W trakcie konferencji z okazji jubileuszu prof. Henryka Mizerka w Olsztynie jubilat podzielił się z jej uczestnikami własną listą słów skradzionych. Przypomniał, że w
pedagogice taki katalog opracował jego kolega z Instytutu Pedagogiki prof.
Józef Górniewicz ("Kategorie pedagogiczne", Olsztyn, 1997), natomiast o wielkich pojęciach polskiej humanistyki pisał wybitny filozof Władysław Tatarkiewicz
("Dzieje sześciu pojęć", "O szczęściu", "O
doskonałości"). Z poczuciem skromności i wzruszenia Mizerek zaproponował
poszerzenie tych pojęć o własną listę słów istotnych dzisiaj w pedagogice, a
mianowicie o:
- ewaluację
- doskonałość
- jakość i
- refleksję.
Nie są to słowa klucze, słowa wytrychy, ale też nie są to
słowa puste, pozbawione sensu dźwięki. Kiedy ktoś mówi o refleksji, to być może
chce dodać sobie powagi, podkreślić mądrość. Kto jednak kradnie te słowa? Idąc
za myślą Danuty Markowskiej ("Siódmy nieprzyjaciel i siódmy świata
kierunek") , stwierdził, że tym, który kradnie je nieświadomie, może być
każdy, toteż ważne jest to, by samemu nie dać się okraść ze słów wielkich.
Drugą część konferencji uświetniły referaty plenarne
profesorów. Otwierała ją moja analiza destrukcyjnej dla nauczycielskiego stanu
polityki oświatowej wszystkich formacji rządzących w Polsce od 1993 roku do
chwili obecnej. Dopełnił tej diagnozy prof. Marek Konopczyński mówiąc o
zawłaszczeniu pedagogiki przez manipulujących opinią publiczną polityków
władzy, którzy powiązali to słowo z kategorią wstydu. Nie uważa bowiem
siebie za przedstawiciela pedagogiki wstydu. Co ciekawe, w tym samym czasie, kiedy
białostocki profesor kierował do uczestników debaty pytanie: Czy są pedagogami
wstydu? pojawił się w ONET tekst o licznych rekomendacjach dla niego jako
faworyta wśród kandydatów na Rzecznika Praw Dziecka.
Pedagogikę wstydu reprezentują - zdaniem M. Konopczyńskiego -
ci, "którzy nie podzielają ideologii partii władzy. W istocie ów termin
okazał się środkiem do negowania części obiektywnej wiedzy, która ukazuje
ciemną stronę polskiej historii. Po pewnym czasie pojęcie to nabrało
uniwersalnego charakteru negowania wszystkiego, co stoi w opozycji do prawdy, a
sam zwrot pedagogika wstydu stał się kluczem do wszystkiego, co nie jest
akceptowane przez niektórych przedstawicieli elit politycznych.
Ukucie tego pojęcie zrobiło wielką krzywdę pedagogice,
polskiemu stanowi nauczycielskiemu, a nie tylko historykom, gdyż w świadomości
społecznej nauczyciel to pedagog a pedagog to nauczyciel. W związku z tym
rozciągnęło się to pojęcie na ponad 700 tysięcy nauczycieli szkół powszechnych
i nauczycieli akademickich".
Tymczasem pedagogika wstydu jako taka nie istnieje i nie ma
naukowego uzasadnienia. Była też mowa o "życiu" młodego pokolenia w
cyberprzestrzeni i zaistnieniu w edukacji sztucznej inteligencji. Nie wiadomo
jeszcze, jakie będą tego skutki, skoro - jak mówiła w swoim referacie prof.
Agnieszka Gromkowska-Melosik - coraz bardziej widoczny jest problem nierówności
płci w procesie (wy-)kształcenia. Okazuje się, nawet w najbardziej elitarnych
uczelniach na świecie przeważają kobiety, a zatem mężczyźni nie garną się
do wiedzy.
Prof. Roman Leppert nawiązał do sformułowania H. Mizerka
"A jeśli ukradną nam słowa..." wskazując na to, że są pojęcia, które na szczęście nie zostały ukradzione pedagogice, a mianowicie - "ukryty program" i "osobista teoria wychowania "(indywidualne teorie nauczycieli). Kiedy prowadził na początku lat 90. XX wieku badania wśród studentów pedagogiki, to uchwycił w reprezentacji ich wiedzy dwa światy - świat pedagogiki
akademickiej w wersji normatywnej, instrumentalnej, pełniącej głównie rolę
dekoracyjną i świat pedagogiki praktycznej, która funkcjonuje w oparciu o inne przesłanki.
Tym samym oba światy niekoniecznie mają ze sobą wiele wspólnego.
Przygotowanie do zawodu nauczyciela nie zaczyna się bowiem na
studiach, ale - jak wynikało z badań tego pedagoga - w przedszkolu i szkole, bo
to w tych placówkach dzieci uczą się tego, jak być nauczycielem, pedagogiem,
wychowawczynią, a później studenci reprodukują postawy swoich nauczycieli
akademickich. Dobrze ilustrują to wyniki analizowanych badań
etnopedagogicznych H. Rylke, G. Klimowicz, A. Janowskiego, W.
Żłobickiego, J. Nowosad. D. Pauluk), które rekonstruują uwarunkowania i
przejawy ukrytych programów.
Leppert podzielił się niepokojem o sens pedagogicznego
kształcenia nauczycieli. Mamy bowiem do czynienia z legitymizacją potoczności,
a zatem utwierdzaniem się w tym, co już wiemy, a więc w wiedzy potocznej. Tym
samym żadne studia nie są już potrzebne. Referujący wspomniał o aktywnych w
kształceniu nauczycieli nauczycieli, którzy organizują w sieci samokształcenie
pedagogiczne przejmując rolę pedagogów akademickich. Ci nauczyciele mają
skłonność do samoutwierdzania się w dosyć oczywistych konstruktach, które
sezonowo przyjmują i upowszechniają bezrefleksyjnie.
Jest też w kształceniu nauczycieli - jak mówił R. Leppert -
model zmiany perspektywy poznawczej, w którym rzeczywistość edukacyjną ujmujemy
jako nieoczywistą oraz model autokonstrukcji narracji edukacyjnej. Tu
przedmiotem badań są nie tylko procesy edukacyjne, ale także dyskursy i
narracje edukacyjne. Zadaniem kształcenia pedagogicznego byłoby tworzenie
takich autonarracji.
Ostatnia część konferencji została oddana licznie przybyłym nauczycielom akademickim z róznych uczelni w kraju, którzy w sekcjach referowali wyniki własnych badań pedeutologicznych, (glotto-)dydaktycznych, dotyczących społecznych, politycznych kontekstów edukacji, przestrzeni uczenia się, kultury szkoły i praktyk społecznych.
Całość podsumowała wraz z przewodniczącymi sekcji dziekan Wydziału Nauk Społecznych UWM w Olsztynie dr hab. Joanna Ostrouch-Kamińska. Wszyscy mogli wyjechać ze stolicy Warmii i Mazur z wydaną pod redakcją Hanny Kędzierskiej, Moniki Maciejewskiej i J. Ostrouch-Kamińskiej książką, która zawiera studia dedykowane prof. Henrykowi Mizerkowi.