O pedagogice alternatywnej można mówić wówczas, gdy
istnieje wybór między co najmniej dwiema możliwościami w sferze szeroko
rozumianego wychowania czy kształcenia. Innymi słowy, pedagogika alternatywna
to pedagogika co najmniej dwuwariantowa, niekoniecznie sprowadzona do
jednoznacznych i wykluczających się wzajemnie przeciwieństw edukacyjnych typu
"albo to – albo tamto", gdyż może to być pedagogika stwarzająca wybór
pomiędzy rożnymi, nie wykluczającymi się ofertami, istniejącymi obok siebie i
niezależnie od siebie. Miano alternatywności przypisuje się określonemu już
niestandardowemu wobec form dominujących w danym społeczeństwie czy w danej
instytucji rozwiązaniu pedagogicznemu (teoretycznemu, ideowemu i/lub
praktycznemu), które cechuje jakaś odmienność w stosunku do pozostałych teorii
czy praktyk edukacyjnych.
Żadna z pedagogii sama w sobie nie jest alternatywna
dopóty, dopóki przez kogoś lub przez coś (np. kontekst polityczny,
społeczno-prawny, dydaktyczny itp.) nie zostanie jako taka właśnie przeciwstawiona innym
praktykom czy teoriom. Najczęściej ten typ pedagogiki realizowany jest w formie
instytucjonalnej, a więc w formie kształcenia, wychowania czy opieki
zorganizowanej przez określoną instytucję, stowarzyszenie lub związek
wyznaniowy, a znacznie rzadziej przez osobę, w formie inicjatywy indywidualnej.
Naturalnie, edukacja domowa jest klasycznym przykładem
rozwiązania alternatywnego w obszarze edukacji, a ściślej stanowi odmienną,
alternatywną właśnie formę realizacji obowiązku szkolnego, której „organem
prowadzącym” są rodzice lub prawni opiekunowie dziecka w wieku szkolnym, zaś
dla której organem nadzorującym staje się oprócz w/w rodziców także dyrektor
szkoły rejonowej lub szkoły mającej w swoim rejestrze dziecko realizujące w tej
formie obowiązek szkolny.
Edukacja domowa bazuje m.in. na: zastąpieniu
specjalistycznego wykształcenia rodziców, jako organizatorów procesu uczenia
się, silną więzią emocjonalną z dzieckiem, naturalnym rozpoznaniu jego
możliwości rozwojowych, zainteresowań i potrzeb edukacyjnych, udostępnieniu
interaktywnych źródeł zdobywania wiedzy (media, Internet), położeniu silnego
nacisku na samokształcenie i samodyscyplinę, wzmocnieniu poczucia własnej
wartości dziecka, podmiotowemu podejściu do niego i na dwukierunkowej
komunikacji.
Czy sytuacja, w której rodzice, może nawet bez
wykształcenia pedagogicznego, czy dyplomu studiów wyższych będą sami uczyć
własne dzieci powoduje jakieś zagrożenia? Wykształcenie rodziców czy prawnych
opiekunów dziecka nie jest bezpośrednim czynnikiem zagrażającym realizacji w
edukacji domowej powyższego obowiązku. W tej formie kształcić własne dzieci
mogą także rodzice mający nawet podstawowe wykształcenie. Poziom wykształcenia
rodziców nie może być czynnikiem rozstrzygającym o ich prawie do zabezpieczenia
edukacji własnemu dziecku, a tym bardziej już nie można żądać od rodziców
posiadania kwalifikacji pedagogicznych czy nauczycielskich.
Istotą tej
formy edukacji jest właśnie poszanowanie naturalnych praw rodziców do
właściwego zatroszczenia się o własne dzieci, a to oznacza niekoniecznie z
własnym jedynie udziałem. Tacy rodzice mogą przecież angażować w tę edukację innych
nieprofesjonalnych czy profesjonalnych nauczycieli. Najważniejsze jest to, by
dziecko mogło uzyskać wiedzę i umiejętności, dzięki którym będzie mogło
kontynuować własną edukację w dowolnym czasie i w dowolnym typie instytucji
edukacyjnych. To, kto się przyczyni do ich pozyskania musi być całkowicie
pozostawione decyzyjności rodziców. To rodzice są pierwszymi i jedynymi
naturalnymi „właścicielami” praw ich dziecka do rozwoju, w tym do
edukacji.
Jestem zwolennikiem
regulowania procesu weryfikującego osiągnięcia edukacyjne dziecka zgodnie z
istniejącym w powszechnej edukacji rytmem systemowego diagnozowania wiedzy i umiejętności uczniów, a więc po etapie
trzyletniego cyklu kształcenia zintegrowanego (PIRLS), na poziomie sprawdzianu po
szkole podstawowej (egzamin ósmoklasisty) i w ramach egzaminu maturalnego. Wprowadzone w naszym kraju egzaminy zewnętrzne są najlepszym gwarantem niezależnego i kompetentnego
potwierdzenia sprawności edukacyjnej dzieci i młodzieży uczącej się w domu.
W edukacji domowej rodzice mogliby sami decydować, w którym momencie ich
dziecko miałoby przystąpić do powyższych egzaminów. Ta forma edukacji stwarza
najkorzystniejsze warunki do indywidualizacji, a tym samym i wcześniejszego
nawet wywiązania się ucznia z obowiązujących go na danym poziomie standardów
wykształcenia.
Czy edukacja powinna być w ogóle objęta obowiązkiem
szkolnym? Zależy, jak rozumianym obowiązkiem. W moim przekonaniu korzystne
jest, gdy ten obowiązek dotyczy państwa, a nie jego obywateli, tak jak ma to
miejsce w Danii. Wówczas to władze publiczne są zobowiązane do stworzenia jak
najkorzystniejszych warunków, rozwiązań do uczenia się przez dzieci i młodzież,
zaś obywatele mogą egzekwować jakość usług, które są przecież finansowane z ich
podatków. Gdyby obowiązek edukacyjny spoczywał na władzy, to rodzice wraz ze
swoimi pociechami mogliby sami decydować, kiedy, w jakim okresie życia nie tyle
organizować mu edukację, gdyż ta rozpoczyna się już wraz z przyjściem na świat,
ale w jakim momencie zgłaszać dziecko do egzaminu zewnętrznego.
W Polsce nie jest potrzebne Ministerstwo Edukacji. W
latach osiemdziesiątych Partia Republikańska postulowała zniesienie
Departamentu Edukacji na szczeblu federalnym. Jest potrzebna instytucja
profesjonalistów, menedżerów i prawników oświatowych znakomicie lobbująca
na rzecz właściwych rozwiązań prawnych w i dla edukacji oraz zarządzająca
środkami publicznymi. Natomiast nie jest potrzebna „czapa ideologiczna”, w
skład której wchodzi kilkudziesięciu urzędników dublujących role regionalnego
nadzoru pedagogicznego, a troszczących się o wpływy światopoglądowe partii
politycznych, które wyniosły ich do tych stanowisk.
Nie jest zatem potrzebne
ministerstwo edukacji rozumiane jako nadzór ideologiczno-polityczny. Jak oceniam
realne korzystanie rodziców z dwóch praw konstytucyjnych, a więc z prawa do
wychowania dziecka zgodnie z własnymi przekonaniami, z uwzględnieniem wolności
jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania oraz z prawa wolności wyboru
rodziców szkół innych niż publiczne?
Jeśli chodzi o prawo rodziców do wychowania dziecka zgodnie z własnymi
przekonaniami, z uwzględnieniem wolności jego sumienia i wyznania oraz jego
przekonania, to jest ono w Polsce respektowane przez sam fakt, że istnieją
alternatywne formy i modele alternatywnego kształcenia. W szkolnictwie
publicznym prawo to jest jednak łamane adekwatnie do wprowadzanej przez
zmieniającą się po każdych wyborach parlamentarnych władzą w resorcie edukacji,
a tym samym także w nadzorze terenowym (wymiana kuratorów oświaty) w wyniku
narzucanej nauczycielom poprawności politycznej.
Natomiast prawo wolności
wyboru przez rodziców szkół innych niż publiczne jest w naszym kraju w pełni
respektowane. Jedyny problem to woluntaryzm niektórych dyrektorów szkół
pozbawiający prawa rodziców do edukacji domowej.
W okresie ponad trzech dekad transformacji ustrojowej liczba dzieci korzystających z edukacji domowej wzrosła z 2 tysięcy do co najmniej 60 tysięcy. Czyżby był to znak czasów?