07 maja 2021

Debata o sytuacji maturzystów, powrocie uczniów do szkół i ustawicznej deprecjacji nauczycielskiej profesji

 

Wczoraj wieczorem odbyła się Debata Radia Łódź, którą poprowadził redaktor Tomasz Lasota, jak zawsze dbający o rzetelny dobór uczestników. 

Gośćmi Debaty byli prezesi dwóch związków nauczycielskich/oświatowych: prezes łódzkiego oddziału ZNP - Marek Ćwiek oraz przewodniczący Sekcji Oświaty łódzkiej Solidarności -  Roman Laskowskiłódzki kurator oświaty - Waldemar Flajszer, dyrektorka Zespołu Szkół Ponadpodstawowych -  Magdalena Marciniak oraz odnotowujący swój udział profesor pedagogiki z Wydziału Nauk o Wychowaniu UŁ. 

Przedmiotem debaty były aktualne i częściowo kontrowersyjne kwestie, jak:



(Twitter - prof. Marek Konopczyński, Uniwersytet w Białymstoku) 

* sytuacja tegorocznych maturzystów w porównaniu z doświadczeniami i wynikami egzaminu dojrzałości w ubiegłym roku. Wszyscy mogli wypowiedzieć się na temat tego, jak przebiegają egzaminy w tym roku oraz jakich możemy spodziewać się wyników nie tylko matury, ale i dalszych losów młodych dorosłych. 

* Czy uczniowie dobrze przygotowali się w trakcie nauki zdalnej? 

* Co sądzimy o powrocie uczniów do nauki stacjonarnej jeszcze w tym semestrze?  Jaki jest stan nastrojów nie tylko wśród uczniów, ale i nauczycieli?  

* Jak powinien wyglądać ten come back school



(Rys. Ryszard Druch, USA) 


* Dlaczego w tym roku rząd nie przewiduje poprawy wynagrodzeń nauczycieli, co już sygnalizują oba związki zawodowe?   


Fałszującym rzeczywistość oświatową publikuję (za Fb ) majową wypłatę nauczycielki: 

 Porównajcie to z pensjami w innych zawodach osób z wyższym wykształceniem i nie mówcie o trosce rządu o nauczycieli czy o negocjacjach związków zawodowych z władzą. Od 30 lat to "zatroskanie" o poziom godnych płac nauczycieli jest widoczne (2207, 42 netto). Tyle, to zarabia dziennie absolwent szkoły zawodowej czy po maturze, ale bez wyksztalcenia wyższego przy budowie lotniska, a dawniej - elektrowni atomowej.  


Tego samego dnia pedagog - prof. UAM Jacek Pyżalski udzielił wywiadu Radiu Łódź na temat powrotu uczniów do szkół oraz ich petycji do ministra edukacji, by ów powrót nastąpił dopiero we wrześniu br. (petycję podpisało już 581 319 osób). 





06 maja 2021

Jak drJózef Wieczorek (geolog z pasją) wypomina Uniwersytetowi Jagiellońskiemu "plagi akademickie"




Dr geologii Uniwersytetu Jagiellońskiego zapomniał o składanej przysiędze, że będzie zawsze darzyć życzliwą pamięcią Uniwersytet Jagielloński, od którego otrzymał stopień doktora, a także, iż w miarę swych sił i możliwości, wspierać będziecie Jego słuszne sprawy wszędzie, gdzie to możliwe.

Dr Józef Wieczorek obraził się na swój Uniwersytet rzucając nań błotem wszem i wobec, byle tylko dać upust złej pamięci czasów PRL, kiedy to uzyskał bezpłatne, socjalistyczne wykształcenie. Nikt mu nie wypomina, jakie wówczas musiał czytać dzieła (może i sowieckich uczonych), żeby zdać obowiązujące go egzaminy. Dostał wykształcenie za darmo, a nawet stopień naukowy doktora, to jest beneficjentem socjalizmu.    

Uczelnia przytuliła go do siebie, skoro mógł obronić w niej dysertację doktorską. Żaden pedagog, socjolog czy psycholog nie docieka naukowej wartości powstałej w dobie socjalizmu dysertacji tego pana z geologii. Zapewne była wolna od bolszewickich źródeł, bo jednak nie była to radziecka psychologia czy socjologia marksistowsko-leninowska. 

Być może nie miał wykładów z wykształconymi w ZSRR profesorami, agentami SB, TW,  tylko z tymi, o których pisze, że nie stanowili żadnych elit. Te bowiem zostały wymordowane w okresie II wojny światowej, a ci, którzy przeżyli, wyemigrowali na Zachód. 

Mimo to jednak odebrał z rąk akademickiego gremium socjalistycznej Polski Ludowej dyplom doktora nauk UJ. Po doktoracie nie prowadził już badań naukowych, skoro nie uzyskał stopnia naukowego doktora habilitowanego.

Może i chciał, ale nie zdążył, bo u schyłku PRL nastąpiła - jego zdaniem - luka dydaktyczna po Wielkiej Czystce Akademickiej (s.9). Zapewne nie miał go kto nauczyć dobrego warsztatu badawczego, albo zaangażował się w działalność opozycyjną, co powinno się dzisiaj doceniać. 

Mimo danego JM Rektorowi UJ przyrzeczenia, że rozwijać będziecie badania naukowe nie z żądzy zysku i nie dla próżnej chwały, ale w celu odkrywania i upowszechnienia prawdy –największego skarbu ludzkości, postanowił bez jakichkolwiek dowodów we własnej sprawie opublikować zbiór swoich blogowych postów (rzekomo pro publico bono za wygórowaną cenę), by dopiec byłym i obecnym władzom Uniwersytetu Jagiellońskiego. 

Jak pisze: (...) relacje mistrz-uczeń od dawna legły w gruzach, po oczyszczeniu UJ z tych co dla studentów byli mistrzami, a dla władz uczelni i systemu stanowili zagrożenie (s.8).   

Zapewne powołana na UJ Komisja Weryfikacyjna (...) pod batutą PZPR i MSW, której zadaniem było oczyszczenie uczelni z niewygodnego, negatywnie (z punktu  widzenia symbiontów (SB-PZPR-władze uczelni) wpływającego na młodzież akademicką, przyczyniła się do usunięcia geologa z pasją z UJ. Współczuję. Wielu naukowców dotknęły tego typu szykany, tylko tych usuwanych w 1968 r. bloger nie żałuje.

Jak pisze:  

Działalność tej Komisji/Kapituły doprowadziła do Wielkiej Czystki Akademickiej, takiej, że beneficjenci tej czystki nie są w stanie ani jej zidentyfikować, jak nie są zidentyfikować w historii stanu wojennego (i okresu historii UJ po jego wprowadzeniu). Świadczy to, że czystka ta była bardzo głęboka i bardzo skuteczna, tak odnośnie sfery intelektualnej, jak i moralnej. Obrady tej Kapituły musiały być zatem owocne i należy jej skład i owoce obrad - poznać i ujawnić na stronach UJ (...) [s.13].  

Geolog ma rację. UJ powinien rozliczyć się ze swoją niechlubną przeszłością. Aż dziw bierze, że w polityce i w rządzie jest tylu zaangażowanych historyków, a nikt nie chce zbadać, jak to było z tą Kapitułą UJ i jej haniebnymi czynami? Przyłączam się do apelu socjalistycznego doktora nauk. Trzeba to wyjaśnić. 

Może ta Kapituła ochraniała tych, o których bloger pisze, że zapewne mieli lipne, patologiczne doktoraty? Dobrze, że jego dysertacja była na światowym poziomie. A może nawet z tego powodu postanowiono pozbyć się jego z UJ jako konkurenta dla promowanych z geologii miernot? 

Nie ulega wątpliwości, że historycy powinni szybko postarać się o grant NCN, by włączając dr "geologa z pasją" do zespołu badawczego mogli dociec, jak to było z tą Komisją.         

Dr J. Wieczorek ubolewa po trzydziestu latach transformacji, że (nie-)jego Uniwersytet Jagielloński utracił autonomię. Pyta nawet, czy ją odzyska, skoro - jak pisze z poczuciem prawdy objawionej przez siebie - (...) można rzec - porusza się po torach ustawionych przez instalatorów systemu komunistycznego i co więcej, nawet werbalni antykomuniści walczą o to, aby te tory czasem nie zostały przestawione. Czasem można odnieść wrażenie, że o obronę tych akademickich torów walczą bardziej zdecydowanie, niż o niepodległość [s.27-28]. 

Szanując toksyczne doświadczenia tego pana, których nie kwestionuję, chociaż nie ujawnia, czego one dotyczyły, trudno jest nie uznać, że szkoda ściętych drzew.    


Aneks: 

Doctorandi Clarissimi!

Dissertationibus conscriptis et publice defensis atque examinibus summa cum laude superatis, quae lege constituta sunt ad explorandam doctrinam eorum, qui doctoris nomen ac honores consequi student - adiistis nos, ut vos eo honore, quem appetivistis, in hoc sollemni consessu ornaremus.

Sed prius fides est danda vos tales semper futuros, quales vos esse iubebit dignitas, quam obtinebitis, et nos vos fore speramus.

Spondebitis igitur:


primum - vos huius Universitatis, in qua summum in scientiis vel litteris gradum ascenderitis, píam perpetuo memoriam habituros eiusque negotia, opera, rationes, quoad possitis, semper adiuturos;

deinde - eum honorem, quem in vos collaturus sum, integrum, incolumemque servaturos, ut nunquam ab eo seiungatur perfecta morum vitaeque honestas;

postremo - studia vestra impigro labore culturos ac provecturos non sordidi lucri causa, nec ad vanam captandam gloriam, sed quo magis veritas propagetur et lux eius, qua salus humani generis continetur, clarius effulgeat;

haec vos ex animi vestri sententia SPONDEBITIS AC POLLICEBIMINI?

05 maja 2021

Habilitacyjny zakalec pseudonaukowców



 Kiedy pojawia się pytanie, czy habilitant ma prawo polemiki z recenzentem swoich osiągnięć w ramach postępowania awansowego, odpowiadam, że jak najbardziej, ale pod jednym warunkiem: NIECH ZACZNIE OD POLEMIKI Z SAMYM SOBĄ I KANONEM NAUK, BY ZABRAĆ SIĘ DO RZETELNEJ PRACY. 

W przeciwnym razie cała para idzie w przysłowiowy gwizdek.  Habilitanci nie są świadomi tego albo udają ignorantów wmawiając swojemu otoczeniu i opinii publicznej, że postępowanie habilitacyjne jest tożsame z obroną pracy doktorskiej. Otóż nie jest w żadnym kraju, w którym istnieje obowiązek lub możliwość habilitowania się. 

W Polsce nikt już nie musi być doktorem habilitowanym. Może pracować w uczelniach    akademickich i w wyższym szkolnictwie na etacie profesora szkoły wyższej ze stopniem naukowym doktora. Oznacza to bowiem, że spełnił pierwszy próg wymagań związanych z upełnomocnieniem jego jako pracownika naukowego. Obecna ustawa (Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce) zlikwidowała przymus habilitacyjny i status samodzielnego pracownika naukowego. 

Samodzielnym pracownikiem naukowym staje się każdy, kto uzyskał stopień naukowy doktora. Od tego momentu kończy się sprawowanie nad nim opieki naukowej. Nie ma już promotora dalszych jego osiągnięć naukowych. 

Jak na całym świecie, wystarczy być doktorem, by ubiegać się o publikowanie wyników własnych badań, realizację projektów badawczych i otrzymywanie na nie środków finansowych (często bardzo wysokich, nawet milionowych, w zależności od złożoności badań). 

Niech zatem doktorzy przestaną mazgaić się w mediach, że rada naukowa tej czy innej uczelni odmówiła im nadania stopnia doktora habilitowanego. Odmówiła, bo nie tyko miała takie prawo, ale i obowiązek, by przyszli recenzenci innych prac doktorskich, habilitacyjnych byli kompetentni, mieli wiedzę i umiejętności przekraczające status naukowy doktora. Kto tego nie rozumie, potwierdza jedynie - także publicznie, w mediach - ignorancję, nieudolność, brak kompetencji.      

Jeżeli jakiś doktor, tym bardziej – z całym szacunkiem do każdej osoby – akademicki nieudacznik, pseudonaukowiec sądzi, że obrzucając recenzentów swoich osiągnięć pseudonaukowych kalumniami, rzekomymi „mądrościami własnymi” uzyska poparcie mediów lub skuteczne wsparcie kancelarii adwokackich w procesie odwoławczym, to jest naiwny i powinien szybko zabrać się do intensywnej pracy samokształceniowej. 

Jeśli się nie nauczy, to nie zdobędzie koniecznej wiedzy, nie opanuje warsztatu metodologicznego. Może co najwyżej liczyć na nieuczciwych profesorów, członków rad naukowych, którzy w wyniku różnych form korupcji lub ukrytych więzi (zależności) personalnych udzielą poparcia. 

Za każdą patologię w nauce odpowiada jej sprawca i współsprawcy. Ministerstwo nadal udaje, że nie ma problemu, skoro recenzje habilitantów oraz uchwały rad naukowych wraz z ich uzasadnieniem są publikowane. Niech się zatem wstydzi nie ten, kto to widzi, tylko kto jest autorem niedopuszczalnych, a jednak publikowanych pseudonaukowych rozpraw, kompromitujących autorów środków i narzędzie badawczych itp.

Trudno, żeby o wartości pseudonaukowej publikacji miał rozstrzygać pseudonaukowiec. To tak, jakbyśmy chcieli, żeby poród dziecka odbierał hydraulik. Recenzentów i członków rad naukowych obowiązuje prawda naukowa, toteż w przypadku negatywnej konkluzji czyichś publikacji wywiązują się perfekcyjnie, gdyż mają świadomość odpowiedzialności za poziom kadr naukowych w ich dyscyplinie. 

Habilitanci nie mają kompetencji do wyrażania opinii na temat właściwości sporządzanych recenzji czy wyrażanych o ich osiągnięciach opinii. Szkoda, że ponoszący niepowodzenie nie odnoszą się do uwag krytycznych, a wykazujących ich naukową ignorancję. Habilitanci nie są podmiotem kompetentnym do rozstrzygania o tym, którzy recenzenci spełniają ustawowy wymóg „renomowanych” uczonych w dyscyplinie naukowej, a którzy nie.

To nie recenzenci i nie członkowie komisji habilitacyjnej decydują o nadaniu lub odmowie nadania komuś stopnia naukowego, ale członkowie rad naukowych. Tego też nie rozumieją habilitanci, którzy kurczowo trzymają się swoich artefaktów, by nie osłabić u siebie zawyżonej samooceny? Każdy pseudonaukowiec może stać się naukowcem, jeśli wyciągnie merytoryczne i metodologiczne wnioski z treści recenzji, przestanie uciekać od odpowiedzialności za własną ignorancję i weźmie się do pracy, bo bez pracy nie ma kołaczy, co najwyżej zakalec.       

Sąd Najwyższy przypomina w orzeczeniach dotyczących spraw odmowy nadania stopnia naukowego doktora habilitowanego w swoich uzasadnieniach orzeczeń: 

Ktokolwiek poddaje się jakimkolwiek recenzjom (...) musi się zawsze liczyć z tym, że może spotkać się również z recenzjami, których w najgłębszym przekonaniu nie będzie w stanie osobiście zaakceptować. Nikt bowiem nie przyjmuje chętnie otwartej dyskwalifikacji własnych umiejętności, talentu czy wiedzy. Z tymi skutkami musi też liczyć się osoba, która swój dorobek naukowy poddaje ocenie komisji habilitacyjnej, a następnie Centralnej Komisji[1]

Charakter tego postępowania powoduje, że osoba, która się poddaje jakimkolwiek recenzjom w dziedzinie nauki, musi się liczyć z tym, że nie zawsze może je zaakceptować. W tym wyraża się przejaw wolności naukowej i prowadzenia nieskrępowanej dyskusji naukowej.[2]


04 maja 2021

Zjednoczona Prawica wyczyściła prawo do innowacji pedagogicznych w szkołach publicznych

 



Jestem zaskoczony, że od roku nikt nie zwraca uwagi na usunięcie przez rząd Zjednoczonej Prawicy z ustawowych regulacji dla szkolnictwa publicznego możliwości wprowadzania przez nauczycieli INNOWACJI PEDAGOGICZNYCH

Obowiązująca od dnia 1 września 2017 r. Ustawa Prawo Oświatowe z dnia 14 grudnia 2016 r. (Dz. U. z 2020 r. poz. 910 i 1378 oraz z 2021 r. poz. 4, 619 i 762) została znowelizowana w maju 2020 roku. Ministerstwo opublikowało informację o tym, że (...) wprowadza także zmiany w kilkunastu obszarach (...), w tym  12) w zakresie innowacji i eksperymentów. 

Już nie znajdziemy w Ustawie pojęcia INNOWACJE. Zniknęło z pragmatyki oświatowej rozporządzenie o innowacjach i eksperymentach pedagogicznych. Środowisko nauczycielskie przestało wypowiadać się na ten temat, przystając ostatecznie na centralistyczne formatowanie organizacji procesu pedagogicznego w szkołach. 

Jeszcze w 2016 roku inicjujący innowacje pedagogiczne nauczyciele pisali z poczuciem satysfakcji, że po zlikwidowaniu przez PiS rozporządzenia o innowacjach pedagogicznych i eksperymentach zapisana w nowej Ustawie działalność innowacyjna stanie się integralnym elementem funkcjowania szkoły. 

Zaproponowane w ustawie regulacje prawne dotyczące działalności innowacyjnej, określały wówczas: 

• konieczność zapewnienia przez system oświaty kształtowania u uczniów postaw przedsiębiorczości i kreatywności, sprzyjających aktywnemu uczestnictwu w życiu gospodarczym, w tym poprzez stosowanie w procesie kształcenia innowacyjnych rozwiązań programowych, organizacyjnych lub metodycznych (art. 1 pkt. 18), 

• obowiązek tworzenia przez szkoły i placówki warunków do rozwoju aktywności, w tym kreatywności uczniów (art. 44 ust. 2 pkt. 3), 

• możliwość wspierania nauczycieli, w ramach nadzoru pedagogicznego, w realizacji zadań służących poprawie istniejących lub wdrożeniu nowych rozwiązań w procesie kształcenia, przy zastosowaniu nowatorskich działań programowych, organizacyjnych lub metodycznych, których celem jest rozwijanie kompetencji uczniów oraz nauczycieli (art. 55 ust. 1 pkt. 4), 

4• obowiązek stwarzania przez dyrektora szkoły warunków do działania w szkole lub placówce: wolontariuszy, stowarzyszeń i innych organizacji, w szczególności organizacji harcerskich, których celem statutowym jest działalność wychowawcza lub rozszerzanie i wzbogacanie form działalności dydaktycznej, wychowawczej, opiekuńczej i innowacyjnej szkoły lub placówki (art. 68 ust. 1 pkt. 9), 

• warunki, na jakich w szkole lub placówce mogą działać, z wyjątkiem partii i organizacji politycznych, stowarzyszenia i inne organizacje, a w szczególności organizacje harcerskie, których celem statutowym jest działalność wychowawcza albo rozszerzanie i wzbogacanie form działalności dydaktycznej, wychowawczej, opiekuńczej i innowacyjnej szkoły lub placówki (art. 86 ust. 1).  

Tymczasem PiS krok po kroku zacierał ślady własnej destrukcji oświatowej. Ustawa z 2016 roku była nowelizowana do dnia dzisiejszego aż 32 razy!!! Tak oto po ponad trzydziestu latach zmian ustrojowych w Rzeczpospolitej Polskiej politycy prawicy po cichutku wyprowadzili z prawa innowacje pedagogiczne.

Tym samym rzekomo postsolidarnościowa ekipa oszukała nie tyle wszystkich nauczycieli, co przede wszystkim najbardziej kreatywnych pedagogów, dydaktyków oraz ich uczniów, pozbawiając ich prawa do oddolnych zmian. Wszyscy mają pracować na warunkach określonych przez władze, bo szkoła przestała już być placówką publiczną, tylko powróciła w koleiny nadzoru i organizacji w strategii „top-down”.

Skoro nie ma już w szkolnictwie publicznym regulacji dla innowacji pedagogicznych, to zainteresowanym oraz kompetentnym nauczycielom pozostała możliwość jedynie projektowania eksperymentów dydaktycznych. Dostęp do tej formy wewnątrzszkolnych reform mogą mieć jednak tzw. "rodzynki", a więc nauczyciele szkół, które uzyskają najpierw wsparcie środowiska akademickiego, wyższej szkoły zapewniającej im opiekę naukową, a następnie przebiją się przez formatowanie w MEiN i otrzymają zgodę tego resortu na określonych przez władze warunkach. 

    Tak oto polska szkoła publiczna powróciła do czasów etatystycznej polityki oświatowej. Prawica całkowicie zniszczyła w III RP podstawy prawnego wsparcia dla wewnątrzszkolnych reform, dla edukacji kreatywnej, innowacyjnej a zorientowanej na psychopedagogiczne czy socjopedagogiczne nowe formy, metody, techniki i mikrozmiany w procesie edukacyjnym.              

Przypomniał mi się fragment z jednej z moich książek, w którym podjąłem problem faryzeuszy innowacji. Mój tekst dotyczył destrukcji rządu SLD/PSL w latach 1993-1997, o którym pisałem, że ma w MEN faryzeuszy, a więc tych urzędników i polityków, którzy pozorując swoją otwartość, zgodę czy wolę wdrażenia oddolnych innowacji pedagogicznych (klasy, szkoły autorskie i programu autorskie) czynią wszystko, by do tego nie już nie dochodziło lub by zdeprecjonować znaczenie procesu i treści dotychczasowych przemian, zmniejszyć zapał czy euforię wokół nich. 

Faryzeusze, których tak wielu jest w otoczeniu nauczycieli-nowatorów, starają się za wszelką cenę ukryć swoją obłudę, fałszywość, hipokryzję, dwulicowość czy nieszczerość, by ostrze ich skrywanej nienawiści do tranformatywnej wolności pedagogicznej nauczycieli nie zostało rozpoznane. Jeśli zaś będzie, to po to zmienia się prawo, by innowacyjność oddolna była napiętnowana jako niepożądana przez władze. Nie przypuszczałem, że po prawie trzydziestu latach faryzeizm powróci w prawicowych barwach kontynuowania deformy szkolnej. 


 


03 maja 2021

Wylały się prawnicze słowa krytyki i apele o naukową przyzwoitość




Nie mogę pominąć najważniejszych uwag krytycznych, jakie padły w czasie konferencji Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego na temat habilitacyjnych postępowań awansowych. Dobrze jest wiedzieć, co sądzą profesorowie prawa nie tylko o źle stanowionych ustawach w tym względzie, ale także o ich stosowaniu przez tzw. "brudne wspólnoty". Nie wszyscy znali to socjologiczne określenie na recenzentów piszących towarzyskie a nieuprawnione opinie z konkluzją pozytywną, bo wzajemnie uzgadniających końcowe wnioski, co skutkuje niezasłużoną promocją. Bywa też odwrotnie, że powiązania między habilitantem a recenzentem są ukryte, nierozpoznawalne dla komisji a skutkujące nadaniem jemu stopnia naukowego. Wzajemne czynie sobie usług lokuje w radach naukowych takie "brudne wspólnoty".      

Nie da się zatrzymać każdego pseudonaukowca na drodze do niezasłużonego awansu, jeśli są takie rady dyscyplin czy dziedzin naukowych (bo to one podejmują decyzje, a nie komisje habilitacyjne), których członkowie/profesorowie:

* akceptują fundamentalne błędy metodologiczne w pracach awansowych; 

* akceptują plagiaty; 

* pomijają lub celowo pomniejszają w ocenie osiągnięć habilitanta niektóre jego prace, dokonania badawcze; 

* deprecjonują artykuły opublikowane w rozprawach zbiorowych; 

* nie dostrzegają brak związku części teoretycznej monografii z opublikowanymi w niej wynikami badań ; cytowania z tzw. "drugiej ręki"; 

* operują subiektywnymi kryteriami ilościowymi publikacji, których niespełnienie świadczy o braku osiągnięć naukowych; 

*  lekceważą udział habilitanta w konferencjach naukowych; 

* nie wiedzą, jak oceniać: cykl publikacji, aktywność naukową habilitanta w innych ośrodkach akademickich; wydawanie rozpraw we własnej oficynie uczelnianej; 

* przyjmują "fantazyjne" reasumpcje głosowań.  

    Zdaniem profesorów prawa nie można pozytywnie oceniać publikacji habilitanta, które powstały wspólnie z pracownikami z jego jednostki akademickiej. Nie można przykrywać niskiej jakości nawet 20 artykułów faktem, że jest ich dużo lub zostały wydane poza granicami kraju, jeśli nie dokonuje się jakościowej analizy ich treści. Niektórzy habilitanci są tak dobrze "zaopiekowani", że "załatwia się" im opublikowanie tekstu w czasopiśmie zagranicznym. 

Referujący apelowali, by w ocenie osiągnięć naukowych habilitantów nie kierować się nazwiskami recenzentów wydawniczych, skoro komisje habilitacyjne nie mają, bo mieć nie mogą, wglądu w treść tych recenzji. Okazuje się bowiem, że recenzenci wnioskowali o dokonanie zmian, uzupełnień, wprowadzenie korekt, ale habilitanci zlekceważyli te wskazania i wydali swoją rozprawę zawierającą błędy. Tego typu praktyki powinny być kierowane do Komisji Etyki czy Komisji Dyscyplinarnych dla Nauczycieli Akademickich. 

  Podawano przykład na opublikowanie beznadziejnej, pseudonaukowej rozprawy w liczbie egzemplarzy tylko dla potrzeb komisji habilitacyjnej. Był też przykład wydania książki w normalnej procedurze wydawniczej (300 egz.), ale kiedy w trakcie postępowania habilitacyjnego okazało się, że wpłynęły negatywne recenzje (np. ujawniono plagiat lub skandaliczne błędy) i mimo to nadano stopień doktora habilitowanego, habilitant wykupił resztę nakładu, by nie dotarł on do akademickiego środowiska. 

Słusznie jednak uczestnicy debaty podkreślali, że w naukach humanistycznych czy społecznych językiem publikacji powinien być język narodowy, gdyż ze względów kulturowych i naukowych powinny one być nie tylko adresowane do polskiego czytelnika, ale i oceniane przez polskich ekspertów, a nie przez zagranicznych recenzentów, którzy nie znają kulturowych, społecznych czy nawet politycznych uwarunkowań prowadzonych badań.     

 W podsumowaniu obrad pojawił się wańkowiczowski "|dydaktyczny smrodek", bowiem stwierdzono, że prawo nigdy nie było, nie jest i nie będzie regulatorem naukowej jakości osiągnięć kandydatów do stopnia doktora habilitowanego. Owszem, może służyć przestrzeganiu pewnych procedur, formalnych form postępowania, ale nie zastąpi uczciwości, rzetelności recenzentów. Trzeba zatem "kształtować postawy dobrych praktyk, publikować wzorowe z naukowego punktu widzenia postępowania i wytykać błędy, wadliwe praktyki nieuczciwym i nierzetelnym profesorom.

Przewodniczący rad naukowych dyscyplin nie powinni przyjmować od recenzentów tekstów opinii, które są wewnętrznie sprzeczne, tzn. treść jest negatywna, ale konkluzja pozytywna lub odwrotnie.  

Kiedy na końcu obrad głos zabrali młodzi doktorzy, odniosłem wrażenie, że nie wiedzą, nie rozumieją lub nie są w stanie wyobrazić sobie zakresu patologii, z jaką spotykają się  w uczelniach ich profesorowie. Młodym naukowcom bardzo podoba się nowa ustawa. To może nie dopuszczą ze swojego grona do rozwijania się "brudnych wspólnot"?    

     

 


02 maja 2021

Paradoksy koniecznego wdrażania w życie fatalnych regulacji prawnych w sferze awansów naukowych



Wspomniana wczoraj konferencja prawników skupiła uwagę referujących i dyskutantów na problemach, które stworzyli ich koledzy, absolwenci współpracujący z ówczesnym ministrem nauki i szkolnictwa wyższego Jarosławem Gowinem. Tak jest, kiedy prawo tworzy się w pośpiechu, byle zdążyć przez opozycją wewnątrz formacji rządzącej, jak i środowiskową i mieć zaliczony parlamentarny sukces. 

Życie niesie z sobą odsłonę bezmyślności, a może ukrytego programu tajemniczych lobbystów, którego skutki są pochodną zapisów ustawowych i delegacji na rzecz autonomii uniwersytetów. Widać to jak na dłoni właśnie w sferze awansów naukowych. Środowisko naukowe nie otrzymało Konstytucji 2.0, tylko - jak trafnie określa to jeden z profesorów prawa - Konstytucję 0.2, czyli radykalnie gorszą od minionych. 

Tak wielu paradoksów, pozorów wolności i jakości nie było jeszcze w szkolnictwie wyższym, bo tym razem mamy do czynienia z kumulacją nonsensów i dewaluacji kształcenia kadr naukowych. Jest tak nie tylko z powodu skrywanych przed społecznością cięć finansowych w szkolnictwie wyższym i nauce, podejmowania próby stworzenia równoległego świata rzekomo lepszej, prawdziwej nauki, ale przede wszystkim w wyniku obciążenia uczonych odpowiedzialnością za wdrażanie w życie ustawowych regulacji pomimo częściowej ich nonsensowności.

Wciąż wielu się wydaje, że nauką można zarządzać wprowadzając kolejne ustawy. Na podstawie wygłoszonych referatów, komentarzy i polemicznych głosów  wymienię najważniejsze z kwestie, w tym absurdy, o których mówili uczestnicy konferencji online: 

* Uniwersytety państwowe prowadzą w nieodpowiedzialny sposób politykę kadrową, utrzymując na stanowiskach   adiunktów doktorów z kilkunastoletnim stażem, bez szczególnych osiągnięć naukowych i nierokujących postęp w tym zakresie. Są katedry, w których zatrudnia się kilku profesorów, z których każdy mógłby prowadzić własną szkołę badań naukowych, zaś w takiej sytuacji nie ma żadnej spójności i otwartości na ich umiędzynarodowienie; 

*  Wprawdzie zmienił się cel habilitacji, która nie jest już koniecznością, by móc pracować naukowo w uniwersytecie, akademii czy na politechnice, ale jest to tylko pozór. Doktor bez habilitacji nie może promować prac doktorskich, być ich recenzentem, oceniać osiągnięcia naukowe innych badaczy z zakresu jego kompetencji, nie może kierować zakładem, katedrą czy instytutem, ale może być rektorem uczelni czy szkoły wyższej. 

* Dla rzekomego podwyższenia poziomu jakości kształcenia zlikwidowano minima kadrowe, toteż nawet w szkołach doktorskich każdy może prowadzić zajęcia, a osoba ze stopniem zawodowym magistra być koordynatorem przedmiotu.  

*  Do czasu uchwalenia Konstytucji 2.0 obowiązywała wykładnia, że monografią jest rozprawa licząca co najmniej 6 arkuszy wydawniczych (132 strony). Teraz zlikwidowano tę normę, toteż monografią jest każdy zbiór tekstów, który nie jest broszurą. Broszura bowiem liczy do 48 stron. Tym samym broszura 50-stronicowa jest już książką. Ważne, by była wydana w oficynie umieszczonej w ministerialnym wykazie.    

* Odebranie radom wydziałów prawa do przeprowadzania postępowań habilitacyjnych na rzecz powoływania równoległych komisji/rad naukowych w obrębie dziedziny nauk czy dyscypliny naukowej, w których członkami są członkowie tych rad, tworzy pozór troski o wyższą jakość. Zespoły RDN są wielodyscyplinarne, podobnie jak składy paneli w Narodowym Centrum Nauki. W jednych uniwersytetach przewodniczącym takiej komisji/rady naukowej jest dziekan wydziału czy dyrektor instytutu, w innych powołany przez rektora profesor.     

* Wystawianie członkom komisji habilitacyjnych umów zlecenie, jeśli nie są zatrudnieni w uczelni prowadzącej postępowanie habilitacyjne. Recenzenci mają umowy o dzieło. Tym samym członkowie komisji habilitacyjnych nie muszą już czuć się zobowiązanymi do przedkładania do protokołu pisemnej formy opinii na temat osiągnięć naukowych habilitanta. W głosowaniu nad uchwałą komisji ich głos jest równoważny głosowi recenzentów, ale - jak widać - nie musi być już udokumentowany. 

* Odwołania od odmownych decyzji rad/komisji naukowych w sprawie nadania stopnia doktora czy doktora habilitowanego sporządzane są coraz częściej przez kancelarie adwokackie, których treść wymaga kompetencji w zakresie prawa administracyjnego, a zdarza się, że i karnego lub cywilnego. Tymczasem w organie wyższej instancji wniosek rozpatrują specjaliści w danej dyscyplinie naukowej, a nie prawnicy, bo ci ostatni poradzą sobie, jeśli odwołanie dotyczy nauk o prawie. 

Habilitanci, którym ze względów naukowych, merytorycznych odmówiono nadania stopnia naukowego, posuwają się w swojej arogancji do repulsji wobec recenzentów, którzy ocenili negatywnie ich pseudonaukowy dorobek. Niektórzy bowiem nie chcąc pogodzić się z negatywną oceną ich osiągnięć, które nie odpowiadają ustawowym wymogom, kierują przeciwko nim pozew do komisji dyscyplinarnej, a nawet sądu rejonowego (w ramach prawa cywilnego czy karnego). 

Być może słuszne są apele profesorów o zapewnienie im immunitetu w postępowaniach awansowych, żeby mogli bez obaw formułować rzetelne opinie o rozprawach, które z nauką nie spełniają wymogów naukowych.       

01 maja 2021

Dylematy postępowania w sprawach awansów naukowych


W dn.29 kwietnia br. odbyła się ważna konferencja Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego na temat dylematów w sprawach awansów naukowych.  Obrady otworzyli Organizatorzy w osobach: prof. dr hab. Tomasz Giaro - dziekan WPiA UW, prof. dr hab. Robert Grzeszczak, Przewodniczący Komitetu Nauk Prawnych PAN, WPiA UW oraz prof. dr hab. Jerzy Pisuliński - dziekan WPiA UJ. 

Konferencja online była znakomicie przygotowana i przeprowadzona tak od strony organizacyjnej (z dyscypliną czasową), ale - co najważniejsze - także merytorycznej, bowiem zarejestrowani w niej uczestnicy otrzymali wcześniej streszczenia wszystkich wystąpień.  Dzięki czemu referujący mogli wyjść poza przygotowane tezy, a nawet odwoływać się do kazusów.   

W trakcie trzech paneli wprowadzenia do zagadnień, które budzą wiele kontrowersji w środowisku akademickim nie tylko nauk o prawie, ale także innych dyscyplin naukowych, wygłosili:

I panel: 

prof. dr hab. Marek Szydło (Uniwersytet Wrocławski) - Pojęcie nauki i osiągnięć naukowych w postępowaniach awansowych w nauce: Uwagi z perspektywy nauk prawnych 

dr hab. prof. UW Patrycja Grzebyk (Uniwersytet Warszawski) - Racjonalność ustawodawcy a postępowania habilitacyjne. Wątpliwości co do zasad oceny „znacznego wkładu w rozwój dyscypliny” i „istotnej aktywności naukowej” 

II panel: 

prof. dr hab. Grażyna Skąpska (Instytut Socjologii, Uniwersytet Jagielloński) - Patologie recenzowania i ich źródła. 

prof. dr hab. Zbigniew Witkowski (WPiA UMK w Toruniu) - Doświadczenia prowadzenia przewodów doktorskich i habilitacyjnych 

III panel: 

dr Diana Dajnowicz-Piesiecka, dr Łukasz Kierznowski   Awanse naukowe młodych naukowców – perspektywy i wyzwania.

Właściwie konferencja skierowana była do naukowców reprezentujących nauki o prawie, co wynikało z treści większości referatów, ale problemy są wspólne dla wszystkich nauk. Udostępnienie przebiegu obrad w Internecie sprawiło, że mogli przysłuchiwać się wypowiedziom i dyskusji naukowej wszyscy zainteresowani kwestiami awansów, w tym procedur i ich zasadności.  

 Zaczęło się od górnego C, czyli określenia, czym jest nauka dla uczonych (jako promotorów, recenzentów, członków rad naukowych, gremiów przyznających środki finansowe na badania naukowe itp.) i kandydatów na uczonych w naukach o prawie.   

Przypomniała mi się znakomita rozprawa prof. Huberta Izdebskiego pt. Ile jest nauki w nauce? (Warszawa 2018), której autor trzy lata temu tak charakteryzował naukowy stan w Polsce: 

Ponad 100 tys. naukowców jest zatrudnionych w Polsce, w ponad 1600 jednostkach akademickich, którzy, jak pisze Hubert Izdebski, nie uprawiają twórczości naukowej, ale produkcję naukową, skoro MNiSW zakwalifikowało ponad 2 tys. czasopism jako naukowe. Rocznie wydaje się ponad 10 tys. książek naukowych. 

Towarzyszy temu narastanie przeciętnie niskiego poziomu twórczości naukowej (…) co nie może nie odbić się na jakości (są podstawy, by mówić o „zaśmiecaniu świata nadprodukcją naukową lub raczej pseudoprodukcją”), a ta ma  także  takie skutki uboczne w postaci różnego rodzaju nieuczciwości naukowej. (H. Izdebski, 2018, s. 11). 


Etos nauki akademickiej w humboldtowskim wymiarze przekształca się w etos nauki korporacyjnej, usługowej, przedsiębiorczej, skomercjalizowanej, odchodzącej od autotelicznych wartości badań naukowych oraz ulegającej umasowieniu, egalitaryzmowi i globalizacji szkolnictwa wyższego. Tymczasem – jak pisał Leszek Kołakowski – logika myśli jest inna niż logika interesu (za: H. Izdebski, s. 138).

Skoro nasycenie nauką w nauce jest pochodną poczucia (nie-)sprawiedliwości, to powinniśmy przywołać następującą myśl Cycerona o prawach: (…) za dowód wyjątkowej głupoty należy uznać przekonanie, że wszelkie postanowienia i uchwały rozmaitych społeczności powinny być uznane za sprawiedliwe” i „gdyby prawa te były stanowione jedynie z woli ogółu lub decyzją przywódców, można by uprawomocnić rozbój, cudzołóstwo, fałszowanie testamentów, o ile większość by to przegłosowała (tamże, s. 39).

Właściwie wystarczyłoby od tego zacząć i na tym zakończyć tę konferencję. Jednak od czasów Cycerona wiele zmieniło się w sferze pragmatyki i doktryn prawnych.  Jednak prof. M. Szydło słusznie uświadomił wszystkim, że każdy kandydat do stopnia naukowego czy do tytułu profesora staje przed kategorią przypisanych do danego statusu pojęcia, które jest niedefiniowalne, stwarzając tym samym pole do nieprecyzyjnej interpretacji. 

Żadna operacjonalizacja (wskaźnikowanie, obiektywizacja) takich pojęć, jak: nauka - działalność naukowa nie jest wystarczająca, ponieważ definicja nauki   (...) dla wielu (chyba słusznie) nie będzie w pełni zadowalająca, zwłaszcza dlatego, że nie pozwoli ona w pełni jednoznacznie przeprowadzić delimitacji pomiędzy, z jednej strony, nauką oraz z drugiej strony, innymi przejawami twórczej intelektualnej działalności ludzkiej, w tym w obszarze praktyki i zastosowań utylitarnych

Autorzy ustawy z 2018 roku wprowadzili nazwy dla poszczególnych poziomów osiągnięć naukowych za pomocą terminów, które musiały mieć charakter kwalifikowany: dla doktorów - osiągnięcie musi być oryginalne, dla doktorów habilitowanych – wyróżniające, zaś dla kandydatów do tytułu profesora - osiągnięcia naukowe muszą być wybitne.  

Definicje tych kategorii mają charakter relatywny a przecież wymagają konieczności urzędowego oceniania dokonań naukowych pod ich kątem. Byłoby zatem znakomicie, gdyby każda dyscyplina naukowa miała obowiązek rekursywnego samookreślania własnej naukowości. Tymczasem w naukach społecznych i humanistycznych dyscypliny naukowe mają po dzień dzisiejszy problem z własną tożsamością naukową, o czym świadczą dziesiątki rozpraw na temat kryzysu naukowego w psychologii, socjologii, literaturoznawstwie czy pedagogice.   

Nie bez powodu pierwsze posiedzenie tej kadencji Komitetu Nauk Prawnych PAN otworzyła debata właśnie na temat tego, jak oceniać osiągnięcia naukowe w tej dyscyplinie.  Nie wystarczy bowiem stwierdzenie przez zaprzeczenie, tzn.  wykazanie, iż czyjeś publikacje są potoczne, banalne, powierzchowne, publicystyczne. Trzeba to jeszcze udowodnić. Jak mówił prof. M. Szydło: 

Co więcej, wypracowanie w miarę precyzyjnej i operacyjnej koncepcji nauki jest bezwzględnie konieczne, chociażby ze względu na konieczność urzędowego (publicznego) oceniania pracy osób, które aspirują do awansów naukowych lub aplikują o środki publiczne na swoje badania. W tym kontekście każda dyscyplina naukowa powinna sama stworzyć przydatny i adekwatny dla niej wzorzec naukowości, a więc ma obowiązek „rekursywnego samookreślania swej naukowości i permanentnego uściślania swego autoobrazu” (za F. Grucza). 

W pedagogice mamy kilka, bardzo dobrych podręczników do metodologii badań naukowych, ale w trakcie przewodów doktorskich, postępowań habilitacyjnych okazuje się, że dochodzi do wielu kontrowersji i sporów między członkami komisji i rad naukowych na tle tego, co tak naprawdę jest brane pod uwagę, co powinno być rozstrzygającym kryterium w ocenie, by można było poprzeć kandydata do awansu naukowego?  

Wymienione przez prof. M. Szydło cechy naukowości wszystkich nauk nie zadowolą każdego nauczyciela akademickiego, bo już ta pierwsza z poniższych nieco "trąci myszką":  

(a) każda nauka (dyscyplina nauki) ma swoje obiekty poznania, których zbiór tworzy przedmiot nauki; 

(b) nauka jest działalnością intelektualną o charakterze poznawczym (zdobywanie wiedzy) i transferencyjnym (uzewnętrznianie i przekazywanie wiedzy), przy czym znamionuje się ona kreatywnością (na tle innych rodzajów prac intelektualnych jest to działalność o być może najwyższym stopniu kreatywności); 

(c) nauka jest działalnością prowadzoną zgodnie z ustaloną i zrygoryzowaną metodologią, określającą standardy dokonywania odkryć i weryfikowania rezultatów badań; 

d) nauka ma swoje cele, realizowane przez osoby parające się nią, do których to celów należą zdobywanie i transfer informacji (wiedzy) związanych z konkretnym jej przedmiotem, a także cele utylitarne, związane z następczym praktycznym wykorzystywaniem tej wiedzy poza nauką, w obrębie społeczeństwa, gospodarki, techniki (przy czym to właśnie ukierunkowanie nauki na jej przyszłe praktyczne wykorzystanie rodzi wiele sporów o dokładne rozgraniczenie działalności naukowej oraz działalności praktycznej); 

(e) wiedza będąca wytworem nauki musi spełniać szereg dalszych cech: weryfikowalność (falsyfikowalność), adekwatność (względem jej przedmiotu), istotność (niebanalność), spójność.