Po wakacjach powinienem napisać o:
- porażonych rekrutacyjnym chaosem uczniach, którzy - statystycznie rzecz ujmując - ponoć dostali się do szkół ponadpodstawowych, a co gorsza - jak twierdził minister - wybierali licea ogólnokształcące;
- tych, którzy stracili szanse edukacyjne, jak i o wybitnie uzdolnionych, którzy uzyskali w okresie wakacyjnym mistrzowskie laury w ramach światowych olimpiad i konkursów przedmiotowych;
- nauczycielach, ich frustracji, zawodzie, apatii, syndromie wypalenia, poczuciu zdrady, zniechęceniu, rezygnacji z zawodu, kredytach, ale i o zachwycie rozpoczynających pracę w zawodzie z powodu 1000 zł. dodatku "startowego" i zwolnienia ich z płacenia podatku PIT, itp.;
- dziewiętnastym ministrze edukacji narodowej, o jego wcześniejszym konflikcie z prawem czy jego medialnej wypowiedzi po Marszu Równości w Białymstoku sugerującej konieczność wyeliminowania z życia publicznego takich form afirmacji lewicowych wartości;
- zlekceważeniu przez ministra władz samorządowych wielkich miast; o jego nadziei, że większość nauczycieli nie weźmie udziału w zapowiadanym na wrzesień strajku;
- odrzuceniu przez sejmową komisję anonimowego autorstwa petycji w sprawie ograniczenia prawa do strajku nauczycielom ale także sejmowe komisje odrzuciły projekt ustawy w sprawie rekompensat za strajk nauczycieli; Minister Dariusz Piontkowski nie uczestniczył w posiedzeniu komisji sejmowej ze względu na udział w mszy świętej na Jasnej Górze;
- zapowiadaniu przez totalną opozycję złożenia w Sejmie wniosku o odwołanie ministra edukacji, jakby to miało sens po jednym miesiącu jego "pracy";
- rzekomo trwającej w polskich szkołach rewolucji cyfrowej w związku z zapewnianiem od kilkunastu już lat dostępu szkół publicznych do szerokopasmowego internetu (MEN nie informuje o ukaraniu osób odpowiedzialnych w CODN/ORE za skandaliczne nadużycia finansowe w ramach programu "cyfrowa szkoła");
- Ekstrasubwencji MEN dla szkół wiejskich, bo w nich jest duża część środowiska nauczycielskiego, które nie przeciwstawi się żadnej centralistycznej władzy oświatowej;
- braku w budżecie państwa pieniędzy na pokrycie podwyżek płac nauczycielskich, czyli wypłatę uzgodnionych z rządem przez NSZZ "Solidarność" ochłapów, skoro środki dostanie zaledwie 49 proc. samorządów (głównie w tych środowiskach, w których PiS zwyciężyło w wyborach samorządowych);
- prezesie ZNP Sławomirze Broniarzu, który został po raz kolejny wybrany do władz Education International w czasie 8. Światowego Kongresu Międzynarodówki Edukacyjnej. Odnotuję jedynie, że „cel tej organizacji jest bardzo prosty: "chcą zmienić świat”;
- sensie utrzymywania niskiego progu zaliczenia egzaminu maturalnego w liceach ogólnokształcących, skoro "wskaźniki zdawalności matury nie przekraczają 70%, czyli ponad 30% absolwentów nie może podjąć żadnych studiów i jest nieprzygotowanych do wejścia na rynek pracy";
- stanowisku Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych w sprawie bezprawnego zbierania przez resort edukacji danych o strajkujących nauczycielach (nie wiemy, czy zbierano dane o uczniach z organizacji Strajk Uczniowski, którzy protestowali w lipcu przed MEN w związku z niekorzystną dla nich sytuacją w szkolnictwie i brakiem miejsc w szkołach średnich);
- Kuratorium Oświaty w Rzeszowie (region b. Marszałka Sejmu - Marka Kuchcińskiego), którego władza uważa, że dyrektor przedszkola nie musi zapewnić dzieciom w czasie upałów dostępu do wody, gdyż nie ma wprost takich przepisów;
- dalszych zmianach programowych w szkolnictwie, które - w świetle lipcowych ustaleń na konwencji programowej PiS - mają podjąć (...) działania na rzecz dalszego ograniczania wprowadzania do szkół ideologii sprzecznych z polskim, chrześcijańskim systemem wartości.
Mam nadzieję, że w dniu 2 września 2019 r. pierwszoklasiści przekroczą mury budynku szkolnego z pozytywnymi emocjami, jeżeli byli właściwie przygotowani przez swoich rodziców lub opiekunów prawnych do tego wydarzenia. Tyle było hałasu o miejsca w szkołach ponadpodstawowych, że musiały zejść na dalszy plan problemy uczniów szkoły podstawowej, a nawet przedszkolaków i ich nauczycieli. Dzisiaj nikt już nie upomina się o sześciolatków, by gremialnie szli do szkół, bo o uczniowskim szlifie w tym wieku decydują aspiracje rodziców, akceleracja rozwoju ich dzieci oraz opinia psychologa.
Powód do radości mają nauczycielki przedszkoli, bo socjotechnicznym trikiem poprzednia minister Anna Zalewska odebrała im prawo do 300 zł. dodatku za wychowawstwo. Jej następca dobrotliwie oznajmił, że im tę kwotę daje, a nie, że ją przywraca. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Zapewne ucieszą się wszyscy ci nauczyciele, którzy pozostali w przedszkolach i szkołach na swoich stanowiskach mimo sponiewierania ich godności przez politykę A. Zalewskiej.
Nauczyciele nie są dla prawicowej władzy, podobnie zresztą jak i dla poprzednich ekip rządzących - elitą, znaczącą grupą zawodową w kulturze, która zasługuje ze strony rządzących na wsparcie rozwoju osobowego, godnego standardu życia oraz poszanowania ich pracy w zinstytucjonalizowanej edukacji.
Po dwudziestu kilku latach pojawiła się w mediach i nauczycielskim środowisku idea powołania do życia przez nowy Parlament samorządu zawodowego nauczycieli (Izb Nauczycielskich). Projekt ustawy został napisany w 1997 r., ale jak tylko obiecujący jego wprowadzenie w życie rzekomi zwolennicy dostali się do Sejmu, szybko o nim zapomnieli i schowali do szuflad historii. Opublikowałem treść tego projektu w książce: "Jak zmieniać szkołę. Studia z polityki oświatowej i pedagogiki porównawczej" (Kraków: "Impuls" 1998, II wyd. 2008).
Wszystkie posty spełniające kryteria zapytania dyrektor ORE, posortowane według daty. Sortuj według trafności Pokaż wszystkie posty
Wszystkie posty spełniające kryteria zapytania dyrektor ORE, posortowane według daty. Sortuj według trafności Pokaż wszystkie posty
01 września 2019
25 czerwca 2018
Jak przygotować się do konkursu na dyrektora ORE
Minister edukacji ogłosiła konkurs na stanowisko dyrektora Ośrodka Rozwoju Edukacji w Warszawie. Są też wolne etaty na stanowiskach specjalistów i referentów, tak więc przed tysiącami zwolnionych nauczycieli czeka znakomita oferta pracy. Postanowiłem wesprzeć kandydatów, by mieli jak największe szanse w uzyskaniu jakże prestiżowego stanowiska w naszej oświacie. Pozostało wprawdzie mało czasu, ale warto jeszcze uzupełnić dokumenty, by mieć poczucie właściwego przygotowania.
Wśród wymagań, jakie zostały określone w konkursie, są m.in.:
1) uzasadnienie przystąpienia do konkursu, wraz z koncepcją pracy na stanowisku dyrektora Ośrodka Rozwoju Edukacji w Warszawie;
2) życiorys z opisem przebiegu pracy zawodowej;
3) poświadczona przez kandydata za zgodność z oryginałem kopia dowodu osobistego lub innego dokumentu potwierdzającego tożsamość;
4) poświadczone przez kandydata za zgodność z oryginałem kopie dokumentów potwierdzających: posiadanie wymaganego wykształcenia, znajomość języka polskiego, posiadanie wymaganego stażu pracy, posiadanie wymaganego doświadczenia związanego z prowadzeniem działań na rzecz rozwoju szkół i placówek lub doświadczenia na stanowisku kierowniczym.
Koniecznie trzeba się do tego konkursu merytorycznie przygotować. Proponuję zainteresowanym uwzględnienie następujących kwestii oraz zgromadzenie istotnych materiałów i zaświadczeń:
ad. 1.
Warto napisać, że przystępując do tego konkursu, marzyliśmy o takim stanowisku i miejscu pracy już od przedszkola. Te, niestety wraz z edukacją szkolną były prowadzone przez byłych komuchów, osoby powiązane z lewicą, lewactwem lub - co gorsza - "owsiakową", neoliberalną hucpą pseudopedagogiczną, toteż marzyliśmy o tym, że jak tylko dorośniemy i uzyskamy odpowiednie wykształcenie, to naprawimy ten system.
W przedłożonej koncepcji pracy w ORE na tym stanowisku należy koniecznie najpierw wykazać patologię działań poprzednich dyrektorów i kadry kierowniczej. Warto wyrazić zdumienie, że w ogóle tacy ludzie mogli pracować w tak ważnej instytucji. Dobrze jest zacytować wypowiedzi byłej dyrektor czy dyrektorów ORE (dawniej CODN), by udowodnić, że samemu nie dopuści się do tak nieodpowiedzialnych komentarzy czy składanych opinii.
Najważniejszym walorem w złożonym wniosku będzie deklaracja, którą należy jednoznacznie sformułować, by rozpatrująca w konkursie treść aplikacji pani minister nie miała najmniejszej wątpliwości, że kandydat będzie osobą przede wszystkim politycznie, partyjnie i osobiście lojalną, dyspozycyjną, nieroszczeniową, godzącą się na realizację każdego zleconego jej zadania, byle tylko wesprzeć "dobrą zmianę" w polskiej edukacji.
Proponuję sięgnięcie po znakomity poradnik dra Stanisława Sławińskiego, który już 27 lat temu przygotował uzasadnienie naukowe i pedagogiczne dla kadr kierowniczych resortu edukacji. Napisał bowiem, że rolą szkoły jest wychowywanie młodych pokoleń w posłuszeństwie, a kto ma do tego przygotować, jak nie nauczyciele i ich kształcące kadry w ORE? A zatem proszę podkreślić w swoim wniosku rolę posłuszeństwa, bowiem jak pisał S. Sławiński.
Wychowanie do posłuszeństwa jest niezwykle ważne nie tylko dlatego, że współdziałanie z dzieckiem posłusznym jest łatwiejsze i bardziej satysfakcjonujące, ale przede wszystkim dlatego, że posłuszeństwo jest drogą duchowego wzrostu człowieka oraz źródłem ładu i harmonii w wolnym społeczeństwie
(...) Dziecko od najmłodszych lat poddane tresurze i różnym formom nacisku prowadzącym do osłabienia i załamania jego woli, musi uznać, że jedyną, korzystną formą zachowania jest całkowite posłuszeństwo wobec woli i decyzji dorosłych.
Po pierwsze posłuszeństwo wymaga rezygnacji z własnego 'ja', a więc odrzucenia miłości własnej, odłożenia na bok swoich ambicji i przezwyciężenia nie zawsze uświadomionego nastawienia rywalizacyjnego wobec innych. Wiąże się z tym czasem niemały wysiłek wewnętrzny.
Po drugie posłuszeństwo wymaga zrezygnowania w razie potrzeby ze swojego sposobu myślenia, wymaga też zaakceptowania cudzego punktu widzenia. Jest to tym trudniejsze im bardziej wierzy się we własne możliwości i kompetencje oraz im mniejszy jest w danej dziedzinie autorytet osoby przełożonej.
Po trzecie posłuszeństwo wymaga aby wznieść się ponad swój stosunek emocjonalny do zwierzchnika, jeżeli jest to osoba nielubiana.
Po czwarte posłuszeństwo wymaga też dyspozycyjności, to znaczy gotowości do wykonywania poleceń swojej władzy. Ale żeby być dyspozycyjnym trzeba umieć przezwyciężyć swoje złe samopoczucie psychiczne, oderwać się w połowie od tego, co się akurat robi, odmówić sobie potrzebnej chwili wytchnienia itd.
Posłuszeństwo wymaga więc dużej dyscypliny wewnętrznej.
ad. 2) Życiorys z opisem przebiegu pracy zawodowej może decydować o tym, czy w ogóle macie szansę na to stanowisko. Jeżeli, nie daj Panie Boże, należał kandydat do ZNP, a jeszcze gorzej, gdy urodził się w PRL i w tamtym okresie rozpoczynał swoją pracę nauczycielską, to lepiej nie składać takiego wniosku. Służby i tak sprawdzą, czy nie okłamaliście władzy. Chyba, że ktoś napisze w swoim życiorysie, że wprawdzie był członkiem ZNP, ale jako Konrad Wallenrod.
Dobrze jest wykazać się jakąś współpracą z partią prawicową. Tylko nie piszcie o wspomaganiu Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jeśli już, to raczej akcji "Świąteczna Paczka". Dobrze jest też wykazać się aktywnością we własnej parafii. Może mamy potwierdzenie służby i wpłaty na rzecz Radia Maryja?
ad. 4) W przypadku załączonego dokumentu potwierdzającego posiadanie wymaganego wykształcenia większe szanse mają kandydaci, którzy ukończyli studia w Toruniu, ewentualnie w jakiejś prywatnej szkole wyższej pod odpowiednim patronatem.
Nie jestem przekonany, czy zwróciłem uwagę na wszystkie konieczne elementy autobiograficznej narracji kandydata, bowiem w ORE, MEN i in. instytucjach podporządkowanych partii władzy obowiązuje "hidden curriculum".
13 kwietnia 2016
Partyjna zmiana warty m.in. w nadzorze pedagogicznym szkolnictwa
Nie rozumiem powodu, dla którego red. Justyna Suchecka z "Gazety Wyborczej" rozdziera szaty w artykule pt. "Szkoły pod kuratelą PiS" nad wymianą kuratorów oświaty? Rozumiem, że wierszówka jest sprawą egzystencjalną, ale warto byłoby taki artykuł poprzedzić chociaż rzetelnym wprowadzeniem. Proces wymiany partyjnej w centralnych i terenowych kadrach oświatowych - sprowadzony w tekście do wymiany jedynie kuratorów oświaty (ci też wymieniają zastępców) - ma przecież cykliczny i systematyczny charakter. Zaczął się w 1993 r. po odzyskaniu władzy przez postkomunistyczny aparat partyjny SLD i "podnóżek" (dla niemalże każdej frakcji) partyjnej nomenklatury PSL. W ostatnich miesiącach mamy zatem podtrzymanie tradycji w zakresie kolejnej zmiany partyjnej warty oświatowej.
Zmiana kadr kierowniczych dotyczy wszystkich urzędów centralnych w naszym szkolnictwie, w tym także dyrektorów departamentów MEN. Nie przypominam sobie, by dziennikarze interesowali się tymi, którzy sterują szkolnictwem w różny sposób i w odmiennych zakresach? Tymczasem kilka lat temu w samym tylko Kuratorium Oświaty w Warszawie pracowało 300 osób (sic!) Ma jeszcze w województwie pięć delegatur, czyli mini-kuratoriów na wzór dawnych inspektoratów oświaty. Tam też zatrudnia się urzędników. Ilu dzisiaj urzędników zatrudnia ten urząd i po co? Jaka jest wartość dodana ich pracy?
Posłowie III RP zapomnieli o uchwałach Zjazdu "Solidarności" z 1981 r. Zdradzili polskie społeczeństwo 23 lata temu utwardzając centralizm w polskim szkolnictwie, by można było traktować jego administrację -jakże nonsensownie dysfunkcyjną, kosztowną i edukacyjnie bezużyteczną - jako partyjny łup dla "swoich". Niektórzy intelektualiści, a autentyczni i zasłużeni działacze opozycji PRL dzisiaj piszą artykuły, felietony, a nawet książki, w których stwierdzają samokrytycznie: "Byliśmy głupi", "Zapomnieliśmy..." , "Zlekceważyliśmy...".
"Elyty" Platformy Obywatelskiej pokazały przez ostatnie osiem lat, że nie istnieje w Polsce EDUKACJA jako DOBRO WSPÓLNE, ponadpartyjne. Dzieliły łupy i potężny budżet wraz z unijnymi dotacjami także dla podreperowania własnych, prywatnych budżetów, zakładania licznych firm, spółek i fundacji, które otrzymywały w ramach pseudo-konkursów dotacje budżetową na realizację własnych celów. Rozporządzeniami i ustawami wnoszonymi przez posłów PO i PSL, a więc z pominięciem konsultacji społecznych, ekspertyz naukowych wyrzucono w błoto miliony z tytułu wydania rządowego elementarza dla klas I-III, który jest hitem arogancji, ignorancji i zaprzeczeniem uczciwości dydaktycznej.
Czyż nie po to zmieniały rozporządzeniami MEN panie K. Hall, K. Szumilas i J. Kluzik-Rostkowska prawo tak, by utrzymać tysiące bezużytecznych dla szkolnictwa urzędników, a wspierać sferę niepubliczną rzekomo dla dobra obywateli? Kto wymyślał i upełnomocniał kompromitujące rząd obniżanie poziomu kwalifikacji i warunków zatrudniania nauczycieli? Kto permanentnie utrzymywał środowisko nauczycielskie na granicy przeżycia ekonomicznego rzucając ochłapy w postaci niewielkich podwyżek płac? Kto - jak nie MEN i kuratoria oświaty - zezwalał na internetowe kursidła dla wychowawców kolonijnych, a potem dziwił się, że grasują w wakacje pedofile? itd., itd.
Przez osiem lat rządzenia można było odejść od partyjniackiej polityki i uczynić edukację, szkolnictwo, troskę o dzieci i młodzież rzeczywiście godną cywilizowanych demokracji świata. Jednak trzeba było obsadzać w ramach "konkursów" ludzi z przeszłością kryminalną, skorumpowanych, ale za to BMW. Trochę późno obudziła się pani redaktor z krytyką obecnej formacji, bo ta - w odróżnieniu od poprzednich SLD, PO, SLD i AWS - niczego nie kryje przed społeczeństwem, nie udaje, że wyłania ludzi w konkursach, które były partyjnym namaszczaniem. Może, zamiast produkowania naklejek i plakatów KOD-u opozycja przeprowadzi poważny rachunek sumienia, przyzna się do oszukiwania narodu, ukrytego manipulowania nim, marnotrawienia milionów publicznych pieniędzy i zaproponuje dla siebie i dla naszego kraju program naprawczy.
Tymczasem to obecna władza musi przypomnieć poprzednikom (jak ksiądz na spowiedzi), jakie popełnili grzechy główne i odpuścić im te drobne. Może za kilkanaście lat powróci w naszym kraju myślenie i działanie kategoriami dobra państwa, dobra narodu, dobra społeczeństwa i wolności, które do ich realizacji są konieczne. Tymczasem musimy latać z zawiązanymi skrzydłami, co i tak jest lepsze od tego, jak nam je podcinano kpiąc z demokracji i demokratycznych praw. Niestety, jako wyborca PO dobrze pamiętam wypowiedź - z przeproszeniem profesora UŁ - posła PO Stefana Niesiołowskiego, który mówił z butą i arogancją: że "jak PiS wygra wybory, to będzie mógł sobie uchwalać prawo takie, jakie mu się będzie podobało, a teraz to my rządzimy". Zdaje się, że zwycięzcy wzięli to sobie do serca.
Właśnie wczoraj dowiedziałem się, że został odwołany dyrektor Ośrodka Rozwoju Edukacji pan dr hab. Marek Piotrowski. Następca będzie już nominowany tak, jak życzył sobie tego POseł S. Niesiołowski.
Przypominam tylko kilka wpisów do zrobienia sobie przez zarządzających w MEN partyjnych funkcjonariuszy rachunku sumienia:
Dziennikarska (o!)presja w MEN i ORE, czyli popierajmy się i nie dajmy się
Co najmłodszym uczniom szykuje Ministerstwo Edukacji Narodowej?
Nowy dyrektor Ośrodka Rozwoju Edukacji w Warszawie
OŚWIATOWE KITY i HITY 2012 roku (część 1)
25 marca 2015
Kolejna habilitacja pedagoga-badacza
Marek Piotrowski - obecny dyrektor Ośrodka Rozwoju Edukacji - przeszedł szczęśliwie przez "starą" procedurę przewodu habilitacyjnego na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Po przyjętym przez Wysoką Radę kolokwium habilitacyjnym i wykładzie na temat "E-podręcznika wobec edukacyjnych wyzwań XXI wieku" członkowie Rady nadali mu stopień doktora habilitowanego w dziedzinie nauk społecznych, w dyscyplinie - pedagogika.
Już prezentowałem sylwetkę dyrektora ORE, toteż nie będę tu przywoływał własnej argumentacji, ale wskażę na bardzo interesujące wątki w ocenie jego dorobku naukowego, bo przecież one zadecydowały o dopuszczeniu do kolokwium habilitacyjnego. Jego przebieg był niezwykle dynamiczny, w wielu momentach profesorowie wchodzili ze sobą w dyskusję, gdyż jak to bywa w naukach humanistycznych i społecznych, na sformułowanie i rozwiązanie każdego problemu badawczego można znaleźć wiele podejść i sposobów, zarówno teoretycznych, jak i badawczych. Ważne jest to, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, jeśli tylko spełniony jest kanon metodologii badań.
Polecam czytelnikom bardzo interesująca rozprawę tego autora pt. "Od TQM do „żandarma”, czyli pod prąd" (Wydawnictwo Veda Warszawa 2013, w której dokonuje krytycznej analizy wyników badań Raportu Kinseya, obejmującego 20 systemów edukacyjnych na świecie i wprowadzanych w nich reform oświatowych. Jak wykazała w recenzji tej książki prof. UW Małgorzata Żytko, wyniki krytycznego studium tego Raportu wykazują, że niejednokrotnie stoją one w sprzeczności z analizami podejmowanymi w badaniach krajowych. Ba, także wnioski z tego Raportu odbiegają od rzeczywistych problemów polskiej edukacji.
Marek Piotrowski demistyfikuje stworzoną przez autorów Raportu Kinseya superskalę, która jest obciążona podstawowymi błędami nadinterpretacji powstałych w ten sposób danych. Niesłusznie wmawia się polskiemu społeczeństwu, że badania OECD: PISA, TIMSS itp. są znaczące i wzorcowe, skoro mają one charakter monitoringu politycznego. Tworzenie na zróżnicowanych metodologicznie konstrukcji tych pomiarów średniej uzyskanych z nich wyników nie może być wskaźnikiem jakości jakiegokolwiek systemu kształcenia, by na tej podstawie formułować wnioski w zakresie poprawy jakości edukacji w danym kraju. Niestety, także w tym politycznym monitoringu koordynatorem ze strony Polski jest urzędnik MEN, który troszczy się o to, by prezentowane publicznie wyniki tych pomiarów miały swoje odzwierciedlenie w sukcesie politycznym rządzących.
Jak niezwykle trafnie ocenia tę rozprawę profesor UW M. Żytko - kluczowa jest w niej teza autora, w świetle której (...) stosowany dotychczas system egzaminów zewnętrznych i zdeterminowane ich wynikami procedury oceny jakości pracy szkół niszczą kapitał społeczny. Wytwarzają fałszywy obraz oczekiwań edukacyjnych, które rodzice powinni zaakceptować, traktując szkoły jako miejsca przygotowania do zdawania testów mierzących ograniczony zakres umiejętności uczniów, z pominięciem całej sfery rozwoju społeczno-emocjonalnego, ale także twórczego myślenia, rozwiązywania problemów, podejmowania działań wykraczających poza sformalizowany zakres standardów edukacyjnych.
Także profesor SGH Piotr Bielecki w swojej opinii na temat powyższej książki podkreślił m.in., że wyniki badań M. Piotrowskiego mają znaczący walor poznawczy dokumentując przebieg procesów reformowania polskiego systemu edukacji. Ważną zaletą pracy jest przedstawienie właściwości dobrze pomyślanego monitorowania jakości pracy szkół oraz przekonująca argumentacja przemawiająca za opcją alternatywnego modelu monitorowania zakładającego aktywne uczestnictwo podmiotów tzw. warstwy pośredniczącej w procesie ciągłego, bieżącego monitorowania praktyki szkolnej (przykład programu „Szkoły z klasą”), a także roli rodziców w tym procesie. Monitorowanie pracy szkół w wykonaniu organów prowadzących (JST) pozostawia wiele do życzenia (niewystarczająca aktywność IST, ograniczone wykorzystywanie wskaźników edukacyjnych, niski stopień kooperacji międzyszkolnej oraz współpracy z ośrodkami akademickimi, brak konsensu między JST i dyrektorami szkół w kwestii istoty i zakresu monitorowania).
Profesor wyeksponował takie zalety książki M. Piotrowskiego, jak:
- kreatywne rozwinięcie tezy badawczej J. Bonstingla wskazującej kierunek jakościowej zmiany paradygmatu w oświacie, którą wyraża następująca fraza: od nauczania i testowania do ciągłego uczenia się i doskonalenia (zob. J. Bonstingl, 1994);
- poprawność merytoryczną i metodologiczną analizy i płynących z niej wniosków dotyczących miarodajności wymiernych wskaźników skuteczności pracy dydaktycznej (jakości kształcenia) opartych na wynikach egzaminów zewnętrznych;
- nowatorstwo, dociekliwość naukową i wnikliwość analizy empirycznej weryfikującej wiarygodność i przydatność istotnego instrumentu polityki edukacyjnej państwa - egzaminów zewnętrznych - mierzących poziom osiągnięć uczniów i ich postępy w nauce;
- interdyscyplinarność podejścia wyrażającą się dobrą znajomością wiedzy i rozwiązań praktycznych dotyczących zróżnicowanych aspektów, kontekstów i instrumentów krajowej polityki edukacyjnej odnoszącej się do oświaty obowiązkowej;
- krytyczny ogląd realiów życia polskich szkół (dydaktyka, zarządzanie jakością kształcenia) w podwójnej perspektywie: deklarowanych celów i zadań zestawionych z działaniami pozornymi obciążającymi skuteczność i jakość kształcenia;
- znaczącą wartość poznawczą i przydatność rozprawy dla praktyki edukacji powszechnej, dającą podstawę do sformułowania rekomendacji zalecającej lekturę książki zarówno dla decydentów krajowej i samorządowej polityki edukacyjnej, jak i dyrektorów szkół i nauczycieli, interpretujących i wykorzystujących dane, jakich dostarczają wskaźniki jakości pracy szkoły.
Zachęcam do lektury tej książki, by nasz system szkolny wyrwać z rąk metaforycznie ujętego w tytule "żandarma". Poniżej przedstawiam plan wspomnianego na wstępie wykładu habilitacyjnego.
23 lutego 2015
Nowy dyrektor Ośrodka Rozwoju Edukacji w Warszawie
W dn. 29 grudnia 2014 r. minister edukacji narodowej, Joanna Kluzik-Rostkowska ogłosiła konkurs na Dyrektora Ośrodka Rozwoju Edukacji w Warszawie. Pisałem o tym w blogu, ale od stycznia do wczoraj nie znalazłem żadnej informacji na ten temat. Zapewne źle szukałem, albo ją przeoczyłem.
Otóż w tej placówce nastąpiła istotna zmiana. Konkursu nie wygrała pełniąca dotychczas obowiązki dyrektora osoba, ale kontrkandydat, którym jest znakomity specjalista w zakresie badań oświatowych, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego - dr Marek Piotrowski. Nowy dyrektor jest przedstawicielem mojego pokolenia, także naukowego. Ukończył studia magisterskie z fizyki na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1977-1987 był zatrudniony w Instytucie Badań Jądrowych Świerk, gdzie zajmował się badaniami w zakresie technik jądrowych fizyki ciała stałego. Brał udział w eksperymentach a dzięki modelowaniu matematycznemu ustalił strukturę magnetyczną TbF3, co opisał w artykułach na ten temat i opublikował je w encyklopedii fizyki stosowanej. Tak pozyskaną wiedzę wykorzystał w późniejszych swoich analizach ilościowych, które prowadził już w zakresie pedagogiki szkolnej.
Warto przypomnieć, że w gronie znakomitych profesorów pedagogiki będących z prymarnego wykształcenia po studiach na kierunku fizyka, jest także zatrudniona na Wydziale Pedagogicznym UW pani prof. Elżbieta Putkiewicz, autorka wielu raportów z zakresu polityki oświatowej. Pan Marek Piotrowski został w 1996 r. nauczycielem w 25 Społecznym Liceum Oświatowym w Warszawie, a więc w niepublicznej szkole, która pełni rolę ośrodka socjoterapeutycznego. W 1997 r. podjął pracę nauczyciela akademickiego w Wyższej Szkole Humanistycznej w Pułtusku, zaś od 1999 r. wykorzystywał swoje doświadczenia diagnostyczne w pracy ze studentami na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Był też pracownikiem Kolegium Nauczycielskiego Uniwersytetu Warszawskiego.
W ostatnich kilkunastu latach realizował szereg zadań diagnostyczno-oświatowych w różnych zespołach badawczych czy eksperckich. Przykładowo od 1997 r. brał czynny udział w rekonstrukcji żeńskich szkół im. Cecylii Plater-Zyberkówny w Warszawie, prowadząc badania dotyczące edukacji dziewcząt. Ma za sobą udział w przygotowywaniu różnych ekspertyz, które były kluczowe dla edukacji z punktu widzenia wdrażania tzw. reform parcjalnych.
Bardzo szerokie zainteresowanie pana M. Piotrowskiego problematyką funkcjonowania szkół, polityką oświatową i procesem badania osiągnięć szkolnych dzieci i młodzieży sprawiły, że w wyniku licznie podejmowanych zadań, poznawał specyfikę nie tylko zarządzania oświatą przez samorządy, ale i diagnozował efektywność kształcenia w naszym szkolnictwie na wszystkich jego poziomach – od edukacji przedszkolnej aż do ponadgimnazjalnej.
Uwieńczeniem pierwszego okresu swoistego rodzaju „wtapiania się” w nauki pedagogiczne była przygotowana przez M. Piotrowskiego rozprawa doktorska pod kierunkiem pani dr hab. Anny Wiłkomirskiej prof. UW (obecna Dziekan Wydziału Pedagogicznego UW) na temat „Czy „Szkołą z klasą” była szansą poprawy jakości pracy gimnazjów na wsiach i w małych miejscowościach? „. Recenzentami w tym przewodzie byli profesorowie: Krzysztof Kruszewski z UW i Mirosław J. Szymański (obecnie w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. M. Grzegorzewskiej w Warszawie).
Nauczyciele i przedstawiciele nadzoru pedagogicznego zapewne znają jego publikacje metodyczne: "Eksperymentowanie i wzajemne nauczanie (CEO 2012) oraz "Projekty edukacyjne Akademii uczniowskiej" (CEO 2012), które stanowią one bardzo dobre potwierdzenie nabytych kompetencji refleksyjnego nauczyciela-praktyka. Warto zajrzeć na stronę ORE, gdzie są opublikowane prezentacje Zespołu UW dotyczące doskonalenia strategii zarządzania oświatą na poziomie regionalnym i lokalnym. Wśród nich jest materiał dr. M. Piotrowskiego.
Niezwykle trafny jest per analogiam do katastrofy promu kosmicznego Challenger (1986) sposób podejścia pana dra M. Piotrowskiego do publicznej, społecznej funkcji badań naukowych, które powinny - w przypadku tak powszechnie dotykającej całego społeczeństwa kwestii edukacji szkolnej – odsłaniać, ujawniać „błędne założenia, wadliwą realizację i fatalne rezultaty” centralistycznie sterowanych reform MEN. Te bowiem prowadzą nie tylko do działalności pozornej, ale i toksycznej, bo rzutującej na szanse życiowe młodych pokoleń uwięzionych niejako w rozwiązaniach systemowych (strukturalnych i symbolicznych) polskiego szkolnictwa. Znakomita jest jego rozprawa pt. „Od TQM do „żandarma”, czyli pod prąd (Warszawa 2013, ss.172)
Powinniśmy zatem cieszyć się, że dzięki osobistej, kompetencyjnej i kulturowej niezależności od pedagogiki szkolnej i polityki rządu podjął się ujawnienia obciążeń i patologii czy dysfunkcji, jakie mają miejsce także z udziałem części naszego środowiska akademickiego, bezkrytycznego, słabo kontestującego istniejące rozwiązania i bieżącą politykę z naukowej właśnie perspektywy.
Czytając artykuły M. Piotrowskiego, w tym jego w/w naukową rozprawę, uzyskałem potwierdzenie, że nie jestem w nielicznym gronie koleżanek i kolegów z innych uniwersytetów osamotniony w naukowej krytyce patologii edukacyjnej w naszym kraju. To świetnie, że pracownik UW włączał się twórczo do tego nurtu z argumentacją naukową! W przypadku d. M. Piotrowskiego nie jestem tym zdumiony, gdyż reprezentuje swoimi dokonaniami niezwykle odważne środowisko podziemnego ruchu oporu w PRL (tajna rozgłośnia radiowa "Solidarności" to jego wyczyn), za co został niedawno odznaczony przez Prezydenta B. Komorowskiego.
To jest zasadniczy przełom, być może możliwy także dzięki temu, że edukacją zaczynają interesować się także naukowcy z wykształceniem i doświadczeniem wyniesionym z innych dziedzin i dyscyplin wiedzy. Właśnie o tak rozumiane wzbogacenie nauk pedagogicznych i polskiej oświaty powinniśmy zabiegać, by zerwać z nieustannym, a wciąż większościowo obecnym powtarzaniem tych samych tekstów, wątków, wniosków z własnych badań, często uwikłanych w koniunkturalne w różne relacje, także z MEN. Rolą naukowca jest bowiem dociekanie prawdy, a nie głoszenie poglądów, które są wygodne dla władzy celem sterowania społeczeństwem.
Życzę panu Dyrektorowi jak najlepszej samorealizacji w ORE z zespołem współpracowników, który powinien przecież służyć nauczycielom a pośrednio naszym dzieciom i młodzieży.
06 stycznia 2015
Co najmłodszym uczniom szykuje Ministerstwo Edukacji Narodowej?
Trwa wojna ministra zdrowia z lekarzami tzw. Porozumienia Zielonogórskiego, której ofiarami stają się niektórzy pacjenci. Władza ma tę przewagę, że dysponuje publicznym medium o najwyższej jeszcze sile socjotechnicznego wpływu oraz usłużną, bo przez nią sponsorowaną prasę (via kontrakty na reklamy, zatrudnianie dziennikarzy w roli rzeczników w różnych instytucjach państwowej administracji itp.), toteż obywatele częściowo nieprzygotowani do odbioru komunikatów i zmasowanego "ataku" informacyjnego władzy tracą orientację i bardziej skłonni są wierzyć władzy (czyli mediom), aniżeli dociekać prawdy. Ta zaś jest dwustronna, dwoista - jak powiedziałby zapewne prof. Lech Witkowski. To znaczy, że za czyjąś prawdą (całkowitą lub częściową) kryje się czyjeś kłamstwo (całkowite lub częściowe).
Być może w ten sam sposób prowadzi politykę Ministerstwo Edukacji Narodowej, które ma do dyspozycji ogromny potencjał środków budżetowych, a więc z podatków obywateli, które wykorzystuje częściowo dla ich dobra i dobra ich dzieci, a częściowo dla własnych, partykularnych celów (politycznych - wzrost poparcia politycznego, ekonomicznych - czerpanie korzyści materialnych, społecznych - tworzenie sieci dla SWOICH itp.). Minister edukacji może zorganizować konferencję prasową, na którą stawi się wielu dziennikarzy i może przekazywać informacje takie, jakie są korzystne dla władzy, a nie dla społeczeństwa.
Dla przykrycia tej taktyki sięga się po populistyczne rozwiązania (np. darmowy podręcznik), którym nawet opozycja nie jest w stanie się przeciwstawić, gdyż natychmiast byłaby posądzona o działania na szkodę własnych wyborców. Władze tak konstruują treść ustaw pod własne interesy, żeby nie można było podważyć nonsensowności rozwiązań, które są w ten sposób upełnomocnione. Mamy już zapowiedź powierzenia przez ministrę pracy nad kolejnymi częściami podręczników dla klasy II osobie, która nikomu, niczego już nie musi udowadniać, gdyż jest chroniona zapisem ustawy o prawie do bycia nominowaną bez spełnienia kryteriów autorskich.
Oczywiście, że wskazana przez ministrę autorka ma doświadczenie nauczycielskie. Takie jednak posiada ponad 450 tys. nauczycieli. Jej atutem jest to, że ponoć była w państwie azjatyckim, gdzie tresuje się korposzczury. Niech zatem będzie docenione to kryterium, bo istotnie, kolejne korporacje będą potrzebowały coraz więcej taniej i dyspozycyjnej siły roboczej. Elity władzy i tak kształcą swoje dzieci w szkołach prywatnych, więc nie muszą martwić się o koszty psychiczne ich edukacji.
Każdy z kręgu władzy może być namaszczony jako autor nie tyle podręcznika, co jego części, bo rzecz dotyczy jakiejś wersji do nauczania matematyki. Kto inny zapewne będzie pisał część związaną z edukacja językową, a kto inny przyrodniczo-społeczną czy w zakresie sztuki i kultury fizycznej. Prezes NIK ogłosił, że sprawdzi dostępność podręczników szkolnych. To śmieszne, że nie interesuje go fakt zmarnotrawionych milionów złotych na honoraria, druk i udostępnienie pierwszoklasistom dwóch części elementarza rządowego. Piszę o dwóch częściach, bo ponoć nie ma jeszcze w szkołach trzeciej, a czwartej też nikt nie widział.
Tymczasem prasa - informująca o planowanej kontroli NIK - ideologicznie przygotowuje już audytorów do tego zadania: "darmowe podręczniki niosą ze sobą szansę dla dzieci i młodzieży z terenów wiejskich oraz uboższych rodzin. Eksperci są zgodni, że uczniom należy stworzyć wyrównane warunki do nauki. Nie jest zatem ważne, jakie są te podręczniki, tylko czy w ogóle są. Z samego już faktu ich istnienia i dostępu do nich wynika - zdaniem tych wybitnych ekspertów - wyrównywanie szans do nauki. To już nie jest nawet śmieszne. Internauci sami już proponują: Czas zmienić nazwę tego resortu na Ministerstwo Elementarzy Nieudanych.
Nie wiem, czy prawdą jest, że pani Premier zatrudnia w MEN - jako jedną z sześciu swoich pełnomocniczek - poseł Urszulę Augustyn ds realizacji programu bezpieczeństwa w szkołach nie na stanowisku wiceministra edukacji (w miejsce odchodzącego podsekretarza stanu)tylko pełnomocnika premiera, by pani poseł nie musiała zrezygnować z poselskiej pensji? Dwa w jednym? Ministra J. Kluzik-Rostkowska w rozmowie z red. M. Olejnik w TVN24 wiła się, by tego nie wytłumaczyć. Tak kręciła, żeby prowadząca wywiad jej nie dopytywała, co potwierdza nie tylko w tym przypadku upadek klasy tej dziennikarki.
NIKt nie jest zainteresowany rozliczeniem b. ministry edukacji K. Szumilas z wydatkowania z 6 mln zł, jakie miała do dyspozycji w ramach programu „Bezpieczna i Przyjazna Szkoła" aż 4,5 mln zł na propagandową kampanię promującą reformę obniżenia wieku obowiązku szkolnego. Jak pisał red. A. Grabek w "Rzeczpospolitej": Kontrola KPRM wykazała, że wcześniej wcale nie było lepiej. W latach 2008-2011 przeszło 60 mln, które państwo przeznaczyło na poprawę bezpieczeństwa w szkołach, wydano bez jakiejkolwiek logiki, a MEN nie było nawet w stanie wytłumaczyć co dzięki tym środkom osiągnięto. Rozumiem jednak, że zakontraktowane w puli środków unijnych także te na edukację stają się łakomym kąskiem do dalszego ich konsumowania przez rządzących.
Na osłodę społeczeństwo otrzymało informację, że ministra edukacji zwolniła osoby odpowiedzialne za realizację elektronicznych podręczników do edukacji. Kto ponosi odpowiedzialność za poniesione z tego tytułu - zmarnotrawione środki budżetowe? To tak można w naszym państwie wydać lekką rączką miliony na honoraria dla osób, którym następnie się dziękuje i powołuje kolejnych do danego zadania? Gdyby tak postąpił dyrektor przedszkola czy szkoły miałby już na karku prokuratora za niegospodarność czy naruszenie dyscypliny budżetowej. W MEN nikt nie ponosi odpowiedzialności za decyzje, które kosztują społeczeństwo ciężko wypracowane miliony złotych?
Tymczasem niezależny od rządu portal tak wyjaśnia sprawę zwolnienia z pracy koordynatorki projektu e-podręcznik Marleny Plebańskiej oraz zatrudnionych w ORE ekspertów. Wśród zwolnionych jest m.in. Barbara Halska, nauczycielka roku 2014. Jak wyjaśnia wcześniej zwolniony z ORE K. Wojewodzic: Nagła zmiana całego zespołu e-podręcznika może być podyktowana politycznym obsadzaniem stanowisk. - W następnej perspektywie unijnej będzie do wydania ponad 4 mld zł na Cyfrową Szkołę, czyli sprzęt i nawet 300 mln zł na zasoby cyfrowe. Myślę, że w MEN jest chęć, by ten temat objąć kontrolą. Uważam, że zwolnienie Nauczycielki Roku 2014 jest polityczną decyzją. Odejście moje i poprzedniego dyrektora ORE Piotra Dmochowskiego-Lipskiego było podyktowane podobnymi przesłankami, czyli niezgodą na darmowy podręcznik (...).
O dziwo w całej aferze z darmowym podręcznikiem nie pada nazwisko obecnej wiceszefowej MEN Joanny Berdzik. A wystarczy sięgnąć pamięcią dwa lata wstecz, żeby wiedzieć, że padać powinno. Już wówczas „Rzeczpospolita” alarmowała, że wielomilionowe zlecenia dotyczące realizacji e-podręcznika trafiają do firm, instytucji i ludzi z otoczenia wiceminister edukacji Joanny Berdzik właśnie.
Ktoś nieźle lobbował w MEN lub resorcie finansów, skoro z dniem 1 stycznia 2015 r. uzyskano zerową stawkę VAT na dostawy do szkół tylko sprzętu komputerowego, ale już nie na laptopy czy notebooki. Muszą to być komputery stacjonarne. Pogratulować władzy zbieżności rzekomej troski o edukację wirtualną w sytuacji, gdy ona wymaga właśnie sprzętu niestacjonarnego. Ten zaś będzie droższy. Ciekawe, kto będzie wygrywał przetargi na dostawy tego sprzętu.
14 maja 2014
Dziennikarska (o!)presja w MEN i ORE, czyli popierajmy się i nie dajmy się
Kibole śpiewają na stadionach:"ole, ole, ole, ole, nie damy się, nie damy się...." , więc nie ma się co dziwić, że i ministra edukacji narodowej Joanna Kluzik-Rostkowska postawnowiła właczyć się do chóru kibiców czwartej władzy. Powołanie na stanowisko dyrektora Ośrodka Rozwoju Edukacji (dawniej Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli) koleżanki dziennikarki nie jest - zdaniem pani minister - żadnym nepotyzmem (brak powiązań rodzinnych) czy kolesiostwem (chyba nie ma genderowej odmiany tego terminu).
To jest bardzo dobre rozwiązanie. Po raz kolejny rządzący - nie tylko tym resortem - udowdnili, że nie ma żadnych powodów, by kierować się jakimikolwiek kompetencjami merytorycznymi w obsadzie stanowisk instytucji państwowych. Skoro ministrem edukacji może być dziennikarka, to dlaczego nie może być jej koleżanka po fachu dyrektorem ORE? Byłoby znakomicie, gdyby kuratorami oświaty też zostawali dziennikarze, bo nareszcie mielibyśmy w kraju klarowną sytuację informacyjną.
Kto zna się tak dobrze na metodach manipulacji, propagandy, sterowania społeczeństwem, jak nie dziennikarze? Proszę zatem nie kwestionować awansu dyrektor ORE (korespondent wojennej w Izraelu), bo właśnie dzięki temu resort edukacji nareszcie będzie wiedział, jak poradzić sobie z wojną o szkołę publiczną (sześciolatki, podręcznik, nadzór, ewaluacja, egzaminy itp.). Któż lepiej przygotuje dotychczas zatrudnionych w ORE współpracowników - mój Boże, jakże niekompetentnych zapewne nauczycieli, pedagogów, psychologów, skoro ich pracami ma kierować wysokiej klasy specjalistka od deprofesjonalizacji nauczycielskiej - jak nie właśnie redaktorka TVP?
Od razu widać, że nie o nauczycieli tu chodzi, tylko o bardziej zdyscyplinowane przejęcie przez PO instytucji, która pośredniczy w podziale funduszy unijnych na edukację. Redaktor A. Grabek cytuje "w Rzeczpospolitej wypowiedź pani minister edukacji mającą świadczyć o jej wysokiej trosce o szkolnictwo: "(...) minister edukacji odrzuca zarzuty o protekcję. Przekonuje, że decyzję o zatrudnieniu podjęła ze względu na jej umiejętności menedżerskie, a nie relacje towarzyskie. (...) Poprzedni dyrektor (Piotr Dmochowski-Lipski – red.) zdecydowanie nie spełniał moich oczekiwań. (...) ORE musi wywiązać się z kilku strategicznych zobowiązań. Chodzi o projekt e-podręczników, mają być gotowe do września 2015 r. Ośrodek ma także czynnie włączyć się w reformę obniżającą wiek szkolny. – Mam na myśli realną pomoc w dokształcaniu nauczycieli, a także opracowanie nowoczesnych narzędzi do diagnozowania gotowości szkolnej. Te, z którymi pracują obecnie poradnie psychologiczne, są niestety przestarzałe".
Tak oto dowiadujemy się, że trzeba zmusić psychologów do podporządkowania się politycznej strategii rządzenia. Skoro władza chce udowodnić społeczeństwu, że sześciolatki są dojrzałe do szkolnej edukacji, to psycholodzy nie mają wyjścia - muszą zacząć kłamać, fałszować dane, dostrajać diagnozy do tej tezy, a jakie to przypomina państwu czasy?
To jest bardzo dobre rozwiązanie. Po raz kolejny rządzący - nie tylko tym resortem - udowdnili, że nie ma żadnych powodów, by kierować się jakimikolwiek kompetencjami merytorycznymi w obsadzie stanowisk instytucji państwowych. Skoro ministrem edukacji może być dziennikarka, to dlaczego nie może być jej koleżanka po fachu dyrektorem ORE? Byłoby znakomicie, gdyby kuratorami oświaty też zostawali dziennikarze, bo nareszcie mielibyśmy w kraju klarowną sytuację informacyjną.
Kto zna się tak dobrze na metodach manipulacji, propagandy, sterowania społeczeństwem, jak nie dziennikarze? Proszę zatem nie kwestionować awansu dyrektor ORE (korespondent wojennej w Izraelu), bo właśnie dzięki temu resort edukacji nareszcie będzie wiedział, jak poradzić sobie z wojną o szkołę publiczną (sześciolatki, podręcznik, nadzór, ewaluacja, egzaminy itp.). Któż lepiej przygotuje dotychczas zatrudnionych w ORE współpracowników - mój Boże, jakże niekompetentnych zapewne nauczycieli, pedagogów, psychologów, skoro ich pracami ma kierować wysokiej klasy specjalistka od deprofesjonalizacji nauczycielskiej - jak nie właśnie redaktorka TVP?
Od razu widać, że nie o nauczycieli tu chodzi, tylko o bardziej zdyscyplinowane przejęcie przez PO instytucji, która pośredniczy w podziale funduszy unijnych na edukację. Redaktor A. Grabek cytuje "w Rzeczpospolitej wypowiedź pani minister edukacji mającą świadczyć o jej wysokiej trosce o szkolnictwo: "(...) minister edukacji odrzuca zarzuty o protekcję. Przekonuje, że decyzję o zatrudnieniu podjęła ze względu na jej umiejętności menedżerskie, a nie relacje towarzyskie. (...) Poprzedni dyrektor (Piotr Dmochowski-Lipski – red.) zdecydowanie nie spełniał moich oczekiwań. (...) ORE musi wywiązać się z kilku strategicznych zobowiązań. Chodzi o projekt e-podręczników, mają być gotowe do września 2015 r. Ośrodek ma także czynnie włączyć się w reformę obniżającą wiek szkolny. – Mam na myśli realną pomoc w dokształcaniu nauczycieli, a także opracowanie nowoczesnych narzędzi do diagnozowania gotowości szkolnej. Te, z którymi pracują obecnie poradnie psychologiczne, są niestety przestarzałe".
Tak oto dowiadujemy się, że trzeba zmusić psychologów do podporządkowania się politycznej strategii rządzenia. Skoro władza chce udowodnić społeczeństwu, że sześciolatki są dojrzałe do szkolnej edukacji, to psycholodzy nie mają wyjścia - muszą zacząć kłamać, fałszować dane, dostrajać diagnozy do tej tezy, a jakie to przypomina państwu czasy?
08 lutego 2014
Obywatel pisze do MEN i otrzymuje odpowiedź!
W ubiegłym roku, kiedy MEN zadebiutował wiosną w Facebooku a rodzice zaczęli dopytywać się o los planowanych zmian w systemie oświatowym, jeden z urzędników odpowiedzialnych za komunikację społeczną, napisał, mniej więcej w stylu: Jak jest taka piękna pogoda, to idźcie sobie na spacer i nie zawracajcie nam głowy. Od tego czasu coś się zmieniło. Urzędnicy MEN mają wprawdzie wiele odpowiedzialnych zadań, ale mimo to odpisują obywatelom na ich listy, które mają w swej formie i treści charakter intertekstualnego assemblage. Każdy może zapoznać się z odpowiedzią, jeśli jest nią rzeczywiście zainteresowany. List naszej koleżanki był bardzo przyjazny, dialogiczny, poszukujący w ramach wspólnej troski o trafność rozwiązań czy argumentów na rzecz wdrażanych zmian. Odpowiedź też jest bardzo przyjazna i dialogiczna. Poznajemy powody i kierunek zmian w polskiej edukacji. Oto treść tej korespondencji:
List do Premiera i Minister Edukacji, Rodziców i Nauczycieli w sprawie sześciolatków i nie tylko.
Szanowny Panie Premierze
Planowane zmiany w edukacji, dotyczące włączenia sześciolatków w systematyczne kształcenia w szkole, wywołują wiele kontrowersji. Dotychczas prowadzona społecznie dyskusja ukazuje konflikt nie prowadząc do profesjonalnego rozwiązania sporu. Z jednej strony mamy potrzeby, nazwijmy je społeczno-ekonomiczne, a z drugiej indywidualne głoszone przez zaniepokojonych rodziców. U podstaw tych pierwszych leżą obawy o przeszłość narodu spowodowane spadkiem rodzących się dzieci i stąd konieczność wprowadzenia o rok szybciej na rynek pracy rzeszy młodych ludzi (dzisiejsi sześciolatkowie powinni szybciej podjąć pracę), w drugim przypadku troska o los edukacyjny własnych dzieci (zgłaszane przez rodziców i pedagogów nieprzygotowanie systemu do objęcia wsparciem w szkole edukacyjnym tak małych dzieci). W tej sytuacji podmioty uczestniczące w tejże dyskusji mówią innym językiem!
Spór nabrzmiał tak dalece, że istnieje paląca potrzeba włączenia się w ten konflikt specjalistów, których wiedza obejmuje funkcjonowanie systemu edukacji (kwestie polityki edukacyjnej, zarządzania oświatą itp.) oraz mają doświadczenie w zakresie pracy z podmiotami edukacji (rozumieją potrzeby uczniów, znają istotę pracy pedagogicznej
na wszystkich poziomach, współpracują z rodzicami, znają lokalne uwarunkowania szkół). W ten oto naturalny sposób są pomiędzy systemem a podmiotami edukacji, rozumiejąc potrzeby każdej ze stron aktualnego konfliktu. Myślę tu o pedagogach akademickich, którzy znają obydwie strony z perspektywy własnych badań, ale również z bezpośredniego udziału w ich życiu zawodowym i nie obawiam się stwierdzić prywatnym. Mają również własne doświadczenia będąc rodzicami i nauczycielami, obywatelami i badaczami, dysponują zatem potencjalnymi możliwościami zgłębiania motywów, wiedzy i potrzeb wszystkich stron uczestniczących w sporze.
W polskich doświadczeniach mamy chlubne przykłady włączania się świata pedagogów w urządzanie edukacji, w tworzenie systemu kształcenia nauczycieli, przygotowanie szkół do reformy, że wspomnę tu o udziale pedagogów w tworzenie systemu edukacji po odzyskaniu niepodległości 1919 roku i Wielki Zjazd Nauczycielski, czy też w Reformie Jędrzejowiczowskiej z 1932 roku. W zwyczaju władz PRL-owskich było odgórne sterowanie oświatą, izolacja środowisk akademickich i ignorowanie udziału społeczeństwa w podejmowanych decyzjach. Dziś nie ma zgody na inżynierię społeczną, a obywatele domagają się właściwych im praw, zatem rzeczywistość istotnie się zmieniła.
Z pozycji pedagoga akademickiego, rodzica i obywatela sygnalizuję kwestię, które należy objąć uwagą w toczącej się dyskusji i podkreślam, że nie wszystkim poświęcono należytą uwagę, zawężając ramy znaczeń toczonego sporu.
1. Czy objąć edukacją szkolną dzieci sześcioletnie? Okazuje się, że wszyscy tu są zgodni, że istnieje taka potrzeba, ale sposób wprowadzenia tego zamierzenia różni strony.
2. Jeżeli włączymy dzieci sześcioletnie w szkolne nauczanie, to jak do tego zamierzenia przygotowani są nauczyciele klas młodszych i szkoły? Tu najwięcej pojawia
się zastrzeżeń ze strony rodziców i nauczycieli pracujących z tymi dziećmi i odnoszę wrażenie, że koncentracja na tym polu przesłania inne problemy.
3. Jak do przyjęcia o rok młodszych dzieci są przygotowani nauczyciele uczący na wyższych szczeblach kształcenia? O tym się niewiele myśli, zauważając tylko problematyczność wejścia dziecka do szkoły, pomijając kwestie pracy z uczniem ośmioletnim w systemie przedmiotowym. W wyższych klasach szkoły podstawowej pracują specjaliści poszczególnych dyscyplin, a nie nauczania zintegrowanego, tym samym nie dysponują kompetencjami do pracy z tak małym dzieckiem, przypomnę ośmioletnim potrzebującym w swoim rozwoju innych warunków i stymulacji rozwoju oraz organizacji pracy poznawczej. Mamy tu problem merytorycznego przygotowania nauczycieli na przykład w zakresie psychologii dziecka, organizacji edukacji, metodyki pracy itp. W chwili obecnej, aby zyskać uprawnienia do pracy we wczesnej edukacji wymagane są odpowiednie studia podyplomowe, a nie tylko kurs kwalifikacyjny. Warto zadać pytanie: Czy nauczyciele klas czwartych, nie dysponując przygotowaniem w tym zakresie powinni uzyskać formalne ich potwierdzenie? Sprawę komplikuje fakt odmiennej organizacji kształcenia, bowiem dotychczas matematyk, polonista, fizyk uzyskiwał przygotowanie zawodowe w formach dokształcających (równolegle w czasie studiów lub po ich finalizacji w centrach kształcenia pedagogicznego na uczelni lub w innych instytucjach).Generalnie kształcenie nauczycieli dla wyższych szczebli edukacji odbywało się poza wydziałami pedagogicznymi, natomiast nauczycieli klas młodszych i edukacji przedszkolnej w ramach tych wydziałów. Takie rozwiązanie miało i ma nadal głębokie uzasadnienie merytoryczne.
4. Jak są przygotowane szkoły do przyjęcia młodszych dzieci? Nie pytam tu o dywaniki i miejsca do wypoczynku i zabawy ale o organizację kształcenia na dalszych szczeblach. Przyjmując do klasy czwartej dziecko decydujemy się na akademickie nauczanie z podziałem na dyscypliny, co nie jest korzystne dla rozwoju myślenia ucznia na tym poziomie rozwoju. Czy w związku z tym przewiduje się objęcie dzieci w klasach czwartych systemem edukacji zintegrowanej? Czy w związku z tym zaplanowano reformę programów nauczania dla klas czwartych, a co za tym idzie kolejnych? Dotychczas realizowany program, siatka przedmiotów i godzin do realizacji był skierowany do ucznia o rok starszego, czy w tej sytuacji zostanie zmniejszona liczba godzin pracy w szkole? A jeżeli tak, to czy program kształcenia ulegnie zmianie, czy też bardziej obciąży pracę dziecka w domu?
5. Czy uwzględniono kwestię pomiarów ewaluacyjnych, tak zwanych progowych, dotyczących o rok młodszych uczniów na wszystkich szczeblach edukacji? Jak psychicznie i emocjonalnie zostanie przygotowane dziecko o rok młodsze do tak ważnego egzaminu selekcyjnego? Nie chodzi tu o techniczne przygotowania ale o emocjonalne przeciążenia, w których mamy udział my dorośli, świadomi edukacyjnych i życiowych konsekwencji uzyskanych wyników.
6. Czy w założeniach reformy przewidziano korzystne dla procesu edukacyjnego zmniejszenie liczebności klas nie tylko w pierwszych latach kształcenia, ale również w na wyższych klasach? Logiczne jest, że skoro włączamy o rok młodsze dziecko w system szkolny, to jest ono również o rok młodsze w kolejnych latach, gdzie również są potrzebne odpowiednie warunki. Liczebność klas szkolnych powinna odpowiadać potrzebom edukacyjnym uczniów ośmioletnich w czwartej klasie, piątej itd.
7. Ostatnio cieszyliśmy się wynikami polskich uczniów w badaniach PISA, czy w planach reformy uwzględniono fakt, że nasze piętnastolatki będą już licealistami, bądź uczniami innych szkół ponadgimnazjalnych, gdzie system kształcenia istotnie się zmienia? Pytam w tym miejscu o to, jak właśnie ten szczebel edukacji jest przygotowany do przyjęcia młodszego o rok ucznia, jak nauczyciele są przygotowani do innej pracy pedagogicznej?
8. Jak do kształcenia o rok młodszego ucznia jest przygotowana reforma programowa systemu ponadgimnazjalnego. Nie jest to banalny problem, bowiem w kształceniu zawodowym nabycie wielu kompetencji łączy się z odpowiedzialnością, dojrzałością przyszłych techników, zawodowców (np. umiejętności spawania z uwagi na BHP nie można ćwiczyć z uczniem, który nie ukończył 18 r.ż).
9. Zasygnalizowane pola problemowe nie wyczerpują palety pytań (wszystkie zgłoszone kwestie mają swoją reprezentację w badaniach polskich pedagogów), na które należy planując reformę i włączenie dzieci sześcioletnich w szkolną edukację odpowiedzieć. Potrzebna jest szeroka dyskusja społeczna włączająca, a nie wyłączająca wszystkie kompetentne podmioty.
10. Problematyzując kwestę reformy dopominam się o strategię perspektywiczną, długoplanową a nie obliczoną na czas kadencji politycznych. Konflikt, który rozgrywa się na oczach całego społeczeństwa ma swoje podłoże w braku określenia perspektyw, z którymi możemy dyskutować, czasami nawet kwestionować, ale muszą być one określone. Dziś nie mamy z czym polemizować, różnice dotyczą kwestii ideologicznych, bowiem po jednej stronie są racje polityczne, a po drugiej argumenty jednostkowe. Konieczny jest czas na rozmowę merytoryczną, której potrzebujemy wszyscy rodzice, politycy, nauczyciele i my pedagodzy akademiccy zaangażowani w dobrą reformę edukacji! Nie można kolejny raz reformować oświaty eksperymentując na żywym organizmie społecznym, kosztem naszych dzieci i całego społeczeństwa.
Potrzebna jest konsultacja społeczna (nie referendum), PLATFORMA OBYWATELSKA DLA EDUKACJI i uruchomienie profesjonalnej dyskusji, aby podjąć rzetelną dyskusję dla przyszłości, a nie tylko teraźniejszości. POLACY mają swój rozum, wiedzę i pomysły na organizację naszego systemu edukacji, które należy uruchomić z poszanowaniem wszystkich pomiotów. Dopuszczanie do głosu tylko tych, którzy są/będą poprawni politycznie zawiesza wątpienie zawężając pole dostrzegania problematycznych kwestii (a dotychczas organizowane przez MEN Kongresy właśnie takie były). Dobre rozwiązania mają to do siebie, że w drodze ich stanowienia nie pomija się wątpliwości, ale wychodzi im naprzeciw, waży ich znaczenie rozstrzygając plusy i minusy z perspektywy przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Ufam, że przyszłość zależy od nas!
Z wyrazami szacunku
Ryszarda Cierzniewska (dr hab. prof. UKW; pedagog, specjalista nauczania początkowego, pedeutolog, pedagog szkoły wyższej, matka 16 letniej córki).
A oto treść odpowiedzi MEN na ten list:
Szanowna Pani Profesor,
bardzo dziękuję za przekazane opinie i troskę, by zmiany w polskiej edukacji dokonywały się we właściwej atmosferze i przy rzeczowej dyskusji. Jak trafnie Pani zauważyła, debata medialna na temat obowiązku szkolnego sześciolatków koncentrowała się niejednokrotnie na drugorzędnych aspektach wprowadzanej zmiany. Nie oznacza to jednak, że merytoryczna dyskusja na temat reformy obniżającej wiek szkolny się nie odbywała, lub że wyłączone z niej były jakiekolwiek środowiska. Specjaliści zajmujący się edukacją, nauczyciele, a także pedagodzy akademiccy podejmują szereg działań, które powinny w jak najlepszym stopniu pomóc uczniom i szkole przygotować się do zmian. Warto choćby wymienić inicjatywy podejmowane przez Pani uczelnię – Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Pracownicy UKW wraz z ekspertami Instytutu Badań Edukacyjnych (IBE) zorganizowali niedawno otwartą konferencję dotyczącą edukacji sześciolatków. Obecni na niej byli przedstawiciele środowisk akademickich, nadzoru pedagogicznego, samorządowcy, nauczyciele i studenci kierunków pedagogicznych. Na spotkaniu dyskutowano m.in. o wynikach prowadzonego przez IBE Badania 6- i 7-latków na starcie szkolnym. Instytut Pedagogiki UKW wesprze także nauczycieli i rodziców młodszych dzieci dzięki eksperckim publikacjom, które zostaną przygotowane wspólnie z IBE, Uniwersytetem im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz Uniwersytetem Warszawskim. Tego rodzaju wydawnictwa przygotowane w ramach Biblioteki Entuzjastów Edukacji są już dostępne w Internecie (m.in. „Sześciolatek w szkole. Jak uczą się dzieci”, „Sześciolatek w szkole. Co mogą zrobić rodzice?”, „Sześciolatek w szkole. Co mogą zrobić nauczyciele?”).
Dostępne dla wszystkich zainteresowanych są również konferencje i kongresy, w trakcie których poruszane są najistotniejsze kwestie dotyczące polskiej edukacji. Udział w tego typu wydarzeniach, np. organizowanego co dwa lata Kongresu Polskiej Edukacji wymaga jedynie wcześniejszej rejestracji w Internecie. Zgłosić może się każdy. W 2013 r. zdecydowało się na to blisko 1,5 tys. osób. W trakcie ostatniego Kongresu odbyło się szereg debat, a ich przebieg wskazywał na to, że poglądy uczestników nie miały wpływu na przekaz medialny. Szereg konferencji i seminariów przeprowadzonych zostało również przez Ośrodek Rozwoju Edukacji w ramach programu „Sześciolatek w szkole”. Dzięki temu
programowi powstało wiele poradników, programów nauczania i publikacji dla nauczycieli, dyrektorów szkół i doradców metodycznych (w większości dostępne są one w Internecie). A to tylko jedne z wielu działań podejmowanych przez liczne instytucje w związku z wprowadzaną reformą.
W całym procesie planowania i wprowadzania zmian w polskiej edukacji zawsze pod uwagę brane są efekty, które mają być osiągnięte w przyszłości. Po wielokroć analizowane są potencjalne problemy i zagrożenia. Także te zgłaszane przez różne środowiska, czego najlepszym przykładem była choćby osobista rozmowa Premiera Donalda Tuska i Minister Edukacji Narodowej Joanny Kluzik-Rostkowskiej z przedstawicielami Fundacji Rzecznik Praw Rodziców. Przy wybieraniu najlepszych rozwiązań brane są pod uwagę przede wszystkim fakty i wyniki badań naukowych. Badania wskazują, że dzieci 6-letnie w pierwszych klasach szkół podstawowych radzą sobie świetnie i nie odbiegają przy tym od starszych o rok kolegów i koleżanek. To dowód, że szkoła jest miejscem, w którym potencjał dzieci w tym wieku może być efektywnie wykorzystany.
Odnosząc się do szczegółowych zagadnień opisanych w liście, wyjaśniam:
1. Ministerstwo Edukacji Narodowej zwraca uwagę na szerokie konsultowanie sposobów realizacji wprowadzanych rozwiązań, aby móc dostosowywać swoje działania do rzeczywistych potrzeb społecznych. Obniżenie wieku obowiązku szkolnego jest na tyle istotną zmianą systemową, także z punktu widzenia opinii publicznej, że monitorowanie realizacji działań z tym związanych jest nieodzowne. Dlatego właśnie w ministerstwie została uruchomiona infolinia interwencyjna, strona z formularzem oraz dedykowany adres e-mail. Dzięki temu każdy rodzic może bezpośrednio przekazać swoje uwagi, sugestie, obawy, zgłosić przypadki działań niezgodnych z prawem lub niestosowanie się do zaleceń przez konkretne szkoły. Takie zgłoszenie skutkuje natychmiastowym podjęciem w danej placówce kontroli doraźnej przez właściwe kuratorium oświaty. Ubiegłoroczna nowelizacja ustawy o systemie oświaty umożliwiła podjęcie decyzji przez rodziców, co do daty rozpoczęcia edukacji szkolnej przez ich dzieci. Od września 2014 roku:
- obowiązek szkolny obejmie wszystkie dzieci 7-letnie (rocznik 2007) oraz dzieci 6-letnie, urodzone w okresie 1 stycznia - 30 czerwca 2008 r.;
- spełnianie obowiązku szkolnego mogą rozpocząć również dzieci urodzone w okresie od 1 lipca do 31 grudnia 2008 r., jeśli taka będzie wola ich rodziców;
- spełnianie obowiązku szkolnego będą mogły rozpocząć również dzieci 5-letnie (urodzone w roku 2009), jeśli taka będzie wola ich rodziców. W tym przypadku decyzję podejmie dyrektor szkoły po zasięgnięciu opinii publicznej poradni psychologicznopedagogicznej.
Takie prawo będzie obowiązywało również kolejne roczniki. Pani Minister Joanna Kluzik – Rostkowska zapowiedziała ostatnio także szereg zmian związanych z łagodniejszym wprowadzeniem obowiązku szkolnego dla sześciolatków, które to zmiany wychodzą naprzeciw potrzebom rodziców. Obecnie w Ministerstwie Edukacji Narodowej trwają prace nad wprowadzeniem do prawa oświatowego zapowiedzianych rozwiązań, które dotyczą m.in. dostosowania czasu zajęć do możliwości sześciolatków czy rezygnacji z opisu wymagań efektów kształcenia po I klasie w szkole podstawowej.
2. Przygotowania do procesu włączenia dzieci sześcioletnich w edukację szkolną trwały od kilku lat, zarówno na poziomie programowym, jak i na poziomie organizacyjnym. Podstawa programowa dla I etapu kształcenia została przygotowana właśnie dla dzieci rozpoczynających naukę w klasie I jako 6-latki. Od 1 września 2009 r. dzieci podejmujące naukę w klasie pierwszej szkoły podstawowej są nauczane według nowej podstawy programowej kształcenia ogólnego określonej w rozporządzeniu Ministra Edukacji Narodowej w sprawie podstawy programowej wychowania przedszkolnego oraz kształcenia ogólnego w poszczególnych typach szkół (Dz. U. z 2012 r. poz. 977). Podstawę programową dla pierwszego etapu edukacyjnego opracowano w sposób uwzględniający występowanie różnic w dojrzałości dzieci rozpoczynających edukację szkolną. Wymagania zostały sprecyzowane tak, by uczeń miał możliwość przejść przez ten etap edukacyjny w sposób, który będzie jak najbardziej dla niego przyjazny i zachęcający do podejmowania indywidualnej aktywności oraz współpracy z innymi uczniami. Zakres wiadomości i umiejętności, jakimi ma dysponować uczeń kończący klasę trzecią ustalono tak, by nauczyciel mógł je realizować z uczniami o przeciętnych możliwościach. Jest to ważne założenie, gdyż wiadomości i umiejętności ukształtowane w klasach I-III szkoły podstawowej stanowią bazę i punkt wyjścia do nauki w klasach IV-VI szkoły podstawowej.
Dodatkowo, zgodnie z zaleceniami określonymi w podstawie programowej edukacji wczesnoszkolnej, obowiązkiem szkoły jest zadbanie o adaptację dzieci do warunków szkolnych, a w szczególności o ich poczucie bezpieczeństwa. Czas trwania okresu adaptacyjnego określa nauczyciel, biorąc pod uwagę potrzeby uczniów. W okresie adaptacyjnym dzieci, poprzez różnego rodzaju zabawy, gry i sytuacje zadaniowe wspomagane są w rozwoju czynności umysłowych ważnych dla ich dalszego rozwoju, w szczególności w zakresie przygotowania do nauki czytania i pisania oraz uczenia się matematyki. Ponadto zalecenia podstawy programowej dla I etapu edukacyjnego wskazują, aby treści z pozostałych obszarów edukacji wczesnoszkolnej (edukacja artystyczna, przyrodnicza, zdrowotna, zajęcia komputerowe czy wychowanie fizyczne) były realizowane przez nauczyciela przede wszystkim w działaniach praktycznych, z wykorzystaniem naturalnej aktywności i ciekawości dzieci oraz przez kontakt ze środowiskiem naturalnym. Korzystanie z różnego rodzaju pomocniczych materiałów edukacyjnych (zeszyty ćwiczeń, karty pracy, itp.) zalecane jest w ograniczonym zakresie. W sprzyjających warunkach edukacyjnych można kształcenie zorganizować tak, by uczniowie w ciągu I etapu edukacyjnego nauczyli się znacznie więcej od tego, co jest określone w podstawie programowej. Z drugiej strony, niektórym uczniom trzeba udzielić pomocy psychologiczno–pedagogicznej, aby mogli sprostać wymaganiom określonym w podstawie programowej. Zatem dzięki indywidualizacji procesu nauczania i wychowania uwzględnia się różnice w dojrzałości, które obserwuje się pomiędzy dziećmi. Obowiązkiem nauczyciela edukacji wczesnoszkolnej jest indywidualizacja nauczania, w szczególności przez dobór lub skonstruowanie odpowiedniego programu nauczania oraz dostosowanie metod pracy i wymagań do możliwości i potrzeb poszczególnych uczniów.
Jak stanowi rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 21 czerwca 2012 r. w sprawie dopuszczania do użytku w szkole programów wychowania przedszkolnego i programów nauczania oraz dopuszczania do użytku szkolnego podręczników (Dz. U. z 2012 r. poz. 752) program nauczania dopuszcza do użytku w danej szkole dyrektor szkoły na wniosek nauczyciela lub nauczycieli. Nauczyciel może zaproponować program nauczania opracowany samodzielnie, opracowany we współpracy z innymi nauczycielami, opracowany przez innego autora (autorów) lub program opracowany przez innego autora (autorów) wraz z dokonanymi zmianami. Zaproponowany przez nauczyciela program nauczania zawiera treści zgodne z treściami nauczania zawartymi w podstawie programowej kształcenia ogólnego oraz sposoby osiągania celów kształcenia i wychowania, z uwzględnieniem możliwości indywidualizacji pracy. Wyniki kontroli (przeprowadzonych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i inne jednostki), dotyczących stanu przygotowania szkół do obniżenia wieku szkolnego, przedstawione w październiku 2013 r., nie pozostawiają wątpliwości, że polskie szkoły są dziś nowoczesne, dobrze wyposażone i pracują w nich dobrze przygotowani
i wykształceni nauczyciele i inni specjaliści.
W ramach współfinansowanego z UE programu „Indywidualizacja procesu nauczania w klasach I-III w szkołach podstawowych” od 2010 r. szkoły wzbogacają swoje zaplecze o nowe pomoce dydaktyczne. Do tej pory skorzystało z tego blisko 10 tys. szkół podstawowych. Nauczyciele pracujący w klasach I-III posiadają odpowiednie kompetencje do pracy z młodszym dzieckiem w szkole. Sprzyjają temu liczne szkolenia dotyczące m.in. metodyki pracy z dziećmi w wieku 6 lat, przygotowania rodziców do wspomagania dziecka w rozwoju. Wsparcie dla nauczycieli i rodziców zapewnia wiele instytucji.
3. Sposób przygotowania przyszłych nauczycieli do wykonywania zawodu regulują przepisy ustawy z dnia 27 lipca 2005 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz. U. nr 164, poz. 1365, z późn. zm.), natomiast szczegółowe zasady organizacji i zakres kształcenia nauczycieli określa rozporządzenie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 17 stycznia 2012 r. w sprawie standardów kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela (Dz. U. z 2012 r. poz. 131). W systemie szkolnictwa wyższego nauczycieli kształci się w ramach określonego kierunku studiów wyższych (jednolitych magisterskich, studiów I i II) w specjalizacji nauczycielskiej oraz na studiach podyplomowych. Od 1 października 2003 r. rozpoczęto wprowadzanie zmian w sposobie przygotowywania zawodowego nauczycieli na studiach wyższych. Zgodnie z ww. rozporządzeniem szkoła wyższa kształcąca nauczycieli obowiązana była do realizacji standardów nauczania dla danego kierunku studiów i poziomu kształcenia. Zgodnie z przepisami obecnie obowiązującego rozporządzenia uczelnie prowadzą kształcenie przygotowujące do wykonywania zawodu nauczyciela na studiach oraz studiach podyplomowych w ramach modułów kształcenia.
Przygotowanie, o którym mowa, na studiach obejmuje obowiązkowe przygotowanie w zakresie:
1) merytorycznym do nauczania przedmiotu lub prowadzenia zajęć (moduł 1) zapewniającym przygotowanie merytoryczne – zgodnie z opisem efektów kształcenia dla realizowanego kierunku studiów,
2) psychologiczno-pedagogicznym (moduł 2) obejmującym ogólne przygotowanie psychologiczno-pedagogiczne, przygotowanie do nauczania na danym etapie edukacyjnym lub etapach edukacyjnych i praktykę,
3) dydaktycznym (moduł 3) obejmującym podstawy dydaktyki, dydaktykę przedmiotu (rodzaju zajęć) na danym etapie edukacyjnym lub etapach edukacyjnych i praktykę.
Po zakończeniu kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela absolwent m.in.:
− posiada umiejętności i kompetencje niezbędne do kompleksowej realizacji dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych zadań szkoły, w tym do samodzielnego przygotowania i dostosowania programu nauczania do potrzeb i możliwości uczniów,
− wykazuje umiejętność uczenia się i doskonalenia własnego warsztatu pedagogicznego z wykorzystaniem nowoczesnych środków i metod pozyskiwania, organizowania i przetwarzania informacji i materiałów,
− jest praktycznie przygotowany do realizowania zadań zawodowych (dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych) wynikających z roli nauczyciela.
Przygotowanie do wykonywania zawodu nauczyciela na studiach podyplomowych może być prowadzone m.in. w zakresie przygotowania do nauczania kolejnego przedmiotu (moduł 4) obejmującego przygotowanie w zakresie merytorycznym, dydaktykę przedmiotu (rodzaju zajęć) na danym etapie edukacyjnym lub etapach edukacyjnych i praktykę. Realizacja każdego z modułów zarówno na studiach, jak i studiach podyplomowych prowadzi do uzyskania takich samych efektów kształcenia. W opinii Ministerstwa Edukacji Narodowej obecnie obowiązujące rozporządzenie w sprawie standardów kształcenia nauczycieli umożliwia uczelniom takie przygotowanie przyszłych nauczycieli, aby sprostali w przyszłej pracy wyzwaniom związanym z obniżeniem wieku obowiązkowej nauki. Nauczyciele klas IV – VI pracują w tych samych szkołach, co nauczyciele klas I – III, znają więc kwestie, dotyczące kształcenia młodszych dzieci. Kwestie edukacji dziecka młodszego są obecne w realizowanych przez każdą szkołę podstawową zadaniach.
4. Już od klasy I szkoły podstawowej uczniowie stykają się z innymi nauczycielami i z nauczaniem przedmiotowym. Mają lekcje języka obcego, które w zdecydowanej większości przypadków prowadzą nauczyciele uczący danego języka w szkole. Inny nauczyciel może też uczyć zajęć komputerowych czy wychowania fizycznego. Wszyscy nauczyciele pracujący z uczniami na I etapie edukacyjnym posiadają kwalifikacje do pracy z uczniami najmłodszymi. Należy pamiętać o tym, że podstawa programowa kształcenia ogólnego, wprowadzona
do szkół w 2009 roku, od początku zakładała, że zgodnie z nią będą nauczane dzieci trafiające do szkół jako sześciolatki. To założenie dotyczyło także wszystkich kolejnych
etapów edukacyjnych. Obecnie podejmowane są różne inicjatywy dotyczące wsparcia uczniów i nauczycieli w związku z przekraczaniem progów pomiędzy kolejnymi etapami nauczania. Taką działalność prowadzi m.in. Instytut Badań Edukacyjnych w ramach Ogólnopolskiego Badania Umiejętności Trzecioklasistów. Efekty badań i narzędzia wypracowane dzięki temu projektowi mają właśnie służyć pomocy w jak najłagodniejszym przechodzeniu z I do II etapu edukacyjnego.
Na stronie internetowej Ośrodka Rozwoju Edukacji (ORE) znajdują się liczne materiały i publikacje opracowane przez nauczycieli akademickich, np. „Za progiem” M. Skury i M. Lisickiego, zawierające inspiracje i wskazówki do pracy z uczniem o rok młodszym w klasie IV. Ośrodek Rozwoju Edukacji ma w swojej ofercie również szkolenia zarówno dla
pracowników placówek doskonalenia nauczycieli, poradni psychologicznopedagogicznych i bibliotek pedagogicznych, jak i przedstawicieli jednostek samorządów terytorialnych, których celem jest przygotowanie szkół do pracy z uczniem o rok młodszym na kolejnych etapach edukacyjnych.
5. W szkole podstawowej dziecko nie styka się z żadnym egzaminem selekcyjnym. Sprawdzian po klasie VI jest informacją dla ucznia na temat własnych osiągnięć i braków, nie ma charakteru rekrutacyjnego do gimnazjum, a wyniki jego kolejnych edycji nie są porównywalne. Sprawdzian ten służy przede wszystkim szkole do oceny skuteczności nauczania. To również wskazówka dla nauczycieli, w jakich obszarach wiedzy i umiejętności należy więcej pracować z uczniami.
6. Od września 2014 roku klasy pierwsze będą liczyły maksymalnie 25 uczniów. Przepis, ustawowo ograniczający liczbę uczniów w klasie, docelowo będzie dotyczyć klas I - III od września 2014 klasy pierwsze, od września 2015 r. klasy pierwsze i drugie, od września 2016 r. klasy I – III (art. 1 ustawy z dnia 30 października 2013 r. o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz o zmianie niektórych ustaw, Dz. U. z 2013 r. poz. 1265)
7. Badanie PISA przeprowadzane jest w 65 krajach, w których funkcjonują różnorodne systemy kształcenia. Zdaniem ekspertów, świetne wyniki polskich 15-latków w badaniu PISA wiążą się m.in. z wprowadzeniem gimnazjów, czyli z wydłużeniem o rok obowiązkowej edukacji. Dzieci, które rozpoczną edukację w szkole w wieku 6-lat, będą brać udział w badaniu PISA również jako 15-latkowie.
8. Ustawa z dnia 19 marca 2009 r. o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz niektórych innych ustaw (Dz. U. Nr 56, poz. 468), która wprowadziła obniżenie wieku szkolnego, dokonała też odpowiednich zmian w ustawie Kodeks pracy. Zgodnie z tymi zmianami, od 1 września 2018 r. obowiązywać będzie nowa definicja młodocianego pracownika. Będzie nim osoba, która osiągnęła wiek 15 lat, a nie ukończyła 18 lat. Zmiana ta ma charakter formalny. Obecnie młodocianym pracownikiem może być osoba, która ukończyła 16 lat, a nie osiągnęła jeszcze wieku 18 lat. Zatem zmiana, o której mowa powyżej, dostosowuje wiek młodocianych pracowników do nowej sytuacji obniżenia wieku szkolnego. Należy przy tym zauważyć, że ustawowe obniżenie wieku młodocianych pracowników nie prowadzi do zmian merytorycznych dotyczących ich kształcenia, ponieważ już obecnie obowiązująca podstawa
programowa kształcenia w zawodach uwzględnia fakt, że kształcenie zawodowe mogą podejmować osoby 15-letnie (w przypadku młodocianych pracowników są to uczestnicy Ochotniczych Hufców Pracy, a w przypadku uczniów szkół prowadzących kształcenie zawodowe osoby, które zgodnie z obowiązującymi przepisami rozpoczęły naukę w wieku 6 lat, ponieważ wykazywały psychofizyczną dojrzałość do podjęcia nauki szkolnej).
Zarówno obowiązująca od 1 września 2012 r. podstawa programowa kształcenia w zawodach, jak i podstawy programowe kształcenia w poszczególnych zawodach, które obowiązywały przed 1 września 2012 r., uwzględniają rejestr prac wzbronionych dla osób nieletnich. Dlatego też w ramach nauki w szkole nie kształci się umiejętności spawania. Kursy spawalnicze prowadzone są odrębnie wyłącznie dla osób pełnoletnich. Podkreślić należy także, że kształcenie w zawodach, które wymagają dojrzałości psychofizycznej, jakiej nie może mieć 15-16-latek, odbywa się w szkołach policealnych, a więc w szkołach dla osób dorosłych. Podsumowując, należy stwierdzić, że system kształcenia zawodowego jest przygotowany do obniżenia wieku szkolnego, ponieważ kształcenie w poszczególnych zawodach nauczanych w zasadniczej szkole zawodowej i technikum od wielu lat obejmuje jedynie te umiejętności, które mogą zdobywać nieletni.
9. Odpowiedź na to pytanie została podniesiona już we wstępie. Dyskusja dotycząca polskiej edukacji wciąż trwa i są w nią włączone wszystkie zainteresowane środowiska.
10. Obniżenie wieku szkolnego jest jednym z elementów zmian w polskiej edukacji podejmowanych na przestrzeni ostatnich lat. Jest jednym z procesów, których zadaniem jest umożliwienie dzieciom w tym wieku jak najlepszego wykorzystania ich potencjału. Perspektywie zmian w polskiej edukacji przyświeca nadrzędny cel - przystosować młodych ludzi do wciąż zmieniającego się świata, m.in. przez maksymalnie wykorzystanie czasu początkowej edukacji.
Alina Sarnecka
ZASTĘPCA DYREKTORA DEPARTAMENTU KSZTAŁCENIA OGÓLNEGO I WYCHOWANIA
09 maja 2013
Oświatowy urzędas
Platforma Obywatelska decyzjami niektórych swoich urzędników nie po raz pierwszy potwierdziła, że jest ANTYOBYWATELSKA. Co gorsza, w procesie edukacji moc sprawcza urzędnika jest wielokrotnie bardziej toksyczna od tej, która dotyczy nieprzyznania komuś np. prawa do sprzedaży alkoholu (chyba, że jest członkiem partii władzy).
Kiedy otrzymałem przed dwoma dniami list od osoby, która w imieniu swojej koleżanki oraz jej kuzyna Konstantego zwróciła się do mnie z prośbą o pomoc, miałem dylemat. Nie dlatego, że chciałbym tej pomocy udzielić, tylko że nie postrzegałem siebie jako możliwego sprawcy koniecznej - w opisanej przez Gazetę Wyborczą - sytuacji zmiany. Zdaniem nadawcy tego listu jestem osobą mającą wpływ na edukację w Polsce, a więc mogę w konkretnym przypadku interweniować. Potrzebny był bowiem rozgłos sprawy, o której pisała już w Gazecie Wyborczej Aleksandra Pezda, a dzisiaj potwierdziła jej szczęśliwy finał. Odpisałem, że nie mam żadnego wpływu na politykę oświatową, a na urzędników CKE-OKE-MEN-ORE i in. instytucji centralnych absolutnie żadnego.
Obiecałem jednak napisać o tym w blogu, bo jest to kolejny dowód na "tragizm" w jednostkowej sprawie. Wszystkie dzieci są "nasze", a więc i wszystkie powinny mieć równe szanse, toteż rolą państwa jest dopilnowanie, by nie pojawiały się w oświacie m.in. procesy segregacyjne, dyskryminacyjne. Te jednak procesy mają miejsce, kiedy ktoś sprawujący władzę jest przekonany, że może wyłączyć swój rozum (o ile go posiada), może wyłączyć swoje kompetencje (o ile nie legitymuje się jedynie jakimś dyplomem), może wyłączyć swoje sumienie, wrażliwość społeczno-moralną na istotę ludzką, która jest bezbronna wobec tych, którzy powinni jej służyć, wspierać ją swoją misją i profesją.
Rzecz dotyczy młodzieńca, tegorocznego maturzysty, który jest dotknięty zespołem Aspergera i na domiar wszystkiego jeszcze niesprawny fizycznie, bowiem posiada niedowład rąk. Uczeń niepublicznej szkoły, inteligentny, z pasją uczenia się i jakże adekwatną do niej nadzieją na podjęcie studiów, poprosił o przyznanie mu na egzaminie maturalnym dodatkowej godziny. Doskonale zrozumiał to i zaangażował się na rzecz wsparcia jego prośby dyrektor macierzystej szkoły. Co z tego, skoro to nie on wyraża zgodę, tylko urzędnik OKE, a w tym przypadku, jak się okazało, zaprzeczenie pracownika służb oświatowych, który doskonale poczuł się w roli URZĘDASA i odmówił. Ciekawe, jak by postąpił, gdyby to miało dotyczyć jego dziecka albo dziecka z jego najbliższej rodziny?
Tuż przed egzaminem maturalnym urzędnik z OKE w Krakowie wysłał pismo do szkoły, że taka praktyka jest nielegalna i egzamin dojrzałości tego ucznia nie zostanie uznany! Kim trzeba być, żeby wykazać tak mało kompetencji i dobrej woli koniecznej dla banalnego rozwiązania problemu, jakim powinna być i - jak się okazało po interwencji prasy! a nie rodziców - jaką stała się interwencja pracownika CKE, a więc instancji nadrzędnej? W ostatniej chwili anulowano tę pseudo pedagogiczną "wykładnię" prawa oświatowego, by wyjść naprzeciw osobie niepełnosprawnej. Pod presją mediów, bo dzisiaj, w społeczeństwie władzy centralistycznej, biurokratycznej nie ma już innej możliwości, jak upominanie się o godność, o przyzwoitość i spełnianie oczywistych standardów przez urzędy, właśnie w mediach, nastąpiła korekta błędnej decyzji. Bez mediów każda władza - prawicowa, lewicowa i psuedoliberalna - najchętniej przestałaby się liczyć z obywatelami i ich problemami, narzucając im rozwiązania pozbawione logiki, kultury i etyki.
Jak mówi łacińska sentencja: summum ius, summa iniuria - stosowanie zasad bez względu na okoliczności może niekiedy prowadzić do wydawania krzywdzących wyroków. To dawne weneckie prawo surowo zakazywało wylewać krew na ulicę. Kiedy więc pewnego dnia lekarz ratując życie leżącemu na ulicy choremu złamał ów przepis upuszczając mu krwi, został skazany przez formalistycznego sędziego za naruszenie prawa. Decyzja weneckiego sędziego była słuszna, gdyż gdyby uwolnić lekarza od odpowiedzialności, naraziłby się na zarzut odejścia od litery prawa, a więc zarzut dowolności rozstrzygnięcia.
Państwo prawa – zdaniem Andrzeja Walickiego – mające być u nas normą konstytucyjną – nie polega (…) na automatycznym posłuszeństwie wobec wszelkich ustaw uchwalonych przez większość. Sprzeciw wobec arbitralnemu nadużywaniu władzy ustawodawczej nie musi być więc wyrazem postawy anarchicznej. Może być (…) wyrazem nowoczesnej świadomości, domagającej się wcielenia w życie zasad prawa, broniącego godności obywateli przed samowolą ustawodawcy. Nawet demokratycznego ustawodawcy, bo legitymizacja pochodząca z wyborów nie upoważnia parlamentu do uchwalania dowolnych ustaw (. Walicki, Nie każde prawo jest dobre, Dziennik 16.03.2007, s. 25)
Teorię bezwzględnego posłuszeństwa wobec praw suwerennej instytucji państwowej spotykamy we wszystkich odmianach dyktatury, także tej pseudodemokratycznej, jaka ma miejsce w Polsce, a wydawałoby się, że zdyskredytowało ją już na zawsze doświadczenie nazizmu i komunizmu. Niestety, niektórzy politycy i urzędnicy jeszcze nie wyszli z syndromu homo sovieticus.
31 grudnia 2012
OŚWIATOWE KITY i HITY 2012 roku (część 1)
Zacznę podsumowanie 2012 roku od KITU w polityce oświatowej III RP:
1) Kolejny rok potwierdził, że Ministerstwo Edukacji Narodowej jest zupełnie zbyteczną instytucją. Mimo posiadanego, a rozbudowanego ponad stan aparatu nadzoru pedagogicznego, z budżetu państwa środki na kontrolę wydatkowane są znacznie efektywniej przez Najwyższą Izbę Kontroli, która nie tylko planuje, co będzie badać i oceniać, ale także dysponuje możliwościami egzekwowania koniecznych zmian. MEN tak nadzoruje samo siebie i podległe sobie struktury, by żadne zmiany w nim i w nich nie nastąpiły. Zapowiadana przez premiera i b. minister K. Hall likwidacja kuratoriów oświaty okazała się wciskaniem ludowi kitu. Nadal zatem wykorzystywano te struktury do umacniania centralistycznego, typowego dla państwa totalitarnego (np. socjalistycznego), władztwa.
Wśród tematów tegorocznej kontroli NIK znalazły się m.in.:
"Efekty kształcenia w szkołach podstawowych i średnich",
"Przygotowanie gmin i szkół do objęcia dzieci sześcioletnich obowiązkiem szkolnym",
"Kształcenie uczniów o specjalnych potrzebach edukacyjnych",
"Projekty edukacyjne w ramach Priorytetu III Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki",
"Funkcjonowanie szkół niepublicznych o uprawnieniach szkół publicznych",
"Wychowanie fizyczne i sport w szkołach publicznych i niepublicznych" oraz
"Finansowanie szkół niepublicznych przez jednostki samorządu terytorialnego".
O efektach kontroli MEN-owskiego nadzoru czytaliśmy, że są bublem, produkcją fikcji i pozoru. Papier jest cierpliwy, wszystko przyjmie.
2) Kolejnym kitem okazała się w wojnie samorządowców z rządem (w tym z MEN) próba nakazania nauczycielom przebywania w szkole po 8 godzin dziennie. W świetle stanowiska Głównego Inspektora Pracy nie jest możliwe ścisłe rozliczanie czasu pracy nauczycieli. Znacznie wcześniej podobne zdanie miał w tej kwestii wiceminister edukacji Andrzej Karwacki (w rządzie Jerzego Buzka) odpowiadając na interpelację poselską. Samorządowcy udawali albo się jeszcze nie douczyli, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie wydał w 2005 r. w tej sprawie wyrok o powyższej treści.
Postanowiono zatem sięgnąć po inne środki politycznego mobbingu wobec nauczycielskiego środowiska. Postraszono nauczycieli, że Karta Nauczyciela i tak zostanie zlikwidowana oraz że władze „naukowo” badają czas pracy nauczycieli. Wkrótce więc wyjdzie „szydło z worka”.
3) Obowiązek szkolny dla sześciolatków zostaje przesunięty przez minister K. Szumilas o dwa lata - do 2014 roku. We wrześniu do klas pierwszych trafiło około 20 proc. wszystkich dzieci sześcioletnich, toteż MEN manipulował propagandowo wykreowanymi danymi z niektórych gmin, które mały sugerować ogólnopolski zasięg tego procesu.
Rodziców zdradziło Polskie Stronnictwo Ludowe, które odpuściło sprawę sześciolatków, pod warunkiem, że PO skoryguje propozycję w sprawie składki zdrowotnej dla rolników. To przypominam, że ówczesny wicepremier i szef ludowców Waldemar Pawlak obstawał w rządzie za tym, żeby dać rodzicom wybór na zawsze, czy dziecko pójdzie do szkoły w wieku sześciu, czy siedmiu lat. Po raz kolejny jednak okazało się, że można – nawet w Roku Janusza Korczaka – handlować losem dzieci za zachowanie przywilejów rolników. Od 2012 r. takie podejście do dzieci określane jest przez PSL-owców mianem „kompromisu”. (Jan Bury, przewodniczący klubu PSL. - Chcieliśmy odsunąć w czasie reformę i tak się stanie. Nasza propozycja szła wprawdzie dalej, ale skoro się nie udało, dobrze, że są chociaż dwa lata więcej dla rodziców).
Władze zemściły się na samorządach, które nie wywierały skutecznej propagandowo presji na rodziców, by jednak posłali swoje 6-letnie dzieci do szkół i tak przykręciły „kurek z pieniędzmi” , by subwencja oświatowa nie wystarczała na prowadzenie placówek przez samorządy. Nałożono bowiem na nie dodatkowe obciążenia, co miało tylko pogorszyć złą sytuację wielu z nich i spowodować pragnienie ludu, by odebrać samorządowcom prowadzenie placówek oświatowych. Wojna zatem trwa.
4) Zamykanie, likwidowanie, wygaszanie przez samorządy szkół publicznych, likwidowanie w działających placówkach bibliotek, stołówek, a zastępowanie ich badziewiem w postaci ograniczonego dostępu do internetu (w gabinecie dyrektora i pracowni informatycznej, zamkniętej po południu) i cateringu (zimny, nie na czas, niesmaczny).
Spośród 28 tys. działających szkół zlikwidowano co najmniej kilkaset.
Samorządy nie mogą korzystać ze wsparcia organizacji pozarządowych przy prowadzeniu placówek oświatowych, bez uprzedniej jej likwidacji i przejęcia jej potem przez stowarzyszenia. Dotyczy to jedynie małych placówek do 70 uczniów. Zastąpienie likwidacji przekazaniem pozwala na zachowanie ciągłości w otrzymywaniu subwencji z budżetu.
5) W unijnym programie Kapitał Ludzki przybyło 62,5 mln euro na tworzenie i wspieranie przedszkoli i 150 mln euro na programy indywidualizacji nauczania w pierwszych klasach szkół podstawowych. Część z tych środków wydano na objazdowe, propagandowe konferencje minister w poszczególnych kuratoriach, w tym na hotele, catering, propagandowe plakaty, ulotki i inne gadżety.
Dodatkowe pieniądze na przedszkola miały trafić do 30 proc. gmin z każdego regionu, gdzie poziom upowszechnienia edukacji przedszkolnej jest najniższy, ale wiele z nich o nie się nie ubiegała, bowiem musiałyby zapewnić wkład własny o wartości 15 proc. inwestycji. Skorzystały zatem z tego programu bogatsze gminy. I o to przecież chodziło…
Aż lub tylko 40 mln euro z programu Kapitał Ludzki przeznaczono na preferencyjne pożyczki na założenie własnego biznesu, w ramach których np. bezrobotni pedagodzy wczesnoszkolni czy opiekuńczy mogli się ubiegać o pożyczkę w wysokości do 50 tys. zł na utworzenie prywatnego żłobka, przedszkola czy nawet szkoły. Tyle tylko, że obywatele nie są na tyle bogaci, by mogli płacić za podstawową opiekę i edukację dzieci w prywatnych placówkach. A publicznych placówek z tego tytułu wcale w Polsce nie przybyło. Zmniejszyło to zatem wskaźniki bezrobocia. Tylko wskaźniki. Powoływane do życia przedszkola czy szkoły niepubliczne nie miały bowiem klientów.
6. Tylko do końca wakacji można było ubiegać się o zaświadczenie o dysleksji gwarantujące szereg ułatwień na egzaminach państwowych. MEN chciał w ten sposób, dzięki nowym przepisom, zmniejszyć liczbę młodzieży bezpodstawnie uzyskującej zaświadczenie. Polacy nie poznali jednak wyników diagnozy w skali kraju, która wskazywałaby na zakres takich wyłudzeń. Z badań mojej doktorantki w województwie łódzkim wynikało, że uczniowie ze środowisk wiejskich nie mają szans na diagnozę, czy są dyslektykami, więc wskaźnik korzystających z „ułatwień” był tu poniżej 1%. O wyłudzeniach nie świadczyła kontrola poprawności wydawania tych zaświadczeń, tylko… liczba arkuszy dla dyslektyków, jakie wydano im na egzamin. Wszystko to działo się w tym roku z równolegle mającym być wdrożonym programem wspieranie uczniów o specjalnych potrzebach. Wsparcie, że ho, ho, ho!
7) Ośrodek Rozwoju Edukacji - agenda podległa Ministerstwu Edukacji - wystawił w raporcie poświęconym sytuacji oraz statusowi zawodowemu dyrektorów szkół bardzo niepochlebną opinię dyrektorom, oskarżając ich o sabotowanie reform i zalecając zmiany w sposobie mianowania. Stwierdzono bowiem, że prawie wszyscy dyrektorzy są nauczycielami, a większość kieruje placówką, w której wcześniej pracowali jako pedagodzy. To źle, bo najlepiej, gdyby dyrektorami były bezrobotne prządki, zwolnieni z Poczty Polskiej donosiciele lub nikomu niepotrzebni na rynku socjolodzy czy marketingowcy po prywatnych szkółkach. Za patologiczne zjawisko uznano wysoki poziom niesformalizowanych relacji pomiędzy organem prowadzącym placówkę szkolną, czyli najczęściej gminą, a dyrektorem, co skutkuje tym, że w co piątej gminie wiejskiej konkursy na dyrektorów szkół w ogóle się nie odbyły, a stanowiska zostały powierzone tym samym władcom.
O skostniałym układzie zarządzania oświatą ponoć świadczy fakt, że co drugi dyrektor kieruje szkołą ponad 8 lat, czyli ponad dwie kadencje, a co siódmy - co najmniej cztery kadencje. W ORE było jeszcze lepiej, bo tu rządziła osoba z wyrokiem za paserstwo kradzionych aut. Świetna rekomendacja, bo w oświacie, wiadomo, trzeba najpierw ukraść milion, by mieć dostęp do kolejnych milionów z UE.
8) ZNP zamiast zajmować się tylko i wyłącznie sprawami pracowniczymi nauczycieli i administracji, nadal uważa, że powinien być Komitetem Centralnym Ministerstwa Edukacji Narodowej. Opracował zatem "Pakt dla edukacji" wyróżniając cztery obszary polskiej oświaty, które wymagają zmian. Są to obszary:
- "problemów związanych z prowadzeniem szkół i placówek oświatowych",
- "problemy dotyczące uczniów i wychowanków",
- "problemy pracowników oświaty",
- "problemów systemu szkolnictwa wyższego i nauki".
ZNP ma głównie problemy z tym, jak uzasadniać racje swojej działalności, by pobierać z wysokich już nauczycielskich pensji składkę członkowską. Jak się napisze, że oświata ma problemy, a kto ich nie ma, to można tak trzymać się na powierzchni oświatowego kitu przez jeszcze wiele lat.
Zdaniem rządu oświata nie ma problemów, więc Premier nie pozwolił na odwołanie minister Krystyny Szumilas. "Pakt dla edukacji" nie jest w niczym zobowiązujący dla rządu, tylko dla edukacji. Świetnie za to nadaje się pod nóżkę chwiejącego się co jakiś czas stolika władzy.
cdn.
17 października 2012
Uwolnijmy nauczycieli od biurokracji
Ze skrzętnie odnotowanej rozmowy premiera Donalda Tuska z wyróżnionymi z okazji dorocznego Dnia Edukacji nauczycielami w dniu 15 października br. wynika, że to premier rządu, a nie minister Krystyna Szumilas, pokieruje resortem edukacji i polską polityką oświatową. Nie jest to pierwszy przypadek w dziejach III RP, kiedy to oczekiwania szefa rządu są odmienne od kierującego podległym mu resortem, ale też pokazuje, podobnie jak to miało miejsce w czasie "Tuskobusowej" kampanii przedwyborczej do Parlamentu, jak nie wie i nie rozumie, co dzieje się w tej sferze publicznej. Pani minister też nie wie, skoro w jej prezentacji w czasie konferencji prasowej, czyli "wywiadówce dla ludu", nie było ani jednego slajdu na temat przerostu biurokracji w nauczycielskim zawodzie. Trudno jednak, by negatywnie mówiła o swoim resorcie i podległych mu kuratoriach oświaty. Przecież nie ma bardziej doskonałych urzędów w strukturze administracji państwowej.
Rzucone w obecności dziennikarzy populistyczne hasło - "Uwolnijmy nauczycieli od biurokracji" - jest tożsame z tym, które dotyczy także służby zdrowia, bo o innych służbach nie wypowiadam się w tym miejscu. Ma się ono nijak do sukcesywnie wdrażanych od szeregu już lat tzw. procedur biurokratycznej kontroli określanej mianem "kontroli zarządczej". Zgodnie z art. 68 ustawy o finansach publicznych ten typ kontroli także w oświacie publicznej stanowi ogół działań podejmowanych dla zapewnienia realizacji celów i zadań w sposób zgodny z prawem, efektywny, oszczędny i terminowy. Celem kontroli zarządczej jest zapewnienie w szczególności: zgodności działalności z przepisami prawa oraz procedurami wewnętrznymi (MEN, KO, gmina/powiat), skuteczności i efektywności działania; wiarygodności sprawozdań, ochrony danych osobowych; przestrzegania i promowania zasad etycznego postępowania; efektywności i skuteczności przepływu informacji i zarządzania ryzykiem.
Oprócz corocznego produkowania przez dyrektorów przedszkoli i szkół dokumentów związanych z rocznym planem działalności, sprawozdań z wykonania planu pracy dydaktyczno-wychowawczej i opiekuńczej oraz finansowej powstaje całe mnóstwo dokumentów dla nadzoru pedagogicznego. Jest tego tak dużo, że już nawet MEN nie jest w stanie tego zliczyć, a co dopiero mówić o sensownym wykorzystywaniu danych. Każdy urzędnik wytwarza tyle formularzy do wypełniania, ile może uzasadniać sens jego zatrudnienia w kuratorium oświaty czy MEN. Bez nich urzędnik byłby w oświacie zupełnie niepotrzebny. Dochodzą do tego jeszcze kwity, jakie musi wypełniać dyrektor szkoły dla organu prowadzącego. No i oczywiście spływają do szkół różnego rodzaju pisma z MEN i ORE, które zobowiązują dyrektorów i nauczycieli do zliczania czegoś, opisywania, wyjaśniania, udokumentowania itd.
Nie można zapomnieć o tym, że nauczyciele, którym zależy na awansie zawodowym, mają do wypełniania jeszcze segregatory (port folio) z danymi o ich pracy, zaangażowaniu i jej wytworach, oczywiście, z pominięciem niepowodzeń, słabości, wątpliwości. W czasie dekorowania nauczycielskich piersi odznaczeniami państwowymi i orderami oraz medalami Premier rzekł:
"Dzisiaj nauczyciele mówią, podejrzewam, że jednym głosem, że chcieliby bardzo móc więcej czasu poświęcać dzieciom, a dużo mniej papierom. Rozmawiałem o tym i obiecałem to dzisiaj (...), że natychmiast zwrócę się do pani minister, aby naprawdę rzetelnie ocenić, na ile ta papierkowa, administracyjna, biurokratyczna praca jest rzeczywiście potrzebna. (…) Ale czy na pewno te zmiany muszą oznaczać takie dodatkowe ciężary związane z kwestionariuszami, formularzami dotyczącymi indywidualnej relacji z uczniem (...), czy nie można tego jednak radykalnie ograniczyć, czy uprościć, tak, aby nauczyciel więcej czasu i serca mógł poświęcić uczniowi, a mniej czasu i serca papierom? I wydaje się, że to jest wykonalne i może nie od ręki, ale od zaraz będziemy pracowali nad tym, żeby te procedury radykalnie uprościć".
Jakie to piękne... PKP.
Na jednym z forów internetowych można przeczytać:
Nauczyciel winien prowadzić nastepującą dokumentację (w teczuszkach pracowicie
gromadzonych):
* podstawę programową kształcenia ogólnego w zakresie swojego przedmiotu
oraz zajęć;
* podstawę programową kształcenia ogólnego w zakresie zadań ogólnych
szkoły
* program nauczania na cały etap kształcenia wraz z numerem dopuszczenia
ministerialnego oraz nr na szkolnej liście programów
* standardy wymagań egzaminacyjnych
* indywidualny plan rozwoju zawodowego (doskonalenie, cele do
zrealizowania w danym roku)
* szkolny system wychowawczy (misję, wizję) w tym profilaktykę
* analizy, raporty zew. i wewnątrzszkolne przekazywane przez nauczycieli
* pisemne prace ucznia do wglądu (kartkówki, sprawdziany, testy, badania
wyników, itp.)
* analizy każdej pracy pisemnej (zestawienie oceniania, porównania z
innymi klasami, wnioski do pracy prezentowane uczniom i rodzicom, ew. wskazówki
dla kolegów)
* wyciągi z dokumentów prawnych wykonane samodzielnie lub przekazywane
przez in.
* przedmiotowy system oceniania zgodny z wewnątrzszkolnymi sposobami
oceniania
* plan wynikowy (wymagania podstawowe i rozszerzone
Wymagania edukacyjne na poszczególne oceny
• szczegółowe kryteria oceniania wiadomości i umiejętności w danym
przedmiocie
• zestaw narzędzi oceniania (zgodny ze szkolnym systemem oceniania)
czyli zestaw autoryzowanych testów, zaplanowanych prac pisemnych, narzędzi zew.)
• analizy/raporty dot. oceniania wykonane przez nauczycieli szkoły
oraz zew.
DOKUMENTACJA WYCHOWAWCY:
o arkusze ocen
o dziennik lekcyjny, w tym nauczania indywidualnego z wpisanym programem
o tzw. teczka wychowawcy klasy (nie musi mieć formy teczki) zawierająca
badania, ankiety, analizy, techniki socjometryczne, arkusze samooceny ucznia,
opinie uczniów, uczących, scenariusze ciekawych zajęć, kontakty z rodzicami –
terminarz, notatki ze spotkań, potwierdzenie obecności rodzica
* korespondencja z rodzicami
* listy powiadomień o ocenach wraz z podpisami i datami
* notatki służbowe nt. niepokojących wydarzeń w klasie, w szkole, na
wycieczce, itp.
* notatki nt. pracy społecznej swoich wychowanków, nagrody uczniów
* wykaz zastosowanych nagród i kar i sposoby powiadomienia rodziców
* kalendarz roku szkolnego wraz z zadaniami
* dokumentację wyjazdów wraz ze sprawozdaniem i rozliczeniem finansowym
przedstawionym rodzicom oraz dyrektorowi
* notatki i wydarzenia z życia klasy
* stałą analizę frekwencji klasy i uczniów
NAUCZYCIEL WYCHOWAWCA POSIADA (zna i stosuje):
* wso oraz wyciąg z rozporządzenia nt. oceniania wraz z odpowiednim fr.
statutu
* program wychowawczy na cały etap kształcenia dla konkretnej klasy w
powiązaniu z nauczanym przedmiotem
* plan pracy wychowawcy (na 1 rok) dopasowany do specyfiki danej klasy
* tematyka konkretnych godzin wychowawczych w powiązaniu z programem
wychowawczym szkoły
* propozycje wycieczek/wyjazdów/wypraw zgłaszanych w terminie do końca
września na cały rok szkolny
DODATKOWA DOKUMENTACJA:
* zalecenia PPP dot. wszystkich uczniów w danej klasie z potwierdzeniem,
że uczący zapoznali z zaleceniami
* własne opinie pisane dla placówek, w tym ksero dokumentów
przekazywanych dla sądu, poradni, itp.
* postanowienia sądów
* lista wychowanków objęta pomocą rzeczową z klasy (decyzje MOPS, itp.)
* diagnoza wstępna dotycząca sytuacji wychowanków
* aktualizowana lista uczestniczących w zajęciach z wf
* lista uczęszczających na wdż (wraz z aktualizowanymi deklaracjami)
* lista uczestniczących nauce religii
Subskrybuj:
Posty (Atom)