Ambasada Stanów Zjednoczonych w Polsce oferuje naszym nauczycielom szkół średnich (ponadgimnazjnalnych) udział w programie Teaching Excellence and Achievement, czyli w sześciotygodniowym szkoleniu w USA. Trwa właśnie nabór do kolejnej edycji, w trakcie której nauczyciele będą uczestniczyć w seminariach z metodyki kształcenia, konstruowania programu dydaktycznego, planowania lekcji oraz technik nauczania. Zajęciach będą prowadzić kadry uniwersyteckie, nauczyciele amerykańskich szkół średnich. Przewiduje się też udział w hospitowaniu zajęć szkolnych w wybranych placówkach.
Wszystkie koszty związane z udziałem w programie pokrywa Biuro Edukacji i Kultury Departamentu Stanu, w tym także te, które wiążą się z obowiązkiem zdania egzaminu z języka angielskiego (TOEFL), pokryciem opłaty wizowej, chyba że zostanie do tego czasu zniesiona, przelotem, noclegami, wyżywieniem, ubezpieczeniem, transportem lokalnym, przyjazdem na sesje informacyjną do ambasady oraz materiałami edukacyjnymi.
Zanim podejmiecie decyzję, że chcielibyście wziąć udział w tym programie, poczytajcie trochę o amerykańskiej edukacji:
*Budajczak M., Edukacja domowa. GWP, Gdańsk 2004
* Chłodna I., Edukacja amerykańska. Drogi i bezdroża, Lublin: Wydawnictwo KUL 2008
*Dylak S., Wprowadzenie do konstruowania szkolnych programów nauczania, WSz PWN, Warszawa 2002
*Edmunds F., Szkoły Waldorfskie na świecie i w Polsce, Wyd. Spektrum, Warszawa 1996.
*Feinberg W., Soltis J.F., Szkoła i społeczeństwo, WSiP, Warszawa 2000
*Gutek G.L., Filozoficzne i ideologiczne podstawy edukacji, wstęp i red. naukowa Bogusław Śliwerski, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2003.
*Gribble D., Edukacja w wolności, W poszukiwaniu idealnego systemu kształcenia, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2005
*Holt J., Zamiast edukacji. Warunki do uczenia się przez działanie, tłum. Dorota Konowrocka, wprowadzenie Bogusław Śliwerski, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2007.
*Kościelniak M., Zrozumieć Rogersa. Studium koncepcji pedagogicznych Carla R. Rogersa, Impuls, Kraków 2004
*Kupisiewicz Cz., Koncepcje reform szkolnych w wybranych krajach świata na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, Wyd. Żak, Warszawa 1995.
*Kupisiewicz Cz., O reformach szkolnych. Wybór rozpraw i artykułów z lat 1977 – 1999, red. naukowa Adam Knap, Alicja Siemak-Tylikowska, Mirosław S. Szymański, Wydawnictwo Akademickie „Żak”, Warszawa 1999
*Kupisiewicz Cz., Szkice z dziejów dydaktyki, Oficyna Wydawnicza „Impuls”, Kraków 2010
*Melosik Z., Teoria i praktyka edukacji wielokulturowej, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2007
*Melosik Z., Postmodernistyczne kontrowersje wokół edukacji, Wyd. Edytor, Toruń - Poznań 1995
*Mendel M., Edukacja społeczna. Partnerstwo rodziny, szkoły i gminy w perspektywie amerykańskiej, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2001
*Męczkowska A.: Edukacja, demokracja, tożsamość ; echa myśli Deweyowskiej we współczesnej amerykańskiej refleksji kulturowo-edukacyjnej // Teraźniejszość Człowiek Edukacja. – 2002, nr 1, s. 69-82
*Nussbaum M.C., W trosce o człowieczeństwo. Klasyczna obrona reformy kształcenia ogólnego, przeł. Astrid Męczkowska, Wrocław: Wydawnictwo DSW 2008
* Pachociński R., Kierunki reform szkolnictwa wyższego na świecie, IBE, Warszawa 2004
*Potulicka E., Szkoły czarterowe w Stanach Zjednoczonych: przykład polityki neoliberalnej, Kwartalnik Pedagogiczny, 2010 (w druku)
*Potulicka E., Rutkowiak J., Neoliberalne uwikłania edukacji, Kraków 2010, Impuls
*Sowell T., Amerykańskie szkolnictwo od wewnątrz, Wyd. WSP Rzeszów 1996.
*Terry R., Churches R., NLP w szkole. Skrzynka narzędziowa dla nauczyciela, tłum. Bogusław Solecki, Gliwice: Wydawnictwo HELION 2011
*Wolanin T.R., Aby żadne dziecko nie pozostało w tyle. Edukacja w USA, tłum. Zofia Janowska, Z wprowadzeniem Andrzeja Janowskiego, Warszawa: ABC Wolters Kluwer Business 2011
Rozpoczął się też tegoroczny nabór do Programu Top 500 Innovators Science – Management – Commercialization który jest adresowany przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego do naszych pracowników naukowych, prowadzących badania w obszarze nauk: ścisłych, przyrodniczych, technicznych, rolniczych, leśnych, weterynaryjnych, medycznych, nauk o zdrowiu oraz pracowników centrów transferu technologii, zajmujący się komercjalizacją wyników badań i transferem technologii. Zainteresowani będą mogli wziąć udział w dwumiesięcznym programie stażowo-szkoleniowym na najlepszych uczelniach świata z rankingu szanghajskiego (Academic Ranking of World Universities) takich jak Stanford University.
Jak informuje o tym nasz resort: do 2015 r. na staże i szkolenia zagraniczne może wyjechać łącznie 500 osób. W rekrutacji w roku 2012 zostanie wybranych 120 uczestników projektu. Szkolenia trwają 2 miesiące i w roku 2012 planowane są w terminach: kwiecień – czerwiec i październik – grudzień w 3 grupach po 40 osób. Tematyka szkoleń obejmuje takie zagadnienia, jak:
- współpraca nauki z gospodarką
- zarządzanie badaniami naukowymi
- komercjalizacja wyników badań.
01 lutego 2012
31 stycznia 2012
Nadwiślańska wersja Procesu Bolońskiego z pedagogiką na czele
Wczorajsze posiedzenie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN odbyło się w Sali Senatu Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, dzięki zaproszeniu JM Rektora dra hab. Jana Łaszczyka, prof. APS i ugoszczeniu - jak powiedział w czasie otwarcia obrad - "najlepszych spośród najlepszych w naukach o wychowaniu". W doskonałych warunkach mogliśmy zainaugurować czteroletnią kadencję, o której kierunkach pracy pisałem już wcześniej.
Debatę otworzył referat prof. dr hab. Marii Czerepaniak-Walczak (wiceprzewodniczącej KNP) na temat współczesnej sytuacji pedagogiki jako kierunku kształcenia i dyscypliny naukowej w świetle Procesu Bolońskiego. Najważniejsza była tu diagnoza, ułatwiająca stawianie pytań, formułowanie dylematów i poszukiwanie rozwiązań, w które mógłby włączyć się także nasz Komitet. Są wśród jego członków rektorzy uczelni publicznych i niepublicznych, dziekani wydziałów uniwersyteckich i akademii pedagogicznych, członkowie Centralnej Komisji oraz wybitni profesorowie, którzy swoimi badaniami oraz rozprawami naukowymi włączają się w rozpoznawanie i rozwiązywanie problemów edukacyjnych w sferze szkolnictwa wyższego, oświaty, wychowani itp.
Zaczęliśmy od konfrontacji najnowszych danych (GUS-2011) o pedagogice jako kierunku kształcenia:
- w kraju studiuje 1 841 251 osób, w tym na pedagogice 217 464 studentów; tym samym, co ósmy student przygotowuje się do bycia pedagogiem;
- pedagogika straciła rolę wiodącego kierunku na studiach stacjonarnych, spadając na 4 miejsce (po budownictwie, zarządzaniu i informatyce, a będąc jeszcze przed prawem) w uczelniach publicznych. O miejsce na studiach na tym kierunku ubiegało się w 2011 r. 25839 kandydatów;
- W 2011 r. ukończyło pedagogikę w całym kraju na studiach stacjonarnych: 25 095, zaś na niestacjonarnych - 49 141 osób.
w świetle analiz socjologicznych została przekroczona masa krytyczna, w wyniku której kształcimy w kraju więcej pedagogów, niż istnieje na to zapotrzebowanie rynku pracy. Nie oznacza to jednak, że osoby z wykształceniem pedagogicznym muszą na tym rynku się odnaleźć, gdyż mogą wykonywać zawody czy role wykraczające poza uzyskane kwalifikacje lub ich nawet niewymagające. Nie bierze się pod uwagę tego, że w tej grupie studiujących są osoby już zatrudnione w zawodzie, a podnoszące swoje kwalifikacje na poziomie studiów II stopnia czy też przekwalifikujące się na ten zawód. Można zastanawiać się nad tym - jak mówiła prof. M. Czerepaniak-Walczak - czy w wyniku takiego nasycenia pedagogiką w życiu jej absolwentów i ich środowisk, nie zmienia się zarazem kultura wychowania? Czy aby nie mamy do czynienia przy tej okazji z szeroko pojętym procesem pedagogizacji społeczeństwa? Nie ulega jednak wątpliwości, że także z udziałem naszych studentów może powiększać się nowa warstwa społeczna - prekariatu , a więc pokolenia, które nie znajduje miejsca w swoim zawodzie, zasilając armię bezrobotnych.
Politycy innych państw Unii Europejskiej, podziwiając polski boom edukacyjny na poziomie wyższym, zwracają uwagę na to, że tak masowe studia muszą prowadzić do zaniku ich jakości, a tym samym pojawi się pytanie, czy można uznawać wykształcenie magisterskie Polaków z tym, które uzyskują ich rówieśnicy w innych państwach, ale przy znacznie wyższych progach wymagań i kryteriach selekcyjnych? Zapewne ów niepokój był powodem ujawnienia przez premiera D. Tuska potrzeby "przykręcania kurka dostępu" do studiów II stopnia, by były one bardziej studiami elitarnymi, dostępnymi dla maksymalnie 50 proc. absolwentów studiów I stopnia.
Kolejną kwestia, jaką postawiła M. Czerepaniak-Walczak, dotyczyła ulokowania pedagogiki w standardach kształcenia w przestrzeni międzyobszarowej: nauk humanistycznych i społecznych, co nie przekłada się na możliwości przeprowadzania postępowań awansowych przedstawicieli tej nauki. Czy w Polsce powinny być dwa typy doktoratów: w zakresie nauk humanistycznych, czy może powinny to być doktoraty zawodowe w zakresie edukacji, a więc bliższe naukom społecznym? Geneza i dorobek nauk pedagogicznych mają w naszym kraju ewidentnie wymiar i zakres zbieżny z naukami humanistycznymi, a nie społecznymi, stąd wyrażano zdumienie przypisaniem pedagogiki przez minister B. Kudrycką do nauk społecznych. Nie ulega wątpliwości, że nie była ona podyktowana żadnymi konsultacjami z naszym środowiskiem, a pojawiła się w rozporządzeniu w wyniku pozamerytorycznych decyzji. W tej sprawie Komitet Nauk Pedagogicznych przyjął wczoraj uchwałę skierowaną do MNiSW, by pedagogika znalazła się wśród dyscyplin w obszarze i dziedzinie nauk humanistycznych.
Kolejnym zagadnieniem, jakie poruszyła prof. M. Czerepaniak-Walczak, były studia doktoranckie na pedagogice, które są prowadzone jedynie w uczelniach akademickich. Nie do utrzymania okazał się Humboldtowski model relacji: "mistrz-uczeń", skoro studia doktoranckie zostały wpisane w kategorię studiów III stopnia, a więc wiążą się z kształceniem szerokoprofilowym, interdyscyplinarnym czy transdyscyplinarnym, z włączaniem w ten proces specjalistów z różnych dziedzin wiedzy, w tym także w zakresie dydaktyki szkoły wyższej.
Moim zdaniem, takie podejście nie wyklucza modelu humboldtowskiego, gdyż jednak nasi doktoranci muszą mieć promotora (opiekuna naukowego) swoich dysertacji, a przecież określenie ich przygotowania mianem studiów III stopnia niczym się nie różni od tego, jakie sam otrzymałem pod koniec lat 70. XX w., kiedy w Uniwersytecie Łódzkim każdego asystenta obowiązywało ukończenie tzw. studium asystenckiego, w ramach którego mieliśmy nie tylko wykłady z socjologami, psychologami, politologami, ale i ekonomistami i dydaktykami. Tak więc nie jest to w naszym systemie doskonalenia asystentów nic nowego, aczkolwiek ten proces został w połowie lat 80. zatrzymany w przygotowywaniu młodych naukowców do ich pracy ze studentami i do lepszego posługiwania się warsztatem badawczym.
Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że w obecnej polityce szkolnictwa wyższego wyraźnie wskazuje się na to, że studia III stopnia mają być kształceniem elit dla państwa i społeczeństwa, a nie przygotowywaniem młodych kadr naukowych. W tej grupie znajdzie zatrudnienie zaledwie 20 procent ich absolwentów. Muszą mieć tego świadomość wszyscy ci, którzy tak żywiołowo i chętnie zapisują się na te studia w uniwersytetach czy akademiach, że nie są one dla wszystkich drogą do kontynuowania kariery naukowej. Z danych GUS wynika, że na pedagogice jest najmniej doktorantów, bowiem została ona połączona ze studiami określanymi mianem "usługi dla ludności". Na tych studiach jest w całym kraju zaledwie 630 osób (GUS 2011) podczas, gdy na studiach humanistycznych i teologicznych 11 843 osoby, społecznych i ekonomicznych - 4703 osoby, fizycznych 3672 osoby oraz matematycznych 659 osób. Czyżbyśmy zatem kształcili prekariat, zamiast powiększać przedstawicieli elit w tej dyscyplinie naukowej?
Mowa też była o niepokojącej i rujnującej tożsamość naszego zawodu swobodnej twórczości władz większości wyższych szkół prywatnych, które w wyścigu o pozyskanie jak największej liczby studiujących, wymyślają karykaturalne wręcz nazwy specjalności pedagogicznych, które z tą dyscypliną nie mają nic wspólnego. W świetle wyliczeń prof. K. Przyszczypkowskiego jest ich ponad 200, co świadczy o tym, jak bardzo część środowiska wpisuje się w nadużywanie jego struktur i przywilejów do oszukiwania kandydatów na studia bądź tworzeniu pozorów edukacji pedagogicznej. Wszystko już dzisiaj staje się pedagogiką, co - jak się okazuje - nie jest już tylko domeną tej dyscypliny, ale także psychologii czy filozofii czy socjologii. Nie jesteśmy tu liderami.
Niezwykle trafnie odniosła się też prof. M. Czerepaniak-Walczak do miejsca pedagogiki w sferze publicznej, pytając nas o to, czy ma nadal sens utrzymywanie jako dominujących dwóch pól badawczych, określonych przez nią mianem: "szkolność" i "dzietność" nauk o wychowaniu. Jej zdaniem przeważa w obecnych naukach pedagogicznych problematyka wąsko ujmowanych zjawisk szkolnych (a niedostrzegane są badania kompleksowe tych instytucji) oraz skupienie na równie wycinkowych problemach rozwoju, wychowywania i kształcenia dzieci. Brakuje natomiast poważnych badań na temat kultury pedagogicznej społeczeństwa, kształcenia nauczycieli (nie mylić z kształceniem pedagogów), statusu pedagogiki szkoły wyższej czy powrotu do polityki oświatowej i akademickiej socjotechnik władzy i koncentrowania się głównie na wymiarach socjo-ekonomicznych procesów kształcenia.
Dyskusja nad powyższymi kwestiami była niezwykle dynamiczna i - jak już wspomniałem - skutkowała zajęciem stanowiska w sprawie przeniesienia w strukturze dyscyplin naukowych pedagogiki do nauk humanistycznych. Członkowie Komitetu podkreślali takie kwestie, jak m.in.:
- bałagan, nieczytelność, rozmycie tożsamości pedagogiki jako kierunku kształcenia w wyniku wpisywania jej we wszystkie możliwe obszary życia człowieka i społeczeństwa oraz przyklejania do niej nazw innych dyscyplin i subdyscyplin naukowych;
- brak badań nad losami absolwentów pedagogiki uniemożliwia stwierdzenie o ich jakiejkolwiek wartości;
- bezzasadność fetyszyzowania wskaźników skolaryzacji na poziomie studiów II stopnia;
- zaskakujące utrzymywanie się paradygmatu pedagogiki instrumentalnej w naszym kraju (głównie w systemie zarządzania oświatą i szkolnictwem wyższym) mimo, iż została ona silnie skrytykowana i odrzucona po 1989 r.;
- zaniedbanie przez pedagogów kształcenia nauczycielskiego w uniwersytetach. Konieczna jest dychotomiczna orientacja w kształceniu nauczycieli, by wzbogacać ich wiedzę teoretyczną i wyposażać ich w umiejętności praktyczne. Nie można kształcić przyszłych nauczycieli bez ich pobytu w "klinikach", czyli w placówkach oświatowo-wychowawczych;
- zaniechanie badań makrosystemowych, makropolitycznych w dziedzinie oświaty i szkolnictwa wyższego (z wyjątkami);
- dostrzeżenie, że doktoranci studiów pedagogicznych stają się także ambasadorami tej nauki i jej "wizytówką" w budowaniu autorytetu nauki;
- konieczność poszukiwania płaszczyzn do integracji nauk, najpierw w ramach subdyscyplin pedagogiki, a następnie z dyscyplinami pokrewnymi pedagogice czy do prowadzenia badań transdyscyplinarnych;
- zmniejszanie dysonansu między wiedzą naukową a praktyką edukacyjną, by doceniać tych, którzy potrafią przekładać teorie i modele naukowe na ich praktyczne zastosowanie czy powszechne zrozumienie. Nie jest dobrze, kiedy zajmowanie się popularyzacją wiedzy oceniane jest jako coś gorszego, nieprzystającego pracy naukowców;
- kształcąc pedagogów powinniśmy zatroszczyć się nie tylko o ich wiedzę i umiejętności profesjonalne, ale także przekazywać im wiedzę z zakresu makropolitycznego, metateoretycznego czy interdyscyplinarną, pozwalającą refleksyjnie odnosić się do własnych warunków pracy;
- nie należy monopolizować podejść czy paradygmatów badawczych;
- istnieje kryzys normatywności, nieumiejętności przekładania teorii na praktykę;
- usytuowanie pedagogiki w naukach społecznych powoduje, że studia na tym kierunku znajdują się w grupie dyscyplin o najniższej kosztochłonności (1.0) podczas, gdy studia humanistyczne mają współczynnik 1,5;
- należy zobowiązać MNiSW do egzekwowania od osób nostryfikacji dyplomów studiów i stopni naukowych z dyscyplin, które nie występują w Polsce.
W czasie dyskusji było wiele wątków pobocznych, szczegółowych, historycznych, których tu nie przywołuję, gdyż poza kontekstem całej debaty nie byłyby czytelne. Ważne jest jednak to, że Komitet Nauk Pedagogicznych przyjął regulamin własnej działalności; określił warunki, jakie muszą być spełnione, by organizatorzy konferencji naukowych w naszym kraju mogli ubiegać się o patronat KNP; podjął uchwałę w sprawie przeszeregowania pedagogiki do nauk humanistycznych; zobowiązał swoich członków do działań na rzecz podnoszenia jakości badań i dyskursu publicznego o pedagogice; w sprawie monitorowania kryteriów oceny parametrycznej jednostek naukowych; sprawowania patronatu nad czasopismami naukowymi i seriami wydawniczymi; a co najważniejsze przyjął stanowisko, by dotychczas działające przy Komitecie Nauk Pedagogicznych zespoły subdyscyplin czy problemów naukowych działały dalej pod jego patronatem.
W KNP PAN zostały natomiast powołane zespoły organizacyjne do realizacji statutowych zadań tej społeczności:
1. Zespół ds. czasopism i wydawnictw;
2. Zespół ds. nagród naukowych (zostanie powołana Kapituła Konkursu na Najlepsze Rozprawy Magisterskie i Doktorskie Młodych Naukowców);
3. Zespół ds. kształcenia młodej kadry
4. Zespół ds. polityki szkolnictwa wyższego
5. Zespół ds. polityki oświatowej.
Wszelką korespondencję do Przewodniczącego KNP PAN należy kierować na adres
KNP PAN - Chrześcijańska Akademia Teologiczna, ul. Miodowa 21c; 00-246 Warszawa i/lub boguslawsliwerski@gmail.com.
Dzięki władzom Uniwersytetu Zielonogórskiego ruszy wkrótce interaktywna strona KNP PAN, dzięki czemu wszyscy zainteresowani pedagogiką znajdą na niej istotne informacje. Czuwa nad tym członek KNP PAN - dr hab. Mirosław Kowalski, prof. UZ.
Następne posiedzenie programowe KNP PAN odbędzie się w dn. 24 kwietnia 2012 r. w Krakowie. Do tego czasu mamy nad czym pracować i o co zabiegać, by istotne dla pedagogiki sprawy zostały pomyślnie wsparte tak merytorycznie, jak i od strony prawnej.
30 stycznia 2012
Nonsensowny populizm oświatowy
Kiedy czytam, że rusza program "Cyfrowa szkoła, w ramach którego zaledwie 400 szkół w całym kraju będzie wyposażonych w komputery, laptopy, tablety, multimedialne rzutniki, tablice interaktywne, skanery i szybkie łącza internetowe, by czwartoklasiści mogli korzystać z tego dobrodziejstwa na co najmniej pięciu lekcjach w tygodniu, to jest to postrzegam to jako „populistyczny fajerwerk” MEN. Wydatkowanie w ten sposób 50 milionów złotych z budżetu państwa niczego w naszej oświacie ani nie zmodernizuje, ani też nie przyczyni się do lepszej edukacji w sensie ogólnokrajowym.
Cóż to ma być za pilotaż? Czy, a jeśli tak, to jak będzie oceniana jego jakość i efektywność? Od jakiego poziomu zadowolenia urzędników MEN będzie wzrastać szansa na to, że po owym pilotażu wszystkie pozostałe szkoły będą mogły mieć dostęp do powyższych dóbr technicznych? Już teraz wiemy, że w zależności od liczby uczniów oraz od poziomu własnego wkładu finansowego, jedne szkoły otrzymają więcej sprzętu, inne mniej. Jak się okazuje, żeby mogły wystąpić o ów przywilej, będą musiały mieć własny wkład w wysokości 20 proc. wnioskowanej dotacji. Tym samym szkoły z uboższych środowisk, będą zapewne wnioskować o niższą dotację, podczas gdy powinny uzyskać pełne wyposażenie, jeśli miałoby ono istotnie wpłynąć na technologiczną modernizację procesu kształcenia. Mniejsze szkoły, ale z bogatszych gmin czy powiatów, będą zatem beneficjentami daru, który wcale nie wyrówna różnic w zakresie wyposażenia placówek w najnowszy sprzęt komputerowy, chociaż zapewne także będzie on potrzebny.
Populistyczny charakter tej "protezy nowoczesności" polega na tym, że usiłuje się wmówić społeczeństwu, jak to władze zatroszczyły się o dzieci i młodzież szkolną, podczas gdy z obietnicy "laptop dla każdego ucznia" pozostaje już tylko i wyłącznie hasło. To, co proponuje się, jest "ochłapem" dla nielicznych oraz zasobniejszych finansowo 400 szkół w naszym kraju. A ile jest wszystkich szkół w Polsce? Może warto odnieść ten pozorny gest władzy do całości systemu szkolnego, by zobaczyć jego nicość?
29 stycznia 2012
Czy dotychczasowe zespoły naukowe Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN muszą szukać innej formy usytuowania swojej aktywności?
Jutro odbędzie się pierwsze posiedzenie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN nowej kadencji. Program jest bogaty, gdyż zaczynamy od analizy pedagogiki w szkolnictwie wyższym, którą przedstawi prof. dr hab. Maria Czerepaniak-Walczak. Dyskusja będzie ożywiona, gdyż nie sposób mówić o naszej dyscyplinie bez zaangażowania, jeśli poświęca się jej wiele własnego czasu. Dopiero po wejściu w życie nowych ustaw, związanych z reformą szkolnictwa wyższego, orientujemy się, jak wiele jest w nich nieuzasadnionej ingerencji władz państwowych w regulację działalności naukowej wszystkich środowisk akademickich, która de facto staje się częściowo jej destrukcją.
Nowa ustawa o Polskiej Akademii Nauk zawiera zapisy prawne, które poważnie naruszają autonomię naukowców. Stajemy przed dylematem, jak działać, by przestrzegając obowiązującego prawa, nie wylać przysłowiowego dziecka z kąpielą. Rzecz dotyczy komitetów naukowych Polskiej Akademii Nauk, które powinny być samorządną, współpracującą z wydziałami ogólnokrajową reprezentacją poszczególnych dyscyplin naukowych lub ich grup. Jak pisze się o nich na stronie PAN:
"W skład komitetów naukowych wchodzą krajowi członkowie Polskiej Akademii Nauk odpowiednich specjalności, wybitni pracownicy naukowi reprezentujący szkoły wyższe, placówki Polskiej Akademii Nauk i instytuty zaplecza naukowo-badawczego resortów, a także przedstawiciele instytucji i organizacji gospodarczych i społecznych. Z racji ich składów, grupujących wybitnych przedstawicieli całego środowiska naukowego, komitety naukowe Polskiej Akademii Nauk stanowią najbardziej reprezentatywne grono specjalistów w danej dyscyplinie naukowej.
Komitety naukowe (...), jako stałe organy Akademii działające przy wydziałach lub bezpośrednio przy Prezydium PAN, pełnią w głównej mierze funkcje ciał doradczych i opiniodawczych. Podstawowym zadaniem komitetów naukowych jest oddziaływanie na rozwój danej dyscypliny naukowej w skali kraju, integrowanie ośrodków i środowisk naukowych oraz rozwiązywanie określonej problematyki naukowej. Szczególne znaczenie ma działalność komitetów w zakresie doradztwa, zwłaszcza opracowywanie ekspertyz, ocen i opinii naukowych dla organów administracji państwowej. Ważne znaczenie ma również działalność komitetów w zakresie upowszechniania i wprowadzania do praktyki gospodarczej i społecznej wyników badań naukowych, w tym szczególnie organizacja konferencji i zebrań naukowych oraz inicjowanie badań naukowych. Część komitetów prowadzi własne wydawnictwa (czasopisma i publikacje zwarte), w których publikowane są prace z obszaru dyscyplin objętych zakresem działania komitetu."
Komitet Nauk Pedagogicznych należy do jednego z 24 komitetów naukowych w Wydziale I – Nauk Humanistycznych i Społecznych Polskiej Akademii Nauk, obok:
Komitetu Historii Nauki i Techniki Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Językoznawstwa Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk Demograficznych Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk Etnologicznych Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk Filozoficznych Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk Historycznych Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk o Finansach Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk o Kulturze Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk o Kulturze Antycznej Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk o Literaturze Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk o Pracy i Polityce Społecznej Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk Orientalistycznych Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk Organizacji i Zarządzania Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk o Sztuce Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk Politycznych Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk Pra- i Protohistorycznych Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Nauk Teologicznych Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Psychologii Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Słowianoznawstwa Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Socjologii Polskiej Akademii Nauk
Komitetu Statystyki i Ekonometrii Polskiej Akademii Nauk
Do końca minionej kadencji PAN, w skład powoływanych przez komitety zespołów naukowych, komisji lub sekcji mogły wchodzić również osoby niebędące członkami komitetu. Od nowej kadencji jest to niemożliwe. Zgodnie z delegacją zawartą w art. 35 ust. 9 Ustawy z dnia 30 marca 2010r. o PAN (Dz. U. Nr 96 poz. 619), Prezydium PAN Uchwałą nr 28/2011 z dnia 26 maja 2011r. uchwaliło "Regulamin trybu wyborów członków komitetów naukowych i ich organów" (zmieniony uchwałą nr 32/2011 z dnia 1 lipca 2011r.), w myśl którego członkami powoływanych zespołów naukowych mogą być tylko i wyłącznie wybrani na daną kadencję członkowie komitetu.
Dotychczas przy Komitecie Nauk Pedagogicznych działały następujące zespoły naukowe, którym przewodniczyli profesorowie-członkowie KNP:
Zespół Andragogiki - prof. dr hab. Tadeusz ALEKSANDER
Zespół Edukacji Elementarnej - prof. dr hab. Dorota KLUS - STAŃSKA
Zespół Historii Wychowania - prof. dr hab. Władysława SZULAKIEWICZ
Zespół Pedagogiki Chrześcijańskiej - ks. prof. dr hab. Marian NOWAK
Zespół Pedagogiki Kultury i Edukacji Międzykulturowej - prof. dr hab. Jerzy NIKITOROWICZ
Zespół Pedagogiki Medialnej - prof. dr hab. Zbyszko MELOSIK
Zespół Pedagogiki Ogólnej - prof. dr hab. Teresa HEJNICKA-BEZWIŃSKA
Zespół Pedagogiki Pracy - prof. dr hab. Stefan M. KWIATKOWSKI
Zespół Pedagogiki Społecznej - prof. dr hab. WIESŁAW THEISS
Zespół Pedeutologii - prof. dr hab. Henryka KWIATKOWSKA
Zespół Pedagogiki Specjalnej - prof. dr hab. WŁADYSŁAW DYKCIK
Zespół Pedagogiki Szkolnej - prof. dr hab. MARIA DUDZIKOWA
Zespół Teorii Wychowania - prof. dr hab. BOGUSŁAW ŚLIWERSKI
W czasie grudniowego posiedzenia wyborczego powołaliśmy jeszcze inne zespoły, które trzeba będzie wraz z poprzednimi "strukturalnie wygasić". Otrzymaliśmy bowiem z Biura Organizacyjno-Prawnego PAN pismo, w którym wyjaśnia się nową sytuację ustrojową Akademii.
Funkcjonujące od wielu lat zespoły naukowe Komitetu, nie tylko Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, tracą swoje podstawy organizacyjnego ich usytuowania przy Komitecie czy w Komitecie Nauk Pedagogicznych, jako że ich członkami byli - w każdym z zespołów - najczęściej młodzi i doświadczeni pracownicy naukowi, reprezentujący określoną subdyscyplinę nauk pedagogicznych, ale nie będący członkami KNP PAN. W nazwach zespołów uwidoczniliśmy ich związek z określoną subdyscyplin ą nauk pedagogicznych. Tym samym zamyka się pewna karta w dziejach tej społeczności akademickiej, dla której musimy znaleźć inną formułę zaangażowania i kontynuowania zadań istotnie wpływających tak na rozwój subdyscyplin naukowych, jak i ich reprezentantów różnych pokoleń.
Od 2012 r. powoływane przez komitety naukowe zespoły mogą składać się jedynie spośród członków Komitetu i nie mogą odpowiadać strukturze subdyscyplin swojej nauki, ale powinny mieć charakter zadaniowy. W świetle wykładni Biura Organizacyjno-Prawnego PAN - nie przewiduje się powoływania w skład owych ciał osób nie będących jego członkami.
Zmieniła się też struktura władzy w komitetach naukowych. Organem Komitetu są Przewodniczący, jego zastępcy oraz Prezydium. Tym samym zebranie plenarne komitetu nie jest już - zgodnie z aktami normującymi (ustawa, uchwały) - jego organem władzy. Zebranie plenarne Komitetu jest podstawowym ciałem, do którego zadań należy przede wszystkim uchwalanie regulaminu i ewentualnych zmian do niego, podejmowanie uchwał w sprawach dotyczących realizacji zadań Komitetu, podejmowanie uchwał w sprawach przedstawionych zebraniu do zaopiniowania etc.
Zakres działania i strukturę komitetu określa regulamin komitetu, jaki będziemy uchwalać w czasie jutrzejszego zebrania plenarnego komitetu. Regulamin ten zatwierdza wiceprezes Akademii nadzorujący prace wydziału, z którym współpracuje komitet naukowy. Tym samym nie może on naruszać prawa, które obowiązuje w całej Akademii. Szkoda, że społeczna przecież działalność członków komitetów naukowych, którzy aktywizowali dużą część środowiska akademickiego dla wspomagania szeroko rozumianego rozwoju dyscyplin naukowych i kadr naukowych, została strukturalnie ograniczona tylko i wyłącznie do własnego składu.
Nie oznacza to jednak, że będąc członkami KNP PAN, nie możemy prowadzić dotychczasowych zespołów. Mam nadzieję, że te, jak i nowe zespoły naukowe nadal będą funkcjonować i rozwijać swoją aktywność. Dzięki temu zachowamy nie tylko więzi, ale i możliwości wspomagania naukowców, wzajemnej wymiany doświadczeń, współorganizowania konkursów czy odkrywania talentów. Ich dotychczasowi i nowi członkowie muszą jednak przyjąć do wiadomości, że od 2012 r. nie będą mogli wpisywać w swoim życiorysie naukowym, ani też wykazywać w sprawozdaniach z własnej działalności naukowo-badawczej i organizacyjnej, członkostwa w zespole naukowym KNP PAN - jako niezgodnych z obowiązującym stanem prawnym.
Co zrobić, by zespoły działały? Sądzę, że dobrą okazją jest skupianie się ich uczestników przy działałających czasopismach naukowych, które mogłyby zostać przekształcone w nowe czasopisma Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. Poza już istniejącymi: "Studia Pedagogiczne" i "Rocznik Pedagogiczny" od lat działają zespoły redakcyjne, którymi kierują członkowie minionych czy/i obecnej kadencji komitetu. Powołując w KNP PAN zespół ds. czasopism i wydawnictw, możemy wzmocnić je certyfikatem komitetu. Tym samym ich redakcje mogłyby organizować spotkania naukowców, umożliwiając im zarazem publikowanie wyników własnych badań tak na łamach własnych, jak i czasopism całego komitetu. Zespoły mogą jednak działać przy jednostkach organizacyjnych akademickich szkół wyższych, których są członkami lub nimi kierują profesorowie - byli lub obecni członkowie KNP PAN.
Zespół Historii Wychowania mógłby działać przy redakcji "Biuletynu Historii Wychowania" (UAM), Zespół Teorii Wychowania przy redakcji "Studiów z Teorii Wychowania" (ChAT), Zespół Pedagogiki Społecznej przy redakcji "Pedagogika Społeczna" ("Paedagogium"), Zespół Pedagogiki Specjalnej przy redakcji "Człowiek- Niepełnosprawność-Społeczeństwo" (APS), a Zespół Pedagogiki Ogólnej przy redakcji "Przeglądu Pedagogicznego" (UKW) czy "Kwartalnika Pedagogicznego" (UW), Zespół Pedeutologii przy redakcji "Ruchu Pedagogicznego" (WSP ZNP), Zespół Pedagogiki Chrześcijańskiej przy Instytucie Pedagogiki KUL, Zespół Edukacji Elementarnej przy redakcji "Problemy Wczesnej Edukacji" (UG), Zespół Pedagogiki Medialnej przy redakcji "Studia Edukacyjne" (UAM), Zespół Pedagogiki Szkolnej przy "Roczniku Pedagogicznym" (UAM-PAN), Zespół Pedagogiki Pracy przy Instytucie Pedagogiki APS, Zespół Metodologii przy redakcji "Przegląd Badań Pedagogicznych" (UMK), itp.
Lada moment zostanie uruchomiona nowa strona Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, na ktorej znajdziecie Państwo zagadnienia istotne także dla możliwości współpracy z KNP, wpływania na kierunki jego działalności, podejmowane stanowiska, uchwały czy interpelacje, współdziałanie przy organizowanych konferencjach naukowych czy wydawanych czasopismach. Zespół pedagogów-naukowców z Uniwersytetu Zielonogórskiego "dopieszcza" tak strukturę, jak i jej interaktywne funkcje, by aktywność komitetu była dla wszystkich jawna i przyjazna (http://www.pan.uz.zgora.pl). Zapraszamy środowisko pedagogiczne do współpracy.
----
Członkowie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN podjęli w dn. 30 stycznia br. uchwałę, by dotychczasowe zespoły komitetu działały pod patronatem KNP PAN. Dzięki temu funkcja przewodniczącego takiego zespołu nie będzie wiązana z obowiązkiem (jak miało to miejsce dotychczas) bycia członkiem KNP PAN, a ponadto pozwoli to na powoływanie także nowych zespołów czy wygaszanie tych, które nie są w stanie się zorganizować i dalej funkcjonować. Mamy nadzieję, że kontynuowanie prac zespołów pozwoli nie tylko na ich dalszą integrację w ramach wspólnego przedmiotu badań, podejmowanie analiz transdyscyplinarnych i interdyscyplinarnych, ale i na przyczyni się do przygotowania raportu o stanie rozwoju poszczególnych subdyscyplin nauk pedagogicznych w naszym kraju.
(źródła: Statut Polskiej Akademii Nauk, za: http://www.kancelaria.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=117&catid=57&Itemid=54&limitstart=13; Uchwała 32/2011 Prezydium PAN z dn. 1 lipca 2011 r. zmieniająca uchwałę w sprawie regulaminu trybu wyboru członków komitetu naukowego i jego organów; (http://www.instytucja.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=81&Itemid=38)
27 stycznia 2012
Nauczyciele akademiccy coraz częściej dochodzą swoich praw w sądzie pozywając władze wyższych szkół prywatnych
Nie ma innego wyjścia. Tam, gdzie górę bierze arogancja, najgorzej rozumiana prywata pracodawców - założycieli szkół prywatnych, kanclerzy czy nawet rektorów, trzeba postawić sobie pytanie, czy chce się i czy warto z takimi osobami mieć cokolwiek wspólnego, czy warte są tego pieniądze, jakie wypłacają z tytułu świadczonej im pracy.
Jeśli je wypłacają, bo przecież nauczyciele wielu wyższych szkół prywatnych coraz częściej ujawniają fakt opóźniania wypłat z tytułu przeprowadzonych przez nich zajęć, braku tych wypłat czy wyszukiwaniu powodów, dla których można byłoby ich nie dokonać. Nauczyciele przypadkowo dowiadują się, że np. nie zostały zapłacone przez pracodawcę składki emerytalno-rentowe czy nie zostały odprowadzone składki z tytułu ubezpieczenia zdrowotnego. Niektórym nauczycielom nie płaci się za okres zwolnienia lekarskiego albo z winy pracodawcy niewykorzystanego urlopu wypoczynkowego. Kiedy przyjeżdża z kontrolą do takiej wsp inspekcja pracy, NIK czy PKA, to okazuje się, że nauczyciele tych szkół w ogóle nie znają regulaminu płac (wynagrodzeń). Nie znają, bo jest on głęboko przed nimi skrywany, by nie upominali się o to, co im się należy.
Jedni nauczyciele zatem występują do Sądu Pracy z pozwem o wypłacenie należności mimo, iż nie wiedzą o tym, że ona im się nie należała .Nie ma w tym nic złego. Od tego są te sądy, by tego typu sprawy wyjaśniały nawet, jeśli racja jest po stronie pracodawcy. To tylko sygnał na temat tego, jak traktował swoich pracowników, skoro musieli szukać wyjaśnień na drodze sądowej. Taka wiedza kosztuje, ale warto ją pozyskać, jeśli kogoś na to stać i ma na to także czas.
Inni nauczyciele występują z pozwem przeciwko władzom wyższych szkół prywatnych nie dlatego, że czegoś nie wiedzieli, ale z powodu bezprawnych działań, które są naganne także etycznie, skoro w środowisku mieniącym się wyższym w istocie postępuje się na poziomie je dyskredytującym. To oczywiste, że wchodząc w spór sądowy podjęli decyzję o rezygnacji z pracy. Ona jest pierwotna w stosunku do tego aktu, bo przecież wiadomo, że upomnienie się w takim środowisku o coś, co się ewidentnie należy, a jest się z tego okradanym, najczęściej skutkuje szykanami czy różnego rodzaju formami opresji. Po co więc tkwić w takiej szkole, której władze zaprzeczają stanowionym celom i wartościom.
Łódź stała się "stolicą" niegodnych szkolnictwa wyższego praktyk, a mających miejsce w szkolnictwie prywatnym, w którym nauczyciele akademiccy nie zamierzali już dłużej ich tolerować, godzić się na wykorzystywanie pozycji pracodawcy w stosunku do świadczącego pracę nauczyciela. Jedni odchodzą, by mieć święty spokój, chcą zapomnieć, dłużej nie uczestniczyć w niegodnych relacjach społecznych, na które przyzwolenie daje też część ich koleżanek i kolegów. Oni nie wiedzą, że skoro będąc "niemymi" świadkami zła, stają się nie tylko jego współsprawcami, ale prędzej czy później może spotkać ich podobny los. Historia kołem się toczy. Tłumaczenie zatem przez pracodawcę takiej szkoły-przedsiębiorstwa, że stara się regulować zaległości w miarę swoich możliwości kapitałowych jest o tyle oburzające, że zawsze ma jakieś wytłumaczenie.
Wyobraźmy sobie zatem sytuację, w której nauczyciel akademicki - mimo zawarcia umowy z tzw. wsp - w sytuacji, kiedy nie otrzymuje wynagrodzenia za prowadzenie zajęć, zawiesza je do czasu, aż zostaną wyrównane straty, jakie z tego tytułu poniósł. Nieuczciwość pracodawców polega na tym, ze oni po pierwsze zastraszą takiego nauczyciela konsekwencjami prawnej odpowiedzialności za naruszenie ciągłości procesu dydaktycznego (nauczyciel musi, w odróżnieniu od pracodawcy, który jak się okazuje, nie musi realizować umowy), a po drugie mają w ofercie poszukujących pracę kolejnych naiwnych, bo nieświadomych tego, że mogą być tak potraktowani w niedalekiej zresztą przyszłości.
W jednej z takich pseudo szkółek osoba pełniąca funkcje kierowniczą, związaną z planowaniem zajęć, zapewnieniem ich obsady i prowadzeniem ich w ramach własnych obowiązków dydaktycznych, przez lata była traktowana jak "wół do roboty", któremu raz się płaci całą pensję, raz tylko część, raz w terminie, innym razem nawet z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Za każdym razem kosztowało to tę osobę nerwy i zdrowie, bo jak tu upominać się o swoje, skoro jest się pedagogiem z misją, z poczuciem odpowiedzialności? Kogo to obchodziło, że z każdym semestrem odchodzili z tej szkoły kolejni, sfrustrowani i oszukani nauczyciele? Zaraz znalazł się następca, który dopełniał brakujące minimum lub założyciel sam przekazywał do ministerstwa fałszywe dane z nadzieją, że i tak ich nikt w tym roku nie sprawdzi, a w następnym to już coś załatwi.
Zgodnie z ustawowymi regulacjami niektórzy zatem nauczyciele akademiccy składają wymówienie z pracy w wyższej szkole prywatnej w terminie uzależnionym od stażu ich pracy. Zadośćuczynienia z tytułu niewypłaconych świadczeń dochodzą w Sądzie Pracy i jeśli są one zasadne, to wbrew matactwom założycieli tych szkół, muszą one być im zwrócone. Czytam w jednym z takich uzasadnień akademika, że powodem jego decyzji rezygnacji z pracy jest naruszanie w stosunku do niego przez władze uczelni praw nauczyciela akademickiego przez stosowanie wobec niego aktów dyskryminacji, mimo wysokiej oceny jakości jego dotychczasowej pracy dydaktycznej. Jak pisze: "Utraciłem tym samym zaufanie do pracodawcy, podejmując zarazem w tej sprawie kroki prawne."
Co czyni założyciel takiej wsp? Po pierwsze natychmiast podpisuje akceptację rezygnacji pracownika z pracy, a po drugie szuka luk prawnych (po to zatrudnia się prawnika), by nie wypłacić należnego nauczycielowi np. ekwiwalentu za niewykorzystany przez niego czy nią urlop. Ma on bowiem pracować do ostatniego dnia, żeby pracodawca nie musiał płacić za jego zastępstwo. Co gorsza, bezczelność pracodawcy polega na tym, że wydaje niezgodne z prawdą świadectwo pracy, by tym samym udokumentować coś, co w jego mniemaniu powinno zamknąć sprawę jakichkolwiek roszczeń nauczyciela. Otóż nie. Właśnie tym bardziej, kiedy założyciel szkoły prywatnej wydaje nam świadectwo pracy z nieprawdziwymi danymi, należy zażądać nie tylko wydania jego sprostowania w wersji odpowiadającej rzeczywistości, także prawu, ale i odzyskania niewypłaconych z tego tytułu płac. Co uczynił założyciel w znanym mi i udokumentowanym przypadku? Bezczelnie odpisał na podaniu nauczyciela, że wnioskujący złożył je w niewłaściwym terminie, a więc wypłata mu się nie należy. Tak wygląda postawa założyciela, kanclerza w wyższej szkole prywatnej!
Podaję zatem wzór pisma, jakie należy skierować do Sadu Pracy przeciwko pozwanemu, by ukrócić tę nieuczciwość:
Imię i nazwisko ........ wnoszę:
1) w oparciu o art. 97 § 21 k.p. wnoszę o sprostowanie wydanego powodowi świadectwa pracy w punkcie 4 podpunkt 1 przez wpisanie w miejsce słów „wykorzystał urlop wypoczynkowy w wymiarze 36 dni (tj. 288 godzin)” słów „urlopu wypoczynkowego za ... rok nie wykorzystał”,
2) o zasądzenie od pozwanego na rzecz powoda kwoty .... zł tytułem ekwiwalentu za niewykorzystany urlop wypoczynkowy z ustawowymi odsetkami od dnia ..... roku do dnia zapłaty,
3) o zasądzenie od pozwanego na rzecz powoda zwrotu kosztów postępowania według norm przepisanych,
4) o rozpoznanie sprawy także pod nieobecność powoda,
5 wydanie wyroku zaocznego w sytuacjach określonych w art. 339 i 341 k.p.c.,
6) dopuszczenie dowodu z załączonych do niniejszego pozwu dokumentów na okoliczności wskazane w jego uzasadnieniu,
7) zobowiązanie pozwanego do złożenia do akt sprawy akt osobowych powoda oraz o dopuszczenie dowodu ze znajdujących się w nich dokumentów".
Oczywiście, taki pozew trzeba uzasadnić, załączyć do niego stosowne dokumenty. Jak ktoś brał płace pod stołem, a tacy naiwni nauczyciele też się zdarzają, że część płacy kanclerz takiej wsp przekazuje im z innego konta, z "własnej" kieszeni, po prostu nieoficjalnie, żeby nie płacić ZUS-u itp., to już od tych kwot niczego liczyć nie może. Wiedzą o tym założyciele i kanclerze tych szkół, dlatego chętnie namawiają nauczycieli, by godzili się (połasili) na wyższy dochód, ale w tzw. "szarej strefie". Niektórzy się godzą i tracą podwójnie.
We wspomnianym przypadku czegoś takiego na szczęście nie było, poza tym, że pracodawca postanowił nie wypłacić ekwiwalentu za niewykorzystany urlop. I co? Przegrał w Sądzie Pracy. Jakoś na stronie internetowej swojej szkoły o tym nie pisze. Nic dziwnego. Piszą potem o tym dziennikarze. Zatrudniony przez założyciela prawnik parł do ugody, by nie było rozgłosu, by nie dowiedziały się o tym media. A zatem w odpowiedzi na pozew stwierdza:
(...) proponuję wygaszenie zawisłego sporu w drodze ugody sądowej, na mocy której pozwany, czyli zalożyciel wyższej szkoły prywatnej:
- dokona sprostowania świadectwa pracy powoda w sposób wskazany ...
- zobowiąże się do zapłaty na rzecz powoda kwoty .... zł. tytułem ekwiwalentu za niewykorzystany urlop wypoczynkowy, w terminie 14 dni od zawarcia ugody,
- pokryje w całości koszty sądowe.
I to wszystko płaci się m.in. z czesnego studentów! Założyciel nie ponosi kary z własnej kieszeni.
26 stycznia 2012
Nowa perspektywa dla AHE z niestosowną polemiką w tle
Nowy prorektor ds. organizacyjnych Akademii Humanistyczno- Ekonomicznej w Łodzi - dr Makary Stasiak (założyciel tej Uczelni, do niedawna jej b. prezydent) zaprosił mnie do "dyskusji na żywo" w formie dość dziwnej, bo "na martwo", nawet o tym nie informując. Trafiłem na zaproszenie przypadkowo, wchodząc na jego stronę internetową, kiedy na skutek dzisiejszych, kolejnych już doniesień prasowych w Łodzi o zakupieniu jej przez Jarosława Podolskiego, przedstawiciela Funduszu Inwestycyjnego Zamkniętego "Kopernik", usiłowałem poznać powody owej zmiany. Gdzie ich miałem szukać, jak nie u samego źródła, a tu... nieświeży pasztet.
Jak się dowiadujemy, AHE ma być centralną uczelnią niepubliczną, wokół której będą skupiać się - zakupione już wcześniej przez w/w właściciela - mniejsze potencjałowo, wyższe szkoły prywatne, jak: Wyższa Szkoła Społeczno-Ekonomiczna w Warszawie, Zachodnia Wyższa Szkoła Handlu i Finansów Międzynarodowych w Zielonej Górze oraz Wyższa Szkoła Mechatroniki w Katowicach. To chyba nie przypadek, że jednym z "satelitów akademickich" jest warszawska uczelnia, która miała kolosalne problemy z uzyskaniem akredytacji PKA na kierunku pedagogika.
Nie znam jej obecnych losów, ale pamiętam publikowane na łamach - także wydawanego przez jej ówczesnego założyciela, lidera socjalistycznej pedagogiki Wojciecha Pomykało - czasopiśmie WSSE polemiki z władzami PKA na ten właśnie temat. Uczelnia ta od lat 90. XX w. dysponuje własnym programem w telewizji satelitarnej "EDUSAT", który był i chyba nadal jest wykorzystywany do kształcenia na kierunkach ekonomicznych oraz na pedagogice.
Już wczorajsza Rzeczpospolita informowała o tym, że Copernicus Capital TFI uruchomiło fundusz inwestujący w szkolnictwo wyższe, dążąc do wypracowania nowej jego formuły opartej na ścisłej współpracy pomiędzy biznesem a właścicielami wyższych szkół prywatnych, którzy zachowują dla siebie jako ich założyciele możliwości dalszego czerpania dochodów. To oczywiste, ale zarazem potwierdza to, o czym piszą autorzy wielu rozpraw w „Forum Akademickim” czy publikacji poświęconych temu sektorowi edukacji w Polsce. Odnoszę wrażenie, że kierunki humanistyczne i z nauk społecznych, jako najtańsze do prowadzenia, a zarazem sprzyjające jeszcze pozyskiwaniu dochodów z czesnego, mogą być potraktowane jedynie w tej roli jako źródło dochodów dla rozwoju innych nauk. Zapewne i tak jest też w szkolnictwie publicznym, gdzie nadal kierunki techniczne, przyrodnicze, matematyczno-fizyczne nie cieszą się taką popularnością, jak komunikacja, dziennikarstwo, filologie, nauki o zarządzaniu, praca socjalna, pedagogika czy psychologia.
Jak zdradzają założyciele tego funduszu, zależy im na tym, by te uczelnie na siebie zarabiały, a więc nie zamierzają się ich pozbywać, chociaż teraz mogą z nimi uczynić, co chcą, zlikwidować je i sprzedać np. ich nieruchomości, infrastrukturę lub przekształcić w inny biznes. W grze rynkowej tego typu zapewnienia możemy włożyć między bajki. Można jednak życzyć nowym właścicielom, by jednak zainwestowali w edukację na tym poziomie i pozwolili na jej rozwój na wzór tego, co ma miejsce w uniwersytetach amerykańskich. Wprawdzie standardy etyczne i kapitałowe nie są w naszym kraju jeszcze na porównywalnym poziomie, ale marzyć i tworzyć warto.
Nie życzę sobie jednak tego, by obecny prorektor AHE posługiwał się w swojej wizji dalszego zaangażowania informacjami, które są zadziwiająco niezgodne z rzeczywistością, i lokował w niej moją osobę, bez pytania i zgody na wykorzystywanie mojego wizerunku. Uczelnia ta miała swoje liczne jubileusze, akademie i możliwości zatroszczenia się o własny, rzetelny wizerunek, ale akurat w przypadku mojej osoby, jak dotychczas on do niego nie pasował.
Powodem zainteresowania moją osobą stał się ponoć mój wpis z dnia 7 stycznia br. Do niego odnosi się po 2 tygodniach następujący fragment wypowiedzi dra M. Stasiaka:
"Z ciekawością, ale także dużym zdziwieniem przeczytałem ostatni wpis (7 stycznia) na blogu prof. Bogusława Śliwerskiego. Niezwykle cenię sobie Pana Profesora: jego dorobek naukowy, postawę moralną, dbałość o wysoki poziom kształcenia i uwagę, jaką poświęca on sprawom studenckim. Znam profesora osobiście, gdyż wiele lat temu, jako jeden z pierwszych współtworzył Akademię Humanistyczno-Ekonomiczną w Łodzi – wówczas WSHE. Profesor Śliwerski był założycielem i pierwszym dziekanem kierunku pedagogika na Uczelni. Zatrudniał kadrę dydaktyczną, współtworzył programy i inicjował powstanie specjalizacji. Dlatego też dziwi mnie, że na swoim blogu - posługując się doniesieniami prasowymi - bardzo mocno dyskredytuje uczelnię, którą niegdyś współtworzył i firmował własnym nazwiskiem. Zatrudniana na uczelniach niepublicznych „marna kadra”, o której pisze pan Profesor to wykładowcy, którzy uzyskali swoje tytuły profesorskie i doktorskie na uczelniach państwowych. Wykładowcy na kierunku pedagogika AHE, a także jej obecny dziekan swoje prace doktorskie obronili właśnie pod kierunkiem prof. Śliwerskiego!"
Otóż nie jest dobrze, kiedy „Nową perspektywę Akademii” jej prorektor zamierza budować na nadinterpretacji faktów, które chciałby, aby były dla niego i uczelni korzystne, a przemilcza niedostępne dla szerszej społeczności fakty. Tak więc w mojej polemice czynię sprostowanie.
Istotnie tworzyłem w WSHE kierunek studiów pedagogika, ale po niespełna roku pracy, na własną prośbę, zrezygnowałem z dalszej współpracy. Ciekawe, że dr M. Stasiak nie wspomina o powodach tego stanu rzeczy. Gdybym miał tak wielkie zasługi w zakresie współtworzenia WSHE, to zapewne moje nazwisko znalazłoby się na stronie AHE w odpowiedniej zakładce, a tego nie było i nie ma, nawet w odniesieniu do historii tego kierunku studiów.
Nie zaprzeczam stwierdzeniu dr M. Stasiaka, że jest zatrudniana na uczelniach niepublicznych także „marna kadra”, o której często piszę także w swoim blogu. Są to wykładowcy, którzy uzyskali swoje tytuły profesorskie i stopnie doktorskie na uczelniach państwowych, bo na prywatnych nie było to możliwe. To oczywiste, tak samo jak i to, że niektórzy z nich uzyskiwali awans także poza granicami kraju, wyłudzając stopnie naukowe m.in. na Słowacji.
Próba zasugerowania, że tę ocenę przypisałem obecnemu dziekanowi w AHE, którego nie znam, czy prodziekan Wydziału Humanistycznego – dr Elżbiecie Woźnickiej - jest nadużyciem i obrazą dla tej osoby. Nie wiem, kto był promotorem pracy doktorskiej dziekana (ja na pewno nie), ale w odróżnieniu od dra M. Stasiaka wiem, że w przypadku wspomnianej pani prodziekan jest nim wybitna i zacna andragog - prof. dr hab. Olga Czerniawska, także moja wieloletnia Mistrzyni akademickiej kultury i metodologii badań humanistycznych. Szkoda, że jako pracodawca obecnej prodziekan - prorektor ds. organizacyjnych AHE, nawet o tym nie wie.
Nie wiem zatem, czym i z kim chce polemizować dr Makary Stasiak, skoro tak bardzo rozmija się z faktami i ich interpretacją. Warto jednak zaczynać nowe życie Akademii w klimacie prawdy i etycznej odpowiedzialności, czego mu życzę w tym miejscu. Niech buduje nową perspektywę - już nie swojej uczelni - na trosce o jak najwyższą jej jakość.
Sam zaś czekam na wypowiedzi prorektorów innych wyższych szkół prywatnych, którzy zapewne też uważają, że pisałem o ich pracownikach, samemu ich zapewne źle kształcąc w uniwersytecie. Zabawne. Uderz w stół...
(http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/497965,lodzka-ahe-zmienila-wlasciciela,3,id,t,sg.html#galeria-material; http://www.makary-stasiak.pl/index.php?id=blog&bid=25; Uczelnie dadzą zarobić 7-8 proc. w skali roku? "Rzeczpospolita" z dn. 25.01.2012, s. B9)
25 stycznia 2012
Naukowiec w plebiscycie
Od prawie dwudziestu lat mieszkańcy regionu łódzkiego wybierają Łodzianina Roku. Jak na Łódź, będącą ponad 700-tysięcznym miastem, nie jest to zadanie łatwe, skoro jest to zarazem jeden z największych ośrodków akademickich w kraju. Uczelni w tym regionie jest zapewne więcej niż w całej Szwajcarii, a przecież nikt nie powiedział, że Łodzianinem Roku musi być naukowiec. Tyle jest zawodów i ról społecznych, których przedstawiciele mogliby śmiało ubiegać się o ten symboliczny zaszczyt, że każdy z nominowanych "startuje" z nierównej pozycji. Inicjatorem plebiscytu jest regionalna Rozgłośnia Polskiego Radia "Łódź", a więc jest też szansa na medialne podkreślenie dorobku zgłoszonych kandydatów.
Zastanawiam się nad warunkami zgłaszania swojego poparcia dla jednego z 9 nominowanych już kandydatów do tego tytułu, gdyż wydają mi się one wielce niestosowne. Głosować bowiem można na jedną z osób, wysyłając do 5 lutego br. SMS o treści łodzianin (po kropce wpisując nazwisko popieranego kandydata - bez polskich liter) pod wskazany numer.
To, co jest w przypadku tego typu wyróżnień obywatelskich, społecznych - oburzające, to fakt, iż trzeba za swój głos zapłacić (koszt SMS-a wynosi 2 zł plus VAT). Nie chodzi tu o wysokość tej kwoty, tylko o sam fakt jej pobierania. Uważam, że jest to nieetyczne i stawia wszystkich kandydatów w bardzo niezręcznej sytuacji. Głosujący może wysłać dowolną liczbę smsów, podczas gdy każda z osób głosujących za pomocą strony internetowej
może oddać tylko jeden głos na jedną z osób nominowanych. Czyżby mieli mobilizować członków rodzin, przyjaciół, znaajomych, współpracowników lub podwładnych do wydatkowania owej kwoty dla zwiększenia ich szans na wygraną? Co z tego, że mogę w internecie śledzić losy tego pseudo etycznego wyścigu, skoro już teraz widzę, że prowadzenie objął kandydat z komercyjnych mediów. Żenada, bo nie ma to nic wspólnego z merytoryczną opinią wszystkich, zacnych Kandydatów. Nie zmienia mojego dyskomfortu możliwość oddania głosu za pośrednictwem strony internetowej. Jedna forma głosowania narusza dobre obyczaje, a z kulturą wysoką niewiele ma wspólnego.
Szkoda, bo mam swojego Kandydata, a jest nim Prezes Łódzkiego Towarzystwa Naukowego - prof. dr hab. Stanisław Liszewski. Oddam na Niego swój głos także za pośrednictwem SMS, chociaż mam poczucie nadużycia ze strony organizatorów tej - jakże wartościowej społecznie i kulturowo - inicjatywy. Nie przypominam sobie, by trzeba było w 1993 r. oddawać głos na kandydata wnoszeniem jakiejś opłaty, na czyjeś konto. Czyżby tak bardzo już zacierały się granice przyzwoitości?
Zastanawiam się nad warunkami zgłaszania swojego poparcia dla jednego z 9 nominowanych już kandydatów do tego tytułu, gdyż wydają mi się one wielce niestosowne. Głosować bowiem można na jedną z osób, wysyłając do 5 lutego br. SMS o treści łodzianin (po kropce wpisując nazwisko popieranego kandydata - bez polskich liter) pod wskazany numer.
To, co jest w przypadku tego typu wyróżnień obywatelskich, społecznych - oburzające, to fakt, iż trzeba za swój głos zapłacić (koszt SMS-a wynosi 2 zł plus VAT). Nie chodzi tu o wysokość tej kwoty, tylko o sam fakt jej pobierania. Uważam, że jest to nieetyczne i stawia wszystkich kandydatów w bardzo niezręcznej sytuacji. Głosujący może wysłać dowolną liczbę smsów, podczas gdy każda z osób głosujących za pomocą strony internetowej
może oddać tylko jeden głos na jedną z osób nominowanych. Czyżby mieli mobilizować członków rodzin, przyjaciół, znaajomych, współpracowników lub podwładnych do wydatkowania owej kwoty dla zwiększenia ich szans na wygraną? Co z tego, że mogę w internecie śledzić losy tego pseudo etycznego wyścigu, skoro już teraz widzę, że prowadzenie objął kandydat z komercyjnych mediów. Żenada, bo nie ma to nic wspólnego z merytoryczną opinią wszystkich, zacnych Kandydatów. Nie zmienia mojego dyskomfortu możliwość oddania głosu za pośrednictwem strony internetowej. Jedna forma głosowania narusza dobre obyczaje, a z kulturą wysoką niewiele ma wspólnego.
Szkoda, bo mam swojego Kandydata, a jest nim Prezes Łódzkiego Towarzystwa Naukowego - prof. dr hab. Stanisław Liszewski. Oddam na Niego swój głos także za pośrednictwem SMS, chociaż mam poczucie nadużycia ze strony organizatorów tej - jakże wartościowej społecznie i kulturowo - inicjatywy. Nie przypominam sobie, by trzeba było w 1993 r. oddawać głos na kandydata wnoszeniem jakiejś opłaty, na czyjeś konto. Czyżby tak bardzo już zacierały się granice przyzwoitości?
Subskrybuj:
Posty (Atom)