Pierwszy raz zdarzyło się coś niezwykłego na moim Wydziale, bowiem jedna ze studentek kończących studia II stopnia na kierunku pedagogika przesłała do wybranego grona nauczycieli akademickich list następującej treści:
Pragnę podziękować wszystkim moim wykładowcom (byłym i obecnym), za trud włożony w nauczanie i przekaz wiedzy, który to, w tym roku stanowił duże wyzwanie (zarówno dla nauczycieli jak i studentów).
Z powodu braku możliwości spotykania stacjonarnego w budynku uczelni, smutno było bez Państwa!
Co prawda, wykłady on line dostarczały radości, choć by i z takiej formy uczestnictwa w zajęciach. Dlatego, za wszystko pragnę raz jeszcze podziękować oraz życzyć Państwu udanego, zdrowego wypoczynku w okresie letnim. Oby wkrótce zaistniała możliwość spotkań stacjonarnych, które są naprawdę nie zastąpione.
Jest to niewątpliwie miły gest, który nie kosztuje przecież wiele, a świadczy o czymś niezwykle ważnym - o czyjejś kulturze osobistej, bezinteresownym poczuciu zobowiązania i tożsamości z własnym Uniwersytetem. Czas pandemii, zamknięcia uczelni, prowadzonych zdalnie wykładów, ćwiczeń i seminariów był dla nas wszystkich nowym doświadczeniem w tej skali natężenia i zakresie.
Studenci mogą wypełniać w systemie USOS karty ewaluacyjne zajęć wskazując na stopień zadowolenia z zakresu przekazywanej im wiedzy, stawianych im przez prowadzącego zajęcia wymagań czy sposobu prowadzenia ćwiczeń. Ewaluacja obejmuje u nas w większym zakresie możliwości studentów ocenienia osoby prowadzącej zajęcia, aniżeli to, co jest ich przedmiotem, jaki mają sens itd.
Przykładowo, studenci mogą ustosunkować się do następującego sądu:
"Osoba prowadząca zajęcia była":
Zastanawiałem się, co sam miałbym wybrać, jaki stopień dać na skali od 2 do 5, skoro ów sąd może dotyczyć tego, czy osoba prowadząca zajęcia w ogóle była obecna, jakoś była, może nie była, a może była jakąś? Tylko jaką?
Kolejny sąd brzmi:
Wykładowca był w swych ocenach:
Jakim można być w swych ocenach? Obiektywnym, sprawiedliwym, trafnie oceniającym, życzliwym, mniej lub bardziej surowym, bezwzględnym, apodyktycznym, nieelastycznym, nieugiętym, itd., itd. Studenci jednak nie mają do wyboru żadnych cech, tylko muszą wyrazić to cyfrą na skali od 2 do 5.
Znacznie lepiej brzmią pytania, dla których odpowiedzią jest ponowne ustosunkowanie się do nich stopniem w skali od 2 do 5:
Czy wykładowca odnosił się z szacunkiem do studentów?
Jeśli studenci wypowiadają się na temat ćwiczeń, to przecież prowadzący nie jest ich wykładowcą. Dziwna to zatem kategoria, skoro nie jest zgodna z formą zajęć i rolą, jaką ma w ich trakcie osoba prowadząca.
Zastanawia mnie tego typu pytanie, gdyż wyraźnie sugeruje możliwość istnienia w gronie nauczycieli akademickich osób, które nie obdarzają studentów szacunkiem. Jeśli średnia wskazań wynosi 3.0, to znaczy że ów szacunek jest na poziomie dostatecznym. Średnia między 2.0 a 3.0 powinna sugerować brak okazywania studentom szacunku. Jak jest 3.2 lub 4,1 , to jest w porządku czy jednak nie?
Powyższe dylematy rozwiązują komentarze, które mogą pojawić się w arkuszu ewaluacyjnym. Kiedy czytam je w odniesieniu do siebie czy moich współpracowników, mogę wyciągnąć wnioski dotyczącego tego, co tak naprawdę cieszy a co martwi naszą studencką brać. Dopiero w słownej ewaluacji widać jej sens, o ile studenci poświęcą na nią trochę czasu i zamieszczą swoje szczere opinie.
Te zaś bywają niepokojące, kiedy czytam, że osoba prowadząca zajęcia:
- wyśmiewała studentów, że nie każdy musi skończyć magisterkę;
- zajęcia nie były zrozumiałe;
- ocena nie była adekwatna, zależała od humoru prowadzącego;
- zajęcia nie były za bardzo rozrywkowe;
- ocena nie była uzasadniona;
- prowadzący nie liczył się ze zdaniem studentów, nie wchodził z nimi w dyskusję;
- uderzała ręką w stół celem uciszenia studentów, jakby nie było innego sposobu na zwrócenie studentom uwagi, że jest zbyt głośno;
- nie dotrzymała słowa co do kryteriów oceny;
- wstawiła oceny do USOS po ponad półtora miesiąca od momentu oceniania itd., itp.
Bardzo cieszy fakt podzielenia się przez studentów opiniami, bo widać, że są szczere i spójne w ocenie. Z jednego przedmiotu były wysokie, z drugiego niskie, co zapewne świadczy o tym, że prowadząca je osoba też nie traktuje niektórych zajęć jako równoważnych w sensie dydaktycznym i psychospołecznym.
Studenci mają prawo oczekiwać od nauczyciela akademickiego szacunku, wiedzy, umiejętności jej przekazu, w tym wyjaśniania, naświetlania, tłumaczenia, interpretowania itp., a nie zobowiązywania ich do bezmyślnego wkuwania formułek na pamięć czy przytakiwania prowadzącemu ćwiczenia.
Piszę o tym dlatego, że nauczyciele akademiccy mają obowiązek solidnego przygotowania się do zajęć i to pod każdym względem, tak osobistym, kulturowym, jak i metodycznym. Tylko kto ich tego nauczy, skoro nigdy nie mieli zajęć z dydaktyki szkoły wyższej czy z kształcenia osób dorosłych? W zaniku jest dydaktyka ogólna, a szkoły wyższej w szczególności.
W uniwersytetach mamy zatrudniać młodych, zdolnych naukowo, zaangażowanych w prowadzenie badań, a nie dydaktyków odpowiednio przygotowanych do pracy z młodymi dorosłymi. Kogo to jednak obchodzi? Czy rektorzy-elekci przewidują od nowego roku akademickiego zatroszczenie się o młodych akademików, by potrafili sensownie i efektywnie rozentuzjazmować studentów przedmiotem swoich zajęć?
Obawiam się, że tak nie będzie. Nauczyciele naukowo-dydaktyczni mają produkować wiedzę z zagranicznych czasopismach, w języku angielskim, zaś ich studenci tych rozpraw nie przeczytają, a na domiar wszystkiego zetkną się z prowadzącym zajęcia, który jest sfrustrowany, bo znowu odrzucono mu wniosek w NCN lub nie przyjęto do druku artykułu w "Journal of...." .