15 czerwca 2022

Zmarł profesor pedagogiki społecznej Mikołaj Winiarski


Odchodzą profesorowie, których rozprawy naukowe były kluczowe dla dotychczasowych pokoleń. Niewątpliwie w pedagogice społecznej, w tym pedagogice opiekuńczo-wychowawczej, monografie autorskie i współautorskie zatrudnionego w ostatnich latach na emeryturze profesora Akademii Nauk Społecznych w Łodzi
dr. hab. Mikołaja Winiarskiego, należą do ważnych teoretycznie i aktualnych także w praktyce wsparcia społecznego osób wykluczonych czy zagrożonych wykluczeniem społecznym.  

Zupełnie zrozumiała była dla nas mniejsza aktywność zmarłego uczonego ze względu na wiek, natomiast z ogromnym szacunkiem i uznaniem Jego wkładu w rozwój tak ważnej dyscypliny nauk pedagogicznych, który jest niepodważalny, zalecam jego publikacje studentom mojej uczelni. Cieszyła mnie Jego obecność w praktyce eksperckiej jako członka rad naukowych w redakcjach czasopism z pedagogiki społecznej, ale i familiologii. Znakomicie bowiem łączył w swoich badaniach i studiach myśli prekursorów tej nauki (Heleny Radlińskiej, Aleksandra Kamińskiego, Ryszarda Wroczyńskiego, Edmunda Trempały, Stanisława Kawuli) rolę środowiska rodzinnego w rozwoju społeczno-moralnym jednostek oraz ich szans na realizację własnych aspiracji edukacyjnych.

Znakomicie się stało, że Akademia Nauk Społecznych w Łodzi udostępniła monografię Mikołaja Winiarskiego pt. W kręgu pedagogiki społecznej. Studia-szkice-refleksje (2017), o której wieloletni współpracownik, prof. Wiesław Theiss napisał, że wprowadza czytelników w obszary naukowo i społecznie ważne i wymagające dla pedagogiki społecznej, odsłania nam 

(...) gąszcz idei i koncepcji, których punkty graniczne wyznaczają – z jednej strony – idee modernizmu społecznego przełomu XIX i XX w., a z drugiej – dzisiejsze progresywne projekty czasu płynnej ponowoczesności. (...) Przedstawiana publikacja jest – śmiało można to powiedzieć – swego rodzaju summą, wynikiem wieloletnich doświadczeń, systematycznej, dociekliwej i konsekwentnej pracy. Mikołaj Winiarski najlepiej wie, ile w tej działalności było sukcesów, a  ile porażek, pozytywnych rozstrzygnięć i  nietrafnych decyzji, ile optymistycznych planów i niespełnionych realizacji („Pedagogika Społeczna” 2017 nr 4, s. 10)

Mikołaj Winiarski jest autorem licznych artykułów, ale najłatwiej jest dotrzeć w bibliotekach do jego rozpraw autorskich i współautorskich, których przesłanki pedagogiczne i metodologiczne mogą być dalej inspiracją dla kolejnych badaczy. Cytowany był bowiem zarówno przez psychologów wychowawczych, jak i socjologów wychowania. Są to m.in.:  

Szkoła środowiskowa: założenia teoretyczne, wyniki sondażu diagnostycznego (Współautorstwo z Aliną Janowską, Jerzym Wołczykiem, 1973), 


Problemy wychowania w osiedlu mieszkaniowym: studium z pedagogiki społecznej
 (1974), 

Wychowanie integralne a szkoła środowiskowa (1975), 

Organizacja czasu wolnego dzieci i młodzieży w  rejonie zamieszkania (1979), 

Szkoła środowiskowa na wsi (współautorka: Genowefa Pańtak, 1982) 

Współdziałanie szkoły i środowiska: aspekt socjopedagogiczny (1992), 

Rodzina, szkoła, środowisko lokalne: problemy edukacji środowiskowej (2000). 

    Warto zauważyć w podejmowanych przez Mikołaja Winiarskiego badaniach jakże znaczącą właśnie w XXI  wieku konieczność tworzenia nowych relacji między środowiskiem rodzinnym dzieci i młodzieży a szkolnictwem, tylko nie w takiej wersji, jaką narzuca obecny minister edukacji. Dzięki książkom zmarłego pedagoga społecznego lepiej zrozumiemy błędność polityki oświatowej nie tylko obecnej władzy. Jak pisze w swojej ostaniej rozprawie M. Winiarski: 

Szkole przypada szczególna rola w procesie edukacji środowiskowej z wielu względów. Przede wszystkim z uwagi na jej zakorzenienie w środowisku lokalnym, a często i okolicznym, jej bogate doświadczenia w dziedzinie pracy środowiskowej, współpracy z podmiotami środowiskowymi (grupami społecznymi, organizacjami i stowarzyszeniami, placówkami i instytucjami), a także i z tego powodu, że jest ona sama znaczącym środowiskiem społeczno-wychowawczym. 

Szkoła z natury swej wpisuje się i wrasta w pejzaż lokalnego (czasami i okolicznego) środowiska społeczno-kulturowego, stając się jego naturalnym elementem, a przez to instytucją szczególnie bliską społeczności miejscowej. Słowem działa na jej rzecz, mniej lub bardziej widocznie, wykraczając poza ramy powinności dydaktycznych (s. 323)

 

14 czerwca 2022

Lekcje religii "na szóstkę"?

 


(źródło: Fb) 


Chciałbym, żeby każda lekcja była "na szóstkę", mając na uwadze jej jakość, atrakcyjność, komunikatywność dla uczniów. Dziś przywołam krytyczną ocenę uczniów, którzy w jednym z liceów ogólnokształcących zdecydowali się na udział w lekcjach religii.   

Już po pierwszych tygodniach roku szkolnego okazało się, że nieliczna klasa, która powstała spośród uczniów kilku oddziałów pierwszego rocznika, stała się przestrzenią pozoru, hipokryzji, a więc pseudowychowania i pseudonauczania. Okazało się, że ksiądz przydzielony do prowadzenia lekcji ma jakieś poważne problemy z samym sobą, z własnym poczuciem sensu życia. 

Nie było lekcji, żeby nie straszył młodzieży nadchodzącą katastrofą, śmiercią, piekłem. Ustawicznie opowiadał o tym, jak to ma już przygotowaną kwaterę na cmentarzu, a w szafie przygotowane jest ubranie, by rodzina nie miała z tym kłopotu. 

Młodzież szybko wyczuła, że nie jest on przygotowany dydaktycznie, kompetencyjnie, by zainteresować ją problematyką religijną. Część uczniów nie ukrywała, że uczęszcza na tę lekcję, bo dzięki otrzymaniu szóstki będzie miała podwyższoną końcową średnią ocen. 

Katecheta zawarł bowiem z uczniami niepisany kontrakt. Kto nie będzie miał ani jednej nieobecności, to otrzyma szóstkę. Może w czasie dwóch godzin lekcyjnych robić to, co chce: grać w sieci, rozmawiać, czytać, odrabiać inne lekcje, spożywać posiłki, byle w klasie było względnie cicho, a on miał odnotowaną frekwencję. 

„Religia na szóstkę” szybko przekształciła się w antyedukację. Uczniowie już wiedzą, bo zostali do tego wćwiczeni, że można ich skorumpować najwyższą oceną na świadectwie. Ksiądz ma korzyść, bo otrzymuje comiesięczną pensję, a jego przełożeni mogą podziwiać utrzymywanie na froncie wojny ideologicznej klasowej wyspy oporu przeciwko świeckiej ofensywie.  

Przypomniał mi się pogląd profesora socjologii Wojciecha Świątkiewicza z Uniwersytetu Śląskiego, którym podzielił się w jednej ze swoich rozpraw: 

Zagrożeniem dla polskiej religijności nie jest dzisiaj ateizm, nietolerancja czy fanatyzm, ale indyferentyzm jako globalna postawa życiowa, szukająca legitymizacji w ponowoczesności ubranej w postsocjalistyczny kostium. Sprzyja jej zabieganie o troski życia codziennego, a także to, że wraz z laicyzmem i pragmatyzmem staje się stopniowo nieoficjalną ideologią państwa. Rozdzielenie Kościoła od państwa w sferze politycznej rozszerza się na rozdzielenie religii i społeczeństwa.              

Ta diagnoza powinna być poszerzona o jeszcze jeden czynnik, który wpływa na niszczenie polskiej religijności. Na nic zdają się raporty z badań socjologów religii, którzy stwierdzają, że mamy do czynienia z metamorfozą, osłabieniem pozycji Kościoła i religijności we współczesnym świecie na skutek procesów sekularyzacyjnych w pluralistycznych społeczeństwach. W Polsce przyczynia się do tego także pseudodydaktyczna i antywychowawcza aktywność niektórych katechetów-nauczycieli religii w szkołach publicznych.  

Jak trafnie pisze ks. prof. Janusz MariańskiO ile sekularyzację należy rozumieć jako proces społeczny, w którym religia w warunkach modernizujących się czy zmodernizowanych społeczeństw traci na znaczeniu, to sekularność oznacza już taki stan społeczeństwa, w którym religia nie ma już znaczenia społecznego. Sekularyzm zaś jest postacią ideologiczną, która domaga się wykluczenia wpływu religii we wszystkich sferach ludzkiego życia.

Otóż lekcje religii na tak rozumianą i konstruowaną szóstkę są faktem antyspołecznym.   

 


13 czerwca 2022

SCHOLE NEGOTIUM

 

 

Nie miałem wątpliwości, jaka będzie polityka prawicowego rządu także wobec kwestii resocjalizacji m.in. "występnych" dzieci, gdyż mieliśmy już jej pierwszą fazę w latach 2006-2007.  Jednak - jak pośrednio przyznano się do tego w uzasadnieniu do obecnego projektu: Potrzebę uchwalenia nowej ustawy regulującej problematykę nieletnich dostrzeżono już kilkanaście lat temu. Przygotowane dotychczas projekty z różnych względów nie doprowadziły jednak do pomyślnego zakończenia procesu legislacyjnego. 

Po unicestwieniu przyjętej wówczas ustawy wyciągnięto materiały z szuflad i doprecyzowano ją tak, by "zabolała". Generalnie, zasada tej władzy polega na tym, by dopiec wszelkim poprzednikom, by mieli o czym mówić, z czym się nie zgadzać, przeciwko czemu protestować, a tymczasem w kraju zapomni się o wielu patologiach z udziałem partii władzy i jej środowisk. 

Nie o zmianę w resocjalizacji tu przecież chodzi, tylko o wywołanie kolejnej burzy, by przesuwać kolejne granice możliwej polityki deformacji, dehumanizacji, by skuteczniej zarządzać społeczeństwem. Politykę sterowania/manipulowania społeczeństwem wdrażała już Platforma Obywatelska wraz z postsocjalistycznym koalicjantem (PSL), więc zarządzanie przez PR już się sprawdziło, a teraz trzeba je tylko podporządkować innym celom.  

Kogo w społeczeństwie polskim obchodzi los dzieci i młodzieży, których postawy, zachowania zostały wyzwolone przez zdeprawowanych dorosłych, także wykonujących zawody przemocowe, polityczne, we wszystkich zawodach władztwa wykonawczego, ustawodawczego, a nawet sądowego i medialnego, bo mających poczucie bezkarności? Tymczasem akt resocjalizacji ukierunkowany jest na ich ofiary, o czym jest mowa w preambule do projektu ustawy o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich. 

W procesie socjalizacji dzieci i młodzieży niewiele się jednak zmieniło. Nadal ważne są m.in. aktywnośc własna, obserwacja zachowań dorosłych (rodziców, opiekunów, nauczycieli, wychowawców, instruktorów, księży-katechetów, mediów itp.), nabywanie wiedzy, osobiste przeżycia, doświadczenia, poczucie własnej wartości i sprawczości oraz środowiskowe warunki codziennego życia. Czyżby nie mieli tej wiedzy autorzy kolejnych ustaw? 

Umacnianie poczucia odpowiedzialności rodzin za przygotowane dzieci do życia we wspólnocie, jako indywidualnie ukształtowanej jednostki oraz za wychowanie nieletnich na osoby świadome swych obowiązków rodzinnych i obywatelskich jest wspólnym dobrem całego społeczeństwa. W dążeniu do wzmacniania świadomości odpowiedzialności za własne czyny, przeciwdziałania demoralizacji nieletnich i dopuszczaniu się przez nich czynów karalnych oraz stwarzania warunków powrotu do normalnego życia nieletnim, którzy popadli w konflikt z prawem bądź z zasadami współżycia społecznego, stanowi się, co następuje.    

To prawda, że od uchwalonej w 1982 roku ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich upłynęło już 40 lat, a zatem zaszły istotne zmiany w rzeczywistości społecznej, które są także jedną z przyczyn niedopuszczalnych społecznie zachowań najmłodszych członków społeczeństwa. O ile dotychczas różne podmioty, instytucje są zobowiązane do podejmowania adekwatnych działań, w zależności od popełnionego przez nieletnich wykroczenia czy przestępstwa, to teraz zamierza się nadać im charakter koniecznego działania w ramach kompleksowego "systemu". 

Jest to efekt polityki nasilania nie tylko centralistycznego zarządzania państwem i społeczeństwem, ale także coraz szerszego i głębszego interweniowania służb państwowych w codzienne praktyki życia z punktu widzenia interesów partii władzy. Nie ma to nic wspólnego z przywołaną w preambule do projektowanej ustawy zasady pomocniczości państwa, gdyż jego władze mają nadzorować i karać dla rzekomego dobra osób nieletnich. Proces resocjalizacji został w tej ustawie rozszerzony o wychowanie, skoro przyjęto jego rozumienie (...) jako teoretyczne i praktyczne oddziaływania wychowawcze wobec jednostek niedostosowanych społecznie lub zagrożonych tym niedostosowaniem.

Tak szeroki definiens resocjalizacji w nieuprawniony sposób wkracza w sferę zarezerwowaną do zupełnie innych procesów, aktów oddziaływań pedagogicznych w środowisku rodzinnym i szkolnym (ofert, procesów, interwencji, animacji, imitacji, inicjacji, kształcenia wychowującego, inspirowania, eksperymentowania, projektowania, planowania, stowarzyszania się,  itp., itd.). Obniża się w tym projekcie możliwą interwencję organów państwowych w zaburzony proces wychowawczy z 13 do 10 roku życia. Powód? 

Zdaniem autora/-ów tej ustawy: W psychologii dziecięcej przyjmuje się, że dopiero ok. 10. roku życia dokonuje się w dziecku internalizacja obowiązujących norm moralnych i społecznych. (...) przyjęcie dolnej granicy nieletniości uchroni dzieci w wieku wczesnoszkolnym przed pewną dozą stygmatyzacji, która w sposób nieunikniony wiąże się z wszczęciem postępowania skoncentrowanego na osobie nieletniego

Nie wiadomo zatem, dla czyjego dobra ma być nową ustawą regulowana tak rozumiana resocjalizacja? Dlaczego przyjęcie dolnej granicy nieletniości ma uchronić dzieci w wieku wczesnoszkolnym przed stygmatyzacją? 

Jednak ustawodawca przyznaje, że istotą tej noweli jest penalizowanie szesnastoletnich kobiet, jeśli ośmielą się współżyć seksualnie, zajść w ciążę i wstąpiły w związek małżeński po ukończeniu 16 lat, a przed ukończeniem lat 18. Skoro kobiety te traktowane są jak osoby pełnoletnie, ewentualne przypisywanie im demoralizacji nie byłoby zasadne (...). 

Ustawodawca proponuje rozszerzenie w odniesieniu do dotychczasowego stanu prawnego katalog u wykroczeń, które są w przypadku nieletnich nagminne, np. o wywoływanie fałszywego alarmu, blokowanie numeru alarmowego, umieszczanie w miejscu publicznym nieprzyzwoitych ogłoszeń, napisów, rysunków, niszczenie roślinności, wnoszenie alkoholu na mecz piłkarski lub w jego trakcie zakrywanie twarzy kominiarką, uprawianie konopii włóknistych.

Po zdewastowaniu systemu szkolnego przez PiS mamy diagnozę pogorszenia się sytuacji w szkolnej edukacji, skoro twierdzi się w uzasadnieniu do powyższej ustawy:  

Duża część niepożądanych zachowań nieletnich ma miejsce w szkole, do której uczęszczają bądź jest związana z faktem realizowania przez nich obowiązku szkolnego (...). 

Jak każde tego typu uzasadnienie, autorzy ustawy nie przywołują żadnych danych, które miałyby zaświadczać o patologii. Zamierza się zatem włączyć dyrektorów szkół do procesu resocjalizacyjnego w obrębie ich placówek bez konieczności powiadamiania organów ścigania o działaniach występnych uczniów. Dyrektor szkoły będzie mógł jednak z tego środka skorzystać po uzyskaniu stosownej zgody od rodziców albo opiekuna nieletniego oraz samego nieletniego. Jeśli natomiast przedstawiciel ustawowy nieletniego lub nieletni nie wyrazi zgody na propozycję dyrektora szkoły – dyrektor będzie miał obowiązek zawiadomienia sądu rodzinnego o demoralizacji lub czynie karalnym. 

Tak oto realizowana będzie polityka poszerzenia funkcji szkoły o penitencjarną. Panoptykon. W wielu już jest monitoring, w niektórych zdarzają się lustra weneckie, a zatem trzeba będzie wyposażyć jeszcze dyrektora szkoły w paralizator, kajdanki i koniecznie jeden z boksów w szatni zamienić na tymczasowe izolatorium.  

Ustawodawca nie zajmuje się rzeczywistymi czynnikami dewiacji, tylko projektuje (...) katalog środków oddziaływania wychowawczego, z których dyrektor szkoły będzie mógł skorzystać, co niewątpliwie pozwoli na dostosowanie środka oddziaływania wychowawczego do konkretnej sytuacji. Będzie to: pouczenie, ostrzeżenie ustne albo ostrzeżenie na piśmie, przeproszenie pokrzywdzonego, przywrócenie stanu poprzedniego oraz wykonanie określonych prac porządkowych na rzecz szkoły.

W rzeczy samej nauczyciele i dyrektorzy szkół mogą przestać przejmować się uczniami, bo będą mieli do dyspozycji środki przymusu zaś każdą niesubordynację, opór edukacyjny będą mogli określić jako niepożądane zachowanie. Zapewne do szkół publicznych nie będą uczęszczać dzieci autorów ustawy oraz sprawujących władze w kraju, bo albo ich wnuki już są dorosłe, albo zostaną posłane do szkół prywatnych, zagranicznych. Nie mogą przecież doświadczać stygmatyzacji i przemocy państwa czy tym bardziej potencjalnego środka "wychowawczego", środka leczniczego lub środka poprawczego. One, jeśli popełnią czyn zabroniony, to i tak będą równie bezkarne jak ich rodzice.      

 Skoro dla ministra Ziobry resocjalizacja jest równoznaczna z wychowaniem, to i szkoły powinny uzyskać nową nazwę, która będzie adekwatna do projektowanych regulacji. Tylko jaką? Może starożytną - SCHOLE NEGOTIUM.    

 

12 czerwca 2022

Niepokoje socjologów

 


Miałem okazję wysłuchać referatu profesor socjologii Anny Gizy-Poleszczuk, który został wygłoszony w doborowym gronie uczonych tej dyscypliny. Niezwykle cenię analizy społeczeństwa tej właśnie Profesor, która ma za sobą znakomite badania terenowe w paradygmacie ilościowym i jakościowym. Odsyłam do jej rozpraw, gdyż stanowią wyjątkowy poziom analiz i interpretacji społecznych fenomenów, jak m.in. deficyt szacunku w stosunkach międzyludzkich czy "niski poziom kultury zachowań".    

Zdaniem socjolog, pozycja tej nauki w społeczeństwie sterowanym przez populistycznie władze jest niska i to na wiele różnych sposobów. Podjęła zatem niezwykle ważny dla wszystkich nauk społecznych problem: Dlaczego przestano wierzyć naukowcom? Jak to jest możliwe, że osoby z wykształceniem socjologicznym zasilają partie władzy w budowanie autorytarnego porządku, nie dostrzegając zarazem że jest to zagrożeniem dla wiedzy naukowej. 

W toku dyskusji zastanawiano się nad tym, że większym zagrożeniem dla nauki w społeczeństwie sensu largo jest oddziaływanie populistyczne partii władzy uzbrojonej w nowe technologie informacyjnego przekazu. Prowadzi to do ograniczenia znaczenia grupy ekspertów, naukowców, także uczciwych socjologów do ich marginalizacji oraz do ich udziału w dyskusji publicznej. Rządzący od lat wzbudzają wśród Polaków niechęć do ekspertów, przenosząc ideę równości politycznej do sfery wiedzy.  

Zdaniem A. Gizy-Poleszczuk żyjemy w ciemnych czasach, które w jakiejś mierze są na własne życzenie z uwagi na to, czego nie robiliśmy, czym się nie zajmowaliśmy. Ludzie przestali wierzyć naukowcom być może dlatego, że oni się za bardzo mylili, czego najlepszym przykładem są kryzysy ekonomiczne, w sektorze bankowym. Stary etos o bezinteresownym poszukiwaniu prawdy jest w odwrocie. Uganiamy się za punktami, dbamy o własność intelektualną, Nauka zawiodła pokładane w niej nadzieje w aspekcie wartości, etosu naukowego.

Dzisiaj każdy może wypowiedzieć jakąkolwiek opinię w jakiejś niezwykle ważnej kwestii i to jest równie ważne, jakby mówił o tym profesor medycyny, socjologii, bezpieczeństwa czy ekonomii. Utrata waloru niezależności przez nauki społeczne na rzecz usług dla polityki czy gospodarki jest - moim zdaniem - pochodną wyłączenia ich z dziedziny nauk humanistycznych. Skoro cnotą władzy jest skuteczność osiągania za wszelką cenę celów politycznych, to po co rządzącym humanistyczna socjologia, psychologia czy pedagogika?   

Prowadząca wykład zachęcała do zadania sobie pytania: Jaka jest odpowiedzialność uczonych za to, że ludzie odwracają się od nich? Jak się okazuje dobrzy uczeni nie są medialni, nie są też wyróżniani, nagradzani, bo ich wnioski z badań są sprzeczne z oczekiwaniami rządzących. Preferowani są medialni uczeni, medialni socjologowie, którzy wypowiadają się w TVP czy TVN na każdy temat, byle tylko zostało to odnotowane przez koryfeuszy władzy lub opozycji. 

Dobremu uczonemu, który nie feruje łatwych wyroków, który nie generalizuje, jest szalenie trudno przedostać się do przestrzeni publicznej ze swoją wypowiedzią, bo nie zamierza potocznie odpowiedzieć na zadane pytania. Trzeba przestać się bać i pogodzić się z tym, że nic o świecie społecznym ogólnie powiedzieć się nie da. Dziennikarze usiłują zmusić swoich rozmówców-naukowców, by mówili zrozumiałym dla wszystkich językiem, a to w odbiorze społecznym oznacza, że każdy zna się np. na medycynie, oświacie, psychiatrii, prawie, kulturze, stosunkach międzynarodowych, zbrojeniach, ekonomii itp.

Nie powinniśmy zatem rezygnować z misji nauki, by dążyć do prawdy i odsłaniać ją w swoich publikacjach oraz w czasie wykładów. Bliższe prawdy są badania jakościowe a nie ilościowe, gdyż te ostatnie najczęściej wiążą się z sondowaniem opinii o interesujących badacza sprawach, a nie badaniem ich samych. Należy zatem - zdaniem A. Gizy-Poleszczuk: pytać ludzi tylko o to, co oni mogą powiedzieć, pytać ich o fakty, o to, co rzeczywiście robili, a nie o to, czym jest dla nich jakiś przedmiot, zdarzenie czy fakt, bo na takie pytanie nikt nie jest w stanie odpowiedzieć. Nie należy też organizować badań, które zmuszą ankietera prędzej czy później do oszustwa, a z tym spotykamy się właśnie w naukach społecznych, w tym w psychologii, socjologii, naukach o polityce i pedagogice. 

We wrześniu odbędzie się kolejny Zjazd Socjologów. Ciekawe, jaką ogłosi kondycję polskiego społeczeństwa oraz socjologii jako nauki. 

 

 

 

 

11 czerwca 2022

XXXV Podsumowanie Ruchu Innowacyjnego w Edukacji

 


Ktoś mógłby sądzić, że skoro kolejna edycja uroczystego podsumowania ruchu innowacyjnego w edukacji jest organizowane przez Łódzkie Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi, to jest to lokalna inicjatywa, która nie ma znaczenia czy swojej rangi w polskiej oświacie. Nic bardziej błędnego!  

To prawda, że przede wszystkim Kapituła Konkursów Innowacyjnych przy tej placówce ma na celu wyróżnienie najbardziej twórczych, zaangażowanych nauczycieli, edukatorów, wychowawców, instruktorów, tutorów, społeczników i liderów regionalnego biznesu, przedsiębiorczości partycypującej w rozwój szkolnictwa zawodowego i ogólnokształcącego, ale są wśród nagradzanych partnerzy przyjaznej edukacji, liderzy, afirmatorzy praktyk edukacyjnych z różnych regionów Polski, których dokonania mają ogromne znaczenie dla oświaty łódzkiej w szerokim tego słowa znaczeniu, także w sensie terytorialnym.  



Przykładowo, po raz kolejny wyróżniana dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 81 w Łodzi p. Bożena Będzińska-Wosik realizuje w kierowanej przez siebie placówce alternatywne formy i metody kształcenia, które mają swoje zróżnicowane korzenie i warianty modelu tzw. "budzącej się szkoły". Każda szkoła może jednak budzić inaczej innowacyjność w procesie kształcenia i wychowywania dzieci czy młodzieży, promieniując zarówno na lokalne , jak i krajowe środowiska edukacyjne. 




To, co zawsze fascynuje mnie w tym ruchu, to konsekwentnie przestrzegana także przez Kapitułę zasada "primus inter pares", w świetle której każda z wyróżnianych osób czy instytucji może być wyjątkową, znakomitą wspaniałą obok innych osób i instytucji, które też są w odmiennym projekcie i jego realizacji znakomite, wspaniałe, wyjątkowe. Dyrektor ŁCDNiKP Janusz Moos od kilkudziesięciu lat troszczy się oto, by poszerzać paletę wyróżnień, żeby dla każdego "pozytywnie zakręconego" pedagoga znalazła się adekwatna do działań nagroda (certyfikat) bez jakiegokolwiek rankingu. 



Właśnie dlatego co kilka lat przybywa nowych certyfikatów, dzięki którym można dostrzec, zrozumieć, zaakceptować i wyróżnić tych, którzy czynią coś z pełnym zaangażowaniem, oddaniem, z sercem i pasją działania dla INNYCH. Nie ma to znaczenia, czy podmiotami ich oddziaływań są małe dzieci, uczniowie, młodzi dorośli czy może nauczyciele i nauczyciele nauczycieli, każdy, kto niesie z sobą wyjątkową moc mądrości, dobroci, zaangażowanego czynu DLA DOBRA WSPÓLNEGO.

Każdego roku przeżywam galę, w czasie której spotykają się ze sobą ci, którzy myślą, czują i działają przede wszystkim dla dobra innych, a w wielu sytuacjach bezinteresownie, dzieląc się wszystkim tym, co tylko może wspomóc czyjś rozwój, dobrostan w różnych sferach własnej czy społecznej egzystencji.  Każdy zatem jest osobą o specjalnych potrzebach edukacyjnych, skoro wyzwala w kreatorach potrzebę zmiany w sobie, u innych, w środowisku życia, przedszkolnym, szkolnym czy zawodowym, w organizacji, firmie, instytucji, wspólnocie czy grupie społecznej. Właśnie dlatego Kapituła przyznaje następujące wyróżnienia:



dzieciom o różnych talentach pozaartystycznych: 

- TALENT UCZNIOWSKI, 

dzieciom o uzdolnieniach artystycznych: 

- TALENT ARTYSTYCZNY,

Dzieciom, młodzieży, dorosłym, instytucjom, zespołom  zaangażowanym w zmiany:

- NAUCZYCIEL INNOWATOR, 

- PARTNER PRZYJAZNY EDUKACJI,

- ORGANIZATOR PROCESÓW INNOWACYJNYCH, 

- ORGANIZACJA INNOWACYJNA, 

- INNOWACYJNY PRACODAWCA, 

- KREATOR KOMPETENCJI ZAWODOWYCH, 

- KREATOR KOMPETENCJI SPOŁECZNYCH, 

- KREATOR KOMPETENCJI ARTYSTYCZNYCH, 

-KREATOR INNOWACJI, ZŁOTY CERTYFIKAT KREATORA INNOWACJI,

- LIDER W EDUKACJI, 

- LIDER SZKOLNEGO DORADZTWA ZAWODOWEGO, 

- PROMOTOR ROZWOJU EDUKACJI, 

- AFIRMATOR RUCHU INNOWACYJNEGO, 

- HOMO CREATOR, 

- ZŁOTY CERTYFIKAT LIDERA SPOŁECZNO-OŚWIATOWEGO, 

- MISTRZ PEDAGOGII, 

- AMBASADOR INNOWACYJNYCH IDEI I PRAKTYK PEDAGOGICZNYCH, 

- "SKRZYDŁA WYOBRAŹNI" (statuetka). 



   Można zajrzeć do corocznych postów w blogu, w których podkreślałem zasługi akademickich INNOWATORÓW, uczonych, którzy swoją pracą naukowo-badawczą, projektowanymi i/lub wdrażanymi eksperymentami pedagogicznymi zaświadczali o wartości nowatorskich idei, teorii, modeli czy rozwiązań praktycznych, w tym także w procesie kształcenia nauczycieli. Łódzcy kreatorzy zmian mogą od 35 lat spotkać się z MISTRZAMI MISTRZÓW, którzy uskrzydlają innych.

Przypomnę zatem, że wśród laureatów RUCHU INNOWACYJNEGO, byli profesorowie tytularni i uczelniani, jak m.in.: Maria Dudzikowa,  Olga Czerniawska, Dorota Klus-Stańska,  Iwona Chrzanowska,  Henryka Kwiatkowska, Teresa Hejnicka-Bezwińska, Ewa Filipiak, Eugenia Potulicka, Ewa Marynowicz-Hetka,  Renata Nowakowska-Siuta, Edyta Gruszczyk-Kolczyńska, Beata, Jachimczak, Grazyna Poraj, Monika Wiśniewska-Kin,  Alina Wróbel, Aneta Rogalska-Marasińska, Magda Karkowska,  Urszula Jeruszka, Marek Konopczyński, Stefan M. Kwiatkowski, Zbyszko Melosik, Stanisław Leon Popek,  Bogusław Milerski, Andrzej Falkowski, Józef Górniewicz, Zdzisław Ratajek, Zygmunt Wiatrowski, Stanisław Dylak, Amadeusz Krause, Lech Witkowski, Jerzy Bralczyk, Sławomir Wiak, Jan Miodek, Michał Kleiber, Jan Potworowski, Krzysztof Szmidt, Jacek Pyżalski, Przemysław Grzybowski.         


                  

Tegoroczną galę podsumował uhonorowany tytułem "Mistrz Pedagogii" - adiunkt UKSW w Warszawie dr Michał PaluchW krótkim słowie przypomnę dzieło Tadeusza Różewicza pod znamiennym i dziś tytułem „Ocalony” (1947). Jak czytamy w ostatniej jego części: 

„Szukam nauczyciela i mistrza. 

Niech przywróci mi wzrok słuch i mowę. 

Niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia. 

Niech oddzieli światło od ciemności.” 

Różewicz związał tym samym rolę zawodową nauczyciela z wymiarem bytowania o charakterze transcendentnym. Jako nauczyciele i pedagodzy nie możemy unikać tego słowa i tego zaszczytu. Jak inaczej bowiem nazwać wysiłek przywracania zdolności widzenia tego, co często niewidzialne? Jak inaczej nazwać wysiłek przywracania zdolności słuchania tego, co jest trudne? Jak inaczej nazwać wysiłek przywracania zdolność rozmawiania z tym, kto się od nas odwraca? Mistrzostwo pedagogiczne jest stanem egzystencjalnym a nie tylko metodycznym – nie chodzi bowiem o metodę pracy z innymi, ale o modus Bycia i poziom uczestnictwa w człowieczeństwie własnym i Drugiego. 



Mistrz, którego wraz z Różewiczem poszukujemy to nauczyciel, który podejmie trud Ocalenia człowieczeństwa mimo nieludzkich warunków, w jakich człowiek się znalazł. Nie tylko jednak chodzi tu o wojnę i trudny czas powojnia, ale również czasy pokoju. Rodzi się we mnie bolesne pytanie, czy potrafimy ocalić polskie nauczycielstwo mimo niepedagogicznych a miejscami nieludzkich warunków, w jakich od lat się znajduje? Do tego potrzeba nie tylko mistrzów myśli pedagogicznej, ale mistrzostwa dyplomacji, mistrzostwa zrozumienia, a ponadto mistrzostwa w reflektującym wyjaśnieniu władzom państwowym, mediom i partiom politycznym (wszystkich stron), przyczyn dramatycznego oblicza polskiej szkoły i sposobów jej Ocalenia. 


Po raz trzydziesty piąty środowisko innowacyjnej edukacji potwierdziło, że niezależnie od stopnia wsparcia lub niszczenia szkolnictwa w Polsce przez sprawujących władzę ministrów tętnią wyspy oporu transformatywnego, twórczego. 


10 czerwca 2022

Wydłużony termin obrony dysertacji dla części doktorantów


(źróło: mein.gov.pl) 

Prezydent RP Andrzej Duda podpisał ustawę z dnia 7 kwietnia 2022 r. o zmianie ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce oraz ustawy – Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, na mocy których to aktów doktoranci, którzy wszczęli swój przewód doktorski przed 30 kwietnia 2019 roku, mogą sfinalizować swoją pracę nie do końca grudnia 2022 roku, ale o rok później, czyli do dnia 31 grudnia 2023 r. 

Zabiegała o to  Krajowa Rada Doktorantów w 2021 roku, kierując do władz resortu wniosek i przedłużenie tego terminu do końca 2024 roku. Musieli jednak pójść na kompromis, bowiem wraz ze zmianą władz w resorcie nauki i szkolnictwa wyższego wiadomo było, że będzie wprowadzana reforma, której celem miało być wzmocnienie jakości prac doktorskich. 

Zapowiedź reformy przez Jarosława Gowina w 2017 roku powinna uświadomić ówczesnym doktorantom, że czas zabrać się do intensywnej pracy, a nie wydłużać swoją akademicką młodość o czas nieokreślony.  Wówczas nie było pandemii. Część polityków uważała, że wykorzystuje się ją do usprawiedliwienia niskiego poziomu zaangażowania w prowadzone badania. 

W najtrudniejszej sytuacji byli jednak ci doktoranci, którzy wszczęli swój przewód w okresie między 2018 a 30.04.2019. Oni rzeczywiście zostali pozbawieni dostępu do środków finansowych, laboratoryjnych, koniecznych staży, wyjazdów zagranicznych, możliwości publikowania itp.  Jak zwykle skorzystają z tej zmiany ci, którzy pozorowali prowadzenie badań naukowych mając otwarty przewód doktorski nie cztery, ale sześć a nawet dziesięć lat temu.      

Oto treść uzasadnienia KRD

Aktualnie obowiązujący przepis art. 279 ust. 1 PW PSWiN stanowi, iż studia doktoranckie rozpoczęte przed rokiem akademickim 2019/2020 prowadzi się na zasadach dotychczasowych, jednak nie dłużej niż do dnia 31 grudnia 2023 r. Postulowana zmiana zakłada wydłużenie terminu wygaszenia studiów doktoranckich do końca 2024 r. Propozycja ta była już przez Krajową Reprezentację Doktorantów uprzednio podnoszona, w szczególności w piśmie z dnia 13.04.2022 r. znak: KRD.P.21.2021.1, niemniej w dalszym ciągu stanowi jeden z głównych postulatów środowiska doktoranckiego. 

Pragniemy również zaznaczyć, iż w aktualnym stanie faktycznym i prawnym doktorantki oraz doktoranci, którzy zrekrutowali się na studia doktoranckie w ostatnim roku przed reformą wprowadzoną ustawą PSWiN (tj. rocznik 2018/2019) nie mogą skorzystać z przewidzianej przepisami prawa możliwości dwukrotnego przedłużenia kształcenia. Co za tym idzie, osoby te nie są traktowane w sposób równy względem innych doktorantek i doktorantów studiów doktoranckich. 

Przywołana nierówność ma zastosowanie również względem osób, które w toku kształcenia wykorzystały urlop, np. związany z rodzicielstwem. Nierówność tę potęguje również możliwość skorzystania z mechanizmu przedłużenia terminu na złożenie rozprawy doktorskiej przewidzianego w szkołach doktorskich. W konsekwencji, doktoranci i doktorantki, którzy rozpoczęli studia doktoranckie w roku akademickim 2018/2019 są jedyną grupą, która nie może skorzystać z dwukrotnego przedłużenia. 

Ponadto potrzeba wprowadzenia przedmiotowej zmiany podyktowana jest utrudnieniami w prowadzeniu pracy badawczej, która to de facto przez dwa lata była prowadzona w niestandardowych warunkach wywołanych pandemią COVID-19. Zważyć również należy, że problem ten dotyka także grupy osób, które wszczęły postępowanie w sprawie nadania stopnia doktora na podstawie przepisów PSWiN. Chociaż wspomniana ustawa nie przewiduje terminów granicznych na wszczęcie i zakończenie tego postępowania, to formalne ukończenie studiów doktoranckich związane jest z uzyskaniem stopnia doktora w trakcie ich trwania. 

W aktualnym stanie prawnym, tj. przy terminie wygaszenia studiów przypadającym na 31.12.2023 r. przyjęte rozwiązanie dla wielu osób na studiach doktoranckich oznacza, że przystępując do obrony już w 2024 r. stopień doktora uzyskają już poza studiami doktoranckimi, które formalnie nie zostaną wówczas ukończone. Ma to doniosłe znaczenie w obliczu wątpliwości interpretacyjnych w zakresie odpłatności za ww. prowadzone postępowanie awansowe. 

Krajowa Reprezentacja Doktorantów wyraża pogląd, że w takiej sytuacji osoby podchodzące do obrony nie powinny być obciążone kosztami postępowania, jednak jest to kwestia dyskutowana zarówno w doktrynie, jak i praktyce stosowania prawa. W tym zakresie możliwe byłoby ewentualnie doprecyzowanie regulacji art. 179 ust. 9 ustawy z dnia 3 lipca 2018 r. - Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce poprzez wskazanie, że przepis ten znajdzie zastosowanie również wtedy, gdy obrona rozprawy doktorskiej i nadanie stopnia doktora odbywają się po zakończeniu studiów doktoranckich. 

W kontekście powyższego należy również mieć na względzie to, że rok 2023 będzie stanowić prawdziwe wyzwanie dla przebiegu postępowań awansowych prowadzących do nadania stopnia doktora. Wszakże w przyszłym roku do obrony rozpraw doktorskich będą przystępować aż trzy grupy doktorantów i doktorantek, tj.: 

1) osoby posiadające wszczęte na tzw. starych zasadach przewody doktorskie - z uwagi na procedowany obecnie termin zakończenia przewodów doktorskich przypadający na 31.12.2023 r.; 

2) pierwszy rocznik osób kształcących się w szkołach doktorskich (przy cyklu kształcenia trwającego 8 semestrów dominującym w większości jednostek), którzy modelowo winni złożyć rozprawy doktorskie w 2023 r. oraz 

3) wspomniana grupa osób na studiach doktoranckich, którzy będą ubiegać się o nadanie stopnia na podstawie przepisów PSWiN, gdyż ze względu na obowiązujący termin wygaszenia studiów doktoranckich przypadający na 31.12.2023 r. będą oni w większości zmuszeni do uzyskania stopnia doktora w tym terminie. 

Trzeba podkreślić, że tak znacząca liczba osób, względem których będą prowadzone postępowania awansowe uzasadnia wprowadzenie rozwiązań mających na celu rozłożenie w czasie wskazanych postępowań, by zapewnić ich prawidłowy przebieg, skuteczność oraz terminowość.

 

Zwracam na to uwagę, by już w toku studiów nie lekceważyć samorządności akademickiej, tylko podejmować działania, które pozwolą na uzyskanie zrozumienia i akceptacji dla koniecznych zmian w ustawodawstwie dotyczącym nauki i szkolnictwa wyższego. KRD okazała się skuteczną reprezentacją doktorantów, skutecznie lobbując za uwzględnieniem przez polityków powyższych oczekiwań.


09 czerwca 2022

Aspiracje nastoletnich dziewcząt

 



(źródło: Raport  Fundacji Inspiring Girls na temat aspiracji dziewczynek)



Pojęcie aspiracji dotyczy czynnika motywującego osobę do działania, do realizowania celu (wartości)  stanowionego przez nią lub wyznaczanego jej przez innych. W literaturze naukowej znajdziemy zbliżone rozumienie tego czynnika. W podejściu psychologicznym traktuje się aspiracje jako psychiczne właściwości warunkujące dążenie jednostki do osiągania znaczących celów, a więc do ich wyznaczania sobie lub podejmowania działania, aktywności, na rzecz realizowania własnych lub zadanych jej celów, które mogą stawać się ważnym ideałem życiowym. 

Zdaniem psychologa Józefa Kozieleckiego aspiracje są przejawem zaistniałej zmiany osobowościowej w wyniku nabytych doświadczeń, a tym samym ocenie własnego działania. Bywa, że uwzględniają one standardy społecznej grupy odniesienia np. w harcerstwie ktoś chce zdobywać sprawności, wyższe stopnie. Zderzenie skuteczności i jakości własnej aktywności z celami działania warunkują samoocenę jednostki, która albo będzie sprzyjać podwyższaniu poziomu aspiracji, albo utrzymywać określoną aspirację na stałym poziomie lub sprawiać, że osoba zacznie z niej rezygnować. 

W środowisku szkolnym nauczyciele charakteryzują uczniów jako ambitnych, o wysokim poziomie aspiracji lub jako przeciętnych czy nawet pozbawionych dążeń do sukcesów na miarę co najmniej swoich możliwości. Niewątpliwie aspiracje sprzyjają planom życiowym, ale dopiero u osób dorosłych, które są już świadome znaczenia wartości, z jakimi się identyfikują, akceptują je jako ważne. Z tego też powodu nieco zdziwiłem się, że Fundacja Inspiring Girls Polska zamówiła sondaż opinii wśród nastolatków, a ściślej tylko dziewcząt w wieku od 10 do 15 roku życia, skoro poziom aspiracji nie jest w tym okresie życia jeszcze ugruntowany.  

 Nie ma aspiracji samych w sobie, gdyż te, podobnie jak motywy czy postawy muszą mieć swój przedmiot, treść czy potencjał. Twierdzenie zatem, że za pomocą tak niekompetentnie skonstruowanej diagnozy dowiadujemy się o aspiracjach dziewczynek, jest niewiele warte. Przypominam zatem jak można kategoryzować aspiracje: 

(Źródło: W. Sikorski, Aspiracje. Studium psychologiczne i socjopedagogiczne, Nysa 2005, s. 17).


Nie ma w tym niczego złego, by przyjrzeć się pewnym trendom, "sfotografować" przedmiot, uwarunkowania i zakres aspiracji także wśród nastolatek, ale te będą jeszcze mocno się zmieniać. Wystarczy spojrzeć do treści Raportu, by przekonać się o zupełnie naturalnej niedojrzałości dziewcząt - bo tylko one były tu podmiotem diagnozy - a zatem uchwycono raczej pewne doraźnie formowane preferencje, aniżeli aspiracje w sensie dosłownym, dojrzałym. 

Badanymi były dzieci, które jeszcze znajdują się w systemie edukacji podstawowej.  Wprawdzie są już w ostatnich latach kształcenia w szkołach podstawowych elementy preorientacji zawodowej, ale wśród pytanych o kierunek przyszłej ścieżki własnego rozwoju nastolatków, niewielki odsetek ma wyobrażenie własnego życia po szkole nie tylko podstawowej, ale i ponadpodstawowej czy wyższej. Młodzież jest coraz bardziej zdezorientowana, co do własnej przyszłości ze względu na programowy i strukturalny chaos w szkolnictwie (ustawiczne zmiany programowe, ewidentny zanik aspiracji  i zaangażowania sproletaryzowanych nauczycieli, ich braki,  nieczytelność progów egzaminacyjnych, włączanie wojny kulturowej, światopoglądowej do procesu zarządzania szkolną edukacją itp.), niepewność warunków życia (pandemia, wojna na Ukrainie, kryzys gospodarczy przekładający się na trudności socjalno-bytowe w rodzinie; zaburzenia klimatyczne itp.). 

Widać to w wynikach powyższego sondażu, który dla mnie nie jest absolutnie miarodajny, by wyciągać z niego sensowne wnioski na przyszłość, gdyż dotyczył kwestii nieadekwatnych do wieku rozwojowego i życiowego respondentek. Natomiast nie ulega wątpliwości, że fundacji zależało na zaistnieniu w mediach i pozyskaniu kolejnych klientów do jej różnych form działalności. Skoro politycy już od połowy pierwszej dekady XXI wieku zaczęli sterować społeczeństwem stosując socjotechniczne narzędzia, to jednym z nich jest oczywiście sondowanie opinii, którego wyniki miałyby upełnomocnić zasadność podejmowanych działań przez określone podmioty władzy, instytucji czy organizacji społecznych, w tym także wyznaniowych.

Nie trzeba było wydawać tysięcy złotych na sfinansowanie tych badań, żeby stwierdzić, że: 

Polskie dziewczynki mają małą wiedzę na temat zawodów i rynku pracy. Ich głównym punktem odniesienia są rodzice, nieczęsto zmieniający branże, pracujący np. przed komputerem bądź niekiedy robiący zawodowo rzeczy, które trudno zrozumieć młodym. Najpowszechniejszym źródłem wiedzy dla dziewczyn stały się natomiast media społecznościowe – przestrzeń youtuberek, instagramerek, tiktokerek. Media te są łatwo dostępne i popularne wśród nastolatek, zwłaszcza w epidemii COVID-19 i podczas lockdownów (według najnowszych badań NASK przed ekranem nastolatki spędzają obecnie nawet do 12 godzin dziennie). 

Pytanie dziewczynek ze szkół podstawowych, na jakim kierunku chciałyby w przyszłości studiować, jest nonsensowne, bowiem tego typu wybory u większości z nich pojawią się dopiero w szkole ponadpodstawowej, a u części nawet po uzyskaniu studenckiego statusu na wybranej przez siebie uczelni i kierunku. System boloński uelastycznił możliwość dokonania zmiany kierunku studiów w trakcie ich trwania. W wynikach sondażu widoczny jest ów bezsens diagnozy. 

Oto dziewczęta chcą być - rzekomo w przyszłości - youtuberkami, instagramerkami, tiktokerkami (46% wskazań), co potwierdza, że poziom infantylizmu u nastolatków jest właśnie zredukowany do tych komunikatorów społecznych. Mark Bauerlein już 12 lat temu wydał na ten temat książkę pt. "Dumbest Generation". ("Najgłupsza generacja"), w której ujawnia, jak era cyfrowej komunikacji ogłupia młodych Amerykanów i zagraża naszej przyszłości. Nie należy jego zdaniem ufać komukolwiek poniżej 30 roku życia.      

Na czwartej pozycji (zaledwie 17% wskazań) znalazła się nauczycielka, przedszkolanka, ale tylko 12 % matek życzyłoby sobie takiej profesji dla córki. Być może wskazanie dziewcząt wynika z pozytywnej pamięci tej jedynej, najwspanialszej nauczycielki-wychowawczyni wczesnej edukacji.    Natomiast matki wiedzą, że nie jest to dobry zawód dla córki. Aż 26% wskazuje na to, że znaczniej lepiej by było, gdyby córka wybrała profesję graficzki komputerowej, projektantki stron www. Na trzecim miejscu wskazały zawód adwokatki, prokuratorki, radczyni prawnej, notariuszki (19%) lub lekarki, pracowniczki usług medycznych np. fizjoterapeutki (19%).   

Tym samym diagnoza jest bardziej realistyczna w odniesieniu do matek badanych nastolatek. Od nich zresztą będzie zależeć dalszy los dziewczynek, skoro aż 86% chce, by podjęły one w przyszłości studia. O jakich aspiracjach nastolatek jest sens mówić, skoro 30% z nich, podobnie jak 29% ich matek, nie ma na ten temat wyobrażenia, i słusznie. To tylko potwierdza, absurdalność takiej diagnozy.