17 sierpnia 2020

O prostactwie i dzikości publicystycznej szczujni [cz.2]

 



Protestuję przeciwko szczuciu przez chorych z nienawiści ideologów środowisk konserwatywnych i lewicowych na czynnych i emerytowanych profesorów tylko dlatego, że chcą wykorzystać we własnym interesie ich poglądy na świat czy wyniki ich naukowych badań do podtrzymywania podłej wojny polsko-polskiej!

Jak słusznie pisze w jednej ze swoich książek prof. A. Nalaskowski: Fenomen współczesnego marketingu nie polega wszak na "wciskaniu" towarów, lecz na wytwarzaniu zapotrzebowania  na nie [A. Nalaskowski, Dzikość i zdziczenie, Kraków:  2006, s.15]. Tym samym różne organizacje pozarządowe, ale i redakcje czasopism czy mediów wizualnych wytwarzają sztuczną potrzebę, potrzebę otoczkową (określenie socjologa Jana  Szczepańskiego) na edukację seksualną lub jej zakaz. 

W tej sytuacji, każda publikacja naukowca na ten temat, któremu obce jest podporządkowanie wiedzy naukowej jakiejkolwiek ideologii politycznej, będzie okazją dla ortodoksów z lewej lub prawej strony sceny politycznej by wykorzystywać jej wycinki, fragmenty, wyłuskane z kontekstu zdania do wprowadzenia ukrytej cenzury lub do uderzenia w autora. 

Oczywiście, że naukowcy także mają swój świat wartości, światopogląd, a niektórzy nawet umacniają go osobistą aktywnością w strukturach partii czy organizacji politycznych. Gorzej jest ze zwalczaniem tych naukowców, którzy są bezpartyjni, w przestrzeni osobistej wolności, niezależni od instytucji, władz itp. Ich publikacje stają się przysłowiową benzyną, którą można dolać do ognia ideologicznej, kulturowej wojny, bez ich osobistego udziału, bez ich zgody. 

Dla ortodoksów korzystne jest, kiedy ich "wróg" już nie żyje, albo stoi nad przysłowiowym grobem lub też gdy są pewni, że nie zabierze we własnej sprawie głosu, bo nie ma zamiaru zniżyć się do ich poziomu, który coraz częściej określany jest w polityce mianem szamba. Z obu stron światopoglądowych róznic i ideologicznych preferencji atakują przede wszystkim ludzie mali, sfrustrowani, ignoranci, obciążeni własnymi niepowodzeniami, którymi muszą kogoś obciążyć. 

Nagle pojawia się okazja, którą stworzyła im władza, ale też wynika ona z demokratycznej wolności słowa, mediów. Najważniejsze, że ktoś zapłaci im "wierszówkę", za artykuł, felieton, za zawierającego insynuacje mema, internetowy hejt. Nie dość, że dobrze się z tym poczują, to jeszcze na tym zarobią. Politycy wytworzyli w nich sztuczną potrzebę tropienia, niszczenia, a więc nekrofilnej aktywności

Jak ktoś jest osobą świecką, o lewicowych poglądach i wartościach, to nie trzeba od niej oczekiwać przejścia na wyznanie religijne, bo od jej własnego wychowania zależy, czy jest agresorem czy istotą prospołeczną, nekrofilem czy biofilem, złodziejem czy darczyńcą. Podobnie od osób wierzących - niezależnie od tego, jakiego są wyznania - oczekuje się jednak spójności ich własnych postaw z wartościami własnej religii, wiary. 

Nie można być lewicowcem, a zarazem prawicowcem, osobą świecką, niewierzącą, a zarazem taką, która chodzi do kościoła, modli się, wierzy, i na odwrót. Osoby wierzące nie będą zarazem świeckimi, ateistami. Wśród jednych i drugich są przestępcy, osoby krzywdzące innych, ale i osoby wspomagające w rozwoju innych. Cechą dzikości i/lub zdziczenia - jak pisze A. Nalaskowski -   jest potrzeba jednoznaczności, która skutkuje różnymi formami i zakresami włączania/wykluczania innych.

Jeśli ktoś z "Frondy" chce z sobie znanego powodu lub raczej bezmyślnie wykluczyć wiedzę naukową na temat seksualności człowieka, to wchodzi w rolę prymitywnego, dzikiego nekrofila, który nie tylko reprezentuje antykulturę i antycywilizację, także sprzeczną z 10 Przykazaniami i nauką społeczną Kościoła katolickiego,  ale i wytwarza postprawdę, burząc się zarazem przeciwko jej istnieniu w innych kwestiach. 

Głównym celem takiego krytyka-przebierańca jest destrukcja, niszczenie, powstrzymanie stanu wiedzy i blokowanie jej upowszechniania. Trafnie określa takiego osobnika A. Nalaskowski pisząc: To wulgarny prostak, bestia dopuszczająca się najbardziej odrażających przestępstw. W każdym wypadku to postać, której głównym celem działania jest krzywda innych. Właśnie owa krzywda jest zasadniczym paliwem życiodajności współczesnego dzikiego [tamże, s. 10-11].

Temat będę zatem kontynuował. 

c.d.n. 

16 sierpnia 2020

Wasz profesor jest gorszy niż nasz [cz.1]

 

Od kilku tygodni trwa w mediach, także społecznościowych, nieprawdopodobny atak na profesora nauk medycznych, seksuologa, harcmistrza, wybitnego humanistę Andrzeja Jaczewskiego. Kiedy pojawiły się pierwsze, a wyrwane z jego najnowzej książki zdania, to już wiedziałem, że nie o prawdę tu chodzi, tylko o wykorzystanie wyłuskanych poglądów w wojnie ideologicznej prawicy z lewicą. 

W końcu, w polityce pełnej błota, postprawdy, ordynarnego fałszowania nauki, niszczenia autorytetów jest cnotą, bo w grę wchodzi skuteczność instrumentalnej, zdehumanizowanej walki o utrwalanie władzy tak, by znieść z przestrzeni publicznej jakąkolwiek myśl, praktykę i ideę inną od własnej. Nie pozostaje uczonym nic innego, jak upomnienie się o minimum przyzwoitości, chociaż o nią jest coraz trudniej, kiedy w grę wchodzi "polityczna czystka", "eksterminacja wroga jako nośnika niepożądanej ideologii i jej autorytetów" i strach, lęk przed zabraniem głosu.

Dlaczego właśnie teraz nastąpił zmasowany atak na profesora medycyny, który jest od kilkudziesięciu lat na emeryturze? Z prostego powodu. Ośmielił się wydać swoje medyczne, seksuologiczne credo, które - zdaniem prawicy - w ogóle nie powinno pojawić się w przestrzeni publicznej, skoro wszelka treść związana z edukacją seksuologiczną dzieci i młodzieży musi być stanowczo zakazana. Generalnie ciało, seksualność = tabu.

Jakże to niebzepieczna wiedza, skoro prowadzący wojnę ideologiczną na rzecz partii władzy, w tym wspieranej głównie przez ten odłam Kościoła katolickiego w Polsce, który nie akceptuje, nie szanuje ani św. Jana Pawła II, ani obecnego Papieża Franciszka, gdyż reprezentują oni w swoich homiliach, adhortacjach, pismach, spotkaniach z młodzieżą na całym świecie naukę społeczną Kościoła katolickiego w duchu II Soboru Watykańskiego. 

Odrestaurowano zatem wewnątrz Kościoła katolickiego, w gronie jego hierarchów, których część nie pogodziła się i nie godzi się z powyższą Nauką oraz zmianami, do jakich nie tylko zachęca, ale i zobowiązuje Papież Franciszek.  

Książka A. Jaczewskiego jest tu tylko i wyłącznie środkiem do prowadzenia podwójnej gry politycznej o władzę, gdyż zaczyna rodzić się w polskim społeczeństwie świadomość kierunku zmian, które redukują wiele praw, z jakich korzystali w demokracji liberalnej. O prawach i demokracji dużo się mówi, ubiera je w piękne słowa, chowa pod parasolem propagandowej sieczki rzekomej troski i dbałości o nie,al eto ma wystarczyć.                       

Nic dziwnego, że coraz większa część Polaków totalnie ogłupionych przez media publiczne i prywatne, także media społecznościowe już w czasie kampanii wyborczej prezydenta powtarzała z przekonaniem, że każdy niepopierany przez PiS kandydat tylko czyha na ich dzieci, by je "seksualizować", "masturbować", "gwałcić", "wykorzystywać seksualnie" itd. 

Uwierzyli, a jakże. Po wyborach trzeba było podtrzymać tę - jak to się pięknie i naukowo określa - narrację, by każdy ją "kupił". No to przeczytajcie tekst z "Frondy", a potem sięgnijcie do książki obsmarowanego propagandowymi fekaliami autora. 

Dokładnie tak samo postęowała władza w PRL. Warto zatem porównać odkrywając prawdę o kolejnej z manipulacji zastosowanej przez niegodnych tej profesji dziennikarzy, publicystów. 

Ciekaw jestem, czy prawicowi, szczególnie ci ortodoksyjnie konserwatywni uczeni - socjolodzy, medycy, psycholodzy, pedagodzy znajdą w sobie chociaż minimum przyzwoitości akademickiej, by przerwać, przeciąć proces destrukcji, na którą także sami przyzwalają swoim milczeniem! 

Czyjej odwagi teraz trzeba, by zatrzymać proces zakłamywania rzeczywistości naukowej? 

Kurator oświaty z Krakowa jej zabraknie. Może brzydzi się tekstami o edukacji seksulanej i o seksualności człowieka w ogóle? O profesorze Nalaskowskim napisała: Jest odwaga, szlachetność, czyste intencje i załadowany, w obronie kultury i tradycji, winchester celnych jak pociski myśli i słów [A. Nalaskowski, Wielkie Zatrzymanie, Kraków 2020, s.9]. O Jaczewskim już tak nie napisze. 

Może jednak profesor Aleksander Nalaskowski oraz członkowie komitetów naukowych PAN - Komitetu Nauk Pedagogicznych, Komitetu Nauk Medycznych zabraliby głos? Tylko czy starczy im odwagi? 

Profesor Nalaskowski może powiedzieć (zaznaczam, że to jest mój sąd probabilistyczny): "No cóż, niszczyliście mnie swoim milczeniem, kiedy atakowała mnie lewica, to i ja teraz także będę milczał. Nie martwił was mój los, to dlaczego mam troszczyć się o "waszego" A. Jaczewskiego?               

Oczywiście, nie wolno nikomu z kręgu Frondy, PiS, Sieci, Wnet-u, Do Rzeczy,  Naszego Dziennika  itd. pisać o profesorze Jaczewskim, że jest uczonym odważnym, szlachetnym, o czystych intencjach, że jego rozprawy naukowe i odwołujące się do wyników własnych badań naukowych oraz tych na świecie pisane były w trosce o ochronę zdrowia i higieny psychicznej dzieci, młodzieży i dorosłych.    

Co z taką wiedzą czynią ideolodzy? Właśnie widzimy. 

Mogę przypuszczać, że wielu dzisiejszych krytyków Profesora A. Jaczewskiego czytało w dobie PRL jego poradniki dla dziewcząt, dla chłopców dotyczące seksualności nastolatków. Zapewne niektórzy się podniecali, a może i masturbowali, zapewne byli tacy, co szydzili z innych. W żadnym ze swoich poradników autor ten nie promował ani pedofilii, ani pederastii, ani jakiegokolwiek wykorzystywania seksualności dziecka przez innych, tak dzieci jak i dorosłych.  

Trzeba mieć w sobie wielką pogardę do Człowieka Nauki, być wysoce nieuczciwym, żeby pisać tak, jak poniżej:         

Andrzej Jaczewski, polski lekarz pediatra, seksuolog i zwolennik edukacji seksualnej stwierdza, że dobrowolne kontakty seksualne dorosłych z dziećmi powyżej lat 9 nie powinny być karalne.

Tak sformułowano tytuł obrzydliwego tekstu: 

Otwarte forum dyskusyjne Frondy[Pedofilia - sprawa jest rozwojowa] Andrzej Jaczewski - seksuolog i pedagog, pediatra, harcmistrz, autor wielu książek - w tym, o wychowaniu seksualnym 

Tekst opatrzono fotografią Profesora, którą tak dobrano, by wywołać u odbiorców negatywny odbiór. Skoro to starzec, to zapewne pedofil. Twarz starszego człowieka nie jest piękna, chociaż toga powinna  komunikować coś innego. Co ciekawe, po kilku dniach fotografia zniknęła ze strony Frondy! Cóż to? Dziennikarzynom zabrakło odwagi? Ideologiczne hieny czegoś się wystraszyły? Czy może naruszyły też czyjeś prawa? Czy to jest w duchu prawa i chrześcijańskiej miłości?    



O czym Fronda chce dyskutować? O profesorze A. Jaczewskim czy o stanie wiedzy naukowej z seksuologii?  

c.d.n.

15 sierpnia 2020

Profesor Marek Kwiek raportuje

 

W "Journal of Economic Surveys" czeka na opublikowanie artykuł profesora Marka Kwieka, który jest dyrektorem Center for Public Policy Studies UNESCO Chair in Institutional Research and Higher Education Policy UAM w Poznaniu.

Uczony postanowił przebadać wraz dr. Wojciechem Roszką bazę obejmującą 100 tys. polskich naukowców i ich wszystkich 400 tys. publikacji z ostatniej dekady. Interesował ich wskaźnik umiędzynarodowienia pracy naukowej w powyższym zakresie, bowiem u żadnego ze scientometrystów na świecie nie pojawił się wiek biologiczny dla całej populacji naukowców w danym kraju. 

Jak piszą w tym artykule:

Dysponujemy w Polsce wskaźnikiem uwzględniającym wiek dla wszystkich naukowców a także  znamy poziom intensywności współpracy międzynarodowej w skali dekady dla każdej osoby mając wszystkie publikacje w Scopus i ich pełne metadane.

Okazuje się, że są dziedziny (spośród 24 badanych), w których kobiety bardziej współpracują międzynarodowo niż mężczyźni..

 

Są dziedziny, w których odsetek kobiet współpracujących międzynarodowo jest większy niż odsetek mężczyzn.

Ponadto kobiety współpracują bardziej w ujęciu ogólnym, instytucjonalnym i krajowym - w tych trzech typach współpracy górują nad mężczyznami.

Najbardziej współpracują młodzi naukowcy - ale w ujęciu zagregowanym zawsze dominują mężczyźni - większy ich odsetek ma 1, 5, 10, 20 i 30 artykułów napisanych we współpracy międzynarodowej niż odsetek kobiet, przeważnie dwukrotnie większy.

Odsetek współpracujących waha się w zależności od wieku naukowców - ale zawsze jest wyższy dla mężczyzn niż kobiet, od 30 do 65 lat.

 

Natomiast ciekawe jest ujecie według dyscyplin: w wielu kobiety silniej współpracują, lub tylko młode kobiety silniej (lub tylko starsi mężczyźni naukowcy).

Takim przykładem jest paradoksalnie matematyka i fizyka - kobiety po 50-tce są bardziej umiędzynarodowione niż mężczyźni w tym samym wieku.

Te nieliczne, które są - i które przetrwały do tego wieku. Fizyka i matematyka mają w ogóle najmniejszy odsetek kobiet.

Zapewne wybrani na nowa kadencję rektorzy, dziekani, dyrektorzy instytutów i szkół naukowych wezmą pod uwagę powyższe dane przyglądając się sytuacji kadr we własnej uczelni. Na wykresach nie ma wyodrębnionej pedagogiki, podobnie jak socjologii czy nauk o polityce, gdyż te mieszczą się w naukach społecznych. Wydzielono z nich jedynie psychologię, która i tak marnie wygląda w tych analizach porównawczych.   

Zob. schemat: Percentage point differences between the overall share of female scientists and the share of female scientists involved in high-intensity international collaboration, all Polish internationally productive university professors, by ASJC discipline (five disciplines omitted: low counts) (in %).

 


Badania prof. Kwieka i dr. Roszki zostały opublikowane w najnowszym numerze „Times Higher Education”.  Życzę interesującej lektury oraz twórczego, umiędzynarodowionego roku akademickiego 2020/2021. 

Zastanawia mnie fascynacja danymi, które powierzchownie dotykają problemów nauki. Niczego bowiem nie są w stanie wyjaśnić, ani też nie da się z nich wyprowadzić żadnych prawidłowości. Jest to niewątpliwie fotografia pewnych zjawisk, ale dlaczego one mają taki a nie inny wymiar i zakres, to niestety już się z niej  nie dowiemy.

Doskonale natomiast służy różnym decydentom, administratorom, globalnemu biznesowi akademickiemu. Dzięki temu politycy mogą podejmować decyzje, co i kogo finansować, a może raczej, na kim i gdzie zaoszczędzić. Tylko po co? 

Czytam kolejne raporty z międzynarodowych badań. Publikacje są w pismach wycenionych na 100 i więcej punktów. Wartość wyników jest makulaturowa. Metodologia badań jest ukryta, ale jak dotrzemy do narzędzi diagnostycznych, to widzimy, że statystyczna obróbka danych przesłania fundamentalne błędy logiczne i merytoryczne. 






14 sierpnia 2020

Maturonienormatywni

 


Jak to dobrze, że  za tak niski wynik egzaminu maturalnego nie odpowiadają tegoroczni abiturienci. Już się martwiłem, że przegranym nie z ich winy dojdzie dodatkowy powód do depresji, a może i tragicznych w skutkach jej następstw. 

Jaki kochany jest minister edukacji - Dariusz Piontkowski, że nie ma do nich pretensji i żalu. Dzięki temu zarówno młodzi dorośli, choc bez świadectwa dojrzałości, jak i ich rodzice mogą spokojnie zasnąć. Co tam matura. Już mamy w sieci zdjęcia tych, co to bez matury osiągnęli wielki sukces życiowy. Świetnie zarabiają, a nawet są idolami rówieśników oraz ich młodszych koleżanek i kolegów.   

Nie matura lecz chęć szczera zrobi z każdego sukcesu "oficera".  Nawet sprzątaczka w szkole - z całym szacunkiem i podziwem, że w ogóle jeszcze utrzymuje się takie etaty, bo przecież uczniowie z nauczycielami mogliby sami sprzątać po sobie, jak w domu - zarabia więcej od nauczyciela i dyrektora szkoły. Wybierzcie sobie z załączonej galerii, kim chcielibyście zostać, bez matury. 

Minister jest tym jedynym, który wie, że tegoroczni maturzyści naprawdę mogli, potrafili, chcieli mieć lepsze wyniki z egzaminu państwowego, ale ... to, że prawie jedna trzecia z nich go nie zdała, nie jest spowodowane ich winą. Winni są strajkujący rok temu nauczyciele. Gdyby nie ten paskudny strajk, to  w tym roku młodzież nie miałaby żadnego problemu, a maturę zdałoby co najmniej 90 proc. nastolatków, jak nie więcej. 

Oni tak przeżywali ubiegłoroczny strajk nauczycielski, tak zacięli się w sobie, tak bardzo stracili zaufanie do swoich nauczycieli, że postanowili zrobić im na złość i nie uczyć się. Na złość ZNP podjęli decyzję, że w tym roku  nie przyłożą się do matury. Minister zaś o innej porze dnia podał jeszcze inny powód niepowodzeń: "Jego zdaniem część zdających zlekceważyła egzamin maturalny i nie wykazała się samodyscypliną."

Tymczasem młodzież mamy wspaniałą, co widać na patriotycznych, narodowych manifestacjach. Ona kiedyś uczyła się dużo, bardzo dużo. Globalni nastolatkowie, milenialsi, młodzi spod znaku B, G, L, T, X, Y, Z, czy jak tam jeszcze można ich symbolicznie ująć, by oddać właściwą treść intrasubiektywnych mocy, potencjałów oraz maturonienormatywnych motywacji, intensywnie uczyli się całe ranki, a od południa do wieczora rozpamiętywali ubiegłoroczną zdradę profesorów. 

W tym roku mieli ostatnią szansę, żeby wyrazić swój sprzeciw wobec nauczycieli, którzy strajkowali. To przez nich mieli zaległości, nieprzerobiony materiał. Do tego jeszcze premier zamknął im szkołę. No i dobrze. Przecież wiadomo, ze do szkoły nie  chodzi się po to, by się w niej uczyć. 

Rodzice zaś wiedzą, że minister naprawdę bardzo się starał. Nawet zlikwidował jedną z najtrudniejszych części matury, jaką dotychczas ponoć był egzamin wewnętrzny. To w jego trakcie nauczyciele mieli okazję, by pokazać, kto ma w szkole władzę i co sądzą o postawach niektórych obiboków. Dziękujemy ministrowi za jego wyrozumiałość i potępienie nauczycielskiego strajku oraz tych, którym nie chciało się z powyższych powodów zdyscyplinować ciała i umysłu. Po co?

 


13 sierpnia 2020

Powrót dzieci do przedszkoli i szkół jest konieczny


W Niemczech nie ma ministerstwa edukacji narodowej, gdyż tą dziedziną zajmuje się Ministerstwo Kultury. Słusznie. Edukacja jest inkulturacją, a zatem nie ma potrzeby i nie powinno się czynić z niej odrębnej sfery życia dzieci, młodzieży i osób dorosłych. To w krajach postsowieckich utrzymuje się odrębność oświaty i centralizm edukacyjny od innych  sfer życia publicznego, które kluczowe są dla funkcjonowania i rozwoju społeczeństwa. 

W najnowszym "Tygodniku Powszechnym" dyplomata, menedżer kultury i wydawca - Paweł Potoroczyn przywołuje anegdotę o Miłoszu: Po powrocie do Polski dziennikarz pyta sędziwego poetę:"Jak byłaby pana pierwsza decyzja, gdyby został pan ministrem kultury?", na co Miłosz odpowiada: "Przywróciłbym grekę w szkołach". Ależ to jest w gestii ministra edukacji", zauważa dziennikarz. "O, to teraz są osobno?" - dziwi się Miłosz. [Spoidło wielkie, TP, 2020 nr 33, s. 18]    

Dzisiaj nikogo to nie dziwi, bo edukacja w Polsce nie jest częścią kultury. Natomiast jest nią w Niemczech. Tam, każdy kraj związkowy (Land) ma własny system edukacji, który jest odpowiednio wysoko finansowany i drożny w każdym zakresie (pionowo i poziomo). Dzięki temu  można zmieniać miejsce zamieszkania, a tym samym także placówkę edukacyjną kontynuując proces uczenia się. 

W każdym Landzie zarządza szkolnictwem odpowiednik krajowego ministerstwa kultury, dzięki czemu wydatki na edukację są adekwatne do terytorialnych warunków, potrzeb i oczekiwań ludności. Jakie zatem planuje się rozwiązania w związku ze zbliżającym się rozpoczęciem nowego roku szkolnego? 

Tak np. w Nadrenii Północna-Westfalia, która jest największym krajem związkowym w tym państwie, podjęto już decyzję, że wszyscy idą do szkół, ale obowiązek noszenia w nich maseczek będzie dotyczył jedynie uczniów od klasy piątej wzwyż.  

Przyjęto wskaźnik zdiagnozowanych przypadków, który jest niski, a zatem nie powinien skutkować zagrożeniem dla zdrowia  dzieci, jeśli na podstawie badań przesiewowych wynosi on poniżej 25 osób z wynikiem pozytywnym na 100 tys. testowanych osób; średni poziom zagrożenia ma miejsce, kiedy wynik mieści się w granicach 25-50 osób zdiagnozowanych pozytywnie na 100 tys. przypadków, zaś jest wysoki - powyżej 50 zakażonych osób. Tym samym, jeśli nastąpi gwałtowny wzrost zachorowań, to trzeba będzie adekwatnie reagować w danym środowisku wprowadzając odpowiednie obostrzenia sanitarne. 

Z badań klinicznych w Bochum, Lipsku i Dreźnie wynika, że najniższy wskaźnik zarażeń COVID-19 występuje u dzieci do 10 roku życia. Tym samym nic nie stoi na przeszkodzie, by mogły one chodzić do przedszkoli i szkół. W czasie zajęć w klasach początkowej edukacji maseczki nie są obowiązkowe. Wszyscy muszą je nosić w czasie przerw, na korytarzu szkolnym.  Nie wolno prowadzić zajęć dydaktycznych w pomieszczeniach, które nie były wietrzone.       

Natomiast w Saksonii każdy nauczyciel i uczeń sam będzie decydował o tym, czy będzie nosił w trakcie zajęć szkolnych maseczkę, czy nie. Nie ma takiego obowiązku. Konieczne jednak jest jej zakładanie, kiedy uczeń przemieszcza się na terenie szkoły, jest poza własną salą lekcyjną. W Brandenburgii wprowadzono obowiązek noszenia maseczek ochronnych na usta i nos, zarówno w trakcie zajęć lekcyjnych, jak i w czasie pauz lekcyjnych. 

Zaleca się, by w sytuacji wysokich temperatur danego dnia  dzielić lekcje na krótsze okresy i robić częściej przerwy celem lepszego wietrzenia pomieszczeń i stworzenia uczniom oraz nauczycielom większego komfortu psychicznego przez możliwe schładzanie organizmu.  Wszyscy powinni jak najczęściej myć ręce wodą z mydłem.       

Zdaniem medyków, naukowców z Uniwersytetu w Hamburgu szkoły muszą być dostępne dzieciom i młodzieży, gdyż ich zamknięcie w dłuższej perspektywie czasowej skutkuje większymi zagrożeniami dla ich zdrowia oraz rozwoju. Z badań wynika, że w niepokojącym zakresie wzrasta u dzieci i młodzieży zakres problemów o charakterze psychicznym i fizycznym. Dzieci mają trudności z zaśnięciem, uskarżają się na bóle głowy i brzucha. Lockdown rzutuje też na zwiększający się zakres przemocy domowej, konfliktów wynikających z obciążeń rodziców, którzy są  także zmuszeni do pracy zdalnej.  

Uczniowie powyżej 10 roku życia powinni jednak nosić w szkole maseczki ochronne przede wszystkim w tych miejscach, w których nie da się zachować odpowiedniego dystansu fizycznego między nimi. Jednak w sytuacji wysokiego stopnia zachorowań (>50 na 100 tys.) nie powinno się prowadzić zajęć z kultury fizycznej. 

Ochrona przed zarażeniem dotyczy nie tylko uczniów, ale także nauczycieli. Niemieccy lekarze zwracają uwagę na to, że ok. 30 proc. nauczycieli należy do grupy ryzyka, przy czym wskazują na to, by nie traktować tej grupy zawodowej w jakiś szczególny sposób. Mogą oni bowiem zarazić się nie w szkole, ale w środkach komunikacji miejskiej, w sklepie, na ulicy itp.    

Uczniowie powinni wrócić do szkół, gdyż edukacja w systemie zdalnym, jedynie online jest nieskuteczna. Wyłącza bowiem z procesu uczenia się wiele zmysłów, które są konieczne do lepszego poznania, zrozumienia i doświadczenia tego, co jest istotne dla ich rozwoju. Dzieci i młodzież potrzebują bliskości społecznej, doznań w środowisku społecznym. 

Lekarze nie ukrywają, że dzieci i młodzież mogą być bezobjawowymi nośnikami wirusa, ale tego nie da się uniknąć. Brutalna prawda jest taka, że mogą zarazić nim starszych członków swojej rodziny. Z tego jednak powodu nie wolno ich zatrzymywać w domu odcinając od środowiska codziennego życia i obowiązków.  

Jak będzie w Polsce? Już wiemy. Wczoraj ogłosił to minister edukacji. 

    


(źródła: 1) Selbstverständlich können auch Kinder das Virus übertragen"; 2) NRW hält an Maskenpflicht im Unterricht fest; rys. z Fb). 


12 sierpnia 2020

Umberto Eco o imigracji i migracji



W okresie wakacyjnym ukazał się zbiór czterech wykładów wybitnego filozofa, mediewisty, semiologa i badacza kultury masowej Umberto Eco p.t. "Migracje i nietolerancja" w znakomitym przekładzie  Krzysztofa Żaboklickiego (Warszawa, 2020). 

Dwa z nich nie były publikowane we Włoszech. To, co je łączy, to problematyka migracji i nietolerancji, której poświęciłem także uwagę przywołując wcześniej monografię krakowskich psycholożek. Mistrz filozoficznego eseju  podjął kwestię, która na początku XXI wieku wywołała liczne spory nie tylko we Włoszech, a dotyczące przekształcania się europejskiego kontynentu w ziemię obiecaną dla migrantów z krajów Azji, Ameryki Łacińskiej i Afryki. 

Postawa U. Eco wobec tego zjawiska jest zaprzeczeniem radykalnie odmiennego podejścia do wypierania Europejczyków przez ludność różnych ras, koloru skóry, wyznań, jakie prezentowała w swoich studiach Oriane Fallaci. Nie ubolewa nad tym, że wraz z końcem XX w. doszło do wyraźnego zaprzeczenia koncepcji tygla, meling pot, na skutek przemieszania się ze sobą ludzi różnych kultur, narodowości i religii, zaś tym, co ich łączy i umożliwia porozumiewanie się, stał się język angielski.

Jak mówił  w czasie swojego wykładu w styczniu 1997 r. na otwarciu naukowego zjazdu w Walencji: Otóż w Europie wystąpi podobne zjawisko i żaden rasista, żaden tęskniący za przeszłością reakcjonista nie będzie mógł temu zapobiec (s.15). Konieczne jest - zdaniem filozofa - odróżnienie pojęcia "imigracja" od terminu "migracja" ze względu na zachodzące na świecie zmiany w tym zakresie. 

Imigracja jest wtedy, gdy pewna liczba osób (może być znaczna, ale w ujęciu statystycznym bardzo mała w stosunku do liczby ludności krajów, z których pochodzą) przenosi się z jednego kraju do drugiego (jak Włosi i Irlandczycy do Ameryki lub jak dzisiaj Turcy do Niemiec). Imigrację można poddawać kontroli politycznej, ograniczać, popierać, planować i akceptować (tamże). Trudno jest zapanować nad tak naturalnym procesem, natomiast imigranci asymilują się kulturowo w nowych warunkach życia, nie zamierzają zmieniać czy ingerować w jego prawa i obyczaje.    

Natomiast [M]igracja jest wtedy, gdy cały naród przemieszcza się stopniowo z jednego obszaru na drugi (nie ma znaczenia liczba tych, którzy na własnym obszarze pozostają; liczy się to, w jakiej mierze migranci radykalnie zmieniają kulturę kraju, do którego się przenieśli)" (s.15-16). 

Migranci odmawiają przyjęcia kultury narodu kraju, do którego przybywają. Nie akceptują jego tradycji, zwyczajów, języka, kultury itp., gdyż ich celem jest przekształcenie kultury mieszkańców zajętego terytorium. Z tego też powodu ruchy migracyjne są poddawane kontroli politycznej państw, do których obcy zmierzają. 

Zderzenie kultur jest - zdaniem Eco - nieuniknione, czego jesteśmy od co najmniej dekady świadkami w Europie, ale też nie ma możliwości przeciwstawienia się tym procesom. Europa będzie kontynentem wielorasowym albo - jak wolicie - "kolorowym". Będzie tak, jeśli wam się podoba; jeśli wam się nie podoba, będzie nim również (...). Rasiści jednak powinni być (w teorii) rasą wygasającą (s. 18).

Drugi z wykładów U. Eco zatytułowany Nietolerancja jest kontynuacją powyższych analiz i refleksji ze względu na ściśle powiązane ze sobą podtrzymywane jeszcze oparte na doktrynie ideologicznej zasady fundamentalizmu, integryzmu i pseudonaukowego rasizmu, których podstawą jest nietolerancja. Jak pisz Umberto Eco:

Nietolerancja stawia się przed jakąkolwiek doktryną. W tym sensie nietolerancja ma biologiczne korzenie, wśród zwierząt przejawia się jako terytorializm, bazuje na powierzchownych często reakcjach emocjonalnych - nie znosimy ludzi, którzy są od nas różni, gdyż mają innego koloru skórę, gdyż mówią niezrozumiałym dla nas językiem, gdyż  jedzą żaby, psy, małpy, świnie, czosnek, gdyż noszą tatuaże ...  (s.22).

O ile z osobami reprezentującymi doktrynalną nietolerancję można rozmawiać, dyskutować, wchodzić z nimi w dialog, o tyle  najbardziej niebezpieczną jest prymitywna nietolerancja, a więc taka, (...) która rodzi się pod nieobecność wszelkiej doktryny, wynika z elementarnych popędów. Dlatego nie daje się jej krytykować i hamować za pomocą racjonalnej argumentacji (s.24).                

Jednak - jak pisze Eco: Najokropniejszą nietolerancją jest nietolerancja biedaków, którzy są głównymi ofiarami różnicy. Wśród bogatych nie ma rasizmu. Bogaci mogą być autorami doktryn rasistowskich, ale to biedni wprowadzają je w o wiele bardziej niebezpieczną praktykę (s.25). 

Koleżankom i kolegom z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego, którzy od kilku lat prowadzą konferencje naukowe poświęcone utopiom,  gorąco polecam trzeci z wykładów Eco p.t. Nowy traktat w Nijmegen. Wprawdzie profesor nawiązuje do zawartego w Nijmegen traktatu pokojowego między Francją, Holandią, Hiszpanią, Brandenburgią, Szwecją, Danią, biskupstwem Muenster i Świętym Cesarstwem Rzymskim, ale  w swej wymowie dotyczy jego esej utopijnego marzenia o zaniknięciu wszelkich konfliktów politycznych, społecznych, zbrojnych, nienawiści i nietolerancji na naszym kontynencie.   

Upamiętniając dzisiaj w Nijmegen pierwszą, utopijną próbę zawarcia ogólnoeuropejskiego pokoju, musimy wypowiedzieć wojnę rasizmowi. Jeśli nie uda się nam pokonać tego odwiecznego wroga, będziemy zawsze w stanie wojny, chociaż złożyliśmy nasz oręż na strychu - ale wiele rodzajów broni jest jeszcze w obiegu, świadczą o tym rzeź na wyspie Utøya i masakra w szkole hebrajskiej we Francji (s.31).   

Eco zapewnia, że walka z nietolerancją nie oznacza konieczności (...) akceptowania każdego światopoglądu i czynienia z relatywizmu etycznego nowej europejskiej religii. Wychowując naszych współobywateli, a zwłaszcza dzieci, w duchu otwartej tolerancji, winniśmy jednocześnie uznać, że  istnieją obyczaje, idee i zachowania, które są i muszą pozostać dla nas nie do przyjęcia.  Istnieją typowe dla dla europejskiego światopoglądu wartości, stanowiące dziedzictwo, którego nie wolno nam się wyrzec (s. 31-32).

Możemy domyślać się, że filozofowi chodzi o wspólnotę wartości chrześcijańskiej, które służą rozróżnianiu dobra od zła. Rolą zatem wychowania i kształcenia młodych pokoleń powinno być kształtowanie u nich arystotelesowskiej cnoty roztropności, phronesis.  W klasycznym znaczeniu phronesis jest umiejętnością zarządzania i narzucania sobie dyscypliny za pomocą rozumu; jako taką ogłoszono ją jedną z czterech cnót głównych i często łączono z mądrością oraz intuicją, z umiejętnością rozróżniania czynów dobrych i złych nie tylko w sensie ogólnym, lecz i w odniesieniu do ich występowania w danym czasie i w danej przestrzeni (s. 32). 

Ostatni esej Eco p.t. Doświadczenia wzajemnej antropologii przypomina mi znakomity projekt gdańskich pedagogów, który był przez nich realizowany w połowie lat 90. XX w. pod kierunkiem prof. Joanny Rutkowiak a dotyczył właśnie uczenia się od outsidera. Nasi naukowcy udali się do zaprzyjaźnionego w Szwecji uniwersytetu, by na podstawie ich obserwacji i wynikających z nich  wniosków autochtoni mogli nauczyć się czegoś nowego, lepiej poznać siebie oraz przyczyny porażek czy błędów w kształceniu nauczycieli. 

Nie przypuszczam, by pomorscy uczeni mieli wiedzę na temat podobnego doświadczenia z lat 80. XX w. francuskich antropologów kultury, którzy zaprosili do siebie kolegów antropologów z Afryki, by podzielili się z nimi opinią na temat tego, jak postrzegają francuską kulturę. Kultury zawsze obserwowały się wzajemnie, lecz na ogół my, ludzie Zachodu, znaliśmy jedynie obserwacje, które sami  czyniliśmy na temat innych (s.35).  Eco dodaje: My, ludzie Zachodu, zauważyliśmy z opóźnieniem, że także inni na nas patrzą (s. 36). 

Znakomicie odsłania włoski filozof wyniki tego transkulturowego doświadczenia prowadzącego do uchwycenia przez obcych różnic kulturowych z ich punktu widzenia. Ich odsłona nie musi skutkować negacją, ale może sprzyjać wzajemnemu  zrozumieniu odmienności kultur oraz akceptacji dla niej. Tępienie rasizmu nie oznacza, że mamy dowodzić i przekonywać, że inni nie są od nas różni; oznacza zrozumienie i akceptację ich różności (s. 41).                 

Ostatni wykład zamyka pięknie sformułowana mądrość Chińczyka - Zhao Tingyanga:

Każda rzecz zmarnieje, jeżeli stanie się dokładnie taka sama z innymi. [...] Dzięki harmonii rzeczy rozkwitają, jednolitość sprawia, że marnieją (s.42). 

Ten jakże niezwykły w swej treści i stylistyce zbiór wykładów wywołał moje doświadczenie z realizowanego na początku lat 90. XX w. wspólnie ze szwajcarskimi pedagogami projektu międzykulturowego uczenia się nauczycieli. W jego ramach najpierw przez dwa tygodnie polscy nauczyciele mieszkali w domach Szwajcarów i wspólnie z nimi, w naturalnych, codziennych warunkach życia i pracy zawodowej uczyli się OBCOŚCI i odkrywali zarazem samych siebie, by przez kolejne dwa tygodnie zaprosić swoich gospodarzy do kraju, do własnego mieszkania i szkoły w podobnym celu. O wieloletnim projekcie pisaliśmy w cyklu rozpraw poświęconych edukacji alternatywnej.   


        
(Uwaga: wszelkie wyróżnienia w cytatach są moje)
  
   

     

  

11 sierpnia 2020

Zapraszam do współpracy młodzież ze szkół ponadpodstawowych w ramach programu "Zdolny uczeń - świetny student"


Nie wiemy, jaka będzie sytuacja w nowym roku akademickim 2020/2021 ze względu na potencjalne zagrożenie wirusem COVID-19 czy jego kolejnymi odmianami.  Uniwersytet działa jednak bez względu na to. Nawet, gdybyśmy mieli prowadzić badania w ograniczonych warunkach czasowych, zdrowotnych i przestrzeni, to jednak nie  zamierzamy złożyć broni.

PEDAGODZY są optymistami. Kto jest pesymistą, to niech pieści swoją depresję, kompleksy czy dalej skrywa nieudacznictwo lub brak kompetencji. 

W Katedrze Teorii Wychowania Uniwersytetu Łódzkiego  planuję co najmniej dwie otwarte dla innych, dla osób spoza UŁ, oferty samokształcenia, partycypacji w projektach badawczych czy podnoszeniu własnych kwalifikacji badawczych w naukach społecznych.  

Pierwszy projekt dotyczy możliwego włączenia się przez młodzież szkół ponadopodstawowych do moich badań  w ramach ogólnouczelnianego programu „Zdolny uczeń świetny student”. 
W roku akademickim 2019/2020 była to już druga edycja tego programu. Jak pisze prorektor UŁ  S. Cieślak: 

Liczymy, że pomimo pandemii, będzie to możliwe. Uczniowie szkół ponadpodstawowych, od trzech lat, na Uniwersytecie Łódzkim mogą realizować program „Zdolny uczeń - świetny student”. Dla przypomnienia - głównym celem programu jest  poszerzenie wiedzy z danego obszaru nauki, którym zainteresowany jest uczeń oraz indywidualna współpraca pomiędzy tzw. opiekunem – nauczycielem akademickim a  uczniem. 

Uczniowie wspólnie z opiekunem – mentorem opracowują  indywidualny harmonogram spotkań, na których realizowane są zagadnienie z danego obszaru nauki. Program realizowany jest przez cały rok akademicki, są to cykliczne spotkania.

Uczniowie, którzy zgłaszają się do programu, często nie mają doprecyzowanych zainteresowań,  dlatego chcielibyśmy wyjść im naprzeciw i stworzyć ofertę tematyczno – obszarową (zagadnienia), z której mogliby skorzystać w kolejnym roku akademickim 2020-2021.

W mijającym właśnie roku akademickim, miałem wielką przyjemność współpracować z niezwykle zdolną uczennicą I Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika w Łodzi - Anastazją Kowalską.  Odpowiedziała na moją ofertę, która brzmiała:  

Refleksyjny pedagog harcerski (temat skierowany do osób zainteresowanych problematyką pedagogiczną, np. instruktorów harcerstwa, uczniów - społecznych wychowawców ZHP czy ZHR, którzy chcieliby pogłębić swoje kwalifikacje w pedagogice).

Okazało się, że p. Anastazja jest instruktorką harcerską, drużynową zuchów, która zgłosiła się do tego programu, gdyż chciała dowiedzieć się czegoś więcej o źródłach metody zuchowej oraz o jej aplikacji w naukach pedagogicznych i oświacie. Opracowaliśmy wspólnie plan badań, na które składała się analiza literatury skautowej i zuchowej od początku tego ruchu aż do czasów współczesnych.

W ciągu kilku miesięcy, mimo pandemii, powstała ciekawa prezentacja i artykuł naukowy, które mogą być zaprezentowane na ogólnouczelnianej konferencji naukowej. Być może dojdzie do tego we wrześniu.

Większość uczniów, która zgłosiła się do tego programu (...) jednak zawiesiła realizację zadań z różnych powodów, ale głównie - braku możliwości przeprowadzania badań w terenie, braku możliwości kontynuacji badań laboratoryjnych, braku czasu i dużego obciążenie uczniów, ale też mentorów zdalną edukacją. Część uczniów realizujących zadania w formie zdalnej, z powodu zawieszenia zajęć na początku pandemii, ma opóźnienie – w tym semestrze nie ukończą projektów, ale są chętni do kontynuowania ich w przyszłym semestrze (...).

Piszę o tym dlatego, że władze UŁ zaproponowały niezwykle wartościowy program, dzięki
któremu naukowcy różnych wydziałów, jednostek mogą udostępnić młodzieży swój warsztat naukowo-badawczy, i to nie na zasadzie "dotknięcia", okolicznościowego spojrzenia (np. w trakcie Festiwalu Nauki czy Otwartych Drzwi), ale autentycznej partycypacji w nim. Warto go zatem kontynuować. 

Twórca tego programu prorektor ds. studenckich - dr hab. Sławomir Cieślak prof. UŁ skierował do wszystkich uczestników tej edycji słowa podziękowania: 

Ja się z Państwem żegnam jako prorektor UŁ, ale zapewniam, że program będzie nie tylko działał dalej, ale będzie się rozwijał i będziemy dalej się spotykać, bez względu na sytuację. Chcę podziękować uczniom za wysiłek włożony w realizację ich pasji. W tym roku były to spotkania online, ale mam nadzieję, że równie wartościowe, jak te tradycyjne. Dziękuję nauczycielom za wspieranie uczniów i za to, że czasem byli Państwo na zajęciach. Dziękuję też rodzicom, że podołali całej logistyce związanej z uczestnictwem w programie... 


Obiecałem kontynuację pracy z młodzieżą w kolejnym roku akademickim. Proponuję młodzieży naszego regionu (woj. łódzkie) od października 2020 r. udział w jednym z dwóch, tematów badawczych: 

1. Harcerstwo między skautową tradycją a zdystansowaną i zróżnicowaną współcześnie aktywnością młodzieży. Badania krytyczne  

2. Szkoła średnia jako laboratorium demokracji. Dlaczego młodzieży brakuje odwagi? 

Czy jednak będą chętni? Tego nie wiem. Każdy wydział proponuje tematy badawcze w ramach własnych dziedzin i dyscyplin naukowych. Do zobaczenia w nowym roku akademickim!