21 grudnia 2022

Świąteczny prezent redakcji STUDIA Z TEORII WYCHOWANIA

 

Szanowni Państwo, jest mi niezmiernie miło poinformować o tym, że w dniu wczorajszym ukazał się ostatni w tym roku numer kwartalnika STUDIA Z TEORII WYCHOWANIA (4/2022). Zespół redakcyjny oraz recenzenci zrobili wszystko, co tylko jest konieczne i możliwe, by jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia wszyscy autorzy otrzymali wydanie ich artykułów. 

Najczęściej redakcje czasopism naukowych ostatni numer miesięcznika, dwumiesięcznika, kwartalnika czy półrocznika wydają w pierwszym miesiącu(-ach) następnego roku. Prace redakcyjne, czasochłonna komunikacja sekretarzy redakcji z autorami, by uwzględnili jeszcze konieczne poprawki sprawia, że wymaga to ogromnego poświęcenia w sytuacji, gdy godzą to z obowiązkami nauczycieli akademickich, badaczy. 

Nasz zespół w składzie:

- prof. Renata Nowakowska-Siuta,

- prof. ChAT Bogusław Milerski, 

- prof. ChAT Stefan Tomasz Kwiatkowski 

- dr Izabela Kochan

wykonuje powyższe zadania społecznie, w ramach naukowej misji i osobistej pasji łączenia środowisk nauk społecznych i humanistycznych w komunikowaniu wyników własnych badań   i metateoretycznych analiz  myśli, teorii, nurtów czy koncepcji wychowawczych. "Studia z Teorii Wychowania"  wpisują się w tę misję od początku swojego istnienia  nie pobierając od autorów jakichkolwiek opłat. O jakość składu troszczy się pan mgr Łukasz Troc. 

Ciężar pracy wydawniczej jest zarazem pochodną kosztów ponoszonych przez Chrześcijańską Akademię Teologiczną (m.in. obsługa Index Copernicus, zakup numerów DOI), za co kieruję do jej władz JM Abp. prof. Jerzego Pańkowskiego wyrazy szczególnej wdzięczności. Zapraszam do lektury interesujących rozpraw w okresie poświątecznym, by teraz wszyscy mogli się cieszyć przygotowaniami i przebiegiem najpiękniejszych Świąt Bożego Narodzenia.

 

 

     

 

20 grudnia 2022

Czy demokracja potrzebuje nauk humanistycznych i społecznych?

 


Każdego, kto sięgnie po książkę francuskiego socjologa Michela Wieviorkę, może zaskoczyć ustawiczne łączenie przez niego nauk humanistycznych z naukami społecznymi. Uczony nie traktuje ich oddzielnie tylko łącznie jako jedną dziedzinę nauk. Nie jest to zatem zabieg semantyczny, ale logiczny, gdyż nie można badać społeczeństwa w oderwaniu od wiedzy o człowieku, a więc od humanistyki. Jak pisze w swojej najnowszej monografii:

Państwo, które funkcjonuje w sposób brutalny lub oparty na terrorze, czy chodzi o dyktaturę, reżim totalitarny lub po prostu autorytarny, oddala, a nawet eliminuje swoich oponentów, począwszy od tych, którzy chcą mówić prawdę: intelektualiści, a pośród nich  ewentualnie badacze znajdują się tutaj wśród pierwszych celów. W niektórych przypadkach zagrożenie  i ryzyko się kumulują, a autonomiczni uczestnicy prywatni, polityczni lub kryminalni oraz autorytarne państwo współistnieją w sposób mniej lub bardziej  spójny, aby doprowadzić do zastraszenia i przemocy (s. 309-310). 

Jak wynika z analiz socjologa skrajne uprawicowienie  częściej niż ulewicowienie działań w polityce służy wykazywaniu nieprzydatności nauk humanistycznych i społecznych w społeczeństwie, gdyż te nie mogą być obojętne wobec różnych form i metod przemocy, które prowadzą do odpodmiotowienia, niszczenia wspólnoty narodowej czy mniej lub bardziej jawnych metod władzy w sprzyjaniu przez władze wojnie domowej. Rolą tych nauk jest przecież umożliwianie uświadomienia sobie i wychodzenia społeczności, instytucji czy osób z zaklętego kręgu przemocy. Jak pisze Wieviorka: 

Wychodzenie z przemocy nie może być synonimem  powrotu do tego, co zostało zniszczone. Najczęściej jest trudno, a nawet się nie da tego odbudować, a w każdym razie nie na tę samą modłę. Takie wysiłki to ryzykowanie nostalgii lub melancholii, obsesji minionej przeszłości, która nie wróci. Wychodzenie z przemocy to też bycie zdolnym do ponownego budowania kultury, form życia religijnego, przywrócenia życia językowi, terenowi, nie oglądając się wyłącznie za siebie (s. 277).

 Socjolog potwierdził, że liberalne rządy nie są zainteresowane naukami humanistycznymi i społecznymi, gdyż nie oczekują od nich wpływu na funkcjonowanie wolnego rynku. Nie przypuszczam, by liberalni ekonomiści zgodzili się z takim podejściem do powyższych nauk, skoro za rządów AWS oraz PO i PSL faworyzowano takie dyscypliny jak socjologia czy psychologia, gdyż nie służyły dociekaniu prawdy o edukacji, ale nieodpowiedzialnej polityce partii władzy. 

Rządzący nie potrzebowali zdystansowanej do ich polityki wiedzy naukowej na temat tego, jak reformować ustrój szkolny, by uczniowie osiągali lepsze wyniki nie tylko w międzynarodowych pomiarach osiągnięć w naukach przyrodniczo-matematycznych i z czytania ze zrozumieniem. Im zależało zarazem na tym, jak najwięcej pozyskać i wydać środków w ramach unijnych programów, by mieć z tego polityczne i osobiste korzyści, a nie by zatroszczyć się przy tej okazji także o demokratyzację edukacji i jej rzeczywistą decentralizację oraz uspołecznienie.

Zdaniem przytaczanego Yascha Mounka powiązanie demokracji z liberalizmem  ma - obok pozytywnych - swoje dwie negatywne jej odmiany: (...) "demokracja nieliberalna", czyli demokracja bez praw i "liberalizm niedemokratyczny" , czyli prawa bez demokracji (s. 317).   Pojawia się konflikt między państwem a społeczeństwem, które jest różnorodne, toteż demokracja powinna być zorientowana na poszanowanie praw wszystkich jej obywateli, bez względu na istniejące między nimi różnice. Jak pisze Wieviorka na temat roli nauk humanistycznych i społecznych w demokracji: 

(...) Demokracja może   tym bardziej potrzebować tych dyscyplin, w których ma ona na celu prowadzenie badań na rzecz obywateli i współtworzyć wiedzę  wraz z uczestnikami,  ewentualnie w związku z ich działaniami czy ich znaczeniami i w zależności od ich oczekiwań (s. 325). 

Autor przywołanej przeze mnie monografii kieruje do uczonych nauk humanistycznych i społecznych  następujące przesłanie: 

Kiedy rozdział władzy jest podważany, kiedy autorytarne próby podminowują państwo prawa, wzmacniając egzekutywę ze szkodą dla władzy ustawodawczej i sądowniczej, kiedy przewidziane w prawie powszechnym przepisy dla stanu wyjątkowego reprezentują wymiary antyliberalne, dotykając państwo prawa, pierwszą rolą nauk humanistycznych i społecznych jest wkład, wraz z innymi, w ostrzeganie, choćby tylko przypominając lekcje historii: takie środki pozwalają władzy wykonawczej i jej policji interweniować bez obecności ani bez kontroli wymiaru sprawiedliwości, i uciskać uczestników, którzy nie są tymi, dla których zostały one powołane (s. 349). 

Naukowcy powinni wspierać wszelkie ruchy protestu lub ruchu oporu przeciwko władzy niszczącej fundamentalne zasady demokracji, chronić ich, edukować oraz promować rozprawy naukowe, których przedmiotem jest demokracja, ochrona praw człowieka.   Być może najbardziej użyteczną rolą badania w naukach  humanistycznych i społecznych jest przypominanie, że każde społeczeństwo jest jednocześnie jednością i jest pluralistyczne i że duch demokratyczny zawsze musi troszczyć się  o pilnowanie tego podwójnego wymiaru (s. 358).

Dla pedagogów szkolnych ważne jest pytanie, jakie kieruje do nich M. Wieviorka: 

Czy kształcenie w duchu demokratycznym, jeśli jest realizowane poprzez praktyki pedagogiczne same w sobie demokratyczne, nie pociąga za sobą ryzyka demagogii? Czy aby kształtować osoby o duchu demokratycznym, szkoła może funkcjonować bez wewnętrznej demokracji i bez uznania przyszłej podmiotowości uczniów? (s. 360)

Od ponad czterdziestu lat upominał się ruch Solidarności właśnie o taką demokratyzację systemu oświatowego, żeby zarówno w szkołach uczniowie uczyli się o demokracji, do demokracji i w demokracji wewnątrzszkolnej oraz by wszelkie władze oświatowe podlegały także kontroli społecznej. Zdolność instytucji da autokontroli w sposób scentralizowany słabnie. Nie da się ukryć - tajemnica nie jest już możliwa. Afery pedofilskie pokazały, że ani szkoła, ani Kościół nie mogą nimi zarządzać wewnętrznie, bo czynią to, by chronić swoich członków, nauczycieli, księży, nawet jeśli ci ewidentnie dopuścili się czynów przestępczych (s. 361).        

Badacz nauk humanistycznych i społecznych nie ma orientować ich na ideologię czy kierować się w swoich poszukiwaniach własnymi emocjami, ale powinien być motywowany do prowadzenia badań tylko dociekaniem prawdy. Badacz  w demokracji może oczywiście nadal wybierać zaangażowanie, ryzykując pomylenie swojej działalności ze swoim zaangażowaniem społecznym. Może równie dobrze trzymać się z dala od debaty publicznej, poświęcać się swoim cennym badaniom, swojemu życiu akademickiemu, pomimo bycia zaangażowanym obywatelem (s. 364).

Z powyższego punktu widzenia autor książki ma rację, kiedy uświadamia nam zagrożenie, jakie pojawia się w pracy naukowo-badawczej reprezentanta powyższej dziedziny nauk, kiedy dociekając prawdy, może stać się w państwie czy społeczeństwie autorytarnym persona non grata ze względu na dekonstrukcję patologii, przemocy, hipokryzji polityków czy pozorów demokracji. Wynika to z odpowiedzialności badaczy, którzy w zamian potrzebują wolności zarówno definiowania, jak i realizowania swojej pracy, a następnie jej upowszechniania, którzy muszą być chronieni, kiedy sami mogą być zagrożeni z powodu tego, co piszą i publikują (s.365).

Kluczowa jest zatem dla wiarygodności wyników badań nauk humanistycznych i społecznych kwestia przestrzegania istniejących w nauce standardów metodologicznych, w tym także przejrzystości i transparentności uzyskanych danych empirycznych. Muszą też stawiać czoła coraz silniej przenikających do opinii publicznej fake newsów, post-prawd i spiskowych teorii dziejów, które są instrumentalnie wykorzystywane w walce politycznej także w Polsce. 

Można zgodzić się z socjologiem, że sama (...) nauka nie jest spójnym perfekcyjnym zbiorem, w którym wszystko podlega bezkompromisowemu rygorowi. Jej historia (...) ćmi się momentami krępującymi, "potworkami", momentami poślizgu czy odchyłu, nie mówiąc o zafałszowanych eksperymentach. Co więcej, jest ona otwarta także w tym, co jest popularyzowane lub przekazane do dyspozycji szerszej publiczności, otwarta w sposobie podejścia, hipotezach, metodach, teoriach, które wprawiają  w zakłopotanie (s. 415-416).

Istotne jest w rozprawie Wieviorki podsumowanie jego analiz demokracji i jej ewoluowania nie tylko we Francji, ale na całym świecie. To, co jest wspólne dla wszystkich państw demokratycznych, to utrzymywanie napięcia między jednością społeczeństwa a jego różnorodnością: 

 (...) muszą zdawać sprawę i uwypuklać opozycję między tymi dwiema generalnymi wizjami życia zbiorowego: wizję "otwartą" i "zamkniętą". Trudno im się opowiedzieć po stronie zamknięcia, wzywania do narodu homogenicznego, mniej lub bardziej rasitowskiego, ksenofobicznego i antysemickiego. Dzięki swojej pracy, refleksji nad kategoriami i koncepcjami, które wdrażają, dzięki swojej zdolności do definiowania nowych obszarów czy dziedzin i do rozwijania badań, które nie zamykają się w jednych ramach państwowo-narodowych - mogą one być użyteczne - pod warunkiem, że jednego nie zlekceważą: każda niezniuansowana opozycja, każdy wybór na rzecz  abstrakcyjnego uniwersalizmu może prowadzić wyłącznie do wielkiego dramatu (s. 424-425). 

Nauki humanistyczne i społeczne powinny zatem odgrywać w tym procesie szczególną rolę.

18 grudnia 2022

Niekompetentny sondaż na temat rzekomego mobbingu w szkołach wyższych

 


Kiedy prezeska Fundacji Science Watch Polska zapowiadała zbadanie zjawiska mobbingu na uczelniach, zastanawiałem się, po co chce to czynić, skoro jest to zadanie dla ofiar i prokuratury? 

Czy rzeczywiście można za pośrednictwem sondażu - tym bardziej o wątpliwej metodologicznie konstrukcji - diagnozować tak poważne zjawisko? Każdy bowiem przypadek jest nieporównywalny z innym i wymaga interwencji bezpośrednio dotkniętych nim  osób. 

Mobbing jest przecież zjawiskiem przestępczym w każdej instytucji, a tym bardziej o utrwalonej historycznie i społecznie strukturze asymetrycznych relacji zawodowych. Polska to nie Ameryka czy Wielka Brytania, więc trudno spodziewać się po samym środowisku akademickim, że będzie walczyć z tak niegodnymi postawami niektórych osób.

Pomysłodawczyni przeprowadzenia sondażu na temat tego, czy w szkole wyższej respondenci doświadczali mobbingu ze strony swoich zwierzchników, a więc czy mają wiedzę na ten temat, nie uwzględniła diagnostycznego kryterium, jakim jest intersubiektywna komunikowalność. Zamieszczona w sieci ankieta zawierała fundamentalny błąd metodologiczny, o którym piszę poniżej.    

Autorka ankiety przyjęła definicję, której znaczenie jest uregulowane w prawie pracy (art.943 par.1-5 kodeksu pracy): 

Mobbing to działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników. 

Jak wynika z powyższej definicji mobbing dotyczy działania zabronionego w świetle prawa, a więc zachowania nielegalnego, przestępczego, które powinno być ścigane na podstawie zgłoszeń  pracownika doświadczającego mobbingu.   

Autorka wspomnianej ankiety uznała za mobbing następujące rodzaje zachowań: 

I. zachowania utrudniające komunikację, do których zaliczono: ograniczanie możliwości wypowiadania się, ciągłe (złośliwe) przerywanie wypowiedzi, podnoszenie głosu (krzyk), wyzwiska w miejscach publicznych, publiczne krytykowanie pracy, nękanie przez telefon lub maile, inne (?); 

II. zachowania naruszające wizerunek, obejmujące: publiczne ośmieszanie, sugerowanie zaburzeń psychicznych, rozsiewanie plotek, parodiowanie ofiary, obmawianie, inne (?). 

III. zachowania naruszające pozycję zawodową, których przejawem jest: przydzielanie zadań poniżej kwalifikacji i kompetencji, przydzielanie zadań, których nie można wykonać w czasie kodeksowym, odbieranie zadań, które zostały już opracowane, rozliczanie zadań nieprzydzielonych, kwestionowanie podejmowanych decyzji, inne (?).

 IV. zachowania naruszające etykę w nauce, do których zaliczono:  przydzielanie cały czas nowych zadań (np. wykładów), odmawianie finansowania (np. publikacji, konferencji), wymuszanie dopisywania innych pracowników do pracy zwierzchnika jako mobbera; ignorowanie podczas podziału czynności (np. działań granatowych - zapewne miało być "grantowych"), inne (?). 

 Niestety, nie po raz pierwszy autorka kolejnego sondażu popełniła poważny błąd metodologiczny. Tym razem nie wzięła pod uwagę tego, że dla stwierdzenia mobbingu w sensie prawnym, bo inny nie może tu wchodzić w grę, powyższe przesłanki powinny być spełnione łącznie, a nie rozłącznie. Tymczasem w ankietce pytała o nie rozłącznie.  

Ba, gdyby uznać za poprawny merytorycznie wskaźnik, jakim jest np. przerywanie komuś wypowiedzi czy podnoszenie głosu, to należałoby pozwać do sądu niemalże wszystkich posłów władzy i opozycji. Czy ktoś w ogóle zwrócił uwagę na ten nonsensowny sondaż? Może plotkował, ale to też jest dla tej autorki mobbingiem.   

Z powyższego powodu zgromadzone przez fundację dane liczbowe, chociaż coś nam komunikują, to jednak nie dotyczą mobbingu w szkołach wyższych. Są zatem pozbawione nie tylko poznawczej wartości, ale także kompromitują tych, którzy są przekonani, że chwycili "byka za rogi".  

W jednym przyznaję jej rację, że (...) osoby stosujące mobbing w środowisku naukowym niszczą naukę. Autorka ankietki powinna jednak zrozumieć, że niszczą naukę także ci, którzy nie korzystają z obowiązującej metodologii badań diagnostycznych.  

17 grudnia 2022

Uroczystość wręczenie dyplomów doktorskich w dyscyplinie pedagogika




Dla każdego profesora uroczystość wręczenia dyplomu doktora nauk (w przypadku pedagogów- doktora nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika) jest szczególnym przeżyciem. Każdy doktorat jest inny, bo jest niepowtarzalną osobowością. Do tego dochodzi jeszcze odmienny od pozostałych problem badawczy, który jest pochodną pasji poznawczej doktorantów.

W dniu 16 grudnia 2022 roku odbyła się szczególna uroczystość w moim doświadczeniu akademickim a związana z uroczystością wręczenia dyplomów doktorskich wypromowanym absolwentom studiów III stopnia. W ramach Studiów Doktoranckich Obcojęzycznych Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu zostałem zaproszony przez ich kierownika prof. DSW dr hab. Lotara Rasińskiego do podjęcia się opieki nad doktorantami z Czeskiej Republiki ze względu na moją znajomość języka czeskiego.  

Uczelnia uzyskała grant na czeskojęzyczne studia doktoranckie, w ramach których mieliśmy za zadanie wraz z docentami z czeskich uniwersytetów objąć opieką naukową kształcenie i projekty badawcze Czechów. To czescy pedagodzy wybierali sobie opiekuna naukowego. Zostałem obdarzony takim zaufaniem i gotowością do współpracy ze strony czterech Czeszek i jednego Czecha. 

W ciągu czterech lat, mimo pandemii, zamknięcia granic i uczelni, mogliśmy najpierw stacjonarnie, a potem już zdalnie, dzięki zdalnej komunikacji, uzgodnić założenia teoretyczne i metodologiczne badań oraz współpracować nad poprawnością ich pełnej realizacji. Prace były napisane w ich ojczystym języku, toteż konieczne było powołanie recenzentów także z naszego kraju, którzy znają język czeski i są samodzielnymi pracownikami naukowymi w naszej dyscyplinie. 

W dniu 16 grudnia miałem przyjemność uroczystego odebrania od wypromowanych doktorek nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika:

  • Dr Helena Kumperová
  • Dr Zdeňka Braumová
  • Dr Šárka Honová
  • Dr Jana Motyková
  • uděluji titul doktorky sociálních věd v oboru pedagogika,
  • toto veřejně prohlašuji,
  • a předávám vám tímto všechna práva a výsady s tímto titulem spojené. Na důkaz toho vám předávám tento diplom s pečetí vysoké školy.

Jestem przekonany, że doświadczają równie pozytywnych emocji profesorowie, którzy promują doktorantów z innych państw w polskich lub zagranicznych uczelniach. Nie ma znaczenia język, w którym powstaje dana praca naukowa, gdyż ważne są tu tak kwalifikacje naukowe jak i językowe, by możliwe było doprowadzenie postępowania o nadanie stopnia naukowego doktora do szczęśliwego finału dla dobra nauki, w tym także dla autorów i ich naukowych opiekunów.       

 ślubowania następującej treści:

Slibujete tedy,

§  že si Dolnoslezskou vysokou školu, ve které jste dosáhli vysokého vzdělání v oblasti společenských věd, navždy uchováte ve své paměti?

§  že budete podle svých možností podporovat její záměry a iniciativy?

§  že nepošpiníte vědeckou hodnost, kterou vám dne udělíme?

§  že ji bude vždy dosvědčovat svou poctivostí a bezúhonným životem?

§  že budete usilovně pracovat na prohlubování a rozvoji společenských věd, nikoli pro mrzký prospěch nebo marnivou slávu, ale aby se pravda šířila a její světlo, na němž závisí štěstí lidstva, zářilo stále jasněji.

Slibujete to všechno opravdově ze srdce?"

Doktorandi: slibují slovy „TAKTO SLIBUJI

Zanim JM Rektor DSW dr hab. Sławomir Krzychała, prof. DSW  wręczył wraz z Dyrektorem Szkoły Doktorskiej  - dr. hab. Pawłem Rudnickim, prof. DSW dyplom, miałem jeszcze potwierdzić:

Nyní nám tedy již nic nebrání v tom, abychom vám udělili titul, o který usilujete. Proto já, Bogusław Śliwerský, který jsem dle zákona převzal čestné povinnosti promotora, Vám (meno a misto narozeni) usnesením Akademické rady Dolnoslezské vysoké školy,

 


16 grudnia 2022

Pan Profesor czyli literacka odsłona "Barw ochronnych" universita w nowym ustroju

 


Jadąc do Krakowa postanowiłem czas wolny poświęcić na lekturę książki Artura Przybysławskiego, która uzyskała nagrodę w Konkursie Literackim Miasta Gdańska im. Bolesława Faca za rok 2019. Taka przynajmniej jest informacja na tylnej okładce pięknie wydanej publikacji, której pierwsze wydanie datowane jest na rok 2020. Tytuł wcale nie jest tak krótki, jak odnotowano go na stronie tytułowej, bowiem w całości brzmi następująco:

 "Pan Profesor czyli wielce przeraźliwe dzieje Zenona Eli, pełne heroicznych czynów, rzeczeń i myśli jego, które złożyły się na akademicką karierę, dla przyszłych pokoleń wiernie spisane, aby pamięć o nich nie zaginęła w mroku mniej przeraźliwych dziejów". 

Przedmowę autor podpisuje jako: Wasz uniżony Artur Przybysławski, doktor nauk potajemnych z miasta Łodzi. Pracował bowiem na Uniwersytecie Łódzkim. Obecnie jest profesorem na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Na tylnej okładce to potwierdza: Ja niżej podpisany, oświadczam niniejszym, że jestem Arturem Przybysławskim i moje podobieństwo do rzeczywistego - jeśli w ogóle mogę tu użyć tego słowa -  Artura Przybysławskiego, mieszkającego w Krakowie i pracującego na Uniwersytecie Jagiellońskim, wcale nie jest przypadkowe. 

    W takim właśnie stylu bawi się czytelnikiem, ironizuje, ośmiesza wszystko, co tylko kręci się wokół semantycznie nadętego profesora, kpi z akademii i jej świętoszkowatego wizerunku, a przy tym wywołuje zaciekawienie stylistyką narracji. Akcję lokuje w fikcyjnej ontologii jakiegoś profesora filozofii Zenona Eli, któremu nie przez przypadek nadał żeńsko brzmiące nazwisko. 

W poszczególnych rozdziałach pamfletu przybliża powierzchowność i głębię cech bohatera, jego ułomność cielesności w ruchu sportowym, fizjolonomię, zachowania fizjologiczne i duchowe, postawy "w jego drżeniu zamiarowym", stosunek do płci. Odsłania zależności bytowe, które ujawniają się w osobie doktoranta, przebieg jego "kariery" wraz z próbami samopoznania, jasnowidzenia, z podejściem do własnego rozumu, odnajdywaniem sensu życia, dokonywaniem czynów lubieżnych, gdy postanawia napisać habilitację. 

Fascynująco rekonstruuje prowadzenie wykładów przez pełnego ułomności filozofa, stawianie przez niego czoła Radzie Wydziału i Prostytutu oraz wybijanie się na samodzielność naukową. Dowiadujemy się także,  jak Zenon Ela kroczy od asystenta do profesora zwyczajnego, z którego tytułu i stanowiska nic nie wynika. 

Po latach zdoła się ów Profesor wyleczyć z kompleksów wobec niemieckiej filozofii. Ten ostatni wątek powinien spodobać się politykom władzy. Znajdą się tu także kulisy pisania pseudorecenzji, udziału w konferencjach naukowych a nawet techniki aplikowania o grant. 

Forma i treść narracji ukierunkowana jest na zdemaskowanie patologii środowiska naukowego. Może dlatego nie mamy tu do czynienia z literacką fikcją, by można było odsłaniać realia różnych mikroświatów akademickich dewiacji.      

Skoro tytuł jest tak rozwlekły, to nikt nie powinien się dziwić, że przeważają w prześmiewczej narracji zdania wielokrotnie złożone. Jak A. Przybysławski zaczął jedno zdanie na s. 9, to zakończył je w połowie następnej. Dobrze, że nie czyta tego młodzież przygotowująca się do egzaminu maturalnego, bo mogłaby mieć problem z dopuszczeniem do matury. Na szczęście nie do niej adresowana jest ta książka i lepiej, żeby jej nie czytała, bo dowie się, jak patologiczne relacje społeczne zachodzą między pracownikami naukowymi, doktorantami, studentami i pracownikami administracji uczelni. 

Otrzymujemy w prześmiewczej  formie literackiej odbicie środowiska akademickiego w krzywym zwierciadle, które zostało tak sprofilowane, żeby można było zobaczyć kwintesencję pozorowanej pracy niektórych jego przedstawicieli.  

Nie będę zdradzał treści książki, której tytuł wskazuje na problematykę akademickiego środowiska. Jak pisze jej autor o odwzajemnionej miłości do literatury i filozofii: 

(...) książka ta nie jest - z wyjątkiem dwóch rozdziałów - napisana ku pokrzepieniu serc ani innych narządów czy organów. Jeśli jej lektura sprawi wam choć część tej przyjemności, jaką miałem, sam ją pisząc, będzie to najlepsze dla niej usprawiedliwienie. Literatura jest, jak sądzę, terenem beztroskiej, inteligentnej wolności i radości, jest luksusem, na który wciąż jeszcze możemy sobie pozwolić, więc nie należy go sobie odmawiać. I tym właśnie, którzy nie zamierzają go sobie odmawiać, dedykowana jest ta książka (tylna płaszczyzna okładki książki)

Zapewne może kogoś zaboleć to, jak został tu zilustrowany, bo zgodnie z maksymą "uderz w stół a nożyce się odezwą" wielu studentów, absolwentów studiów, emerytowanych czy wciąż aktywnych naukowców odczyta w opisanych tu postaciach i wydarzeniach zapewne kogoś z własnego środowiska czy sytuacje, kogo spotkał lub których sam doświadczał. To dobrze, bo właśnie na tym zależało A. Przybysławskiemu, by jego pamflet na temat universitas spełnił katarktyczną funkcję. 

Nie mam jednak wątpliwości, że niczego w naszym środowisku nie zmieni, a jeśli nawet któraś z tak zarysowanych tu postaci przeczyta o samej sobie, to tym bardziej wzmocni samokontrolę, by nie zostało to dostrzeżone przez jej otoczenie. Jeśli więc zda się któremu, że to jakieś takie głupawe lub, co gorsza, że go tam ponoć odmalowuję, gdy akurat na uniwersytecie pracuje, nie do mnie niech ma pretensje, lecz do tego, który tę ksiązkę w łapach trzyma. Cóż tu bowiem winne lustro, a tym bardziej ten, kto je wyfasował?  (s.7).    

    

15 grudnia 2022

Wyzwania i problemy edukacji szkolnej w związku z napływem uczniów z Ukrainy

 


Pod tytułem "SZKOŁA ZRÓŻNICOWANA KULTUROWO. Wyzwania i potrzeby związane z napływem uczniów z Ukrainy" ukazał się raport z badań jakościowych w 6 szkołach  podstawowych i ponadpodstawowych, które przeprowadzono na zlecenie Centrum Edukacji Obywatelskiej.  Powodem doboru szkół było przyjęcie do ich grona dzieci i młodzieży z Ukrainy. 

Staram się unikać terminu "uchodźcy", gdyż wielokrotnie badacze nauk społecznych wskazują na pejoratywne jego znaczenie, a przecież ci uczniowie nie zasługują na to, by traktować ich jak osoby opuszczające z własnej woli własną ojczyznę. Gdyby mogli w niej dalej żyć, cieszyć się radością dnia codziennego, to nie opuszczaliby Ukrainy. Wielki to dar tej części naszego społeczeństwa, które przyjęło pod swój dach ofiary okrutnej wojny. 

 Diagnozę sytuacji ukraińskich uczniów przeprowadzono w maju i czerwcu 2022 roku. Dzisiaj możemy  przypuszczać, że ich sytuacja uległa większej poprawie a nauczyciele z własnego poczucia solidarności pokonali szereg problemów organizacyjnych i dydaktyczno-wychowawczych. Jak piszą autorzy raportu: "Sam moment wybuchy wojny i różnorodna pomoc świadczona uchodźcom była okazją do integracji szkolnych społeczności. Większość działań opierała się na spontanicznej aktywności pracowników, uczniów i ich rodziców; to oddolne zaangażowanie było spirytus movens wsparcia uczniów uchodźczych również w trakcie realizacji badań trenowych." 

Z uzyskanych w toku wywiadów opinii, informacji wynikają wnioski, które świadczą o czynnikach sprzyjających wsparciu ukraińskich uczniów, jak i o barierach, trudnościach czy przeszkodach związanych z ich adaptacją i możliwym rozwojem w szkolnej codzienności. 

Po stronie facylitatorów są:

* czynniki ułatwiające aklimatyzację uczniów ukraińskich w pierwszym okresie dzięki temu, że nauczyciele danej placówki mieli wcześniejsze doświadczenia w pracy z obcokrajowcami, posiadali kompetencje językowe w zakresie języka ukraińskiego lub rosyjskiego. Nie bez znaczenia była osobista motywacja pojedynczych nauczycieli do wsparcia tych uczniów.      

* trafne podejmowanie decyzji przez kierownictwa szkół co do rozmieszczenia dzieci w oddziałach klasowych, by nie rzutowało to negatywnie na jakość procesu kształcenia i wychowania większości polskich dzieci.

* wzbogacenie wiedzy polskich uczniów o wiedzę i kulturę kraju pochodzenia ich rówieśników z Ukrainy. 

* konieczność wprowadzenia rozwiązań z dydaktyki różnic indywidualnych, poznawania i rozumienia potrzeb oraz oczekiwań uczniów bez względu na ich pochodzenie. 

Po stronie barier, przeszkód czy problemów były m.in.: 

* wysoki stopień mobilności Ukraińców w związku ze zmieniającą się w ich kraju sytuacją zagrożeń życia ze strony wojsk agresora. Część z nich wracała do ojczyzny lub kontynuowała podróż do innych krajów, jeśli tylko było to możliwe.  

* pojawienie się w relacjach społecznych bolesnych emocji, traum w wyniku docierania tragicznych informacji o sytuacji członków rodzin ukraińskich dzieci. Dochodziło do różnego rodzaju incydentów, których przyczyny nie zawsze mogły być zrozumiałe czy rozpoznawane przez polskich rówieśników i nauczycieli.  

* brak podręczników, zeszytów ćwiczeń i kart pracy do niektórych przedmiotów, szczególnie z nauk ścisłych, które byłyby dwujęzyczne.  Poszukiwanie czy nawet tworzenie przez nauczycieli pomocy dydaktycznych wymagało ogromnego nakładu pracy i czasu, co wydłużało także realizację przez nich dotychczas obowiązkowych zadań. 

* relatywnie krótki czas pobytu w polskich szkołach sprawiał, że wiele problemów należało rozwiązywać ad hoc bez profesjonalnego i rządowego wsparcia.   

   Ucieszył mnie końcowy wniosek, że: "W powszechnej opinii nauczycieli, polskich uczniów i ich rodziców napływ uchodźców do ich klas nie przełożył się negatywnie na jakość edukacji."

 (autorka ilustracji: Sofia Krawczuk, lat 11,  laureatka konkursu: "Czym dla mnie jest Ukraina" - źródło AT Ukraposzta). 

14 grudnia 2022

41 lat minęło a w nauce nadal są brudne wspólnoty



13 grudnia 2022 zapisał się w mojej pamięci jako dzień, w którym po raz kolejny przekonałem się, że są profesorowie nauk społecznych, rzekomo  wybitni, a nieuczciwi, nierzetelni, manipulujący opinią innych... . 

Z etycznego punktu widzenia są to zmarnowane lata zmagań.  Ileż obłudy, cynizmu, faryzeizmu jest u tych, którzy są deklaratywnie prawo- centro- czy lewoskrętni... , świecąc swoją obecnością w przestrzeni publicznej.  Jakże daleko nam do wiarygodności nauki, prawdziwej jej wartości. 

Wciąż zdumiewające jest dla mnie milczenie świadków ZŁA, którzy są takimi samymi sprawcami jego zaistnienia, jak określeni powyżej. 

Ps.

To już nie jest komiczne, nawet gdy czeski błąd wydawcy sprawi, że wydaje się komuś kosmiczne.