08 stycznia 2014

To nie jest upadek czy potknięcie polskiego harcerstwa tylko zmiana metod dofinansowywania?

(fot. Jerzy Pajewski, Zlot ZHP Kraków- 100-lecia Harcerstwa)














Początkowo przypuszczałem, że doświadczam poważnego upadku polskiego harcerstwa jako stowarzyszenia i ruchu społecznego dzieci, młodzieży i dorosłych. W czasach mojej harcerskiej służby ZHP liczył 2 mln członków, z czego - nie ulega wątpliwości - milion stanowili usidleni w tej organizacji przez swoich nauczycieli, zwierzchników czy partyjnych kacyków uczniowie różnych typów szkół. W pozostałym milionie członków ówczesnego ZHP zapewne ok. 40% stanowili ci, którzy nie identyfikowali się z harcerstwem, jego wartościami, ale przynależeli doń, bo oferowało ono w miarę atrakcyjny sposób spędzania czasu wolnego, w tym bezpłatny przecież udział w koloniach zuchowych/obozach harcerskich/żeglarskich, biwakach itp. Pozostała część dzieci i młodzieży uczestniczyła w życiu prawdziwego harcerstwa, odwołującego się do założeń skautingu i przedwojennego, polskiego harcerstwa. To była rzeczywiście służba Bogu i Ojczyźnie, samorealizacja i solidarność (braterstwo).

Nie oceniam tego, co wydarzyło się w ciągu minionego 25-lecia transformacji ustrojowej, gdyż w 1990 r. złożyłem publicznie rezygnację z godności członka Rady Naczelnej ZHP na znak protestu przeciwko hamowaniu prawa alternatywnych ruchów harcerskich do działania w naszym kraju, a było wówczas ich wiele: ZHR, ZHP 1918, POH, "Zawiszacy" itp. Na szczęście część harcerzy i ich instruktorów wyzwoliła się wraz z upadkiem komuny, bez niczyjej łaski, chociaż manipulacje polityczne w tym zakresie trwały nadal. Lata 90.XX w. to okres także powracania do władzy postsocjalistycznej lewicy, która wykorzystywała przywilej dostępu do środków finansowych i dalej tępiła tzw. niezależne (czytaj: prawicowe) harcerstwo, przykręcając mu dostęp do publicznych środków na jego działalność.

Tak więc polskie władze, w tym szczególnie MEN, swoją postsowiecką polityką "dzielenia i rządzenia", dopłacało do działalności ZHP (bo to harcerstwo zawsze traktowano jako właściwe, prorządowe), natomiast lekceważyło np. ZHR czy "Zawiszaków". Małe harcerskie ugrupowania, o odmiennej metodyce pełnienia służby wygasały, zaś w kraju uzyskano tą strategią podział na "swoich" i "obcych". Jak w MEN rządziła prawica, to zyskiwało na tym ZHR, a nieco więcej traciło ZHP. Od sześciu lat jest problem, bo właściwie nie wiadomo, czy MEN jest bardziej za lub przeciw ZHP czy za lub przeciw ZHR? W roku wyborczym zapewne czołowi politycy różnych ideologicznie ugrupowań będą chcieli spotykać się z harcerzami przy ogniskach... , na wędrownych szlakach lecz już nie przy kominku, bo izby harcerskie zostały polikwidowane w szkołach publicznych.

Nie o tym jednak chciałem pisać, ale o wolontariacie harcerskim. Kiedy zobaczyłem w BIP ogłoszenie otwartego konkursu ofert na realizację zadania publicznego na podstawie art. 11 ust. 2 oraz art. 13 ustawy z dnia 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz. U. z 2010 r. Nr 234, poz. 1536, z późn. zm.), nie wierzyłem własnym oczom. Oto Minister Edukacji Narodowej ogłosiła konkurs ofert na realizację zadania publicznego pn.: „Wolontariat harcerski”!

Oferty realizacji zadania mogły składać organizacje pozarządowe w rozumieniu art. 3 ust. 2 ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie oraz podmioty wymienione w art. 3 ust. 3 tej ustawy. Celem konkursu było wyłonienie najkorzystniejszej oferty wnioskodawcy, który przeprowadzi szkolenia dla instruktorów harcerskich – wolontariuszy zaangażowanych w pracę z drużynami i gromadami zuchowymi zgodnie z założeniami metody harcerskiej na podstawie regulaminu konkursu, stanowiącego załącznik nr 1 do ogłoszenia. Zadanie to miało zostać zrealizowane do dnia 31 grudnia 2013 r.

W tym dostrzegałem upadek polskiego harcerstwa. Jeśli bowiem władze państwowe, jacyś urzędnicy rozstrzygają o tym, jaki podmiot pozaharcerski będzie szkolił kadry dla tej organizacji na warunkach określonych w MEN-owskim regulaminie, w świetle którego szkolenie miało:

a) mieć charakter ogólnopolski i obejmować uczestnictwem grupy młodzieży ze wszystkich województw;
b) upowszechniać wiedzę na temat regulacji prawnych dotyczących wolontariatu i podstaw działalności społecznej;
c) uwzględniać program kursów kształcących wolontariuszy;
d) upowszechniać wiedzę na temat turystyki i krajoznawstwa;
e) uwzględniać zagadnienia kształtowania umiejętności liderskich, pracy w grupie, zarządzania zespołem, radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych, motywowania innych oraz wiedzy o etapach rozwoju psychofizycznego dzieci i młodzieży;
f) być realizowana przy użyciu metod i narzędzi edukacji pozaformalnej, np. poprzez warsztaty, które mają być prowadzone przez doświadczonych trenerów i specjalistów;
g) upowszechniać i wykorzystywać rezultaty projektu w formie publikacji materiałów lub szkolenia z wykorzystaniem nowoczesnych metod komunikacji,
h) przeprowadzić ewaluację projektu.

to oznacza, że albo jest to ukryta forma dofinansowywania kolejnych firm i firemek "swoich" działaczy partyjnych, albo harcerstwo zatraciło instynkt samozachowawczy i zmierza ku modelowi rosyjskiego Komsomołu? Kursy zastępowych, drużynowych, szczepowych itp., szkolenia, warsztaty - albo są prowadzone przez doświadczonych instruktorów, albo przez obcych, ale wówczas nie mówcie mi, że to jest harcerstwo, bo nie ma to z nim nic wspólnego. To jest przejaw jego upadku! Andrzej Małkowski, Aleksander Kamiński, ale i Stanisław Broniewski - chyba się w grobach przewracają.

Tymczasem z komentarzy czytelników wynika, że konkurs został rozpisany dla ZHP pod ZHP i dla ZHR pod ZHR. Nie wiedziałem, że ZHP jest podmiotem zewnętrznym wobec ZHP, ale może nie znam się na tych trikach neoliberalnej ekonomii i kreowania konkursów pod wiadomego beneficjenta. Nie przypuszczałem, że dofinansowanie ruchu społecznego wymaga takich krętactw. Dawniej Związek składał wniosek o dofinansowanie akcji letniej czy zimowej i otrzymywał na to kasę. Teraz ma szkolić wolontariuszy harcerskich?? Co to jest? To dla jednych podmiotów organizuje się niby konkursy pod pozorem kształcenia wolontariuszy? Co ma wspólnego harcerstwo z wolontariatem i ustawą jemu poświęconą?



07 stycznia 2014

MEN w nowym opakowaniu








Nowa pani minister chyba wyjechała na zimowe wakacje, bo od 17 grudnia 2013 r. nie pojawiła się już żadna informacja na temat jej jakiejkolwiek oficjalnej aktywności w nowej roli. Może to i dobrze, bo zapewne uczy się nowego dla siebie resortu i przypomina sobie, jak to bywało we własnej szkole. Do szkoły przyszłości się nie odwoła, bo wymagałoby to jednak pokonania wielu lektur. Na szczęście nie udzielała wywiadów, bo tylko ośmieszała urząd ministra. Inna rzecz, że Polacy przyzwyczaili się już do tego, że tylko ministrem zdrowia musi być lekarz, zaś pozostałymi mogą kierować politycy, także ignoranci.

Tymczasem widać, że nowa ministra zleciła swojej administracji, aby przez czas jej nieobecności publicznej przygotowano nową stronę internetową. Każdy minister edukacji odcinał się od swojego poprzednika w różny sposób. Jak nie chce się niczego w resorcie zmieniać, bo jest przecież doskonale, a nawet jeszcze lepiej, to pozostaje już tylko propaganda, kreowanie niby innego wizerunku. To tak, jakby znanemu na rynku towarowi dać nowe opakowanie. A świstak zawija....

Co zatem uległo zmianie? Poprzestawiano "klocki", a niektóre ukryto.

W dziale: Ministerstwo nie ma już takich danych, jak:
- Profesorowie Oświaty (zostali przeniesienie do działu "Jakość edukacji")
- System Informacji Oświatowej (został przeniesiony do działu "Finansowanie edukacji")
- Kalendarz prac - (póki nie ma szefa, to nikt nie wie, co będzie robił?)

Noworocznych życzeń już nie składa pani minister, tylko nowy celebryta - Marcin Gortat. Mnie to akurat odpowiada, bo koszykarz jest z Łodzi i do swoich sukcesów doszedł własną pracą, treningami, a nie w wyniku nominacji politycznej. Jest zatem autentyczny w tym, co czyni i zna się na tym, co czyni i z czego żyje, czego o wielu politykach i ministrach powiedzieć nie można. Tak więc nauczycielom wychowania fizycznego i wychowania przedszkolnego za udział w akcji "Ćwiczyć każdy może" dziękuje świetny sportowiec, którego doceniono de facto w USA. Polska młodzież ma wyraźny przekaz: u nas bawcie się, ćwiczcie i trenujcie, ale po uznanie i wsparcie jedźcie zagranicę! Świetny narodowy chwyt reklamowy!

Warto odnotować, że każda kolejno uruchamiana przez MEN akcja, wiąże się z drenowaniem unijnych środków na konsumpcję "dobranych" lub "zgłaszających się" szkół, które z tego tytułu mają doraźne profity. Potem i tak wszystko wraca do poprzedniego stanu rzeczy.

Tak było i będzie z każdą akcją, bowiem oświaty w tym kraju nie traktuje się poważnie, całościowo, tylko selektywnie. Najpierw pojawia się grupa pasożytów (koniecznie zobaczcie film fabularny Martina Scorsese "Wilk z Wall Street", żeby przekonać się, co mam na myśli), którzy wymyślają ideę, oczywiście dla siebie, po czym szukają "zainteresowanych" do jej realizacji. Właśnie dlatego w tych akcjach nie może uczestniczyć 25 tysięcy szkół z całej Polski, bo nie przeszłoby to przez unijnych asesorów wniosków.

Wystarczy zajrzeć na strony MEN, by poczytać sobie o kolejnych akcjach dla... nielicznych, ale za to jaki dających splendor, wyróżnienie i dobra materialne? Nareszcie widać mechanizmy oświatowej gry rynkowej pod kolejnych pasożytów. A szkoła - w sensie ogólnym, powszechnym, a nie konkretnym, jak się nie zmieniła, tak się nie zmienia i nie zmieni, bo nie zmienia się... MEN, poza rzecz jasna jego wizualnym opakowaniem.



06 stycznia 2014

Kierunki i koncepcje pedagogiki katolickiej w Polsce (1919-1939)












Święto "Trzech Króli", które zamyka cykl uroczystości religijnych - cykl świąteczny Bożego Narodzenia jako jedno z najstarszych świąt w chrześcijaństwie postanowiłem usankcjonować w blogu naukowo, zachęcając czytelników, badaczy, środowiska wyznaniowe (nie tylko katolickie) do zapoznania się z wyjątkowymi w naszym kraju wynikami badań zespołowych i indywidualnych w zakresie pedagogiki katolickiej, które prowadzi od połowy lat 90. XX w. pedagog - prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego dr hab. Janina Kostkiewicz. Wydana przez nią monografia profesorska - pt. Kierunki i koncepcje pedagogiki katolickiej w Polsce (1919-1939) (Kraków: IMPULS 2012, ss. 733!) stanowi fenomen wśród świeckich badaczy jednego z najważniejszych nurtów pedagogiki humanistycznej w świecie. Autorka nie tylko tej rozprawy jest ceniona w polskim środowisku pedagogicznym za rzetelność naukowo-badawczą, a zarazem niezwykłą skromność, za którą kryje się wprost tytaniczna praca naukowa, indywidualna i zespołowa.

Kiedy J. Kostkiewicz rozpoczynała karierę naukową w Instytucie Pedagogiki WSP w Rzeszowie (obecnie Uniwersytet Rzeszowski), miała za sobą badania empiryczne z zakresu pedagogiki szkolnej. Jej dysertacja doktorska dotyczyła bowiem diagnozy braków w wiadomościach i umiejętnościach absolwentów szkół podstawowych i sposobów ich wyrównywania w pierwszej klasie liceum ogólnokształcącego. Napisała ją na podstawie znajomości tak teorii kształcenia, jak i przeprowadzonych badań empirycznych, w ramach których poddała analizie statystycznej m.in. ponad 3 tys. testów osiągnięć szkolnych licealistów.

Późniejsze lata pracy naukowo-badawczej pani Profesor w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a od niemalże dziesięciu już lat w Uniwersytecie Jagiellońskim sprzyjały reorientacji zainteresowań badawczych w kierunku pedagogiki ogólnej, w tym szczególnie tego jej nurtu, który obejmował historię wychowania oraz dzieje myśli pedagogicznej. Całe szczęście, bo ostatnie lata pracy wydały niepowtarzalny owoc twórczy, jakim jest nie tylko wspomniana powyżej rozprawa, ale także wydane pod Jej redakcją i współredakcją dwa tomy rozpraw o wyjątkowej wartości poznawczej, a mianowicie:


1) Pedagogie katolickich zgromadzeń zakonnych. Historia i współczesność, tom 1 (Kraków: Impuls 2012, ss.570);

2) Pedagogie katolickich zgromadzeń zakonnych. Historia i współczesność, współred. Kazimierz Misiaszek SDB, tom 2 (Kraków: Impuls 2013, ss.457).


O tomie I pisze prof. Stanisław Palka z UJ, że jest on pierwszym tego typu opracowaniem przygotowanym przez grupę specjalistów. Odsłania nie tylko twórców i organizatorów szkolnictwa w Europie i na świecie w przeszłości, ale także koncepcje pedagogiki opiekuńczej, społecznej, resocjalizacyjnej i przedszkolnej doskonale sprawdzające się we współczesnej praktyce pedagogicznej. Aktualność zawartych tu koncepcji teoretyczno–praktycznych w czasach współczesnych – kiedy wychowanie ponosi powszechne fiasko – jawi się jako szansa… , zaś tom drugi - jak napisała prof. dr hab. Krystyna Chałas - stanowi cenną skarbnicę wzorów działania wychowawczo-dydaktycznego, formacyjnego, opiekuńczego i resocjalizacyjnego w różnego rodzaju grupach i instytucjach, z których to wzorów mogą czerpać wszyscy zainteresowani wychowaniem i formacją człowieka".

Od przełomu politycznego 1989 r. polska pedagogika musiała nadrabiać okres nieobecności wielu dokonań minionych pokoleń nie dlatego, że ktoś nie potrafił ich dostrzec, opracować naukowo czy uwydatnić ich wartość, ale z powodów obowiązującej w okresie PRL cenzury i dodatkowo doktrynalnej oraz bezwzględnej politycznie walki władz państwa z Kościołem katolickim.

Dzisiaj, kiedy wydawałoby się, że już nic nie stoi na przeszkodzie, by podjąć w naukowej debacie nieobecne dyskursy, teorie czy modelowe doświadczenia wychowawcze okazuje się, że nie jest to takie łatwe, gdyż z jednej strony ma miejsce niezwykle dynamiczne tempo przyrostu nowej wiedzy, w tym także historycznych odkryć i interpretacji minionych wydarzeń, procesów i doświadczeń edukacyjnych, z drugiej zaś następuje odwrót od transcendencji i religii w procesie socjalizacji na skutek prowadzonych walk między stronnictwami politycznymi w III RP. Bezwzględnie stronnictwa pokityczne wyłuskują każdą dysfunkcję czy patologię Kościoła katolickiego jako okazję do przywracania w debacie publicznej wartości i praktyk laickich pedagogów.

Mnie jednak zafascynowała rozprawa Janiny Kostkiewicz o kierunkach i koncepcjach pedagogiki katolickiej w Polsce, bowiem nie było tego rodzaju studium filozoficzno-pedagogicznego w naukach o wychowaniu. Jej książka pojawiła się zatem w samą porę, wzbogacając naszą wiedzę o dokonania, których istnienie było poza świadomością naszego społeczeństwa, w tym także akademickiego środowiska pedagogów w wyniku rozproszonej, mało dostępnej lub częściowo niepożądanej wiedzy.

Otrzymujemy niezwykle rzetelne dzieło naukowe, znakomitą monografię z pogranicza pedagogiki ogólnej, historii myśli pedagogicznej i filozofii wychowania, której treść, struktura i stylistyka narracji wzbudza ogromny szacunek dla Autorki, prowadzącej przecież przez wiele lat żmudne, czasochłonne badania. Te zaś są kluczowe nie tylko dla pedagogiki, ale i kultury naszego narodu. Jak słusznie pisze we wstępie: Łatwo rekonstruować jest dzieje nowych idei, nowych nurtów pedagogicznych, teorii proponowanych światu dla skierowania go na nowe tory biegu dziejów. Trudniej odnosić się do tych, na których zbudowano podwaliny nowożytnej kultury europejskiej”.

Istotnie, trzeba umieć połączyć metodologię badań historycznych z metodami badań idei, myśli, praktyk wychowawczych i częściowo także badań biograficznych, by stworzyć własną strukturę przekazu wiedzy językiem współczesnej humanistyki.

Autorka dokonuje w swojej rozprawie także znaczącego przewartościowania zakorzenionych w naszym społeczeństwie - na skutek kilkudziesięcioletniej indoktrynacji antykatolickiej i doktrynalnie niszczącej wszelką myśl z zakresu szeroko pojmowanego humanizmu – stereotypów, uprzedzeń, mitów, celowych zafałszowań i niewiedzy dotyczących wychowania katolickiego. Podaje także liczne przykłady błędnej wówczas – bo sprzecznej ze stanowiskiem chociażby Soboru Watykańskiego II - interpretacji doktryn, dogmatów czy etyki wychowania katolickiego.

Przeprowadzenie badań nieobecnej i/lub niechcianej w Polsce spuścizny wiedzy w powyższym zakresie jest wielkim wkładem krakowskiej pedagog w przywrócenie „własnego oblicza” wielopokoleniowo tworzonej przecież pedagogii, która była i nieustannie jest „sprawdzana” w często dramatycznie trudnych warunkach codziennego życia tak rekonstruowanej tu doby okresu II Rzeczypospolitej, jak i w ponowoczesności III RP.

Nie jest to bowiem praca tylko historiozoficzna, ale także współczesna. Pedagogika katolicka istnieje i wpisuje się w życie kolejnych generacji dzieci i młodzieży w naszym kraju, której wychowawcy wcale nie muszą być świadomi wszystkich jej korzeni, natomiast ważne jest, by kolejni edukatorzy nauczycieli, pedeutolodzy i badacze teorii i praktyk wychowania katolickiego mogli pełniej odczytać i zrozumieć własny kod kulturowy.

Bardzo cenne są uwagi Autorki o własnym warsztacie badawczym, klarowne postawienie problemu badawczego (por. Rozdział I W poszukiwaniu istoty katolickości pedagogiki: jakiej pedagogice można nadać miano katolickiej? Dwie płaszczyzny odpowiedzi), wyłonienie najważniejszych źródeł wiedzy (czasopisma, literatura naukowa – o czym pisze nie tylko we Wstępie), a także podzielenie się z czytelnikami przyjętymi przez siebie ograniczeniami, a nawet wątpliwościami, jakie muszą towarzyszyć w trakcie rzetelnie prowadzonych badań naukowych o tak rozległym zasięgu i głębi merytorycznych dociekań. Przyjęte jako „wspólny mianownik” źródła konstytuujące pedagogikę katolicką, jakimi stały się w tym procesie badawczym m.in. religia katolicka, jej teologiczno-filozoficzne podstawy oraz czynnik instytucjonalny w postaci dokumentów Kościoła, pozwoliły na stworzenie pierwszego, tak precyzyjnego tożsamościowo studium pedagogiki katolickiej, które jest bogate źródłowo i przekonywujące wartością merytorycznych uzasadnień.

Dzięki tej rozprawie lepiej zrozumiemy pojmowanie istoty wychowania przez współczesnych nam teologów i etyków katolickiej myśli czy filozofii, jak np. Józef Tischner czy Karol Wojtyła (Jan Paweł II), mających przecież ogromny wpływ na pedagogikę katolicką w naszym kraju. Pojawiają się w dziele Janiny Kostkiewicz znakomicie oddane i udokumentowane spory o istotę wychowania moralnego między np. Wincentym Granatem a Sergiuszem Hessenem czy o. J. Woronieckim a ks. Z. Bielawskim, zaś wydobyty przez Autorkę na jaw niepokojący tomistę w latach 30. XX w. problem płynności i zmienności ideałów wychowawczych wskazuje, że to nie Zygmuntowi Baumanowi powinno się przypisywać kilkadziesiąt lat później tak ujęte spojrzenie na społeczeństwo otwarte i pluralistyczne jako ponowoczesne (płynna nowoczesność), ale jeśli już, to właśnie W. Granatowi.

Ważnym wkładem w naszą wiedzę o pedagogice kultury jest rozdział 3 pt."Katolicki nurt pedagogiki kultury", w którym po raz pierwszy potraktowano tak szeroko i mądrze źródłowo poglądy na pedagogikę ks. Jana Ciemniewskiego, ks. Zygmunta Bielawskiego, s. Barbary Żulińskiej i ks. Henryka Weryńskiego. Można westchnąć z poczuciem ulgi i radości duchowej – nareszcie!

Tu znajdziemy jakże typowo polskie wątki do chrześcijańskich korzeni dla współczesnej pedagogiki serca, pedagogiki miłości. Wystarczy bowiem sięgnąć do wydanej mniej więcej w tym samym czasie imponującej rozprawy prof. Lecha Witkowskiego pt. Przełom dwoistości w pedagogice polskiej. Historia, Teoria. Krytyka (Kraków 2013), by zobaczyć jak odczytywane jest dziedzictwo myśli pedagogiki ogólnej przez neofrankfurtczyka, który zupełnie nie dostrzegł tak ogromnego dziedzictwa myśli w nauce tego samego przecież okresu międzywojennego! To tylko świadczy o tym, z jak poważnym autyzmem pedagogicznym w polskich badaniach podstawowych mamy nadal do czynienia.

Z bogactwa i logiki treści tej rozprawy powinni skorzystać nie tylko pedagodzy, ale także filozofowie, socjolodzy religii, teolodzy i historycy. Sami pedagodzy będą mogli pogłębiać historię swoich subdyscyplin, jak pedagogika społeczna, pedagogika ogólna, pedagogika filozoficzna, historia oświaty i myśli pedagogicznej, dydaktyka czy andragogika, gdyż omawiane tu kierunki i koncepcje odnoszą się do różnych dziedzin i przedmiotów badań, także pedagogiki każdej doby.

Znakomicie, że ta książka wreszcie się ukazała, gdyż jej zaistnienie w naukach humanistycznych włącza w obieg myśli, taksonomii i klasyfikacji tę, która była i może być nadal niepożądaną z pozanaukowych względów. Na tym polega wielkość i wyjątkowość suwerennej nauki i jej przedstawicieli, że może i powinna tworzyć swoje dzieła dla współczesnych i przyszłych pokoleń. Tylko dzięki tak tytanicznej, żmudnej pracy analityczno-syntetycznej mogła powstać tak znakomita monografia pedagogiki katolickiej, dzieło, dzięki któremu nie będzie już możliwe dalsze wykorzenianie polskiej nauki i tradycji z dziedzictwa symbolicznego jako impulsu do jej dalszego rozwoju.

Jakże wyjątkowo splata się w monografii J. Kostkiewicz pedagogika kultury z perspektywą właśnie pamięci symbolicznej, która jest Jej udziałem. Jak trafnie pisze o takim podejściu do prowadzenia podstawowych badań w naukach humanistycznych prof. Lech Witkowski: (…)fenomen pedagogiki kultury w historii naszej myśli to nie był epizod dotyczący wąskospecjalistycznego zakresu zawężonych zainteresowań, ale strategiczne i nadal zasadnicze ugruntowanie rozumienia tego, na czym polega uwikłanie edukacji i losu jednostki w ich stosunku do kultury jako podglebia dla naszego wrastania w świat i to dla całej pedagogiki współczesnej. To niezrozumienie fenomenu pedagogiki kultury daje o sobie znać także w instytucjonalnej niezdolności do zaprojektowania sensownej obecności problematyki etycznej i religijnej w toku edukacji.(L. Witkowski, Przełom dwoistości w pedagogice polskiej, 2013, s.18)

04 stycznia 2014

Czy będzie kontynuacja ubiegłorocznych zaburzeń oświatowych?













Powróćmy do tego pytania w kontekście ubiegłorocznej MEN-owskiej powtórki z dysfunkcji i kreowania na koszt obywateli świata pozorów.

29) O tym, z jaką biedą dzieci mamy do czynienia najlepiej świadczyły dane, na podstawie których wraz z rozpoczęciem roku szkolnego przeznaczyło z rządowego programu „wyprawka szkolna” środki pomocowe dla 575 tys. uczniów klas I-III i V szkoły podstawowej oraz klasy II szkoły ponadgimnazjalnej. Kryterium pomocy dla uczniów klas pierwszych stanowi dochód na osobę w rodzinie nieprzekraczający kwoty netto 539 zł, a w przypadku pozostałych uczniów – 456 zł netto. A przecież to nie są wszyscy potrzebujący. Wiemy, że część rodziców czy opiekunów nie ujawnia swojej trudnej sytuacji a część jest na granicy powyższego minimum, co przecież wcale nie świadczy o życiu w lepszych warunkach. Dlatego przewidziano też dla ok. 97 tys. uczniów wsparcie mimo niespełnienia kryterium dochodowego.

30) Trafnie oddał nauczycielskie nastroje bloger, nauczyciel i publicysta Dariusz Chętkowski przed 1 września 2013. Wielokrotnie też o tym pisałem, że rolą nadzoru pedagogicznego jest zastraszanie, szantażowanie, manipulowanie tym środowiskiem tak, by się nie buntowało i siedziało cicho, by pogodziło się z rolą marionetek do wdrażania centralistycznych bubli. Negatywizm w relacjach nadzoru pedagogicznego z nauczycielami przejawia się głównie w tych szkołach, w których im ktoś jest mniejszy, tym bardziej usiłuje poprawić sobie samopoczucie z posiadania skrawka władztwa nad rządem nauczycielskich dusz. Zdarzają się bowiem dyrektorzy z dużą kulturą osobistą, którzy osłaniają swoich nauczycieli przed niezasłużonymi ciosami i wspierają ich w codziennej pracy ogromną życzliwością. Oby takich dyrektorów i szkół było więcej.

31) W MEN są departamenty, które mają za zadanie zajmowanie się wspieraniem uczniów o specjalnych potrzebach, a wśród nich także tych najzdolniejszych. O skali bezużyteczności tego urzędu świadczy fakt intensywnego powoływania nowych i rozwoju już istniejących w Polsce organizacji pozarządowych. Zamiast decentralizacji mamy zatem lokowanie środków pomocowych w sposób pozwalający na zachowanie w urzędach pasożytów. Trzeba było importu z Ameryki Północnej Stanów Zjednoczonych prof.Uniwersytetu Stanforda Philipa Zimbardo, jednego z najbardziej uznanych na świecie i rozpoznawalnych przez naszych studentów psychologów, żeby przeanalizował dane Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Nasi nie potrafili? Wynika z nich, że mamy w kraju wyjątkowo duży odsetek dzieci i młodzieży zmagających się z poważnymi zaburzeniami emocjonalnymi. Z jednej strony część z nich ciśnie bieda, frustracja i negatywizm postaw wobec nich części nauczycieli, z drugiej zaś ciśnie tych najbardziej ambitnych lub ich rodziców presja osiągnięć, patologicznej już rywalizacji, wyścigu szczurów. Gdyby rodzice wiedzieli, ilu uczniów tzw. renomowanych gimnazjów i liceów leczy się psychiatrycznie, to nie kierowaliby tam swoich dzieci, by zaoszczędzić im duchowych i fizycznych kryzysów.

Czyżby dlatego politycy lewej strony (wraz z J. Palikotem i J. Hartmanem) tak walczyli o młodych, by dostarczyć im - jak w stanie Colorado - marihuany i innych środków redukujących poziom stresu lub wyprowadzających ich z depresji? Już w przedszkolach należy zacząć od zabaw z własną seksualnością, bo jest to najlepszy - zdaniem "ruchersów" - środek na rozładowywanie napięć. Globalne koncerny są świadome tego, jak potężny jest rynek młodych klientów w Polsce. Mamy przecież w szkołach 4,6 mln uczniów. To z danych rządowych dowiadujemy się, że 50 proc. 16- i 17-latków, licealistów ma zaburzenia depresyjne, zaś wśród uczniów szkół zawodowych ten odsetek wynosi aż 
65 proc. Największy wzrost zaburzeń psychicznych notuje się w grupie osób do 18. roku życia. Nie mamy jeszcze danych z 2013 r., ale te z 2012 r. są porażające: aż 373 uczniów do 19 r. życia podjęło próbę samobójczą, na terenie szkół popełniono 25 tys. przestępstw. Wzrost jest dynamiczny z każdym miesiącem, a nie rokiem. Tymczasem MEN jest dumne z wyników młodzieży gimnazjalnej w monitoringu PISA. Możemy sformułować hipotezę, że część spośród najzdolniejszych i najbardziej odpornych psychicznie wyjedzie zagranicę, zaś część wyląduje w psychiatryku lub w hipermarketach "na kasie". Tylko nieliczni przecież mają możliwość uczestniczenia w warsztatach ratujących życie emocjonalne w Ośrodku P. Zimbardo.


32) Z początkiem września MEN uruchomił kolejną akcję ze środków unijnych pod tytułem „Szkoła Współpracy. Uczniowie i rodzice kapitałem społecznym nowoczesnej szkoły”. Od 1993 r. sukcesywnie centralistyczna polityka władz tego resortu prowadziła do niszczenia kapitału społecznego w szkołach, o czym przeczytamy w wielu rozprawach polskich pedagogów. Najbardziej udokumentowane empirycznie są badania zespołu prof. Marii Dudzikowej z UAM w Poznaniu, który w różnych przekrojach, w badaniach wzdłużnych , odsłania, co się wydarzyło w edukacyjnych biografiach pierwszego rocznika gimnazjalistów! Wydana przeze mnie z końcem 2013 r. "Diagnoza uspołecznienia szkolnictwa publicznego III RP w gorsecie centralizmu" jest porażającym świadectwem (badania objęły cały kraj) braku właściwego wychowania społecznego, edukacji obywatelskiej i upełnomocnienia koniecznych procesów demokratyzacyjnych także w szkołach. MEN-owska szkoła współpracy dotyczy zatem współpracy z kapitałem unijnym, bo będą w ramach tego projektu przeprowadzone m.in. szkolenia i warsztaty, które mają pomóc budować lepszą współpracę całego środowiska szkolnego.

Najciekawsze jest to, że w ramach tego projektu urzędnicy chcą się dopiero dowiedzieć na podstawie badania sondażowego jaka jest rola rodziców (rad rodziców) i uczniów (samorządów uczniowskich) w życiu szkoły. Jak piszą: Wyniki zrealizowanych badań sondażowych dostarczą istotnych informacji na temat istniejących w Polsce praktyk w zakresie współpracy różnych grup na terenie szkoły. Dzięki temu służyć będą realizacji wielu celów projektowych. Przede wszystkim pomogą lepiej zaplanować działania szkoleniowe. Stanowić będą jednak także istotny wkład w wypracowanie systemowych rozwiązań formalno-prawnych określających ramy współpracy szkolnej (rodziców, uczniów i nauczycieli) oraz przyczynią się do określenia praktycznych modeli takiej współpracy. Wypracowane systemowe propozycje rozwiązań formalnych i modelowych poddane zostaną ogólnopolskim konsultacjom. Śmieszne i żałosne zarazem, jak w tym kraju marnuje się budżetowe pieniądze.

33) Minister Edukacji Narodowej podała następujące podstawowe kierunki realizacji polityki oświatowej państwa w roku szkolnym 2013/2014. Są nimi:

1.Wspieranie rozwoju dziecka młodszego w związku z obniżeniem wieku realizacji obowiązku szkolnego.

2.Podniesienie jakości kształcenia w szkołach ponadgimnazjalnych.

3.Działania szkoły na rzecz zdrowia i bezpieczeństwa Uczniów.

4.Kształcenie uczniów niepełnosprawnych w szkołach ogólnodostępnych
.


Dla przypomnienia, rok wcześniej MEN ogłosiło następujące kierunki realizacji polityki oświatowej w roku szk. 2012/2013 m.in.:

1) "Monitorowanie wdrażania podstawy programowej wychowania przedszkolnego i kształcenia ogólnego" (Jak Państwo pamiętacie, a nie raczyli wziąć tego pod uwagę badacze z IBE - chodziło o to, by sześciolatki w przedszkolach były pozbawione możliwości uczenia się czytania i pisania, bo od tego miała być szkoła);

2) "Monitorowanie realizacji zajęć wychowania fizycznego w formach proponowanych do wyboru przez uczniów" (Po roku dowiedzieliśmy się, że cel nie został zrealizowany, bowiem powiększyła się znacznie liczba uczniów nieuczęszczających na zajęcia z wychowania fizycznego! Efektywność pracy nadzoru jest, że mucha nie siada! Podwoiła się w kraju liczba dzieci otyłych w stosunku do tego, co miało miejsce jeszcze kilka lat wcześniej. Raport Najwyższej Izby Kontroli sprzed 3 lat alarmował, że odsetek niećwiczących dzieci zwiększa się wraz z ich wiekiem i czasem uczęszczania do szkoły. O ile w szkołach podstawowych nie brało udziału w zajęciach 19 proc. dzieci, o tyle w szkołach ponadgimnazjalnych już ponad 30%. Może zatem słusznie premier odwołał obie panie z resortowych stołków, bo kolejni ministrowie będą mogli mówić, że wzrost patologii był poza ich możliwością, gdyż powstałe straty są nie do odrobienia).

3) "Zgodność organizacji kształcenia uczniów z upośledzeniem umysłowym w stopniu umiarkowanym lub znacznym w szkołach podstawowych i gimnazjach ogólnodostępnych, integracyjnych oraz ogólnodostępnych z oddziałami integracyjnymi z przepisami prawa" (Zgodność z prawem stwierdzono, więc na następny rok przerzucono ten cel na poziom kształcenia. Cóż za farsa? Na rok 2014/2015 celem zapewne będzie: Rewalidacja uczniów niepełnosprawnych w szkołach ogólnodostępnych, integracyjnych oraz ogólnodostępnych z oddziałami integracyjnymi. Służę do wymyślania takich celów jako wolontariusz.).

O tym, że nie zrealizowano celów polityki oświatowej państwa ani w powyższych, ani w niewymienionych tu dziesiątkach celów, pisać nie będę, bo doskonale wiemy, że nikt MEN nie rozlicza z czegokolwiek, więc jak dawne plena KC PZPR może minister edukacji kreować przez kolejne lata dowolne cele. Nikt tego nawet nie ewaluuje.


34) Rzecznik Praw Obywatelskich złożył we wrześniu skargę do Trybunału Konstytucyjnego dotyczącą bezprawnego regulowania aktami wykonawczymi MEN, a nie Ustawą o systemie oświaty zasad i kryteriów klasyfikacji i oceniania uczniów. Obecne prowadzą m.in. do chaosu terminologicznego, na który skarżą się uczniowie i rodzice, gdyż takie określenia, jak „ocenianie” i „promowanie”, a nawet "klasyfikowanie" niosą z sobą szereg trudności interpretacyjnych. W rozporządzeniach MEN one tylko częściowo pokrywają się ze znaczeniem określenia „ocenianie”, podobnie jak kwestie sprawdzianów i egzaminów. Tymczasem to osiągnięte wyniki w nauce są jedynym dopuszczalnym warunkiem różnicowania dostępu do szkół i uczelni publicznych, toteż wystawiane im oceny muszą być wystawiane na podstawie jasnych i przewidywalnych kryteriów. Zdaniem RPO organizacja egzaminów i sprawdzianów powinna zaś gwarantować możliwie obiektywne wyniki, które będą mogły stanowić podstawę rekrutacji do szkół, a nie ustanawiany w swobodny sposób przez minister edukacji narodowej w rozporządzeniu system oceniania i organizowania egzaminów. Trzeba przyznać, że mamy niezły chaos. Taki woluntaryzm ma miejsce przecież w naszym MEN od socjalizmu. Może w rocznicę wolności, zamiast nazwy dla autostrady, wreszcie ją odzyskamy także w oświacie?

35) Rząd tak się zachwycił neoliberalną ideologią, że już nawet wiceminister edukacji zaczął ubolewać nad jedną z głównych przyczyn wysokiego poziomu bezrobocia wśród młodych ludzi. Zdaniem PSL-owskiego urzędnika - Tadeusza Sławeckiego - jest nią to, że zdecydowana większość polskich uczniów nie wie, co chce robić w życiu, a jej wybory dotyczące kolejnych ścieżek kształcenia często bywają przypadkowe. Co gorsza, wybory absolwentów szkół zawodowych nie odpowiadają na zapotrzebowanie rynku pracy. Z badań Forum Obywatelskiego Rozwoju wynika, że w krajach, w których doradztwo zawodowe jest na wysokim poziomie, problem bezrobocia wśród młodych jest o wiele mniejszy, co świadczy o większym dopasowaniu kwalifikacji absolwentów do potrzeb rynku pracy. Tymczasem w Polsce, w 2011 r., na blisko 14,5 tys. gimnazjów oraz szkół ponadgimnazjalnych profesjonalnego doradcę zawodowego zatrudniało tylko 1,1 tys. placówek, czyli mniej niż 8 proc. To wiceminister nie wie, dlaczego w tych szkołach nie ma doradztwa zawodowego? Biedaczek... dotrwa do końca kadencji w tej nieświadomości? Dotrwa.

36) Zmiana na funkcji przewodniczącego Sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży na jej dotychczasowego wiceprzewodniczącego dra Piotra Pawła Baucia, który pracuje od lat w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego, znaczącego w kraju ośrodka genderowych badań w edukacji, spowodowała - w sposób zapewne przypadkowy - lawinową krytykę ideologii gender w naszym kraju. Jego poprzednik nie miał o tym pojęcia, bo był absolwentem szkoły zawodowej, ale "ruchersi" zatroszczyli się o promocję Gender Study i natychmiast wszyscy zaczęli się interesować tym fenomenem w naukach społecznych. Musze przyznać, że żadna z dotychczasowych ideologii nie uzyskała tak wysokiej rozpoznawalności w naszym kraju, jak właśnie ta, a ponoć mamy problemy ekologiczne, wychowawcze, a nawet duchowe. To jednak zrozumiałe. Sam przewodniczący interesuje się bardziej osobami transpłciowymi, które oczekują na refundowanie im kosztów związanych ze zmianą płci, która wymaga działań medycznych, medykamentów, hormonów itd. Pan przewodniczący wolałby też, żeby w przedszkolach zajęcia dodatkowe prowadziły osoby bez kwalifikacji pedagogicznych, gdyż wielu rodziców chce, żeby dzieci uzyskiwały dodatkowe umiejętności i sprawności. "Ruchersi" proponują program wychowania seksualnego, a ten może poprowadzić przecież każdy, kto tylko posiada odpowiednią aparaturę..., czyli zestaw odpowiednich środków dydaktycznych dla przedszkolaka.

Brawo dla przewodniczącego Komisji za solidarną i obywatelską postawę w czasie debaty Sejmu dotyczącej rozpatrzenie obywatelskiego wniosku o poddanie pod referendum ogólnokrajowe sprawy o szczególnym znaczeniu dla państwa i obywateli dotyczącej systemu edukacji - ˝Ratuj maluchy i starsze dzieci też˝ Poseł Piotr Paweł Bauć powiedział:

Pani Marszałkini! Panie Premierze! Wysoka Izbo! Pani Minister! To głosowanie jest głosowaniem za demokracją i nie ma tu dyskusji. Jeżeli ktoś uważa, że jest inaczej, to chyba nie wie, co to jest demokracja. Natomiast mam jedno pytanie: Dlaczego rząd tak się boi tego referendum? Ano dlatego, że nie słucha nie tylko ludzi, ale również nie słucha opinii instytucji. W 2011 r. Państwowa Inspekcja Sanitarna podała, że nie spełnia wymagań co do stanu higienicznego 975 szkół, co do przystosowania mebli - 762 szkoły itd. Pytam w komisji, czy minister ma listę tych szkół i czy uruchomił kontrolę. Cisza. (Oklaski) Nie interesuje go sprawozdanie inspekcji itd. Dlaczego rząd się boi? (Dzwonek) Bo trzeba będzie wstać, pójść z tej sali i przekonywać ludzi, a nie komisje mdłymi wypracowaniami. (Oklaski) Także - moje oklaski!

37) Odwołanie minister Krystyny Szumilas i mianowanie kolejnej, jeszcze bardziej niekompetentnej osoby na tym stanowisku oznacza, że premier rządu wymienił jeden zderzak na światła wsteczne. Tytułowe pytanie tego postu jest retoryczne.


03 stycznia 2014

Pedagodzy społeczni mają dość milczenia wobec zaniedbań władz państwa w sprawach społecznych


(fot. B. Śliwerski, 2013)

Zróbmy chwilową odskocznię od podsumowania polityki oświatowej MEN w 2013 r., bo niektórzy mają problemy z recepcją tak dużej liczby toksycznych wydarzeń i gęsto pojawiających się w ciągu zaledwie półrocza patologii. W ubiegłorocznych rozliczeniach nie było nawet czasu na pisanie więcej o tym, co miało miejsce przecież na pograniczu procesów edukacyjnych i środowiskowej socjalizacji, w wyniku szeroko rozumianej polityki państwa.

W tym przypadku ważnym w debacie publicznej, a właściwie niedostrzeżonym przez media proteście polskich naukowców-pedagogów społecznych był zorganizowany przez prof. dr. hab. Tadeusza Pilcha zwołaliV Zjazd Pedagogów Społecznych w Jachrance pod koniec listopada 2013 roku, w którym wzięli udział przedstawiciele większości ośrodków akademickich kraju, nauczycieli i wychowawców, pracowników służb społecznych, socjalnych, terapeutycznych, oświatowych, opiekuńczych.

Pisałem o tym w blogu, ale nie było już miejsca na udostępnienie Państwu jakże ważnej treści Uchwały Zjazdu, która została przyjęta przez jego uczestników na podstawie wieloletnich obserwacji i naukowych badań polskiej rzeczywistości. Podkreślono w niej, że:

Polska stała się:

• państwem głębokich różnic w położeniu materialnym obywateli, wręcz regionalnym liderem nierówności społecznych;

• krajem pielęgnowanych, utrwalanych enklaw biedy;

• krajem niewydolności i samowoli aparatu administracyjnego państwa i jego agend, np. aparatu fiskalnego;

• krajem niesprawności i zaburzonych mechanizmów działania wymiaru sprawiedliwości;

• krajem nieodpowiedzialnej polityki rozwoju, opartej o ortodoksyjną ideologię neoliberalizmu, na skutek której żywotne dla obywateli i państwa służby i infrastruktura są skrajnie zaniedbane i niewydolne; a rozwarstwienie społeczne plasuje Polskę na czwartym miejscu wśród krajów OECD.

Ten „sukces” jest zasługą ekonomicznej transformacji.
• państwem obojętnym i bezsilnym wobec anty pracowniczego prawa pracy, wobec patologii władzy oraz wysoce nagannych praktyk, jakich dopuszczają się nawet instytucje publiczne;

• krajem nieefektywnie prowadzonej polityki społecznej, nacechowanej ratownictwem, a nie strategią usuwania źródeł upośledzenia czy zagrożeń.

• krajem tolerującym od dziesięcioleci upośledzenie materialne własnych dzieci i zaniedbującym politykę prorodzinną

Jako pedagogowie społeczni na uczelniach i w niezliczonych formach praktycznego działania śledzimy, badamy i czynnie tworzymy warunki życia człowieka, z mozołem budujemy ład społeczny oparty o zasady humanitaryzmu, aktywizujemy środowisko życia ludzi dla samopomocy, wspieramy wykluczonych, znamy wartość oświaty i cenę jej upadku. Wierzymy, ze w Polsce możemy stworzyć przyjazne warunki życia i rozwoju dla każdego. Musi tylko zostać upowszechniona pełna wartość humanistycznych idei równości i solidarności

Dlatego My, przedstawiciele nauki, oświaty i służb społecznych, domagamy się radykalnej naprawy Rzeczpospolitej. Uważamy, że większość dolegliwości życia obywateli jest skutkiem zaniedbań państwa i przyjętej bezrefleksyjnie strategii rozwoju. Wyrażamy przekonanie, że dla narodu i państwa nie ma większej wartości niż dzieci i nie można ani budować, ani myśleć o przyszłości i rozwoju, jeśli ta prawda nie jest fundamentem strategii działania państwa.

Domagamy się:
1. Podjęcia przez rząd stanowczych działań dla ochrony polskiego dziecka przed ubóstwem i przed nierównością w edukacji i w rozwoju! Czynimy rząd uważnym, że 600 tys. dzieci żyje w skrajnym ubóstwie. Nasz kraj zajmuje drugie miejsce
w Europie pod względem odsetka dzieci dotkniętych ubóstwem. Jest to okoliczność przynosząca naszemu krajowi wstyd.

2. Ścisłego nadzoru Ministerstwa Edukacji Narodowej nad żywiołową likwidacją szkół, internatów i szkolnych stołówek oraz większej racjonalizacji wydatków państwa w obszarach niesłużących bezpośrednio młodemu pokoleniu
i rozwojowi społeczeństwa. Starania o organizację kolejnych imprez (np. olimpiady zimowej), pochłaniających monstrualne środki finansowe uważamy za skrajną nieodpowiedzialność rządu i samorządów.

3. Wykorzystania kapitału społecznego zwalnianych z pracy nauczycieli dla zwiększenia zakresu opieki nad dzieckiem szczególnie w wieku przedszkolnym
i wczesnoszkolnym oraz uruchomienia na powszechną skalę zajęć pozalekcyjnych i pozaszkolnych dla wyrównania szans rozwojowych dzieci
z różnych środowisk, szczególnie ze środowisk upośledzonych, dla budowania społeczeństwa obywatelskiego - racjonalnej siły kontrolującej władzę.

4. Objęcia opieką przedszkolną wszystkich polskich dzieci, w tym obowiązkowo od piątego roku życia.

5. Wprowadzenia powszechnego, bezpłatnego żywienia dzieci w szkołach
i bezpłatnych „wyprawek szkolnych” dla dzieci ubogich. Działania takie uważamy za elementarną powinność nowoczesnego państwa.

6. Rozwagi w procesie prywatyzowania opieki i kształcenia na poziomie podstawowych szczebli oświatowych, które to rozwiązania zawsze grożą komercjalizacją i zjawiskami wykluczenia dzieci ubogich.

7. Zdecydowanego wyłączenia systemu wychowania, opieki i kształcenia dzieci
z rachunku ekonomicznego. Szkoła i wychowanie to nie towar, a wszelkie komercyjne usługi oświatowe i rozwojowe winny być poddane kontroli podstawowego nadzoru oświatowego i dopuszczalne tylko pod warunkiem, iż nie będą barierą dostępu do nich wszystkich dzieci i młodzieży.

8. Eliminowania z obszaru edukacji i szkolnictwa mechanizmów sprzyjających kształtowaniu się nierówności, i ich dziedziczenia oraz postaw aspołecznych, m.in. poprzez upowszechnianie idei rywalizacji

9. Ucywilizowania procesów reprywatyzacyjnych, które obecnie są polem nadużyć kryminalnych i źródłem społecznych dramatów, w tym wzrostu zjawiska bezdomności i marginalizacji

10. Uczynienia z opieki państwa nad polską rodziną i wychowaniem w niej dzieci
i młodzieży priorytetu realizowanej polityki wewnętrznej w różnych resortach,. umocowanej dokumentem sejmowym „Kartą Wielkiej Rodziny”.

11. Wycofania się rządu z opłat za drugi kierunek studiów, co wobec panującego bezrobocia młodych oraz masowej podyplomowej emigracji młodych Polaków jest czynem niemal dywersyjnym wobec polskiego kapitału społecznego.

12. Pilnej interwencji państwa w prawo pracy, którego owocem są patologiczne praktyki na rynku zatrudnienia i pogłębiające się różnice w dochodach. Złe prawo pracy jest źródłem frustracji pokoleniowej młodych i dotkliwych anomalii w dziedzinie stabilizacji życiowych i planów prokreacyjnych młodego pokolenia.


Uczestnicy V Zjazdu Pedagogów Społecznych
Jachranka 28 listopada 2013


02 stycznia 2014

Jeszcze jeden skok w oświatowy stary rok

14) Kwiecień 2013 zapowiadał wiosnę w polityce oświatowej. Po raz kolejny okazało się, że nieudolność ministry edukacji musiał ratować Premier Donald Tusk, który zapowiedział, że w 2014 r. do pierwszej klasy pójdą obowiązkowo tylko dzieci urodzone do lipca 2008 r., natomiast pozostałe z tego rocznika dopiero w 2015 r. Wreszcie ktoś zrozumiał, że nie wolno łączyć w jednej grupie dzieci sześcio - i siedmioletnich, jeśli nie są przygotowani do pracy w nimi nauczyciele. Wyjściem z tej sytuacji ma być zapewnienie, że klasy będą zorganizowane tak, żeby uczyły się w nich dzieci zbliżone datą urodzenia. No i klasy pierwsze nie będą mogły liczyć więcej niż 25 dzieci. Wcale jednak nie uspokoiło to rodziców, którzy otrzymywali coraz liczniejsze sygnały z kraju o zagęszczaniu klas w kształceniu elementarnym, zwalnianiu nauczycieli w przedszkolach i szkołach (ok. 7 tys. straciło 1 września pracę), by zaoszczędzić na kosztach prowadzenia placówek czy o coraz liczniejszych przypadkach fobii szkolnych u sześciolatków w nieprzygotowanych do ich właściwego przyjęcia i pracy z nimi niektórych szkołach podstawowych.

15) w związku z pojawieniem się na Facebooku strony: „Odwołajszumilas” - w ostatnim dniu kwietnia portal ONET.PL przeprowadził sondaż na temat tego, czy minister edukacji Krystyna Szumilas powinna zostać odwołana?
Ogółem oddano 14979 głosów, co jest bardzo wysokim wskaźnikiem jak na niepełną dobę. Wynik był oczywisty:

TAK 12 626 (84%)
NIE 1 493 (10%)
NIE WIEM 860 (6%)

16) Na rynku podręczników szkolnych zapanował chaos i bałagan, w wyniku opanowania go przez kilka wydawnictw, które korumpowały część dyrektorów szkół zachęcając do kupna właśnie swoich książek. Panuje w polskiej edukacji zadziwiający kult podręcznika szkolnego tak, jakby nie można było uczyć bez niego. Nie ma możliwości wtórnego obiegu książek używanych przez przekazywanie ich z ucznia na ucznia. Co zaproponowało MEN? Ograniczenie wolności nauczycieli przedmiotów zobowiązaniem prawnym do wyznaczania raz na trzy lata decyzją rady pedagogicznej tego, z jakim podręcznikiem będą realizowane treści kształcenia od kolejnego roku szkolnego.


17) Rytuały i partyjne gesty resortowej władzy, które krytykowane były przez K. Szumilas w czasie rządów R. Giertycha, tym razem jej nie przeszkadzały i wystosowała apel do dyrektorów szkół w sprawie obchodów Święta Konstytucji 3 Maja i pozostałych majowych świąt! Prawdopodobnie możemy spodziewać się w 2014 r. kolejnego apelu ministry edukacji o uczestniczenie w pochodzie majowym. Nie jest ważne, którym, gdyż czeka nas wiele ku temu okazji politycznych (wstąpienie Polski do NATO, do UE, 25-lecie wolnych wyborów, no i oczywiście wybory do Parlamentu Europejskiego oraz do samorządów. Tymczasem K. Szumilas Polakom dociekającym zmian w szkołach od 1 września zaproponowała na MEN-owskiej stronie w Facebooku, by nie zawracali jej głowy, tylko poszli sobie na spacer.


18) Pan dr Henryk Szaleniec z IBE opracował metodę, która pozwoliła porównywać mu wyniki egzaminów gimnazjalnych. Kiedy przeprowadził badania wśród uczniów z ostatnich klas gimnazjalnych w 2011 r. na losowo dobranej grupie, którą jeszcze podzielono na grupy wypełniające inny test (jedna z 2002 r., kolejna z 2003, aż do 2010), to okazało się po porównaniu wyników ich zmagań, że poziom wiedzy uczniów w części przyrodniczo-matematycznej sukcesywnie od 2002 r. spadał. Zaś poziom wiedzy humanistycznej minimalnie wzrósł. Najłatwiejsze okazały się dla nich testy z 2010 r., zaś najtrudniejsze z 2002. Dobrze, że już tych słabeuszy nie było w 2012 r. na egzaminie gimnazjalnym i nie zostali wylosowani do udziału w badaniach PISA, bo nie mielibyśmy tak oszałamiającego sukcesu z matematyki w ostatnich pomiarach międzynarodowych.

19) Zdaniem prof. Krzysztofa Konarzewskiego, b. dyrektora Centralnej Komisji Egzaminacyjnej - matura w obecnej formie jest tylko testem kwalifikującym na studia. Ten typ egzaminu nie służy kształceniu, gdyż tylko w pewien ułomny sposób sprawdza wykształcenie osób pełnoletnich. Dziennikarze RMF sprawdzili poziom wykształcenia pani minister K. Szumilas, dając jej zadanie ze sprawdzianu dla szóstoklasistów. Brzmiało ono: "Napisz w dwóch, trzech zdaniach, dlaczego należy poprawnie mówić i pisać". Wypowiedź pani minister dano do analizy dwóm polonistkom, które nie wiedziały, kogo oceniają. Uznały, że za samą treść można dać w tym przypadku jeden punkt, ale za poprawność językową nie należy się żaden. Na szczęście, kiedy okazało się, że był ewidentny błąd w zadaniu 2. na egzaminie maturalnym z informatyki na poziomie rozszerzonym, pani minister zobowiązała dyrektora Centralnej Komisji Egzaminacyjnej do unieważnienia całego zadania oraz przyznania za nie wszystkim zdającym maksymalnej liczby punktów. Nawet władza uczy się na błędach.

20) XIX sesja Sejmu Dzieci i Młodzieży poświęcona była - jak w PRL spotkaniom najlepszych uczniów z I Sekretarzem PZPR w Pałacu Kultury i Nauki - ekologii, w zakresie lokalnego ekorozwoju. Wiadomo, MEN postanowiło wciągnąć dzieci i młodzież do wprowadzanej w życie tzw. ustawy o segregacji śmieci. Każda gmina ma inne rozwiązanie, ale nie w tym rzecz. Istotna była polityczna pokazówa, w trakcie której min. K. Szumilas mogła wypowiedzieć ważne kwestie, w stylu: "pozoru proste, niedoceniane czynności pozwalają chronić środowisko każdego dnia. Podkreśliła, że troska o środowisko jest wspólnym obowiązkiem. To, jak zachowujemy się każdego dnia, czy i jak dbamy o wodę, powietrze, surowce naturalne w skali makro i mikro decyduje o tym, jak w przyszłości będzie wyglądał świat". Jeden z profesorów pedagogiki tak się przejął wypowiedzią pani minister, że zaczął odgrzewać znane nam poglądy z lat 60. XX w. na temat pedagogiki i edukacji ekologicznej. Dobrze jest wracać do wczesnych lat, skoro przez tyle lat niewiele udało się zrealizować w tym zakresie.

21) Minister K. Szumilas potwierdziła prawo samorządów do podwyższenia nauczycielom specjalistom np. logopedom, psychologom szkolnym i doradcom zawodowym do 40 godzin tygodniowo. Do tej pory mieli oni obciążenia o połowę niższe. Natomiast MEN rozstrzygnęło konkurs za 20 mln zł na ogólnopolskie szkolenia z wykorzystania technologii informatyczno-komunikacyjnych dla nauczycieli, w którym zwycięzcą okazała się fundacja nigdy wcześniej nieprowadząca tego typu działań. W tle zaś pojawiła się informacja o tym, że z tą fundacją była związana wcześniej wiceminister edukacji J. Berdzik. No cóż, jedni lubią zegarki, inni jazdy quadem po greckich plażach, a jeszcze inni szkolenia.

22) W czerwcu odbył się tzw. II Kongres Edukacji, który z kongresami naukowymi niewiele miał wspólnego. Te bowiem rządzą się w świecie nauki (a nie politycznych akcji władzy) wolnością zgłoszeń wypowiedzi ekspertów mających możliwość formułowania naukowych wyników badań, a więc suwerennych wobec polityki władz państwowych. Tu zaś mogli uczestniczyć z prawem jedynie do ograniczonej czasowo dyskusji nad wykładami, które były w rzeczywistości raportami z realizowanych badań IBE na zlecenie MEN. Ministra K. Szumilas wypowiedziała kilka przygotowanych na tego typu okazje banałów, w stylu: że szkoła musi dać uczniom nie tylko wiedzę czy umiejętności, ale także nauczyć ich, jak z tej wiedzy korzystać, jak ją porządkować. Szkoła musi elastycznie reagować na potrzeby każdego ucznia, zaś nauczyciel powinien być jego przewodnikiem, uczyć selekcjonowania informacji, oddzielania informacji fałszywych i nieużytecznych.Na forach internetowych można było poczytać, co nauczyciele tak naprawdę sądzą o komunałach - "szkoła musi, a nauczyciel powinien". Kongres toczył się pod hasłem: „Współpraca, odpowiedzialność, autonomia”, zaś nauczyciele komentowali, że nie mają rzeczywistej autonomii. Rodzice pisali o pozorowaniu współpracy z nimi przez dyrektorów szkół, zaś oba środowiska wskazywały na brak jakiejkolwiek odpowiedzialności MEN za nonsensowne rozwiązania, które zaprzeczają powyższym imperatywom.

23) Czy może być wzorem osobowym dla młodych pokoleń minister edukacji, który kłamie publicznie? Może. W czerwcu min. K. Szumilas stwierdziła, że zmiany w Karcie zostały skonsultowane z nauczycielskimi związkami, tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Zaprotestował przeciwko takiej manipulacji ZNP słowami prezesa Sławomira Broniarza, który zdemistyfikował wprowadzanie w błąd społeczeństwa. Nikogo to chyba już nie dziwi, bo przecież b. rzecznik prasowy MEN z czasów pani Katarzyny Hall dzielił się swoimi doświadczeniami zawodowymi ze studentami w zakresie tego, jak należy manipulować danymi, by zapewnić właściwy PR ministerstwu. Związkowcy nie rozumieją, że dla K. Szumilas obowiązywała wykładnia: Jaś się przecież uczył, ale nie dociekajmy, czy się czegoś nauczył. Podobnie było i z tą konsultacją. Ministerstwo przecież konsultowało ze związkami projekt nowelizacji Karty, a że nie nastąpiło w wyniku tego procesu uzgodnienie zmian, to już nie jest winą resortu. Oj, Prezes ZNP jeszcze się nie nauczył tego, jak odczytywać wypowiedzi ministra edukacji? Chyba, że ten byłby z ZNP, to nie byłoby sprawy.

24) Ministerstwo Edukacji Narodowej podtrzymało 6 czerwca 2013 r. swoje stanowisko w sprawie niewprowadzenia egzaminu z religii na maturze oraz wyłączeniu religii z ramowego planu kształcenia ogólnego. Minister K. Szumilas nie znalazła argumentów na rzecz zmiany tej sytuacji, gdyż nie zna rozwiązań, jakie miały miejsce w okresie II RP. Pewnie nie lubiła w czasie swoich studiów zajęć z historii oświaty i wychowania.

25) Po raz kolejny MEN musiało poinformować publicznie, że bezprawne jest stosowanie w niektórych szkołach praktyk wstrzymywania wydawania uczniom i absolwentom promocyjnych świadectw szkolnych i świadectw ukończenia szkoły z powodu między innymi: nieuiszczenia opłaty za świadectwo, nieuiszczenia dobrowolnej składki na radę rodziców, braku przedłożenia przez absolwenta tzw. „obiegówki". To jeszcze jeden wskaźnik tego, jak beznadziejny jest nadzór pedagogiczny w polskim systemie szkolnym, skoro praktyki tego typu mają miejsce w szkolnictwie publicznym mimo tego, że są niezgodne z prawem.


26) Była minister edukacji Katarzyna Hall powołała do życia Stowarzyszenie Dobra Edukacja, w ramach którego postanowiła otwierać niepubliczne szkoły w różnych województwach. Model dobrej edukacji miał się sprowadzać do tego, by była ona dostosowana do potrzeb i możliwości uczniów, odkrywała ich talenty, rozbudzała zamiłowania, podsycała kreatywność, rozbudzała wewnętrzną motywację, wychowywała do odpowiedzialnego korzystania z wolności, biorąc pod uwagę indywidualne różnice dzieci. Polacy nie dali się nabrać? Ponoć nic z tego nie wyszło.


27) MEN po raz kolejny z rzędu zawiodło ponad 30 tysięcy dyrektorów przedszkoli i szkół, którym najpierw nakazało ustawowo przekazanie do 9 kwietnia 2013 r. do nowego Systemu Informacji Oświatowej (SIO) m.in. danych o 600 tysiącach nauczycieli i 6 milionach uczniów, po czym po czterech miesiącach pani minister edukacji doszła do wniosku, że nowe SIO nie zadziała. Termin wdrożenia tego systemu przesunięto zatem o kolejne trzy lata. Jak widać, metodą pracy MEN w rządzie D. Tuska jest wprowadzanie ustawowo zmian, których nie jest się w stanie przygotować, zrealizować zgodnie z prawem, a zatem odracza się je o kolejne lata. Czyżby tę chorą żabę miała zjeść opozycja?


28) MEN postawiło badaczy, bo przecież nie wszyscy którzy uczestniczą w projektach diagnostycznych na zlecenie IBE są naukowcami, przed poważnym dylematem - mówić prawdę czy kłamać, manipulować danymi z badań sześcio- i siedmiolatków czy też przyznać się do popełnionych błędów? Czytelnicy blogu już wiedzą, który wariant odpowiedzi na te pytania jest właściwy. Przykro było czytać, słuchać i oglądać jak niektórzy naukowcy plątali się w swoich zeznaniach, łgali jak z nut, przeinaczali dane lub mówili półgębkiem, kiedy uświadomili sobie poważne naruszenie nie tylko etyki (słynne przekupywanie rodziców uczestniczących w badaniach bonami na zakup zabawek za 40 zł przy równoczesnym braku oświadczenia Komisji Etyki, że taka procedura była zgodna normami etycznymi w naukach społecznych), ale i podstawowych zasad metodologii badań naukowych. Coś takiego miało miejsce ostatnio tylko w PRL.


cdn.








01 stycznia 2014

Jak MEN psuł polską oświatę w 2013 r.

Ryba psuje się od głowy, czyli od Ministerstwa Edukacji Narodowej. Jaki rząd, taki minister, jaki minister, taka polityka oświatowa w III RP:

1) Od 1 stycznia 2013 r. z braku rozporządzenia, które powinna wydać ministra edukacji, rok rozpoczął się od chaosu w awansie zawodowym nauczycieli. Nie było bowiem określonych wymagań, jakie powinien spełniać kandydat ubiegający się o zdobycie kolejnego stopnia awansu zawodowego. Dyrektorzy szkół nie mieli podstawy prawnej m.in. do zobligowania nauczyciela, aby ten dokonał zmiany planu rozwoju zawodowego lub opiekuna stażu. Ministra edukacji narodowej na wydanie rozporządzenia w tej sprawie miała półtora roku.

2) Związek Nauczycielstwa Polskiego złożył do Trybunału Konstytucyjnego wniosek w sprawie zbadania zgodności z konstytucją przepisów, które jeszcze w roku 2013 mogły spowodować, że Karta nauczyciela przestanie być podstawą zatrudnienia części wychowawców w domach dziecka. Jacy posłowie, takie ustawy. Sami nie potrafią zbadać zasadności przygotowanych przez MEN projektów nowelizacji prawa oświatowego.

3) MEN przygotowywał się do zwiększenia nauczycielskiego pensum obiecując, że w marcu 2013 r. zostaną przedstawione wyniki badania czasu pracy nauczycieli, na jakie miliony zł zostały przeznaczone socjologom z IBE. To na podstawie wyników tych badań resort zamierzał ocenić, czy nauczyciele powinni mieć zwiększone pensum, czy też należy pozostawić je na dotychczasowym poziomie. Oczywiście - wyników nie przedstawiono w marcu. Manipulacje na zapleczu trwały jeszcze kilka miesięcy. Pech chciał, że trzeba było ujawnić wyniki badań. Czas pracy nauczyciela nie wyniósł tylko 18 godzin przy tablicy i 10 w domu, ale ponad 40 godz. tygodniowo w szkole i poza nią. Wszyscy o tym wiedzieliśmy bez wyrzuconych środków na badania... , ale przecież nie o wiedzę w tym zakresie tu chodziło. Z wściekłości, że się ta akcja nie powiodła, wprowadzono timesheet, czyli rejestr czasu pracy nauczycieli w formie specjalnych dzienniczków oraz zapowiedziano nowelizację Karty Nauczyciela, by skrócić urlop wypoczynkowy i zlikwidować dodatki socjalne "tym leniom".

4) Rząd tak przykręcił kurek dopływu środków finansowych dla samorządów, żeby te były zmuszone do końca lutego wytypować część z nich do likwidacji. W ten sposób została otworzona wojna rządu z samorządami, by osłabić ich rolę w zbliżających się wyborach samorządowych w 2014 r. i przekonać społeczeństwo, że tylko partyjni "fachowcy" zapewnią właściwy budżet polskiej oświacie. Na domiar złego gminy muszą do końca stycznia wypłacić nauczycielom specjalny dodatek, tzw. czternastkę, nie otrzymując na ten cel pieniędzy. Urzędnicy MEN zapewniali, że w świetle ich rozeznania zostanie zlikwidowanych zaledwie 120 szkół w skali kraju, a w rzeczywistości było tego ponad 700? To po co ich opłacać? Może dałoby się za to utrzymać kilka szkół?

5) W związku z nowelizacją w 2009 r., podstawy programowej kształcenia, w ramach której resort edukacji wymazał z przedszkolnych planów edukacji zajęcia z czytania i pisania, napuszczano na dyrekcje przedszkoli wizytatorów, by ci wyegzekwowali zakaz tego typu zajęć z dziećmi. W ten sposób postanowiono zmusić rodziców sześciolatków do skierowania ich od września 2013 r. do szkół, a nie do oddziałów przedszkolnych. To takie samo etycznie postępowanie, jak kamienicznika, który chcąc się pozbyć niewygodnych lokatorów, blokuje im dostęp do wody, elektryczności i gazu.

6) Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Irena Lipowicz musiała odrębnym, a publicznym listem zwrócić uwagę MEN, że w Polsce dominuje typ kształcenia o charakterze segregacyjnym, czyli oddzielającym od siebie dzieci pełnosprawne i niepełnosprawne. Ciekawe, ilu urzędników żyje na poczet troski o dzieci niepełnosprawne w oświacie?

7) Rząd podjął nieprzemyślaną reformę obniżenia wieku obowiązku szkolnego wbrew woli rodziców, wbrew prawom psychologii rozwojowej dzieci, a więc też ze szkodą dla nich. Rodzice uaktywnili akcję "Ratuj maluchy!" gromadząc w styczniu już ponad 2 tys. podpisów, by zostało ogłoszone w tej kwestii referendum. Potrzebowali zebrać co najmniej 500 tys. podpisów, a zgromadzili prawie milion. Obywatelski bowiem projekt ustawy znoszącej obowiązek szkolny dla sześciolatków, chociaż został przekazany do dalszych prac w Sejmie, zaginął. Pod wpływem akcji rodziców rząd przesunął obowiązek szkolny dla sześciolatków do 2014 r. Wielka łaska stała się okazją do dalszego manipulowania społeczeństwem tak, by z jednej strony dać mu poczucie obywatelskiego wpływu (a niech tam zbierają sobie nawet 5 mln. podpisów), a z drugiej strony, by odpowiednimi działaniami Public Relation, wspomaganymi milionowymi środkami na kampanie reklamowe usłużnych popleczników władzy oraz zabiegami socjotechnicznymi nie dopuścić do uchwalenia przez Sejm referendum.

8) Z fatalnym poziomem czytelnictwa Polaków oraz bardzo złymi wynikami badań w zakresie umiejętności czytania dzieci i młodzieży ze zrozumieniem rząd postanowił walczyć napuszczając Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji na uwolnienie szkolnych bibliotek spod reżimu Karty nauczyciela i zracjonalizowanie wydatków na edukację przez np. łączenie ich (wyprowadzanie ze szkół) z bibliotekami gminnymi. Rozpoczęto już nawet likwidowanie niektórych bibliotek szkolnych, ale akcja protestów społecznych uchroniła je od zguby. Z czytelnictwem jest nadal fatalnie. Pod koniec marca minister M. Boni wycofał się z projektu łączenia bibliotek. Czyżby zapłacił utratą urzędu w kilka miesięcy później za swoją perswazyjną nieudolność nie tylko w tej kwestii, czy za gigantyczną korupcję w resorcie?

9) Już w lutym Premier zapowiadał zmiany w rządzie, ale ich nie dokonał. Na zmianę ministry edukacji trzeba było czekać jeszcze 9 miesięcy. Cóż to była za "ciąża"?

10) Ministerstwo Edukacji Narodowej zarządziło w marcu liczenie tzw. eurosierot. Coś muszą robić, żeby uzasadnić racje swojego istnienia. Sytuacja eurosierot w szkołach i przedszkolach wcale nie uległa z tego powodu poprawie. Podobnie sama ministra poparła projekt ustawy autorstwa PSL o wycofaniu tzw. żywności śmieciowej ze szkół, by propagować zdrowe odżywianie dzieci. Też musi coś robić, a zawsze to jakiś kolejny papier do umowy o pracę.

11) MEN rozpoczął wywieranie presji na badania podległego sobie Instytutu Badań Edukacyjnych, który pospieszył się z ujawnieniem niesprzyjających reformie danych.
Kiedy jacyś badacze analizowali wyniki uczniów na sprawdzianie szóstoklasisty oraz na egzaminie gimnazjalnym, wyciągnęli wniosek, że uczniowie urodzeni w styczniu - a więc starsi w swoim roczniku - mieli lepsze wyniki niż dzieci urodzone w kolejnych miesiącach. Takie wyniki zaburzały podstawy obniżenia wieku obowiązku szkolnego, bowiem wskazywały, że po jego obniżeniu dzieci rozpoczynające edukację w wieku 6 lat będą miały problemy i gorsze wyniki. Wystarczyła jednak reprymenda pani minister i psycholodzy wraz z socjologami podjęli się takiego sprofilowania interpretacji innych badań nad sześcio- i siedmiolatkami, żeby władze były usatysfakcjonowane. Kiedy eksperci Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN wystosowali krytykę tej kompromitującej władzę "reformy", władze resortu skrytykowały za to władze PAN, a te napuściły radcę prawnego na przewodniczącego Komitetu usiłując wmówić, że komitet naukowy nie miał prawa sformułować negatywnej opinii i przekazać jej pani minister bez uprzedniego głosowania całego gremium. Śmieszne i żałosne zarazem.


12) Związek Nauczycielstwa Polskiego skierował wniosek o zbadanie przez Trybunał Konstytucyjny zgodności ustawy z 70 artykułem konstytucji, który mówi o obowiązku zapewnienia przez władze publiczne powszechnego i równego dostępu do edukacji. Związkowcy nie chcieli, by szkoły mogły prowadzić osoby prywatne. I tak je prowadzą, a w MEN zacierają ręce. Była min. Katarzyna Hall nie bez powodu powołała stowarzyszenie do prowadzenia szkół w całym kraju, ale ... ponoć ta inicjatywa padła. Czyżby rodzice mieli złe skojarzenia czy zbyt niski kapitał?

13) Jak zwykle był maturalny chaos. Licealiści musieli wybrać specjalizację, a więc to, czego będą się uczyli do matury, ale z końcem marca wciąż nie wiedzieli, jak będzie wyglądała matura, gdy będą ją zdawać. MEN bowiem nie ogłosiło szczegółów nowego egzaminu maturalnego. Cóż za problem, skoro w MEN pobrzmiewają jeszcze echa misji sprzed lat: "Nie matura, lecz chęć szczera ... "


cdn.