Od kilku lat monitoruję wdrażanie ustrojowej reformy szkolnej, która jest także zmianą programową kształcenia dzieci i młodzieży. W rzeczy samej, nie struktura ustroju szkolnego jest tu ważna, ale to, co dzięki niej może być realizowane z punktu widzenia centralistycznego nadzoru "pedagogicznego". Używam cudzysłowu, bowiem z pedagogiką żadna z reform w III RP nie miała wiele wspólnego. Może tylko tyle, że niektórzy pedagodzy ocierali się o ich projektowanie, wdrażanie czy diagnozowanie wybranych procesów.
Żadna zmiana ustrojowa szkolnictwa w latach 1989-2019 nie była poprzedzona naukową diagnozą rzeczywistego stanu kształcenia oraz wychowywania dzieci i młodzieży w przedszkolach czy szkołach publicznych, bowiem politycy dochodzący do władzy w resorcie edukacji traktowali swoje stanowisko jako trampolinę do zupełnie innych "konfitur". Edukacja publiczna była i jest środowiskiem politycznie sterowalnym dla realizacji tzw. bliskich celów władzy, która ma świadomość czteroletniej kadencji z wątpliwą szansą na jej przedłużenie.
Wyjątkowym okresem jej sprawowania były lata 2007-2015, w trakcie których Ministerstwo Edukacji Narodowej i kuratoria oświaty, a także częściowo zdobyte w wyborach samorządowych organy prowadzące przedszkola i szkoły przez koalicję partyjną PO i PSL, miały niepowtarzalną szansę na przeprowadzenie istotnie jakościowej zmiany w polskim szkolnictwie.
Nie były tym jednak zainteresowane, poza możliwością "wydojenia unijnej krowy" w ramach środków EFS Kapitał Ludzki na rzekome reformy infrastrukturalne, strukturalne i programowe bez naukowego ich uzasadnienia. Politycy lepiej wiedzą, co jest dla nich dobre, a jak należy społeczeństwu wmówić, że także i dla niego. Nic dziwnego, że co kilka lat zmieniali się także ministrowie edukacji w ramach tej samej koalicji rządowej, by uciec od odpowiedzialności za parcjalność i nonsensowność wprowadzanych "reform".
Te bowiem miały przede wszystkim generować miejsca pracy lub niezłych dochodów dla "SWOICH", z czego także korzystają przedstawiciele kolejnej koalicji rządzącej. Nic tak dobrze nie służy indywidualnym dochodom części elit politycznych, jak realizowanie zadań rzekomo ważnych dla społeczeństwa, jego młodszej reprezentacji. Kiedy jednak przyjrzymy się im bliżej, to przekonamy się, że do reform programowych w ogóle nie był potrzebny powrót do ustroju szkolnego 8+4, podobnie jak nonsensowna pedagogicznie było przesunięcie wieku obowiązku szkolnego z siódmego na szósty rok życia dzieci.
Nie od struktury systemu szkolnego, nie od wielkości budynków, sieci szkolnej, ani też od ich wyposażenia zależy jakość kształcenia. Tę można uzyskiwać w każdych warunkach strukturalnych, o ile są do nich przygotowani zawodowo, finansowo, kulturowo oraz motywacyjnie nauczyciele. Nie ma także znaczenia to, czy owi pedagodzy będą kształcić dzieci w modelu autorytarnym, opartym na silnej dyscyplinie, karności zewnętrznej, czy może antyautorytarnym, permisywnym, gdyż wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.
Kluczowe w edukacji jest bowiem środowisko rodzinne, jego kapitał kulturowy i ekonomiczny oraz osobowość NAUCZYCIELA, EDUKATORA, także w edukacji domowej. Reszta nie ma znaczenia, czy będzie w tej edukacji podręcznik szkolny (jeden lub jeden z kilkudziesięciu do wyboru), bo można kształcić bez podręczników, także bez e-podręczników, jak ma to miejsce np. w szkołach steinerowskich. Można edukować dzieci w architektonicznej przestrzeni zamkniętej lub otwartej, a także w przyrodzie (ostatnia moda - przedszkola i szkoły leśne) czy w społeczności religijnej, stowarzyszeniowej itp.
Edukacja może przebiegać w grupach homogenicznych lub heterogenicznych wiekowo, płciowo, światopoglądowo, kulturowo, społecznie, socjalnie itp. Ilość wariantów jest nieograniczona, gdyż można dowolnie zestawiać ze sobą różne elementy, ogniwa i podmioty procesu kształcenia i wychowania, by osiągać zakładane cele. Z ich realizacji i tak nikt jeszcze w Polsce nie rozliczył żadnej z ekip rządzących. Sektor edukacji należy do nielicznych, których efektywność, skuteczność, wiarygodność nie ma żadnego znaczenia z punktu widzenia odpowiedzialności ministra i jego/jej urzędników przed obywatelami, przed społeczeństwem za (nie-)uzyskiwane efekty, także uboczne.
Właśnie dlatego premierzy jednym ministrom zapewniają pełną ochronę, szczególnie w sytuacji podejmowania przez opozycję prób odwołania ich ze stanowiska, a innym dają ofertę nie do odrzucenia wraz z pakietem czyniącym zadość poniesionej przez nich stracie (wizerunkowej, ekonomicznej, moralnej, społecznej-statusowej itp.). Tylko nauczyciele i ich uczniowie muszą godzić się na zmiany, których sens lub bezsens jest coraz łatwiej rozpoznawalny. Uczniowie nie mają wyjście - muszą realizować obowiązek szkolny, podobnie jak nauczyciele, dla których ich profesja jest przecież warunkiem nie tylko ich samorealizacji, ale także zaspokajania własnych potrzeb.