07 lutego 2013
Jak posłowie wykazują zainteresowanie problematyką szkolnictwa wyższego
Wydawało mi się, że jak ktoś jest posłem i autentycznie chce uczestniczyć w zmianach rzeczywistości oświatowej czy akademickiej, to kiedy kieruje interpelacje do odpowiedniego ministra, czyni to w sposób racjonalny, sensowny społecznie i odpowiedzialny. Nie mam czasu na studiowanie zawartości sejmowych dokumentów, ale drobna próbka już mi wystarczyła, by przekonać się, że niektórzy przynajmniej posłowie kierują do członków rządu zapytania nie dlatego, że ich cokolwiek interesuje, tylko by "nabijać licznik" własnego zaangażowania politycznego. W czasie kolejnych kampanii wyborczych będą mogli szpanować liczbą wypowiedzi, interpelacji, zapytań, pytań i oświadczeń.
Posłowie Piotr Chmielowski i Roman Kotliński wzięli sobie na celownik ministrę nauki i szkolnictwa wyższego, kierując do niej interpelacje w sprawie różnych kierunków studiów, jakie oferują młodzieży publiczne uczelnie akademickie i wyższe szkoły prywatne. Taka interpelacja właściwie nic ich nie kosztuje. Wystarczy, że pracownik biura dokona im screeningu stron internetowych szkół wyższych, odnotowując prowadzone w nich kierunki studiów, bez podziału na kierunki I czy II stopnia oraz na kierunki tzw. studiów podyplomowych, a potem już mogą przystąpić do interpelowania. Jeden typ studiów miesza się im z drugim, ale jak ktoś się nie zna na szkolnictwie wyższym, to może zadawać pani ministrze pytania ad infinitum, jak te oto:
Interpelacja nr 10558 do ministra nauki i szkolnictwa wyższego w sprawie kierunku studiów zarządzanie parafią na Uniwersytecie Śląskim.
Szanowna Pani Minister! Przemiany w naszym kraju zaowocowały pędem młodzieży do edukacji. Powstało wiele szkół wyższych, które kształcą młodzież na kierunkach nie tylko oferowanych przez kadrę naukową, ale również zamawianych. Z magazynu rekrutacyjnego Uniwersytetu Śląskiego dowiedziałem się, że można studiować na kierunku zarządzanie parafią. Dlatego pytam Panią Minister:
1. Czy ww. studia to studia licencjackie czy magisterskie?
2. Ile lat trwają poszczególne etapy edukacji na tym kierunku?
3. Jaki jest program tych studiów? W tym punkcie proszę wyszczególnić wszystkie przedmioty i wymiar czasu.
4. Ile egzaminów i z czego zdają studenci tego kierunku?
5. Czy po odbyciu takich studiów absolwenci mogą udzielać sakramentów?
6. Czy nie byłoby logiczne umiejscowienie tego kierunku na uniwersytecie ekonomicznym?
7. Ilu studentów studiuje na tym niezmiernie potrzebnym kierunku?
Pani ministra powinna oczywiście ustosunkować się do takiej interpelacji tak, jakby to ona podejmowała decyzje merytoryczne i organizacyjne w sprawie kierunków studiów. Toteż urzędnicy MNiSW zamiast zajmować się poważnymi problemami akademickiej rzeczywistości, muszą odpisywać na takie interpelacje, czego najlepszym przykładem jest poniższa reakcja:
Odpowiedź sekretarza stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego - z upoważnienia ministra - na interpelację nr 10558 w sprawie kierunku studiów zarządzanie parafią na Uniwersytecie Śląskim:
Szanowna Pani Marszałek! Odpowiadając na interpelację posłów Piotra Chmielowskiego i Romana Kotlińskiego (SPS-023-10558/12) w sprawie kierunku studiów zarządzanie parafią na Uniwersytecie Śląskim, pragnę złożyć następujące wyjaśnienia. Uniwersytet Śląski nie prowadzi kierunku studiów zarządzanie parafią, prowadził natomiast studia podyplomowe w tym zakresie, które przeznaczone były dla duchownych przygotowujących się do podjęcia funkcji proboszcza. W dniu 17 września br. Rada Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego podjęła uchwałę o likwidacji studiów podyplomowych zarządzanie parafią.
Pozwolę sobie wyjaśnić, że studia podyplomowe stanowią formę kształcenia, na którą są przyjmowani kandydaci posiadający kwalifikacje co najmniej pierwszego stopnia i kończącą się uzyskaniem kwalifikacji podyplomowych, zaś osoby uczestniczące w kształceniu na studiach podyplomowych nie są studentami, a słuchaczami i nie przysługują im te same co studentom prawa, np. do posiadania legitymacji studenckiej czy otrzymywania stypendium. Studia te organizowane są najczęściej w odpowiedzi na zapotrzebowanie zgłaszane przez różne instytucje czy też przedsiębiorstwa.
Ustawa z dnia 27 lipca 2005 r. Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz. U. z 2012 r. poz. 572, z późn. zm.) stanowi, że uczelnia może prowadzić studia podyplomowe w zakresie obszaru kształcenia, z którym związany jest co najmniej jeden kierunek studiów prowadzony przez uczelnię. Tylko w przypadku, kiedy program studiów podyplomowych wykracza poza zakres do prowadzenia tych studiów, wymagana jest zgoda ministra właściwego do spraw szkolnictwa wyższego, wydana po zasięgnięciu opinii Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Ponadto uprzejmie wyjaśniam, że od 1 października 2011 r. Polska Komisja Akredytacyjna posiada uprawnienie do oceny jakości kształcenia na studiach podyplomowych w ramach oceny instytucjonalnej podstawowej jednostki organizacyjnej uczelni.
Studia podyplomowe zarządzanie parafią zostały utworzone zarządzeniem rektora nr 78/2005 z dnia 8 grudnia 2005 r. na podstawie § 1 ust. 1 zarządzenia rektora nr 8/2003 z dnia 24 stycznia 2003 r. w sprawie zasad prowadzenia studiów podyplomowych i kursów specjalnych w Uniwersytecie Śląskim. Czas trwania tych studiów został określony na cztery semestry (łącznie 220 godz.), zaś uczestnikami mogły być osoby duchowne posiadające dyplom magistra teologii. Studia te były odpłatne i odbywały się w formie przewidzianej dla studiów niestacjonarnych.
Obecnie Uniwersytet Śląski nie prowadzi naboru na ww. studia podyplomowe, jak również nie realizuje kształcenia w tym zakresie. Z poważaniem Sekretarz stanu Maria Orłowska
No i co z tego wynika dla obu posłów? Nic!
Nie martwmy się. Już są następne interpelacje tychże polityków. Oto one:
Interpelacja nr 11028 w sprawie kierunku studiów: projektowanie gier na Uniwersytecie Śląskim;
Interpelacja nr 11029 w sprawie kierunku studiów: okcydentalistyka na Uniwersytecie Łódzkim;
Interpelacja nr 11416 w sprawie kierunku studiów: nauka o rodzinie na Uniwersytecie Śląskim;
Interpelacja nr 11417 w sprawie kierunku studiów: życie wśród kwiatów na SGGW;
Interpelacja nr 11948 w sprawie kierunku studiów: prognozowanie trendów w obszarach mody i designu w Collegium Civitas;
Interpelacja nr 11949 w sprawie kierunku studiów: analiza bezpieczeństwa i zagrożeń terrorystycznych w Collegium Civitas;
Interpelacja nr 12180 w sprawie kierunku studiów: asystent rodziny w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa;
Interpelacja nr 12181 w sprawie kierunku studiów: psychologia transportu w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej;
Interpelacja nr 12936 w sprawie kierunku studiów pakowanie produktu na Politechnice Warszawskiej;
Miałem nadzieję, że za interpelacją kryje się jakaś myśl, idea, potrzeba społeczna, państwowa lub światopoglądowa, ale gdzież tam. Tutaj obowiązuje metoda - jak w przypadku niektórych patologicznych studentów - "Kopiuj + wklej". Każda z tych interpelacji ma bowiem tę samą treść i brak uzasadnienia, bo trudno za takowe uznać jedno zdanie:
Szanowna Pani Minister! Przemiany w naszym kraju zaowocowały pędem młodzieży do edukacji. Powstało wiele szkół wyższych, które kształcą młodzież na kierunkach nie tylko oferowanych przez kadrę naukową, ale również zamawianych. Z magazynu rekrutacyjnego ...... (tu posłowie wklejają nazwę uczelni) dowiedziałem się, że można studiować kierunek: .......... (tu wklejają nazwę kierunku)
Dlatego pytam Panią Minister:
1. Czy ww. studia są licencjackie czy magisterskie?
2. Ile lat trwają poszczególne etapy edukacji na tym kierunku?
3. Jaki jest program tych studiów? W tym punkcie proszę wyszczególnić wszystkie przedmioty i wymiar czasu.
4. Ile egzaminów i z czego zdają studenci tego kierunku?
5. Ilu studentów studiuje ten niezmiernie potrzebny kierunek?
Wróżę zawrotną karierę obu posłom. W każdej uczelni akademickiej jest kilkaset kierunków studiów a jak dodamy do tego jeszcze kilkaset wyższych szkół prywatnych, a w każdej z nich kilkadziesiąt kierunków studiów podyplomowych i po kilka kierunkowych (tylko upadające mają jeden kierunek studiów), to mają szansę znaleźć się w Księdze Rekordów Guinnessa. Brawo!!! Teraz rozumiem, dlaczego ministerstwo nie ma czasu na udzielenie odpowiedzi na poważne pytania środowisk akademickich i nie jest w stanie rozwiązywać problemów, które rujnują w różnych zakresach szkolnictwo wyższe w naszym kraju. Ministrowie odpowiadają na interpelacje posłów. Niech Polska rośnie w siłę a posłom żyje się dostatnio.
06 lutego 2013
Habilitacja z historii oświaty i wychowania
Miło jest zakomunikować, że w dniu wczorajszym odbyło się na Wydziale Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu kolokwium habilitacyjne dr Iwonny Michalskiej - adiunkt Wydziału Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego. Recenzentami w przewodzie byli: dr hab. Wiesław Jamrożek prof. UAM w Poznaniu, prof. dr hab. Krzysztof Jakubiak z Uniwersytetu Gdańskiego, prof. dr hab. Henryk Depta z Uniwersytetu Warszawskiego i prof. dr hab. Stefania Walasek z Uniwersytetu Wrocławskiego. Wynik kolokwium i wykładu był wysoce pozytywny, a to oznacza, że środowisko nauk pedagogicznych w naszym kraju wzbogaciło się o kolejnego doktora habilitowanego w dziedzinie nauk humanistycznych, w dyscyplinie pedagogika, zasilając elitarny klub habilitowanych w kraju naukowców. Jak pisałem już kilka dni temu, będzie on z każdym miesiącem powiększał się, gdyż owocują wyniki badań tzw. średniego pokolenia. Dzięki temu zachowana jest ciągłość kadr akademickich.
W przypadku dr hab. Iwonny Michalskiej mamy do czynienia z przedstawicielką "łódzkiej szkoły historyków wychowania", którą tworzyli z chwilą powstania po II wojnie światowej tego Uniwersytetu tacy profesorowie, jak: Stefan Truchim, Eugenia Podgórska czy Tadeusz Jałmużna. W ubiegłym roku odbyła się w Łodzi konferencja historyków wychowania. Bohaterka dnia wczorajszego specjalizuje się w problematyce czytelnictwa dzieci i młodzieży szkół powszechnych II Rzeczpospolitej. Jej rozprawa habilitacyjna ukazała się w uczelnianej oficynie pt. Wychowanie do czytelnictwa uczniów szkół powszechnych w Drugiej Rzeczypospolitej . Jak informuje wydawnictwo: Rozprawa jest monografią o charakterze historyczno-pedagogicznym, której zakres chronologiczny zasadniczo zamyka się w latach 1918–1939. Biorąc pod uwagę, że niektóre fakty i zjawiska były konsekwencją wcześniejszych wydarzeń, dolna cenzura czasowa została w kilku przypadkach przesunięta. Rozprawa koncentruje się wyłącznie na polskich środowiskach wychowawczo-edukacyjnych, gdyż występowanie w II RP wielu mniejszości narodowych wymagałoby oddzielnych badań.
Dr hab. Iwonna Michalska redagowała wspólnie ze swoim mężem Grzegorzem - także historykiem wychowania okresu II RP - rozprawy zbiorowe, będące efektem konferencji i debat naukowych specjalistów, dla których czasopiśmiennictwo jest źródłem wiedzy do rekonstruowania dziejów edukacji. Zawarte w trzech tomach zbiory artykułów ukazują możliwości czerpania wiedzy o przeszłości z różnorodnych wydawnictw ciągłych. Przyczyniają się one do uzupełniania „listy” dotychczas wykorzystywanych czasopism, które mogą odegrać ważną rolę w odtwarzaniu dziejów edukacyjnych.
05 lutego 2013
Narkotyczna wiwisekcja i polityka w szkołach publicznych
Wczorajsza "Rzeczpospolita" powołała się na jakiś sondaż w ramach Europejskiego Programu Badań Ankietowych w Szkołach wśród uczniów szkół publicznych, z którego wynika że coraz częściej wnoszą oni do tych placówek narkotyki i częstują nimi kolegów. Nie ma to jak nieustanne ankietkowanie uczniów, które jest najmniej wiarygodnym źródłem wiedzy o faktach, natomiast doskonale nadaje się do badania opinii na jakiś temat. Wyciąganie wniosków z opinii, czyichś poglądów jako odpowiadających rzeczywistości jest dużym nieporozumieniem i służyć może jedynie demagogii oraz propagandzie społeczno-politycznej, jeśli jest prezentowane jako wiedza o realiach codziennego świata naszego życia. Karmią się tym media, a politycy zaczną lada moment tworzyć kolejne rozwiązania mające zapobiegać zjawiskom, które są artefaktami. Sam prowadziłem sondaż diagnostyczny w kilku łódzkich szkołach ponadgimnazjalnych i przekonałem się, w wyniku odpowiedniej konstrukcji narzędzia, że poziom szczerości jest niski. Uczniowie są chyba już przemęczeni i mają dość gromadzenia ich opinii na jakiekolwiek tematy, toteż zaczynają sobie żartować, kpić, wpisywać dowolne treści na znak oporu przeciwko nieustannej wiwisekcji.
Jeszcze nie rozpoczęła się żadna kampania wyborcza, bo w tym roku Polacy mają wolne od podejmowania decyzji politycznych, ale już toczy się walka polityczna na terenie szkół, do której niektóre partie wykorzystują swoich uczniów. Ojej, przepraszam, nie wykorzystują, bo brzmiałoby to zbyt instrumentalnie, chociaż jest zgodne z realiami, tylko to przedstawiciele młodzieżówki partyjnej zaczynają walczyć o swoje miejsce i interesy ideologiczne, przenosząc je do szkół, jak ponoć dilerzy czynią to z narkotykami.
Oto Damian Raczkowski maturzysta z Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 4 w Łodzi, który jest działaczem i koordynatorem młodzieżówki partii - Ruch Janusza Palikota, postanowił skorzystać ze swojej dorosłości i przenieść polityczne zaangażowanie do własnej szkoły. Ponoć wczoraj - jak podaje red. Marcin Masłowski z Gazety Wyborczej - złożył na ręce dyrektora szkoły pismo, uzyskawszy konsultację prawną i jeszcze 40 podpisów koleżanek i kolegów ze szkoły, w którym to piśmie domaga się usunięcia ze szkoły symboli religijnych. Chwali się, że zgromadził więcej podpisów, ale część uczniów wycofała się z obawy ewentualnych niekorzystnych dla nich konsekwencji ze strony nauczycieli lub rodziców. To ciekawe. Cóż za odwaga! Kiblowa? Po południu miała być konferencja prasowa tegoż ucznia z udziałem posłów RP - Romana Kotlińskiego i Armanda Ryfińskiego. Lewicowa prasa zdaje z niej relację . Uczeń D. Raczkowski ma swoje medialne pięć minut. W czasie konferencji obstawiali go dwaj szermierze wolności szkoły publicznej od światopoglądu - posłowie Ruchu Palikota.
Partyjni działacze nie czytają prawa, skoro ów młodzieniec nie zapoznał się z Ustawą o Systemie Oświaty, jaka obowiązuje jeszcze w tym kraju. Zamiast zatem zaangażować się w Parlamencie, w swoim środowisku pozaszkolnym, na ulicy czy w Internecie, postanowił wykazać się swoją "odwagą polityczną" w szkole, pokazując jak łamie się w ten sposób prawo. Widać zatem prawdziwy symptom młodzieżowego zaangażowania politycznego, które powinno spotkać się z jednoznaczną reakcją nie tylko dyrekcji szkoły. Gdyby ta zawiadomiła prokuraturę o naruszeniu przez ucznia prawa, mogłoby dojść do precedensowego rozstrzygnięcia w Polsce, czy i jak dalece możliwe jest prowadzenie działalności politycznej na terenie szkół publicznych, skoro Ustawa na to nie zezwala? Przypominam zatem odpowiedni zapis:
Art. 56. 1. W szkole i placówce mogą działać, z wyjątkiem partii i organizacji politycznych, stowarzyszenia i inne organizacje, a w szczególności organizacje harcerskie, których celem statutowym jest działalność wychowawcza albo rozszerzanie i wzbogacanie form działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej szkoły lub placówki.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego całej sprawie ma przyjrzeć się kurator oświaty? Chyba, że temu, by pomóc dyrektorowi w przeciwstawieniu się działalności politycznej niektórych uczniów na terenie podległych jego nadzorowi szkół. O tym, że akcja maturzysty ma taki charakter, on sam mówi udzielając na prawo, a raczej na lewo, wywiadów.
To oczywiste, że jego akcja ma związek z ofensywą partii w strukturach ruchu młodych Janusza Palikota. Jednym z celów tej ofensywy jest - cytuję z dokumentu tej partii: "zaistnienie w mediach - budowanie relacji z lokalnymi mediami jako świetny kapitał". Celem ogólnym ofensywy jest skierowanie jej na neutralność światopoglądową w edukacji, w tym uderzenie w potrzebę przeprowadzania lekcji etyki (oczywiście świeckiej) w szkołach. Zdaniem twórców tej strategii: Paradoks polega tutaj na tym, że szkoła nie jest neutralna światopoglądowo. Edukacja niesie zideologizowaną treść - podporządkowanie religii i panującej doktrynie politycznej". Wyznawcy proponują zatem szkołom swoją ideologię, nie wspominając o tym, jakiej doktrynie politycznej jest ona podporządkowana.
Okazuje się, że Ruch Palikota prowadzi własne sondaże na terenie szkół publicznych. Jak wskazuje w swojej strategii do działaczy młodzieżówki: (...) dostaniecie dwa wzory ankiety (jedna dla uczniów gimnazjów i liceów, druga dla studentów), które posłużą Wam do badania nastrojów społecznych związanych z postulatami, które będziemy głosić". Nic dziwnego że wiceprzewodniczący Zarządu Krajowego Ruchu Młodych zwraca się nie tylko do młodzieży partyjnej z powyższymi zadaniami, ale i do posłów Ruchu Palikota ze szczególną prośbą , by wsparli ofensywę ruchu młodych pod nazwą "Młodzi na kryzys". Sugeruje zarazem, by ulotki "rozdawać głównie przed szkołami. Byłoby bardzo świetnie i cudownie, gdybyście dogadywali się z innymi młodzieżówkami i w ramach lekcji WOSu przeprowadzali debaty nt. sytuacji młodych w kryzysie." Z nadzieją na zaangażowanie przesłał młodym wzór ulotki, jak również kilka dodatkowych informacji, które mogą się przydać do debaty, bądź konferencji, bądź żeby się pochwalić przed kolegą, koleżanką, czy Panią w szkole".
Jeszcze nie rozpoczęła się żadna kampania wyborcza, bo w tym roku Polacy mają wolne od podejmowania decyzji politycznych, ale już toczy się walka polityczna na terenie szkół, do której niektóre partie wykorzystują swoich uczniów. Ojej, przepraszam, nie wykorzystują, bo brzmiałoby to zbyt instrumentalnie, chociaż jest zgodne z realiami, tylko to przedstawiciele młodzieżówki partyjnej zaczynają walczyć o swoje miejsce i interesy ideologiczne, przenosząc je do szkół, jak ponoć dilerzy czynią to z narkotykami.
Oto Damian Raczkowski maturzysta z Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 4 w Łodzi, który jest działaczem i koordynatorem młodzieżówki partii - Ruch Janusza Palikota, postanowił skorzystać ze swojej dorosłości i przenieść polityczne zaangażowanie do własnej szkoły. Ponoć wczoraj - jak podaje red. Marcin Masłowski z Gazety Wyborczej - złożył na ręce dyrektora szkoły pismo, uzyskawszy konsultację prawną i jeszcze 40 podpisów koleżanek i kolegów ze szkoły, w którym to piśmie domaga się usunięcia ze szkoły symboli religijnych. Chwali się, że zgromadził więcej podpisów, ale część uczniów wycofała się z obawy ewentualnych niekorzystnych dla nich konsekwencji ze strony nauczycieli lub rodziców. To ciekawe. Cóż za odwaga! Kiblowa? Po południu miała być konferencja prasowa tegoż ucznia z udziałem posłów RP - Romana Kotlińskiego i Armanda Ryfińskiego. Lewicowa prasa zdaje z niej relację . Uczeń D. Raczkowski ma swoje medialne pięć minut. W czasie konferencji obstawiali go dwaj szermierze wolności szkoły publicznej od światopoglądu - posłowie Ruchu Palikota.
Partyjni działacze nie czytają prawa, skoro ów młodzieniec nie zapoznał się z Ustawą o Systemie Oświaty, jaka obowiązuje jeszcze w tym kraju. Zamiast zatem zaangażować się w Parlamencie, w swoim środowisku pozaszkolnym, na ulicy czy w Internecie, postanowił wykazać się swoją "odwagą polityczną" w szkole, pokazując jak łamie się w ten sposób prawo. Widać zatem prawdziwy symptom młodzieżowego zaangażowania politycznego, które powinno spotkać się z jednoznaczną reakcją nie tylko dyrekcji szkoły. Gdyby ta zawiadomiła prokuraturę o naruszeniu przez ucznia prawa, mogłoby dojść do precedensowego rozstrzygnięcia w Polsce, czy i jak dalece możliwe jest prowadzenie działalności politycznej na terenie szkół publicznych, skoro Ustawa na to nie zezwala? Przypominam zatem odpowiedni zapis:
Art. 56. 1. W szkole i placówce mogą działać, z wyjątkiem partii i organizacji politycznych, stowarzyszenia i inne organizacje, a w szczególności organizacje harcerskie, których celem statutowym jest działalność wychowawcza albo rozszerzanie i wzbogacanie form działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej szkoły lub placówki.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego całej sprawie ma przyjrzeć się kurator oświaty? Chyba, że temu, by pomóc dyrektorowi w przeciwstawieniu się działalności politycznej niektórych uczniów na terenie podległych jego nadzorowi szkół. O tym, że akcja maturzysty ma taki charakter, on sam mówi udzielając na prawo, a raczej na lewo, wywiadów.
To oczywiste, że jego akcja ma związek z ofensywą partii w strukturach ruchu młodych Janusza Palikota. Jednym z celów tej ofensywy jest - cytuję z dokumentu tej partii: "zaistnienie w mediach - budowanie relacji z lokalnymi mediami jako świetny kapitał". Celem ogólnym ofensywy jest skierowanie jej na neutralność światopoglądową w edukacji, w tym uderzenie w potrzebę przeprowadzania lekcji etyki (oczywiście świeckiej) w szkołach. Zdaniem twórców tej strategii: Paradoks polega tutaj na tym, że szkoła nie jest neutralna światopoglądowo. Edukacja niesie zideologizowaną treść - podporządkowanie religii i panującej doktrynie politycznej". Wyznawcy proponują zatem szkołom swoją ideologię, nie wspominając o tym, jakiej doktrynie politycznej jest ona podporządkowana.
Okazuje się, że Ruch Palikota prowadzi własne sondaże na terenie szkół publicznych. Jak wskazuje w swojej strategii do działaczy młodzieżówki: (...) dostaniecie dwa wzory ankiety (jedna dla uczniów gimnazjów i liceów, druga dla studentów), które posłużą Wam do badania nastrojów społecznych związanych z postulatami, które będziemy głosić". Nic dziwnego że wiceprzewodniczący Zarządu Krajowego Ruchu Młodych zwraca się nie tylko do młodzieży partyjnej z powyższymi zadaniami, ale i do posłów Ruchu Palikota ze szczególną prośbą , by wsparli ofensywę ruchu młodych pod nazwą "Młodzi na kryzys". Sugeruje zarazem, by ulotki "rozdawać głównie przed szkołami. Byłoby bardzo świetnie i cudownie, gdybyście dogadywali się z innymi młodzieżówkami i w ramach lekcji WOSu przeprowadzali debaty nt. sytuacji młodych w kryzysie." Z nadzieją na zaangażowanie przesłał młodym wzór ulotki, jak również kilka dodatkowych informacji, które mogą się przydać do debaty, bądź konferencji, bądź żeby się pochwalić przed kolegą, koleżanką, czy Panią w szkole".
03 lutego 2013
Kto jest jakim profesorem?
Debata publiczna po kolejnych awanturach w Sejmie z udziałem osób posiadających stopnie naukowe, wywołała wśród moich studentów pytanie o to, czy każdy, o kim mówi się lub sam tak mówi o sobie, że jest profesorem, jest nim rzeczywiście? W Polsce mamy różnych profesorów, a ich status ma także swoje odmiany, począwszy od szkolnictwa powszechnego, a mianowicie:
Profesor w szkole ponadgimnazjalnej - to zwyczajowe, nawiązujące do przedwojennej tradycji określenie nauczyciela, który musi mieć wykształcenie II stopnia, magisterskie, ale nie ma formalnego wymogu posiadania przez niego tytułu naukowego. Zdarza się jednak, że w niektórych liceach kształcą naukowcy-profesorowie tytularni (np. prof. Aleksander Nalaskowski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu jest zarazem profesorem w prowadzonym przez siebie I Społecznym Liceum Ogólnokształcącym w Toruniu). Nie zwracają się w ten sposób do swoich nauczycieli gimnazjaliści, uczniowie szkół podstawowych i przedszkolaki.
Profesor oświaty - to najwyższy, honorowy tytuł w środowisku nauczycielskim, który jest przyznawany przez ministra edukacji narodowej każdego roku nominowanym przez nadzór pedagogiczny nauczycielom z całego kraju na wniosek Kapituły do Spraw Profesorów Oświaty. Ów tytuł mogą otrzymać nauczyciele przedszkolni, szkolnictwa podstawowego, gimnazjalnego oraz ponadgimnazjalnego, którzy spełniają określone kryteria formalne oraz merytoryczne. Mają oni co najmniej 20-letni okres zatrudnienia w zawodzie nauczyciela, w tym 10-letni staż nauczyciela dyplomowanego.
Kryteria merytoryczne odnoszą się do oceny dorobku zawodowego, w tym w szczególności bierze się pod uwagę jego jakość pracy z uczniami (także niepełnosprawnymi lub z uczniami zagrożonymi niedostosowaniem społecznym), w tym osiągnięcia dydaktyczne lub wychowawcze jak np. wyniki uczniów nauczyciela uzyskiwane ze sprawdzianu przeprowadzanego w ostatnim roku nauki w szkole podstawowej, egzaminu przeprowadzanego w ostatnim roku nauki w gimnazjum, egzaminu maturalnego oraz egzaminu potwierdzającego kwalifikacje zawodowe, osiągnięcia uczniów nauczyciela uzyskiwane w konkursach, turniejach i olimpiadach. Kapituła uwzględnia też pozytywne oddziaływanie kandydata na innych nauczycieli, w tym stwarzanie przez niego swoją postawą wzorca nauczyciela i wychowawcy, dzielenie się z innymi nauczycielami swoją wiedzą i doświadczeniem zawodowym, pełnienie funkcji doradczych lub eksperckich w systemie oświaty, systemie pomocy społecznej lub postępowaniach w sprawach nieletnich. Nie bez znaczenia jest tu także wysoki poziom kultury pedagogicznej kandydata, w tym wybitna umiejętność prowadzenia dialogu z uczniami, rodzicami oraz nauczycielami, umiejętność stawiania wymagań mobilizujących uczniów do pracy nad własnym rozwojem, wysoki poziom kultury języka.
Kapituła bierze także pod uwagę szczególne osiągnięcia kandydata związane z wykonywaniem zawodu nauczyciela, takie jak:
• opracowanie własnego programu wychowania przedszkolnego lub programu nauczania cieszącego się uznaniem nauczycieli;
• uznany dorobek zawodowy potwierdzony Medalem Komisji Edukacji Narodowej, nagrodami ministra, kuratora oświaty lub organów prowadzących szkoły i placówki;
• znaczący udział w przygotowaniu zawodowym przyszłych nauczycieli;
• publikacje dotyczące oświaty i problematyki edukacyjnej.
Nie jest łatwo uzyskać ten tytuł, skoro Kapituła przyznawała go w latach 2008-2010 corocznie zaledwie 10 nauczycielom. W 2011 r. przyznano go 20 pedagogom. Graniczna liczba nominacji jest zatem kategorią tajemną. Ciekawe, ile tytułów zostanie przyznanych w 2013 r.?
Profesor doktor - to w zawodowym szkolnictwie wyższym (publicznym i niepublicznym) wykładowca ze stopniem naukowym doktora, któremu władze szkoły (rektor lub założyciel) na podstawie wewnętrznych regulacji prawnych (Statutu), przyznały stanowisko profesora szkoły wyższej. Na stanowisko profesora można było zatrudniać do 2005 r. na podstawie wcześniejszej Ustawy o wyższych szkołach zawodowych. Po znowelizowaniu ustaw o szkolnictwie wyższym ci doktorzy, którzy chcieli zachować stanowisko profesora, mogli wystąpić do Centralnej Komisji o uznanie ich dorobku publikacyjnego i dydaktyczno-organizacyjnego. Osoba taka dokonuje stosownego zapisu:
dr Jan Kowalski prof. WSZ w Krośniewicach
Profesor doktor nie jest samodzielnym pracownikiem naukowym, a to oznacza, że nie może być promotorem i recenzentem rozpraw doktorskich, ani tez recenzentem w innych przewodach naukowych.
Doktor habilitowany - jest samodzielnym pracownikiem naukowym, ale nie ma tytułu naukowego profesora". Zdarza się, że nie jest zatrudniony w uczelni na stanowisku profesora, tzw. profesora nadzwyczajnego. Zwyczajowo jednak zwracamy się do tych pracowników przez pani profesor/panie profesorze, ze względu na grzeczność i szacunek. Jeśli nie są oni zatrudnieni na stanowisku profesora nadzwyczajnego (profesora danej uczelni), to nie mogą na drukach administracyjnych czy pieczątkach przypisywać sobie tej zwyczajowej formuły.
Poprawny zapis jest następujący: dr hab. Jan Kowalski
Profesor z artykułu 21a - to stanowisko profesora określonej uczelni, której rektor występuje do Centralnej Komisji o opinię dotyczącą zasadności jego decyzji o nabyciu przez obcokrajowca uprawnień równoważnych uprawnieniom wynikającym z posiadania stopnia doktora habilitowanego – w trybie art.21a Ustawy z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki (Dz.U. z 2003 r. Nr 65, poz. 595 z późn. Zm.). Kandydat musi udokumentować jednak spełnienie kluczowego w tej kwestii wymogu, jakim jest m.in. samodzielne kierowanie przez niego przez co najmniej pięć lat zespołami badawczymi. Jeżeli Centralna Komisja zaopiniuje wniosek rektora uczelni negatywnie, to jego uchwała i nominacja tracą swoją ważność.
Profesor to albo:
1) tytuł naukowy (potocznie "profesor tytularny", "profesor belwederski"), albo
2) stanowisko na uczelni, albo
3) jedno i drugie.
Profesor nadzwyczajny - jest samodzielnym pracownikiem naukowym ze stopniem doktora habilitowanego, który został zatrudniony w wyższej szkole zawodowej czy w uczelni akademickiej na stanowisku profesora. Nie posiada on tytułu naukowego (vide - ostatnio błędnie przypisywano w mediach miano profesora pani poseł PiS - Krystynie Pawłowicz). Jak wyjaśnia to Centralna Komisja: W przypadku osób zatrudnionych na stanowisku profesora nadzwyczajnego, fakt ten powinien być przedstawiany za lub pod nazwiskiem, z wyraźnym zaznaczeniem jakiej szkoły wyższej on dotyczy, np.:
dr hab. Jan Kowalski prof. SGGW
dr hab. Jan Kowalski
profesor SGGW
Profesor - tytuł naukowy, który został nadany samodzielnemu pracownikowi naukowemu, a więc doktorowi habilitowanemu (bez względu na to, czy pracował na stanowisku profesora nadzwyczajnego czy też nie) przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Centralna Komisja do Spraw Stopni i Tytułów stoi na stanowisku, że umieszczanie w powszechnie używanych drukach (bilety wizytowe, druki firmowe) skrótu Prof. przed nazwiskiem może dotyczyć wyłącznie osób posiadających tytuł profesora. Przed nazwiskiem mogą być również umieszczane posiadane stopnie, np.:
prof. dr hab. Jan Kowalski
Ten sposób informowania o posiadanych stopniach lub tytule jest powszechnie aprobowany przez środowiska naukowe lub artystyczne. Oznacza to, że nieakceptowane są przypadki używania tytułu profesor przez osoby do tego nieuprawnione.
Niestety, nagminnie spotykamy się w drukach konferencyjnych, w stopkach redakcji czasopism naukowych czy oświatowych, na stronach internetowych szkół wyższych (szczególnie prywatnych) i uczelni akademickich, w artykułach prasowych a nawet nekrologach z błędnym i niezgodnym ze statusem prawnym zapisem o posiadaniu tytułu profesora przez osoby, które nie otrzymały go w wyniku stosownej procedury zakończonej nominacją Prezydenta RP.
Osoba, która chce wszcząć postępowanie o nadanie jej tytułu profesora musi m.in. przedłożyć stosownej jednostce wykaz swoich osiągnięć w pracy naukowo-badawczej lub artystycznej wraz z odpowiednim zapisem dzieł artystycznych i dokumentacją ich publicznej prezentacji, ze szczególnym uwzględnieniem okresu po uzyskaniu stopnia doktora habilitowanego lub kwalifikacji II stopnia oraz ze wskazaniem, które z tych osiągnięć kandydat uznaje za najważniejsze; wykaz osiągnięć w pracy naukowo-badawczej lub artystycznej zastosowanych w praktyce; informację na temat osiągnięć dydaktycznych wraz z wykazem przewodów doktorskich lub kwalifikacyjnych, w których kandydat pełnił funkcję promotora lub opiekuna; informację o współpracy z instytucjami, organizacjami i towarzystwami naukowymi lub działającymi w zakresie sztuki w kraju i za granicą oraz oryginał lub uwierzytelniony odpis dokumentu stwierdzającego posiadanie stopni doktora i doktora habilitowanego albo kwalifikacji I i II stopnia.
Nowa procedura przeprowadzania postępowania o nadanie tytułu profesora stawia jeszcze wyższe wymagania kandydatom do tytułu naukowego. W świetle znowelizowanej Ustawy z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki tytuł profesora może być nadany osobie, która uzyskała stopień doktora habilitowanego lub osobie, która nabyła uprawnienia równoważne z uprawnieniami doktora habilitowanego na podstawie art. 21a, oraz:
1) ma osiągnięcia naukowe znacznie przekraczające wymagania stawiane w postępowaniu
habilitacyjnym;
2) posiada doświadczenie w kierowaniu zespołami badawczymi, realizującymi projekty
finansowane w drodze konkursów krajowych i zagranicznych;
3) posiada osiągnięcia w opiece naukowej - uczestniczyła co najmniej trzy razy w charakterze
promotora lub promotora pomocniczego w przewodzie doktorskim, w tym co najmniej raz w
charakterze promotora, oraz co najmniej dwa razy w charakterze recenzenta w przewodzie
doktorskim lub postępowaniu habilitacyjnym, z zastrzeżeniem ust. 2 i 3;
4) odbyła staże naukowe i prowadziła prace naukowe w instytucjach naukowych, w tym
zagranicznych.
2. Tytuł profesora w zakresie sztuki może być nadany również osobie, która uzyskała stopień
doktora habilitowanego lub osobie, która nabyła uprawnienia równoważne z uprawnieniami
doktora habilitowanego na podstawie art. 21a, posiadającej:
1) osiągnięcia artystyczne znacznie przekraczające wymagania stawiane w postępowaniu
habilitacyjnym;
2) osiągnięcia w kształceniu młodej kadry.
3. Centralna Komisja może, w szczególnych przypadkach, na wniosek rady właściwej jednostki organizacyjnej posiadającej uprawnienie do nadawania stopnia doktora habilitowanego dopuścić do wszczęcia postępowania o nadanie tytułu profesora osobie, która uzyskała stopień doktora i posiada wybitne osiągnięcia naukowe lub artystyczne.
4. Za dorobek naukowy uważa się również wybitne, zrealizowane osiągnięcia projektowe,
konstrukcyjne lub technologiczne, a za dorobek artystyczny - wybitne dzieło artystyczne.
Profesor zwyczajny - to stanowisko w uczelni, będącej podstawowym miejscem pracy - profesora tytularnego.
Zatrudnienie profesora tytularnego na stanowisku profesora zwyczajnego lub nadzwyczajnego następuje na podstawie mianowania, natomiast w pozostałych przypadkach zatrudnienie na stanowisku profesora nadzwyczajnego następuje na podstawie umowy o pracę, w obu przypadkach po przeprowadzeniu konkursu. Wymóg przeprowadzenia konkursu nie dotyczy zatrudnienia w wymiarze nie przekraczającym 1/2 etatu oraz emerytów.
Podsumujmy.
Sposób podawania tytułu i stopnia przy nazwisku (wg naukowej hierarchii - od najwyższego do najniższego):
- prof. zw. dr hab. Jan Kowalski - stanowisko profesora zwyczajnego (prof. tytularny i zarazem stanowisko),
- prof. dr hab. Jan Kowalski - tytuł profesora ("belwederskiego", tytularnego),
- prof. nadzw. dr hab. Jan Kowalski - stanowisko profesora nadzwyczajnego,
- prof. Szkoły Wyższej Y dr hab. Jan Kowalski - stanowisko profesora nadzwyczajnego w Szkole Wyższej Y,
- dr hab. Jan Kowalski, prof. Szkoły Wyższej Y - stanowisko profesora nadzwyczajnego w Szkole Wyższej Y,
- dr hab. Jan Kowalski, prof. Szkoły Wyższej Y i Uniwersytetu X - stanowisko profesora nadzwyczajnego na uczelniach: w Szkole Wyższej Y i na Uniwersytecie X,
- dr Jan Kowalski, prof. Szkoły Wyższej - stanowisko profesora w Szkole Wyższej Y osoby ze stopniem naukowym doktora zatrudnionej w tej szkole. \
- dr Jan Kowalski prof. Szkoły Wyższej Y - stanowisko profesora z art. 21a ze stopniem doktora jako równoważnym doktorowi habilitowanemu.
= dr Jan Kowalski prof. Szkoły Wyższej Y - stanowisko profesora dla wykładowcy ze stopniem naukowym doktora, bez uprawnień doktora habilitowanego.
Już wcześniej pisałem o zasadach nie tylko przestrzegania prawa, ale i dobrego wychowania, także w środowisku akademickim. Temat wraca jak bumerang.
Profesor w szkole ponadgimnazjalnej - to zwyczajowe, nawiązujące do przedwojennej tradycji określenie nauczyciela, który musi mieć wykształcenie II stopnia, magisterskie, ale nie ma formalnego wymogu posiadania przez niego tytułu naukowego. Zdarza się jednak, że w niektórych liceach kształcą naukowcy-profesorowie tytularni (np. prof. Aleksander Nalaskowski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu jest zarazem profesorem w prowadzonym przez siebie I Społecznym Liceum Ogólnokształcącym w Toruniu). Nie zwracają się w ten sposób do swoich nauczycieli gimnazjaliści, uczniowie szkół podstawowych i przedszkolaki.
Profesor oświaty - to najwyższy, honorowy tytuł w środowisku nauczycielskim, który jest przyznawany przez ministra edukacji narodowej każdego roku nominowanym przez nadzór pedagogiczny nauczycielom z całego kraju na wniosek Kapituły do Spraw Profesorów Oświaty. Ów tytuł mogą otrzymać nauczyciele przedszkolni, szkolnictwa podstawowego, gimnazjalnego oraz ponadgimnazjalnego, którzy spełniają określone kryteria formalne oraz merytoryczne. Mają oni co najmniej 20-letni okres zatrudnienia w zawodzie nauczyciela, w tym 10-letni staż nauczyciela dyplomowanego.
Kryteria merytoryczne odnoszą się do oceny dorobku zawodowego, w tym w szczególności bierze się pod uwagę jego jakość pracy z uczniami (także niepełnosprawnymi lub z uczniami zagrożonymi niedostosowaniem społecznym), w tym osiągnięcia dydaktyczne lub wychowawcze jak np. wyniki uczniów nauczyciela uzyskiwane ze sprawdzianu przeprowadzanego w ostatnim roku nauki w szkole podstawowej, egzaminu przeprowadzanego w ostatnim roku nauki w gimnazjum, egzaminu maturalnego oraz egzaminu potwierdzającego kwalifikacje zawodowe, osiągnięcia uczniów nauczyciela uzyskiwane w konkursach, turniejach i olimpiadach. Kapituła uwzględnia też pozytywne oddziaływanie kandydata na innych nauczycieli, w tym stwarzanie przez niego swoją postawą wzorca nauczyciela i wychowawcy, dzielenie się z innymi nauczycielami swoją wiedzą i doświadczeniem zawodowym, pełnienie funkcji doradczych lub eksperckich w systemie oświaty, systemie pomocy społecznej lub postępowaniach w sprawach nieletnich. Nie bez znaczenia jest tu także wysoki poziom kultury pedagogicznej kandydata, w tym wybitna umiejętność prowadzenia dialogu z uczniami, rodzicami oraz nauczycielami, umiejętność stawiania wymagań mobilizujących uczniów do pracy nad własnym rozwojem, wysoki poziom kultury języka.
Kapituła bierze także pod uwagę szczególne osiągnięcia kandydata związane z wykonywaniem zawodu nauczyciela, takie jak:
• opracowanie własnego programu wychowania przedszkolnego lub programu nauczania cieszącego się uznaniem nauczycieli;
• uznany dorobek zawodowy potwierdzony Medalem Komisji Edukacji Narodowej, nagrodami ministra, kuratora oświaty lub organów prowadzących szkoły i placówki;
• znaczący udział w przygotowaniu zawodowym przyszłych nauczycieli;
• publikacje dotyczące oświaty i problematyki edukacyjnej.
Nie jest łatwo uzyskać ten tytuł, skoro Kapituła przyznawała go w latach 2008-2010 corocznie zaledwie 10 nauczycielom. W 2011 r. przyznano go 20 pedagogom. Graniczna liczba nominacji jest zatem kategorią tajemną. Ciekawe, ile tytułów zostanie przyznanych w 2013 r.?
Profesor doktor - to w zawodowym szkolnictwie wyższym (publicznym i niepublicznym) wykładowca ze stopniem naukowym doktora, któremu władze szkoły (rektor lub założyciel) na podstawie wewnętrznych regulacji prawnych (Statutu), przyznały stanowisko profesora szkoły wyższej. Na stanowisko profesora można było zatrudniać do 2005 r. na podstawie wcześniejszej Ustawy o wyższych szkołach zawodowych. Po znowelizowaniu ustaw o szkolnictwie wyższym ci doktorzy, którzy chcieli zachować stanowisko profesora, mogli wystąpić do Centralnej Komisji o uznanie ich dorobku publikacyjnego i dydaktyczno-organizacyjnego. Osoba taka dokonuje stosownego zapisu:
dr Jan Kowalski prof. WSZ w Krośniewicach
Profesor doktor nie jest samodzielnym pracownikiem naukowym, a to oznacza, że nie może być promotorem i recenzentem rozpraw doktorskich, ani tez recenzentem w innych przewodach naukowych.
Doktor habilitowany - jest samodzielnym pracownikiem naukowym, ale nie ma tytułu naukowego profesora". Zdarza się, że nie jest zatrudniony w uczelni na stanowisku profesora, tzw. profesora nadzwyczajnego. Zwyczajowo jednak zwracamy się do tych pracowników przez pani profesor/panie profesorze, ze względu na grzeczność i szacunek. Jeśli nie są oni zatrudnieni na stanowisku profesora nadzwyczajnego (profesora danej uczelni), to nie mogą na drukach administracyjnych czy pieczątkach przypisywać sobie tej zwyczajowej formuły.
Poprawny zapis jest następujący: dr hab. Jan Kowalski
Profesor z artykułu 21a - to stanowisko profesora określonej uczelni, której rektor występuje do Centralnej Komisji o opinię dotyczącą zasadności jego decyzji o nabyciu przez obcokrajowca uprawnień równoważnych uprawnieniom wynikającym z posiadania stopnia doktora habilitowanego – w trybie art.21a Ustawy z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki (Dz.U. z 2003 r. Nr 65, poz. 595 z późn. Zm.). Kandydat musi udokumentować jednak spełnienie kluczowego w tej kwestii wymogu, jakim jest m.in. samodzielne kierowanie przez niego przez co najmniej pięć lat zespołami badawczymi. Jeżeli Centralna Komisja zaopiniuje wniosek rektora uczelni negatywnie, to jego uchwała i nominacja tracą swoją ważność.
Profesor to albo:
1) tytuł naukowy (potocznie "profesor tytularny", "profesor belwederski"), albo
2) stanowisko na uczelni, albo
3) jedno i drugie.
Profesor nadzwyczajny - jest samodzielnym pracownikiem naukowym ze stopniem doktora habilitowanego, który został zatrudniony w wyższej szkole zawodowej czy w uczelni akademickiej na stanowisku profesora. Nie posiada on tytułu naukowego (vide - ostatnio błędnie przypisywano w mediach miano profesora pani poseł PiS - Krystynie Pawłowicz). Jak wyjaśnia to Centralna Komisja: W przypadku osób zatrudnionych na stanowisku profesora nadzwyczajnego, fakt ten powinien być przedstawiany za lub pod nazwiskiem, z wyraźnym zaznaczeniem jakiej szkoły wyższej on dotyczy, np.:
dr hab. Jan Kowalski prof. SGGW
dr hab. Jan Kowalski
profesor SGGW
Profesor - tytuł naukowy, który został nadany samodzielnemu pracownikowi naukowemu, a więc doktorowi habilitowanemu (bez względu na to, czy pracował na stanowisku profesora nadzwyczajnego czy też nie) przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Centralna Komisja do Spraw Stopni i Tytułów stoi na stanowisku, że umieszczanie w powszechnie używanych drukach (bilety wizytowe, druki firmowe) skrótu Prof. przed nazwiskiem może dotyczyć wyłącznie osób posiadających tytuł profesora. Przed nazwiskiem mogą być również umieszczane posiadane stopnie, np.:
prof. dr hab. Jan Kowalski
Ten sposób informowania o posiadanych stopniach lub tytule jest powszechnie aprobowany przez środowiska naukowe lub artystyczne. Oznacza to, że nieakceptowane są przypadki używania tytułu profesor przez osoby do tego nieuprawnione.
Niestety, nagminnie spotykamy się w drukach konferencyjnych, w stopkach redakcji czasopism naukowych czy oświatowych, na stronach internetowych szkół wyższych (szczególnie prywatnych) i uczelni akademickich, w artykułach prasowych a nawet nekrologach z błędnym i niezgodnym ze statusem prawnym zapisem o posiadaniu tytułu profesora przez osoby, które nie otrzymały go w wyniku stosownej procedury zakończonej nominacją Prezydenta RP.
Osoba, która chce wszcząć postępowanie o nadanie jej tytułu profesora musi m.in. przedłożyć stosownej jednostce wykaz swoich osiągnięć w pracy naukowo-badawczej lub artystycznej wraz z odpowiednim zapisem dzieł artystycznych i dokumentacją ich publicznej prezentacji, ze szczególnym uwzględnieniem okresu po uzyskaniu stopnia doktora habilitowanego lub kwalifikacji II stopnia oraz ze wskazaniem, które z tych osiągnięć kandydat uznaje za najważniejsze; wykaz osiągnięć w pracy naukowo-badawczej lub artystycznej zastosowanych w praktyce; informację na temat osiągnięć dydaktycznych wraz z wykazem przewodów doktorskich lub kwalifikacyjnych, w których kandydat pełnił funkcję promotora lub opiekuna; informację o współpracy z instytucjami, organizacjami i towarzystwami naukowymi lub działającymi w zakresie sztuki w kraju i za granicą oraz oryginał lub uwierzytelniony odpis dokumentu stwierdzającego posiadanie stopni doktora i doktora habilitowanego albo kwalifikacji I i II stopnia.
Nowa procedura przeprowadzania postępowania o nadanie tytułu profesora stawia jeszcze wyższe wymagania kandydatom do tytułu naukowego. W świetle znowelizowanej Ustawy z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki tytuł profesora może być nadany osobie, która uzyskała stopień doktora habilitowanego lub osobie, która nabyła uprawnienia równoważne z uprawnieniami doktora habilitowanego na podstawie art. 21a, oraz:
1) ma osiągnięcia naukowe znacznie przekraczające wymagania stawiane w postępowaniu
habilitacyjnym;
2) posiada doświadczenie w kierowaniu zespołami badawczymi, realizującymi projekty
finansowane w drodze konkursów krajowych i zagranicznych;
3) posiada osiągnięcia w opiece naukowej - uczestniczyła co najmniej trzy razy w charakterze
promotora lub promotora pomocniczego w przewodzie doktorskim, w tym co najmniej raz w
charakterze promotora, oraz co najmniej dwa razy w charakterze recenzenta w przewodzie
doktorskim lub postępowaniu habilitacyjnym, z zastrzeżeniem ust. 2 i 3;
4) odbyła staże naukowe i prowadziła prace naukowe w instytucjach naukowych, w tym
zagranicznych.
2. Tytuł profesora w zakresie sztuki może być nadany również osobie, która uzyskała stopień
doktora habilitowanego lub osobie, która nabyła uprawnienia równoważne z uprawnieniami
doktora habilitowanego na podstawie art. 21a, posiadającej:
1) osiągnięcia artystyczne znacznie przekraczające wymagania stawiane w postępowaniu
habilitacyjnym;
2) osiągnięcia w kształceniu młodej kadry.
3. Centralna Komisja może, w szczególnych przypadkach, na wniosek rady właściwej jednostki organizacyjnej posiadającej uprawnienie do nadawania stopnia doktora habilitowanego dopuścić do wszczęcia postępowania o nadanie tytułu profesora osobie, która uzyskała stopień doktora i posiada wybitne osiągnięcia naukowe lub artystyczne.
4. Za dorobek naukowy uważa się również wybitne, zrealizowane osiągnięcia projektowe,
konstrukcyjne lub technologiczne, a za dorobek artystyczny - wybitne dzieło artystyczne.
Profesor zwyczajny - to stanowisko w uczelni, będącej podstawowym miejscem pracy - profesora tytularnego.
Zatrudnienie profesora tytularnego na stanowisku profesora zwyczajnego lub nadzwyczajnego następuje na podstawie mianowania, natomiast w pozostałych przypadkach zatrudnienie na stanowisku profesora nadzwyczajnego następuje na podstawie umowy o pracę, w obu przypadkach po przeprowadzeniu konkursu. Wymóg przeprowadzenia konkursu nie dotyczy zatrudnienia w wymiarze nie przekraczającym 1/2 etatu oraz emerytów.
Podsumujmy.
Sposób podawania tytułu i stopnia przy nazwisku (wg naukowej hierarchii - od najwyższego do najniższego):
- prof. zw. dr hab. Jan Kowalski - stanowisko profesora zwyczajnego (prof. tytularny i zarazem stanowisko),
- prof. dr hab. Jan Kowalski - tytuł profesora ("belwederskiego", tytularnego),
- prof. nadzw. dr hab. Jan Kowalski - stanowisko profesora nadzwyczajnego,
- prof. Szkoły Wyższej Y dr hab. Jan Kowalski - stanowisko profesora nadzwyczajnego w Szkole Wyższej Y,
- dr hab. Jan Kowalski, prof. Szkoły Wyższej Y - stanowisko profesora nadzwyczajnego w Szkole Wyższej Y,
- dr hab. Jan Kowalski, prof. Szkoły Wyższej Y i Uniwersytetu X - stanowisko profesora nadzwyczajnego na uczelniach: w Szkole Wyższej Y i na Uniwersytecie X,
- dr Jan Kowalski, prof. Szkoły Wyższej - stanowisko profesora w Szkole Wyższej Y osoby ze stopniem naukowym doktora zatrudnionej w tej szkole. \
- dr Jan Kowalski prof. Szkoły Wyższej Y - stanowisko profesora z art. 21a ze stopniem doktora jako równoważnym doktorowi habilitowanemu.
= dr Jan Kowalski prof. Szkoły Wyższej Y - stanowisko profesora dla wykładowcy ze stopniem naukowym doktora, bez uprawnień doktora habilitowanego.
Już wcześniej pisałem o zasadach nie tylko przestrzegania prawa, ale i dobrego wychowania, także w środowisku akademickim. Temat wraca jak bumerang.
02 lutego 2013
Jak "utkać" wartość szkoły na tak zwanej prowincji?
Jedna z moich Doktorantek jest dyrektorką Liceum Ogólnokształcącego w małym miasteczku, które leży ok. 22 km od Łodzi. W tym roku prowadzona przez nią szkoła – Liceum Ogólnokształcące im. Jana Pawła II - będzie obchodzić osiemnaste urodziny. Wspólnie z uczniami wydała "Gazetę Niecodzienną", którą otwiera jej "wstępniak" pod znamiennym tytułem: "(Czy) warto było?" Pani Hanna Jachimska jest znakomitą polonistką, uwielbianą przez młodzież, bo ta szczerze docenia nauczycieli z pasją, autentycznie oddanych nie tylko ich edukacji, ale także egzystencjalnym problemom. Trudno, by Dyrektorka nie znała swoich uczniów, skoro ma ich niespełna 80, a jako mieszkanka, i kolejną już kadencję - radna gminy, świetnie zna środowisko codziennego życia "swoich" uczniów.
Gazeta jest niecodzienna tak, jak niecodzienna jest grupa nauczycieli pozyskanych do współpracy w małym, prowincjonalnym liceum. Kiedy osiemnaście lat temu kurator oświaty w Piotrkowie Trybunalskim (było to wówczas miasto wojewódzkie) podpisywał "Akt założycielski" dla LO w Tuszynie uczniowie podstawówki wiedzieli, że dobrze jest mieć tego typu placówkę w swojej miejscowości. Nie mogli jednak przypuszczać, że czeka ich długa droga do jej wybudowania i suwerennego umocnienia w miasteczku, w którym takich tradycji edukacyjnych przecież nie było. Kończąca ówczesną, ośmioklasową szkołę podstawową młodzież poszukiwała szkół średnich w Łodzi. Kiedy jednak okazało się, że mogą ją mieć na miejscu... zaczęła się nowa niecodzienność edukacyjnego środowiska.
Niby dobrze jest mieć coś, co jest naszym codziennym obowiązkiem, jak najbliżej siebie, ale z drugiej strony, kiedy brak anonimowości, owa rozpoznawalność, "krocząca" za niektórymi biografia, historia sukcesów i porażek może być przedmiotem czyichś uprzedzeń, nastawień, stereotypów, podejrzeń, wścibstwa lub podejrzliwości, to wolą gdzieś się ukryć, schować, dać innym, a obcym, szansę, by ich odkrywali, poznawali niejako "od zera", bez owych nawarstwień przeszłości. Nie dostrzega w tym powodu właśnie mniejszego zainteresowania okolicznej młodzieży uczęszczaniem do własnej szkoły ponadgimnazjalnej i zbytecznie dziwi się w swojej wypowiedzi na łamach tej "Gazety" radny, a wielce zasłużona dla miasta społecznikowska postać - Włodzimierz Bereziński, kiedy stwierdza:
"Dziś szkoła ma piękny, obszerny budynek, otoczony zadbaną zielenią, posiada własną halę gimnastyczną. (...) Kadra pedagogiczna liceum na czele z Panią Dyrektor to pasjonaci, traktujący swoją pracę jako misję. (...) Wielu absolwentów tej szkoły pokończyło prestiżowe uczelnie i odgrywa już poważną rolę w życiu zawodowym. W naszym liceum młodzież nie pozostaje anonimowa, szkoła jest bezpieczna, uczęszczanie do szkoły w miejscu zamieszkania jest tańsze, co nie jest bez znaczenia dla wielu tuszyńskich rodzin. Skoro tak dobrze, to gdzie tkwi problem? Problemem jest mały nabór. Mimo, iż potencjalnie w Tuszynie i okolicach kandydaci istnieją."
Licea w małych miasteczkach są niecodzienną codziennością lub codzienną niecodziennością dla tych, którzy naprawdę chcą skupić się na swoim rozwoju, powiększyć szanse na dalszą edukację. Za uczęszczanie do małej szkoły, do kilkunastoosobowych klas, musieliby w wielkim mieście zapłacić ciężką kasę, bo jest to możliwe tylko i wyłącznie w szkołach niepublicznych. Tu, u siebie - mają to za darmo. Być może tak, jak coraz bardziej pragnący ucieczki z zatłoczonego miasta jego niektórzy mieszkańcy emigrują poza jego terytorium, kupują ziemię, budują domy, by mieszkać i odpoczywać w warunkach wysokiego komfortu psychicznego, a dojeżdżać do pracy czy do placówek zdrowia, kultury, handlu lub sportowych w mieście, pojawi się zupełnie nowy trend - "ucieczek" do ponadgimnazjalnych szkół właśnie na prowincję młodzieży z aglomeracji, z wielkich, zatłoczonych szkół i klas? Może pojawi się w naszym kraju moda na małe, prowincjonalne szkoły, bo te oferują coś więcej niż tylko realizację programu kształcenia?
A może nadopiekuńczy rodzice nastolatków z wielkich miast, którzy są przerażeni różnego rodzaju patologiami w rejonowej szkole własnego dziecka, zamiast ratować je przeniesieniem do równie wielkomiejskiej i z nieco innymi wypaczeniami szkoły prywatnej, zrobią sobie wycieczkę do małego miasteczka, by przekonać się, że oferuje ono ekskluzywną, a bezpłatną edukację w małym, ale jakże wielkim kulturą zarządzania i codziennego, a bezpiecznego życia, liceum? Położenie szkoły na prowincji, a używam tu określenia geograficznego, tzn. prowincja jest dla mnie jednostką podziału administracyjno-terytorialnego kraju, jest czymś wyjątkowym, niezwykle atrakcyjnym właśnie dla OBCYCH, INNYCH, poszukujących szacunku, indywidualnego podejścia, bezpieczeństwa, ludzi z pasją i oddaniem realizujących swoje zadania. O tym, ze liceum na prowincji jest w swej istocie szkołą w centrum duchowej kultury społeczeństw, niech świadczy wiersz jednej z absolwentek LO im. Jana Pawła II w Tuszynie Justyny Just (obecnie studentki filologii polskiej na UŁ) - pt. Utkałam pamięć z wiatru...
utkałam pamięć z wiatru
porzuciłam w kącie
jej strażnikiem pająk
przykryłam ciężarem szarego puchu
nikt jej nie skrzywdzi
nikt nie odnajdzie
jest moja - wstydliwa i niedojrzała.
01 lutego 2013
Rodzice jako decorum władzy oświatowej w budowaniu prestiżu nauczycieli
Wczorajsza konferencja prasowa pani ministry edukacji narodowej - Krystyny Szumilas miała bogatą otoczkę społeczną. Przed kamerami wystąpiło łącznie osiem osób - w tym prezes ZNP, przewodniczący Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" Ryszard Proksa i - oprócz pani ministry - jeszcze inne postaci, ale danych o uczestnikach na stronie MEN nie znajdziemy. Za to serwis fotograficzny jest bogaty. Żadna z fotografii nie jest podpisana. Zapewne każdy Polak powinien rozpoznawać wszystkich aktorów konferencji prasowej w MEN.
Niezwykle interesujący jest w treści komunikatu MEN akapit wskazujący na to, że dotychczas rola rodziców w szkołach była przedmiotowa, ale dzięki reprezentacji nominowanej przez K. Szumilas członkini Forum Rodziców przy MEN i jej udziałowi w "twardych związkowo" rozmowach z władzą - sytuacja uległa diametralnej zmianie. Brzmi on tak:
W dzisiejszym spotkaniu wzięła również udział przedstawicielka rodziców, działająca w organizacji rodzicielskiej skupionej w Forum Rodziców przy ministrze edukacji narodowej. Na konferencji Pani Elżbieta Piotrowska - Gromniak podkreśliła, że - Po raz pierwszy rodzice zostali zaproszeni do rozmów o jakości pracy szkoły. To nowa forma dialogu o zmianach w edukacji. To, że biorą w nim udział rodzice jest bardzo ważnym krokiem w upodmiotawianiu roli rodziców w szkole. (podkreśl. BŚ)
Z konferencji prasowej wcale nie wynika, że rozmowy dotyczyły jakości pracy szkoły. Co więc przedstawiciele Forum Rodziców wnieśli w czasie tej debaty nowego, skoro dotyczyła ona tylko i wyłącznie pragmatyki zawodowej, w tym socjalnych warunków pracy nauczycieli? Przedmiotem rozmów były przecież:
- urlopy (wypoczynkowy i dla poratowania zdrowia),
- jednorazowe dodatki uzupełniające,
- ewidencjonowanie 40-godzinnego czasu pracy,
- dodatki socjalne, w tym dodatek wiejski
- awans zawodowy.
No cóż, znowu mami się społeczeństwo retoryką wzmacniania przez MEN prestiżu nauczycieli. Jak podkreśliła w czasie tej konferencji ministra edukacji: Jednak budując prestiż tego zawodu, trzeba szukać rozwiązań służących przede wszystkim dobru uczniów i jakości ich kształcenia. Tak więc rodzice zostali po raz kolejny wmanewrowani w budownictwo prestiżu. Dzięki temu ich rola w szkołach jest ważnym krokiem w ich upodmiotowieniu. To znaczy, że uprzedmiotowieni wciąż jeszcze rodzice dzięki temu, że są włączani do rozmów ze związkowcami, budują wraz z urzędem centralnym prestiż zawodu nauczycieli. Nauczyciele są uprzedmiotowieni i nie mają prestiżu. Smutna to konstatacja. Kto ich weźmie do jakiegoś Forum albo do udziału w konferencji prasowej, by i oni mieli szansę na upodmiotowienie swojej roli? Gdzie w tym wszystkim jest jakość pracy szkoły? Przecież tu jest najzwyklejszy spór o cięcia finansowe, o zmniejszenie nakładów w tej części budżetu oświatowego, która dotyczy kosztów pracy nauczycieli. Cóż takiego wnieśli do tych rozmów przedstawiciele Forum Rodziców? Co wnieśli samorządowcy, to wiemy - pretensje i żal do władzy państwowej, że rujnuje budżety gmin i powiatów zbyt wysokimi płacami i osłonami socjalnymi zawodu nauczycielskiego.
Konferencja brzmiała tak, jakby wszystko zostało załatwione, a nie zostało. Pani ministra zapewniła, że nie podwyższy nauczycielom pensum dydaktycznego. Coś trzeba im jednak w zamian za utrzymanie przywileju odebrać, tylko co? Nadal nie publikuje się wyników badań IBE na temat czasu pracy nauczycieli. Ostrzeżona przez b. ministrę Katarzynę Hall obecna szefowa resortu wycofała się z zapowiedzi zmiany rozporządzenia w sposobie organizowania i udzielania pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Wymóg zespołowego opracowania indywidualnego programu edukacyjno-terapeutycznego dla ucznia posiadającego orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego pozostaje niezmieniony.
A nauczyciele z politowaniem już tylko komentują na stronie OSKKO kolejne deklaracje zmian ministry edukacji:
Najbardziej cieszy mnie to, że zachowam nabyte prawa do dodatku mieszkaniowego (5zł).
Jak dla mnie to dużo szumu i nic się nie zmieniło MEN udaje , że coś robi szkoda:(
Dla rodziców jest pasjonująca zapowiedź o ich przedstawicielskim udziale w pracach MEN nad pragmatyką zawodu: - Wzmocnienie pozycji Rady Rodziców w procedurze awansu zawodowego nauczycieli. O jakiej pozycji myśli się w MEN? Czyżby przewidywano zmianę uprawnień dla rad rodziców w Ustawie o systemie oświaty? Co zamierza wnieść do niej Forum Rodziców? Może wywalczy prawo dla rodziców do składania wniosku do Prezesa Rady Ministrów o odwołanie ministra edukacji narodowej? To byłoby upodmiotowienie...
Niezwykle interesujący jest w treści komunikatu MEN akapit wskazujący na to, że dotychczas rola rodziców w szkołach była przedmiotowa, ale dzięki reprezentacji nominowanej przez K. Szumilas członkini Forum Rodziców przy MEN i jej udziałowi w "twardych związkowo" rozmowach z władzą - sytuacja uległa diametralnej zmianie. Brzmi on tak:
W dzisiejszym spotkaniu wzięła również udział przedstawicielka rodziców, działająca w organizacji rodzicielskiej skupionej w Forum Rodziców przy ministrze edukacji narodowej. Na konferencji Pani Elżbieta Piotrowska - Gromniak podkreśliła, że - Po raz pierwszy rodzice zostali zaproszeni do rozmów o jakości pracy szkoły. To nowa forma dialogu o zmianach w edukacji. To, że biorą w nim udział rodzice jest bardzo ważnym krokiem w upodmiotawianiu roli rodziców w szkole. (podkreśl. BŚ)
Z konferencji prasowej wcale nie wynika, że rozmowy dotyczyły jakości pracy szkoły. Co więc przedstawiciele Forum Rodziców wnieśli w czasie tej debaty nowego, skoro dotyczyła ona tylko i wyłącznie pragmatyki zawodowej, w tym socjalnych warunków pracy nauczycieli? Przedmiotem rozmów były przecież:
- urlopy (wypoczynkowy i dla poratowania zdrowia),
- jednorazowe dodatki uzupełniające,
- ewidencjonowanie 40-godzinnego czasu pracy,
- dodatki socjalne, w tym dodatek wiejski
- awans zawodowy.
No cóż, znowu mami się społeczeństwo retoryką wzmacniania przez MEN prestiżu nauczycieli. Jak podkreśliła w czasie tej konferencji ministra edukacji: Jednak budując prestiż tego zawodu, trzeba szukać rozwiązań służących przede wszystkim dobru uczniów i jakości ich kształcenia. Tak więc rodzice zostali po raz kolejny wmanewrowani w budownictwo prestiżu. Dzięki temu ich rola w szkołach jest ważnym krokiem w ich upodmiotowieniu. To znaczy, że uprzedmiotowieni wciąż jeszcze rodzice dzięki temu, że są włączani do rozmów ze związkowcami, budują wraz z urzędem centralnym prestiż zawodu nauczycieli. Nauczyciele są uprzedmiotowieni i nie mają prestiżu. Smutna to konstatacja. Kto ich weźmie do jakiegoś Forum albo do udziału w konferencji prasowej, by i oni mieli szansę na upodmiotowienie swojej roli? Gdzie w tym wszystkim jest jakość pracy szkoły? Przecież tu jest najzwyklejszy spór o cięcia finansowe, o zmniejszenie nakładów w tej części budżetu oświatowego, która dotyczy kosztów pracy nauczycieli. Cóż takiego wnieśli do tych rozmów przedstawiciele Forum Rodziców? Co wnieśli samorządowcy, to wiemy - pretensje i żal do władzy państwowej, że rujnuje budżety gmin i powiatów zbyt wysokimi płacami i osłonami socjalnymi zawodu nauczycielskiego.
Konferencja brzmiała tak, jakby wszystko zostało załatwione, a nie zostało. Pani ministra zapewniła, że nie podwyższy nauczycielom pensum dydaktycznego. Coś trzeba im jednak w zamian za utrzymanie przywileju odebrać, tylko co? Nadal nie publikuje się wyników badań IBE na temat czasu pracy nauczycieli. Ostrzeżona przez b. ministrę Katarzynę Hall obecna szefowa resortu wycofała się z zapowiedzi zmiany rozporządzenia w sposobie organizowania i udzielania pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Wymóg zespołowego opracowania indywidualnego programu edukacyjno-terapeutycznego dla ucznia posiadającego orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego pozostaje niezmieniony.
A nauczyciele z politowaniem już tylko komentują na stronie OSKKO kolejne deklaracje zmian ministry edukacji:
Najbardziej cieszy mnie to, że zachowam nabyte prawa do dodatku mieszkaniowego (5zł).
Jak dla mnie to dużo szumu i nic się nie zmieniło MEN udaje , że coś robi szkoda:(
Dla rodziców jest pasjonująca zapowiedź o ich przedstawicielskim udziale w pracach MEN nad pragmatyką zawodu: - Wzmocnienie pozycji Rady Rodziców w procedurze awansu zawodowego nauczycieli. O jakiej pozycji myśli się w MEN? Czyżby przewidywano zmianę uprawnień dla rad rodziców w Ustawie o systemie oświaty? Co zamierza wnieść do niej Forum Rodziców? Może wywalczy prawo dla rodziców do składania wniosku do Prezesa Rady Ministrów o odwołanie ministra edukacji narodowej? To byłoby upodmiotowienie...
29 stycznia 2013
Zjazd Pedagogiczny w Gdańsku
Rok 2013 jest kolejnym w okresie przemian społeczno-politycznych w naszym kraju, w którym odbędzie się już VIII Zjazd Pedagogiczny. Jego organizatorem jest Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego wraz z środowiskiem gdańskich członków tego Towarzystwa, proponując wspólny temat dla całości debat i dyskusji: Różnice – edukacja – inkluzja.
Zjazd odbędzie się w dniach 19-21 września 2013 w Gdańsku w budynku Wydziału Nauk Społecznych UG przy ulicy Bażyńskiego 4 w Kampusie Oliwskim Uniwersytetu Gdańskiego. Jak piszą Organizatorzy: (...) intencją jest zorganizowanie spotkania o szerokiej formule programowej, dostępnego dla jak najszerszego środowiska naukowców i praktyków zainteresowanych kwestiami związanymi z profilem Zjazdu. Mamy nadzieję, że otwarta formuła pozwoli nie tylko na pogłębioną analizę wiodącego tematu Zjazdu, ale także na prezentację szerokiego spektrum aktualnych badań prowadzonych w ośrodkach akademickich przez wszystkie pokolenia pedagogów i badaczy edukacji.
Warunki uczestnictwa: Można zgłosić dwa różne tematy wystąpienia. Jako referat, sesję plakatową lub sympozjum można zgłosić także prezentację działań praktycznych.
Terminy i opłaty
Ostateczny termin nadsyłania zgłoszeń: do 28. lutego 2013
Informacja o przyjęciu wystąpienia: do 31. marca 2013
Opłata konferencyjna wynosi 400 zł: do 30. czerwca 2013
Cena nie obejmuje kosztu noclegów.
Zniżkowe opłaty konferencyjne
250 zł dla asystentów i doktorantów
350 zł dla osób zgłaszających się, które wniosą opłatę do końca 31. grudnia 2012 (udział bez referatu lub bez względu na to czy referat zostanie przyjęty).
Opłatę konferencyjną prosimy przesyłać na konto: 59 1240 1271 1111 0010 4368 2415
w tytule przelewu podając: Zjazd Pedagogiczny K-715-12
adres banku:
Bank PEKAO S.A. IV O/Gdańsk
ul. Kołobrzeska 43
Dla zainteresowanych udziałem w Zjeździe Organizatorzy przyjęli dwa podstawowe założenia:
Po pierwsze, w zakresie formuły zgłaszania wystąpień, która pozwoli na wyłanianie sekcji i grup problemowych na podstawie streszczeń, które uzyskają pozytywne recenzje –bez uprzedniego tytułowania poszczególnych sekcji. Formularz zgłoszeniowy zawiera macierz szeroko określonych pól problemowych, w których będziecie Państwo lokować problematykę Waszych prezentacji. Pozwoli to zarówno na wyraźne sprofilowanie tematyczne obrad, jak i na włączenie do nich zagadnień, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć w trakcie planowania problematyki Zjazdu. Przewidujemy też prezentacje wybranych praktyk społecznych i edukacyjnych. Zachęcamy do zgłaszania różnorodnych form prezentacji – od klasycznych referatów, poprzez zespołowe sympozja tematyczne po sesje plakatowe.
Po drugie, w zakresie maksymalnego ograniczenia finansowych barier udziału w Zjeździe. Znaczna część noclegów będzie dostępna za niewielką opłatą w domach studenckich Uniwersytetu Gdańskiego (oczywiście dla chętnych pozostaje opcja wyboru noclegu w hotelu). Proponujemy też opłatę konferencyjną na poziomie pozwalającym na liczne zgłoszenia (co stanie się realne, jeśli zgłoszenia rzeczywiście będą liczne).
Autorem tez referatu wprowadzającego jest prof. dr hab. Tomasz Szkudlarek:
Pojęcie różnicy zdominowało dyskusję w naukach społecznych w końcowych dekadach XX wieku, stanowiąc wyraz załamywania się modernistycznego porządku społecznego. Było to wtedy pojęcie „wyzwalające”, otwierające przestrzeń społeczną w sposób umożliwiający myślenie w kategoriach równoprawności rozmaitych form życia jednostkowego i społecznego. Znalazło to wyraz w debatach o wielokulturowości, o niepełnosprawności, o tolerancji politycznej i religijnej, o seksualności czy wreszcie o indywidualizmie – o niepowtarzalności każdego życia i o prawach do określania własnej tożsamości:
jednostkowej i grupowej.
Ten „klimat epoki”, nazywanej wówczas często mianem ponowoczesnej, nie był tylko efektem intelektualnej mody. Stanowił on w dużej mierze wyraz gwałtownych przeobrażeń ekonomicznych (globalizacja prowadząca do intensywnego przemieszania kultur i wzorów konsumpcji), politycznych (koniec samowystarczalności państw narodowych, otwieranie granic, umacnianie się ponadnarodowych struktur gospodarczych i politycznych) czy technologicznych (rewolucja internetowa, pluralizm i interaktywne współtworzenie kultury w miejsce „masowego” przekazu). Jak się zdaje, ta silna tendencja do decentralizacji, bardzo znacząco wpływająca na teorie i praktyki edukacyjne, uległa zachwianiu – jeśli nie załamaniu – po terrorystycznych atakach na Stany Zjednoczone i proklamowaniu przez USA globalnej „wojny z terrorem”.
Różnica okazała się groźna. Reakcje na zagrożenie różnicą – prawdopodobnie jeszcze groźniejsze. Doprowadziły do wzrostu ksenofobii, do masowych morderstw na tle rasowym i religijnym, do odejścia od uniwersalistycznej koncepcji praw człowieka, do cynicznego przyzwolenia na tortury, wojny prewencyjne i wykorzystywanie bezzałogowych maszyn do zabijania na odległość. Mentalność wojenna zdominowała naszą wyobraźnię; a brak publicznej debaty na jej temat sugeruje, że bezproblemowo dopisała się ona do logiki bezwzględnej rywalizacji, która już wcześniej zawładnęła naszym myśleniem nie tylko o gospodarce, ale także o sferze społecznej.
Polityka społeczna Europy nie rezygnuje jednak z afirmacji różnorodności, chociaż i tu daje się zauważać „uszczelnianie granic” (Frontex), religijny fundamentalizm, dramatyczne nasilenie tendencji nacjonalistycznych i rasistowskich. W wielu krajach – na pewno w Polsce – mamy też do czynienia z wysokim przyzwoleniem na narastanie różnic klasowych. Edukacja staje się w tym kontekście podstawowym narzędziem kształtowania przestrzeni społecznej: zarówno w kierunku utrwalania różnic o charakterze dyskryminacyjnym (klasowa segregacja szkolnictwa w Polsce), jak i ich przezwyciężania w kierunku społecznej inkluzji. Edukacja służy też promowaniu różnic tam, gdzie dyskryminacja polega z kolei na ich zacieraniu.
Toczy się obecnie w tym kontekście bardzo interesująca debata o dwuznacznej roli edukacji w rozwiązywaniu problemów społecznych, o ich „pedagogizacji”, która z jednej strony może realnie zwiększać szanse wpływu grup społecznych i jednostek na warunki ich życia, z drugiej jednak przesłania brak politycznych mechanizmów rozwiązywania ich problemów. Dobrym przykładem jest dominujące obecnie podejście do kwestii bezrobocia: osoba bez pracy postrzegana jest nie jako ktoś, kto potrzebuje środków do życia, a jako ktoś, kto potrzebuje szkolenia1. Mamy więc masy bezrobotnych, którzy są coraz bardziej asertywni i potrafią pisać coraz lepsze CV... Czy przyczyną bezrobocia jest brak takich umiejętności – czy strukturalne problemy natury ekonomicznej?
Pojęcia różnicy i inkluzji są obecnie dyskutowane także w innym wymiarze. Co jakiś czas powraca krytyka teorii reprodukcji (głównie w wydaniu Pierre'a Bourdieu): w latach 80. czynił to Henry Giroux, określając jej oddziaływanie mianem „teoretycznego cmentarza Orwellowskiego pesymizmu”, współcześnie intensywną debatę wywołały prace Jacques'a Rancière'a. Jego krytyczne analizy polityki inkluzji zasadzają się na wątpliwościach co do uznania nierówności za ich punkt wyjścia. Jak zdaniem Rancière'a wskazuje przykład teorii Bourdieu, jeśli raz uczynimy podstawą naszego myślenia nierówność, sama ona będzie się powielać i reprodukować, przesuwając jedynie swoje granice.
Teoria reprodukcji nierówności nie rozwiąże zatem problemu tych nierówności, nie wygeneruje polityki równości, polityka taka zawsze bowiem będzie „zawieszona” na nierówności. Jedynym realnym projektem emancypacyjnym jest w ujęciu Rancière'a założenie fundamentalnej równości i działanie, które będzie to założenie
„weryfikować” – to znaczy czynić je w naszym działaniu prawdziwym. Różnice ludzkiego kapitału, ludzkich zdolności i możliwości nie powinny być zatem „wyrównywane”:
powinniśmy je ignorować, przyjmując, że wszyscy mogą wszystko – i nieustannie sprawdzać w naszym działaniu, jak wiele możemy w ten sposób osiągnąć2. Temperatura współczesnych dyskusji wokół takich tez wskazuje, że być może i w tym wymiarze kwestia różnic i inkluzji w pedagogice i polityce dojrzewa do przemyślenia.
(źródła: 1) Bardzo dobrym wprowadzeniem do tej dyskusji jest numer specjalny Educational Theory (4/2008). Przykład dotyczący bezrobocia pochodzi z artykułu „The Governmentalization of Learning and the Assemblage of a Learning Apparatus” Maartena Simonsa i Jana Masscheleina z tego zbioru; 2) Jacques Rancière: The Ignorant Schoolmaster. Five lessons in intellectual emancipation. Stanford University Press, 1991. Por. też np.: Gert Biesta, „A New Logic of Emancipation: The Methodology of Jacques Rancière”. Educational Theory 1, 2010.)
Subskrybuj:
Posty (Atom)