Pan dr hab. Emanuel Kulczycki wyprodukował raport pt. "WZORY PUBLIKACYJNE POLSKICH NAUKOWCÓW W LATACH 2013–2016. NAUKI HUMANISTYCZNE I NAUKI SPOŁECZNE". Jak twierdzi: "(...) raport może służyć jako podstawowe źródło informacji o praktykach publikacyjnych".
Wprawdzie nie wyjaśnia pojęcia "praktyka publikacyjna", ale możemy o tym wnioskować na podstawie zastosowanych przez autora kryteriów analizy źródeł. Praktyka publikacyjne , to nie jest naukowy proces, motywacja badacza, sens publikowania, wartość merytoryczna publikacji, jej cel naukowy, tylko ILOŚĆ.
Dobry naukowiec - w świetle wzorca E. Kulczyckiego - to taki, który publikuje dużo, byle wszędzie i byle w wielu językach, najlepiej nie w języku polskim. Publikacje z nauki humanistycznych i społecznych - zdaniem członka KEN - powinny być produkowane w języku angielskim. Ja bym dodał jeszcze język chiński.
Nie ma co. Skoro zdaniem autora raportu stajemy się jego adresatami, bo powinniśmy wiedzieć, jaki jest stan produkcji, no to czytajmy. Tak wykuwa się stal polskiej nauki XXI wieku!
Przeczytałem zatem ów raport, żeby dowiedzieć się, jakim obrazem interesujących mnie nauk społecznych, a szczególnie PEDAGOGIKI, dysponuje uczony z Komisji Ewaluacji Naukowej. Będzie przecież tym, który dokona oceny także mojej dyscypliny naukowej.
Przyznam szczerze, że już zostaliśmy przyzwyczajeni przez scjentometrystów do kolejnego materiału "naukowego", toteż i tym razem wstrząsu nie będzie. Chyba, że minister Jarosław Gowin jako zaprzeczający własnemu wykształceniu i naukowej profesji stwierdzi, że rzeczywiście najwyższy czas przestać czytać, tylko zacząć liczyć.
Trochę się martwię, że w ciągu swojego życia nie przeczytam wszystkich dzieł, publikacji, które bez jakiegokolwiek sensu dla nauki, policzył autor tego raportu. Dowiadujemy się z treści w/w materiału o sprawach, które niczego merytorycznie nie wyjaśniają, natomiast dobrze będą sprzedawać się propagandowo, a więc populistycznie.
Otrzymaliśmy dane liczbowe o "produkcji publikacyjnej", które można interpretować na wiele sposobów, a nawet trzeba, skoro jest tu mowa o wzorach wytwórczych.
W latach 2013-2016 E. Kulczycki odnotował z baz danych "obecność" 26 296 naukowców, którzy opublikowali 120 111 artykułów naukowych, 14 611 monografii, 8 402 prac pod redakcją, 130 737 rozdziałów oraz 8 577 czasopism naukowych.
Liczby robią wrażenie. Ktoś wyciągnie z nich wnioski.
Jak pisze E. Kulczycki: W tym raporcie po raz pierwszy prezentowane są dane zagregowane nie na poziomie poszczególnych wydziałów, lecz na poziomie obszarów, dziedzin i dyscyplin naukowych przypisanych do pojedynczych naukowców. Oznacza to, że jednostką analizy jest poszczególny naukowiec, który przypisany jest do dyscypliny naukowej, dziedziny i obszaru i na tej podstawie każda z opublikowanych przez niego publikacji jest klasyfikowana.
Nie jest prawdą, że na podstawie tego raportu dowiadujemy się czegokolwiek o poszczególnych naukowcach, skoro zostali tu zagregowani i są anonimowi. To są zatem jacyś historycy, filozofowie, psycholodzy, socjolodzy, pedagodzy itd.
Najpierw stwierdza się, że: "Podstawą analiz wzorów publikacyjnych są dane o produktywności naukowców, która w tym raporcie ujmowana jest jako liczba publikacji, tj. im wyższa liczba publikacji danego naukowca, tym jego produktywność jest większa." by otrzymać kolejną konstatację:
"W ten sposób produktywność nie jest bezpośrednio związana z jakością naukową publikacji."
Skoro E. Kulczycki zapewnia, że produktywność nie jest związana z jakością naukową, to możemy odetchnąć. Nie powinniśmy zatem przejmować się wynikami jego analiz, bo i po co nam ta wiedza, że jakaś grupa naukowców opublikowała więcej, a jakaś mniej, że jest wśród producentów publikacji więcej kobiet niż mężczyzn lub na odwrót (w zależności od dyscypliny), itd. ???
JAKI JEST SENS TYCH WYLICZEŃ, poza gratyfikacją i osobistą satysfakcją producenta tej publikacji? Okazuje się, że sensem jest produkcja informacji nikomu do niczego niepotrzebnych. Nic z nich bowiem wartościowego dla wiedzy o koleżankach i kolegach z mojej dyscypliny nie wynika. A może jednak coś da się z tego raportu wydłubać?
cdn.
Czyli mamy do czynienia z masową produkcją - szybką i tanią. Tylko jakie będą efekty skali? - innymi słowy, gdzie będzie rynek zbytu na te wyroby naukopodobne?
OdpowiedzUsuńPodobny sens mają zestawienia dotyczące efektów kształcenia, które polega na liczeniu stopni studentów. Zgodnie z tą logiką trzeba stawiać, jak najwyższe noty, bo one świadczą o jakości pracy wykładowcy. Nieprawdaż? A gdzie aktywność własna studenta?
Naukometria w dyscyplinach humanistycznych i społecznych poza samym wskaźnikiem ilościowym/produktywnym, nie ma żadnego jakościowego odniesienia. Zwolennicy naukometrii w naukach HS chcą, aby polscy reprezentanci tych nauk publikowali dużo, a przede wszystkim po angielsku i najlepiej w czasopismach zaindeksowanych w bazach Web of Science lub Scopusie. To ma być rzekomy wyznacznik jakości. Niestety jest to bzdura, bo reprezentanci dyscyplin HS winni publikować w tych językach kongresowych, które są im użyteczne. Zamiast koncentrować się na opublikowaniu artykułu w takim czy siakim czasopiśmie zaindeksowanym tu lub tam, to reprezentanci nauk HS winni podejmować trudne, złożone interdyscyplinarne badania naukowe, a wówczas humanistyka i nauki społeczne nad Wisłą będą się rozwijały. Inaczej będziemy chałturzyć przyczynkarsko po angielsku zdobywając kolejne punkty ministerialne do kariery akademickiej. Już dziś SIF-owcy w HS uwierzyli, iż ich dorobek badawczy opublikowany po angielsku jest donioślejszy niż ich mistrzów, co z reguły nie jest prawdą. W swoim czasie pewien politolog, który odebrał staranne wykształcenie na Zachodzie szczycił się w mediach społecznościowych, że żaden członek Komitetu Nauk Politycznych PAN nie ma takiego dorobku, jak on sam. Niestety był w błędzie, bo nie SIF decyduje o jakości dorobku badawczego w naukach HS. Nauki te mają określone funkcje względem kultury narodowej danego kraju, a o czym niektórzy zapominają.
OdpowiedzUsuńPan Kulczycki jest produktem posprawdy zorientowanym na własną karierę urzędniczą, sam mieniąc się "komunikologiem" - a co to za dziwoląg językowy ???
OdpowiedzUsuń