02 lipca 2012

Czy pedagodzy zostaną objęci przymusowymi szczepieniami?


Otrzymałem mailem tekst, ktory - jak się okazuje - jest zamieszczany w różnych miejscach sieci, by uświadomić obywatelom, co za horror szykuje im polski Sejm, którego posłowie pracują nad rządowym projektem ustawy o zmianie ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi oraz ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Mające miejsce w Komisji Zdrowia głosowanie w tej sprawie (16. posiedzenie Sejmu RP w dniach 13-15 czerwca 2012 r.) zostało przyjęte tylko jednym głosem, bowiem "ZA" projektem było 203 posłów, "PRZECIW" - 202 a 1 "Wstrzymał się". Nie głosowało - 57 posłów. Na stronie Sejmu jest informacja, że projekt dotyczy dostosowania przepisów do zmieniających się potrzeb nadzoru epidemiologicznego i zwalczania chorób zakaźnych; umożliwienia Państwowej Inspekcji Sanitarnej podejmowanie określonych działań przeciwepidemiologicznych w celu przerwania szerzenia się dróg zakażeń, zdefiniowania podmiotów uprawnionych do przetwarzania danych osobowych uzyskanych w celu sprawowania nadzoru epidemiologicznego zasad wymiany danych o zachorowaniach między różnymi inspekcjami, doprecyzowania kwestii stosowania przymusu bezpośredniego w czasie interwencji medycznej oraz nowelizacji przepisów dot. finansowania niektórych zadań realizowanych przez Państwową Inspekcję Sanitarną.

Trzeba być dobrze zorientowanym w temacie, żeby stwierdzić, czy krążąca w internecie obywatelska krytyka tego projektu autorstwa Krzysztofa Waltera słusznie ostrzega nas przed wieloma zagrożeniami płynącymi z przyjęcia tej ustawy przez Parlament. Może zatem specjalizujący się w edukacji zdrowotnej pedagodzy, zanim zostaną poddani przymusowym szczepieniom, wyjaśnią, o co tu tak naprawdę chodzi? Poniżej treść w/w ostrzeżenia i adres strony do projektu ustawy:

“Tym razem rząd ani minister zdrowia nie będą mieli nic do powiedzenia. Będą MUSIELI kupić szczepionki a wszyscy Polacy będą PRZYMUSZENI do ich wstrzyknięcia. I to nie jest teoria spiskowa. Właśnie teraz przez sejm (z tylko jednym głosem przeciwnym) przepychana jest zmiana Ustawy o zapobieganiu epidemiom oraz Ustawy o inspekcji sanitarnej. Zmiany polegają między innymi na rozszerzeniu obowiązku szczepień na wszystkich Polaków (nie tylko jak dotąd dzieci), zmianie definicji choroby zakaźnej (teraz to będzie po prostu każda choroba wywołana przez biologiczny czynnik chorobotwórczy), rozszerzenie uprawnień inspekcji sanitarnej o nadzór nad wykonywaniem obowiązku szczepień (dotąd był to tylko ogólny nadzór nad szczepieniami), oraz zmiany w zasadach stosowania przymusu bezpośredniego (czyli siły fizycznej) przy aplikowaniu procedur medycznych.

Teraz będzie to wyłącznie pod nadzorem lekarza i pracowników medycznych, nie trzeba już ani policji ani wyroku sądu, wystarczy decyzja lekarza. Dotąd polski Minister Zdrowia decydował o ogłoszeniu epidemii, teraz będzie “decydował” główny inspektor sanitarny na polecenie unijnych instytucji zajmujących się bezpieczeństwem epidemicznym. Minister zdrowia zostaje kompletnie pominięty, jego rola zostaje zredukowana do płatnika rachunków za szczepionki. Utajnione zostają też dane dotyczące zachorowań (planowany płatny dostęp do danych, tylko dla podmiotów mających umowę z systemem Sentinel, których jedynym właścicielem będzie sanepid). Projekt eliminuje też wszelką kontrolę społeczną i rządową nad działaniami sanepidu. Znosi się rejestrację i przechowywanie danych o zachorowaniach w szpitalach, przychodniach i laboratoriach – wszystko wyłącznie w sanepidowskim komputerowym systemie Sentinel.

Zmiany ustawy likwidują też finansowanie zgłaszania niepożądanych odczynów poszczepiennych. Uprawnienia sanepidu podczas prowadzenia dochodzenia epidemicznego będą większe niż wojska, policji, prokuratury i sądów i będą prowadzone bez możliwości żadnej kontroli. Sanepid będzie miał prawo wglądu do wszystkich kontaktów (również telefonicznych i elektronicznych) osób podejrzanych lub zagrożonych chorobami zakaźnymi (czyli według nowej definicji- wszystkimi chorobami), do wejścia do mieszkania, zastosowania siły wobec każdego obywatela – i to wszystko bez konieczności uzyskania pozwolenia sądu, bez kontroli policji.

Inspekcja sanitarna będzie miała uprawnienia większe niż służby specjalne a minister zdrowia traci prawo wydawania rozporządzeń regulujących jej prace i stosowane procedury wewnętrzne.

Ta zmiana Ustaw jest już po pierwszym głosowaniu w sejmie (odbyło się 15,06,2012, posiedzenie nr 16, głosowanie nr 15) i została poparta przez wszystkie partie i kluby parlamentarne. Nikt się nie wstrzymał, jeden głos przeciw.

(Zezwalam na kopiowanie i rozpowszechnianie tego tekstu w dowolnych mediach i miejscach pod warunkiem niedokonywania w nim żadnych zmian)”

Krzysztof Walter


Link do strony rządowej z ustawą: http://orka.sejm.gov...4/$File/293.pdf .



01 lipca 2012

Przeceny także w wyższych szkołach prywatnych


Jest jakieś podobieństwo między sromotną klęską polskiej reprezentacji w EURO 2012, a wyższym szkolnictwem prywatnym w naszym kraju. Tak trenerzy jednych, jak i drugich zespołów zamiast skupić się na właściwym doborze zawodników (kadrowiczów), na długo przed meczem święcili tryumfy, zapowiadali zwycięstwa, nawet na miarę mistrzostwa EURO 2012 (mniejsi optymiści mówili o wyjściu z eliminacyjnej grupy) i zarabiali na naiwności oraz nadziejach Polaków, czego najlepszym przykładem są fortuny z tytułu udziału naszych zawodników w reklamach, sprzedaży gadżetów, wydawnictw itp.

Po przegranej jednak przychodzi czas przecen. Tu jest pewna różnica w stosunku do szkolnictwa wyższego. Najsłabsze zespoły ofert edukacyjnych na studiach I i II stopnia oferują przeceny już przed kryzysem i przegraną, bo po upadku niewiele już mają do zaoferowania. Trudno, by młodzież lokowała swoje pieniądze w tzw. "wsp", które nie po raz pierwszy udowodniły, że co innego obiecują, a co innego ma w nich miejsce w trakcie roku akademickiego. Jedno musi zaprzeczać drugiemu, jeśli budowane jest na antywartościach, na: fałszu, hipokryzji, obłudzie, manipulacji, wciskaniu kitu, cwaniactwie, pozoranctwie, itp. Aż dziw bierze, że jeszcze niektóre osoby publiczne w kraju czy władzach wojewódzkich godzą się na obejmowanie patronatem różnego rodzaju imprez organizowanych przez upadłe w powyższym sensie "przedsiębiorstwa akademickie". Kto i co za tym stoi?

Tymczasem, jak Polska długa i szeroka, oferty przecen kuszą tegorocznych maturzystów skorzystaniem z produktów, których wartość jest przedmiotem gry rynkowej, a nie procesów akademickich. Doprawdy Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie ma już powodu do dumy z "tygrysiego skoku" w naszym kraju wskaźnika skolaryzacji na poziomie ISCED 5 (wg klasyfikacji International Standard Classification of Education). Im mniejszy jest popyt na studiowanie określonego kierunku, ze względu na coraz bardziej widoczny niż demograficzny, tym niższa jest cena na ten rynkowy towar. Od kilku już lat utrzymują się na naszym rynku producenci studiów, którzy oferują wykształcenie, rozumiane jako wyprzedaż dyplomów - taniej, krócej i przyjemniej, niemalże bez wysiłku. Tu popyt jest jeszcze duży, bo jak widzimy, przy coraz niższym poziomie egzaminów państwowych, o czym pisałem wczoraj, zwiększa się dzięki manipulacji władz politycznych odsetek osób nieprzygotowanych do bezpłatnego studiowania w uczelniach akademickich z prawdziwego zdarzenia (publicznych i niepublicznych).

Jedyną dla nich szansą są niskiej wymagalności wyższe szkoły prywatne, które dodatkowo jeszcze kuszą różnego rodzaju gratisami, przecenami potencjalnych klientów. Jeśli zatem student jest kupcem, to czy i dyplomami się kupczy? Producent i sprzedawca może być niekompetentny, mierny, byle wierny zasadzie "pecunia non olet", może mieć "quasi habilitację" czy za sobą kiepski doktorat (o takich mówi się: "dwie godziny hańby w czasie obrony doktoratu, ale za to kasa do końca życia"), słaby urobek publikacyjny (głównie w wydawnictwach lokalnych, uczelnianych, on-line, publicystycznych, metodycznych it.). Co oferuje rynek pracy magistrom pedagogiki z dyplomami takich "wsp"? Pracę - jak oni sami piszą - "na kasie" w hipermarkecie, sprzątanie, obsługę magazynów, rozdawanie ulotek, pracę w sekretariatach małych firm, komiwojażerkę, uslugi w "taniej" rozrywce itp.

Oczywiście, jak to na wolnym rynku bywa, są odstępstwa od tych reguł. O dojrzałości maturzystów świadczyć zatem będzie nie tylko to, co chcą studiować, ale i gdzie, w której uczelni oraz z jaką motywacją.

30 czerwca 2012

Polityczne gospodarowanie prawdą o wynikach matur


W głównych "Wiadomościach" TVP1 w dn. 29.06.2012 r. minister edukacji Krystyna Szumilas oznajmiła z radością, że w tym roku matury wypadły lepiej, niż w poprzednim, gdyż w 2011 zdało ją 75,5% młodzieży, a w tym roku egzamin dojrzałości zdało 80% uczniów. Można zatem cieszyć się z tego, bo chociaż tej próby nie zdał co piąty maturzysta (65 tys. uczniów) z przystępujących do matury, a 13% maturzystów oblało tylko jeden przedmiot, to jednak jest jeszcze szansa na podwyższenie wskaźnika sukcesu. W sierpniu zainteresowani będą mogli zdawać maturę poprawkową, a jej pozytywny wynik może podwyższyć wskaźnik sukcesów tegorocznych maturzystów. Wówczas już rząd będzie skakał do góry nie tylko na Narodowym Stadionie im. Kazimierza Górskiego w Warszawie.

Analizując poszczególne przedmioty egzaminacyjne, CKE poinformowała, że z języka polskiego zdało 97% uczniów, z matematyki 85% zaś z języka angielskiego aż 91% uczniów. Niemały odsetek, bo wynoszący 7% spośród wszystkich zdających maturę, stanowią osoby, które nie zdały z więcej, niż jednego przedmiotu. Mało kto zwraca uwagę na to, że egzamin maturalny, podobnie zresztą jak pozostałe egzaminy państwowe, jest przygotowywany na bazie tylko standardów edukacyjnych, gdyż nie są one jedynym czynnikiem jego konstruowania. Innym, ukrytym jest bowiem wynik wcześniejszego egzaminu próbnego, na podstawie którego ustala się dla danego rocznika poziom jego możliwych osiągnięć egzaminacyjnych. To na tej podstawie "kalibruje" się poziom trudności zadań maturalnych do pożądanego przez rządzących wyniku. To politycy zarządzają wynikiem egzaminów państwowych.

Wystarczy obniżyć poziom wymagań, by podwyższyć dla kolejnego rocznika szanse zdania matury na wyższym poziomie, niż miało to miejsce w ubiegłych latach. W ten sposób władza może z każdym rokiem doprowadzać do coraz wyższych wyników matur, chwaląc się na prawo i lewo, jak to znakomicie poprawił się za jej rządów proces kształcenia. Ujawniał ten proceder b. dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej prof. Krzysztof Konarzewski, kiedy w jednym z wywiadów stwierdził, że w Polsce wygrywają
(...) testy podporządkowane nie tyle wymogom teorii pomiaru, ile wyobrażeniom polityków o sprawiedliwych pytaniach. Sprawiedliwych, czyli niebudzących oburzenia wśród nauczycieli i rodziców. To dlatego resort edukacji bez przerwy zmienia reguły gry. Wcześniej, kiedy nie był dyrektorem CKE pisał wprost:

Egzaminy służą selekcji uczniów w obrębie systemu. O samym systemie nie mówią nic. Jest tak dlatego, że każdy egzamin musi być dostosowany do średniego poziomu egzaminowanych. Budowę testów egzaminacyjnych otwiera decyzja polityczna w sprawie pożądanego odsetka porażek (powiedzmy - między 10 a 20 proc. abiturientów). Następnie dobiera się progowy wynik (powiedzmy - 30 proc. możliwych punktów) pozwalający uzyskać założony odsiew. Jeśli chcemy ocenić jakość wykształcenia Polaków i pracę szkół, powinniśmy się włączać w międzynarodowe badania porównawcze. Dają one znacznie szersze, rzetelniejsze i bardziej miarodajne informacje o naszej oświacie, a kosztują sto razy mniej. (http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_050722/publicystyka/publicystyka_a_9.html)

Po co więc burza w szklance wody i rozdzieranie szat w mediach tytułami artykułów: "Maturzyści znowu polegli na matmie" (notabene w tym artykule jest kilka błędów ortograficznych!), "Co piąty maturzysta nie zdał", "Maturalny pogrom" itp., skoro nie podaje się prawdy o tym, jak politycy manipulują egzaminami państwowymi? "Wiadomości" TVP1 też zmanipulowały moją wypowiedź i to dwukrotnie, raz podając nieprawdziwą informację pod moim nazwiskiem "Polska Akademia Nauk" (nikt nawet nie raczył mnie zapytać o mój status zawodowy, chociaż wywiadu udzielałem przed gmachem Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, gdzie prowadzę zajęcia dydaktyczne ze studentami), a drugi raz wycinając wszystkie zdania krytyczne o polityce oświatowej Platformy Obywatelskiej. Tak konstruuje się w społeczeństwie fałszywą świadomość.

Dzisiejszy wywiad "Rzeczpospolitej” z Ireneuszem Wywiałem - nauczycielem historii w warszawskim gimnazjum i liceum ogólnokształcącym jest egzemplifikacją konfliktu między nauczycielami a resortem edukacji w realizacji kolejnych, nieudanych prób reformowania polskiego szkolnictwa. Co z tego, że osoby posiadające na poziomie co najmniej 30% wiedzę i umiejętności przychodzą na studia, skoro już na pierwszym roku trzeba nie tylko przypominać im elementarne rzeczy z kierunkowych dyscyplin, ale i organizować "korepetycje", by w ogóle mogły studiować? Co z tego, że wszyscy narzekamy na bylejakość egzaminów państwowych, także na manipulacje polityków przy ich kalibrowaniu, skoro i tak uczestniczymy w tym procesie bez szans na jego naprawę? Jak słusznie stwierdza implicite I. Wywiał - pozwalamy się oszukiwać propagandzistom twierdząc, że rozwiązania MEN zbliżają nas do Europy, a tymczasem jest to skądinąd dość oszczędne gospodarowanie prawdą.

29 czerwca 2012

Edukacja dla równości czy edukacja dla najlepszych?


Próby odpowiedzi na powyższe pytania przewijały się w referatach i dyskusjach uczestników niezwykle interesującej konferencji, jaką zorganizowali naukowcy Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu w dn. 28-29 czerwca 2012 r. - dr hab. Agnieszka Gromkowska-Melosik, prof. UAM, dr hab. Tomasz Gmerek, prof. UAM oraz dr Michał Klichowski. W debacie uczestniczyli profesorowie i doktorzy nauk humanistycznych z akademickich uczelni w naszym kraju, którzy od wielu lat zajmują się w swoich badaniach problematyką socjalizacji dzieci, młodzieży lub osób dorosłych, w tym także w toku edukacji szkolnej. Referowali profesorowie: Zbigniew Kwieciński, Mirosław J. Szymański, Zbyszko Melosik, Bogusław Śliwerski, Ewa Solarczyk-Ambrozik, Agnieszka Cybal-Michalska, Iwona Chrzanowska, Wiesław Ambrozik, Mirosława Nowak-Dziemianowicz, Jerzy Modrzewski, Magdalena Piorunek, Joanna Ostrouch- Kamińska, Andrzej Ćwikliński, Ewa Jarosz, Tomasz Gmerek, Eva Zamojska, Marek Budajczak, Beata Dyrda oraz młodzi doktorzy - Ewa Bielska, Marek Bernasiewicz, Jarema Drozdowicz i Michał Klichowski.


W pięknej sali Rady Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu pojawiły się w toku debaty (hipo-)tezy badaczy, które warto wziąć pod uwagę w procesie kształcenia i wychowywania młodych pokoleń oraz stymulowania autoedukacji osób dorosłych. Zanim ukaże się publikacja z tej debaty, warto w tym miejscu je odnotować, bo chociaż skończył się rok szkolny 2011/2012, to przecież wraz z wakacjami rozpoczyna się kolejny cykl edukacji publicznej i niepublicznej. Jak znam nauczycieli, to jeszcze przed wyjazdem na wakacje będą analizować przydział zajęć dydaktycznych, szkolnych i pozaszkolnych. Przytoczę tu tylko niektóre z (hipo-)tez, bowiem pełne teksty wystąpień i głosów w dyskusji ukażą się w odrębnej publikacji:



* Uczniowie mogą mieć kapitał kulturowy, ale go nie uruchomić lub nie rozwinąć w wyniku okoliczności nie zawsze zależnych od nich;

* Od poziomu szacunku każdego z nas dla siebie zależy to, czy angażujemy się w rozwój własny i społeczny;

* Badania potwierdzają wzajemne relacje między wykształceniem jednostki a jej pozycją w społeczeństwie;

* Wiele podmiotów prowadzących wyższe szkoły prywatne przyczynia się do patologii oferując na sprzedaż nieświeże produkty edukacyjne, chociaż w pięknym opakowaniu akademickiego marketingu;

* Nie nastąpią zmiany jakościowe w procesie kształcenia akademickiego pod wpływem innego sposobu i innej formy opisu treści i ich operacjonalizacji (KRK). Co innego będzie w dokumentacjach szkół wyższych, a co innego w toku zajęć dydaktycznych. Podobne słabości mają już miejsce w oświacie powszechnej;

* Rodzice nie są w stanie odróżnić, która szkoła spełnia najwyższe standardy, gdyż kierownictwo tych placówek manipuluje informacjami na ten temat;

* Od czasów II RP nie zniknęły negatywne problemy selekcyjne w naszym szkolnictwie. Dostęp bowiem do dobrej szkoły na wsi jest nadal bardzo ograniczony. Lepiej jest wprawdzie z dostępem do wyższych szkół, gdyż te - w większości jako szkoły niepubliczne - funkcjonując w małych miejscowościach często oferują najmniej atrakcyjne i przydatne na rynku kierunki studiów oraz nie mają kadry na najwyższym poziomie. Dyplom ukończenia jednej szkoły nie jest zatem równy dyplomowi innej szkoły tego samego stopnia kształcenia, zaś masowość kształcenia wyższego sięga już studiów III stopnia, rzutując na inflację dyplomów;

* Szkoły publiczne stosują praktyki wykluczające uczniów, którym potrzebna jest właśnie pomoc, inkluzja;

* Nauczyciele szkół integracyjnych w większości są przeciwni procesom włączania do procesu kształcenia dzieci z różnymi rodzajami niepełnosprawności, zaś gminy oszczędzają na zatrudnianiu nauczycieli wspomagających, którzy są specjalistami w zakresie pedagogiki specjalnej. Tym samym szkoły integracyjne zaprzeczają swoim założonym funkcjom, wzmacniając procesy wykluczania dzieci z dysfunkcjami rozwojowymi;

* W Polsce ok. 25% dzieci żyje w warunkach głębokiego ubóstwa, toteż nie mają one wsparcia kulturowego i społecznego we własnych środowiskach życia, a szkoły ze swoim represyjnym systemem klasowo-lekcyjnym pogarszają ich sytuację społeczną;

*Niemożliwe jest zagwarantowanie wszystkim ludziom równości warunków do uczenia się i osobistego rozwoju, zaś idea wyrównywania szans najsłabszym nie sprawdziła się ani w socjalizmie, ani w ustroju demokratycznym o gospodarce rynkowej;

* Radykalnie zmniejszyła się autonomia szkolnictwa publicznego w wyniku postępującej biurokratyzacji, immunizacji MEN na kontrolę społeczną, narzucania nauczycielom form i metod pracy, szczegółowych rozwiązań dydaktycznych, utrwalaniu systemu klasowo-lekcyjnego, który jest nieadekwatny do konieczności edukowania dzieci i młodzieży zgodnie z konstruktywistycznym podejściem do procesu uczenia się;

*Masowo kształceni nauczyciele nie mają potencjału emancypacyjnego i twórczego, toteż przejawiają postawy konformistyczne wobec nadzoru pedagogicznego;

* W społeczeństwie wielokulturowym, jakim jest np. Szwecja, postępuje kryzys pedagogiki międzykulturowej, bowiem chociaż jest wyraźna akceptacja społeczeństwa dla różnorodności etnicznej, religijnej, kulturowej, a w ślad za tym idą rozwiązania edukacji inkluzyjnej, to jednak przybysze z innych krajów świadomie rezygnują z asymilacji, zamykając się w swoich wspólnotach (izolacjonizm).


W dyskusji prof. Zbyszko Melosik zachęcał do odpowiedzi na pytania: Czy możliwe jest społeczeństwo ludzi równych? Czy celowe jest – w świetle kompromitacji wszystkich dotychczasowych prób w tym zakresie - dążenie do budowy takiego społeczeństwa? A może wszystkie społeczeństwa muszą być w nieuchronny sposób hierarchiczne? A może muszą mieć kształt piramidy lub drabiny po szczeblach której ludzie będą się wspinać? Jeśli założymy, że jakieś nierówności – w formie dostępu do władzy i dobrobytu – muszą istnieć; innymi słowy, jeśli przyjmiemy, że nie jest możliwa „absolutna równość”, to powstają pytania: jakie kryteria powinny decydować o miejscu człowieka w społeczeństwa?; Co powinno wyznaczać jego status i pozycję?


27 czerwca 2012

Akademickie transfery i pożegnania


Ruch kadrowy w szkolnictwie wyższym osiąga swój szczyt. Dzisiaj odbyło się ostatnie w bieżącym roku akademickim posiedzenie Rady Wydziału Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, w trakcie którego kończący drugą kadencję Dziekan dr hab. Janusz Gęsicki, prof. APS (fot. 1) ze wzruszeniem dziękował wszystkim swoim współpracownikom naukowym, administracyjnym i prodziekanom dr. Radosławowi Piotrowiczowi
dr. Danucie Urydze i studentom za wieloletnią współpracę. Przypomniał, w jak trudnych i jakże skromnych przed 7 laty warunkach infrastrukturalnych rozpoczynał swoje urzędowanie w jednowydziałowej Akademii, a dzisiaj z poczuciem wielkiej satysfakcji przekazuje zupełnie nową jednostkę organizacyjną, z której wyłonił się Wydział Nauk Społecznych APS, pod skrzydła nowego Dziekana - dr. hab. Macieja Tanasia, prof. APS.

Nie ulega wątpliwości, że pozyskanie w ostatnich latach, jak sam to określił J. Gęsicki, w ramach tzw. akademickich transferów - kolejnych profesorów tytularnych, wzmocniło jednostkę, która generując powstanie drugiego Wydziału i oddając zarazem jemu nowy, a utworzony jako pierwszy w Polsce kierunek studiów "praca socjalna", uruchamiając studia z zakresu "socjologii", musiała także zatroszczyć się o to, by nie tylko zachować pełne uprawnienia akademickie do nadawania stopni i tytułu naukowego profesora, ale i sukcesywnie rozwijać swój potencjał naukowo-badawczy.

To właśnie na Wydziale Nauk Pedagogicznych APS prowadzone są na najwyższym poziomie w naszym kraju studia z pedagogiki (studia pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia (doktoranckie), z pedagogiki specjalnej (studia pierwszego i drugiego stopnia oraz s edukacji artystycznej w zakresie sztuk plastycznych, także studia pierwszego i drugiego stopnia, które łącznie oferują młodzieży kilkadziesiąt specjalności! Tu nie oszczędza się kosztem jakości kształcenia, ale podtrzymuje wielość zajęć warsztatowych, rozwijających w ramach ćwiczeń i zajęć specjalistycznych, wzbogaconych o różne formy artystyczne, kreatywne, umiejętności profesjonalne do pracy w zawodzie pedagoga. To na tym Wydziale jest najmłodszy doktor habilitowany z pedagogiki w naszym kraju, a zajmujący się pedagogiką twórczości (dr hab. Maciej Karwowski, prof. APS), bowiem dba się tu o naukową młodzież, zapewniając jej korzystne warunki do rozwoju. Wystarczy zajrzeć na stronę internetową Wydziału, by zobaczyć, jak znakomita kadra akademicka służy swoją wiedzą i umiejętnościami tak własnemu środowisku, jak i wszystkim tym akademikom z kraju, którzy oczekują wsparcia czy weryfikacji własnych dokonań w ramach otwieranych przewodów naukowych.

Nie jest łatwo rozstawać się z funkcją, która przez wiele lat wpisywała się - w wydaniu Dziekana Janusza Gęsickiego w najwyższe standardy akademickiej kultury, budowania wspólnoty uczonych, otwartego komunikowania się z każdym i włączania do dialogu czy mediacji w najróżniejszych sprawach dla naszego środowiska. Właśnie za to dziękowali Mu dzisiaj kierownicy podległych jednostek, jak dyrektorzy instytutów i katedr czy pracowni. Była już po obradach Rady symoboliczna lampka wina do wzniesienia toastu i podziękowań, a zarazem podzielenia się nadziejami z jeszcze aktywnym do końca sierpnia tego roku i już nowym Dziekanem Wydziału na kontynuowanie oraz dalsze rozwijanie nauki, ofert kształcenia itp.


Cieszę się, że miałem możliwość uczestniczenia w posiedzeniach Rady Wydziału Nauk Pedagogicznych APS, które nie przypominały w żadnej mierze "partyjnych operatywek", sprzyjały współtworzeniu kultury porozumienia i prowadzenia autentycznych debat naukowych. Jak w każdej akademickiej społeczności, która ponosi odpowiedzialność tak za jakość kształcenia, jak i proces rozwoju młodych kadr naukowych, promowania naukowców z całego kraju, bo niemalże co miesiąc otwierane i zamykane są tu przewody doktorskie, habilitacyjne, a także pojawiają się wnioski o nadanie tytułu naukowego profesora.


To wszystko jest najlepszym świadectwem osiągnięcia przez dra. hab. Janusza Gęsickiego, prof. APS sukcesu w zarządzaniu niezwykle dużą, silną naukowo i dydaktycznie jednostką akademicką. Kosz kwiatów był symbolicznym podziękowaniem za lata poświęconego czasu, wysiłku i troski o wspólne dobro. Dziekani wraz ze swoimi zastępcami są tymi osobami, których codzienna, w większości niewidoczna praca także o charakterze biurokratycznym, odbywa się kosztem ich osobistego, rodzinnego życia, poświęcenia czy ograniczenia w jakiejś mierze własnych pasji naukowych, by zadbać o warunki pracy innych.

26 czerwca 2012

Standardy i dobre praktyki w badaniach pedagogicznych w klimacie empiryczno-buddyjskim


Przedmiotem obrad Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk w dniu 26 czerwca 2012 r., które toczą się dzisiaj na Wydziale Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu jest jakość badań naukowych w pedagogice.

Gospodarzem całości spotkania jest Dziekan Wydziału - prof. zw. dr hab. Aleksander Nalaskowski, zaś merytorycznym inicjatorem i współorganizatorem tego spotkania jest Prodziekan - prof. zw. dr hab. Krzysztof Rubacha, który pół roku temu zaproponował zorganizowanie debaty naukowców zainteresowanych odpowiedzią na paradoksalne pytanie: skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle z jakością badań w naukach pedagogicznych? Wspiera tę inicjatywę Redakcja Naukowa „Przeglądu Badań Edukacyjnych” przy Wydziale Nauk Pedagogicznych UMK, która zaproponowała wydanie pierwszego numeru tego czasopisma w 2013 r. z tekstami referatów i omówieniem dyskusji z tego spotkania. Rozmawiamy i dyskutujemy zatem o tym, jak nie prowadzić badań w naukach o wychowaniu, ale i o tym, co jest ich siłą, a co słabością? Na co powinniśmy zwrócić większą uwagę, by mieć większe poczucie nie tylko satysfakcji, ale i uzasadnionego wkładu w rozwój własnej dyscypliny naukowej?

W treści zaproszenia, którą przytaczam poniżej, prof. Krzysztof Rubacha zachęcał wszystkich zainteresowanych do wystąpień, ale też i dyskusji, wspólnej rozmowy, podzielenia się przez naukowców swoimi doświadczeniami, wątpliwościami czy propozycjami rozwiązywania dylematów metodologicznych: Wartość wyjaśniająca badań pedagogicznych zależy, w dużym stopniu, od jakości ich podstaw metodologicznych. Przegląd tekstów będących raportami z badań publikowanych na łamach polskich czasopism pedagogicznych, a także nasze codzienne doświadczenia jako recenzentów w przewodach naukowych, stanowią źródło informacji na temat praktyk metodologicznych stojących za projektami badawczymi.

Po pierwsze, można zaobserwować zmniejszanie się liczby tekstów opartych na wynikach badań empirycznych. Po drugie, w doniesieniach z badań empirycznych widoczna jest tendencja do koncentracji na obrzeżach przedmiotu badań pedagogicznych. Rzadziej natomiast badacze/ki koncentrują się na centralnych dla naszej dyscypliny zagadnieniach, zarówno na poziomie badań stosowanych, jak i podstawowych. Po trzecie, w badaniach pedagogicznych zaczęła przeważać strategia jakościowa nad ilościową. Zjawisku temu nie towarzyszy jednak troska o budowanie systemu standardów metodologicznych dla strategii jakościowej, zwłaszcza na poziomie analizy danych. Problem tych standardów został już w dużej mierze rozwiązany w przypadku strategii ilościowej, co wcale jednak nie znaczy, że stan ten odbija się pozytywnie na praktyce badań pedagogicznych, realizowanych w tej strategii.

Po czwarte, wątpliwości może budzić zakres w jakim badania wyrastają z podstaw teoretycznych. Wydaje się, że etap konceptualizacji i problematyzacji badań nie jest traktowany jako kluczowy i decydujący o przyszłych wynikach. Po piąte, spora cześć tekstów pedagogicznych powstaje poza świadomością metodologiczną ich autorów/ek. W ramach strategii ilościowej, na przykład, niezmiernie rzadko losuje się próbę do badań, a przecież jest to warunek bazowy dla generalizowania wniosków na populację, co jest głównym kryterium decydującym o racji bytu tej strategii.

Ta pobieżna i spłycona charakterystyka naszych tekstów naukowych skłania do refleksji o charakterze diagnostycznym i projektującym. Jaki jest poziom metodologiczny badań pedagogicznych? Co należy zrobić dążąc do podnoszenia tego poziomu? Z tych dwóch perspektyw będziemy chcieli przyjrzeć się praktykom metodologicznym w badaniach pedagogicznych. Zrobimy to w odniesieniu do następujących kryteriów porządkujących warstwy metodologiczne tekstów – raportów z badań:

- poziom konceptualizacji i problematyzacji rzeczywistości edukacyjnej

- poziom operacjonalizacji i zbierania danych

- poziom analizowania danych: ilościowych, jakościowych

- poziom stosowanych interpretacji uzyskanych rezultatów

- poziom etyczny badań: w odniesieniu do badanych osób oraz
powstających tekstów (plagiaty, nadużycia w cytowaniach, itd.).

- poziom umiejętności pisania prac naukowych.


W trakcie posiedzenia zostanie wręczona przez Redaktora Naczelnego "Kultury i Edukacji" a zarazem profesora Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu Ryszarda Borowicza Nagroda dla laureata VI Edycji Konkursu KiE na najlepszą monografię podejmującą problematykę kultury, społeczeństwa i edukacji. Należy w tym miejscu przypomnieć, że po ocenie wartości naukowej rozprawy, najważniejszą zasadą ubiegania się o tę nagrodę jest cenzus wieku autora, bowiem w chwili wydania książki nie może mieć ona/on więcej niż 35 lat.

Dla przypomnienia, laureatami w poprzednich edycjach tego konkursu byli:

• Rok 2011: Paweł Rudnicki, Oblicza buntu w biografiach kontestatorów. Refleksyjność, wyzwalające uczenie się, zmiana.

• Rok 2010: Bartosz Wojciechowski, Interkulturowe prawo karne. Filozoficzne podstawy karania w wielokulturowych społeczeństwach demokratycznych.

• Rok 2009: Maria Theiss, Krewni - Znajomi - Obywatele. Kapitał społeczny a lokalna polityka społeczna.

• Rok 2008: Arkadiusz Karwacki, Błędne koło. Reprodukcja kultury podklasy społecznej.

• Rok 2007: Joanna Jagodzińska, Misterium romantyczne.

Jak podaje redakcja KiE na swojej stronie, w tym roku o prymat ubiegali się autorzy następujących książek:

• Dagna Dejna, Amisze. Fenomen wychowania endemicznego.

• Agnieszka Gutkowska, Zjawisko molestowania seksualnego w uczelniach wyższych w Polsce i USA. Aspekty prawne i kryminologiczne.

• Małgorzata Karczmarzyk, Co znaczą rysunki dziecięce. Znaczenia i potencjał komunikacyjny rysunku dziecka sześcioletniego.

• Katarzyna Kowal, Między altruizmem a egoizmem. Społeczno-kulturowe uwarunkowania przeszczepów rodzinnych.

• Joanna Kulesza, Lus Internet. Między prawem a etyką.

• Artur Laska, Sprawiedliwość społeczna w dyskursie polskiej zmiany systemowej.

• Robert Pawlak, Reforma oświaty "po polsku", czyli o tym jak rząd posyła sześciolatki do szkół.

• Jacek Poniedziałek, Postmigracyjne tworzenie tożsamości regionalnej. Studium współczesnej warmińskomazurskości.

• Ewelina Wejbert-Wąsiewicz, Aborcja. Między ideologią a doświadczeniem indywidualnym. Monografia zjawiska.

• Marcin Zaborski, Współczesne pomniki i miejsca pamięci w polskiej i niemieckiej kulturze politycznej.

• Radosław Kossakowski, Budda w kulturze konsumpcji.



To właśnie książka Radosława Kossakowskiego uzyskała najwyższe uznanie ekspertów. Prof. dr. hab. Leszek Karczewski tak napisał w recenzji wydawniczej o jej wartości:

Radosław Kossakowski przekonuje, że idee buddyjskie mogą koegzystować z innymi koncepcjami na różnych poziomach rozpatrywania, że buddyzm jest praktyczną filozofią „dopasowaną” do gustów zindywidualizowanych przedstawicieli Zachodu. Buddyzm może przekładać się również na szerszy kontekst, czego egzemplifikacje znajdujemy również w tej pracy. Wskazane zostały liczne przykłady wykorzystywania buddyzmu do próby „naprawy” społeczeństwa konsumpcyjnego, począwszy od świadomego konsumeryzmu, opartego na duchowym fundamencie, aż do wykorzystania buddyzmu w ekonomii i w rozwoju społecznej integracji (niesienie pomocy bezdomnym, prowadzenie medytacji w zakładach penitencjarnych).

Nie jest to pierwsza książka tego młodego naukowca, bowiem w 2009 r. wydał w Krakowie rozprawę pt. Diamentowa droga. Wspólnota religijna w świecie duchowości refleksyjnej. Jego zainteresowania akademickie koncentrują się na zagadnieniach związanych z kulturą konsumpcyjną oraz tzw. zachodnim buddyzmem. Dotychczas opublikował kilkadziesiąt prac naukowych i popularnonaukowych, m.in. w „Studiach Socjologicznych”, „Kulturze i Społeczeństwie”, „Przeglądzie Religioznawczym”, „Humanizacji Pracy”, „Kulturze i Edukacji”, „Odrze”, „Przeglądzie Powszechnym” i w tomach zbiorowych.

Ciekawostką niech będzie to, co ma ścisły związek - nie tylko okolicznościowy, ale i merytoryczny - z dzisiejszą debatą KNP PAN, że laureat powyższej nagrody prowadzi na Uniwersytecie Gdańskim zajęcia m.in. z "Metod pomiaru i skalowania w socjologii", zaś w wielu swoich publikacjach pokazuje relacje między naukami empirycznymi a wiarą (religią).

Biorąc pod uwagę to, że mamy jeszcze w kraju EURO 2012, można przyrównać dzisiejsze spotkanie do swoistego rodzaju "odnowy metodologicznej" przed jakże ważnymi dla każdego z nas "debatami międzynarodowymi" w nauce. Czas toczących się w Polsce i na Ukrainie mistrzostw powinien sprzyjać nabraniu większego dystansu do własnych dokonań i przyjmowania, tak jak czynią to tysiące kibiców, z większym poczuciem humoru to, co jest w tym czasie stylistyką moich wpisów.


25 czerwca 2012

Strzały karne rozstrzygają o wyniku także w szkolnictwie wyższym

Emocjonujący mecz Anglia – Włochy oddał sprawiedliwość piłkarzom z południa Europy, którzy w pełni zasłużyli na zwycięstwo. Niedawno pisałem o czerwonych i żółtych kartkach w szkolnictwie wyższym, jakie rozdało Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego rektorom niektórych szkół publicznych i prywatnych. Piszą do mnie studenci z zapytaniem, co będzie z nimi w tej sytuacji, gdy wyższej szkole prywatnej minister zawiesił prawo do prowadzenia naboru na studia I lub II stopnia na kierunku pedagogika?

Ta kara dotyczy tylko i wyłącznie zawieszenia naboru dla nowych kandydatów na studia na – w tym przypadku - tym kierunku kształcenia, bo przecież nie dotyczy ona tylko pedagogiki. Pismo, jakie otrzymali rektorzy tych uczelni, którym zawieszono uprawnienia, jest jednoznaczną decyzją administracyjną. Jak pisze dyrektor Departamentu Nadzoru i Organizacji Szkolnictwa Wyższego – tego typu decyzja wynika z materiału dowodowego w sprawie zawieszenia uprawnień na kierunku „pedagogika” zgodnie z art. 77§1 ustawy – Kodeks postępowania administracyjnego (Dz. U. z 2000 r. Nr 98, poz. 1071 z późn. zm).

W związku z powyższym władze resortu poinformowały zarazem rektorów, że zgodnie z art. 10 § 1 Kpa strona ma prawo czynnego udziału w każdym stadium postępowania, a przed wydaniem decyzji prawo wypowiedzenia się co do zebranych dowodów i materiałów w terminie 7 dni od dnia doręczenia im tego postanowienia. Stronie przysługuje prawo przeglądania akt dotyczących ww. sprawy, znajdujących się w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego w powyższym Departamencie.

Skoro po złożeniu wyjaśnień przez rektorów tych „wsp” – a więc wyższych szkół państwowych i wyższych szkół prywatnych wpłynęło na ich ręce pismo, będące już administracyjną "Decyzją" władzy, to dalsze odwołania w ciągu 14 dni związane z możliwością złożenia wniosku o ponowne rozpatrzenie sprawy, jeśli nie podważają zgromadzonych dowodów, na nic się zdają. ZAWIESZENIE UPRAWNIEŃ do prowadzenia studiów na kierunku ma miejsce na podstawie art. 11b ust.2 oraz art. 11c ust. 1 i 2 ustawy z dnia 27 lipca 2005 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym (Sz. U. Nr 164, poz. 1365, z późn. zm.) i ZOBOWIĄZUJE uczelnię w terminie nie dłuższym niż dwanaście miesięcy do usunięcia stwierdzonych naruszeń.

Tym samy rektorzy otrzymali "Decyzję" w świetle, której w okresie zawieszenia uprawnienia do prowadzenia studiów pierwszego czy drugiego stopnia zostają wstrzymane przyjęcia studentów na dany kierunek i poziom kształcenia. Innymi słowy, jeżeli "Decyzja" dotyczy wstrzymania uprawnień do prowadzenia studiów pierwszego stopnia, szkoła może prowadzić dalej kształcenie dla już przyjętych w niej studentów tego poziomu kształcenia, natomiast nie wolno jej prowadzić naboru dla nowego rocznika.

Decyzji minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego nadaje rygor natychmiastowej wykonalności. Załącza do niej uzasadnienie, w którym wyjaśnia powody, dla których dana szkoła zaprzestała spełniać warunki do prowadzenia studiów na kierunku „pedagogika”. Jak się okazuje, tym warunkiem najczęściej niespełnionym są zmiany w stanie zatrudnienia wpływające na uprawnienie do prowadzenia studiów. Jeżeli jest to wyższa szkoła prywatna, to o tych zmianach nie decyduje senat, rada wydziału, tylko założyciel czy/i kanclerz, a więc pracodawca. To na tę osobę spada odpowiedzialność za zwalnianie profesorów i doktorów z pracy w szkole, już po rozpoczęciu roku akademickiego lub niezatrudnienie odpowiedniej kadry przed jego rozpoczęciem, przez co naruszony jest ustawowy wymóg w zakresie tzw. minimum kadrowego.

Sam pamiętam, że kiedy byłem rektorem wyższej szkoły prywatnej, to nie pozwalałem na to, by stan zatrudnienia w jakimkolwiek momencie mógł naruszyć ów wymóg. Założyciel w pełni to wówczas akceptował i zatrudniał o co najmniej jedną osobę więcej w ramach tzw. minimum kadrowego, by w sytuacji różnych, często nieprzewidywalnych okoliczności życiowych, nie nastąpiło jakiekolwiek zagrożenie dla ciągłości kształcenia. Trzeba jednak być rektorem znającym prawo i czuwającym oraz je egzekwującym. Inaczej minister, który dysponuje po 15 października każdego roku akademickiego obowiązkowo przesyłanym do resortu wykazem m.in. kadr akademickich, może stwierdzić, czy prawo w tym względzie nie zostało naruszone.

Są niestety, założyciele czy rektorzy, którzy albo lekceważą prawo, albo mylnie je interpretują, albo ignorują z przeświadczeniem, że są najmądrzejsi na świecie, albo z braku kompetencji czy doradców prawnych (ci też często nie znają się na prawie akademickim), albo lekceważąc normy, nie biorą pod uwagę tego, że w przypadku niezawiadomienia w wyznaczonym terminie o zaprzestaniu spełniania przez wyższą szkołę warunków do prowadzenia studiów, de facto sami prowadzą do kryzysu. Minimum kadrowe dla kierunku studiów musi być spełnione nie w trakcie roku akademickiego, ale przed jego rozpoczęciem, do 30 września poprzedzającego rok akademicki. Do minimum kadrowego wliczani są nauczyciele akademiccy zatrudnieni w uczelni na podstawie mianowania albo umowy o pracę, w pełnym wymiarze czasu pracy, nie krócej niż od początku roku akademickiego.
.
Wielu założycieli tzw. „wsp” wie o tym, toteż nie bez powodu nie rejestrowało swoich szkół w bazie POL-on, by nie zostały wykryte owe braki. Niektórym wydawało się, że mogą po swojemu interpretować prawo o szkolnictwie wyższym. Taki strzał karny do własnej bramki wynika z zarządzania opartego na niewiedzy, arogancji lub cwaniactwie. W takich sprawach wynik meczu jest przesądzony - 4:2 dla Ministerwstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Pojawia się nadzieja, że tak, jak w piłce nożnej, konieczna jest kontrola elektroniczna zdarzeń, które mogą rzutować na wynik meczu, jeśli sędzia pomyli się i czegoś nie dostrzeże lub nie będzie chciał dostrzec, podobnie i w szkolnictwie wyższym ta wydawałoby się banalnie prosta forma rejestracji danych, jakie kierują władze uczelni do organów władzy centralnej, staje się jednym z dowodów materialnych na mające miejsce w niektórych wyższych szkołach prywatnych czy państwowych nieprawidłowości. Warto zatem analizować warunki przyszłego studiowania czy pracy zawodowej w środowisku, w którym nie wszystkim zależy na postępowaniu fair play wobec jego klientów.