02 czerwca 2012
Dydaktyka klasyczna w postnowoczesnym społeczeństwie
Ukazał się wczoraj w Oficynie Wydawniczej "Impuls" ślicznie wydany podręcznik wybitnego pedagoga-dydaktyka, komparatysty i badacza dziejów oświaty, członka rzeczywistego Polskiej Akademii Nauk PAN profesora Czesława Kupisiewicza. W dobie płynnej ponowoczesności wydawałoby się, że nie ma już miejsca na klasykę, tradycję, na tę wiedzę, która trwała przez wieki służąc wielu pokoleniom przygotowującym się do jednego z najpiękniejszych zawodów ludzkości, jakim jest szeroko pojmowane nauczycielstwo. Odwiecznym procesem w dziejach humanistyki, a w pedagogice szczególnie jest to, że kiedy naukowcy z różnych krajów poszukują takiej myśli przewodniej, która nadawałaby współczesnym modelom kształcenia i wychowania odmienny klimat, jakiś szczególny sposób podejścia do dziecka, jego rodziców czy nauczycieli, to zdają sobie zarazem sprawę z nieodłącznej konieczności zachowania tych idei i rozwiązań praktycznych, które są ponadczasowe, aktualne, niezmienne w swej istocie.
Tak właśnie jest z badaniami historycznymi, które wzbogacane są jedynie nowymi technologiami odkrywania minionych zdarzeń i procesów oraz dociekania ich przyczyn. Niezmienne są natomiast podstawowe metody ich analiz i interpretacji. Podobnie jest z dydaktyką, najstarszą i najbardziej zbliżoną w sposobie dowodzenia wartości jej idei, modeli i ich wdrożeń do praktyki uczenia się oraz ich organizacji i kontroli wyników dyscypliną nauk pedagogicznych. Poziom jej rozwoju jest tym wyższy, im bardziej podporządkuje się regułom empiryzmu logicznego i przechodzi od subiektywizmu do obiektywizmu metodologicznego. Podręcznik Cz. Kupisiewicza jest o tyle wyjątkowy, że jego aktualizacji dokonał on sam, mając świadomość przemian, do jakich dochodzi w ponowoczesnym i zglobalizowanym świecie, a nie wprowadzając nas w tajniki tego, co znacznie wykracza poza wspomnianą klasykę.
Wiedza o kształceniu, jako całość historycznie, społecznie i politycznie zmiennych podejść badawczych, jest wieloparadygmatyczna i powstaje po części w sposób kumulatywny, jak i dialogowy, ewolucyjny jak i rewolucyjny. Rekonstruując po jakimś czasie określone podejście czy model kształcenia, tworzymy je w pewnym sensie na nowo, bowiem wpisujemy w nie współczesny punkt widzenia, który może uwzględniać część minionej perspektywy poznawczej, ale zarazem przewartościowuje ją przez nową interpretację. W obliczu różnych metodologii badań, komplementarnych, sprzecznych czy dialogujących ze sobą, historyczna ciągłość poznania wiąże się zarazem z historyczną nieciągłością. Poszczególne szkoły, doktryny, kierunki czy nurty kształcenia są opisywane i interpretowane przez badaczy w sposób tak zróżnicowany, że na ich wartość rzutuje nie tylko czytelna zasada prezentacji, ale i nieuchronnie z tym związana arbitralność wyboru i porządkowania treści, selekcja teorii, ich opis i ocena.
O ile kategoria współczesności w odniesieniu do teorii i filozofii wychowania czy pedagogiki ogólnej oznacza właściwe zerwanie z chronologicznym punktem ich widzenia i prowadzenia w ich obszarze badań, o tyle w przypadku dydaktyki za współczesne uznaje się tę wiedzę, która ma długofalowe znaczenie formacji człowieka czy szerzej, w dziejach teorii kształcenia. Przedstawiciele tych teorii mogli zatem należeć do innej generacji, ale ich twórczość jest niezwykle żywotna, nieustannie aktualna i aktualizowana. Jest to zarazem ta wiedza, która w trakcie nawet najmniejszych transformacji społeczno-politycznych, a tym bardziej ustrojowych podlega jako pierwsza najsilniejszym wpływom zewnętrznym – społecznym, politycznym czy ekonomicznym. Myśl dydaktyczna jest zatem tylko częściowo odzwierciedleniem swojej epoki, dominujących w niej systemów czy konstelacji wartości.
Troska rządów o kształcenie, poziom edukacji tak, by osiągać dzięki nim jak największe korzyści dla własnego narodu, społeczeństwa, ale i każdej z jednostek, musi liczyć się z kosztami tego procesu (źródła finansowania edukacji), sporami o jego główne przesłanki ideowe, aksjonormatywne (cele i treści kształcenia), adresatami uczenia się (uczniowie – ich potrzeby, potencjał rozwojowy, aspiracje itp.) i ich nauczycielami (przygotowywanie do zawodu i stymulowania nie tylko profesjonalnego samorozwoju, motywowanie do innowacyjności, organizowanie i rozliczanie czasu pracy nauczyciela - jego jakości i kosztów itp.).
Najnowszą książkę klasyka dydaktyki, do jakich zalicza się Czesław Kupisiewicz, cechuje znakomite umieszczenie zawartych teorii i modeli oraz procesów ich przemian w kontekście właściwej dla nich tradycji oraz niejako „przetłumaczenie” ich na język zaktualizowanej tradycji. Pedagogika zamiast wytwarzać jeden obowiązujący paradygmat kształcenia wraz z praktykami go normalizującymi ma znacznie poważniejszą misję dziejową, jaka jest także pielęgnowanie odmienności istniejących w jej łonie teorii, ma czynić wszystko, by były one dla innych jak i dla ich przedstawicieli jak najbardziej zrozumiałe, pogłębiając wrażliwość na inność i być może także na jej nieprzekładalność.
Postmodernizm to jednak coś więcej niż zjawisko mody, gdyż twórców mody – mówiąc kolokwialnie - nie pali się na stosie. Także w pedagogice od lat pisze się o kryzysie modernizmu i unowocześniania, który doprowadził do irytującego współczesnych postmodernizmu. Ten zaś kończy epokę nowoczesności zaskoczeniem, prowokacją mówienia o tym, co i jak postrzega także w odniesieniu do procesów kształcenia jako zjawiska, które nie ma swojego końca. Tak zwany upadek kategorii naukowej prawdy wcale nie odżegnuje się od modernizmu, a jedynie akcentuje, że nie jest on teraz radykalny, dominujący i obligatoryjny w całym spektrum kultury i codziennego życia. Niesłusznie przeciwstawia się modernistyczny monizm postmodernistycznemu pluralizmowi, gdyż poza jednością i wielością nie istnieje nic trzeciego, a zatem nie można mówić o wielości bez jedności, o postmodernizmie bez modernizmu, ponowoczesnej dydaktyce bez dydaktyki klasycznej.
To, dzięki czemu nadal dydaktyka klasyczna będzie nie tylko obowiązywać, ale i zobowiązywać kolejne generacje uczonych i nauczycieli-nauczycieli do animowania, konstruowania i organizowania procesu uczenia się, to fakt, że nie da się wyeliminować z niego OSOBY NAUCZYCIELA, niezależnie od tego, w jakiej będzie ON występował roli – nauczającego, nadawcy wiedzy, mentora, edukatora, tutora, animatora, organizatora, kreatora okazji do uczenia się, itp. Nawet w szkole cyfrowej, która określana jest w drugiej dekadzie XXI wieku hitem przyszłości, nie zastąpią pedagoga oprogramowania komputerów, ich sieci, cyfryzacja wiedzy, bo musi być jeszcze ich autor, przewodnik, ktoś, kto z jednej strony będzie nadal kreatorem źródeł wiedzy, i ktoś wprowadzający dzieci i młodzież w przestrzeń jej labiryntu.
Dydaktyka jest dla mnie sztuką prowadzenia dialogu z osobą uczącą się, która jeszcze nie wie, co jest dla niej ważne, kluczowe, by poznać i lepiej rozumieć świat oraz samą siebie, a czemu nie warto poświęcać czasu, skoro nie będzie to rzutować na jej rozwój osobisty. Nauczyciel jest bowiem profesjonalistą lub społecznikiem pracującym z ludźmi w różnym wieku i nad nimi, nad ich nadzieją, przyszłością, toteż nie uniknie odpowiedzi na pytania: Kim jest człowiek? Jaką rolę odgrywa nadzieja w jego życiu? Co to jest prawda?
31 maja 2012
Zaawansowane przygotowania do VII Międzynarodowej Konferencji "Edukacja alternatywna"
Miło mi poinformować, że przygotowania do VII Międzynarodowej Konferencji „Edukacja alternatywna – dylematy teorii i praktyki”, która odbędzie się w Warszawie w dn. 19-21 października 2012 r. są zaawansowane. Patronat naukowy nad nią objął Komitet Nauk Pedagogicznych PAN. W wyniku licznych zgłoszeń naukowców i nauczycieli – edukatorów zapowiada się bardzo interesująca debata, cykl spotkań autorskich i warsztatów pedagogicznych, których istotą będzie poszerzanie naszej wiedzy i doświadczeń w zakresie nowatorstwa pedagogicznego czy szeroko pojmowanych alternatyw edukacyjnych, która mają swoje różne źródła uzasadnień oraz atrakcyjne dla współczesnego procesu kształcenia i wychowania młodych pokoleń rozwiązania. Otrzymaliśmy potwierdzenie udziału zaproszonych przez nas gości zagranicznych oraz krajowych, którzy – jak w trakcie każdej z tego cyklu Konferencji – wprowadzą nas w odmienne od dotychczas dominujących w oświacie i wychowaniu perspektywy konstruowania relacji społecznych, które wspomagają rozwój osobisty dzieci i młodzieży, a także zwracają uwagę na nowe formy i metody pracy pedagogów w ponowoczesnych warunkach społeczeństwa otwartego, informacyjnego i demokratycznego (obywatelskiego).
W związku z włączeniem się naszej Konferencji w ogłoszony przez Sejm Rzeczypospolitej VII kadencji Rok Janusza Korczaka mamy nadzieję, że sprawimy Państwu miłą niespodziankę z zakresu sztuki filmowej. Sprowadziliśmy bowiem do Polski tylko na jednorazową projekcję, objęty cenzurą i nie dopuszczany do emisji zachodnioniemiecko-izraelski film biograficzny, fabularny z 1974 r. Aleksandra Forda pt. Sie sind frei, dr. Korczak (tłum.: Jest pan wolny, doktorze Korczak).
W sesjach plenarnych oraz w sekcjach będą miały miejsce obok naszych wykładowców, wystąpienia profesorów, pedagogów i tutorów z Wielkiej Brytanii. Niemiec,. Austrii i Czech. Referować lub prowadzić warsztaty będą m.in.: Maria Dudzikowa, Zofia A. Kłakówna, Amadeusz Krause, Karel Rydl, Guy Claxton, Stanisław Dylak, Johannes Kiersch, Adriana Wiegerova, Kalus Jürgen Tillmann, Hein Retter, Michael Kirchner, Anna Wiłkomirska, Bogusław Śliwerski, Dariusz Stępkowski, Marek Budajczak, Mariusz Jędrzejko, Volker Edlinger, Marzena M. Adamowicz, Paweł Rudnicki, Paweł Zieliński, Małgorzata Muszyńska, Justyna Dobrołowicz, Maria Groenewald, Jolanta Sajdera, Buddrus Volker, Bożena Tołwińska, Lidia Wollman, Mariusz Budzyński, Aleksandra Olszańska, Teresa Wejner, Beata Orłowska, Grażyna Walczewska-Klimczak, Elżbieta Hornowska, Anna Adamczyk, Zofia Żukowska i in. Wpisując powyższe nazwiska w internetową wyszukiwarkę przekonają się Państwo, że są to osoby mające znaczący wpływ na edukację alternatywną w swoich krajach, a niektóre nawet w świecie.
Szczegółowy program konferencji zostanie Państwu przekazany w drugiej połowie września br. Przypominamy, że opłatę konferencyjną w wysokości 50 zł. (czynni nauczyciele szkół), 150 zł. (pozostali uczestnicy konferencji) należy wpłacić do końca lipca 2012 na konto:
Chrześcijańska Akademia Teologiczna
ul. Miodowa 21 c
00-246 Warszawa
Pekao S.A. O/Warszawa
06 1240 6247 1111 0000 4973 8867
koniecznie z dopiskiem - konferencja Edukacja Alternatywna
Opłata konferencyjna, która jest wyjątkowo nisko skalkulowana, pokrywa koszty cateringu (napoje, dwa lunche), materiały potrzebne do przeprowadzenia warsztatów, koszty przygotowania materiałów pokonferencyjnych. Każdy uczestnik spoza Warszawy rezerwuje sobie noclegi we własnym zakresie. Nie dotyczy to jedynie naszych gości zagranicznych.
Wszelkie dodatkowe informacje czy wyjaśnienia proszę kierować na adres:
boguslawsliwerski@gmail.com
lub
r.nowakowska@chat.edu.pl
Informacje o konferencji znajdują się tez na stronie Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie:
Zainteresowani udziałem w obradach plenarnych, sekcjach czy warsztatach mogą jeszcze kierować swoje zgłoszenia na w/w adresy, pobierając Kartę Uczestnika ze strony: www.chat.edu.pl
30 maja 2012
Sześć cnót dla przebrandowionych podmiotów edukacji, to i tak za dużo
Piotr Domeracki, Marcin Jaranowski i Marcin T. Zdrenka opublikowali w Wydawnictwie Naukowym UMK w Toruniu małą, ale jakże mądrą i potrzebną w dzisiejszych czasach książeczkę pt. Sześć cnót mniejszych (Toruń 2012), które ich zdaniem lokują się na obrzeżach głównej drogi, jaką biegnie refleksja etyczna mimo, iż one same nawiązują do centralnych zagadnień etyki. Przedstawiają nam wybrane przez siebie cnoty, które - chociaż przysłonięte są przez pierwszorzędne, a przecież wpisywane także przez klasyków pedagogiki humanistycznej, liberalnej, klasycznej i duchowej (Prawda, Dobro, Piękno, Odwaga. Godność, Sprawiedliwość czy Miłość) w normatywne założenia procesu wychowania - wymagają odkurzenia, hermeneutycznej renowacji, by mogły pełniej zaistnieć w kształtowaniu praktyk moralnych w społeczeństwach od nich uciekających lub dystansujących się wobec nich.
Skoro sama etyka ponowoczesności przeżywa kryzys normatywności, to trudno się dziwić, że zanika jej przenikanie do naszej codzienności, do bezpośrednich doświadczeń moralnych, szczególnie osób, od których należałoby tych cnót wymagać. No cóż, dzisiaj już nie ma problemu „zobowiązującego szlachectwa:”, skoro kupuje się je w różnej postaci i wpisuje w pełnione role jako oczywistość, niszcząc tym samym zaufanie i nadzieje do siebie tych, którzy idealistycznie postrzegają jeszcze świat i z ufnością włączają się w czyjeś inicjatywy. Autorzy tego studium afirmując moralne zalety życzliwości, szacunku, dbałości, prawdomówności, towarzyskości i humoru, w znakomitym stylu wydobywają na jaw uciążliwość ich braku.
We „Wprowadzeniu” do tomiku przywołują słowa z powieści „Gra anioła: Carla Ruiza Zafóna:
To tak jak stare powiedzenie: powiedz mi, czym się chlubisz, a powiem ci, czego ci brakuje. Powszechna prawda. Dyletant zawsze chce uchodzić za eksperta, sadysta za samarytanina, grzesznik za świętoszka, prześladowca za dobroczyńcę, sprzedawczyk za patriotę, arogant za skromnisia, ordynus za eleganta, a głupiec za mędrca”. (s. 15)
Etycy zapraszają do swoistej wiwisekcji, autorefleksji i samooceny, unikając zarazem moralistyki czy – jak pisał Melchior Wańkowicz – „dydaktycznego smrodku”, pozostawiając nas samych z rozpoznawalnym brakiem w relacjach społecznych cnót przez nich odnalezionych poza rejonami sporów o naczelne zasady etyki. (s. 16). Teoretycy wychowania, pedagodzy szkolni, opiekuńczo-wychowawczy, pedagodzy społeczni, pedagodzy… wszystkich maści, nawet ci od bezpieczeństwa i kosmetologii, powinni sięgnąć po ten tytuł, by uświadomić sobie, że brak cnót kardynalnych w codziennym życiu oświatowym i akademickim pogłębia nieobecność cnót mniejszych, dezawuując istotę, znaczenie, sens podejmowanych wysiłków lub odsłaniając nicość, pozór i nonsens tego, co niektórzy czynią na co dzień.
Każdego dnia w mediach pojawiają się informacje, reklamy, doniesienia, relacje demistyfikujące w procesie kształcenia i wychowania fundamentalne u osób, które kierują tymi procesami lub są podmiotami prowadzącymi placówki oświatowe czy akademickie – brak prawdomówności, życzliwości, towarzyskości, szacunku, dbałości i humoru. Nieustannie, od wieków trwa wyścig między policjantami i złodziejami cnót, między nadawcami, którzy są ich nośnikami i faryzeuszami, obłudnikami. Amoralna chęć zysku sprzyja temu, że dzisiaj już niemal wszystko jest na sprzedaż. Nauka jak nigdy wcześniej odsłania nie tylko tajniki prawdy, ale także „uczy” tego, jak kłamać, fałszować, jak ją pozorować, by pod pozorem dociekania istoty rzeczy afirmować zarazem jej zaprzeczenie.
Właśnie dlatego większym wzięciem na rynku wydawniczym cieszą się nie tyle książki na temat tego, jak być powinno, tylko jak postępować, żeby nie rozpoznano w tym fałszu, nieprawdy, pozoru, kitu. To specjaliści od marketingu i psychologii społecznej kształcą kadry zarządzające powszechnymi czy wyższymi szkołami prywatnymi w podtrzymaniu braku nie tylko tych cnót, by ich właściciele czy założyciele mogli - pod szyldem jeszcze powszechnie uznawanej nazwy - skrywać zaprzeczenie cech, które są istotne dla wiarygodności placówek mieniących się oświatowymi czy akademickimi (wyższymi). Brak u nich cnót mniejszych sprawia, że ze stoickim spokojem podchodzą do wartości i ideałów, którymi mają przesiąknięte statuty, misje, regulaminy czy procedury, tylko nie codzienną praktykę.
Rebranding czy jak kto woli - przebrandowienie staje się znakiem naszych czasów, świadectwem skrywania patologicznych w placówce procesów, jej dysfunkcji, a tym samym i złej o niej opinii w wyniku zmiany nazwy szkoły, jej wizerunku lub logo. Jak chcecie przekonać się o tym, że ktoś i gdzieś przebrandował swoją firmę, a więc podjął działania na rzecz repozycjonowania jej produktu, to albo oznacza to, że postanowił szkołę powszechną lub wyższą wplątać w mechanizmy rynkowego oszustwa, albo chce odświeżyć jej dotychczas negatywny wizerunek, by złapać naiwnych na „lep nowego”, chociaż skrywającego stare patologie produktu. Tak, tak, niektórew produkty są nieświeże, zepsute, lekko podmalowane, inaczej podświetlone, opakowane, byle tylko ktoś je kupił. Prymitywizm rynkowych graczy, cynizm i obłuda niektórych jej uczestników, a nade wszystko: zamiast życzliwości – obskurantyzm, zamiast szacunku – chamstwo, zamiast dbałości – lekceważenie, zamiast prawdomówności – fałszerstwo, zamiast towarzyskości – kolesiostwo i zamiast humoru – śmieszność, prędzej czy później i tak są rozpoznawalne.
Gorąco polecam tę książkę wszystkim tym edukatorom, nauczycielom, rodzicom, którym zależy na dobrym wychowaniu młodych pokoleń Polaków, by w przyszłości, rozpoznawali cnoty i ich przeciwieństwa. Zaproponowany przez autorów eksperyment myślowy przyda się wielu, zanim będzie za późno.
29 maja 2012
Worldmapper
To jest nazwa internetowej kartografii europejskich zagrożeń i światowego ubóstwa (także edukacyjnego). Coraz częściej spotykamy w Internecie interaktywne mapy różnych zjawisk społecznych, które są tworzone w zależności od zainteresowań polityków, ale i specjalistów, ekspertów, ostrzegających społeczeństwo lub uczulających je na istotne sprawy. Medialnie najlepiej sprzedają się te, które dotyczą zjawisk patologicznych, a więc np. zagrożeń przestępczością. Jeśli zajrzymy na stronę tygodnika niemieckiego „Spiegel on-line” http://www.spiegel.de/flash/0,5532,14604,00.html, to przekonamy się, że wśród państw Unii Europejskiej nasz kraj na całe szczęście nie przoduje wśród tych, w których jego obywatele doświadczyli przemocy ze strony przestępców (napady, kradzieże, gwałty itp.). Ranking państw ze względu na nasilenie w nich przestępczości wygląda bowiem następująco: 1. Irlandia; 2. Wielka Brytania; 3. Estonia; 4. Holandia; 5. Dania; 6. Belgia; 7. Szwecja; 8. Polska; 9. Niemcy; 10. Finlandia i Luksemburg.
Pedagogów, nauczycieli i polityków oświatowych powinna jednak zainteresować inna strona internetowa http://www.worldmapper.org/ - a mianowicie strona nietypowego interaktywnego „Atlasu świata” (Worldmapper. The Human Anatomy of a Small Planet), którego autorami są Graham Allsopp, Anna Barford, Ben Wheeler i John Pritchard z Uniwersytetu w Sheffield oraz Mark Newman z Uniwersytetu w Michigan. Pojawił się on w Internecie jako efekt wieloletnich prac badawczych naukowców, którzy reprezentują nową orientację w naukach o Ziemi, jaką jest kartografia humanistyczna. Imponująco przedstawione są najbardziej bolesne sprawy tego świata – od analfabetyzmu, poprzez problemy demograficzne, zdrowotne, socjalne i kulturowe. Na kolorowych mapach zaprezentowane są wskaźniki powyższych zjawisk w 200 krajach świata, odkrywając w nich przestrzenie dobrobytu, nadwyżek aż po zakres największego i najgłębszego ubóstwa. Dane globalne są niezwykle interesujące, niektóre wręcz porażające, bo uświadamiają nam znacznie szerszy kontekst i wymiar istnienia pewnych zjawisk, niż byliśmy do tego przygotowani. Im bardziej zatapiamy się w beznadziejną, pozbawioną perspektyw i oparcia na rzetelnych danych naukowych politykę oświatową naszego resortu edukacji, tym bardziej izolujemy się od świata odwracając uwagę od spraw o charakterze globalnym, a prędzej czy później także docierających do naszego kraju.
Przykładowo, wystarczy sobie uświadomić, jak wygląda problem alfabetyzacji w świecie. W świetle powyższych badań obejmujących osoby między 15-24 rokiem życia okazuje się, że aż 88% stanowią osoby, które opanowały podstawowe umiejętności w zakresie czytania, pisania i liczenia. Ponad połowa osób z pozostałej grupy wiekowej, czyli analfabetów - żyje w Azji. Jeśli jednak przyjrzymy się tym wskaźnikom pod kątem płci to się okaże, że największa liczba analfabetów, a obejmująca aż 2,6 miliona populacji świata dotyczy dziewcząt, w tym w 24% dziewcząt w wieku 15-24 lat. Najwięcej analfabetek pochodzi z Jemenu (69% kobiet w stosunku do 28% mężczyzn), z Nepalu (62% w stosunku do 26%), z Mozambiku (62% w stosunku do 31%) czy środkowych republik Afryki (64% w stosunku do 34%). Do szkół ponadpodstawowych uczęszcza 73 mln. dzieci na świecie w stosunku do 122 mln. dzieci w tym wieku, przy czym w Chinach wskaźnik ten obejmuje 89% populacji a w północnej Afryce 45%, w południowo-wschodniej Afryce już tylko 25%, zaś w centralnej Afryce tylko 13%. Najmniejszy wskaźnik jest w Nigerii i wynosi 5%. Ok. 105 milionów młodzieży uczęszczało w 2002 r. do szkół średnich. Najwyższy odsetek odnotowano w Finlandii. Największe zainteresowanie tym poziomem kształcenia wśród kobiet odnotowuje się w Japonii, gdzie w szkołach średnich uczy się 46% dziewcząt, a w Korei Południowej już tylko 34%. Itd.
28 maja 2012
POL-on rejestruje i demistyfikuje akademickie nieprawidłowości
POL-on to nowa baza danych m.in. o kadrze akademickiej, jaką posługuje się Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a która powoli zaczyna działać. Wprawdzie nie wiadomo, czy wypełniający elektronicznie formularz akademickiej bazy danych pracownicy wyższych szkół prywatnych ujawnili prawdę. Dla pracownika nadzoru w ministerstwie widoczne jest jednak to, kto jest zatrudniony w takiej szkole jako podstawowym dla niego miejscu pracy, a kto na drugim etacie. Jest to o tyle istotne, że w Polsce wiele takich "wsp" posiada uprawnienia do kształcenia na studiach II stopnia, a więc na tzw. studiach magisterskich, gdzie musi być spełniony tzw. minimalny stan samodzielnych pracowników naukowych, a więc doktorów habilitowanych lub profesorów i pracowników pomocniczych - ze stopniem doktora nauk. Właściwie, analiza danych tego systemu wystarczy, by skierować do władz tych szkół zawiadomienie o niespełnianiu przez nie minimum kadrowego, a tym samym o obowiązku zawieszenia rekrutacji na dany kierunek studiów.
Nie ma bowiem w ponad trzystu wyższych szkołach prywatnych z zatrudnieniem nauczycieli akademickich do prowadzenia studiów I stopnia, a więc studiów licencjackich, gdyż uczelnie publiczne wykształciły dużą liczbę doktorów, a samodzielni pracownicy naukowi mogą w nich pracować na drugim etacie. Paradoksalnie, im niższy jest szczebel kształcenia wyższego, tym większa wiarygodność szkół, gdyż zatrudnienie drugoetatowych pracowników nie stanowi dla nich szczególnej bariery. Spokojni zatem mogą być kandydaci np. na pedagogikę, którzy wybiorą studia w wyższej szkole prywatnej, która kształci jedynie na poziomie studiów I stopnia-licencjackich. Największe trzęsienie czeka te "wsp", które mają uprawnienia do prowadzenia studiów magisterskich, gdyż wiele z nich nie było od lat, a niektóre nie są od niedawna w stanie spełnić minimalnych wymogów kadrowych. Część z nich przeinwestowała lub ich właściciele roztrwonili nabyty majątek, a część nadal podchodzi do tego "biznesowo" na zasadzie, jak się nie uda, to nie szkodzi. Ważne jest, by jak najdłużej korzystać z napływu środków i możliwości konsumowania ich na cele sprzeczne z funkcjami szkoły. Te jednak znane są tylko nielicznym pracownikom z kręgu właścielsko-założycielskiego.
Rektorzy tego typu nierzetelnie prowadzonych uczelni powinni o tym sami informować ministerstwo, ale wielu tak nie czyniło i nie czyni, gdyż działaliby na własną niekorzyść lub pod presją założyciela (właściciela) wyższej szkoły prywatnej, od którego zależy ich (często dodatkowy) etat, a więc i płaca. Niektórzy uważają, że trzeba korzystać z bałaganu informacyjnego, z tego, że być może w resorcie nauki i szkolnictwa wyższego nie połapią się w brakach kadrowych i będzie można naciągnąć kolejną grupę naiwnych kandydatów na studia, których zwabią informacje o rekrutacji na nowy rok akademicki 2012/2013. Oni przecież nie mają dostępu do żadnych baz danych ministerstwa. Skąd mogą wiedzieć, że taka "wsp", która nawet dość dobrze prezentuje się w internecie, w rzeczywistości jest "firmą" upadłościową, tylko skrywającą swój nędzny stan posiadania. Markowania uczą się w ramach studiów podyplomowych, a i władze pokazują, jak można odwracać uwagę społeczeństwa od istotnych braków, niespełnionych obietnic czy patologii we własnej strukturze.
Kandydaci na studia nie wiedzą, że do rektora takiej uczelni wpłynęło powiadomienie o braku w składzie tzw. kadry minimum czy o tym, że został jej właścicielowi wymówiony najem lokalu. W nowym roku akademickim nie spotkają w tej szkole - uwidocznionych na stronie internetowej – nauczycieli: profesorów czy doktorów, ani też nie będą mieć zajęć w budynku, który jeszcze teraz stanowi siedzibę szkoły. Niektórzy założyciele tych szkół zmienili swój status założycielski, by uciec od materialnej odpowiedzialności z tytułu bankructwa, niewypłacalności lub częściowego zajęcia ich majątku przez komornika czy wierzycieli. Piękne hasła zdobią ich oferty przyjęć na studia, które albo się nie rozpoczną, albo jeśli już, to na pewno nie w tym miejscu i nie z tymi "akademickimi wabikami".
Jak ktoś bardzo chce, to może przejrzeć opublikowane rankingi wyższych szkół w Polsce, aby przekonać się, że nie znajduje się w nich większość wyższych szkół prywatnych, gdyż ich założyciele unikają ujawnienia danych, w wyniku których szkoła wylądowałaby na dalekiej pozycji. Te zaś, które w poprzednich latach występowały na listach rankingowych, w tym roku zanotowały radykalny spadek, chociaż i tak są wysoko, skoro 2/3 takich "wsp" w ogóle nie zostało zgłoszonych do "rankingu". Jak pisze Rafał Pisera z tygodnika "WPROST" - "Podobnie jak w ubiegłym roku część uczelni nie zdecydowała się wziąć udziału w rankingu. Dla jednych wypełnienie kwestionariusza stanowiło zbyt duży wysiłek organizacyjny, inne uznały, że zastosowane przez nas kryteria nie pozwolą im w pełni zaprezentować swojego potencjału, jeszcze inne, że po prostu zajmą zbyt niską pozycję w zestawieniu". (Dwa światy nauki, WPROST, Nr 20,2012, s. 83)
Czekamy zatem, aż Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zacznie publikować informacje o tym, które wyższe szkoły prywatne nie spełniają na danym kierunku studiów minimalnych wymogów formalnych, żeby kandydaci wiedzieli, gdzie stracą zainwestowane w swoje marzenia o dyplomie (wykształceniu) pieniądze. Teraz niech poświęcą się rozmowom z już lub jeszcze studiującymi na danym kierunku studiów czy analizie rankingów, by zobaczyć, jak w ciągu jednego roku akademickiego wiele ubiegłorocznych, wysoko lokujących się "wsp" spadło w rankingu, potwierdzając tendencję, którą trudno im będzie odwrócić oraz niech zobaczą, kto na tej liście jest nieobecny.
Kandydaci na studia powinni zatem w pierwszej kolejności wybierać studia w uczelniach publicznych i akademickich wyższych szkołach niepublicznych (z uprawnieniami do nadawania stopni naukowych) lub w niepublicznych wyższych szkołach zawodowych, które prowadzą studia licencjackie, o ile mają informację zwrotną od już studiujących, czy, jak i przez kogo prowadzone są w nich zajęcia. Tegoroczny ranking "Wprost" wykazał, że na pierwszym miejscu wśród uczelni pedagogicznych jest podobnie jak w ubiegłym roku - Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, zaś na drugie awansowała z szóstego miejsca Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie (opisywałem Jubileusz tej Uczelni). W następnej kolejności są: Akademia im. Jana Długosza w Częstochowie, Dolnośląska Szkoła Wyższa we Wrocławiu, Akademia Pomorska w Słupsku i Wyższa Szkoła Filozoficzno-Pedagogiczna “Ignatianum” w Krakowie. Pedagogika jako kierunek studiów jest także w innych akademiach publicznych i uniwersytetach, które dysponują nie tylko odpowiednią kadrą naukową, ale i godnymi warunkami do kształcenia studentów.
Jak widzimy, zmierza ku końcowi okres ochronny dla oszustów, wyłudzaczy, manipulatorów z tych "wsp", które wprowadzały i/lub wprowadzają w błąd co do realizowanych przez siebie założonych funkcji tak władze właściwego resortu, Polską Komisję Akredytacyjna, jak i przede wszystkim swoich klientów, czyli płacących za własne studia studentów. Ministerstwo już weryfikuje zawiadomienia tzw. "wsp" i stwierdza braki czy nieprawidłowości, zwracając dokument jednostce do poprawy drogą elektroniczną. Mamy nadzieję, że wyegzekwuje także zmiany kadrowe lub wyeliminuje z rynku nierzetelne placówki.
Nie ma bowiem w ponad trzystu wyższych szkołach prywatnych z zatrudnieniem nauczycieli akademickich do prowadzenia studiów I stopnia, a więc studiów licencjackich, gdyż uczelnie publiczne wykształciły dużą liczbę doktorów, a samodzielni pracownicy naukowi mogą w nich pracować na drugim etacie. Paradoksalnie, im niższy jest szczebel kształcenia wyższego, tym większa wiarygodność szkół, gdyż zatrudnienie drugoetatowych pracowników nie stanowi dla nich szczególnej bariery. Spokojni zatem mogą być kandydaci np. na pedagogikę, którzy wybiorą studia w wyższej szkole prywatnej, która kształci jedynie na poziomie studiów I stopnia-licencjackich. Największe trzęsienie czeka te "wsp", które mają uprawnienia do prowadzenia studiów magisterskich, gdyż wiele z nich nie było od lat, a niektóre nie są od niedawna w stanie spełnić minimalnych wymogów kadrowych. Część z nich przeinwestowała lub ich właściciele roztrwonili nabyty majątek, a część nadal podchodzi do tego "biznesowo" na zasadzie, jak się nie uda, to nie szkodzi. Ważne jest, by jak najdłużej korzystać z napływu środków i możliwości konsumowania ich na cele sprzeczne z funkcjami szkoły. Te jednak znane są tylko nielicznym pracownikom z kręgu właścielsko-założycielskiego.
Rektorzy tego typu nierzetelnie prowadzonych uczelni powinni o tym sami informować ministerstwo, ale wielu tak nie czyniło i nie czyni, gdyż działaliby na własną niekorzyść lub pod presją założyciela (właściciela) wyższej szkoły prywatnej, od którego zależy ich (często dodatkowy) etat, a więc i płaca. Niektórzy uważają, że trzeba korzystać z bałaganu informacyjnego, z tego, że być może w resorcie nauki i szkolnictwa wyższego nie połapią się w brakach kadrowych i będzie można naciągnąć kolejną grupę naiwnych kandydatów na studia, których zwabią informacje o rekrutacji na nowy rok akademicki 2012/2013. Oni przecież nie mają dostępu do żadnych baz danych ministerstwa. Skąd mogą wiedzieć, że taka "wsp", która nawet dość dobrze prezentuje się w internecie, w rzeczywistości jest "firmą" upadłościową, tylko skrywającą swój nędzny stan posiadania. Markowania uczą się w ramach studiów podyplomowych, a i władze pokazują, jak można odwracać uwagę społeczeństwa od istotnych braków, niespełnionych obietnic czy patologii we własnej strukturze.
Kandydaci na studia nie wiedzą, że do rektora takiej uczelni wpłynęło powiadomienie o braku w składzie tzw. kadry minimum czy o tym, że został jej właścicielowi wymówiony najem lokalu. W nowym roku akademickim nie spotkają w tej szkole - uwidocznionych na stronie internetowej – nauczycieli: profesorów czy doktorów, ani też nie będą mieć zajęć w budynku, który jeszcze teraz stanowi siedzibę szkoły. Niektórzy założyciele tych szkół zmienili swój status założycielski, by uciec od materialnej odpowiedzialności z tytułu bankructwa, niewypłacalności lub częściowego zajęcia ich majątku przez komornika czy wierzycieli. Piękne hasła zdobią ich oferty przyjęć na studia, które albo się nie rozpoczną, albo jeśli już, to na pewno nie w tym miejscu i nie z tymi "akademickimi wabikami".
Jak ktoś bardzo chce, to może przejrzeć opublikowane rankingi wyższych szkół w Polsce, aby przekonać się, że nie znajduje się w nich większość wyższych szkół prywatnych, gdyż ich założyciele unikają ujawnienia danych, w wyniku których szkoła wylądowałaby na dalekiej pozycji. Te zaś, które w poprzednich latach występowały na listach rankingowych, w tym roku zanotowały radykalny spadek, chociaż i tak są wysoko, skoro 2/3 takich "wsp" w ogóle nie zostało zgłoszonych do "rankingu". Jak pisze Rafał Pisera z tygodnika "WPROST" - "Podobnie jak w ubiegłym roku część uczelni nie zdecydowała się wziąć udziału w rankingu. Dla jednych wypełnienie kwestionariusza stanowiło zbyt duży wysiłek organizacyjny, inne uznały, że zastosowane przez nas kryteria nie pozwolą im w pełni zaprezentować swojego potencjału, jeszcze inne, że po prostu zajmą zbyt niską pozycję w zestawieniu". (Dwa światy nauki, WPROST, Nr 20,2012, s. 83)
Czekamy zatem, aż Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zacznie publikować informacje o tym, które wyższe szkoły prywatne nie spełniają na danym kierunku studiów minimalnych wymogów formalnych, żeby kandydaci wiedzieli, gdzie stracą zainwestowane w swoje marzenia o dyplomie (wykształceniu) pieniądze. Teraz niech poświęcą się rozmowom z już lub jeszcze studiującymi na danym kierunku studiów czy analizie rankingów, by zobaczyć, jak w ciągu jednego roku akademickiego wiele ubiegłorocznych, wysoko lokujących się "wsp" spadło w rankingu, potwierdzając tendencję, którą trudno im będzie odwrócić oraz niech zobaczą, kto na tej liście jest nieobecny.
Kandydaci na studia powinni zatem w pierwszej kolejności wybierać studia w uczelniach publicznych i akademickich wyższych szkołach niepublicznych (z uprawnieniami do nadawania stopni naukowych) lub w niepublicznych wyższych szkołach zawodowych, które prowadzą studia licencjackie, o ile mają informację zwrotną od już studiujących, czy, jak i przez kogo prowadzone są w nich zajęcia. Tegoroczny ranking "Wprost" wykazał, że na pierwszym miejscu wśród uczelni pedagogicznych jest podobnie jak w ubiegłym roku - Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, zaś na drugie awansowała z szóstego miejsca Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie (opisywałem Jubileusz tej Uczelni). W następnej kolejności są: Akademia im. Jana Długosza w Częstochowie, Dolnośląska Szkoła Wyższa we Wrocławiu, Akademia Pomorska w Słupsku i Wyższa Szkoła Filozoficzno-Pedagogiczna “Ignatianum” w Krakowie. Pedagogika jako kierunek studiów jest także w innych akademiach publicznych i uniwersytetach, które dysponują nie tylko odpowiednią kadrą naukową, ale i godnymi warunkami do kształcenia studentów.
Jak widzimy, zmierza ku końcowi okres ochronny dla oszustów, wyłudzaczy, manipulatorów z tych "wsp", które wprowadzały i/lub wprowadzają w błąd co do realizowanych przez siebie założonych funkcji tak władze właściwego resortu, Polską Komisję Akredytacyjna, jak i przede wszystkim swoich klientów, czyli płacących za własne studia studentów. Ministerstwo już weryfikuje zawiadomienia tzw. "wsp" i stwierdza braki czy nieprawidłowości, zwracając dokument jednostce do poprawy drogą elektroniczną. Mamy nadzieję, że wyegzekwuje także zmiany kadrowe lub wyeliminuje z rynku nierzetelne placówki.
27 maja 2012
Parametryzacja osiągnięć naukowych w naukach humanistycznych i społecznych
Wydział I Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN zajął stanowisko w sprawie parametryzacji osiągnięć naukowych przedstawicieli nauk humanistycznych i społecznych, kierując je na ręce minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Przedstawione w projekcie Rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 27 10 2011 roku w sprawie kryterium i trybu przyznawania kategorii naukowej jednostkom naukowym propozycje częściowo wychodzą naprzeciw oczekiwaniom badaczy i nauczycieli akademickich reprezentujących nauki humanistyczne i społeczne. Dotyczy to przede wszystkim oddzielnej oceny jednostek naukowych dla grupy nauk humanistycznych i społecznych, nadania wyższej rangi czasopismom z listy ERIH oraz przypisu 4. o równoważnych do monografii form dorobku naukowego (choć równoważność niektórych form jest wielce wątpliwa).
Jednak szczegółowe propozycje dotyczące oceny dorobku naukowego dla grupy nauk humanistycznych i społecznych świadczą o nieznajomości lub ignorancji specyfiki tych obszarów badawczych. Stąd wyrażamy swój sprzeciw i to z kilku następujących powodów:
• Traktowanie za monografię opracowania o objętości 6 arkuszy jest w naukach humanistyczno-społecznych nie do przyjęcia – przypomina ono w istocie skrypt czy broszurę. Monografia w naukach humanistyczno-społecznych, opatrzona w szczegółową dokumentację i bibliografię to z reguły opracowanie co najmniej kilkunastu-arkuszowe. Wymagana nie większa niż 6-arkuszowa monografia grozi temu, że solidne opracowania monograficzne znikną z rynku wydawniczego lub też, w celu uzyskania dużej liczby punktów parametrycznych, będą dzielone na okaleczone części nie przyczyniające się do rozwoju nauki.
• Ocena monografii, nad którą badacz pracuje z reguły przez okres kilku lat na równi z punktacją za najniżej oceniane czasopismo z listy JCR (20 punktów) to deprecjacja osiągnięć badawczych humanistyki.
• Autorstwo za rozdział w monografiach (2 punkty) i ich redakcję naukową (3 punkty) to także przejaw ignorancji dla osiągnięć naukowych humanistów. W większości przypadków redagowane monografie pokazują nowe trendy badawcze, tworzenie nowych Szkół itp w określonym obszarze humanistyki.
• Dla humanistyki i nauk społecznych jest niedopuszczalne, aby podręczniki akademickie nie podlegały punktacji parametrycznej. Podręcznik jest owocem wieloletniej działalności akademickiej, udokumentowanej własnymi badaniami i to w nim w sposób spektakularny uwidacznia się związek nauki z dydaktyką wyrażany często w stwierdzeniu, że „istotą kształcenia akademickiego jest jego ścisłe powiązanie z nauką”. Specyfiką podręczników w dyscyplinach humanistyczno-społecznych jest to, że nie przedstawiają one jednoznacznej i nie podlegającej często dyskusji wiedzy. Ich autorzy z gąszczu niekiedy sprzecznych danych i konkurujących ze sobą teorii stanowiących podstawę interpretacji tych danych, a także na podstawie wyników własnych badań, dokonują niezbędnych syntez i integrują występującą w danej dyscyplinie wiedzę, odwołując się przy tym do bogatych źródeł bibliograficznych. Na tym polega specyfika badawcza autorów podręczników akademickich reprezentujących te dwa obszary nauki.
• Niepokój środowisk humanistyczno-społecznych budzi ocena parametryczna czasopism, szczególnie w kontekście proponowanych przez MNiSzW kryteriów oceny, które nie przylegają do specyfiki czasopism (szczególnie polskojęzycznych) do tego obszaru badań. Pozwalamy sobie zachować dyskrecję jeżeli chodzi o nazwiska niektórych naszych wybitnych badaczy w zakresie humanistyki, których indeks cytowań jest zerowy lub bliski zera! To podważa celowość oceny czasopism w tym obszarze nauki z tego punktu widzenia. To samo dotyczy takich kryteriów jak: zagraniczna afiliacja autorów publikacji naukowych, umiędzynarodowienie recenzentów, redaktor językowy, redaktor statystyczny, redaktor tematyczny. Są to kryteria być może oczywiste dla nauk ścisłych i przyrodniczych – dla humanistów brzmią one niekiedy wręcz humorystycznie.
• Tak skonstruowany system ocen spowoduje (i już powoduje) bardzo utrudniony dostęp do środków na badania, ponieważ uczeni reprezentujący nauki humanistyczne i społeczne przegrywają w starciu z przedstawicielami innych dyscyplin. Jaskrawym tego przykładem są wyniki konkursu MAESTRO na granty Narodowego Centrum Nauki.
Reasumując, uważamy, że zaproponowane kryteria oceny parametrycznej i ocen czasopism dla nauk humanistycznych i społecznych wymagają radykalnej rewizji. Są one nieadekwatne do specyfiki wspomnianych nauk. Ich zastosowanie w postaci zaproponowanej w Rozporządzeniu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, wbrew oczekiwaniu, nie wpłynie na rozwój tych nauk – wręcz odwrotnie, może ten rozwój zahamować.
Przedstawione w projekcie Rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 27 10 2011 roku w sprawie kryterium i trybu przyznawania kategorii naukowej jednostkom naukowym propozycje częściowo wychodzą naprzeciw oczekiwaniom badaczy i nauczycieli akademickich reprezentujących nauki humanistyczne i społeczne. Dotyczy to przede wszystkim oddzielnej oceny jednostek naukowych dla grupy nauk humanistycznych i społecznych, nadania wyższej rangi czasopismom z listy ERIH oraz przypisu 4. o równoważnych do monografii form dorobku naukowego (choć równoważność niektórych form jest wielce wątpliwa).
Jednak szczegółowe propozycje dotyczące oceny dorobku naukowego dla grupy nauk humanistycznych i społecznych świadczą o nieznajomości lub ignorancji specyfiki tych obszarów badawczych. Stąd wyrażamy swój sprzeciw i to z kilku następujących powodów:
• Traktowanie za monografię opracowania o objętości 6 arkuszy jest w naukach humanistyczno-społecznych nie do przyjęcia – przypomina ono w istocie skrypt czy broszurę. Monografia w naukach humanistyczno-społecznych, opatrzona w szczegółową dokumentację i bibliografię to z reguły opracowanie co najmniej kilkunastu-arkuszowe. Wymagana nie większa niż 6-arkuszowa monografia grozi temu, że solidne opracowania monograficzne znikną z rynku wydawniczego lub też, w celu uzyskania dużej liczby punktów parametrycznych, będą dzielone na okaleczone części nie przyczyniające się do rozwoju nauki.
• Ocena monografii, nad którą badacz pracuje z reguły przez okres kilku lat na równi z punktacją za najniżej oceniane czasopismo z listy JCR (20 punktów) to deprecjacja osiągnięć badawczych humanistyki.
• Autorstwo za rozdział w monografiach (2 punkty) i ich redakcję naukową (3 punkty) to także przejaw ignorancji dla osiągnięć naukowych humanistów. W większości przypadków redagowane monografie pokazują nowe trendy badawcze, tworzenie nowych Szkół itp w określonym obszarze humanistyki.
• Dla humanistyki i nauk społecznych jest niedopuszczalne, aby podręczniki akademickie nie podlegały punktacji parametrycznej. Podręcznik jest owocem wieloletniej działalności akademickiej, udokumentowanej własnymi badaniami i to w nim w sposób spektakularny uwidacznia się związek nauki z dydaktyką wyrażany często w stwierdzeniu, że „istotą kształcenia akademickiego jest jego ścisłe powiązanie z nauką”. Specyfiką podręczników w dyscyplinach humanistyczno-społecznych jest to, że nie przedstawiają one jednoznacznej i nie podlegającej często dyskusji wiedzy. Ich autorzy z gąszczu niekiedy sprzecznych danych i konkurujących ze sobą teorii stanowiących podstawę interpretacji tych danych, a także na podstawie wyników własnych badań, dokonują niezbędnych syntez i integrują występującą w danej dyscyplinie wiedzę, odwołując się przy tym do bogatych źródeł bibliograficznych. Na tym polega specyfika badawcza autorów podręczników akademickich reprezentujących te dwa obszary nauki.
• Niepokój środowisk humanistyczno-społecznych budzi ocena parametryczna czasopism, szczególnie w kontekście proponowanych przez MNiSzW kryteriów oceny, które nie przylegają do specyfiki czasopism (szczególnie polskojęzycznych) do tego obszaru badań. Pozwalamy sobie zachować dyskrecję jeżeli chodzi o nazwiska niektórych naszych wybitnych badaczy w zakresie humanistyki, których indeks cytowań jest zerowy lub bliski zera! To podważa celowość oceny czasopism w tym obszarze nauki z tego punktu widzenia. To samo dotyczy takich kryteriów jak: zagraniczna afiliacja autorów publikacji naukowych, umiędzynarodowienie recenzentów, redaktor językowy, redaktor statystyczny, redaktor tematyczny. Są to kryteria być może oczywiste dla nauk ścisłych i przyrodniczych – dla humanistów brzmią one niekiedy wręcz humorystycznie.
• Tak skonstruowany system ocen spowoduje (i już powoduje) bardzo utrudniony dostęp do środków na badania, ponieważ uczeni reprezentujący nauki humanistyczne i społeczne przegrywają w starciu z przedstawicielami innych dyscyplin. Jaskrawym tego przykładem są wyniki konkursu MAESTRO na granty Narodowego Centrum Nauki.
Reasumując, uważamy, że zaproponowane kryteria oceny parametrycznej i ocen czasopism dla nauk humanistycznych i społecznych wymagają radykalnej rewizji. Są one nieadekwatne do specyfiki wspomnianych nauk. Ich zastosowanie w postaci zaproponowanej w Rozporządzeniu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, wbrew oczekiwaniu, nie wpłynie na rozwój tych nauk – wręcz odwrotnie, może ten rozwój zahamować.
26 maja 2012
Esencja człowieczeństwa pedagogów podwójnej tożsamości
Święto Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, najstarszej w Polsce uczelni pedagogicznej, ukoronowało nadanie doktoratu honorowego emerytowanemu profesorowi nauk politycznych Szewachowi Weissowi z Izraela. Był to już czwarty doktorat honorowy, jaki został przyznany temu wybitnemu politykowi, b. ambasadorowi Izraela w Polsce w latach 2001-2004. Akademię uprzedziły takie uczelnie, jak: Uniwersytet Wrocławski (2006), Uniwersytet Medyczny w Łodzi (2011) i Uniwersytet Warszawski (2011). To, co wydarzyło się 25 maja 2012 r. w APS w Warszawie, było niewątpliwie dopełnieniem powyższych godności i szczególnego rodzaju podkreśleniem zasług tego humanisty dla budowania mostów między obu naszymi narodami. Obchodzimy w kraju nie tylko symbolicznie - Rok Janusza Korczaka – mistrza międzykulturowego dialogu. To o nim Szewach Weiss powiedział w poruszającym przemówieniu, że był esencją człowieczeństwa.
Laudację wygłosił prof. dr hab. Adam Frączek – kierownik Katedry Psychologii Społecznej i Katedry UNESCO im. Janusza Korczaka APS w Warszawie, którego jednostka wnioskowała o wszczęcie w tym roku akademickim procedury i powołanie recenzentów, profesorów Włodzimierza Lengauera – Prorektora Uniwersytetu Warszawskiego, Tomasza Nałęcza – aktualnie doradcy Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Janusza Gęsickiego – Dziekana Wydziału Nauk Pedagogicznych APS. Senat tej Uczelni w dn. 18 kwietnia 2012 r. podjął uchwałę o nadaniu Profesorowi Szewachowi Weissowi zaszczytnego tytułu doktora honoris causa Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie.
Prof. Adam Frączek wskazał w swojej laudacji na złożoność i bogactwo życiowych, w tym społeczno-politycznych doświadczeń Szewacha Weissa, jego dokonań naukowych i w zakresie kształcenia także polskiej młodzieży. Był on bowiem w 2007 r. profesorem wizytującym w APS, a obecnie kształci studentów Uniwersytetu Warszawskiego na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. Jak odnotował w swojej recenzji prof. T. Nałęcz – „ (…) zaliczenie Profesora Szewacha Weissa w znakomity poczet doktorów honoris causa APS będzie miało szczególne znaczenie. Misją Akademii jest m.in. przygotowanie pedagogów do wyjątkowo odpowiedzialnych i trudnych powinności nauczycielskich. Jej absolwenci przywracają radość życia i wiarę w siebie dzieciom i młodzieży najbardziej boleśnie dotkniętej przez los. A właśnie ta kwestia Profesorowi Szewachowi Weissowi leży szczególnie na sercu.
Także prof. APS Janusz Gęsicki stwierdził w swojej recenzji, że Szewach Weiss zaliczany jest do „lekarzy dusz ludzkich”, dopisującym się swoją misją i politycznymi dokonaniami do spadkobierców spuścizny także założycielki i patronki APS – Marii Grzegorzewskiej, której idea „Nie ma kaleki - jest człowiek” odnajduje się w nich w zupełnie nowym wymiarze. Każdą odmienność (religijną, narodową, polityczną) należy uczłowieczyć. Bo każdy zasługuje na wysłuchanie. Jeżeli ktoś, tak jak Szewach Weiss, ma ucho wyczulone na tego rodzaju wyzwania, to jest pedagogiem. Co więcej pedagogika jest nauką interdyscyplinarną. Przyjmuje pod swoje skrzydła różnych specjalistów. Powinna więc przyjąć również Szewacha Weissa (…), który jest pielgrzymem zmierzającym (…) do lepszego świata tolerancji, pokoju i wzajemnego zrozumienia. Pokazuje, że nawet w ponowoczesnych czasach można być pielgrzymem.
Historyk Uniwersytetu Warszawskiego – prof. Włodzimierz Lengauer – podkreślił w swojej recenzji, że wyróżniony Doktor Honorowy jest (…) nie tylko wielką indywidualnością i osobowością znaną szeroko w świecie, ale przede wszystkim człowiekiem
symbolem, ważnym tak dla kultury polskiej i żydowskiej, jak i całej europejskiej, a przez to światowej.(…) Jego polskość jest równie niewątpliwa jak jego żydowski los. Opuściwszy ziemie polskie jako dziecko, o dziś włada piękną polszczyzną z lekkim akcentem nazywanym u nas „kresowym”. Przeszedł piekło Holokaustu i został obywatelem Izraela, który potrafił służyć swojemu krajowi z bronią w ręku, ale także budując kraj , współtworząc jego unormowane życie polityczne i społeczne, przyczyniając się do rozwoju ośrodków akademickich i w końcu pełniąc najwyższe funkcje państwowe. Służąc swojemu krajowi oddał nieocenione zasługi Polsce, swojej pierwszej ojczyźnie, tak jako ambasador Izraela w Polsce, jak i profesor polskiej uczelni.
–
W opublikowanej na tę okoliczność wypowiedzi Doktor Honoris Causa dzieli się motywacją podjęcia się służby dyplomatycznej w Warszawie po zakończeniu swojej misji przewodniczącego Knesetu:
Jadąc do Polski, czułem, że jestem ambasadorem nie tylko narodu żydowskiego i Izraela, ale także moich nieżyjących braci, sióstr, babć i dziadków. Przyjechałem Do Warszawy, do Pałacu Prezydenckiego, i złożyłem listy uwierzytelniające, aby służyć tu mojemu państwu, rozwijać kontakty z rządem, Senatem, Sejmem, samorządami, z polską elitą, polskim narodem nawet w najbardziej odległych miasteczkach i wioskach. Przyjechałem tu na cmentarze żydowskie, do pomnika Rapaporta w getcie warszawskim, do Umschlagplatzu. By usiąść przy pomniku Artura Rubinsteina w Łodzi i wsłuchać się w dźwięki jego muzyki. Także po to, żeby przy pomniku Juliana Tuwima jeszcze raz usłyszeć jego poezję. Przyjechałem jako wciąż wędrujący ambasador, by spotkać się z ostatnimi żyjącymi w Polsce Żydami, porozmawiać z Markiem Edelmanem po polsku lub w jidysz, odwiedzić miasta i miasteczka pełne żydowskiej architektury, wąskich uliczek. Zobaczyć zburzone synagogi i zaniedbane cmentarze. Przyjechałem do Polski również po to, żeby spotkać wspaniałą Wisławę Szymborską, drogiego Czesława Miłosza, by być blisko Władysława Bartoszewskiego i Ireny Sendlerowej która z takim oddaniem ratowała żydowskie dzieci. Jestem tutaj także dlatego, że chciałbym abyśmy wspólnie pokonali antysemityzm, ksenofobię i rasizm. Przyjechałem do Polski, żeby spotykać się z polską młodzieżą, z młodym i odważnym pokoleniem, które śmiało spogląda w lustro historii i otwarcie mówi o patologiach, jakie zdarzyły się wśród Polaków w czasie II wojny światowej. (...) Te wszystkie symbole i zdarzenia, których na co dzień w Polsce doświadczam, dają mi pewną nadzieję, że choć trochę udało mi się zbliżyć nasze narody. wierzę, że proces gojenia ran, który wspólnymi siłami udało nam się rozpocząć, szybko znajdzie zakończenie..(…)
W poruszającej mowie Szewach Weiss pytał nas-pedagogów: Jak to zrobić, by pamięć o Holokauście przeszła pewną metamorfozę na dobro, na tolerancję, na lepszy świat, na never again, nigdy więcej, ale i by następne pokolenia miały już lepsze życie?!
Wspomniał jeszcze na koniec, jak to miał szczęście w swoim życiu, bo został uratowany przed zagładą, a kiedy jechał na pół roku przed powstaniem państwa Izraela, jako małe dziecko uratowane z Holokaustu, to przecież pierwszy premier Dawid Ben Gurion był z Polski. W pierwszym rządzie Izraela na dwanaście osób, wszystkie mówiły po polsku. Wszyscy Żydzi rozproszeni po świecie pochodzą z Polski. To jest nadzwyczajna sprawa. To w Polsce było najwięcej "Sprawiedliwych wśród Narodów Świata". Na Polskę się patrzy, ponieważ tu naród żydowski żył ponad 800 lat. Mój naród nie ma pojęcia, czym jest Polska dla nas. Dlatego jak ja spotykam się tutaj ze zjawiskiem antysemityzmu, to to jest strasznie bolesne. To jest zatem nasze wspólne wyzwanie. Warto uczyć się w cieniu i świetle przepięknej, cudnej duszy Janusza Korczaka. Warto wierzyć w takie wyzwania, by w życiu narodu nie było przesadnego patriotyzmu, bo w swoim ekstremum wszystko zepsuje. Nawet jak ludzie podchodzą do tego z pełnym przekonaniem, to nie mają racji. Pamiętajmy, nie warto mieć za dużo racji! Warto mieć za to dużo humoru wobec siebie i wobec innych!
Opublikowany właśnie wywiad-rzeka Anny Jarmusiewicz z Szewachem Weissem, rozpoczyna się od pedagogicznego wspomnienia zasad, jakimi był on obdarzony przez swoją matkę, a które rzutowały na jego sposób życia. Ujmuje je w formie następujących haseł, najpierw w jidysz, a następnie po polsku:
Un a mechszel: żeby ci się wszystko udało bez przeszkód
Koaine hore: żebyś nie miał „złego oka”, czyli nieżyczliwych ludzi koło siebie
Oto gezugt: a niech sobie mówią, co chcą – a ty rób swoje
Takie buty z cholewami – czyli: jest źle, ale nie wolno tracić nadziei, trzeba walczyć dalej.
(Szewach Weiss w rozmowie z Anną Jarmusiewicz, Takie buty z cholewami, Kraków: Wydawnictwo m 2012, s.7)
Subskrybuj:
Posty (Atom)