Dwa z nich nie były publikowane we Włoszech. To, co je łączy, to problematyka migracji i nietolerancji, której poświęciłem także uwagę przywołując wcześniej monografię krakowskich psycholożek. Mistrz filozoficznego eseju podjął kwestię, która na początku XXI wieku wywołała liczne spory nie tylko we Włoszech, a dotyczące przekształcania się europejskiego kontynentu w ziemię obiecaną dla migrantów z krajów Azji, Ameryki Łacińskiej i Afryki.
Postawa U. Eco wobec tego zjawiska jest zaprzeczeniem radykalnie odmiennego podejścia do wypierania Europejczyków przez ludność różnych ras, koloru skóry, wyznań, jakie prezentowała w swoich studiach Oriane Fallaci. Nie ubolewa nad tym, że wraz z końcem XX w. doszło do wyraźnego zaprzeczenia koncepcji tygla, meling pot, na skutek przemieszania się ze sobą ludzi różnych kultur, narodowości i religii, zaś tym, co ich łączy i umożliwia porozumiewanie się, stał się język angielski.
Jak mówił w czasie swojego wykładu w styczniu 1997 r. na otwarciu naukowego zjazdu w Walencji: Otóż w Europie wystąpi podobne zjawisko i żaden rasista, żaden tęskniący za przeszłością reakcjonista nie będzie mógł temu zapobiec (s.15). Konieczne jest - zdaniem filozofa - odróżnienie pojęcia "imigracja" od terminu "migracja" ze względu na zachodzące na świecie zmiany w tym zakresie.
Imigracja jest wtedy, gdy pewna liczba osób (może być znaczna, ale w ujęciu statystycznym bardzo mała w stosunku do liczby ludności krajów, z których pochodzą) przenosi się z jednego kraju do drugiego (jak Włosi i Irlandczycy do Ameryki lub jak dzisiaj Turcy do Niemiec). Imigrację można poddawać kontroli politycznej, ograniczać, popierać, planować i akceptować (tamże). Trudno jest zapanować nad tak naturalnym procesem, natomiast imigranci asymilują się kulturowo w nowych warunkach życia, nie zamierzają zmieniać czy ingerować w jego prawa i obyczaje.
Natomiast [M]igracja jest wtedy, gdy cały naród przemieszcza się stopniowo z jednego obszaru na drugi (nie ma znaczenia liczba tych, którzy na własnym obszarze pozostają; liczy się to, w jakiej mierze migranci radykalnie zmieniają kulturę kraju, do którego się przenieśli)" (s.15-16).
Migranci odmawiają przyjęcia kultury narodu kraju, do którego przybywają. Nie akceptują jego tradycji, zwyczajów, języka, kultury itp., gdyż ich celem jest przekształcenie kultury mieszkańców zajętego terytorium. Z tego też powodu ruchy migracyjne są poddawane kontroli politycznej państw, do których obcy zmierzają.
Zderzenie kultur jest - zdaniem Eco - nieuniknione, czego jesteśmy od co najmniej dekady świadkami w Europie, ale też nie ma możliwości przeciwstawienia się tym procesom. Europa będzie kontynentem wielorasowym albo - jak wolicie - "kolorowym". Będzie tak, jeśli wam się podoba; jeśli wam się nie podoba, będzie nim również (...). Rasiści jednak powinni być (w teorii) rasą wygasającą (s. 18).
Drugi z wykładów U. Eco zatytułowany Nietolerancja jest kontynuacją powyższych analiz i refleksji ze względu na ściśle powiązane ze sobą podtrzymywane jeszcze oparte na doktrynie ideologicznej zasady fundamentalizmu, integryzmu i pseudonaukowego rasizmu, których podstawą jest nietolerancja. Jak pisz Umberto Eco:
Nietolerancja stawia się przed jakąkolwiek doktryną. W tym sensie nietolerancja ma biologiczne korzenie, wśród zwierząt przejawia się jako terytorializm, bazuje na powierzchownych często reakcjach emocjonalnych - nie znosimy ludzi, którzy są od nas różni, gdyż mają innego koloru skórę, gdyż mówią niezrozumiałym dla nas językiem, gdyż jedzą żaby, psy, małpy, świnie, czosnek, gdyż noszą tatuaże ... (s.22).
O ile z osobami reprezentującymi doktrynalną nietolerancję można rozmawiać, dyskutować, wchodzić z nimi w dialog, o tyle najbardziej niebezpieczną jest prymitywna nietolerancja, a więc taka, (...) która rodzi się pod nieobecność wszelkiej doktryny, wynika z elementarnych popędów. Dlatego nie daje się jej krytykować i hamować za pomocą racjonalnej argumentacji (s.24).
Jednak - jak pisze Eco: Najokropniejszą nietolerancją jest nietolerancja biedaków, którzy są głównymi ofiarami różnicy. Wśród bogatych nie ma rasizmu. Bogaci mogą być autorami doktryn rasistowskich, ale to biedni wprowadzają je w o wiele bardziej niebezpieczną praktykę (s.25).
Koleżankom i kolegom z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego, którzy od kilku lat prowadzą konferencje naukowe poświęcone utopiom, gorąco polecam trzeci z wykładów Eco p.t. Nowy traktat w Nijmegen. Wprawdzie profesor nawiązuje do zawartego w Nijmegen traktatu pokojowego między Francją, Holandią, Hiszpanią, Brandenburgią, Szwecją, Danią, biskupstwem Muenster i Świętym Cesarstwem Rzymskim, ale w swej wymowie dotyczy jego esej utopijnego marzenia o zaniknięciu wszelkich konfliktów politycznych, społecznych, zbrojnych, nienawiści i nietolerancji na naszym kontynencie.
Upamiętniając dzisiaj w Nijmegen pierwszą, utopijną próbę zawarcia ogólnoeuropejskiego pokoju, musimy wypowiedzieć wojnę rasizmowi. Jeśli nie uda się nam pokonać tego odwiecznego wroga, będziemy zawsze w stanie wojny, chociaż złożyliśmy nasz oręż na strychu - ale wiele rodzajów broni jest jeszcze w obiegu, świadczą o tym rzeź na wyspie Utøya i masakra w szkole hebrajskiej we Francji (s.31).
Eco zapewnia, że walka z nietolerancją nie oznacza konieczności (...) akceptowania każdego światopoglądu i czynienia z relatywizmu etycznego nowej europejskiej religii. Wychowując naszych współobywateli, a zwłaszcza dzieci, w duchu otwartej tolerancji, winniśmy jednocześnie uznać, że istnieją obyczaje, idee i zachowania, które są i muszą pozostać dla nas nie do przyjęcia. Istnieją typowe dla dla europejskiego światopoglądu wartości, stanowiące dziedzictwo, którego nie wolno nam się wyrzec (s. 31-32).
Możemy domyślać się, że filozofowi chodzi o wspólnotę wartości chrześcijańskiej, które służą rozróżnianiu dobra od zła. Rolą zatem wychowania i kształcenia młodych pokoleń powinno być kształtowanie u nich arystotelesowskiej cnoty roztropności, phronesis. W klasycznym znaczeniu phronesis jest umiejętnością zarządzania i narzucania sobie dyscypliny za pomocą rozumu; jako taką ogłoszono ją jedną z czterech cnót głównych i często łączono z mądrością oraz intuicją, z umiejętnością rozróżniania czynów dobrych i złych nie tylko w sensie ogólnym, lecz i w odniesieniu do ich występowania w danym czasie i w danej przestrzeni (s. 32).
Ostatni esej Eco p.t. Doświadczenia wzajemnej antropologii przypomina mi znakomity projekt gdańskich pedagogów, który był przez nich realizowany w połowie lat 90. XX w. pod kierunkiem prof. Joanny Rutkowiak a dotyczył właśnie uczenia się od outsidera. Nasi naukowcy udali się do zaprzyjaźnionego w Szwecji uniwersytetu, by na podstawie ich obserwacji i wynikających z nich wniosków autochtoni mogli nauczyć się czegoś nowego, lepiej poznać siebie oraz przyczyny porażek czy błędów w kształceniu nauczycieli.
Nie przypuszczam, by pomorscy uczeni mieli wiedzę na temat podobnego doświadczenia z lat 80. XX w. francuskich antropologów kultury, którzy zaprosili do siebie kolegów antropologów z Afryki, by podzielili się z nimi opinią na temat tego, jak postrzegają francuską kulturę. Kultury zawsze obserwowały się wzajemnie, lecz na ogół my, ludzie Zachodu, znaliśmy jedynie obserwacje, które sami czyniliśmy na temat innych (s.35). Eco dodaje: My, ludzie Zachodu, zauważyliśmy z opóźnieniem, że także inni na nas patrzą (s. 36).
Znakomicie odsłania włoski filozof wyniki tego transkulturowego doświadczenia prowadzącego do uchwycenia przez obcych różnic kulturowych z ich punktu widzenia. Ich odsłona nie musi skutkować negacją, ale może sprzyjać wzajemnemu zrozumieniu odmienności kultur oraz akceptacji dla niej. Tępienie rasizmu nie oznacza, że mamy dowodzić i przekonywać, że inni nie są od nas różni; oznacza zrozumienie i akceptację ich różności (s. 41).
Ostatni wykład zamyka pięknie sformułowana mądrość Chińczyka - Zhao Tingyanga:
Każda rzecz zmarnieje, jeżeli stanie się dokładnie taka sama z innymi. [...] Dzięki harmonii rzeczy rozkwitają, jednolitość sprawia, że marnieją (s.42).
Ten jakże niezwykły w swej treści i stylistyce zbiór wykładów wywołał moje doświadczenie z realizowanego na początku lat 90. XX w. wspólnie ze szwajcarskimi pedagogami projektu międzykulturowego uczenia się nauczycieli. W jego ramach najpierw przez dwa tygodnie polscy nauczyciele mieszkali w domach Szwajcarów i wspólnie z nimi, w naturalnych, codziennych warunkach życia i pracy zawodowej uczyli się OBCOŚCI i odkrywali zarazem samych siebie, by przez kolejne dwa tygodnie zaprosić swoich gospodarzy do kraju, do własnego mieszkania i szkoły w podobnym celu. O wieloletnim projekcie pisaliśmy w cyklu rozpraw poświęconych edukacji alternatywnej.
(Uwaga: wszelkie wyróżnienia w cytatach są moje)