Jeśli sprawdzi się pogłoska, że czasopisma z wykazu ERIH/ERIH PLUS - także pedagogiczne - znajdą się w przygotowywanym w Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego wykazie punktowanych periodyków na co najmniej najniższym progu punktowym, a wynoszącym 20 pkt., to nie powinniśmy narzekać. Jest gdzie publikować i co czytać. Być może niektóre z poniższych czasopism uzyskają w ocenie ekspertów nawet 40 czy 70 punktów. Uzbrajamy się w cierpliwość.
Erihowych czasopism jest w pedagogice wiele. Oto one:
1) ACTA UNIVERSITATIS NICOLAI COPERNICI. PEDAGOGIKA
2) ANNALES UNIBVERSITATIS MARIAE CURIE-SKLODOWSKA. Sectio J - PAEDAGOGIA - PSYCHOLOGIA
3) CZECH-POLISH HISTORICAL AND PEDAGOGICAL JOURNAL
4) EDUKACJA. STUDIA.BADANIA. INNOWACJE. KWARTALNIK IBE
5) EDUKACJA DOROSŁYCH. KWARTALNIK AKADEMICKIEGO TOWARZYSTWA ANDRAGOGICZNEGO
6) EDUKACJA I KULTURA. KWARTALNIK
7) EDUKACJA MIĘDZYKULTUROWA
8) EDUKACJA USTAWICZNA DOROSŁYCH
9) FORUM PEDAGOGICZNE
10) LUBELSKI ROCZNIK PEDAGOGICZNY
11) NAUKI O WYCHOWANIU. STUDIA INTERDYSCYPLINARNE (online)
12) NIEPEŁNOSPRAWNOŚĆ. DYSKURSY PEDAGOGIKI SPECJALNEJ
13) PAEDAGOGIA CHRISTIANA
14) POLSKA MYŚL PEDAGOGICZNA
)
15) PROBLEMY WCZESNEJ EDUKACJI
) PROFILAKTYKA SPOŁECZNA I RESOCJALIZACJA. KWARTALNIK
16) Resocjalizacja Polska
17) ROCZNIK ANDRAGOGICZNY
18) ROCZNIK PEDAGOGICZNY. KNP PAN
19) ROZPRAWY Z DZIEJÓW OŚWIATY
20) SPOŁECZEŃSTWO. EDUKACJA. JĘZYK
21) STUDIA EDUKACYJNE
22) STUDIA PAEDAGOGICA IGNATIANA
23) STUDIA PEDAGOGICZNE - KNP PAN
24) STUDIA Z TEORII WYCHOWANIA (od XII 2019)
25) SZKOŁA - ZAWÓD - PRACA
26) TERAŹNIEJSZOŚĆ - CZŁOWIEK - EDUKACJA. KWARTALNIK MYŚLI SPOŁECZNO-PEDAGOGICZNEJ
27) DYSKURSY MŁODYCH ANDRAGOGÓW
28) CREATIVITY. THEORIES - RESEARCH- APPLICATIONS.
29) PRZEGLĄD BADAŃ EDUKACYJNYCH
30) PAPERS OF SOCIAL PEDAGOGY
W wykazie punktowanych czasopism pedagogicznych pojawią się zapewne także i te najlepsze z dotychczasowej listy ogólnokrajowych periodyków (wykaz B). Tym samym zostanie poszerzony krąg nadawców i odbiorców. Inna kwestia, to zdumiewające, a bezkrytyczne podejście bibliometrystów do czasopism wykazu A (JCR).
Ostatnio miałem okazję przekonać się, że opublikowane w nich artykuły były na żenująco niskim poziomie. Jeden z profesorów psychologii stwierdził nawet, że w czasopismach jest większa szans ana ukrycie braków metodologicznej wiedzy i kompetencji autorów. Nie można bowiem opisać w pełni założeń badawczych i przyjętej procedury, toteż opublikowanie danych w opracowaniu statystycznym i zilustrowanie ich wykresami uniemożliwia krytykę uzyskanych de facto artefaktów.
11 marca 2019
10 marca 2019
Kształcić można wszystkich i wszędzie
Od kilku lat monitoruję wdrażanie ustrojowej reformy szkolnej, która jest także zmianą programową kształcenia dzieci i młodzieży. W rzeczy samej, nie struktura ustroju szkolnego jest tu ważna, ale to, co dzięki niej może być realizowane z punktu widzenia centralistycznego nadzoru "pedagogicznego". Używam cudzysłowu, bowiem z pedagogiką żadna z reform w III RP nie miała wiele wspólnego. Może tylko tyle, że niektórzy pedagodzy ocierali się o ich projektowanie, wdrażanie czy diagnozowanie wybranych procesów.
Żadna zmiana ustrojowa szkolnictwa w latach 1989-2019 nie była poprzedzona naukową diagnozą rzeczywistego stanu kształcenia oraz wychowywania dzieci i młodzieży w przedszkolach czy szkołach publicznych, bowiem politycy dochodzący do władzy w resorcie edukacji traktowali swoje stanowisko jako trampolinę do zupełnie innych "konfitur". Edukacja publiczna była i jest środowiskiem politycznie sterowalnym dla realizacji tzw. bliskich celów władzy, która ma świadomość czteroletniej kadencji z wątpliwą szansą na jej przedłużenie.
Wyjątkowym okresem jej sprawowania były lata 2007-2015, w trakcie których Ministerstwo Edukacji Narodowej i kuratoria oświaty, a także częściowo zdobyte w wyborach samorządowych organy prowadzące przedszkola i szkoły przez koalicję partyjną PO i PSL, miały niepowtarzalną szansę na przeprowadzenie istotnie jakościowej zmiany w polskim szkolnictwie.
Nie były tym jednak zainteresowane, poza możliwością "wydojenia unijnej krowy" w ramach środków EFS Kapitał Ludzki na rzekome reformy infrastrukturalne, strukturalne i programowe bez naukowego ich uzasadnienia. Politycy lepiej wiedzą, co jest dla nich dobre, a jak należy społeczeństwu wmówić, że także i dla niego. Nic dziwnego, że co kilka lat zmieniali się także ministrowie edukacji w ramach tej samej koalicji rządowej, by uciec od odpowiedzialności za parcjalność i nonsensowność wprowadzanych "reform".
Te bowiem miały przede wszystkim generować miejsca pracy lub niezłych dochodów dla "SWOICH", z czego także korzystają przedstawiciele kolejnej koalicji rządzącej. Nic tak dobrze nie służy indywidualnym dochodom części elit politycznych, jak realizowanie zadań rzekomo ważnych dla społeczeństwa, jego młodszej reprezentacji. Kiedy jednak przyjrzymy się im bliżej, to przekonamy się, że do reform programowych w ogóle nie był potrzebny powrót do ustroju szkolnego 8+4, podobnie jak nonsensowna pedagogicznie było przesunięcie wieku obowiązku szkolnego z siódmego na szósty rok życia dzieci.
Nie od struktury systemu szkolnego, nie od wielkości budynków, sieci szkolnej, ani też od ich wyposażenia zależy jakość kształcenia. Tę można uzyskiwać w każdych warunkach strukturalnych, o ile są do nich przygotowani zawodowo, finansowo, kulturowo oraz motywacyjnie nauczyciele. Nie ma także znaczenia to, czy owi pedagodzy będą kształcić dzieci w modelu autorytarnym, opartym na silnej dyscyplinie, karności zewnętrznej, czy może antyautorytarnym, permisywnym, gdyż wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.
Kluczowe w edukacji jest bowiem środowisko rodzinne, jego kapitał kulturowy i ekonomiczny oraz osobowość NAUCZYCIELA, EDUKATORA, także w edukacji domowej. Reszta nie ma znaczenia, czy będzie w tej edukacji podręcznik szkolny (jeden lub jeden z kilkudziesięciu do wyboru), bo można kształcić bez podręczników, także bez e-podręczników, jak ma to miejsce np. w szkołach steinerowskich. Można edukować dzieci w architektonicznej przestrzeni zamkniętej lub otwartej, a także w przyrodzie (ostatnia moda - przedszkola i szkoły leśne) czy w społeczności religijnej, stowarzyszeniowej itp.
Edukacja może przebiegać w grupach homogenicznych lub heterogenicznych wiekowo, płciowo, światopoglądowo, kulturowo, społecznie, socjalnie itp. Ilość wariantów jest nieograniczona, gdyż można dowolnie zestawiać ze sobą różne elementy, ogniwa i podmioty procesu kształcenia i wychowania, by osiągać zakładane cele. Z ich realizacji i tak nikt jeszcze w Polsce nie rozliczył żadnej z ekip rządzących. Sektor edukacji należy do nielicznych, których efektywność, skuteczność, wiarygodność nie ma żadnego znaczenia z punktu widzenia odpowiedzialności ministra i jego/jej urzędników przed obywatelami, przed społeczeństwem za (nie-)uzyskiwane efekty, także uboczne.
Właśnie dlatego premierzy jednym ministrom zapewniają pełną ochronę, szczególnie w sytuacji podejmowania przez opozycję prób odwołania ich ze stanowiska, a innym dają ofertę nie do odrzucenia wraz z pakietem czyniącym zadość poniesionej przez nich stracie (wizerunkowej, ekonomicznej, moralnej, społecznej-statusowej itp.). Tylko nauczyciele i ich uczniowie muszą godzić się na zmiany, których sens lub bezsens jest coraz łatwiej rozpoznawalny. Uczniowie nie mają wyjście - muszą realizować obowiązek szkolny, podobnie jak nauczyciele, dla których ich profesja jest przecież warunkiem nie tylko ich samorealizacji, ale także zaspokajania własnych potrzeb.
Żadna zmiana ustrojowa szkolnictwa w latach 1989-2019 nie była poprzedzona naukową diagnozą rzeczywistego stanu kształcenia oraz wychowywania dzieci i młodzieży w przedszkolach czy szkołach publicznych, bowiem politycy dochodzący do władzy w resorcie edukacji traktowali swoje stanowisko jako trampolinę do zupełnie innych "konfitur". Edukacja publiczna była i jest środowiskiem politycznie sterowalnym dla realizacji tzw. bliskich celów władzy, która ma świadomość czteroletniej kadencji z wątpliwą szansą na jej przedłużenie.
Wyjątkowym okresem jej sprawowania były lata 2007-2015, w trakcie których Ministerstwo Edukacji Narodowej i kuratoria oświaty, a także częściowo zdobyte w wyborach samorządowych organy prowadzące przedszkola i szkoły przez koalicję partyjną PO i PSL, miały niepowtarzalną szansę na przeprowadzenie istotnie jakościowej zmiany w polskim szkolnictwie.
Nie były tym jednak zainteresowane, poza możliwością "wydojenia unijnej krowy" w ramach środków EFS Kapitał Ludzki na rzekome reformy infrastrukturalne, strukturalne i programowe bez naukowego ich uzasadnienia. Politycy lepiej wiedzą, co jest dla nich dobre, a jak należy społeczeństwu wmówić, że także i dla niego. Nic dziwnego, że co kilka lat zmieniali się także ministrowie edukacji w ramach tej samej koalicji rządowej, by uciec od odpowiedzialności za parcjalność i nonsensowność wprowadzanych "reform".
Te bowiem miały przede wszystkim generować miejsca pracy lub niezłych dochodów dla "SWOICH", z czego także korzystają przedstawiciele kolejnej koalicji rządzącej. Nic tak dobrze nie służy indywidualnym dochodom części elit politycznych, jak realizowanie zadań rzekomo ważnych dla społeczeństwa, jego młodszej reprezentacji. Kiedy jednak przyjrzymy się im bliżej, to przekonamy się, że do reform programowych w ogóle nie był potrzebny powrót do ustroju szkolnego 8+4, podobnie jak nonsensowna pedagogicznie było przesunięcie wieku obowiązku szkolnego z siódmego na szósty rok życia dzieci.
Nie od struktury systemu szkolnego, nie od wielkości budynków, sieci szkolnej, ani też od ich wyposażenia zależy jakość kształcenia. Tę można uzyskiwać w każdych warunkach strukturalnych, o ile są do nich przygotowani zawodowo, finansowo, kulturowo oraz motywacyjnie nauczyciele. Nie ma także znaczenia to, czy owi pedagodzy będą kształcić dzieci w modelu autorytarnym, opartym na silnej dyscyplinie, karności zewnętrznej, czy może antyautorytarnym, permisywnym, gdyż wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.
Kluczowe w edukacji jest bowiem środowisko rodzinne, jego kapitał kulturowy i ekonomiczny oraz osobowość NAUCZYCIELA, EDUKATORA, także w edukacji domowej. Reszta nie ma znaczenia, czy będzie w tej edukacji podręcznik szkolny (jeden lub jeden z kilkudziesięciu do wyboru), bo można kształcić bez podręczników, także bez e-podręczników, jak ma to miejsce np. w szkołach steinerowskich. Można edukować dzieci w architektonicznej przestrzeni zamkniętej lub otwartej, a także w przyrodzie (ostatnia moda - przedszkola i szkoły leśne) czy w społeczności religijnej, stowarzyszeniowej itp.
Edukacja może przebiegać w grupach homogenicznych lub heterogenicznych wiekowo, płciowo, światopoglądowo, kulturowo, społecznie, socjalnie itp. Ilość wariantów jest nieograniczona, gdyż można dowolnie zestawiać ze sobą różne elementy, ogniwa i podmioty procesu kształcenia i wychowania, by osiągać zakładane cele. Z ich realizacji i tak nikt jeszcze w Polsce nie rozliczył żadnej z ekip rządzących. Sektor edukacji należy do nielicznych, których efektywność, skuteczność, wiarygodność nie ma żadnego znaczenia z punktu widzenia odpowiedzialności ministra i jego/jej urzędników przed obywatelami, przed społeczeństwem za (nie-)uzyskiwane efekty, także uboczne.
Właśnie dlatego premierzy jednym ministrom zapewniają pełną ochronę, szczególnie w sytuacji podejmowania przez opozycję prób odwołania ich ze stanowiska, a innym dają ofertę nie do odrzucenia wraz z pakietem czyniącym zadość poniesionej przez nich stracie (wizerunkowej, ekonomicznej, moralnej, społecznej-statusowej itp.). Tylko nauczyciele i ich uczniowie muszą godzić się na zmiany, których sens lub bezsens jest coraz łatwiej rozpoznawalny. Uczniowie nie mają wyjście - muszą realizować obowiązek szkolny, podobnie jak nauczyciele, dla których ich profesja jest przecież warunkiem nie tylko ich samorealizacji, ale także zaspokajania własnych potrzeb.
09 marca 2019
Nowe definicje osiągnięć naukowych
W świetle wspomnianego we wcześniejszym wpisie na temat rozporządzenia MNiSW o ewaluacji naukowej dyscyplin mamy nie tylko normę określającą to, co i w jaki sposób będzie przedmiotem oceny, ale także jak należy ów przedmiot identyfikować:
Oceny poziomu naukowego prowadzonej działalności naukowej w zakresie badań naukowych i prac rozwojowych dokonuje się z uwzględnieniem następujących rodzajów osiągnięć naukowych:
1) artykułów naukowych opublikowanych w czasopismach naukowych i w recenzowanych materiałach z międzynarodowych konferencji naukowych, zamieszczonych w wykazie tych czasopism i materiałów sporządzonym zgodnie z przepisami wydanymi na podstawie art. 267 ust. 2 pkt 2 ustawy, zwanym dalej „wykazem czasopism”; (zgodnie z tym wykazem artykuł otrzyma: 20, 40, 70, 100, 140 albo 200 pkt);
2) artykułów naukowych opublikowanych w czasopismach naukowych niezamieszczonych w wykazie czasopism; (wynosi 5 pkt.
3) monografii naukowych wydanych przez wydawnictwa zamieszczone w wykazie tych wydawnictw sporządzonym zgodnie z przepisami wydanymi na podstawie art. 267 ust. 2 pkt 2 ustawy, zwanym dalej „wykazem wydawnictw”, redakcji naukowych takich monografii i rozdziałów w takich monografiach; (wynosi zgodnie z wykazem wydawnictw 80 albo 200 pkt; całkowita wartość punktowa rozdziału w monografii naukowej wynosi: 50 pkt – jeżeli całkowita wartość punktowa tej monografii wynosi 200 pkt. oraz 20 pkt – jeżeli całkowita wartość punktowa tej monografii wynosi 80 pkt);
4) monografii naukowych wydanych przez wydawnictwa niezamieszczone w wykazie wydawnictw, redakcji naukowych takich monografii i autorstwa rozdziałów w takich monografiach; (wynosi 20 pkt.) (całkowita wartość punktowa rozdziału w monografii naukowej 5 pkt.)(...) "
Pomijam tu patenty, gdyż w pedagogice ich nie ma.
Będą też wyjątki od reguły, a mianowicie: "W przypadku działalności naukowej prowadzonej w ramach dyscyplin naukowych należących do dziedziny nauk humanistycznych, dziedziny nauk społecznych i dziedziny nauk teologicznych całkowitą wartość punktową:
1) monografii naukowej wynoszącą – zgodnie z przepisem ust. 2 pkt 1:
a) 200 pkt, zwiększa się o 50%,
b) 80 pkt, zwiększa się o 25%".
Nie wchodzę w dalsze szczegóły, bo jeszcze ktoś pomyśli, że najważniejsze są punkty, a nie treść monografii lub jej rozdziałów.
No dobrze, ale czym jest artykuł naukowy a czym monografia naukowa? Tego ponoć naukowcy nie wiedzą, więc ministerstwo musiało im to zdefiniować:
Artykuł naukowy jest to recenzowany artykuł opublikowany w czasopiśmie naukowym albo w recenzowanych materiałach z międzynarodowej konferencji naukowej:
1) przedstawiający określone zagadnienie naukowe w sposób oryginalny i twórczy, problemowy albo przekrojowy;
2) opatrzony przypisami, bibliografią lub innym właściwym dla danej dyscypliny naukowej aparatem naukowym.
2. Artykułem naukowym jest również artykuł recenzyjny opublikowany w czasopiśmie naukowym zamieszczonym w wykazie czasopism.
3. Artykułem naukowym nie jest: edytorial, abstrakt, rozszerzony abstrakt, list, errata i nota redakcyjna.
§ 10. 1. Monografia naukowa jest to recenzowana publikacja książkowa:
1) przedstawiająca określone zagadnienie naukowe w sposób oryginalny i twórczy;
2) opatrzona przypisami, bibliografią lub innym właściwym dla danej dyscypliny naukowej aparatem naukowym.
2. Monografią naukową jest również:
1) recenzowany i opatrzony przypisami, bibliografią lub innym właściwym dla danej dyscypliny naukowej aparatem naukowym przekład:
a) na język polski dzieła istotnego dla nauki lub kultury,
b) na inny język nowożytny dzieła istotnego dla nauki lub kultury, wydanego w języku polskim;
2) edycja naukowa tekstów źródłowych.
Niestety, urzędnicy nie przewidzieli dla monografii określenia, co nią nie jest, jak ma to miejsce w przypadku artykułów naukowych w czasopismach. Dotychczas wskazywano np. minimalną liczbę arkuszy wydawniczych dla rozpraw monograficznych i artykułów w naukach humanistycznych i społecznych. Teraz, jak rozumiem, broszura nawet 60 stronicowa musi być uznana za monografię, zaś artykuł liczący 0,25 ark.wyd. jako także naukowy.
08 marca 2019
Czego Jaś się nie nauczył , to jako dorosły sięgnie po korki
Czego Jaś się nie nauczył, to nauczy się jako dorosły, kiedy będzie mu to potrzebne. Tak, tak, pewne przysłowia tracą swoją moc prawdy w obliczu zmieniającego się świata, dynamiki rynku pracy i konieczności uczenia się przez całe życie. Są takie zawody, które od początku swojego zaistnienia wymagały ustawicznej edukacji i samokształcenia. W związku z nowym rynkiem pracy, jakim stała się Unia Europejska, a w niej także stanowiska świetnie płatnej pracy politycznej, także nasi politycy muszą się uczyć.
Pamiętam doskonale jak premier Donald Tusk musiał uczyć się angielskiego, kiedy został wybrany Przewodniczącym PE. Hasło: "polish your english" upowszechniało się z każdym rokiem zachęcając średnie i starsze pokolenie Polaków do językowej autoedukacji. Korzystanie przez rządzących z tłumaczy przysięgłych może być niebezpieczne dla tych ostatnich, jeśli uczestniczą w trudnych i być może na granicy prawa prowadzonych negocjacjach.
Szkoły językowe są oblegane w Polsce głównie z kilku powodów:
- pierwszy, to fatalny poziom kształcenia językowego w szkolnictwie publicznym. Nie chcę teraz określać powodu tego stanu rzeczy, gdyż wymaga on poważnej debaty naukowej, a nie tylko oświatowej. Ambitna młodzież, która chce w przyszłości studiować na poziomie europejskim, musi sama finansować swoje kompetencje językowe;
- drugi, to globalizacja rynku pracy wymuszająca na dorosłych, już zatrudnionych w różnych sektorach gospodarki czy usług znajomość co najmniej języka angielskiego. Ostatnio zwiększa się zainteresowanie uczeniem się języka chińskiego;
- trzeci, to pełnienie ról w strukturach władzy wykonawczej, ustawodawczej czy kontrolnej. Tu jest konieczna znajomość języka angielskiego.
Efekt? Proszę bardzo. Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego. Wicepremier Beata Szydło już uczy się angielskiego, przy czym - jak twierdzi - za własne pieniądze. Natomiast minister edukacji Anna Zalewska uczy się języka angielskiego na koszt Polaków, korzystając z funduszy budżetowych. Mało zarabia, z 500+ już nie skorzysta mimo zachęt K. Szczerskiego, więc czerpie z państwowych źródeł.
Uczmy się angielskiego póki jeszcze nie wypadł z światowej komunikacji. Być może następne pokolenia nie będą uczyć się języka angielskiego, niemieckiego czy rosyjskiego, ale chińskiego.
07 marca 2019
Kolejna pedagogika uniwersytecka z akademickimi uprawnieniami
Kiedy jedne uniwersytety nie potrafią zadbać o to, by rzetelnie prowadzić przewody na stopień naukowy doktora, a tak jest z Uniwersytetem Jana Kochanowskiego w Kielcach i Uniwersytetem Opolskim, to inne uczelnie akademickie podejmują działania na rzecz podwyższania standardów kształcenia kadr naukowych, utrzymania wysokiego poziomu prac doktorskich i niepozorowanego angażowania się w ogólnokrajowe inicjatywy.
Cieszę się, że Wydział Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku dołączył do czołówki polskiej pedagogiki uzyskując uprawnienie do nadawania stopnia naukowego doktora habilitowanego w naukach społecznych, w dyscyplinie pedagogika. Właśnie tego oczekuje się w ramach nie tylko reform krajowych w szkolnictwie wyższym, ale także od wewnętrznych, środowiskowych działań na rzecz podwyższania jakości kształcenia akademickiego, prowadzenia i upowszechniania wyników badan naukowych, przeprowadzania przewodów naukowych i organizowania procesów autoedukacyjnych.
Jak odnotowano na stronie białostockiej Uczelni:
"Wydział Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku uzyskał uprawnienia do nadawania stopnia doktora habilitowanego nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika. To siódme tego rodzaju uprawnienie największej podlaskiej uczelni.
- Przyznane nam uprawnienie jest zwieńczeniem wielu lat aktywności naukowej zatrudnionych w naszej jednostce badaczy. Zbieramy plon ich pracy. Śmiało można powiedzieć, że to dla Wydziału Pedagogiki i Psychologii UwB milowy krok w rozwoju. W ten sposób zyskujemy jako wydział pełnię uprawnień akademickich i dołączamy do grona najlepszych pod względem naukowym jednostek w Polsce zajmujących się pedagogiką – komentuje dr hab. Mirosław Sobecki, prof. UwB, dziekan wydziału.
Na Wydziale Pedagogiki i Psychologii UwB zatrudnionych jest 104 nauczycieli akademickich, w tym 29 pracowników samodzielnych (profesorów tytularnych i doktorów habilitowanych). Pracownicy jednostki prowadzą badania w dziedzinie nauk społecznych i humanistycznych, dotyczące m.in. pedagogiki, psychologii, kulturoznawstwa i socjologii. Wiele z nich ma charakter interdyscyplinarny. Kadra wydziału ma na koncie granty naukowe (m.in. z NCN oraz NCBiR), angażuje się też w projekty międzynarodowe, takie jak ELA („Introducing modules on law and rights in programmes of teacher training and educational sciences“) czy FOSTERC („Fostering Competencies Development in Belarusian Higher Eduaction”).
Jednostka prowadzi kształcenie na 2 kierunkach I i II stopnia – pedagogice i pracy socjalnej, jej kadra jest też zaangażowana w realizację międzywydziałowego kulturoznawstwa. Od nowego roku akademickiego wydział chce uruchomić pięcioletnie, jednolite studia magisterskie na kierunku pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna oraz pedagogika specjalna. Oferuje też studia podyplomowe w 12 specjalnościach."
Gratuluję tego osiągnięcia i życzę dalszych sukcesów naukowych dla dobra polskiej pedagogiki oraz upowszechniania jej dokonań poza granicami kraju.
06 marca 2019
Czy powstaną Uniwersytety Europejskie?
Wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego Piotr Dardziński poinformował Polską Agencję Prasową, że do 2024 r. ma powstać w Unii Europejskiej około 20 Uniwersytetów Europejskich, składających się z kilku uczelni z różnych krajów. Ma to służyć nie tylko nowym możliwościom realizacji programu Erasmus Plus, ale także stworzyć nowe warunki do umiędzynarodowienia studiów.
Do 28 lutego br. Komisja Europejska czekała na aplikacje uniwersytetów, które będą chciały zbudować zintegrowane sieci uniwersytetów europejskich". Uzyskają one dofinansowanie w wysokości 5 mln euro. Wiceminister wymienił tylko trzy uniwersytety godne tego miana, a mianowicie - Uniwersytet Warszawski, Uniwersytet Gdański i Uniwersytet Jagielloński.
To dziwne, bo mamy w kraju wiele uniwersytetów, akademii i politechnik, których kadry akademickie uzyskały tytuły naukowe docentów poza granicami kraju. Pełniący dzisiaj funkcje rektorów, dziekanów czy dyrektorów instytutów wykazali się najwyższym stopniem umiędzynarodowienia nie tylko własnego wykształcenia. Niektórzy profesorowie tytularni tak się zachwycili ich dorobkiem, że sami nie są w stanie już więcej czegokolwiek napisać i wydać, gdyż przerasta to ich epistemologiczne możliwości.
Zbliża się dobra zmiana w nauce. Mam nadzieję, że lanserzy, pozoranci, tajni współpracownicy różnych służb nie będą wyznaczać norm kształcenia kadr akademickich. A może powstanie pierwsze w kraju konsorcjum składające się z takich uczelni w kraju, których władze nie muszą manipulować zmianami organizacyjnymi polityki, by wykazać, że prowadzi się w nich rzetelne badania i awanse naukowe?
05 marca 2019
Diagnoza i ocena bijącego serca polskiej nauki?
"Ewaluacja to serce Konstytucji dla Nauki. W wyniku reformy system oceny działalności naukowej został gruntownie zmieniony na korzyść naukowców. Trzy zmiany są jednak najbardziej kluczowe.
Pierwsza z nich to ocena działalności naukowej w ramach dyscyplin (a nie wydziałów). Dzięki temu dokonania pedagogów będą porównywane tylko z dokonaniami innych pedagogów, a nie – np. z socjologami.
Druga z nich – to objęcie ewaluacją wszystkich pracowników naukowych – zatrudnionych na stanowiskach badawczych i badawczo-dydaktycznych (a nie tylko wybranych pracowników).
Trzecia – to wprowadzenie limitu osiągnięć zgłaszanych do oceny.
Zmiana ta pozwoli naukowcom skupić się na ambitnych badaniach, a nie produkcji publikacji. Za sprawą tych zasad ewaluacja będzie sprawiedliwsza i bardziej miarodajna. Będzie także motywowała uczelnie i instytuty do rozwoju. Na ostateczny kształt opublikowanego właśnie rozporządzenia ogromny wpływ miało środowisko akademickie. Wspólne prace nad dokumentem trwały od sierpnia ubiegłego roku. Dzisiaj prezentujemy ich efekty."
Treść opublikowanego rozporządzenia ministra nauki i szkolnictwa wyższego o ewaluacji dyscyplin naukowych jest czytelna. Właśnie dlatego - mający przecieki od sierpnia ub. roku rektorzy niektórych uczelni państwowych - zatroszczyli się o to, by za pomocą manipulacji limitem osiągnięć do oceny, czyli etatami (statusem zatrudnienia), wyeliminować z oceny tych pracowników naukowych i naukowo-dydaktycznych, których wkład w ocenę ich dyscypliny naukowej byłby zerowy. Nie po raz pierwszy okazuje się, że "zwycięzcami" będą inżynierowie zarządzania kadrami.
W ten sposób zostaną ukryte przechowywane w uczelniach państwowych od wielu, wielu lat tzw. "zerowe" kadry naukowe. Są wśród nich adiunkci, ale i profesorowie uczelniani, nadzwyczajni. Teraz dopiero widać, co to znaczy profesor nadzwyczajny. To taki, który nadzwyczajnie konsumował własny dyplom nie wnosząc żadnego wkładu lub marny w rozwój naukowy własnej dyscypliny. Takich są setki w każdym uniwersytecie, na politechnikach czy w akademiach.
Przesunięcie ich na etaty dydaktyczne spowodowało, że nie nastąpi odsłona prawdy o stanie polskiej nauki. Do tej dojdzie jedynie w tych jednostkach akademickich, których władze postanowiły uczciwie podejść do ewaluacji i bez wyciągania jakichkolwiek konsekwencji, bo te są niemożliwe w obecnym stanie prawnym, doprowadzić do samodegradacji. Nastąpi zatem zawał w wyniku niedotlenienia chorego już serca.
Skoro tak zmieniono reguły oceny osiągnięć naukowych, to ministerstwo powinno doprowadzić do analogicznej zmiany oceny wniosków grantowych w Narodowym Centrum Nauki. Tu także powinny konkurować o środki na badania naukowe wnioski naukowców reprezentujących tę samą dyscyplinę naukową. Jakim bowiem prawem porównuje się wnioski socjologów z wnioskami psychologów czy pedagogów, skoro w ewaluacji dyscyplin postępowanie jest jednorodne dyscyplinarnie?
Subskrybuj:
Posty (Atom)