytet w Białymstoku) – redaktorka naczelna; 

Aneta Makowska (Uniwersytet Szczeciński) – zastępczyni redaktor naczelnej; 

Colette Szczepaniak (Uniwersytet Szczeciński), 

Karol Motyl (Uniwersytet Jana Długosza w Częstochowie) – sekretarze redakcji; 

Tomasz Prymak (Uniwersytet w Białymstoku) – członek zespołu. 

Wydawcą Czasopisma nadal pozostaje Uniwersytet w Białymstoku. 

W ciągu dziesięciu lat funkcjonowania udało się wydać wszystkie planowane, tematycznie zróżnicowane, numery: 

numer I - Parezja; 

numer II – Upokorzenie; 

numer III – Nieposłuszeństwo; 

numer IV – Nierówność; 

numer V - Konsumpcjonizm edukacji/w edukacji; 

numer VI – Irytacja; 

numer VII – Wychowanie w kulturze – Kultura wychowania; 

numer VIII – Akademickie teraźniejszości; 

numer IX – Polityczne konteksty edukacji; 

numer X – Przeciw banalności i równaniu w dół; 

numer XI – Pedagogika rzeczy; 

numer XII – Droga w górę, droga w dół; 

numer XIII – Wymiary profesjonalizmu nauczycieli; 

numer XIV – (Nie)pełno(sprawności); 

numer XV – Opowieść; numer XVI – Pedagogika w uniwersytecie; 

numer XVII – Sensy bycia pedagogiem; 

numer XVIII – Metoda poznania i niepewność w badaniach edukacyjnych; 

numer XIX – Pedagogika i edukacja w wikiświecie; 

numer XX – (Nie)obecności sztuk w edukacji. 

Na – 2024 rok – zaplanowane są kolejne dwa numery: 

numer XXI - Generacja antropocenu; co pedagogika i edukacja może/powinna/musi robić, by nie zostawiać świata takim, jaki jest?; 

numer XXII – Rozwój. 

Czasopismo znajduje się w wykazie punktowanych czasopism Ministra właściwego ds. Nauki (Unikatowy Identyfikator Czasopisma 201299) oraz jest indeksowane w szeregu Baz, w tym Repozytorium Uniwersytetu w Białymstoku. 

W związku z powyższą zmianą, w imieniu ustępującego zespołu redakcyjnego, serdecznie dziękujemy za dziesięć lat współpracy w radzie naukowej czasopisma. Jednocześnie, w imieniu nowego zespołu, wyrażamy nadzieję na dalsze wspólne działania i wsparcie." 

Zachęcam nie tylko młodych pedagogów czy uczestników Letnich Szkół Młodych Pedagogów im. Marii Dudzikowej, gdyż czasopismo zasługuje na uwagę ze względu na łączenie debat naukowych i publikowanie najciekawszych rozpraw, które były referowane w czasie tych Szkół, ale nie tylko. Periodyk jest dostępny w sieci, a zatem każdy może przeczytać interesujące go teksty, wywiady ze Szkolnymi Mistrzami czy recenzje publikacji.  

Kolejnemu zespołowi redakcyjnemu życzę dalszych sukcesów. Dalszych, bowiem dotychczasowa redakcja wprowadziła półrocznik do wykazu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego (b. MEiN) uzyskując dla autorów 20 pkt.       

 

09 stycznia 2024

Minister Dariusz Wieczorek zapowiada ewolucyjne zmiany


 

W związku z tym, że obecny  na Zgromadzeniu Ogólnym Rady Doskonałości Naukowej w dn. 8 stycznia br. minister nauki szkolnictwa wyższego Dariusz Wieczorek apelował o upowszechnianie informacji na temat jego działań, podzielę się tym, co - jak zapowiedział - resort zamierza czynić w najbliższym półroczu. Jako polityk nie jest zwolennikiem rewolucji tylko spokojnego poprawiania tego, co jest konieczne. To kadry akademickie mają wskazać problemy, które wymagają pilnych uregulowań czy długofalowych zmian.  

Minister przyznał, że środowisko akademickie jest wzburzone przedstawieniem przez niego jako "nowego" - w rzeczywistości niewiele starszego - wykazu czasopism punktowanych,  toteż zlecił zweryfikowanie jego zasadności przez upoważniony do tego organ, jakim jest Komisja Ewaluacji Nauki (KEN). Jeżeli zatem ktokolwiek ma zastrzeżenia do przywróconego przez ministra wykazu (z czerwca 2023 roku), to powinien skierować stosowny wniosek wraz z uzasadnieniem do KEN, a nie do resortu. To ten organ powinien decydować o przyznaniu czasopismom punktacji, a nie minister. On zaś podpisze rozstrzygnięcie, jakie powstanie w KEN, a więc w gronie powołanych w tym celu ekspertów. 

Przypomnę, że Komisja Ewaluacji Nauki  wnioskowała w czerwcu 2023 roku o pdwyższenie punktacji wielu międzynarodowym czasopismom do 200 pkt., ale w żadnej mierze nie znalazły się tam polskie periodyki. Ówczesny minister wprowadził do wykazu czasopisma, które w ogóle nie powinny w nim się znaleźć, a otrzymały 200 pkt. (sic!). Rozumiem   zatem konieczność przywrócenia stanu z czerwca 2023 roku, ale nie akceptuję słusznie przypisanych wielu bardzo dobrym czasopismom naukowym wyższej punktacji, zgodnie z ustawą, o jeden czy dwa poziomy, a więc z 20 do 40 czy 70 pkt. lub z 40 do 70 pkt. Usunięcie ich en block z tymi, które swoim potocznym poziomem ośmieszają nie tylko urząd ministra, ale także dyscyplinę naukową, sprawiło, że redakcje uczciwie pracujące od lat na jak najwyższy poziom prowadzonych przez siebie pism, utraciły zaufanie do władz państwowych.   

Pan D. Wieczorek zapowiedział też przygotowanie w ciągu półrocza oceny stanu realizacji reformy 2.0, by zarówno władze polityczne jak i naukowcy uzyskali odpowiednie wsparcie w realizacji ich ustawowych zadań. Tak więc przewiduje konieczność m.in. wprowadzenia zmian w Polskiej Akademii Nauk, podporządkowanie resortowi Narodowego Centrum Badań i Rozwoju oraz zwiększenia nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe. W tym zakresie będzie kierował się opinią Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego i Nauki.

Minister potwierdził też rangę Rady Doskonałości Naukowej i podejmowanych przez ten organ postanowień, gdyż jego członkami są profesorowie wybrani w tajnych wyborach, a zatem cieszący się najwyższym autorytetem w kraju. Obecność ministra miała zatem nie tylko kurtuazyjny charakter. 

Zgromadzenie Ogólne RDN wybrało w tajnych wyborach zastępców Przewodniczącego RDN prof. Bronisława Sitka (mianowane go przez min. Przemysława Czarnka, co świadczy o koncyliacyjnym podejściu do kontynuowania działań RDN). Zastępcami zostali: 

prof. Grzegorz Węgrzyn (Przewodniczący RDN I kadencji),             

prof. Marian Gorynia (zastępca Przewodniczącego I kadencji).

Wybrano także prof. Mansura Rahnama-Hezawah'a na funkcję Sekretarza Rady Doskonałości Naukowej. Za tydzień odbędą się wybory przewodniczących i ich zastępców w zespołach dziedzin nauk RDN. Od lutego wszyscy członkowie RDN przystąpią już do prac nad wnioskami, które wpłynęły do tego organu.    

Życzę wszystkim zainteresowanym zadowolenia z wyników prac RDN, mając zarazem nadzieję na zrozumienie trudności postanowień, które zapadają w tym organie. Podobnie jak w latach poprzednich, także i w tym roku władze RDN będą na bieżąco informować środowisko akademickie o stanie zmian w prawie, a także odbędą się bezpłatne dla wszystkich zainteresowanych konferencje, w ramach których zostaną naświetlone problemy dotyczące awansów naukowych i ich rozwiązania. 

Zachęcam do śledzenia komunikatów na stronie www.rdn.gov.pl 

Pierwsze posiedzenie Rady Doskonałości Naukowej nowej kadencji z udziałem ministra Dariusza Wieczorka - https://www.gov.pl/web/nauka/pierwsze-posiedzenie-rady-doskonalosci-naukowej-nowej-kadencji-z-udzialem-ministra-dariusza-wieczorka

 


08 stycznia 2024

Lobbyści w MEN - ignorancja górą

 

(źródło fotografii: Adam Słodowy)

Gdyby traktować zapowiedzi ministry i jej wiceministry edukacji w kategoriach powagi deklarowanych zmian w szkolnictwie publicznym, to należałoby obie panie natychmiast odwołać i zlikwidować resort edukacji. Wiadomo, że tego trójkolorowa koalicja nie uczyni, bo przecież nie chodzi tu o jakość kształcenia i wychowania młodych pokoleń, tylko o zachowanie urzędów, a wraz z nimi stanowisk dla kolejnej grupy urzędników. 

Na podstawie publikowanych wypowiedzi Barbary Nowackiej i Katarzyny Lubnauer można napisać świetny scenariusz dla kabaretu, bo to, co opowiadają, tylko tam znajduje rację swojego zastosowania. Tak to niestety jest w naszym kraju, że za oświatę publiczną zabierają się osoby, które kierują się, podobnie jak poprzednicy od czasów minionych, sondażami i wpływem różnych lobbystów. 

Teraz dopiero jest szansa dla wielu osób, by mieć swoje pięć minut w mediach, przypodobać się obu paniom, sugerując, że za nimi stoją tysiące nauczycieli, albo rodziców i zachęcić je do wprowadzenia określonych zmian. Najlepiej wprowadzić je już, natychmiast, bez względu na ich dydaktyczny sens, by opinia publiczna zorientowała się, że w tym resorcie nie traci się na nic czasu, tylko ciężko pracuje, by spełnić w ciągu 100 dni rządzenia obietnice wyborcze.    

Po raz kolejny okazuje się, że na edukacji, na tym, jak kształcić dzieci i młodzież, zna się każdy, bo przecież każdy kiedyś uczęszczał do szkoły. Dodatkowo jest wielu sfrustrowanych nauczycieli, którzy nie zamierzają rozwijać swoich kompetencji dydaktycznych, tylko oczekują ułatwień w ich trudnej służbie, a więc MEN już zapowiada gotowość do tego, by: 

- "odchudzić" podstawy programowe kształcenia ogólnego; 

-  ograniczyć liczbę uczniów w klasie do 18 osób; 

- zlikwidować egzamin ósmoklasisty (a może i maturę (?); 

- zwiększyć płacę nauczycielską natychmiast o 30 proc. i 33 proc. dla początkujących (naprawdę, to Wam wystarczy?); 

- zlikwidować zadawanie prac domowych; 

- zlikwidować tzw. "godzinę Czarnkową"; 

- usunąć podręcznik HiT;

- zlikwidować lekcje religii; 

- zmienić wykaz lektur szkolnych; 

- odwołać kuratorów oświaty i zastąpić ich innymi.  

Co to ma wspólnego z dydaktyką? W sensie naukowym - nic. Totalna ignorancja, dydaktyczny analfabetyzm funkcjonalny. To populizm, z którym ponoć miniona opozycja zamierzała walczyć, by decyzje w strategicznych dziedzinach życia społeczeństwa zapadały na podstawie wiedzy naukowej, kompetentnie. 

No tak, ale ministra B. Nowacka nie była nauczycielką, nie kształciła i nie była przygotowana do pracy w tym zawodzie, więc musi zdać się na podpowiedzi innych, co wcale nie znaczy, że bardziej od niej kompetentnych. Ważne, by to byli swoi podpowiadacze, życzliwi władzy. Nie wnikam w biografię edukacyjną wiceministry K. Lubnauer, która jest matematyczką z wykształcenia. Mieliśmy już jedną panią z tym wykształceniem na stanowisku ministry edukacji - Krystynę Łybacką, która nie prowadziła racjonalnej polityki oświatowej.   

Tak więc, drogi nauczycielu, zrób sobie sam edukację! Nie licz na MEN, bo podejmowane tam decyzje niewiele mają wspólnego z racjonalnością, kompetentnym zarządzaniem szkolnictwem. Nadal będzie tak jak było, tylko troszkę luźniej. Gorset zostanie nieco poluzowany, ale nie licz na autonomię, bo ta wymaga autoodpowiedzialności, a przecież łatwiej się żyje, jak za wszystko, co złe, patologiczne, odpowiada władza.   

Jest jeszcze jeden postulat, który ma rację bytu, jeśli radykalnie zmieni się ustrój szkolny, a mianowicie nastąpi tak konieczne zlikwidowanie kuratoriów oświaty. To by oznaczało przejście na decentralizację szkolnictwa, a tym samym zobowiązanie do odpowiedzialności za proces kształcenia  autonomicznych szkół - ich dyrektorów, nauczycieli i uczniów, zobowiązując zarazem do objęcia tego procesu kontrolą społeczną i naukowym pomiarem efektów kształcenia oraz wychowania. Wówczas należałoby całkowicie zmienić strukturę zakres władztwa centralnego MEN oraz wyjąć spod jego kontroli Instytut Badań Edukacyjnych, by pomiarem edukacyjnym zajmowała się specjalnie powołana placówka, w której pracowaliby specjaliści od diagnozy edukacyjnej, psychospołecznej i kulturowej.

Deforma szkolnictwa publicznego trwa. Zaczął ją Mirosław Handke, Anna Zalewska - Dariusz Piątkowski - Przemysław Czarnek. Teraz czas na dalszą destrukcję w wydaniu Barbary Nowackiej. Niech kolejna władza, nie tylko w tym resorcie, odpowie na pytanie, po co w Polsce rozwija się naukę? Po co są uniwersytety, akademie pedagogiczne, instytuty badawcze, komitety nauk PAN?