14 marca 2019

Scjentometryczne wzory produkcji publikacyjnej



Pan dr hab. Emanuel Kulczycki wyprodukował raport pt. "WZORY PUBLIKACYJNE POLSKICH NAUKOWCÓW W LATACH 2013–2016. NAUKI HUMANISTYCZNE I NAUKI SPOŁECZNE". Jak twierdzi: "(...) raport może służyć jako podstawowe źródło informacji o praktykach publikacyjnych".

Wprawdzie nie wyjaśnia pojęcia "praktyka publikacyjna", ale możemy o tym wnioskować na podstawie zastosowanych przez autora kryteriów analizy źródeł. Praktyka publikacyjne , to nie jest naukowy proces, motywacja badacza, sens publikowania, wartość merytoryczna publikacji, jej cel naukowy, tylko ILOŚĆ.

Dobry naukowiec - w świetle wzorca E. Kulczyckiego - to taki, który publikuje dużo, byle wszędzie i byle w wielu językach, najlepiej nie w języku polskim. Publikacje z nauki humanistycznych i społecznych - zdaniem członka KEN - powinny być produkowane w języku angielskim. Ja bym dodał jeszcze język chiński.

Nie ma co. Skoro zdaniem autora raportu stajemy się jego adresatami, bo powinniśmy wiedzieć, jaki jest stan produkcji, no to czytajmy. Tak wykuwa się stal polskiej nauki XXI wieku!

Przeczytałem zatem ów raport, żeby dowiedzieć się, jakim obrazem interesujących mnie nauk społecznych, a szczególnie PEDAGOGIKI, dysponuje uczony z Komisji Ewaluacji Naukowej. Będzie przecież tym, który dokona oceny także mojej dyscypliny naukowej.

Przyznam szczerze, że już zostaliśmy przyzwyczajeni przez scjentometrystów do kolejnego materiału "naukowego", toteż i tym razem wstrząsu nie będzie. Chyba, że minister Jarosław Gowin jako zaprzeczający własnemu wykształceniu i naukowej profesji stwierdzi, że rzeczywiście najwyższy czas przestać czytać, tylko zacząć liczyć.

Trochę się martwię, że w ciągu swojego życia nie przeczytam wszystkich dzieł, publikacji, które bez jakiegokolwiek sensu dla nauki, policzył autor tego raportu. Dowiadujemy się z treści w/w materiału o sprawach, które niczego merytorycznie nie wyjaśniają, natomiast dobrze będą sprzedawać się propagandowo, a więc populistycznie.

Otrzymaliśmy dane liczbowe o "produkcji publikacyjnej", które można interpretować na wiele sposobów, a nawet trzeba, skoro jest tu mowa o wzorach wytwórczych.

W latach 2013-2016 E. Kulczycki odnotował z baz danych "obecność" 26 296 naukowców, którzy opublikowali 120 111 artykułów naukowych, 14 611 monografii, 8 402 prac pod redakcją, 130 737 rozdziałów oraz 8 577 czasopism naukowych.

Liczby robią wrażenie. Ktoś wyciągnie z nich wnioski.

Jak pisze E. Kulczycki: W tym raporcie po raz pierwszy prezentowane są dane zagregowane nie na poziomie poszczególnych wydziałów, lecz na poziomie obszarów, dziedzin i dyscyplin naukowych przypisanych do pojedynczych naukowców. Oznacza to, że jednostką analizy jest poszczególny naukowiec, który przypisany jest do dyscypliny naukowej, dziedziny i obszaru i na tej podstawie każda z opublikowanych przez niego publikacji jest klasyfikowana.

Nie jest prawdą, że na podstawie tego raportu dowiadujemy się czegokolwiek o poszczególnych naukowcach, skoro zostali tu zagregowani i są anonimowi. To są zatem jacyś historycy, filozofowie, psycholodzy, socjolodzy, pedagodzy itd.

Najpierw stwierdza się, że: "Podstawą analiz wzorów publikacyjnych są dane o produktywności naukowców, która w tym raporcie ujmowana jest jako liczba publikacji, tj. im wyższa liczba publikacji danego naukowca, tym jego produktywność jest większa." by otrzymać kolejną konstatację:

"W ten sposób produktywność nie jest bezpośrednio związana z jakością naukową publikacji."

Skoro E. Kulczycki zapewnia, że produktywność nie jest związana z jakością naukową, to możemy odetchnąć. Nie powinniśmy zatem przejmować się wynikami jego analiz, bo i po co nam ta wiedza, że jakaś grupa naukowców opublikowała więcej, a jakaś mniej, że jest wśród producentów publikacji więcej kobiet niż mężczyzn lub na odwrót (w zależności od dyscypliny), itd. ???

JAKI JEST SENS TYCH WYLICZEŃ, poza gratyfikacją i osobistą satysfakcją producenta tej publikacji? Okazuje się, że sensem jest produkcja informacji nikomu do niczego niepotrzebnych. Nic z nich bowiem wartościowego dla wiedzy o koleżankach i kolegach z mojej dyscypliny nie wynika. A może jednak coś da się z tego raportu wydłubać?

cdn.

13 marca 2019

Trzy recenzje negatywne to za mało?




Jak to jest możliwe, że doktor nauk, któremu jednostka akademicka odmówiła nadania stopnia naukowego doktora habilitowanego (ponad 60 członków rady wydziału), gdyż wniosek komisji habilitacyjnej był jednoznacznie negatywny, składa do Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów odwołanie? Ma jedna pełne prawo do tego, mimo że otrzymał aż trzy negatywne recenzje, a i pozostali członkowie komisji habilitacyjnej byli przeciw wnioskowi o nadanie mu stopnia doktora habilitowanego.

Odwołać może się każdy, ale musi mieć ku temu podstawy - przede wszystkim prawne, związane z naruszeniem procedury w postępowaniu habilitacyjnym przez komisję czy radę jednostki. Nie są jednak bez znaczenia zastrzeżeni natury merytorycznej.

Zdarzają się nierzetelne recenzje, powierzchowne, zmanipulowane przez autora, ale aż trzy, to jednak nie jest możliwe. Słyszę o kolejnym takim wniosku odwoławczym w sytuacji, kiedy każdy z ekspertów w danej problematyce badawczej stwierdza m.in.:

- nielogiczność wywodu;
- lekceważenie reguł rzetelności naukowej;
- brak problematyzacji badań;
- brak spójności wywodu;
- brak własnego stanowiska zastąpiony cytatologią;
- brak precyzji językowej;
- przypadkowość sądów, dygresyjność, potoczność narracji itp., itd.

Nie cytuję tu zapisu z recenzji jakiejś pracy pedagogicznej, tylko z innej dyscypliny naukowej. W naszym środowisku też spotykamy się z tego typu błędami, często fundamentalnymi, rażącymi.

W czasie posiedzenia komisji habilitacyjnej odbywa się długa debata nad przestudiowanymi przez jej członków publikacjami kandydata/-ki do habilitacji. Dlatego tak ważne jest, by habilitanci uzyskiwali we własnym czy specjalistycznym środowisku akademickim uczciwą, rzetelną a wspierającą ich starania pomoc i informację zwrotną o poprawności merytorycznej i metodologicznej własnych badań.

Gorzej, kiedy któryś z recenzentów czy członków komisji habilitacyjnej nie dostrzeże tego typu braków czy błędów. Wówczas habilitant odwołując się Centralnej Komisji będzie przywoływał jej/jego opinie na swoją obronę, a de facto ją/jego pogrąży.

Na stronie Centralnej Komisji został opublikowany Kodeks etyczny i dobrych praktyk recenzenckich. Warto, by zapoznali się z tymi dokumentami recenzenci, członkowie komisji, bo habilitanci sięgną po nie w sytuacji, kiedy przedłożone argumenty krytyczne nie znajdą swojego potwierdzenia w ocenianych publikacjach.

12 marca 2019

Kiedy punkt widzenia Anny Zalewskiej na reformę szkolną zależy od miejsca siedzenia



Mija dziesięć lat od momentu, kiedy Anna Zalewska udzieliła portalowi doba.pl z Dzierżoniowa wywiadu, w którym zachwalała reformę AWS z 1999 r.

Każdy, kto wysłucha jej krótkiej, a jakże istotnej - w obliczu czekających nas strajków - wypowiedzi, przekona się o trafności porzekadła: "Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia".

W 1999 r. Anna Zalewska zachwycała się reformą szkolną w Polsce, krytykując ją jedynie w takim zakresie, w jakim nie powiodło się ówczesnemu ministrowi edukacji jej przygotowanie i "oprzyrządowanie". Za przykład właściwie wdrażanej reformy szkolnej podała Finlandię wskazując na to, że sukcesy edukacyjne Finów są wynikiem:

po pierwsze, wpompowania przez rząd do systemu szkolnego ogromnych nakładów finansowych;

po drugie, reforma była przygotowywana przez 7 lat;

po trzecie, należało zapewnić nauczycielom wysokie płace, by byli umotywowani i przygotowani do zmiany.

Pani mgr Anna Zalewska ma krótką pamięć. Już mnie martwi to, co będzie mówić o polskiej edukacji w 2029 r.

Swoją prowokacyjną demagogią oraz pełną statystycznych manipulacji aktywnością propagandową obecna minister edukacji dyskwalifikuje się nie tylko jako szefowa tego resortu.


Ministra nie ma najmniejszego zamiaru zapewnić nauczycielom godne płace, gdyż właśnie przygotowała projekt rozporządzenia zmieniające przepisy w sprawie egzaminu ósmoklasisty. Zaostrza zatem konflikt.

11 marca 2019

Nie tylko nowe - pisma ERIH-owe

Jeśli sprawdzi się pogłoska, że czasopisma z wykazu ERIH/ERIH PLUS - także pedagogiczne - znajdą się w przygotowywanym w Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego wykazie punktowanych periodyków na co najmniej najniższym progu punktowym, a wynoszącym 20 pkt., to nie powinniśmy narzekać. Jest gdzie publikować i co czytać. Być może niektóre z poniższych czasopism uzyskają w ocenie ekspertów nawet 40 czy 70 punktów. Uzbrajamy się w cierpliwość.

Erihowych czasopism jest w pedagogice wiele. Oto one:

1) ACTA UNIVERSITATIS NICOLAI COPERNICI. PEDAGOGIKA


2) ANNALES UNIBVERSITATIS MARIAE CURIE-SKLODOWSKA. Sectio J - PAEDAGOGIA - PSYCHOLOGIA



3) CZECH-POLISH HISTORICAL AND PEDAGOGICAL JOURNAL

4) EDUKACJA. STUDIA.BADANIA. INNOWACJE. KWARTALNIK IBE


5) EDUKACJA DOROSŁYCH. KWARTALNIK AKADEMICKIEGO TOWARZYSTWA ANDRAGOGICZNEGO


6) EDUKACJA I KULTURA. KWARTALNIK


7) EDUKACJA MIĘDZYKULTUROWA


8) EDUKACJA USTAWICZNA DOROSŁYCH


9) FORUM PEDAGOGICZNE


10) LUBELSKI ROCZNIK PEDAGOGICZNY


11) NAUKI O WYCHOWANIU. STUDIA INTERDYSCYPLINARNE (online)


12) NIEPEŁNOSPRAWNOŚĆ. DYSKURSY PEDAGOGIKI SPECJALNEJ



13) PAEDAGOGIA CHRISTIANA


14) POLSKA MYŚL PEDAGOGICZNA


)


15) PROBLEMY WCZESNEJ EDUKACJI


) PROFILAKTYKA SPOŁECZNA I RESOCJALIZACJA. KWARTALNIK


16) Resocjalizacja Polska


17) ROCZNIK ANDRAGOGICZNY



18) ROCZNIK PEDAGOGICZNY. KNP PAN


19) ROZPRAWY Z DZIEJÓW OŚWIATY



20) SPOŁECZEŃSTWO. EDUKACJA. JĘZYK



21) STUDIA EDUKACYJNE


22) STUDIA PAEDAGOGICA IGNATIANA


23) STUDIA PEDAGOGICZNE - KNP PAN



24) STUDIA Z TEORII WYCHOWANIA (od XII 2019)



25) SZKOŁA - ZAWÓD - PRACA


26) TERAŹNIEJSZOŚĆ - CZŁOWIEK - EDUKACJA. KWARTALNIK MYŚLI SPOŁECZNO-PEDAGOGICZNEJ


27) DYSKURSY MŁODYCH ANDRAGOGÓW


28) CREATIVITY. THEORIES - RESEARCH- APPLICATIONS.


29) PRZEGLĄD BADAŃ EDUKACYJNYCH



30) PAPERS OF SOCIAL PEDAGOGY


W wykazie punktowanych czasopism pedagogicznych pojawią się zapewne także i te najlepsze z dotychczasowej listy ogólnokrajowych periodyków (wykaz B). Tym samym zostanie poszerzony krąg nadawców i odbiorców. Inna kwestia, to zdumiewające, a bezkrytyczne podejście bibliometrystów do czasopism wykazu A (JCR).

Ostatnio miałem okazję przekonać się, że opublikowane w nich artykuły były na żenująco niskim poziomie. Jeden z profesorów psychologii stwierdził nawet, że w czasopismach jest większa szans ana ukrycie braków metodologicznej wiedzy i kompetencji autorów. Nie można bowiem opisać w pełni założeń badawczych i przyjętej procedury, toteż opublikowanie danych w opracowaniu statystycznym i zilustrowanie ich wykresami uniemożliwia krytykę uzyskanych de facto artefaktów.

10 marca 2019

Kształcić można wszystkich i wszędzie

Od kilku lat monitoruję wdrażanie ustrojowej reformy szkolnej, która jest także zmianą programową kształcenia dzieci i młodzieży. W rzeczy samej, nie struktura ustroju szkolnego jest tu ważna, ale to, co dzięki niej może być realizowane z punktu widzenia centralistycznego nadzoru "pedagogicznego". Używam cudzysłowu, bowiem z pedagogiką żadna z reform w III RP nie miała wiele wspólnego. Może tylko tyle, że niektórzy pedagodzy ocierali się o ich projektowanie, wdrażanie czy diagnozowanie wybranych procesów.

Żadna zmiana ustrojowa szkolnictwa w latach 1989-2019 nie była poprzedzona naukową diagnozą rzeczywistego stanu kształcenia oraz wychowywania dzieci i młodzieży w przedszkolach czy szkołach publicznych, bowiem politycy dochodzący do władzy w resorcie edukacji traktowali swoje stanowisko jako trampolinę do zupełnie innych "konfitur". Edukacja publiczna była i jest środowiskiem politycznie sterowalnym dla realizacji tzw. bliskich celów władzy, która ma świadomość czteroletniej kadencji z wątpliwą szansą na jej przedłużenie.

Wyjątkowym okresem jej sprawowania były lata 2007-2015, w trakcie których Ministerstwo Edukacji Narodowej i kuratoria oświaty, a także częściowo zdobyte w wyborach samorządowych organy prowadzące przedszkola i szkoły przez koalicję partyjną PO i PSL, miały niepowtarzalną szansę na przeprowadzenie istotnie jakościowej zmiany w polskim szkolnictwie.

Nie były tym jednak zainteresowane, poza możliwością "wydojenia unijnej krowy" w ramach środków EFS Kapitał Ludzki na rzekome reformy infrastrukturalne, strukturalne i programowe bez naukowego ich uzasadnienia. Politycy lepiej wiedzą, co jest dla nich dobre, a jak należy społeczeństwu wmówić, że także i dla niego. Nic dziwnego, że co kilka lat zmieniali się także ministrowie edukacji w ramach tej samej koalicji rządowej, by uciec od odpowiedzialności za parcjalność i nonsensowność wprowadzanych "reform".

Te bowiem miały przede wszystkim generować miejsca pracy lub niezłych dochodów dla "SWOICH", z czego także korzystają przedstawiciele kolejnej koalicji rządzącej. Nic tak dobrze nie służy indywidualnym dochodom części elit politycznych, jak realizowanie zadań rzekomo ważnych dla społeczeństwa, jego młodszej reprezentacji. Kiedy jednak przyjrzymy się im bliżej, to przekonamy się, że do reform programowych w ogóle nie był potrzebny powrót do ustroju szkolnego 8+4, podobnie jak nonsensowna pedagogicznie było przesunięcie wieku obowiązku szkolnego z siódmego na szósty rok życia dzieci.

Nie od struktury systemu szkolnego, nie od wielkości budynków, sieci szkolnej, ani też od ich wyposażenia zależy jakość kształcenia. Tę można uzyskiwać w każdych warunkach strukturalnych, o ile są do nich przygotowani zawodowo, finansowo, kulturowo oraz motywacyjnie nauczyciele. Nie ma także znaczenia to, czy owi pedagodzy będą kształcić dzieci w modelu autorytarnym, opartym na silnej dyscyplinie, karności zewnętrznej, czy może antyautorytarnym, permisywnym, gdyż wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.

Kluczowe w edukacji jest bowiem środowisko rodzinne, jego kapitał kulturowy i ekonomiczny oraz osobowość NAUCZYCIELA, EDUKATORA, także w edukacji domowej. Reszta nie ma znaczenia, czy będzie w tej edukacji podręcznik szkolny (jeden lub jeden z kilkudziesięciu do wyboru), bo można kształcić bez podręczników, także bez e-podręczników, jak ma to miejsce np. w szkołach steinerowskich. Można edukować dzieci w architektonicznej przestrzeni zamkniętej lub otwartej, a także w przyrodzie (ostatnia moda - przedszkola i szkoły leśne) czy w społeczności religijnej, stowarzyszeniowej itp.

Edukacja może przebiegać w grupach homogenicznych lub heterogenicznych wiekowo, płciowo, światopoglądowo, kulturowo, społecznie, socjalnie itp. Ilość wariantów jest nieograniczona, gdyż można dowolnie zestawiać ze sobą różne elementy, ogniwa i podmioty procesu kształcenia i wychowania, by osiągać zakładane cele. Z ich realizacji i tak nikt jeszcze w Polsce nie rozliczył żadnej z ekip rządzących. Sektor edukacji należy do nielicznych, których efektywność, skuteczność, wiarygodność nie ma żadnego znaczenia z punktu widzenia odpowiedzialności ministra i jego/jej urzędników przed obywatelami, przed społeczeństwem za (nie-)uzyskiwane efekty, także uboczne.

Właśnie dlatego premierzy jednym ministrom zapewniają pełną ochronę, szczególnie w sytuacji podejmowania przez opozycję prób odwołania ich ze stanowiska, a innym dają ofertę nie do odrzucenia wraz z pakietem czyniącym zadość poniesionej przez nich stracie (wizerunkowej, ekonomicznej, moralnej, społecznej-statusowej itp.). Tylko nauczyciele i ich uczniowie muszą godzić się na zmiany, których sens lub bezsens jest coraz łatwiej rozpoznawalny. Uczniowie nie mają wyjście - muszą realizować obowiązek szkolny, podobnie jak nauczyciele, dla których ich profesja jest przecież warunkiem nie tylko ich samorealizacji, ale także zaspokajania własnych potrzeb.





09 marca 2019

Nowe definicje osiągnięć naukowych


W świetle wspomnianego we wcześniejszym wpisie na temat rozporządzenia MNiSW o ewaluacji naukowej dyscyplin mamy nie tylko normę określającą to, co i w jaki sposób będzie przedmiotem oceny, ale także jak należy ów przedmiot identyfikować:

Oceny poziomu naukowego prowadzonej działalności naukowej w zakresie badań naukowych i prac rozwojowych dokonuje się z uwzględnieniem następujących rodzajów osiągnięć naukowych:

1) artykułów naukowych opublikowanych w czasopismach naukowych i w recenzowanych materiałach z międzynarodowych konferencji naukowych, zamieszczonych w wykazie tych czasopism i materiałów sporządzonym zgodnie z przepisami wydanymi na podstawie art. 267 ust. 2 pkt 2 ustawy, zwanym dalej „wykazem czasopism”; (zgodnie z tym wykazem artykuł otrzyma: 20, 40, 70, 100, 140 albo 200 pkt);

2) artykułów naukowych opublikowanych w czasopismach naukowych niezamieszczonych w wykazie czasopism; (wynosi 5 pkt.

3) monografii naukowych wydanych przez wydawnictwa zamieszczone w wykazie tych wydawnictw sporządzonym zgodnie z przepisami wydanymi na podstawie art. 267 ust. 2 pkt 2 ustawy, zwanym dalej „wykazem wydawnictw”, redakcji naukowych takich monografii i rozdziałów w takich monografiach; (wynosi zgodnie z wykazem wydawnictw 80 albo 200 pkt; całkowita wartość punktowa rozdziału w monografii naukowej wynosi: 50 pkt – jeżeli całkowita wartość punktowa tej monografii wynosi 200 pkt. oraz 20 pkt – jeżeli całkowita wartość punktowa tej monografii wynosi 80 pkt);

4) monografii naukowych wydanych przez wydawnictwa niezamieszczone w wykazie wydawnictw, redakcji naukowych takich monografii i autorstwa rozdziałów w takich monografiach; (wynosi 20 pkt.) (całkowita wartość punktowa rozdziału w monografii naukowej 5 pkt.)(...) "

Pomijam tu patenty, gdyż w pedagogice ich nie ma.

Będą też wyjątki od reguły, a mianowicie: "W przypadku działalności naukowej prowadzonej w ramach dyscyplin naukowych należących do dziedziny nauk humanistycznych, dziedziny nauk społecznych i dziedziny nauk teologicznych całkowitą wartość punktową:

1) monografii naukowej wynoszącą – zgodnie z przepisem ust. 2 pkt 1:

a) 200 pkt, zwiększa się o 50%,

b) 80 pkt, zwiększa się o 25%".

Nie wchodzę w dalsze szczegóły, bo jeszcze ktoś pomyśli, że najważniejsze są punkty, a nie treść monografii lub jej rozdziałów.

No dobrze, ale czym jest artykuł naukowy a czym monografia naukowa? Tego ponoć naukowcy nie wiedzą, więc ministerstwo musiało im to zdefiniować:

Artykuł naukowy jest to recenzowany artykuł opublikowany w czasopiśmie naukowym albo w recenzowanych materiałach z międzynarodowej konferencji naukowej:

1) przedstawiający określone zagadnienie naukowe w sposób oryginalny i twórczy, problemowy albo przekrojowy;

2) opatrzony przypisami, bibliografią lub innym właściwym dla danej dyscypliny naukowej aparatem naukowym.

2. Artykułem naukowym jest również artykuł recenzyjny opublikowany w czasopiśmie naukowym zamieszczonym w wykazie czasopism.

3. Artykułem naukowym nie jest: edytorial, abstrakt, rozszerzony abstrakt, list, errata i nota redakcyjna.


§ 10. 1. Monografia naukowa jest to recenzowana publikacja książkowa:

1) przedstawiająca określone zagadnienie naukowe w sposób oryginalny i twórczy;

2) opatrzona przypisami, bibliografią lub innym właściwym dla danej dyscypliny naukowej aparatem naukowym.

2. Monografią naukową jest również:

1) recenzowany i opatrzony przypisami, bibliografią lub innym właściwym dla danej dyscypliny naukowej aparatem naukowym przekład:

a) na język polski dzieła istotnego dla nauki lub kultury,

b) na inny język nowożytny dzieła istotnego dla nauki lub kultury, wydanego w języku polskim;

2) edycja naukowa tekstów źródłowych.

Niestety, urzędnicy nie przewidzieli dla monografii określenia, co nią nie jest, jak ma to miejsce w przypadku artykułów naukowych w czasopismach. Dotychczas wskazywano np. minimalną liczbę arkuszy wydawniczych dla rozpraw monograficznych i artykułów w naukach humanistycznych i społecznych. Teraz, jak rozumiem, broszura nawet 60 stronicowa musi być uznana za monografię, zaś artykuł liczący 0,25 ark.wyd. jako także naukowy.

08 marca 2019

Czego Jaś się nie nauczył , to jako dorosły sięgnie po korki



Czego Jaś się nie nauczył, to nauczy się jako dorosły, kiedy będzie mu to potrzebne. Tak, tak, pewne przysłowia tracą swoją moc prawdy w obliczu zmieniającego się świata, dynamiki rynku pracy i konieczności uczenia się przez całe życie. Są takie zawody, które od początku swojego zaistnienia wymagały ustawicznej edukacji i samokształcenia. W związku z nowym rynkiem pracy, jakim stała się Unia Europejska, a w niej także stanowiska świetnie płatnej pracy politycznej, także nasi politycy muszą się uczyć.

Pamiętam doskonale jak premier Donald Tusk musiał uczyć się angielskiego, kiedy został wybrany Przewodniczącym PE. Hasło: "polish your english" upowszechniało się z każdym rokiem zachęcając średnie i starsze pokolenie Polaków do językowej autoedukacji. Korzystanie przez rządzących z tłumaczy przysięgłych może być niebezpieczne dla tych ostatnich, jeśli uczestniczą w trudnych i być może na granicy prawa prowadzonych negocjacjach.

Szkoły językowe są oblegane w Polsce głównie z kilku powodów:

- pierwszy, to fatalny poziom kształcenia językowego w szkolnictwie publicznym. Nie chcę teraz określać powodu tego stanu rzeczy, gdyż wymaga on poważnej debaty naukowej, a nie tylko oświatowej. Ambitna młodzież, która chce w przyszłości studiować na poziomie europejskim, musi sama finansować swoje kompetencje językowe;

- drugi, to globalizacja rynku pracy wymuszająca na dorosłych, już zatrudnionych w różnych sektorach gospodarki czy usług znajomość co najmniej języka angielskiego. Ostatnio zwiększa się zainteresowanie uczeniem się języka chińskiego;

- trzeci, to pełnienie ról w strukturach władzy wykonawczej, ustawodawczej czy kontrolnej. Tu jest konieczna znajomość języka angielskiego.

Efekt? Proszę bardzo. Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego. Wicepremier Beata Szydło już uczy się angielskiego, przy czym - jak twierdzi - za własne pieniądze. Natomiast minister edukacji Anna Zalewska uczy się języka angielskiego na koszt Polaków, korzystając z funduszy budżetowych. Mało zarabia, z 500+ już nie skorzysta mimo zachęt K. Szczerskiego, więc czerpie z państwowych źródeł.


Uczmy się angielskiego póki jeszcze nie wypadł z światowej komunikacji. Być może następne pokolenia nie będą uczyć się języka angielskiego, niemieckiego czy rosyjskiego, ale chińskiego.