Nie miałem wcześniej okazji do przeczytania
wspomnień Franciszka Rawity- Gawrońskiego (1846-1930) zatytułowanych "Czasy szkolne w
Kijowie". Ich autor był polskim historykiem, powieściopisarzem i publicystą, a urodził się, wychował i kształcił na
Ukrainie. Jego wspomnienia dotyczą lat szkolnych 1854-1862. Osobista narracja jest autobiograficznym rejestrem doznań z życia w szkole w Kijowie, który tak uzasadnia:
"Jaki
był stopień nauki w owe czasy w Kijowie, gdzie do szkół chodziłem, o tem
historyk dowie się z podręczników szkolnych, z planów i archiwum; ale papiery
nie odtworzą ducha szkoły, charakteru, kierunku" (s.4).
To,
co w autonarracji tego autora pobudza do reorientacji naszej wiedzy na temat
pozostałości syndromu homo sovieticus także we współczesnej polityce
oświatowej, zostaje nieświadomie uchwycone przez F. Gawrońskiego, wybrzmiewa w sądzie, którym dzieli się z nami na samym początku swoich
wspomnień:
"Historyk
z kilku faktów będzie mógł poczynić pewne wnioski o duchu panującym w szkole i
o tem jaki on wpływ wywierał na obniżenie naszego poziomu moralnego,
umysłowego i narodowego" (podkreśl.moje).
Otóż
to. W okresie PRL probolszewicka władza przeprowadzając rewolucję ustrojową
właśnie w duchu (zd-)radzieckiej ideologii marksistowsko-leninowskiej, wprowadziła
do nauk społecznych i humanistycznych blokadę (cenzurę) myśli pedagogiki Zachodu.
Naznaczano ją pejoratywnym mianem "burżuazyjnej", dehumanizującej, by
tym samym ukryć przed społeczeństwem własną, bolszewicką ortodoksję, której
celem była dewaluacja także polskiej myśli humanistycznej, tradycji, kultury i dokonań edukacji w okresie II
Rzeczpospolitej a tym samym uniemożliwienie Polakom dostępu do zachodnioeuropejskiej i
amerykańskiej demokracji.
Właśnie
dlatego podręczniki do dydaktyki zaczynały się od krytyki pedagogiki Jana
Fryderyka Herbarta, by wykazać, że polską edukację trzeba uwolnić od pruskiego
modelu kształcenia, od herbartyzmu. Współczesne studia historyczno-oświatowe
polskich pedagogów dowodzą niniejszego odwrócenia znaczeń, że przywołam tylko
znakomite rozprawy Andrzeja Murzyna ("Filozofia nauczania wychowującego
J.F. Herbarta, Kraków, 2010; "Johann Friedrich Herbart i jego miejsce w
kontekście pokantowskiej myśli idealistycznej", Kraków, 2004) i
Dariusza Stępkowskiego ("Pedagogika ogólna i religia. (Re)konstrukcja
zapomnianego wątku na podstawie teorii Johanna F. Herbarta i Friedricha D.E.
Schleiermachera", Warszawa, 2010).
Ówczesnej,
prosowieckiej władzy zależało na tym, by wyprzeć z nauki, z dyskursu
publicznego i kształcenia nauczycieli idealistyczną filozofię edukacji J.F.
Herbarta, J. Deweya, M. Montessori, G. Kerschensteinera itd., gdyż znakomicie nadawały się do przeciwstawienia ich jedynie słusznej i zatroskanej o człowieka jako najwyższą wartość dydaktyce materializmu.
Znakomicie
oddaje F. Gawroński klimat ówczesnej dla jego czasu edukacji, a widać, że wciąż obecnej pozostałości nie tyle herbartyzmu, gdyż ten u nas nie zaistniał
po 1948 roku, ale właśnie toksycznego sowietyzmu. On sam uczęszczał w Kijowie
do gimnazjum w roku 1855/1856 prowadzonego w duchu szkoły
"moskiewskiej" (w tym znaczeniu, że językiem wykładowym był język rosyjski), w której "wypaczano charaktery,
koszlawiono narodowość" (Gawroński, s.4). W związku z tym, że jego rodzice
mieszkali 200 km od Kijowa, musiał skorzystać z gimnazjalnej bursy ("vulgo kazarmy").
Historia
przeżycia tej szkoły powinna znaleźć się w zbiorze Schwarze Paedagogik ("czarnej
pedagogiki"), bowiem były to "(...) zakłady tresury, które Moskale nazywają
szkołą, dziecko może uchodzić za szczęśliwe jeśli tylko łzy traci"
(s.10). Szkoła była prowadzona na wzór paramilitarny, gdyż obowiązywała w
nim wojskowa dyscyplina, tresura, a w której - jak pisze autor wspomnień:
"O moralności mowy niebyło nigdy, bo ci najbliżsi nasi pedagogowie sami o
niej pojęcia nie mieli" (s. 11; podkreśl. moje).
To, że mamy pozostałości tej pseudopedagogicznej tresury, wynika z
analogicznych rozwiązań, jakie przetrwały do dzisiaj także wśród postaw i
dyrektyw części nauczycieli, dyrektorów szkół, kuratorów oświaty czy ministrów.
Oto kilka cytatów z powyższej rozprawy:
*
"Właściwie w szkole nie uczono - zadawano tylko lekcye "do domu"
i pytano "zadane". "(s.12); "Nauczyciel nieopowiadał, nie
ożywiał lekcyi ani jakiemś ciekawem oświetleniem, ani obrazem, stąd też cała
nauka była męczącem wykuwaniem faktów" (s.41);
*
"Ciało pedagogiczne i nauczycielskie możnaby śmiało nazwać ociężałem i
brzydkiem cielskiem, które z pedagogią tyle chyba wspólności miało, że
zaliczano je do ministerstwa oświaty" (s. 14); "(...) nie
posiadaliśmy ani dobrych podręczników, ani rozumnych nauczycieli, mających
pedagogiczne wykształcenie" (s. 35);
*
"Obsadzenie szkoły pod względem sił nauczycielskich było zawsze fatalne.
Większość nadawała się raczej na furmanów i stróżów niż na nauczycieli i
pedagogów. Szczególnie w niższych klasach dobór był niżej wszelkiej
krytyki" (s.41). "W sferze nauczycielskiej panowało pijaństwo,
nieuctwo, lenistwo, a po nad tem unosił się duch żołdackiej kazarmy. (...)
Wszystkie innowacye pedagogiczne uważali oni za "wydumki prazdnawo
człowieka" " (s. 59);
*
"(...) w pamięci utrwaliły się niektóre postacie tak
wstrętne, że bez obrzydzenia mówić o nich mogę, chociaż już lat czterdzieści od
tej chwili minęło" (tamże); "Byli tonie pedagogowie, nie przewodnicy
ale tyrani młodzieży, ludzie którzy byli zdolni z dziecka zrobić zbrodniarza,
rozwinąć w nim najgorsze instynkta, najwstrętniejsze wady, ale nie potrafili
nikogo naprowadzić na drogę właściwą. Obrzydzili naukę każdemu, a niebyli
zdolni zachęcić do niej żadnego, jeżeli się w nim chęć nie rozwinęła sama
lub nie była impulsem pozaszkolnym wywołaną" (s.15);
*
"(...) istniały w klasach tak zwane "czarne tablicy" - oprócz
zwykłej szkolnej - wiszące na ścianach, na których zapisywano za rozmaite
wielkie przewinienia. (...). W niższych klasach było po kilku, tak zwanych
starszych, (...) których obowiązkiem było przestrzegać porządku i spokoju w
klasie. W czasie nieobecności nauczyciela, zasiadali oni na katedrze i
zapisywali swawolników. Gdy profesor wchodził, zastawał na katedrze małą
karteczkę z napisem u góry: szumieli (swawolili, hałasowali), a
potem szły nazwiska. Profesor zapisywał ich do żurnalu, co wpływało na
notę z zachowania się, lub jeżeli przewinienie było większe - karcer i
rózgi" (s. 20-21).
Wprawdzie
dzisiaj nie ma już zgody na stosowanie wobec uczniów kar cielesnych, zamykanie ich
w karcerze, to jednak przetrwało donosicielstwo i zastraszanie uczniów. Powrócił model edukacji paramilitarnej w klasach mundurowych, w których
edukacja ma rozbudzić - jak w czasach Gawrońskiego - "(...) nietylko
rycerskiego ducha w młodzieży" (s. 30), ale także przeszczepić zarodki
karności, by wykształcić w nich "dzielnych i sprężystych
urzędników" (tamże).
Uczniom podobałe się wówczas zajęcia z kultury fizycznej, zajęcia techniczne, z
rzemiosła, tańca, zajęcia na świeżym powietrzu, wycieczki itp., a więc takie,
które uczyły pożytecznych na co dzień umiejętności. Kluczowy był jednak w tego typu
edukacji nadzór, kontrola, karanie i nagradzanie uczniów.
Gawroński nie oszczędził w swojej krytyce rówieśników, którzy w szkole skrycie popijali gorzałę, a po lekcjach organizowali libacje. "Owoce "zakazane" były wprawdzie surowo kontrolowane, ale mimo to przedostawały się do nas często" (s. 73). W 2023 roku czytamy o uczniach ostatnich klas szkół podstawowych i szkół ponadpodstawowych, którzy przynoszą do szkoły alkohol i palą elektroniczne papierosy.
Niektórzy jednak Polacy i Ukraińcy katolickiego wyznania
byli zsyłani na Sybir za swoje oglądy i opór wobec rosyjskiej władzy
oświatowej. Rozwijał się ruch oporu. Nie trwało to jednak zbyt długo:
"(...)
my czuliśmy się wciągnięci w to koło wielkiego ruchu narodowego, które
miało prysnąć niezadługo. Prysnęło też, mocno dotknąwszy całe społeczeństwo
ukraińskie, i naród, ale nie wyżarło jeszcze z duszy ani wiary w lepszą
przyszłość, ani nadziei, chyba u rozmaitych pokurczów narodowych.
Przygotowywaliśmy się po maleńku do jakichś wielkich wypadków, których
doniosłości żaden z nas ocenić nie umiał" (s. 89).
Jakże
aktualna jest myśl Gawrońskiego, która oddaje ducha obecnej także walki
ukraińskiego narodu z rosyjskim agresorem: "Stokroć mniejsze są straty
narodowe, gdy są następstwem niemożliwej walki o wielkie idee i ideały, niż
wówczas, gdy narody zrzekają się swoich praw dla spokojnego przeżuwania chleba,
podanego ręką wrogów" (s. 90).
To
nie idea Machiavellego wspomaga rządzących do walki o władzę w państwie czy
oświacie za pomocą dzielenia społeczeństwa na przeciwstawne sobie grupy. Jak
pisze autor niniejszej książki: "Pracę nad rozsadzaniem narodowego ciała
polskiego i dzieleniem jego na rozmaite części składowe rozpoczęli dopiero
Moskale, używszy za narzędzie do tego religii i polityki. Dla uwydatnienia
rozmaitych odrębności stworzyli, sobie własny klin - nienawiść i posługiwali
się nim według potrzeby"(s. 90).
Wystarczy
dać niektórym przywileje, by ogarnęły one ludzi małego ducha i charakteru, a
następstwem tego była "(...) demoralizacya ducha i przekonań narodowych i
politycznych. Wczorajsi patryoci zapierali się jak Piotr Chrystusa własnej
narodowości i dziejów i szli nieświadomie na służbę politycznej idei rządu
rosyjskiego" (tamże). Niektórzy zdrajcy żyli w ciągłej rozterce ze sobą,
pili aż w końcu stawali się pijakami, by gorzałką zagłuszyć wyrzuty sumienia
(s. 92).