20 marca 2010

Nie chcemy seryjnej produkcji magistrów!











(gumoryt B. Śliwerski, 1981)

Tak brzmiało hasło najodważniejszych spośród nas, którzy w l. 1980-1981 walczyli nie tylko o akademicką wolność. Może warto sięgnąć pamięcią do tamtych czasów i odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wykorzystaliśmy ich DAR?

Bardzo mnie ucieszyła wiadomość o odznaczeniu przez Prezydenta RP łódzkich liderów strajków studenckich przełomu 1980/1981, działaczy NZS. Krzyże Kawalerskie Orderu Odrodzenia Polski otrzymali
- odznaczony pośmiertnie Tomasz Gaduła-Zawratyński, dziennikarz Dziennika Łódzkiego;
- Wojciech Walczak;
- Krzysztof Grzywaczewski;
- Jacek Palczewski;
- Adam Hohendorff.

Walczyli dla nas i za nas. Ogólnopolską akcję społecznego protestu w środowisku akademickim zapoczątkowało powołanie w dn. 18-19.10.1980 r. na Politechnice Warszawskiej Komitetu Założycielskiego Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Brak porozumienia w rozmowach z władzami PRL co do wprowadzenia radykalnych zmian na rzecz autonomii w sprawach naukowych, dydaktycznych i organizacyjnych uczelni wyższych oraz brak zgody na zarejestrowanie NZS-u sprawił, że uruchomiono falę strajków, dla której łódzkie środowisko akademickie stało się centrum kierowniczym. To tu, w Uniwersytecie Łódzkim proklamowano 21 stycznia 1981 strajk, zaś jego liderzy prowadzili z kierownictwem resortu szkolnictwa wyższego negocjacje.

Lista szczegółowych postulatów była długa. Żądano m.in. wybieralności władz uczelni wszystkich szczebli, w tym by każde ciało kolegialne tzn. rada instytutu, rada wydziału i senat miało strukturę: 1/3 (studenci)+1/3 (młodzi pracownicy nauki)+1/3 (samodzielni pracownicy nauki). Żądano samodzielności programowej szkół wyższych, udziału przedstawicieli studentów we wszystkich pracach nad aktami prawnymi tego środowiska.

Żądano humanizacji studiów przez wprowadzenie obowiązkowego kursu historii filozofii oraz rozszerzenia grupy przedmiotów o takie, jak: ekonomia, estetyka, etyka, historia sztuki, metodologia nauk, podstawy politologii, psychologia, socjologia, z których studenci mogliby wybierać dwa w ramach obowiązkowego kursu. Żądano wreszcie przedłużenia studiów do 5 lat dla uczelni uniwersyteckich i politechnicznych oraz prawa wyboru lektoratów języków obcych. Wśród postulatów politycznych było żądanie zakazu wszelkich form działalności Służby Bezpieczeństwa na terenie uczelni oraz zaniechania przy rekrutacji na studia istniejących wówczas preferencji za pochodzenie społeczne oraz zmiany zasad odbywania szkoleń wojskowych.

Część postulatów miała charakter ogólnospołeczny, bowiem dotyczyła zaprzestania jakichkolwiek represji wobec działaczy opozycji demokratycznej i osób reprezentujących niezależne inicjatywy społeczne, uwolnienia osób pozbawionych wolności za poglądy polityczne, gwarancji swobody działania dla niezależnych wydawnictw, pociągnięcia do odpowiedzialności wszystkich winnych brutalnego tłumienia protestów robotniczych w grudniu 1970 r. i czerwcu 1976 r. czy wreszcie ograniczenia działań cenzury, by zagwarantowano prawo do demokratycznego funkcjonowania w kraju mediów. Żądano także prawa dla obywateli do posiadania i swobodnego korzystania z paszportu, obsadzania stanowisk kierowniczych wyłącznie w oparciu o kwalifikacje zawodowe i opinię środowiska pracy (a nie przez mianowania nomenklatury partyjnej), uznania prawa społeczeństwa do swobodnego obchodzenia rocznic upamiętniających wydarzenia historyczne o wielkim znaczeniu dla narodu polskiego , no i wreszcie żądano natychmiastowego zarejestrowania NZS (co nastąpiło 17 lutego 1981 r.)

Żądano zwiększenia udziału szkolnictwa wyższego w podziale dochodu narodowego, pełnej samodzielności finansowej uczelni w rozdziale środków na jej działalność oraz zabezpieczenia potrzeb w zakresie „małej poligrafii”. Żądano zweryfikowania systemu stypendialnego, który miał uwzględniać wzrost kosztów utrzymani a także uniezależnienia możliwości podjęcia pracy zarobkowej przez studenta od decyzji władz uczelni.

A dzisiaj? Czy jest jeszcze o co walczyć, toczyć spór z władzami? Czy też nie chcemy seryjnej produkcji magistrów?

16 marca 2010

Budzenie świadomości krytycznej

Wyemitowany w TVN24 film Tomasza Sekielskiego "Władcy marionetek" dotyczy polityków, ale równie dobrze można przez analogię przyjrzeć się anatomii sprawowania władzy w różnych obszarach naszego życia, gdzie stykamy się z nią w sferze publicznej lub niepublicznej. Jest to niewątpliwie rodzaj filmu oświatowego o istotnym przesłaniu społecznym.

Wielu komentatorów tego dokumentu wyraża swoje oburzenie na brak moralnej odpowiedzialności elit kierowniczych, które składają obywatelom obietnice, ale ich nie dotrzymują lub nie mają zamiaru ich dotrzymywać. Sam spotykam się z tym od lat zarówno w szkolnictwie wyższym, jak i w oświacie. Wiele obietnic pojawia się w bezpośrednich kontaktach na linii władze – nauczyciele, więc nie podlegają one publicznej kontroli i ocenie. Liczą się jedynie formalne procedury, a i tu symuluje się poprawność, byle tylko można było ochronić własną skórę. Kierownik jednostki organizacyjnej publicznego uniwersytetu zarządza nim tak, że marginalizowani są w niej wybitni specjaliści, ale nikt z tego tytułu nie pociąga go do odpowiedzialności, bo przecież w dokumentach tego nie widać, a na opinię społeczności akademickiej nikt nie będzie zwracał uwagi.

Protokoły są tak konstruowane, że choć wiadomo, kto zabierał głos, to jednak nie wynika z ich treści, co mówił i dlaczego. Ot, ogólniki, ale dokument jest. A jak się przyjmie kompromitującą władzę uchwałę czy decyzję, to asekuracyjnie sięga się po opinię prawnika, który uzasadni, że wprawdzie jej treść i głosowanie były poprawne, ale sama formuła była sprzeczna z jakimś innym aktem prawnym, więc się je anuluje. Nie czyni się tego natomiast wobec tych uchwał rady wydziału czy instytutu, które – co ma najczęściej miejsce w przypadku postępowań awansowych – są sprzeczne z prawem. Liczy się natomiast na niedostrzeżenie przez organ kontrolny popełnionych przez kierownictwo w sposób zamierzony lub niezamierzony błędów proceduralnych (czasami i merytorycznych), a jeśli nawet zostaną one wykryte, to usiłuje się przerzucić winę na innych, byle ją odsunąć od siebie. I tak młyny proceduralnej demokracji skrywają różne matactwa.

Dokument Tomasza Sekielskiego spełnia niewątpliwie socjalizacyjną rolę. Pokazuje mechanizmy dochodzenia do władzy, sprawowania jej lub utraty w wyniku - stosowanych przez różne strony politycznego konfliktu - propagandowych trików. Jeśli ten film oglądała młodzież, to zaczynam się obawiać, czy zechce wziąć udział w zbliżających się wyborach prezydenckich i samorządowych, czy może nastąpi bunt generacji, która oświadomi sobie skalę stosowanej przez władze manipulacji? Wypowiedzi specjalistów od politycznego marketingu odsłaniają kulisy polskiej polityki.

Bliska jest także mojej recepcji tego dokumentu opinia Marcina Wojciechowskiego z „Gazety Wyborczej”: Cały film jest do bólu jednoznaczny, by nie powiedzieć tendencyjny, z wyjątkiem jednego fragmentu. - Panie premierze, czy da się pan zaprosić do naszego programu? Czekamy już pół roku - prosi Sekielski. - Czy jeśli nie przyjdę, dostanę taki sam telefon od was jak moi ministrowie, że będę zniszczony? - ripostuje Tusk. Sekielski zapewnia, że on takich praktyk nie stosuje. Nie wiem, kto ma rację. Jako dziennikarz jestem po stronie Sekielskiego, ale Tusk pokazuje, że manipulować rzeczywistością mogą nie tylko politycy.
Film Sekielskiego jest ciekawy, ale wpada w prostą pułapkę - sprowadza politykę do populizmu i manipulacji. I sam przez to staje się demagogiczny. Kolejne kadry, zderzenie zwykłych ludzi i VIP-ów mają udowodnić, że wszystko jest bez sensu, polskie życie publiczne to jeden wielki sen wariata. W ten sposób nic się nie zmieni. Populizmu nie da się leczyć populizmem, a demagogii demagogią.

http://wyborcza.pl/1,75968,7661987,Leczenie_populizmu_populizmem.html

Wiem, że w wielu domach dyskutuje się o przesłaniu tego filmu, o stosowanej przez władze socjotechnice i jej skutkach, które widoczne są nie tylko na scenie politycznej, ale rzutują na życie obywateli, na ludzi zmiażdżonych przez młyny władzy i jej obojętności na ich los. Wszyscy, także politycy, osoby pełniące funkcje kierownicze w różnych strukturach i instytucjach, są w większej lub mniejszej mierze uczestnikami procesu wychowawczego. Czy młode pokolenie zainteresuje się wreszcie i w pełni tym, co się także wokół niego i w związku z nim dzieje? Wątpię, bo Polak zawsze mądrzejszy jest po szkodzie.

A jaką rolę ma tu do odegrania edukacja? Musi czynić wszystko, by nie stać się polityką i nie wpaść w pułapkę pokusy, jaką niesie z sobą "skuteczność" manipulacji. Zdaniem Sergiusza Hessena polityka i oświata muszą rządzić się zupełnie innymi prawami. (...) w czystej, granicznej postaci polityka i oświata stanowią zupełne przeciwieństwo. Zasadą polityki jest władza, zasadą oświaty – wolność. Polityka jest mechanistyczna, oświata jest duchowa. Nawet tam, gdzie walkę polityczną prowadzi się środkami duchowemi, zadanie polityki polega na tem, aby przyciągnąć na swoją stronę możliwie największą liczbę wyznawców, nakładając na nich pieczęć swego programu lub swego ideału. Gdy zadaniem wychowawcy jest uczynienie kogoś samym sobą, to zadaniem polityka – upodobnienie kogoś do siebie.(...) Między polityką a oświatą powstaje swoisty stosunek dialektyczny, który wcześniej czy później kończy się albo rozkładem oświaty przez politykę albo pokonaniem polityki przez oświatę.

(S. Hessen, Podstawy pedagogiki, Warszawa, 1931, s. 241)

14 marca 2010

Przedmagisterska tfurczość, czyli co student miał na „myśli”

Czytanie fragmentów prac magisterskich, jakie przygotowują nasi studenci, jest najlepszym dowodem na to, że jako promotorzy powinniśmy dostawać specjalny dodatek za pracę w trudnych warunkach. To bowiem, co nam przedkładają do oceny, jest dowodem ich częściowego analfabetyzmu i swobodnej tfurczości. Proponuję publikowanie fragmentów, zdań z przygotowywanych prac dyplomowych, których treść i/lub struktura jest tego najlepszym wskaźnikiem. Poniższe przykłady pochodzą z fragmentów dysertacji osób z różnych grup seminaryjnych i różnych uczelni:

Istnieje bardzo ważna potrzeba fizyczna - tlen.
******
A przecież należenie do takiej paczki przestępczej, chuligańskiej naraża na liczne niebezpieczeństwa.
******
Dziewczęta raczej preferują chłopców.
******
Bandy młodocianych są podobne pod wieloma względami do paczek.
******
Niektóre normy obyczajowe zezwalają na oficjalne, przedmałżeńskie stosunki seksualne.
******
Liczne i różnorodne są psychiczne i fizyczne potrzeby dziecka oraz stopień ich nasilenia. Lekceważenie ich grozi wypaczeniem charakteru.
******
Wzrasta tempo rozwoju, zmniejsza się jego rytm, a we wszystkich sferach psychicznych dokonują się zmiany jakościowe.

******
Analizując rodzinę jako środowisko wychowawcze wymienić należy czynniki, które warunkują przebieg procesów wychowawczych. Spośród wielu, których spełnienie zapewnia zgodne z oczekiwaniami społecznymi wychowawcze funkcjonowanie rodziny.
******
Jest to ważny, nie mniej jednak bolesny i smutny temat, gdyż dotyczy on najmniejszych jednostek czyli dzieci.
******
Na wszystkie te pytania postaram się znaleźć odpowiedz w niniejszej pracy poprzez analizę tematu na podstawie wiedzy literaturowej.
******
Dziecko zanim idzie do szkoły podstawy wykształcenia i wychowania otrzymują od rodziców. Instytucji które przekazują wiedzę i wartości jest wiele, wpływają one na sens szkolnictwa i jego miejsce w społeczeństwie.
******
Funkcje szkoły nie zostają zawsze realizowane w całości, dlatego też społeczeństwo musi tworzyć instytucje uzupełniające wpływ szkoły na wychowanków.
******
Nauka postępuje dzięki czemu wiedza przekazywana przez szkołę strasznie szybko wzrasta.
******
W XVII w dominowały szkoły jezuickie, które dbały o budynki szkolne, wyposażenie w pomoce naukowe i dobrze kształciły kadrę nauczycieli.
******
Czas oświaty nie stłumił oświaty polskiego społeczeństwa, które oponizowało tajne strajki szkolne, naukę i nie było za polityką zaborców.
******
Uniwersytety również kształciły w podziemiach kształciły studentów.
******
W 1973r stworzono strajki szkolne przeciw tej reformie.
******
Rozdział pierwszy poświęciłam typowemu wprowadzeniu w pojecie alkohol.
******
Wiele dzieci nie było objętych systemem szkolnym a to powodowało duży poziom analfabetyzmu.

13 marca 2010

MAGIA DOBRYCH MYŚLI

Czeka Cię trudna próba. Nie słuchaj, że masz się nie martwić, że wszystko pójdzie dobrze, że inni też tak mieli, i im się powiodło, więc niby dlaczego nie Tobie… Martw się, choć ten Najwyższy czuwa, by było jak najlepiej.

Co zrobić z tak krótką chwilą, która nas dzieli od tego, co niewiadome? Przyspieszyć bicie serca, cofnąć wskazówki zegara, czy może napawać się każdą chwilą codzienności, tak, jakby jej miało na chwilę zabraknąć? Tej tak ulotnej, niedostrzeganej w biegu różnych, często jakże trudnych do zniesienia zdarzeń.
A przecież tyle jeszcze przed Tobą, więc martw się, bo trzeba będzie to wszystko nadrobić, może w innej kolejności, z odmiennym natężeniem, z INNYM nastawieniem, ale wciąż z tym samym umysłem, sercem i szczerością, które dla wielu są miodem na ich poranione czy wyczekujące Twojej obecności serca, działania i myśli.

My - w każdym razie - czekamy, przesyłając Ci jeden z wierszy psycholog Antoniny Guryckiej pt.

MAGIA DOBRYCH MYŚLI

Gdy czeka Cię przeprawa z życiem
rozwiń, jak skrzydła anioła, wyobraźnię…
że wszystko dobrze się skończy…
Rozejrzyj się wokół, ile to razy
rozpacz zmienia się w radość
bo myśli pogodne, wizje szczęścia
przełamują jak słońce chmury …
Zwróć się do nieba…
Gdzie piękno chmur nawet zalanych
deszczem da się pokonać słońcu
i nagle mrok zamienia się w słoneczne
błyski
i rozświetla ponurość i znów pogoda
a przecież….


(A. Gurycka, Trawnik urodzinowy, Warszawa 2005, s. 14)

Nagroda czeka na pedagogów społecznych

Walne Zgromadzenie Członków Łódzkiego Towarzystwa Naukowego, które odbyło się w dniu 31 marca 2005 r., jednogłośnie podjęło uchwałę o ustanowieniu nagrody naukowej ŁTN, imienia Profesor Ireny Lepalczyk, za prace badawcze z pedagogiki społecznej.
W tym roku można będzie się ubiegać po raz szósty o laur pierwszeństwa.

Zarząd Łodzkiego Towarzystwa Naukowego, na swym posiedzeniu w dniu 8 marca br., zatwierdził skład Kapituły niniejszej Nagrody, na okres kolejnej kadencji(2010-2012). W jej składzie są ponownie:

prof. dr hab. Stanisław Liszewski - przewodniczący
prof. dr hab. Ewa Marynowicz-Hetka - sekretarz

członkowie:

prof. dr hab. Anna Przecławska,
prof. dr hab. Jerzy Szmagalski,
prof. dr hab. Bogusław Śliwerski

Przypominam zatem, że do nagrody można zgłaszać oryginalne prace badawcze z zakresu pedagogiki społecznej (prace zwarte, autorskie), opublikowane w latach 2008-2009. Prace do nagrody mogą zgłaszać członkowie Kapituły nagrody, jej dotychczasowi laureaci, jednostki organizacyjne uczelni wyższych i placówek badawczych oraz organy kolegialne stowarzyszeń naukowych.

Nagroda ma zasięg ogólnopolski i międzynarodowy.

Wnioski zgłaszane być winny do Łódzkiego Towarzystwa Naukowego do 30 czerwca 2010 r. Rozstrzygnięcie konkursu nastąpi do dnia 1 października br.

Warto w tym miejscu dodać, że poza wymiarem symbolicznym, jaki niesie z sobą splendor naukowy w wyniku przyznania tej nagrody, jej laureat otrzyma dodatkowo nagrodę materialną w wysokości 1000 dolarów amer. oraz dyplom opracowany graficznie na podstawie ex-librisu prof.Ireny Lepalczyk. Jest to możliwe dzięki temu, że kapitał nagrody stanowi darowizna rzeczowa przekazana na rzecz ŁTN przez Zofię Brodowską, siostrę zmarłej w roku 2003 prof.Ireny Lepalczyk

Wręczanie nagrody odbędzie się w dniu święta ŁTN, to jest 16 listopada br.

Zachęcam do wzięcia udziału w tym wyjątkowym konkursie w obszarze nauk o wychowaniu.

Kiedy posłanka lewicy budzi się z zimowego snu…

Poseł Katarzyna Piekarska obudziła się z zimowego snu. W drugą rocznicę powołania przez minister edukacji narodowej - Katarzynę Hall organu doradczego pod szumną nazwą Rada Edukacji Narodowej lewicowa zwolenniczka troski o prawa i losy dziecka uświadomiła sobie, że w jej składzie jest dr Stanisław Sławiński, autor popularnonaukowych książeczek z początku lat 90. XX w. na temat roli posłuszeństwa w wychowaniu. Jak donoszą serwisy prasowe politycy SLD domagają się odwołania powyższego doradcy minister edukacji ze względu na popełnione przez niego „dzieła” (ta sama książka ukazała się w dwóch wersjach) z zakresu pedagogiki tradycyjnej, autorytarnej, w których doradza on rodzicom i nauczycielom, jak należy realizować bezpośredni, cielesny dialog z dzieckiem, wymierzając mu w sposób metodyczny wychowawcze klapsy.

Zdaniem wiceprzewodniczącej SLD - Katarzyny Piekarskiej, książka Stanisława Sławińskiego jest „poradnikiem, jak stosować przemoc wobec dzieci”. – Rodzice bijący dzieci po przeczytaniu tej publikacji mogą poczuć się usprawiedliwieni – komentuje. Zapowiada, że zwróci się do minister Katarzyny Hall z apelem o odwołanie Sławińskiego z grona jej doradców.

Ciekawe, kogo jeszcze trzeba będzie odwołać z tej Rady, jak obudzą się z zimowego snu posłowie innych partii?

Dariusz Chętkowski pisał o REN w swoim blogu 6 marca 2008 r. m.in.:

Czym będzie się zajmować dziewięciu byłych wiceministrów edukacji (po roku 1989), którzy zostali zaproszeni do ponownej pracy w MEN? Czy swoją poprzednią pracę wykonywali tak dobrze, że można im zaufać ponownie? Czy będą w stanie się porozumieć, czy też każdy sobie rzepkę poskrobie? Jakie mają uprawnienia? Jakie cele? Czy ich praca będzie służyć uczniom? (...) Mam nadzieję, że za kilka miesięcy nie będę musiał napisać czegoś takiego: “Dnia 6 marca 2008 roku Katarzyna Hall, ówczesny minister edukacji narodowej, powołała Radę Wielkiego Błazeństwa. Było się z czego pośmiać. Jednak festyn dobiegł końca i teraz trzeba wziąć się do pracy”. Oczywiście niczego takiego nie muszę pisać. W końcu wszystko w rękach Dziewięciu Wspaniałych. Niech się starają.

Dzisiaj już wiemy, że nie ma po co dąć w te trąby i kogokolwiek z Rady odwoływać! Powołany bowiem przez K. Hall organ jest w stanie uwiądu z racji jego nieużywania. Nie przypominam sobie, by w sprawach kluczowych dla proponowanych przez panią minister wypowiadał się publicznie tak, jak ma to miejsce w przypadku rad powoływanych przy ministrach innych resortów.

Oświata lubi rządzić się fikcją i ciałami dekoracyjnymi. Ot, kwiatek do kożucha, bo zima jeszcze trzyma.


(http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=411; http://www.tvp.info/informacje/polska/doradca-hall-instruowal-jak-bic-dzieci)

09 marca 2010

Edukacja uniwersytecka i kreowanie elit społecznych


W ostatnich latach wzrosło w badaniach naukowych zainteresowanie problematyką akademicką, których autorzy muszą integrować wiedzę zarówno z pedagogiki porównawczej, socjologii edukacji, jak i pedagogiki szkoły wyższej. Wciąż jednak do rzadkości należą prace naukowo - badawcze z obszaru tej ostatniej subdyscypliny pedagogiki, toteż pojawienie się na rynku ksiązki Darii Anny Hejwosz z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu ożywia i pogłębia o zdiagnozowane zjawiska publiczną debatę na temat roli uniwersytetu w ponowoczesnym społeczeństwie. Uwalnia nas zarazem od „lokalnych emocji” podnosząc „obiektywizm debaty” akademickiej i społecznej.

Autorka podejmuje problem dotychczas słabo obecny w polskiej literaturze komparatystycznej, w której model uniwersytetu niemieckiego pojawiał się marginalnie. Dobrze się zatem stało, że został podjęty właśnie teraz, kiedy trwa w naszym kraju szeroko zakrojona debata na temat jakości kształcenia akademickiego w społeczeństwie otwartym i roli w nim uniwersytetów. W wyniku nasilającej się „masowości” kształcenia uniwersyteckiego ścierają się w tej debacie zwolennicy modelu niemieckiego, z przedstawicielami modelu francuskiego czy angielskiego. Skupienie zatem uwagi przez D. Hejwosz na tej problematyce daje szanse na rozpoznanie rzeczywistych, zakorzenionych w dziejach myśli i procesach społecznych prymarnych przesłanek oraz funkcji tego typu uczelni. Rozprawę czyta się z dużą przyjemnością ze względu na język, klarowną strukturę i treść.

Przedmiotem niniejszej książki jest edukacja uniwersytecka w kontekście kształcenia elit społecznych. Imponujące jest podjęcie analizy tej kwestii na przykładzie wybranych, a powszechnie uznanych za prestiżowe uniwersytetów w USA (Harvard), Wielkiej Brytanii (Oxford), Japonii (Tokio), Niemczech (Heidelberg), Republice Południowej Afryki (Kapsztad) i Argentynie (Buenos Aires). Pozwoliło to bowiem na przyjrzenie się swoistości polityki edukacyjnej tych państw i strategii oraz wartości kształcenia w najlepszych uniwersytetach, biorąc pod uwagę odmienność uwarunkowań geograficznych, społecznych, kulturowych, w tym specyfikę pozyskiwania i formowania elit społecznych. Uznanie budzi głębokie osadzenie problemu badawczego i własnych rozważań o miejscu edukacji w procesie stratyfikacji społecznej we współczesnych, socjologicznych interpretacjach edukacji w paradygmacie funkcjonalnym.


Autorka stawia w swojej książce niezwykle ważne pytania i stara się na nie znaleźć odpowiedź lub wskazuje na jej poszukiwania wśród naukowców i związane z tym dylematy, jak np. Co powinien zrobić uniwersytet, aby zachować tożsamość oraz nie przekształcić się w wyższą szkołę zawodową? Co powinien uczynić świat akademicki, aby rezultatem edukacji uniwersyteckiej było wytwarzanie wiedzy i odkrywanie prawdy, a nie jedynie odtwórcze jej przekazywanie? Co wreszcie powinien uczynić, aby absolwenci uniwersytetu byli mądrymi, światłymi, krytycznie myślącymi ludźmi, a nie wyspecjalizowanymi pragmatykami?

Jak pisze w zakończeniu książki: Odkąd edukacja stała się „towarem” dostępnym dla wszystkich, którzy są zdolni ją „kupić”, można zaobserwować nowy typ elit. Są to jednostki, dla których edukacja uniwersytecka jest takim samym towarem jak Pepsi – ma zaspokoić pragnienie zdobycia dyplomu. Ich celem nie jest zatem wiedza, ale produkt końcowy: dyplom, który da im możliwość pomnażania kapitału dzięki praktycznym umiejętnościom zdobytym na uniwersytecie. Pod tym dyplomem jednak niekoniecznie kryje się wszechstronne wykształcenie. (s. 313) Rzeczywiście, niektórzy tak zarządzają szkołami, jakby mieli do czynienia z wytwórnią napojów gazowanych. Nie ma to jednak nic wspólnego z edukacją i wykształceniem, choć niewątpliwie przez jakiś czas staje się dla niektórych okazją do zarabiania pieniędzy. Hejwosz nie bez powodu pisze o elitarnych uczelniach w świecie, odwołując się do bogatych źródeł, a także danych zgromadzonych w wyniku odbywanych staży naukowo-badawczych w USA, Wielkiej Brytanii, Japonii, Niemczech i Afryce Południowej.

Tych, którzy czynią z uczelni wyższej generator zysków, by pod pozorem edukacji praca w uniwersytecie opłacała się przede wszystkim osobom nieudolnie zarządzającym niektórymi w nich jednostkami, książka ta niczego nie nauczy. Dzisiaj nie wystarczy aspirować do czegoś, czego się nie rozumie, tkwiąc w kodzie myślenia jedynie kategoriami kosztów i strat, rentowności i zachłanności, a nie odroczonych zysków, jakie wynikają z długotrwałego procesu dochodzenia do prawdziwej wielkości i mądrości wszystkich uczestników edukacji wyższej. Elitarne uniwersytety – jak stwierdza D. Hejwosz – nie powstają też dzięki przyznanej przez ministra czy jakieś gremium „etykiecie”. Uniwersytet tworzą ludzie i to od nich zależy, jak dana instytucja jest postrzegana w teatrze życia społecznego. Właśnie w teatrze, ponieważ nie ma kiepskich repertuarów – są marni aktorzy. (s. 317). Bywają też kiepscy reżyserzy, scenarzyści i administratorzy. Jak zatem w takich warunkach toczyć walkę o prawdę naukową oraz dbać o jedność badań i nauczania?

Potrzebni są w reformowaniu szkolnictwa wyższego ludzie, którzy nie tylko będą doskonałymi specjalistami w swej dziedzinie, ale przede wszystkim osobami mądrymi, niepokornymi, twórczymi oraz posiadającymi zdolność do przewidywania ii odpowiedniego reagowania na zmieniające się gwałtownie otoczenie. Takimi, które jako elita społeczna będą w stanie dokonywać wyborów moralnych, intelektualnych i politycznych. Wreszcie takimi, które nie będą ignorantami, będącymi w stanie zaakceptować każde kłamstwo. Jeśli pragniemy budować mądre zjednoczone, świadome społeczeństwo, jeśli nie chcemy pozostać na marginesie współczesnego świata, nie możemy pozwolić sobie na przeciętność. Jeśli uniwersytet będzie przeciętny, to i całe społeczeństwo takie będzie.(s. 318).