01 czerwca 2022

Listy do hejterów

 


Hejt rozlewa się w naszym równoległym życiu, a więc w sieci i to bez względu na to, kto jest jego adresatem oraz czy słuszna jest krytyka wobec danej osoby czy grupy społecznej. Ta forma krytyki ma swoje rzadko pozytywne, a najczęściej negatywne przejawy i skutki. 

"Pozytywne" skutki mogą być wówczas, gdy ktoś wyraża swoją złość, wściekłość, poczucie bezradności wobec czyjejś agresji i przemocy, która jest tolerowana, ukrywana itp. Być może ujawnienie zdarzeń z czyimś udziałem w sieci skieruje wzrok czytelników na powody tego stanu rzeczy i ich sprawcę/sprawców.  Zapewne nigdy byśmy się o nim/niej/nich nie dowiedzieli, gdyby właśnie nie ów atak/hejt na zdarzenie z udziałem kogoś, kto zachował się podle, niegodnie, nieuczciwie. Jednak każda forma obraźliwych określeń jest nie do zaakceptowania, jeśli ma spersonalizowany charakter.   

Hejt jako forma agresji słownej czy/i obrazowej jest czymś jednoznacznie negatywnym, jeśli ma na celu zranienie osoby, która w żadnej mierze nie zasługuje ani na tę przemoc, ani na jakąkolwiek inną formę negacji jej jako osoby. Tym bardziej, gdy nie ma ona nic wspólnego z przypisywaniem jej niewłaściwych postaw czy zachowań. 

Tymczasem w ostatnich dniach mieliśmy w sieci klasyczny przykład na hejtowanie osób tylko dlatego, że albo mają określony wiek życia (ageizm), albo pochwaliły się inicjacją do określonej roli/misji  społecznej. 

Pierwszym przypadkiem jest hejt w mediach publicznych, którego autorami są także dziennikarze, a dotyczy on faktu podjęcia pracy w szkole przez emerytowaną nauczycielkę, która ma już 82 lata. Nikt nie był na jej zajęciach, nie pozyskał o prowadzonych przez nią lekcjach żadnego komentarza czy opinii ze strony uczniów. 

Jednak zaatakowano tę nauczycielkę w komentarzach, bo znakomicie wpisuje się jej obecność w szkole w okazję do krytyki ministra edukacji i nauki. Fatalna polityka oświatowa, permanentne utrzymywanie nauczycielstwa w stanie najniższych płac w kraju i w Europie sprawia, że gotowość ratunkowego włączenia się do pomocy dyrektorom szkół emerytowanych nauczycieli natychmiast spotyka się z hejtem, niezgodą, dezakceptacją. Nie ona jest w istocie przedmiotem hejtu, chociaż to ona musi go odnieść do siebie. 

Przypomnę fragment Listu do Nauczyciela, którego autorką jest Maria Grzegorzewska. Niech będzie on formą opinii w obronie NAUCZYCIELKI, która oby nie zrezygnowała z pracy na skutek prasowego hejtu: 

Kolego, chcę dzisiaj pomówić z Tobą o tym, co może już sam zaobserwowałeś w życiu i uświadomiłeś sobie, bez żadnego zresztą zapewne zdziwienia. Prawda to  bowiem stara, dawno stwierdzona, wiecznie jednak żywa. Prawda, że wyniki każdej pracy w dużej mierze zależą od tego, kto ją wykonał i  kim on jest jako człowiek, jaki jest jego stosunek do innego człowieka, czy interesuje go dola i los innych ludzi, czy chce im dopomóc, czy wpatrzony jest tylko w swój własny los i jego bieg? 

Słowem, jaki to jest człowiek, jaka jest jego wartość wewnętrzna, jaką ma postawę w stosunku do ludzi, życia i pracy. Prawda to bowiem wiecznie żywa, że poza przygotowaniem zawodowym człowieka, poza jego wykształceniem najistotniejszą, najbardziej podstawową i decydującą wartością w jego pracy jest jego Człowieczeństwo.          

Drugim przypadkiem jest wyświęcenie w ubiegłym tygodniu księży, którzy podjęli się w niezwykle trudnym czasie dla polskiego Kościoła katolickiego i ich samych wyzwania, by swoją służbą w wierze, bliźnim i Bogu potwierdzić, że nie mają oni nic wspólnego z przypisywaniem im niepopełnionych czynów. W odróżnieniu od emerytowanej nauczycielki jeden z wyświęconych księży opublikował w sieci swoją opinię na temat hejtu, który go niesprawiedliwie a boleśnie dotknął. Przedrukowuję, bo warto dać ostrzeżenie wszystkim tym, którzy z satysfakcją włączali się do hejtowania "Bogu ducha" winnych osób:

Jestem księdzem. Nic Ci nie zrobiłem

Jestem księdzem od kilku godzin. Tyle lat czekałem na ten moment, kiedy będę mógł założyć ornat i odprawić pierwszą mszę św. To tak jak dla Ciebie ślub. Przypomnij sobie ten moment – wyobrażałeś go sobie setki razy: jak będziecie wyglądać, jak będziesz mówił swojej żonie „i nie opuszczę Cię aż do śmierci”, jak planowałeś wesele. Albo to wszystko jeszcze przed Tobą. Mówisz „najpiękniejszy dzień w życiu”.

Ale w moim „najpiękniejszym dniu” napisałeś pod zdjęciem z moich święceń: „kolejne pokolenie pedofili i nierobów”. Nazwałeś mnie pedofilem, chociaż brzydzę się tą zbrodnią tak samo jak Ty. Twierdzisz, że zostałem księdzem, aby dostatnio żyć i nic nie robić, chociaż nawet nie wiesz, jak mam na imię.

Wieczorem, po dniu pełnym radości, że w końcu zostałem księdzem, spojrzałem w telefon, żeby odpowiedzieć na życzenia i gratulacje. Przejrzałem też Facebooka. I trafiłem na Twój wpis. Trafił we mnie piorun. Co ja Ci zrobiłem?

Wiem. Powiesz, że wstąpiłem do mafii, w której tuszowało się pedofilię, więc należało mi się. Ale ja nie mam z tymi zbrodniami nic wspólnego. Dopiero co zostałem księdzem, bo chcę żyć dla ludzi i Boga.

Wyobraź sobie, że ktoś wstawił zdjęcie z Twojego ślubu. Ja – gdy jeszcze trwa Twoje wesele – piszę pod zdjęciem: „Taki piękny ślub. Szkoda, że ją będzie zdradzał i wcale jej nie kocha”. Albo pod zdjęciem Twoich dzieci na FB napiszę: „Tatuś nigdy was nie chciał. Urodziłyście się, bo mamusia chciała mieć dzieci”. Przecież są tacy faceci, którzy zdradzają swoje żony i wcale nie chcieli dzieci…

Czytam też inne komentarze. Ktoś napisał „Pedały”. Jeszcze ktoś inny pyta „Czy zostali wysterylizowani, zanim pójdą do ludzi?”. Nie jesteś sam w tym hejcie. Są inni. To ja jestem w tym wszystkim sam.

Bo co mam zrobić? Nie zostać księdzem, bo Ty masz gorszy tydzień?

Jesteś hejterem.

Powtórzę to jeszcze raz: Jesteś tchórzliwym hejterem.

Zaatakowałeś mnie, chociaż nic Ci nie zrobiłem, a moją jedyną winą jest to, że jestem od kilku godzin księdzem. Wybrałem niełatwą drogę kapłaństwa. Postaram się na niej żyć uczciwie, chociaż pewnie czasem upadnę, bo jestem tylko człowiekiem. Ale miałem odwagę zostać księdzem w czasach, w których mówisz „ksiądz”, a myślisz „pedofil”. Miałem odwagę. Ty byś ją miał?

Jeśli twierdzisz, że księża żyją dostatnio, a Ty musisz ciężko pracować, to czemu sam nim nie zostałeś? Chętnie bym Ci wytłumaczył, że to nieprawda, że nie płacimy podatków. Ale nie będziesz słuchał…

Powiedziałbym Ci też chętnie, że to nieprawda, że każdy z nas zna jakiegoś księdza pedofila, którego ukrywa środowisko, bo to nasz kumpel. Ale nie będziesz słuchał…

Opowiedziałbym Ci też, że miałem ojca alkoholika i pochodzę z biednej rodziny. Wiem, co to ciężka praca, strach o jutro, choroba ojca. Wiem, co to bieda. Ale nie będziesz słuchał…

I na koniec powiedziałbym Ci, że bardzo zraniłeś mnie dzisiaj. Bo nie jestem inny niż Ty. Serio, jestem normalnym człowiekiem. Może nawet nieco bardziej wrażliwym na świat – dlatego przyciągnęła mnie taka droga powołania. Ale nie będziesz słuchał…

Wiesz, dlaczego napisałem, że nie będziesz słuchał? Bo tu nie chodzi o dyskusję na argumenty. Przecież to jasne. Chodzi o to, co masz w sercu.

Nie jesteś złym człowiekiem. Tak jak ja nie jestem pedofilem i złodziejem. Jesteś hejterem. A w zasadzie byłeś nim przez chwilę. Bo miałeś gorszy moment. Bo widok księdza przywołał jakieś zranienia. Albo po prostu nie chodzisz do kościoła, może żyjesz w grzechu i mój widok jest dla Ciebie tym samym, czym dla przestępcy widok policjanta. On krzyknie „J*bać policję”, a Ty napisałeś „Ksiądz pedofil”. Jest Ci lżej?

I jako świeżo upieczony ksiądz powinienem teraz napisać, że będę się za Ciebie modlił. Ale napiszę Ci coś innego… Dzieli Cię jedna decyzja, jeden „Enter” od tego, czy jesteś hejterem czy nie. Zrobisz, jak uważasz. Na dole masz miejsce na komentarz.

Ja chcę być dobrym księdzem. Z hejtem będzie mi trudniej. Może kiedyś przyjdą chwile zwątpienia. Może nawet kryzys. Ciebie to nie będzie obchodzić, bo nawet nie będziesz mnie pamiętać. Ale będą następni i następni. I kolejni.

Jasne, że mógłbym tu napisać, że spotkamy się kiedyś, bo przyjdziesz „po księdza” dla Twojej umierającej mamy albo żony. I że wtedy się policzymy. Ale nie – nie policzymy się. Ja wtedy pojadę z Tobą i przygotuję na odejście najbliższą Ci osobę. Nawet słowa Ci nie powiem. Obiecuję.

Jezus, dla którego miałem odwagę wstąpić na tę drogę zapowiedział, że „skoro Mnie prześladowali, to i was prześladować będą”. Więc w sumie na to się nastawiam. Dostanę jeszcze wiele ciosów. Może jeden z nich zmiecie mnie z planszy. Oby nie. Jesteś pewny, że znów chcesz uderzyć?

Z Bogiem!

Ksiądz.
Też człowiek.

 

               ****  

Prowadzę blog od 2007 roku. Pierwsze dwa lata zostały wyłączone z przestrzeni internetowej, gdyż był to okres, w którym pozwoliłem czytelnikom na swobodne publikowanie komentarzy. Od tamtego czasu moderuję komentarze lub całkowicie je wyłączam. To jest mój opór na hejt bez względu na to, jakimi intencjami kierowali się jego autorzy. 

  

31 maja 2022

Nadzwyczajny Kongres „W Trosce o Edukację”



Środowisko pedagogów akademickich i zaangażowanych w oddolne reformy szkolne nauczycieli przygotowuje się do Nadzwyczajnego Kongresu „W Trosce o Edukację”, który odbędzie się 2 lipca 2022 roku w Centrum Konferencyjno-Szkoleniowym Fundacji Nowe Horyzonty w Warszawie, przy ulicy Bobrowieckiej 9

Nadzwyczajny Kongres „W Trosce o Edukację” jest zaplanowany jako spotkanie interwencyjne, którego organizatorzy wraz z zainteresowanymi debatą uczestnikami mają zamiar zaproponować zmiany w polskiej edukacji i szkole. Kierują zatem swoje zaproszenie do wszystkich środowisk zaangażowanych w szeroko pojmowaną edukację, w szkolnictwo, opiekę i wsparcie młodych pokoleń. 

 

Zaproszenie do udziału w Kongresie jest skierowane do nauczycielek i nauczycieli, kadry kierowniczej, rodziców, uczniów i uczennic, środowiska akademickich pedagogów, stowarzyszeń, fundacji i stowarzyszeń oświatowych. 

 

I. Akademickie podmioty współtworzące powyższe wydarzenie:

 

* Oddział Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego w Dąbrowie Górniczej - Akademia WSB, 

* Oddział Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego w Zielonej Górze  i w Opolu - Uniwersytet Zielonogórski oraz Uniwersytet Opolski, 

 

II. Ruch społeczny (organizacje i osoby działające na rzecz zmian w polskiej szkole): 

 

* Obywatele dla Edukacji, 

* Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty, 

* Fundacja Ja, Nauczyciel'ka, 

* Sekcja i Zespół Pedagogiki Krytycznej KNP PAN. 

 

Na stronie Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej są opublikowane informacje o panelach tematycznych,  o zaproszonych osobach referujących oraz formularz rejestracyjny.  

Zwołanie nadzwyczajnego kongresu nie oznacza, że wcześniej odbyły się zwyczajne kongresy. Jak sądzę, istotą jest tu szczególny rodzaj niepokoju o polską oświatę, stąd nadzwyczajny charakter powyższego spotkania.    

30 maja 2022

Kogo obchodzi nauczycielskie dobro?

 


Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze.  Tak długo, jak długo będzie traktować się w Polsce sferę oświatową jako przedmiot walki politycznej między partiami politycznymi (władza vs opozycja) oraz między związkami zawodowymi, tak długo polskie szkolnictwo nie wyjdzie z głębokiej zapaści. Ta zaś ma wymiar kadrowy i dydaktyczny. 

Każdy z ministrów edukacji - z wyjątkiem dwóch pierwszych, których oddzieliłem od pozostałych (H. Samsonowicz i R. Głebocki) -  traktował oświatę szkolną i pozaszkolną jako polityczną zdobycz, dzięki której można będzie realizować własne, bo partyjne interesy. 

Od kierownictwa śp. Andrzeja Stelmachowskiego po kolejnych ministrów edukacji utrzymywano kadry nauczycielskie w permanentnym szachu finansowym. W sferze budżetowej nie chciano dopuścić do tego, by NAUCZYCIELE jako edukatorzy przyszłych elit społecznych, państwowych, zawodowych mogli zarabiać godnie i zgodnie z własną profesją. W końcu na kształceniu i medycynie zna się każdy, więc niby dlaczego mieliby zarabiać więcej niż policjant, związkowiec ZNP i Solidarności, poseł, senator, strażak, pielęgniarka, żołnierz, urzędnik, itd., itp.?        

Nauczyciel ma być posłusznym wykonawcą dyrektyw władzy, a jak mu się nie podoba, to wolna droga do...  kasy w hipermarkecie czy - jeśli ma odpowiednie kwalifikacje rynkowe - do własnego biznesu lub pracy w korporacji.  Jeszcze długo nie będziemy mieli edukacji na poziomie Finlandii, ani Singapuru czy Francji. Trudno zatem, by szkolnictwo wyższe pozyskiwało przyszłych/potencjalnych Noblistów, bo tym zapewniają adekwatne wykształcenie poza granicami kraju ich rodzice. 

Elity polityczne dbają o elitaryzm kształcenia własnych dzieci, a nie polskich dzieci. Kogo obchodzi w takim systemie   DOBRO DZIECKA? Kogo obchodzi DOBRO NAUCZYCIELA? Związkowców? nie rozśmieszajcie mnie taką tezą. Oni traktują swoje role jako trampolinę do świetnie finansowanych (jawnie i pod stołem) karier politycznych w kraju i w Unii Europejskiej. Podobnie ministrowie troszczą się o własny sukces partyjny, bo tylko w ten sposób mogą zapewnić SOBIE godne życie. 




Ciężko pracują? Tak. Nie stoją w klasie przed uczniami czy w sali dydaktycznej przed studentami, nie muszą zabiegać o awans zawodowy czy naukowy, bo są ponad wszelkimi wymaganiami pracy zawodowej, w ramach której albo powinni coś wytwarzać, albo komuś służyć swoimi kompetencjami. Teraz nie muszą. Służbowy kierowca zawiezie ich, członków ich rodzin na zakupy, na spotkanie partyjne, poselskie, wyborcze, na posiedzenie gremium, które i tak nic nie znaczy, bo przecież i tak zrealizują to, co wynika z programu partii, a rzekome konsultacje mają być przykrywką dla pozoranctwa. 

Środków budżetowych musi starczyć dla polityków, wszystkich tych kadr, które zapewnią im trwanie u władzy lub jej odzyskanie. A NAUCZYCIELE? Niech narzekają, niech się angażują, niech wyczerpują własne siły, zdrowie i domowy kapitał, by nie czuć się upokorzonymi w relacjach z uczniami, ich rodzicami, środowiskiem lokalnym. Już przyzwyczaili się do postrzegania ich z politowaniem, za którym kryje się Schadenfreude tych, którym powiodło się w życiu, bo nie zostali nauczycielami. Duża część społeczeństwa cieszy się, kiedy nauczycielom jest gorzej, bo wielu w szkole także doświadczało upokorzeń. 



Szkoła wciąż jest jak zakład karny (panoptykon), w którego celach lekcyjnych zamyka się dzieci na 45 minutowe lekcje. Sfrustrowani nauczyciele w gorsecie władztwa zakładowego mogą co najwyżej odegrać monodram, który części z nich ma także sprawić radość i satysfakcję, ale części dać okazję do odegrania się na dzieciach czy młodzieży za własny los. "Czarna pedagogika" jest wszędzie - w domu, w szkole, ale i w sali sejmowej, kiedy możemy obejrzeć, jak bawią się ludzkim losem posłowie różnych partii. 

My już nawet kształcimy przyszłych nauczycieli w warunkach więziennopoobnych. Jak widzę sale dydaktyczne już nawet nie z lustrem weneckim w ścianie, ale z typową dla korporacyjnych budynków szybką do podglądu, to myślę sobie, że jeszcze dłuuuuugo nie wyjdziemy z totalitarnej pedagogii w polityce oświatowej, kadrowej, architektonicznej i dydaktycznej. W końcu ktoś i coś dba o to, by nauczyciele nie byli godnie wynagradzani, bo jeszcze nie daj Boże sami najlepsi absolwenci studiów wyższych garnęliby się do tej pracy. A tak, to mamy już tysiące niedoborów kadrowych na rynku pracy.



Ci, co zdecydowali się przejść na emeryturę, wrócą, jak tylko zobaczą, że ta nie pozwoli im na godne cieszenie się "złotą jesienią" życia. Dorobią do emerytury. Ministrowie, nomenklatura związkowa nie muszą dorabiać. Oni sami zadbają o siebie dzięki naszym podatkom. W końcu nauczycielski prekariat nie może być obciążeniem dla interesów partii władzy.          

Przed prawie stu laty Jan Władysław Dawid pisał: 

W żadnym zawodzie człowiek nie ma tak wielkiego znaczenia, jak w zawodzie nauczycielskim. Architekt może być złym człowiekiem i zbudować dom ładny i wygodny; inżynier, który przebił tunele, przeprowadził wielkie drogi, pobudował mosty – mógł być człowiekiem lichym. Już mniej jest to możliwe u lekarza; zapewne nie chciałby nikt leczyć się u takiego, o którym wiedziałby na pewno, że jest złym człowiekiem. A już nauczyciel – zły człowiek jest sprzecznością w samym określeniu, niemożliwością. Nauczyciel taki może tego lub innego czasem nauczyć, rzeczy oderwanych, przypadkowych, ale pozostanie dla ucznia kimś obcym, w jego życiu żadnego wpływu nie odegra.


 


29 maja 2022

Toksyczna polityka ministrów edukacji

 



Czy sprawujący władzę politycy mogą nie przestrzegać Konstytucji III RP? Mogą, bo już poseł PO Stefan Niesiołowski wykrzykiwał do ówczesnej opozycji (PiS) w okresie rządów PO/PSL (2007-2015), że jak zdobędzie władzę, to będzie mogła robić, co tylko zechce. Były profesor Uniwersytetu Łódzkiego, z zarzutami prokuratorskimi, o których wciąż jest dziwnie cicho, zachęcał swoją arogancją do tego, czego doświadczamy przez kolejne lata rządów. 

Odnoszę się tylko i wyłącznie do kwestii polityki oświatowej, bo o innych sferach życia publicznego niech mówią i piszą specjaliści, którzy są ekspertami np. od prawa (praworządności, systemu sprawiedliwości, bezpieczeństwa itp.), gospodarki, służby zdrowia, samorządności terytorialnej, kultury, pomocy socjalnej czy obronności. 

Polityka oświatowa jest w totalnym rozkładzie od 1993 roku, a od przyjęcia nowej Konstytucji w 1997 roku w widocznym zakresie, a więc mój wpis ma historyczno-problemowy charakter. O tym, jak miało być i jak powinno dziać się w polskiej oświacie publicznej pisali eksperci różnych dyscyplin i dziedzin nauki, ale sprawujący władzę od tego czasu politycy rządzących partii cynicznie łamali i nadal łamią kod moralny oraz zobowiązania wobec polskiego społeczeństwa! Kilka tez, które znajdują swoje potwierdzenie w badaniach naukowych: 

EDUKACJA W III RP NIE JEST DOBREM OGÓLNOSPOŁECZNYM.         

MINISTROWIE EDUKACJI REALIZUJĄ TYLKO i WYŁĄCZNIE INTERESY PARTII WŁADZY - IDEOLOGICZNE/POLITYCZNE, KADROWE, PROPAGANDOWE itp.

ODRWACANIE UWAGI OPINII PUBLICZNEJ OD POZORÓW REFORM VIA KONCENTROWANIE INFORMACJI I ŚRODKÓW W ZAKRESIE ODGÓRNYCH REFORM NA KWESTIACH TECHNOLOGICZNYCH np. cyfryzacja, szafki/tornistry, monitoring, odżywianie itp. 

SZKOLNICTWO BYŁO I JEST USTAWICZNIE NIEDOFINANSOWANE, BY MOŻNA BYŁO MAMIĆ SPOŁECZEŃSTWO OBIETNICAMI POPRAWY. 

TRAKTOWANIE FUNKCJI MINISTRA, WICEMINISTRA JAKO TRAMPOLINY DO OSOBISTEJ KARIERY POLITYCZNEJ.

UTRZYMYWANIE SCHIZOFRENICZNEJ - PATOLOGICZNEJ STRUKTURY ZARZĄDZANIA SZKOLNICTWEM (ORGANY PROWADZĄCE vs ORGANY NADZORU PEDAGOGICZNEGO); 

POŁOWICZNOŚĆ SAMORZĄDNOŚCI USTROJOWEJ SZKOLNICTWA PUBLICZNEGO I POZORANCTWO SAMORZĄDNOŚCI WEWNĄTRZSZKOLNEJ. 

NISZCZENIE ŚRODOWISKOWEJ, LOKALNEJ FUNKCJI EDUKACJI SZKOLNEJ.   

NAUCZYCIELE KSZTAŁCĄCY TAKŻE ELITY SPOŁECZEŃSTWA POLSKIEGO SĄ DEPRECJONAWANI FINANSOWO (PROLETARYZACJA) I POZBAWIANI JAKO PROFESJONALIŚCI INNOWACYJNOŚCI ORAZ PRAWA DO REFORMOWANIA EDUKACJI W RAMACH SWOICH PRZEDMIOTÓW.      

UTRZYMYWANIE RODZICÓW W NIEŚWIADOMOŚCI POTENCJALNEGO USPOŁECZNIENIA EDUKACJI SZKOLNEJ I ICH PARTYCYPACJI W PROCESIE SPOŁECZNO-WYCHOWAWCZYM ICH DZIECI. 

UWSTECZNIENIE  ROZWOJU DYDAKTYKI SZKOLNEJ PARTYJNYMI OGRANICZENIAMI WŁADZ MEN/MEiN

ZERWANIE WIĘZI Z NAUKĄ DLA REALIZOWANIA CELÓW POPULISTYCZNYCH I TOKSYCZNYCH DLA JAKOŚCI KSZTAŁCENIA ORAZ WYCHOWANIA MŁODYCH POKOLEŃ.     

 

28 maja 2022

FINO, czyli niepubliczna szkoła przyszłości w teraźniejszości

 



W trakcie Kolokwia Witeloniana, które odbyły się w Collegium Witelona Uczelni Państwowej w Legnicy, mogliśmy zapoznać się z prezentacją prawniczki mgr Magdy Lipińskiej z Autorskiej Szkoły Podstawowej "Fino" w Legnicy. Jak się okazuje, twórcze, innowacyjne podejście do edukacji jest możliwe przede wszystkim w przestrzeni niepublicznej, bo sprawujący władzę oświatową nie życzą sobie tego, by w szkołach publicznych nauczyciele byli autorami niezależnych, twórczych rozwiązań dydaktyczno-wychowawczych. 

Miło było zatem posłuchać referat o tym, jak może realizować swoje marzenia ktoś, kto ma wizję, pomysł na zupełnie inną, humanistyczną edukację. Nadal wielu nauczycieli zastanawia się nad tym, co zrobić, żeby uczęszczające do szkoły dzieci nie miały traumatycznych przeżyć oraz by miejsce codziennego uczenia się było dla nich przestrzenią radości, budzącą zaciekawienie, odkrywającą ich potencjał rozwojowy i zaspokajającą ich potrzeby oraz zainteresowania.  


Oczywiste jest, że współtworzona z rodzicami szkoła będzie kontynuować postawy szacunku i miłości wobec każdego ucznia, by doświadczało w niej tego, czego nie może mu już zapewnić dom rodzinny. Rodzice muszą być spokojni, a zarazem przeświadczeni o tym, że oddając dziecko pod opiekę nauczycieli, mogą im zaufać i być wdzięczni za wsparcie rozwoju ich dziecka. 

Jak mówiła metaforycznie M. Lipińska - nie można mieć głów w chmurach a nogi utaplane w błocie, a więc w systemie, w którym sami zostaliśmy uformowani, wyrośliśmy z niego. Tworząc zatem szkołę niesystemową - uczniowie, ich rodzice i nauczycielska kadra zapewne wnoszą to "błoto" złej pamięci o szkole państwowej (publicznej) do środka także tej nowej placówki. Nie jest tak, że jak stworzymy szkołę niesystemową, nowoczesną, szkołę własnych marzeń, to otrzymamy inne dzieci, innych rodziców i nauczycieli, bo oni wcześniej też uczęszczali do szkoły systemowej.

Padł przykład matki, która postanowiła zapisać swoją córkę do tej szkoły, ale oczekiwała, że otrzyma te same rozwiązania, jakie są w szkołach publicznych zorientowanych na tzw. "wyścig szczurów". Tu jednak jej córka będzie uczyć się w mniej licznej klasie, no i nauczyciele będą musieli zapewnić dziecku najwyższe osiągnięcia. Za to przecież zamierza płacić czesne. Jakież było jej zdziwienie, kiedy dyrektorka Fino odmówiła przyjęcia jej dziecka uświadamiając matce, że nie jest w stanie spełnić jej oczekiwań. 


W szkole, która powstała dwa lata temu, ważny jest rozwój i dobrostan dziecka, a nie to, jaka będzie średnia ocen z egzaminu zewnętrznego.  Autorska Szkoła Podstawowa "Fino" częściowo wzoruje się na fińskim podejściu do edukacji, a więc nie wystawia się uczniom stopni. Tym samym nie ma tu także e-dziennika oraz tradycyjnych wywiadówek, gdyż ważna jest wzajemna bezpośrednia komunikacja nauczycieli z dziećmi i ich rodzicami. O osiągnięciach uczniów rozmawia się wraz z nimi i ich rodzicami w czasie oddzielnych spotkań. 

Dzieciom nie zadaje się prac domowych, nie ma klasówek, zaś zamiast lekcji realizowane są przez uczniów projekty edukacyjne, zadania, prowadzone są warsztaty, gry i zabawy dydaktyczne. Nie ma zatem dzwonków. Codziennie ustala się z dziećmi zakres zadań i metody ich realizacji.     

Jak rodzic ma przeświadczenie, że jego dziecko niczego się nie uczy, to przecież można z nim porozmawiać. Przyznanie się do niewiedzy na ten temat, także w wyniku braku e-dziennika i stopni szkolnych z poszczególnych przedmiotów, obnaża zatem poziom relacji z własnym dzieckiem. Mozna jednak przyjść do szkoły, by obserwować własne dziecko na tle klasy i realizowanych zadań i/albo porozmawiać o nim z nauczycielami. 



W "Fino" nie ma konserwatora, sprzątaczki, jeśli więc dziecko coś zniszczy, to musi samo to naprawić.  Nie ma potrzeby ukrywania tego przed nauczycielami czy rodzicami, gdyż nie wystawia się uczniom oceny zachowania, nie stosuje kar, których mieliby się obawiać. Oni mają odpowiadać za stan miejsca i przestrzeni, w której się uczą, gdyż jest to "ich" szkoła, szkoła finansowana przez ich rodziców. Muszą czuć się w niej tak, jak u siebie w domu. 

Zastanawiałem się, jaka jest geneza nazwy tej autorskiej szkoły. Na Facebooku jest wyjaśnienie: Fino jest wprawdzie częścią Centrum Edukacji Fischer (od nazwiska autora metody nauczania dzieci języka angielskiego), ale założycielkę zachwycił fiński model kształcenia, toteż podjęto tu próbę jej aplikacji w prywatnej placówce.

Na facebookowej stronie szkoły nie znajdziemy jednak informacji wskazujących na związek kształcenia w ASP "Fino" z tym, jaki jest model dydaktyki w fińskich szkołach. Obawiam się, że chyba go nie znają, bo wszystkie rozwiązania, które zostały w legnickiej placówce zaimplementowane, są zgodne z polskim porzekadłem - "cudze chwalicie, swego nie znacie". Niewiele bowiem mają wspólnego z autorstwem, własną, twórczą koncepcją odwołującą się do fińskiej pedagogiki szkolnej.

Dobrze, że jednak istnieje alternatywna szkoła. Odciąża bowiem systemowe szkolnictwo od kosztów a swoich uczniów od rzekomo systemowego "błota".

        

(źródło memów Fino i foto)  

 


27 maja 2022

Wartość człowieka jest najcenniejszą wartością świata

 


Tą frazą z tekstu Marii Grzegorzewskiej rozpoczęła laudację z okazji nadania przez Akademię Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej godności doktora honoris causa Siostrze Małgorzacie Chmielewskiej  prorektor APS -, wybitna profesor pedagogiki w zakresie pedagogiki specjalnej Joanna Głodkowska. Gorąco polecam zapoznanie się z treścią tej wypowiedzi na cześć jakże wyjątkowych dokonań (w ciągłym procesie) w sferze troski o humanum siostry Małgorzaty Chmielewskiej. 


To było wielkie święto nie tylko jakże wyjątkowej na świecie Akademii Pedagogiki Specjalnej, wyróżnionej najwyższą godnością akademicką OSOBY-INSTYTUCJI POMOCOWEJ, SPOŁECZNEJ, ale tak naprawdę było to też święto wielu tysięcy pedagogów specjalnych, ich nauczycieli, mistrzów, bohaterów codziennych zmagań z trudami, barierami, bolączkami osób doświadczonych przez los, ale i ofiar toksycznych postaw ludzkich, także spowodowanych przez własne działania, których następstwa są dramatyczne, bolesne, tragiczne.

Doktor honoris causa APS przyjechała wraz z jednym ze swoich podopiecznych - p. Arturem, by w cudownie stworzonej aurze bycia z OSOBĄ, która nie powinna być postrzegana czy traktowana przez obserwatorów, wchodzących w interakcję z nią jako niepełnosprawna, ale najzwyczajniej w świecie INNA. Jak mówiła przed stu laty M. Grzegorzewska - Nie ma kaleki. Jest człowiek. W czasie tego święta Siostra M. Chmielewska była wraz z OSOBĄ, która mogła być sobą, przeżywać wraz z Nią całe wydarzenie na swój, inny sposób. W auli obecni byli Jej współpracownicy, wolontariusze, sojusznicy, w tym także absolwenci APS, ludzie wielkiego serca, z którymi reperuje światceruje aporie setek tysięcy ludzkich istnień.  


Już na wstępie swojego wystąpienia przed zgromadzonym w auli APS wysokim Senatem, gośćmi (także w ramach transmisji internetowej) dr h.c. Siostra M. Chmielewska przypomniała komentarz św. Jana Pawła II z czasu jednej z wielu pielgrzymek do kraju: "Ale mi się przytrafiło".  Skromność tak oddanej w służbie  ludziom postaci była zapewne dla wielu osób bezpośrednią okazją do jej doznania, ale także do zastanowienia się nad sobą samym, własnym statusem, komfortem czy trudem życia w porównaniu z tymi, którymi od dziesiątek lat zajmuje się z wielkim oddaniem Siostra M. Chmielewska. Dzięki Jej refleksji można było zrozumieć, jak wiele trzeba czasu, starań, bywa, że i upokorzeń, by móc pozyskiwać środki i tworzyć warunki do godnego życia człowieka z jakichś powodów ich pozbawionego. 

Wyróżniona prosiła wszystkich uczestników tej uroczystości, żeby wspólnie spojrzeć na sytuację ludzi wykluczonych w naszym społeczeństwie,  a więc osób bezdomnych, niechcianych, niepełnosprawnych, pokrzywdzonych przez innych, a nie tylko przez rzekomy system. Kilkadziesiąt lat temu, kiedy zaczynała swoją pracę jako nauczycielka w LASKACH, a więc w zakładzie dla osób niewidomych i niedowidzących, doświadczyła po raz pierwszy sytuacji pozbywania się przez niektórych rodziców własnego dziecka, które przez kilka lat było przechowywane w piwnicy, ze wstydu przed opinią innych. Obecnie jesteśmy na szczęście na zupełnie innym etapie rozwoju społecznego, co jednak wcale nie oznacza, że ludzie słabsi, ci, którzy z różnych powodów są inni, nie pasują do większości, mają wreszcie swoje miejsce, a ich obecność nie jest zagrożona

Stworzyliśmy bardzo dobrze systemy pomocy społecznej, które są tak genialne i szczelne, że wyrzucają poza margines kolejne grupy ludzi, ludzi słabszych, ludzi, którzy z różnych powodów (fizycznych, psychicznych, rasowych, kulturowych, płciowych itp.) do tych systemów nie pasują. Tymczasem - jak mówiła Grzegorzewska, ale i Janusz Korczak: Nie ma dziecka. Jest człowiek. Nie ma osoby niepełnosprawnej. Jest człowiek, tyle tylko, że inny. 

Nie wolno zatem dzielić ludzi na lepszych i gorszych, ani na tych, którzy są na granicy polsko-ukraińskiej, jak i na tych na granicy polsko-białoruskiej, tybetańskiej itd. Z czego bierze się to, że jednak wyrzucamy niektóre jednostki poza systemowe rozwiązania?

Prawdopodobnie wynika to z tego, jak mówiła M. Chmielewska, że (...) chcemy w tych systemach ulokować i uspokoić własne wyrzuty sumienia, okazać innym uczucie litości, a nie empatii, współcierpienia. Chcąc przyjąć bezdomnego, chorego do schroniska trzeba mieć decyzję administracyjną!  Stwarzamy zatem systemy, w których również część osób niepełnosprawnych w ogóle się nie mieści. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o.... pieniądze.

Gdyby nie strajki rodziców i organizacji osób niepełnosprawnych, to by dla tego tu pana renta socjalna wynosiła nie ponad 700 złotych, ale - jak dzisiaj - już ok. 940 zł. Spróbujcie jednak utrzymać przy godnym życiu osoby z taką "pomocą" finansową. ZUS dzisiaj wydaje osobie niepełnosprawnej na miesiąc 719 zł. to obrazuje nasze społeczeństwo, którego los i życie zależy od decyzji polityków, a politycy będą kierowali się tylko tym, co lubią wyborcy. 

Walka o godne warunki życia, o godność osób najsłabszych, wykluczonych trwa, gdyż ich los wcale nie uległ poprawie. Jeśli ktoś chce być samarytaninem, to musi mieć pieniądze, ale też ważny jest sprawiedliwy społecznie podział budżetu państwa.  Jest jeszcze mnóstwo do zrobienia, żeby tacy ludzie, jak Artur mogli godnie żyć. INNY niż JA, to nie znaczy GORSZY czy LEPSZY. Nie uszczęśliwiajmy ludzi według naszego wzorcajeśli nie wiemy, co jest tak naprawdę najbardziej potrzebne temu drugiemu człowiekowi.

Dostąpiliśmy w czasie Uroczystego Senatu APS wyjątkowego zaszczytu spotkania z Siostrą Małgorzatą Chmielewską - doktor honoris causa wspólnie z Nią radując się Jej obecnością i możliwością wyrażenia własnych podziękowań  za Jej wyjątkową misję i poświęcenie. Byliśmy wdzięczni  za uświadomienie nam nowych wymiarów, aspektów, kontekstów życia dla innego życia. 

Rektor prof. APS Barbara Marcinkowska zapewniła nam jeszcze jedno przeżycie w czasie tak pięknej uroczystości. Było ono wywołane trzema etiudami filmowymi, które zamówiła u młodych filmowców, reportażystów, którzy - zainspirowani wybraną myślą Marii Grzegorzewskiej - poruszyli w nich egzystencjalne problemy ludzkości na świecie oraz życia osób INNYCH. To była dla nas wszystkich duchowa lekcja człowieczeństwa.   


 

26 maja 2022

Testowanie wirtualnej edukacji

 


Collegium Witelona - Uczelnia Państwowa w Legnicy zaoferowało uczestnikom tegorocznego Kolokwium Witeloniana doświadczenie wirtualnej edukacji w kilku dziedzinach wiedzy: chemia, biologia, technika. Najpierw wyjaśniano, że wirtualna rzeczywistość, którą większość kojarzy z gamingiem, jest tworzeniem symulacji środowisk przy użyciu komputerów.  

Dzięki odpowiedniemu interfejsowi jesteśmy niejako zapraszani do środka zjawisk, procesów, zdarzeń. Istotą edukacji VR jest uczenie się przez doświadczanie. Prezentujące nowe programy poparły wartość takiej edukacji wynikami badań, które przeprowadzono na próbie 400 osób uczących się stacjonarnie, online i za pomocą VR. 

Odczucia wirtualnej rzeczywistości były dla uczących się jednoznacznie pozytywne ze względu na zapamiętywanie i utrwalanie wiedzy. Badani czterokrotnie szybciej przyswajali wiedzę, czterokrotnie silniej byli związani emocjonalnie z poznawaną treścią, gdyż przebywanie w nowym środowisku było dla nich dużym przeżyciem. 

 


Na różnych poziomach kształcenia i w różnych grupach wiekowych oraz społeczno-zawodowych w naszym kraju są już wdrażane nowe programy edukacji wirtualnej, co lokuje naszych programistów w czołówce światowej. Korzysta bowiem z ich programów oświata szkolna, akademicka i biznesowa edukacja dorosłych. 

Istnieją zatem aplikacje zarówno do nauki programowania dzieci w wieku przedszkolnym, jak i uczenia się anatomii przez studentów medycyny.  Biorący udział w Kolokwium uczniowie liceum ogólnokształcącego i technikum, jak i ich nauczyciele oraz akademicy z kraju mogli te aplikacje przetestować na sobie w ramach stworzonej im ku temu okazji edukacyjnej. Tę konferencję z pewnością zapamiętają, a może będą też oczekiwać udostępnienia im w toku szkolnej edukacji kolejnych, nowych aplikacji. 



Znakomicie, że wydawca podręczników szkolnych do szkoły podstawowej zainwestował w powstanie aplikacji do wirtualnego uczenia się chemii bez potrzeby kupowania drogich odczynników. Dzięki stworzonej aplikacji uczniowie mogą wykonywać doświadczenia w wirtualnym laboratorium doświadczają błędów bez ich negatywnych następstw dla zdrowia czy nawet życia, gdyby przeprowadzali eksperyment w realnych warunkach. 

 


Konfrontacja z nową technologią uczenia się potwierdziła, że zmieniają się narzędzia, środki dydaktyczne, dzięki czemu człowiek może z nich korzystać szybciej i trwalej zapamiętywać treści, o ile ma do nich dostęp. W wirtualnym świecie możemy jedynie manipulować awatarami i środkami na tyle, na ile pozwolili nam na to programiści. Natomiast nie ma w nim realnego życia np. ważnego dla naszych zmysłów zapachu, możliwości poznawania przez dotyk, doświadczania naturalnych reakcji innych osób, których żaden programista nie jest w stanie przewidzieć. Manipulujemy interfejsem, który symuluje naszą aktywność, ale nie odczuwamy jej sobą. To nie jest de facto nasza aktywność tylko jej symulacja.

Poziom atrakcyjności zajęć dydaktycznych, szkoleniowych zapewne będzie na początku bardzo wysoki, ale też wraz z częstotliwością wchodzenia do VR zaczniemy się nie tylko nią nudzić, ale i odczuwać psychiczne zmęczenie. Manipulująca ręka nie będzie przecież naszą ręką tylko jej protezą, bez czucia, bez potu czy innych odczuwalnych reakcji fizjologicznych. 

Przypomina mi to odległy w czasie eksperyment psychologiczny Harry'ego Harlowa wśród nowonarodzonych rezusów. Jedne miały atrapę „matki" pluszowej, a drugie drucianej. Jaki był tego efekt? Okazało się, że potrzeba dotyku, ciepła była pięciokrotnie silniejsza od głodu. Tym samym bliskość okazała się ważniejsza niż jej pozór. 

 Nie neguję potrzeby i wartości wirtualnej gamifikacji uczenia się, ale oby nie wypierała ona osobistych relacji nauczyciela z uczniem. Chyba, że ów dydaktyk jest jak druciana postać- zimny, sztuczny, obojętny.