29 września 2021

Uwielbiamy narzekać na zdalną edukację

 


 



W mediach spotykam się najczęściej z narzekaniem, biadoleniem, straszeniem,  pogrążaniem opinii publicznej w koniecznej depresji i braku jakiegokolwiek sensu uczestniczenia w edukacji zdalnej i związanych z nią wydarzeniach, formach interakcji, które przecież dotychczas były sprywatyzowane, a nagle musiały stać się publicznymi.  

Wygląda na to, że część kadr akademickich ma poczucie zaskoczenia, przerażenia, niechęci czy nawet potrzebę wycofania się z aktywności dydaktycznej. Do czasu pandemicznego lockdownu mogli jednego dnia w tygodniu udać się do sal uczelniach na 90 minut, ewentualnie odbyć dyżur, by po zajęciach ze studentami móc wrócić do własnych planów, zadań czy powinności. Te osoby chciałyby powtarzalności "ładu zewnętrznego”, by równoważył on "ład wewnętrzny".  

Uniwersytety, akademie, politechniki jako uczelnie odpowiedzialne nie tylko za kształcenie, ale w głównej mierze za prowadzenie badań naukowych i upowszechnianie ich wyników doświadczyły w wyniku zamknięcia swoich murów, w tym także akademików, stołówek, bibliotek, klubów itp. swoistego rodzaju rozstroju organizacyjno-kulturowego. Nagle okazało się, że duża część infrastruktury jest zbyteczna, bo niedostępna. 

Potrzeba jest matką wynalazków. Skoro zostały zamknięte biblioteki, to nareszcie pojawiły się "książkomaty". Zaoszczędzone na energii elektrycznej, gazowej, wodnej środki można było wydać na modernizację akademickich usług. Ba, nagle okazało się, że uczelniane wydawnictwa otrzymują zdumiewającą liczbę zamówień na elektroniczne wydawanie książek. Wcześniej leżały w magazynach ich drukowane egzemplarze, z których sprzedażą wiodło się nie najlepiej.  

Coraz więcej studentów i nauczycieli akademickich woli mieć e-booki, niż wersje drukowane, bo dzięki temu mają do nich dostęp niemal w każdym miejscu pobytu, w czasie podróżowania, spędzania czasu wolnego itp. Nie potrzeba wydzielać im miejsca w domowych pomieszczeniach, gdyż można ich mieć tysiące we własnej torebce, teczce czy kieszeni. Dlaczego zatem tak narzekamy na pandemiczną zmianę, skoro postęp technologiczny pozwala na szybszy, bardziej wygodny dostęp do wiedzy naukowej, do jej przekazywania innym?

To nie jest prawdą, że postawy negatywne, obojętne czy pozytywne wobec e-edukacji są ściśle związane z różnicą pokoleń. Od kilkunastu co najmniej lat osoby starsze, emerytowane znakomicie radzą sobie w komunikacji z członkami własnej rodziny, korzystając z telefonów komórkowych, smartfonów, z łączy internetowych za pośrednictwem tabletu czy stacjonarnego komputera. Nie muszę pisać, że dzieci i nastolatkowie są w tym zakresie bardziej biegli i pomocni w szybkim nauczeniu się obsługi tych urządzeń. 

Świat się zmienił, więc może czas, by i środowiska szkół wyższych przestały narzekać na zaistniałą sytuację, tylko dostosowały konieczność wprowadzenia nowych form i metod pracy dydaktycznej, organizacyjnej i naukowej. 

Może trzeba zacząć od zmiany pensum dydaktycznego na taką, by naukowcy mieli więcej czasu na zróżnicowane, zindywidualizowane kształcenie swoich studentów? Może trzeba radykalnie zmniejszyć liczebność grup studenckich, ćwiczeniowych, warsztatowych, laboratoryjnych, by w warunkach epidemii mogły one uczestniczyć w zajęciach praktycznych na terenie uczelni? Może trzeba zamieniać wielkie aule, duże sale dydaktyczne na mniejsze, lepiej wyposażone w materiały dydaktyczne oraz pozwalające na bezpieczną edukację offline? 

Właśnie teraz doskonale widać, jak niepotrzebnie konstruowano z architektami pomieszczenia dydaktyczne, które są pozbawione możliwości elastycznego przekształcania przestrzeni, zmiany w usytuowaniu mebli, a tym samym i osób.  Może potrzeba znacznie więcej nowych rozwiązań w zakresie wyposażenia sal dydaktycznych? Po co nam sale kinowe amfiteatralne, skoro jesteśmy w nich "przybici" do miejsc, które są przyśrubowane do podłóg?  

 Najwyższy czas zacząć zmieniać organizację procesu kształcenia w kierunku jego profesjonalnej indywidualizacji oraz uspołeczniających i eksperymentalnych form stacjonarnej edukacji. Potrzebne są w naukach społecznych i humanistycznych kliniki doświadczalnej wiedzy i laboratoria, a nie sale dla gadających głów, bo do tych studenci mogą mieć dostęp online z możliwością zaspokajania równocześnie innych potrzeb.  Uczelnie przechodzą już na zdalne prowadzenie wykładów. Po co wynajmować wielkie aule, by gromadzić kilkaset osób z różnych kierunków czy specjalności, skoro można zaoferować im dostęp do wykładowcy w sieci!  

Jak ktoś zanudza, opowiada farmazony, dygresje, o swoich doznaniach czy wydarzeniach, bo ma taką potrzebę, to może lepiej w tym czasie czytać książkę popijając kawę w wygodnym dla siebie fotelu.  A ona/on niech gada, skoro konieczna jest nasza obecność na łączach. Czyż tak od lat nie postępowała część studentów, że wchodziła do sal wykładowych z dużym opóźnieniem, albo zasypiała ze zmęczenia lub z nudów, popijała kawkę z termo-kubka, serfowała w sieci internetowej lub rozsyłała do znajomych sms-y? 

Chyba jednak czas na zmianę dydaktyki akademickiej w kierunku zróżnicowanej, odmiejscowionej, odczasowionej, ale za to skoncentrowanej na głębi i sensie dociekania naukowych prawd, prawidłowości, sprowadzania własnych kompetencji i podnoszenia kwalifikacji. Niech studenci też wykażą jakąś inicjatywę w tym zakresie. Gdzie jest ich samorządność? W czym wyraża się troska o wykształcenie? Chyba nie w tym, by mieć zaliczoną obecność off- czy online? 

           


         Póki jest możliwość korzystania z dotychczasowych dobrodziejstw edukacji realnej, stacjonarnej, bezpośredniej, to nadajmy jej nowy wyraz, bardziej aktywizujący, żeby studentom chciało się chcieć, a nie przychodzili na zajęcia tylko dlatego, że sprawdzana jest lista obecności. Niech mają przyjemność a nie tylko przymus bycia z nami.  Rację ma prof. Mirosław J. Szymański, kiedy we wstępie do swojej najnowszej książki pisze m.in.:

Wprawdzie niemała część ludzi w różnych sytuacjach pragnie zmiany, inni pod wieloma względami wolą stabilny stan rzeczy i nie chcą go utracić. (...) Komunikację społeczną i porozumienie między ludźmi ułatwiają i wzmacniają wspólnie uznawane wartości, podobne przeżycia i doświadczenia, zbiorowo stawiane i formułowane cele, a także dokonania zbiorowe, które konstytuują wspólnoty oraz umacniają ich istnienie. A jednak są sytuacje, kiedy ludzie pragną zmiany, tęsknią za nią, dążą do tego, aby jak najszybciej nastąpiła [s. 9]. 

     


 

28 września 2021

Matematyka w obiektywie po raz dwunasty

 


W dniu 21 października o godz. 19:00 w Holelu Andels  w Łodzi odbędzie się wernisaż wystawy nagrodzonych i wyróżnionych prac fotograficznych w XI edycji cyklicznego Międzynarodowego Konkursu Fotograficznego  „Matematyka w obiektywie”.  

O tej fenomenalnej inicjatywie, która ma przybliżyć piękno matematyki uchwycone w naturze, przestrzeni, środowisku naszego życia czy przygodnego pobytu, pisałem już w blogu wielokrotnie. Warto zobaczyć najpiękniejsze prace, które wybiera dla nas kapituła pod kierunkiem dr hab. Małgorzaty Makiewicz (profesor Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie i Uniwersytetu Szczecińskiego).    

Zarazem zachęcam do zgłaszania do 1 listopada br. nowych prac na kolejną edycję tego Konkursu, który ma powszechny charakter i jest całkowicie bezpłatny. Swoje prace może nadesłać każdy, kto uchwycił obiektywem aparatu fotograficznego rozpoznane przez siebie w otoczeniu matematyczne prawo czy prawa.

Założeniem Konkursu jest popularyzacja wiedzy i kultury matematycznej. Dla laureatów przewidziane są cenne nagrody: 

  • MacBooki Apple (z opłaconym podatkiem),
  • smartfony,
  • czytniki e-booków,
  • wyjazdy promocyjne,
  • upominki.

Najlepsze prace będą gościły w wielu galeriach i zostaną zaprezentowane w publikacjach. Sukces w konkursie międzynarodowym łączącym naukę ze sztuką może być ponadto podstawą do przyznania zewnętrznych stypendiów i grantów.


Osoby zainteresowane uczestnictwem w konkursie  mogą się zarejestrować za pośrednictwem strony www i wysłać maksymalnie do sześciu zdjęć opatrując je tytułem, który ma podkreślać związek obrazu z matematyką.  Organizatorzy zachęcają też do odwiedzin na stronie internetowej Konkursu oraz subskrybowania kanału Konkursu "Matematyka w obiektywie" na YouTube.

 

27 września 2021

Aktualność teorii dezintegracji pozytywnej profesora Kazimierza Dąbrowskiego

 


Ukazała się w Wydawnictwie Uniwersytetu Łódzkiego podoktorska rozprawa adiunkta w Zakładzie Pedagogiki Porównawczej UŁ dr. Dominika Chojnowskiego poświęcona pedagogicznym implikacjom teorii dezintegracji pozytywnej wybitnego psychiatry, lekarza, pedagoga, który musiał wyemigrować w czasach PRL do Kanady - prof. Kazimierza Dąbrowskiego. Moje pokolenie pamięta jego znakomite eseje na łamach tygodnika "ITD". 

Nie jest to pełna tresć dysertacji doktorskiej, ale jej częściowo poprawiona wersja, w której Autor uwzględnił zarówno uwagi recenzentów z toku przewodu doktorskiego (prof. Marii Czerepaniak-Walczak i prof. Józefa Górniewicza), jak i recenzenta wydawniczego (dra hab. Bogusława Milerskiego, prof. ChAT).

Dzięki wydawniczej opinii zostały wyeliminowane pewne partie obronionej w 2020 r. rozprawy oraz zostały wprowadzone zmiany. Prof. ChAT B. Milerski mógł odnotować następujące walory książki:

Monografia rekonstruuje koncepcję dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego i jej możliwości aplikacyjne w edukacji. Wywody mają charakter zarówno analityczny, jak i syntetyczny i wpisują się w pola problemowe pedagogiki szkolnej i teorii wychowania. Rekonstrukcja koncepcji dezintegracji pozytywnej, opracowanej i dyskutowanej na gruncie psychiatrii i psychologii klinicznej, wymagała od Autora umiejętności wykraczających poza wiedzę czysto pedagogiczną. Dokonana transmisja tej koncepcji do nowoczesnego dyskursu pedagogicznego jest dowodem znajomości przez Autora meandrów współczesnych debat prowadzonych w naukach o wychowaniu.

Walory poznawcze rozprawy to:

1) Rekonstrukcja koncepcji dezintegracji pozytywnej w oparciu o materiał źródłowy i obszerną literaturę przedmiotu.

2) Synteza dyskursu dotyczącego koncepcji dezintegracji pozytywnej.

3) Ukazanie egzemplifikacji teorii dezintegracji pozytywnej w kontekście wybranych biografii i sytuacji wychowawczych.

4) Przeprowadzenie badań problemowych, interdyscyplinarnych o charakterze erudycyjnym.

5) Walor najważniejszy: Autor opracował argumenty uzasadniające integralną koncepcję człowieka i wychowania, w której indywidualne zróżnicowania w zakresie zdolności intelektualnych, kompetencji twórczych, rozwoju psychologiczno-społecznego, statusu społeczno-ekonomicznego, etc. stanowią pozytywne wyzwanie i szansę edukacyjną.   

    Dominik Chojnowski zaczynając ponad 6 lat temu prace studyjne nad swoją rozprawą nie mógł przewidzieć, że pojawi się nie tylko w naszym kraju, ale na całym świecie stan zagrożenia zdrowia i życia mieszkańców w następstwie pandemii Koronawirusa Covid-19 wraz z jego odmianami. To, czym zajmował się kilkadziesiąt lat temu wybitny humanista, staje się niemalże zobowiązującym dla nas powrotem do jego dzieł i myśli. Jak się okazuje, zaburzenia psychosomatyczne są wciąż podobne, natomiast zmieniają się jedynie ich determinanty. 

Pedagodzy mają dzięki tej publikacji wgląd w rozwój psychohigieny i psychopedagogiki autorstwa K. Dąbrowskiego, bowiem autor książki dotarł do nieznanych w naszym kraju publikacji i recepcji jego twórczości naukowej.   


 

26 września 2021

Raport z "badań" systemu edukacji oczami środowiska szkolnego




Zamieszczono w sieci kilkunastostronicowy RAPORT Z BADAŃ “System edukacji oczami środowiska szkolnego". Uważam, że nauczyciele po to mieli w czasie studiów zajęcia z metodologii badań pedagogicznych czy z jej subwiedzy w zakresie diagnostyki edukacyjnej, by sami, dla swoich potrzeb i rozpoznania środowiska własnej profesji mogli mieć wiedzę o tym, jak jest, by w porównaniu z tym, jak być powinno, podejmowali właściwe decyzje i działania dydaktyczne. 

Materiał Zofii Matyldy Czerwińskiej, który tu przywołuję, jest jednak zaprzeczeniem nie tylko podstawowej wiedzy, kompetencji, ale wprost kompromituje autorkę i jej środowisko pedagogicznej aktywności. Podpisali się pod nim także socjologowie - Adam Turbiarz i Michał Wiśniewski jako konsultanci "badań". 

Trzeba nie zdawać sobie sprawy z tego, jak duże szkody wyrządza się publikacjami, które powstają w oparciu o błędnie skonstruowane narzędzie diagnostyczne, niekompetentną procedurę diagnostyczną, natomiast swoim tytułem i wyprowadzonymi z artefaktów wnioskami sugerują powagę i profesjonalizm badaczy. Wielokrotnie o tym piszę, przywołuję patologiczne przykłady, co nie podoba się promotorom takich kompromitujących publikacji z pedagogiki społecznej.  

To, co otrzymaliśmy w przywołanej dzisiaj "publikacji", nie jest raportem z badań, tylko zbiorem danych uzyskanych w drodze internetowej sondy opinii uczniów (tu określanych jako "osoby uczniów") , nauczycieli ("osoby nauczycielskie") i rodziców, opiekunów ("osoby opiekuńcze"). Stylistyka i terminologia są tu wysoce osobliwe. Cytuję: 

Przeprowadzono dwuetapowe badanie ankietowe opinii całego środowiska związanego z oświatą polską. Dokonuje on analizy istotnych zagadnień edukacyjnych w debacie publicznej.   

Nie przeprowadzono sondażu "całego środowiska", skoro - cytuję: W badaniu wzięły udział 322 osoby. W tym 133 osób nauczycielskich (41,3%), 153 osób uczniowskich (47,5%), 36 osób opiekuńczych (rodziców, opiekunów, itp.) (11,2%). 

Kiedy autorka podaje dane o swoich respondentach, wprowadza następujące dane o osobach uczniowskich: 114 (74,5%) osoby to kobiety, 34 (22,2%) to mężczyźni, 5 (3,5%) to osoby niebinarne. Natomiast wśród osób nauczycielskich: 119 (89,5%) to kobiety, 13 (9,8%) to mężczyźni, 1 (0,8%) osoby niebinarne. 

Nie wiemy, kim jest ten "on", który ponoć dokonał analizy istotnych zagadnień edukacyjnych w debacie publicznej, bo w rzekomym raporcie nie ma o tym mowy.  Nie ma w nim mowy o tym, co wynika z jakiejś analizy wspomnianej debaty. Autorka chciała uzyskać odpowiedź na pytanie: Jakie są wady systemu edukacji obowiązującego w Polsce oraz jakie oczekiwania wobec niego mają respondenci? 

Autorka nie zamieszcza swojej "ankietki", ale z przytaczanych danych domyślamy się, że była to pięciostopniowa skala postaw wobec przedłożonych respondentom zdań. Konstrukcja jest potoczna, intuicyjna, bez zrozumienia nieprawidłowo sformułowanych kategorii, typu:

 Jak oceniasz ilość nauki a jakość zdobytej wiedzy;... ilość nauki a przygotowanie do egzaminów; ... naukę w szkole, treści przekazywane przez nauczycieli, przygotowanie do sprawdzianu, opanowanie wiedzy (stricte przez szkołę) itd.   

Badania internetowe powinny rządzić się poprawną metodologią. Tej w powyższym materiale nie znajdziemy. Co gorsza, zaczyna upowszechniać się w sieci przekonanie różnych analfabetów diagnostycznych, że o cokolwiek by kogoś nie zapytali, to mogą na tej podstawie określić swój zbiór danych mianem "raportu z badań". Nic dziwnego, że spada poziom wiarygodności wszelkich badań w naukach społecznych, skoro zaczynają przeważać tego typu buble.  

 Jak podkreślają boldem autorzy: Publikacja dystrybuowana bezpłatnie.  Już się martwię, co to będzie, jak studenci sięgną po nią, by przywołać stan wiedzy na powyższy temat na podstawie także niniejszego pseudoraportu. Powinniśmy zacząć seminaria od tego, by kształceni nauczyciele, socjolodzy i pedagodzy rozpoznawali "kicz", diagnostyczną patologię. 

Dziwię się, że tak kompromitujący bubel upowszechnia GAZETA WYBORCZA. To także świadczy o niskim poziomie kompetencji dziennikarskich Agaty Szczygielskiej-Jakubowskiej.  Trzeba jednak umieć odróżniać jakość od bylejakości, a nie wciskać czytelnikom kit diagnostyczny.

Nauczyciele akademiccy mają  zatem konieczność nie tylko wprowadzania akademickiej młodzieży do świata nauki, ale muszą zarazem uświadamiać jej, jak wiele jest w sieci publikacji, które powinny znaleźć się w koszu na śmieci. Jeśli zatem na tym polega "wolna edukacja", że jest ona wolna od kompetencji i rzetelności, to już obawiam się, czego nauczą się w jej środowisku dzieci i młodzież.

Kto chce, kto nie wierzy, niech sięgnie do tej darmowej publikacji. Jej autorzy powinni zapłacić odszkodowanie czytelnikom za to, że stracili czas na pseudobadawczy raport. Więcej nie będę go cytował w tym miejscu. Liczę na uwagi czytelników.     

 


25 września 2021

Udostępnienie danych badawczych w naukach społecznych

 


 

 Nie wszyscy wiedzą, że istnieje otwarty dostęp do danych badawczych z wszystkich dziedzin nauk, aczkolwiek mnie interesują nauki społeczne. Repozytoria Otwartych Danych Badawczych czekają nie tylko na tych, którzy chcieliby mieć dostęp do różnych danych z badań naukowych, ale i sami mogą, a nawet powinni podzielić się ze społecznością uczonych danymi z własnych diagnoz.

W najbliższy wtorek 28 września jest ostatnia szansa, by skorzystać z bezpłatnego webinarium na ten temat, które będzie skoncentrowane na  wyjaśnieniu, po co są repozytoria danych społecznych, jak korzystać z repozytorium oraz jakie wiążą się z tym korzyści.  

 Szkolenie organizowane jest przez Instytut Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, Instytut Studiów Społecznych im. Roberta Zajonca Uniwersytetu Warszawskiego oraz Interdyscyplinarne Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW. Zachęcam do zarejestrowania się na to webinarium, gdyż sam skorzystałem z jego walorów. 

Prowadzący są kompetentnymi osobami, toteż można zadać pytania związane z przygotowywanymi przez nas projektami czy uzyskać wskazówki o znaczeniu udostępnienia wytworzonych przez nas danych z badań ilościowych czy jakościowych. Naukowcy, którzy zamierzają przystąpić do konkursów w Narodowym Centrum Nauki czy Narodowym Centrum Badań i Rozwoju dowiedzą się o możliwości wzmocnienia wartości własnego wniosku, jeśli dane z ich wcześniejszych badań są w jednym z repozytoriów. 

Warto poznać najbardziej typowe problemy badaczy społecznych w kontekście udostępniania danych oraz dowiedzieć się, jakie wiążą się z nimi regulacje prawne, jakie dane możemy udostępniać w systemie Creative Commons i Open Data Commons uwzględniając przy tym prawa własności intelektualnej, konieczność ochrony danych osobowych oraz zasady etyki. 

  

 

24 września 2021

Kiedy odchodzi na emeryturę także pracownik uniwersyteckiej administracji

 



Po raz pierwszy, po trzydziestu latach funkcjonowania Wydziału Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego odchodzący na emeryturę pracownicy administracji, nauki i wykładowcy zostali uroczyście pożegnani w czasie (także pierwszego od początku pandemii) stacjonarnego posiedzeniu Rady Wydziału. 

Dziekan prof. UŁ Alina Wróbel wręczyła pani mgr Iwonie Jarosz-Śnieżek (kierowniczce dziekanatu) bukiet kwiatów wraz z pisemnymi wyrazami wdzięczności w imieniu dotychczasowych dziekanów i członków kolegiów dziekańskich. Natomiast wielokadencyjna prodziekan - p. prof. Elżbieta Kowalska-Dubas jako najdłużej współpracująca z Panią Kierownik - przekazała w swojej wypowiedzi wyrazy uznania dla Jej wkładu w rozwój i funkcjonowanie Wydziału. 

O ile żegna się odchodzących na emeryturę nauczycieli akademickich w ich naukowym środowisku w formie jubileuszowej konferencji, seminarium czy okolicznościowego spotkania, o tyle pracownicy administracji odchodzili dotychczas na emeryturę czy rentę niejako "po cichu". Wraz z nowym rokiem dowiadywaliśmy się "korytarzowo", że tej Pani już nie ma, bo przeszła na emeryturę. 

Tymczasem są to osoby, które mają ogromny wkład w sprawne funkcjonowanie jednostki oganizacyjnej w uniwersytecie, a często także w załatwianie spraw niemożliwych. Pani Iwona Jarosz-Śnieżek jest zapewne znana wielu naukowcom z naszego kraju, którzy wszczynali u nas przewód doktorski, recenzowali dysertacje doktorskie, przyjeżdżali do Łodzi na konferencje naukowe itp. Jako kierownik dziekanatu zawsze była ambasadorką universitas, bo codziennie zapewniała funkcjonowanie Wydziału we wszystkich sferach - organizacyjnych, dydaktycznych, awansowych, infrastrukturalnych, finansowych, zaopatrzeniowych, związanych z ochroną, bezpieczeństwem i sprawnym obiegiem oraz archiwizowaniem dokumentów itd.

To są tysiące godzin poświęconych osobom, uczelni, procesom i wydarzeniom. Często - jak podkreślała to prof. E. Kowalska-Dubas - nasza Kierowniczka pozostawała po godzinach pracy czy nawet zabierała do domu zadania do rozwiązania na kolejny dzień. Jej zaangażowana praca sprawiała, że Wydział stawał się po części "domem" i wielką "rodziną" oraz na odwrót, dom rodzinny p. I. Jarosz-Śnieżek stawał się "zamiejscową" jednostką pomocy niektórym pracownikom administracji czy nauki.  

Byliśmy chyba wzajemnie wzruszeni rozstaniem z Osobą, która współtworzyła nasz Wydział w 1991 r. z pierwszą jego dziekan prof. Ewą Marynowicz-Hetką

Przyszło mi na myśl, że emerytowanych profesorów włącza się w niektórych uniwersytetach i akademiach do dalszej współpracy, w uzgodnionych, możliwych i różnych formach. Nie słyszałem, że są uczelnie państwowe, w których stwarza się takie możliwości dalszego wsparcia ze strony emerytowanych pracowników administracji akademickiej. 

Niektórzy nie mogą doczekać się czyjegoś lub własnego przejścia na emeryturę, ale są osoby, których serce wciąż jest w miejscu pracy. Wszystkim pracownikom, którzy także w tym roku przeszli na emeryturę, serdecznie dziękuję za ich wkład w rozwój naszego środowiska uczelnianego, dyscyplin naukowych i wspomagające twórczość relacje osobowe.  

Niech zamieszczona fotografia będzie śladem wdzięczności i pamięci o wszystkich emerytowanych współpracownikach. Wzruszająco mówiła o tym p. Kierownik I. Jarosz-Śnieżek, że zawsze cieszyły Ją każde sukcesy pracowników Wydziału.  

Mieliśmy zatem wspaniałą okazję, by przełożeni mogli wspomnieć o osiągnięciach naukowych, organizacyjnych czy dydaktycznych także: 

*    dr hab. Wiesławy Leżańskiej, prof. UŁ

*    dr hab. Waldemara Świętochowskiego, prof. UŁ

*    dr Ryszardy Czerniachowskiej

*    dr Jadwigi Rubachy

*    mgr Jerzego Bończaka

    Kto wie, czy zbliżająca się IV fala epidemii pozwoli nam stacjonarnie obradować i prowadzić część zajęć w październiku czy następnych miesiącach. Ważne, byśmy byli zdrowi bez względu na to, czy jesteśmy zawodowo czynni czy bierni. Oby nowy rok akademicki 2021/2022 był lepszy we wszystkich możliwych wymiarach. 

 

23 września 2021

Jaka jest kondycja witalna studentów pedagogiki?

 


Tak bardzo skoncentrowaliśmy się w ostatnim czasie na problemach kondycji psychicznej dzieci i młodzieży, że mniej przyglądamy się temu, co dzieje się w środowisku kształcenia przyszłych pedagogów i nauczycieli. Naukowcy z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego wydali właśnie monografię poświęconą pedagogice akademickiej w procesie zmian. Każdy z autorów uczestniczących w jubileuszu 50-lecia olsztyńskiej pedagogiki, reprezentuje odmienną subdyscyplinę lub przedmiot badań pedagogicznych, ale także inną uczelnię w kraju. Otrzymujemy dzięki temu wgląd w stan kształcenia przyszłych nauczycieli i pedagogów, którzy zmagają się z coraz bardziej bolesnymi problemami osobistymi i akademickimi. Zainteresowanych pedagogiką szkoły wyższej zachęcam do sięgnięcia po tom pod redakcją dziekan Wydziału prof. UWM Joanny Ostrouch-Kamińskiej i jej Współpracowniczek - dr Urszulą Pulińską oraz dr Marią Radziszewską.    

 Warto też skonfrontować namysł naukowców nad pedagogiką akademicką z wcześniejszymi wynikami badań, które od dawna budziły nasz niepokój. Jednym z takich jest doniesienie z 2013 roku dr Agnieszki Wilczewskiej na temat kondycji psychofizycznej studentów pedagogiki. W świetle przeprowadzonej przed laty diagnozy wśród studentów pedagogiki, którzy mają dużo zajęć z psychologii, dydaktyki i pedagogiki humanistycznej, a w porównaniu ze studentami nauk technicznych na politechnice okazało się, że kandydaci do profesji służby oświatowej byli osobami o znacznie wyższym stopniu depresji i niskim poziomie samooceny niż kandydaci na przyszłych inżynierów.

Autorka wyraziła wówczas słuszny niepokój, że do pedagogicznego zawodu, który wymaga silnej resilience, odporności na stresy, wysokiego poziomu empatii, by móc koncentrować się na nie tylko na zadaniach programowych edukacyjnej instytucji, ale także na egzystencjalnych problemach dzieci, młodzieży czy dorosłych w toku prowadzonych z nimi zajęć, sprawowania opieki, prowadzenia resocjalizacji, itp. trafią osoby, które wymagają pomocy psychologicznej, a nawet psychiatrycznej czy medycznej. Ich aktywność psychiczna i fizyczna, poziom samooceny były nie tylko znacząco obniżone, ale także stanowiły zagrożenie dla ich prawidłowego rozwoju w zawodzie i budowania zdrowych relacji społecznych. 

Maskowana depresja zaliczana jest do chorób klinicznych. Oczywiście, że badania nie były reprezentatywne dla całego kraju, gdyż przeprowadzono je zaledwie w dwóch uczelniach lubelskich (w dwóch 50-osobowych grupach studentów, po 25 kobiet i mężczyzn). Zapewne należałoby się bliżej przyjrzeć temu zjawisku w całym kraju, by nie okazało się, że nie tylko przestrzeń szkolna jest wypalona zanim ktoś do niej trafi (por. badania prof. Aleksandra Nalaskowskiego o nauczycielach z prowincji). 

Badani przed laty studenci są już dzisiaj w placówkach oświatowo-wychowawczych, w przedszkolach, szkołach, domach dziecka, pracują z małymi dziećmi lub młodzieżą. Pandemia wcale im nie pomogła w nabywaniu odporności na stres, w radzeniu sobie z oociążeniami w pracy (głównie zdalnej), na kryzysy egzystencjalne. Czy poradzili sobie z własną słabością? Jaka jest dzisiaj ich psychofizyczna witalność? Czy spełniają się w swoim zawodzie? A może w ogóle do niego nie weszli?     

Zapewne studenci kierunku pedagogika nie stanowią jakiejś wyjątkowej grupy młodych dorosłych, którzy lokują swoje nadziej z wykonywaniem zawodu w instytucjach czy środowiskach edukacyjnych, ale skoro mają wspomagać innych w ich rozwoju, to chyba nie jest bez znaczenia to, czy sami radzą sobie z własnym życiem i jego kryzysami rozwojowymi.