Podoktorska rozprawa Konrada Rejmana pt.
"Etyka radykalna jako emancypacja. O wojnie i pokoju z perspektywy
pedagogicznej" została wydana w serii "Poza kulturową
Oczywistością" monografii wyróżnionej przez Radę Funduszu
Stypendialnego im. Roberta Kwaśnicy. Napisana w okresie pokoju ukazała
się w pierwszym dniu wojny, którą rozpętała przeciwko Ukrainie armia Federacji
Rosyjskiej.
Do
moich rąk publikacja trafiła w jedenastym dniu trwającej agresji na suwerenne
państwo, w wyniku której ginie ludność cywilna. Niemalże zrównano z ziemią domy i infrastrukturę gospodarczą, instytucji
publicznych, w tym m.in. szkoły, przedszkola, ośrodki pomocy socjalnej,
uczelnie akademickie, placówki kulturalne, wyznaniowe, tabor transportu
publicznego itp.
W sposób szczególny doświadczamy egzystencjalnych dramatów
naszych sąsiadów, dla których tysiące Polaków otworzyło własne domy, przyjmując
uchodźców - głównie matki z dziećmi, by ich mężowie, bracia mogli walczyć w
obronie ojczyzny. Tracą życie ludzie starsi, niepełnosprawni, chorzy, a więc ci, którzy nie mogą uciec, nie mają jak uniknąć utraty życia czy pogorszenia stanu zdrowia.
Dedykacja
Autora książki: „Kasi, która jest moim azylem i ocaleniem ..." zbiegła się
w trakcie mojej lektury z wpisem na Facebooku profesora etyki i prawnika z
Łodzi: "Od nieco ponad tygodnia, budząc się obok kobiety, którą kochasz,
szalejąc po domu z dziećmi ot tak sobie - widząc jak córka spokojnie usypia w
bezpiecznym domu... Od nieco ponad tygodnia bardziej doceniając to rozumiesz,
że to bezcenny dar i kradniesz na niego każdą chwilę…".
Gdyby
nie wojna i już odczuwalne a dostępne wizualnie w mediach jej skutki, to
jeszcze miesiąc temu nikt nie dostrzegłby różnicy między obu dedykacjami.
Jakże
nieaktualny okazał się akapit z pierwszej strony wstępu, który Rejman pisał
kilka lat temu: "My-Europejczycy-nie wierzymy w realność wybuchu kolejnej
wojny, której doświadczylibyśmy bezpośrednio jako sprawcy i ofiary. Wojna to
historia, wspomnienia, opowieści dziadków, pamiętniki" (s.13).
Autor
potwierdza wypieranie ze świadomości nie tylko słów śp. prezydenta Lecha
Kaczyńskiego po inwazji Rosji na Gruzję mówiącego, że i nas może dosięgnąć
inwazja ze strony Rosji. W kilka lat później doszło do aneksji Krymu, by następnie przejmować okręg Doniecki i Ługański. Jakże zatem boleśnie brzmi
pytanie Rejmana: (...) dlaczego mimo pełnej świadomości zła, jakim jest
wojna, nie potrafimy się jej wyrzec? Dlaczego wojna wciąż jest ludzką
namiętnością? (s.14)
W
latach 60. XX wieku niemiecki filozof Theodore Adorno opublikował esej
"Wychowanie po Oświęcimiu" mając nadzieję, że już nigdy nie powtórzy
się zbrodnia ludzkości: Nie sądzę, aby mogło wiele
pomóc apelowanie do odwiecznych wartości, na co ci, którzy są właśnie do takich
zbrodni skłonni, wzruszą tylko ramionami; nie przypuszczam też, aby mogło się
tu okazać pożyteczne tłumaczenie, jakimi to pozytywnymi cechami odznaczają się
prześladowane mniejszości.
Źródła należy szukać w prześladowcach, a nie w ofiarach, zamordowanych pod najmarniejszymi pretekstami.
Konieczne jest to, co mówiąc o tej sprawie nazwałem kiedyś zwrotem ku
podmiotowi. Trzeba poznać mechanizmy, które sprawiają, że ludzie stają się
zdolni do takich czynów, trzeba im samym te mechanizmy ukazać i przez
rozbudzanie powszechnej świadomości tych mechanizmów starać się nie dopuścić do
tego, by ludzie znowu mogli się takimi stać (Znak,
1978 nr 285, s. 355).
Zastanawiałem
się zatem, co i jak jeszcze można napisać na temat wojny, by możliwe było
poruszenie sumień polityków władzy!
Rejman
stoi na stanowisku, że pokój jest możliwy jedynie w relacji Ja-Ty, skoro zabija
się w imię wielu. Nie odwołuje się w tym podejściu do Martina Bubera, ale
do Carla von Clausewitza traktującego wojnę jako pojedynek na wielką skalę. A
zatem jedynie
(...) jednostkowe
działania, pojedynczy człowiek jest w stanie ukazać absurd wojny. Jednostkowa
refleksja otwiera drogę do emancypacji - uwolnienia się od wrogości, nienawiści
i zabijania. Jednostka nie decyduje o tym, czy do wojny dojdzie, czy nie. Nie
decyduje też o tym, czy trafi na front, czy nie. Nie ma wpływu na to, czy
zginie, czy przeżyje wojnę. Może tylko decydować o tym, jak będzie postępować w
trakcie wojny: czy się podporządkuje i będzie zabijać, czy podejmie próby
ocalenia - emancypacji - spod dominacji wojennych oczywistości? Aby świat bez
wojny był możliwy, musi najpierw zostać wyobrażony, a następnie pomyślany i
pomyśleć musi go każdy z nas z osobna (s. 15-16).
Clausewitz
podobnie jak Adorno przerzuca odpowiedzialność za wszczynanie wojen przez przyszłych i potencjalnych zabójców na środowiska socjalizacyjne i
wychowawcze, a więc tak na dom rodzinny, jak i edukację szkolną. Rejman czyni z
tego fundamentalną przesłankę własnych dociekań zarazem lekko się dystansując
do powyższych powodów. Jak pisze:
W wojnę uwikłani jesteśmy również z
innego powodu. Wszyscy bowiem jesteśmy "edukowani" do wojny.
Edukacja, której podlegamy, ma charakter militarystyczny. Mowa tu zatem o
swoistej "pedagogiczności" wojny. Twierdzę, że zabijanie i
niewrażliwość na ludzkie cierpienie są "umiejętnościami", które można
"rozwijać", których można "uczyć" (s. 19).
Skoro
tak, to nic dziwnego, że rządzący szybko zdejmują z siebie odpowiedzialność za
wojnę, za ludobójstwo, za konflikty i silnie zantagonizowane podziały
społeczne. To nie oni są przede wszystkim winni, tylko edukacja
reprodukująca przemoc, przyzwalająca na cierpienie, utrwalająca obojętność na los Innego.
Muszę
przyznać, że zaniepokoiło mnie takie podejście. Uważam, że najchętniej skorzystają z niego władcy różnej maści, dyktatorzy skrywający właściwe intencje
rozpoczęcia działań "wojennych" przeciwko innym. Już słyszę o potrzebie
stworzenia jakiejś nowej "pedagogiki społecznej", co znaczy, że
wypowiadający te słowa nie ma żadnego pojęcia o tej właśnie pedagogice, jej
genezie, ewolucji, teoriach i myśli.
Może
jednak potrzebny jest, nie tylko naszemu społeczeństwu, wstrząs paradygmatyczny,
by przestać włączać edukację szkolną i proces wychowania (...) do
podtrzymywania w społeczeństwie przekonania o nieusuwalności wojny z
rzeczywistości. (...) W toku edukacji bowiem transmituje się nam - specyficzną
dla każdego państwa czy też grupy społecznej "kulturę wojenną" w
postaci wartości, w tym obowiązku względem ojczyzny, zawartych w legendach,
mitach, pieśniach czy opowieściach, których przyswojenie decyduje o naszym
postępowaniu podczas wojny i pokoju (s. 21).
Warto tę książkę przeczytać, chociaż nie będzie to teraz dla nas łatwe, lekkie i przyjemne. Jest to jednak konieczne ze względu na imperatyw rozwijania wśród członków naszego społeczeństwa niezależnego myślenia i działania.