17 lutego 2021

Jaka jest skala marnotrawstwa pieniędzy publicznych w ośrodku niedorozwoju edukacji?



Ośrodek Rozwoju Edukacji jest publiczną placówką doskonalenia nauczycieli o zasięgu ogólnokrajowym prowadzoną przez Ministra Edukacji i Nauki. Powstał z dniem 1 stycznia 2010 roku w wyniku połączenia Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli i Centrum Metodycznego Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej na podstawie zarządzenia Ministra Edukacji Narodowej.

Minister P. Czarnek ogłosił konkurs na dyrektora tej placówki, ale nie ma o nim zawiadomienia na stronie BIP. Z portalu ORE wynika, że p.o. dyrektora  jest Tomasz Madej. Czy zatem konkurs jest pod w/w osobę, czy może rzeczywiście poszukuje się kogoś innego?  

Poziom merytorycznej degradacji tej placówki sięga dna. Wystarczy zajrzeć na zrealizowane w ORE projekty, na które wydano dziesiątki milionów złotych. W zamian za to mamy kiczowate, kronikarskie informacje, które rzekomo mają być dowodem dobrych praktyk. To wstyd, żenada. Po co to i komu? 

Jak można coś takiego publikować? Nikt tego nie recenzował? Nikt tego nie czytał? Za co wypłacono miliony złotych na poszczególne projekty? Komu sa potrzebne opublikowane tam materiały, których jedyną zaletą jest ujednolicenie ich szaty graficznej i dostosowanie do standardów WCAG? Chyba tylko wystawcom rachunków i ich autorom do awansu zawodowego? 

Skala marnotrawstwa pieniędzy publicznych w ORE jest wyjątkowa, jakiej nie było od lat. Zdewastowano przez lata placówkę, która powinna być forpocztą innowacji, inspiracji, rzetelnych danych i pedagogicznie wartościowych rozwiązań.   Spójrzcie na badania i raporty, które miałyby się przydać, tylko nie wiadomo komu i po co, skoro "najnowsze"  są z 2019 r. 

Niektóre z nowych projektów nie posiadają nawet zaplecza kadrowego. Jak widać, specjaliści nie chcą współpracować z tą placówką, a kolejne miliony są do wydania. Zamiast informacji o projektach, mamy tablice ogłoszeń w poszukiwaniu ich wykonawców. To jest dopiero deforma.   




16 lutego 2021

Nominacje wręczane po roku

 


W dniu 12 lutego 2021 r. prezydent wręczył nominację profesor Mirosławie Zalewskiej-Pawlak 

z Wydziału Nauk o Wychowaniu UŁ.  Czekała na ten akt od marca 2020 r.  Takie czasy - pandemia.  

Nie dotyczy to tylko nominacji prezydenckich. Podobnie jest z długotrwałym odroczeniem wręczania 

dyplomów wypromowanym doktorom nauk czy doktorom habilitowanym. 

 

Mojemu doktorowi z grudnia 2019 r. do tej pory nie wręczono dyplomu. Nawet nie informuje się 

wypromowanych osób o tym, kiedy to nastąpi. Zapewne podobnie jest z dwoma kolejnymi doktorami.  

Zagrożenie  epidemiczne jest wciąż realne, toteż nauczyciele akademiccy - spoza nauk medycznych i 

nauk o kulturze fizycznej - z niecierpliwością oczekują na szczepienie przeciwko wirusowi Covid-19.   


W niektórych uczelniach niektórzy już sobie to "załatwili" dużo wcześniej. Jak to w Polsce bywa. 

Wczoraj rozpoczęła się jednak rejestracja nauczycieli, którzy nie ukończyli 65 roku życia, gdyż 

zabezpiecza się dla nich szczepionkę Astra Zeneca, czyli - jak żartują nauczyciele - Astrę Zenka.   

 

Starsi muszą czekać do wiosny, chociaż nie mogą być pewni, że chodzi o ten rok, bo ponoć firma Pfizer 

sprzedaje tym, którzy płacą więcej i szybciej.  

 


 

15 lutego 2021

O tym, jak markuje się kształcenie nauczycieli w Polsce po 2019 r.

 

 


 Osoby ubiegające się o zatrudnienie w szkole lub o wyższy stopień awansu zawodowego dowiadują się w wyniku analizy ich dyplomów o nieposiadaniu kwalifikacji nauczycielskich, w tym pedagogicznych do wykonywania tego pięknego zawodu. 

Jak dyrektor potrzebował nauczyciela do określonego przedmiotu, to nie musiał martwić się o to, czy posiada ów kwalifikacje czy też nie, gdyż ustawa Karta Nauczyciela pozwalała mu na to. Także dzisiaj można zatrudniać osoby bez odpowiednich kwalifikacji. 

Co gorsza, można kształcić pozorując uzyskanie stosownych kwalifikacji. W dn.  2 sierpnia 2019 r. ówczesny minister edukacji D. Piontkowski wydał rozporządzenie w sprawie standardu kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela. Nie przytaczam go tutaj, bo każdy może je przestudiować w całości. Odnotowuję jedynie dwa punkty: 

1.1. Standard ma zastosowanie do kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela przedmiotu, nauczyciela teoretycznych przedmiotów zawodowych, nauczyciela praktycznej nauki zawodu, nauczyciela prowadzącego zajęcia i nauczyciela psychologa. 

1.2. Standard nie ma zastosowania do kształcenia przygotowującego do wykonywania zawodu nauczyciela przedszkola i edukacji wczesnoszkolnej (klasy I–III szkoły podstawowej), nauczyciela pedagoga specjalnego, nauczyciela logopedy i nauczyciela prowadzącego zajęcia wczesnego wspomagania rozwoju dziecka. 

Istotny jest pkt.1.2. który wyraźnie wskazuje na to, że nie można już  - tak jak miało to miejsce do sierpnia 2019 r. - uzyskać kwalifikacji do pracy w przedszkolu czy w szkole podstawowej w kształceniu początkowym na studiach podyplomowych, gdyż praca na tych stanowiskach wymaga ukończenia jednolitych studiów magisterskich na tym kierunku, trwających co najmniej 9 semestrów.  

Natomiast kształcenie nauczycieli innych przedmiotów może być prowadzone albo w ramach studiów kierunkowych np. dla historyków, matematyków, geografów itd., albo na studiach podyplomowych. Niestety, uniwersytety w większości zrezygnowały z kształcenia nauczycielskiego, zlikwidowały zakłądy czy pracownie dydaktyczne, przerzucając to zadanie na osoby zainteresowane pracą w szkolnictwie. To one mają pokryć koszty uzyskania nauczycielskich kwalifikacji udając się na studia podyplomowe. Te zaś liczą co najmniej 540 godzin.  

Program kształcenia na studiach podyplomowych musi odpowiadać takim samym wymaganiom merytorycznym, jak na studiach kierunkowych, ba, ma zapewnić osiągnięcie takich samych efektów.   Nie da się rzetelnie poprowadzić studiów podyplomowych w sposób adekwatny do wymagań, gdyż każdy przedmiot nauczania ma swoją odrębną dydaktykę przedmiotową. Rozporządzenie określa obowiązek zapewnienia studentom co najmniej 150 godzin  dydaktyki przedmiotu nauczania plus drugie tyle praktyki dydaktycznej/zawodowej. 

Tymczasem na tego typu studia podyplomowe przychodzi przykładowo jeden chemik, dwóch historyków, 4 biologów, 7 filologów itp., a każdej z tych osób trzeba zapewnić metodykę nauczania ich własnego przedmiotu. Jest to w takim wymiarze absolutnie niemożliwe do zrealizowania, gdyż koszty studiów musiałyby być bardzo wysokie. Trudno bowiem płacić za zajęcia z dydaktyki przedmiotowej odrębnie dla jednego studenta  z chemii, osobno dla dwóch z historii czy czterech z biologii itp. Co czynią uczelnie? 

Rektorzy szkół wyższych przymykają oczy i zezwalają na stosowanie nieuczciwego zabiegu, który ma niewiele wspólnego z adekwatnym do dydaktyki przedmiotowej przygotowaniem osób do pracy nauczycielskiej w ramach konkretnego przedmiotu. Tworzy się bowiem tzw. względnie "jednorodne" grupy przedmiotów humanistycznych czy matematyczno-przyrodniczych, ale każdy absolwent tych studiów uzyskuje prawo do nauczania tylko tego przedmiotu, który wynika z jego kierunkowego wykształcenia, a nie do pracy w ramach grupy przedmiotów. 

Nie dziwmy się zatem jako rodzice, że nasze dzieci kształcone są przez metodycznie niekompetentnych nauczycieli. Owszem, mają wiedzę kierunkową, ale brak kompetencji metodycznych sprawia, że ich zajęcia są nudne, beznadziejne, nieefektywne, ot, po prostu są dla uczniów stratą czasu, za którą płaci się takim nauczycielom równie kiepską pensję.  

To nie nauczyciele są temu winni, tylko resort edukacji, który w ten sposób pozoruje rzekomo właściwe standardy przygotowania do zawodu przyszłych nauczycieli. Szkoły wyższe zaś markują ów proces, by cokolwiek na tym zarobić.  Tracą na tym młode pokolenia, traci na tym społeczeństwo i polska kultura. 

 


14 lutego 2021

 


W "Walentynki"  nie mogę nie napisać o wyjątkowej polskiej pedagog  MARII ŁOPATKOWEJ.  W Oficynie Difin ukazało się drugie poszerzone i uzupełnione wydanie książki 'PEDAGOGIKA SERCA", którą otwiera cytat z jednej z wielu publikacji Marii Łopatkowej: 

Pedagogika serca koniecznością naszych czasów (…)  Miłość bowiem nie rodzi się w próżni. Zaczyna się w ramionach matki, wiedzie przez dom, szkołę, kraj do ludzkości… 

Właściwie tym cytatem mógłbym zamknąć dzisiejszy wpis.  Mam jednak świadomość, jak wiele osob nie znosi homo amans, a więc ludzi kochających innych i kochanych przez nich. 

Nie było łatwo pisać wstęp do tomu, w którym zamieszczam także własny rozdział. Dotychczas tego nie czyniłem, a mam za sobą kilkadziesiąt wydań prac zbiorowych z pedagogiki. W tym przypadku musiałem jednak zrobić wyjątek ze względu na wiodącą dla pajdocentrycznej myśli pedagogicznej w drugiej połowie XX w. i pierwszych dwóch dekadach XXI w. wyjątkową Postać, jaką jest dla pedagogiki humanistycznej zmarła w Boże Narodzenie 2016 r. Maria Łopatkowa.  

To Jej myśli i praktyce na rzecz imperium homo amans poświęcone są rozprawy i wypowiedzi naukowców, społeczników, wychowawców, polityków oraz funkcjonariuszy różnych organów władz centralnych w naszym kraju oraz odpowiedzialnych za pokojowe stosunki międzynarodowe. Zamieszczone w tomie listy znaczących w życiu polskiego społeczeństwa autorytetów w różnych dziedzinach życia są dowodem wielkiego szacunku, jaki zyskała sobie pani Maria własną działalnością i twórczością.

Łączy Ona w sobie niezwykle rzadko pojawiające się w dziejach naszej nauki
i praktyki wychowawczej m.in. cnoty mądrości, pokory, godności, altruizmu, służby, miłości, perfekcjonizmu itp., na urzeczywistnianie których brakuje czasem sił, a może i odwagi czy determinacji.

Zdarza się, że czyjeś działania pojawiają się albo zbyt wcześnie, albo zbyt późno. Nie zostaliśmy na tyle silnie umocowani duchowo i pragmatycznie w aktywności na rzecz zmiany otaczającego i warunkującego nas w sposób jawny 
i ukryty codziennego świata, by mimo wszystko chociaż spróbować pójść za ideą, która być może niektórym wydaje się banalna, oczywista, albo zbyt naiwna czy nader emancypacyjna. 


Nie wiemy, dlaczego świat ludzi dorosłych jest ciągle przeciwko dziecku, z jakich powodów niektóre cierpią w swoich środowiskach. Nie dociekamy też przyczyn rozwoju i ewoluowania idei homo amans, która ma głęboko humanistyczny i personalistyczny charakter, a zatem nie zagraża nikomu, kto kocha i szanuje dziecko w procesie inkulturacji i stawania się przez nie istotą dorosłą. 



Jestem jednak przekonany, że na różnych uniwersytetach, w akademiach pedagogicznych czy wyższych szkołach zawodowych było i nadal jest silne zainteresowanie PEDAGOGIKĄ SERCA Marii Łopatkowej, gdyż należymy do narodów niezwykle wysoko ceniących w rodzinie dzieci, podobnie jak szczególnie jesteśmy wrażliwi na doznawaną przez nie krzywdę tak w naturalnych środowiskach ich życia i rozwoju, jak i w przestrzeni publicznej czy instytucjonalnej. 

Właśnie dlatego umieściłem tę pedagogię w taksonomii teorii i nurtów wychowania, by wzmocnić szanse jej trwania i dalszego rozwoju. W tym nurcie tworzyli swoje dzieła  m.in. Janusz Korczak, Helena Radlińska, Maria Grzegorzewska, Aleksander Kamiński, Sergiusz Hessen, Marian Balcerek, Aleksander Lewin, ks. Janusz Tarnowski, Alice Miller, Mieczysław Łobocki, Stanisław Ruciński czy Stefan Wołoszyn. 

Marię Łopatkową traktuję jako patronkę nowego pokolenia polskiego pajdocentryzmu. Miałem wyjątkowe szczęście uczestniczenia wraz z Nią w spotkaniach Polskiego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka, ale i sam zapraszałem Ją do udziału w cyklicznej Międzynarodowej Konferencji „Edukacja alternatywna – dylematy teorii i praktyki”, którą zapoczątkowałem na Uniwersytecie Łódzkim w 1992 r. oraz na debaty Polskiego Stowarzyszenia "Szkołą dla Dziecka". 



Na początku tworzonego ruchu nauczycieli klas autorskich w szkolnictwie publicznym zaprosiłem ją do Szkoły Podstawowej nr 37 w Łodzi, gdzie powstała pierwsza taka klasa śp. Wiesławy Śliwerskiej, by na spotkaniu
z nauczycielami i rodzicami przybliżyła podstawowe sfery dziecięcych dramatów, których moglibyśmy uniknąć dzięki świadomości ich 
uwarunkowań, przebiegu i skutków. To było wyjątkowe doświadczenie dla nas wszystkich, gdyż pani Maria o każdej sprawie, każdym wydarzeniu, przypadku czy prawie mówiła z tak wysokim poziomem emocjonalnego zaangażowania, który nie dla wszystkich był zrozumiały i do przyjęcia. 

Chyba wciąż pokutuje w naszych pokoleniach przeświadczenie, że jak ktoś mówi z sercem, wyraża określone myśli także swoimi uczuciami, to zapewne ma jakiś ukryty cel, a być może nawet chce nas do czegoś zmusić lub przekonać. Tymczasem Łopatkowa zawsze taką była, jest i pozostanie wśród nas, bo emocjonalność jest wyrazem szczerości Jej odczuć i autentyczności działania oraz przeżywania świata humanum. Jak bowiem beznamiętnie mówić o dziecięcej krzywdzie? Po co? Kogo to przekona, uczuli, ostrzeże? 

Niektórzy odbierali Jej wypowiedzi jako formę ataku na nich samych czy nawet jako próbę obwiniania ich o takie czy inne skutki dziecięcych porażek. Po latach uświadamiali sobie, jak błędnie Ją postrzegali, skoro w wielu wypadkach mniej lub bardziej drobne czy poważne dziecięce dramaty dotknęły ich własnych podopiecznych
w wyniku odczłowieczających reakcji wobec nich niektórych osób dorosłych. 




Homocentryczna pedagogika serca ma głęboko filozoficzny, przesiąknięty chrześcijańskim humanizmem, ale i grecko-bizantyjską tradycją religijną i kulturalną narodowo-pedagogiczny wymiar. Jeszcze bardziej zwracamy się w nowej edycji niniejszej publikacji ku duchowemu samopoznaniu przez człowieka jego dobrej natury, dobrego serca, by kierował się w swoim mądrym i uczciwym życiu „sercową dobrocią”, wolą „czystego” a nie „chciwego” serca. 

To serce jest głównym organem przeżycia intelektualnego i religijnego, a więc i drogą do Boga. Bogactwo życia wewnętrznego osoby warunkuje jej podmiotowość, zdolność do zaświadczania bycia indywiduum, pełnię własnego bytu, a tym samym wyrażania niezależności od otoczenia zewnętrznego, w tym wolność od „świeckiej skazy”.  

W tym podejściu kryje się głębia słowiańskiej duszy „człowieka sercowego”. Trzeba umieć wychowywać młode pokolenia do poznawania swojej indywidualnej natury, bycia sobą, a zarazem stawania się pożytecznym dla siebie i dla innych, do samoograniczania w imię wolności. Rolą pedagogiki serca jest zobowiązanie wychowawców do koncentracji w swoich oddziaływaniach na centrum życia emocjonalnego wychowanków.

Tym bardziej wyraziłem podziękowania Wydawnictwu za możliwość wznowienia, zaktualizowania, ale także poszerzenia naszej wiedzy na temat stanu rozwoju pedagogiki serca w kraju i na świecie, a także zaangażowania polityków oświatowych i praktyków z różnych dziedzin aktywności na rzecz zwiększenia troski o dziecko. Są w nowej edycji teksty nowych autorów: Jana Łaszczyka, Marka Michalaka i Justyny Gorzkowicz, któtre łączy coś więcej niż tylko podziw i szacunek dla zmarłej Marii Łopatkowej. 

Jej fenomenalne zaangażowanie w personalizm pajdocentryczny, który ukraińscy pedagodzy określają mianem pedagogiki kordialnej, potwierdza potrzebę rozwijania i utrwalania nurtu myślenia oraz działania na rzecz kreowania lepszego świata dla młodych pokoleń i ich wychowawców, a zatem rozwijania cywilizacji miłości. 

Mam nadzieję, że niniejszy tom z zawartymi w nim tekstami, o które z wielką troską zabiegała naukowa redaktor – pani dr Ewa Lewandowska-Tarasiuk z Instytutu Pedagogiki Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, będzie świadectwem nie tylko wspólnej debaty naukowo-oświatowej o pedagogice serca i o potrzebie oddania naszych serc pedagogii dziecka. 

Z treści zawartych w tomie opracowań i adresów wynika podziękowanie dla Marii Łopatkowej oraz wyraz naszego zobowiązania do kontynuowania idei homo amans jako tej, która ma przecież wymiar globalny, ale dla jej zakorzenienia się w XXI w., by stał się on rzeczywistym Stuleciem Dziecka, wymaga lokalnych rozwiązań i zaangażowania każdego z nas. Pamiętajmy o przesłaniu Marii Łopatkowej – Kocham, więc jestem. 



13 lutego 2021

Oświadczenie KOMISJI oraz Ministerstwa DEWALUACJI NAUKI

 



Oświadczenie Komisji Ewaluacji Nauki z dnia 11 lutego br. w sprawie znowelizowanego wykazu czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych Komisja Ewaluacji Nauki pragnie poinformować, że została zaskoczona publikacją wykazu czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych, zawierającego pozycje, których Komisja nie procedowała i nie rekomendowała. 

Zgodnie z art. 274. 1. Ustawy z dnia 20 lipca 2018 r. Prawo o Szkolnictwie Wyższym i Nauce, do zadań KEN należy przygotowanie projektów wykazów wydawnictw recenzowanych monografii naukowych oraz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych, o których mowa w art. 267 ust. 2 pkt 2. 

Komisja działając na podstawie ww. Ustawy oraz Rozporządzenia MNiSW z dnia 7 listopada 2018 r. w sprawie sporządzania wykazów wydawnictw monografii naukowych oraz czasopism naukowych i recenzowanych materiałów z konferencji międzynarodowych (z późniejszymi zmianami) przygotowała projekt nowelizacji wykazu czasopism naukowych uwzględniający czasopisma, które zostały ujęte w międzynarodowych bazach danych (WoS, Scopus, ERIH+) od chwili ogłoszenia poprzedniej wersji wykazu. 

Komisja jest zaniepokojona publikacją wykazu czasopism punktowanych zawierającego liczne pozycje, które nie były konsultowane z KEN. W szczególności, w sporządzonym w dniu 9 lutego br. wykazie znalazły się 73 czasopisma, które nie były procedowane ani rekomendowane przez KEN. Ponadto, Komisja stwierdza, iż w przypadku 237 czasopism pojawiła się podwyższona punktacja, która również nie była konsultowana z KEN. 

Komisja jest zdumiona faktem oraz skalą tego zjawiska i w żadnym dostępnym źródle nie znalazła merytorycznego uzasadnienia wprowadzonych zmian. Komisja stoi na stanowisku, iż ww. zmiany nie służą wiarygodności procesu ewaluacji podmiotów w dyscyplinach nauki. 

Po pierwsze, nie widzę  pod tym Oświadczeniem podpisów. Ciekaw jestem, czy rzeczywiście wszyscy członkowie KEN sygnowali to stanowisko. Wyręczam ich zatem w tym zadaniu, żeby było wiadomo, kto zasiada w tak dekoracyjnym zespole: 

członkowie:

 

Wszystko wygląda na kompletną farsę. KEN nie protestował, nie wydał oświadczenia, kiedy podobnych manipulacji dokonywał w 2019 r. b. minister nauki i szkolnictwa wyższego JAROSŁAW GOWIN.  Teraz nagle członkowie Komisji poczuli się dotknięci, bo zostali pominięci w procesie decyzyjnym, który nie mieści się w żadnych standardach akademickich, tym bardziej etycznych.  

No, ale mamy DOBRĄ ZMIANĘ, a co ważniejsze quasi prawo i quasi sprawiedliwość. Kto zmusza członków KEN do udziału w fikcyjnym organie, który legitymizuje dewaluację nauki?  Wystarczy zajrzeć na stronę KEN, by przekonać się, że ostatnie posiedzenie było w dn. 3 października 2019 r. (sic!).  Sami zachęcili ministra do ręcznego sterowania/manipulowania wykazem. 

Oburzone falą krytyki ministerstwo wyjaśniło Polskiej Agencji Prasowej, że w przygotowaniu i pracach nad nową punktacją brało udział liczne grono uczonych reprezentujących środowiska naukowe z wielu ośrodków naukowych w całym kraju. Prace kierowane były przez dr hab. Pawła Skrzydlewskiego, przy współpracy dr Jakuba Kopra, a także Pana Ministra dr hab. Przemysława Czarnka, który je nadzorował. Materiał do przeprowadzenia zmian w punktacji dostarczyły liczne spotkania online z uczonymi, z którymi prowadzono konsultacje i narady. Liczba osób biorących wprost lub pośrednio w przygotowaniu nowej punktacji liczy około 70. Liczne konsultacje w sprawie punktacji przeprowadzano także drogą telefoniczną, kontaktów osobistych oraz poczty elektronicznej. 

Skomentował to wydarzenie na Twitterze dr hab. Emanuel Kulczycki, który już wcześniej poznał mechanizmy funkcjonowania resortowej władzy:

@ekulczycki

Wiceminister Anna Budzanowska właśnie poinformowała Komisję Ewaluacji Nauki, że złożyła dymisję i od 15 lutego br. nie będzie pracować w Ministerstwie Edukacji i Nauki, wskazując, że uczelnie mogą zakwestionować legalność ewaluacji opartej na właśnie opublikowanym wykazie.


Nie polemizuję z resortem na temat tego, które czasopisma zostały slusznie lub niesłusznie wyróżnione podwyższeniem im punktacji, gdyż na pewno są takie i takie, tzn. są w tym wykazie także periodyki mające niewiele wspólnego z nauką. W powyższych rozstrzygnięciach nie chodzi o  naukę, podobnie jak w przypadku deformy edukacji szkolnej nie chodziło o lepszą jakość edukacji dzieci i młodzieży.   


12 lutego 2021

Dlaczego czasopism ewaluacja to nonsensowna frustracja?


Strasznie nerwowo zrobiło się wczoraj w związku z opublikowanym przez ministra P. Czarnka załącznikiem zawierającym listę punktowanych czasopism. Nie rozumiem oburzenia, które jawi się tu i ówdzie, a szczególnie w mediach społecznościowych.  

Mnie cieszy to, że redakcje INNYCH CZASOPISM mają teraz więcej punktów, niż miały. Najpierw niektórzy naukowcy zachwycali się, że wreszcie zaszła DOBRA ZMIANA, bo liczą się SCOPUSY, HIRSCHE itp., a więc wreszcie można wykosić starsze pokolenie uczonych, aż tu nagle okazało się, że ich periodyk ma wciąż 20 pkt. , albo nie został wprowadzony do tego wykazu.  

No i co z tego? Nie będziemy prowadzić badań? Nie będziemy pisać artykułów, bo nie opublikują nam w periodyku X, Y czy Z za 100 pkt., gdyż tekst nie będzie adekwatny do profilu ideowego? To wydamy poza granicami kraju lub będziemy pisać do tych, które mają najmniej punktów lub w ogóle nie są w tym wykazie, albo przetłumaczymy na język angielski i wydamy w Wielkiej Brytanii czy Australii. 

Dlaczego nie mielibyśmy tak czynić? To w końcu, co jest ważne - jakość publikacji, treść naukowego przekazu myśli, teorii, opublikowanie wyników badań czy punkty, punkty, punkty?  

Czyżby ktokolwiek wierzył, że jakikolwiek proces ewaluacyjny jest w naszym kraju wiarygodny? A co było za PO i PSL? Chyba nikt mi nie powie, że było rzetelnie, transparentnie i sprawiedliwie?! Nie było. Pisałem w blogu o procesie zafałszowanej ewaluacji periodyków, w której uczestniczyli nawet dzisiejsi krytycy nowej listy. 

O co zatem chodzi?      

Tak samo będzie z ewaluacją dyscyplin. Utrzymają się te jednostki z uprawnieniami akademickimi, które mają być "na wierzchu". Inne, niech odwołują się do Pana Boga, to może w zaświatach zostaną wysłuchane. 

Trzeba zatem cieszyć się tym, co jest, a nie tym, czego nie otrzymaliśmy lub co uzyskaliśmy. Oby tylko było komu pisać i publikować, bo obawiam się, że aż takiego naporu na redakcje czasopism z podwyższoną punktacją do 40 - 70 a nawet 100 punktów nie będzie. Ponoć liczy się umiędzynarodowienie nauki, a nie jej lokalność. 

Warto pamiętać, że liczba uzyskanych punktów, wskaźniki Hirscha, Scopus itd. nie mają żadnego znaczenia w ocenie osiągnięć naukowych  osób ubiegających się o stopnie naukowe czy tytuł naukowy profesora. Ponoć przekonał się o tym nawet ten, któremu wydaje się, że jak nazbierał punkcików, to mu się stopień czy tytuł należy, a tu... bach. Uczeni z prawdziwego zdarzenia czytają rozprawy wnioskodawców  i na szczęście tylko to ich obchodzi.  

Po co więc ta frustracja?  Jan Tur tak pisał w 1917 roku (pisownia oryginalna)

Tak, w duszy uczonego winno być wiele dobroci.  Wymaga tego poprostu samo dobro twórczej pracy naukowej. 

Istotnie: zgryźliwość, zawiść, niechęć do ludzi, chęć szkodzenia im, zmysł intrygi - są to wszystko pierwiastki jaknajzupełniej  nie dające się pogodzić z prawdziwą pogodą ducha, równowagą wewnętrzną., bez której być nie może jasnej, spokojnej twórczości (J. Tur,  Nauka i Uczony, Warszawa-Lublin-Łódź-Kraków 1917, s. 192).  

Sądzicie, że w nauce zmieniło się coś na dobre? Czytajmy dalej, co pisał J. Tur sto cztery lata temu:

A naprawdę spokój wewnętrzny nie jest "chose aisée" - czego dowodem dość liczne, niestety, typy uczonych - gryzących się ustawicznie tem, że inni wokoło nich do większych dochodzą swych badań wyników, do rozgłosu szerszego, do większych zaszczytów. Dzięki takim właśnie typom duchowym - wiele ciał akademickich jest często areną walk podziemnych , zabiegów zakulisowych, intryg najrozmaitszych, co, wzięte wszystko razem, a tylokrotnie opisywane, daje obraz godny Daude'towskiego "Immortel'a...  ".  


11 lutego 2021

Nauki społeczne mogą stać się ofiarą restrykcji władz polskich wobec mediów

 


List otwarty do władz Rzeczypospolitej Polskiej i liderów ugrupowań politycznych dotyczy sytuacji, w jakiej znajdą się przedstawiciele nauk społecznych, jeśli sprawujący władzę doprowadzą do ograniczenia dostępu do informacji. 


Zwracam uwagę na krótkie uzasadnienie Sygnatariuszy Listu oraz na pierwszy punkt: 

Zwracamy się w sprawie zapowiadanego nowego, dodatkowego obciążenia mediów działających na polskim rynku, myląco nazywanego „składką”, wprowadzaną pod pretekstem Covid-19. Jest to po prostu haracz, uderzający w polskiego widza, słuchacza, czytelnika i internautę, a także polskie produkcje, kulturę, rozrywkę, sport oraz media. Wprowadzenie go będzie oznaczać:
  1. osłabienie, a nawet likwidację części mediów działających w Polsce, co znacznie ograniczy społeczeństwu możliwość wyboru interesujących go treści, (...) 


Każdy, kto potrzebuje informacji koniecznych do prowadzenia analiz polityki oświatowej, nakowej i szkolnictwa wyższego zdaje sobie sprawę z tego, jak ważny jest wielostronny dostęp do faktów, zdarzeń czy procesów pozyskiwanych przez dziennikarzy różnych mediów. 

Gdyby nie niezależne media, nie dysponowalibyśmy wsparciem np. w diagnozie makrospołecznych ukrytych (skrywanych) przed opinią publiczną uwarunkowań decyzji (także patologicznych) władz państwowych, publicznych, ustawodawczych i kontrolnych w powyższych sferach funkcjonowania społeczeństwa oraz aktywności podmiotów prowadzącej tak do osiągnięć,, jak i do destrukcji czy dysfunkcji polskiej edukacji, nauki  i kultury.

 

W dużej mierze śledczy, niezależni dziennikarze uświadamiają zakresy problemowe koniecznych badań naukowych oraz projektowania przez naukowców rozwiązań profilaktycznych  czy naprawczych z udziałem także pedagogiki jako nauki teoretycznej i praktycznej.   


W programie „Gość Wiadomości” (TVP Info) prezydent Andrzej Duda tak wypowiedział się na temat tego protestu: Słyszę wiele głosów, jak to narusza wolność słowa. Chwileczkę, chwileczkę – to nie o wolność słowa tutaj chodzi, tylko o pieniądze. Wolności słowa w Polsce nie brakuje – można krytykować wszystkich: prezydenta, rządzących, wszyscy są krytykowani. 


To teraz poczekamy na wyjaśnienia przedstawicieli koncernów medialnych i weryfikację danych, które sa przekazywane w mediach państwowych.  Słowom prezydenta o istnieniu powyższych podatków w innych krajach UE zaprzeczyła europosłanka PiS Beata Kempa, która stwierdziła, że ponoć Węgry i Niemcy przygotowują się do takiej operacji. Jak projekt ustawy trafi do Sejmu, to może dowiemy się czegoś więcej. Tymczasem społeczeństwo otrzymało czarny sygnał.