Z danych na portalu społecznościowym dowiaduję się, że minister Dera wysłał do europejskich uczonych list, w którym potwierdza odmowę Prezydenta RP nominacji profesorskiej psychologowi, doktorowi habilitowanemu Michałowi Bilewiczowi. Postępowanie na tytuł naukowy zostało pozytywnie ocenione przez Sekcję I Nauk Humanistycznych i Społecznych Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów. Doskonale to pamiętam, bo sam brałem udział w tym posiedzeniu. Nie przypominam sobie jakichkolwiek uwag krytycznych, które mogłyby wskazywać na naruszenie procedury czy niespełnienie przez kandydata do tytułu ustawowych wymagań. Wniosek poparło także Prezydium CK.
Wniosek został przekazany do Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy, a jego współpracownicy z Kancelarii musieli go przekonać o konieczności odmówienia złożenia pod wnioskiem podpisu. Nie wiemy, ile jest takich wniosków, które nie uzyskały poparcia prezydenta. Kancelaria jedynie wymienia liczbę pozytywnie zaopiniowanych wniosków. Każdy też może zobaczyć, ile było nominacji i kto je uzyskał. Nie wiemy natomiast, ilu wnioskom prezydent odmówił akceptacji.
O sprawie odmowy pisały media. Środowisko polskich psychologów skierowało apel do zagranicznych organizacji, by potwierdziły międzynarodowy status osiągnięć naukowych kandydata i stanęły w obronie jego prawa do powyższego awansu. Teraz dowiaduję się, że min. Dera odmówił powołania międzynarodowej komisji ewaluacyjnej, zaproponowanej przez międzynarodowe towarzystwa naukowe w tej sprawie. Stwierdza, że organ prowadzący postępowanie o nadanie tytułu naukowego był nieobiektywny, bo składał się z pracowników Instytutu Psychologii PAN czy Uniwersytetu SWPS, natomiast nie było wśród recenzentów psychologów społecznych z KUL i UKSW.
Wystarczy zajrzeć na strony internetowe obu tych jednostek akademickich, by zobaczyć, że tamtejsze zakłady psychologii społecznej nie mają profesorów tytularnych w ramach tej dyscypliny nauk psychologicznych. Z drugiej strony, tytuł naukowy jest z dziedziny nauk społecznych, a nie z subdyscypliny naukowej. Mógł więc być w składzie komisji oceniającej osiągnięcia naukowe kandydata każdy profesor nauk społecznych - socjolog czy pedagog, o ile spełniałby ustawowe wymogi kompetencji i renomy naukowej w zakresie problematyki badawczej kandydata. Takich jednak nie ma.
Każda władza jak czegoś nie chce, to znajdzie ku temu powód. Tylko czy w nauce o to chodzi? Czy pozamerytoryczne kryteria mają rzutować na dyskryminowanie uczonych? Jakoś nie obserwuję tego zjawiska w naukach technicznych, medycznych czy ścisłych, bo i nikt nie kieruje się w ocenie czyjegoś dorobku różnicami o charakterze pozanaukowym, światopoglądowym, ideologicznym, religijnym. Tylko w naukach humanistycznych i społecznych odgrywa to istotną rolę. Sądziłem, że po zmianie ustroju politycznego tego typu czynniki już nigdy nie powrócą do łask. A jednak...
Jeżeli ktoś nie miał okazji wysłuchać wykładu kandydata do tytułu naukowego profesor, to polecam jeden z nich - "o mowie pogardy", który został opublikowany w serii 8 Wykładów na Nowe Tysiąclecie. Wykład i dyskusja w całości znajduje się na uniwersyteckim kanale Youtube:
POLSKIEGO TOWARZYSTWA SOCJOLOGICZNEGO W SPRAWIE INGERENCJI PREZYDENTA W POSTĘPOWANIA PROFESORSKIE
"Polskie Towarzystwo Socjologiczne wyraża sprzeciw wobec przypadków rażącego przekroczenia kompetencji przez Kancelarię Prezydenta RP w nieuprawniony sposób podważającej decyzje Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów. Tytuł profesora zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem nadaje Prezydent RP, ale postępowanie o nadanie tytułu prowadzone jest przez uczonych, gdyż tylko oni posiadają kompetencje by stwierdzić, czy osoba ubiegająca się o tytuł profesora spełnia kryteria jego nadania. Kancelaria Prezydenta RP ma prawo wyrażać swoje wątpliwości dotyczące postępowania jedynie w „przypadku powzięcia wiadomości o możliwości naruszenia praw autorskich przez osobę, której dotyczy wniosek” (Art. 230.3 Ustawy Prawo o Nauce i Szkolnictwie Wyższym). Wstrzymywanie nadawania tytułu profesora przez Kancelarię Prezydenta RP w innych przypadkach jest godne ubolewania i oznacza skrajny brak zaufania wobec polskich instytucji naukowych. Wzywamy Prezydenta Rzeczypospolitej, aby szanował wyniki skrupulatnie prowadzonych procedur oceny dorobku kandydatów na profesorów. Wszelkie próby opóźniania nadawania tytułu profesora oraz podważania wiarygodności procedur recenzyjnych w postępowaniach o nadanie tytułu profesora są szkodliwe dla nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce."
Rozmawiałem z prawnikami i profesorami, którzy już mają doświadczenie w zakresie prowadzenia obron prac doktorskich przy użyciu środków komunikacji elektronicznej.
Po pierwsze, zezwala na to prawo. Informuje o tym Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów:
"1. Posiedzenia właściwego organu nadającego stopień naukowy albo stopień w zakresie sztuki (w uczelni - senat lub inny organ określony w jej statucie, w instytucie PAN, w instytucie badawczym oraz w instytucie międzynarodowym - rada naukowa) mogą być przeprowadzane z wykorzystaniem technologii informatycznych zapewniających kontrolę ich przebiegu i rejestrację oraz umożliwiających zapewnienie tajności głosowań (art. 178 ust. 1a ustawy z dnia 20 lipca 2018 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (Dz. U. z 2020 r. poz. 85 i 374) dodany na mocy art. 63 pkt 5 ustawy z dnia 16 kwietnia 2020 r. o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2 (poz. 695)).
Powyższe rozwiązanie stosuje się również odpowiednio do przewodów doktorskich, postępowań habilitacyjnych i postępowań o nadanie tytułu profesora, wszczętych przed dniem 1 maja 2019 r. (art. 101 ustawy z dnia 16 kwietnia 2020 r. o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2 (poz. 695)).
2. Obrona rozprawy doktorskiej w postępowaniu w sprawie nadania stopnia doktora prowadzonym na podstawie ustawy z dnia 20 lipca 2018 r. -Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (Dz. U. z 2020 r. poz. 85 i 374) może być przeprowadzona poza siedzibą podmiotu doktoryzującego z wykorzystaniem technologii informatycznych zapewniających kontrolę jej przebiegu i rejestrację (191 ust. 1a ustawy z dnia 20 lipca 2018 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (Dz. U. z 2020 r. poz. 85 i 374) dodany na mocy art. 63 pkt 6ustawy z dnia 16 kwietnia 2020 r. o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2 (poz. 695)).
Publiczna obrona rozprawy doktorskiej w przewodzie doktorskim prowadzonym na podstawie ustawy z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki (Dz. U. z 2017 r., poz. 1789) może być przeprowadzona przy użyciu urządzeń technicznych umożliwiających jej przeprowadzenie na odległość z jednoczesnym bezpośrednim przekazem obrazu i dźwięku. (§ 8 ust. 2 rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 19 stycznia 2018 r. w sprawie szczegółowego trybu i warunków przeprowadzania czynności w przewodzie doktorskim, w postępowaniu habilitacyjnym oraz w postępowaniu o nadanie tytułu profesora (Dz. U. z 2018 r., poz. 261)).
Publiczny charakter obrony oznacza, iż jej uczestnikiem może być potencjalnie każda osoba zainteresowana problematyką ww. pracy. Równocześnie należy wyraźnie podkreślić, iż osoby uczestniczące są uprawnione do zadawania kandydatowi do stopnia doktora pytań związanych z przedmiotem bronionej rozprawy. W związku z powyższym zastosowane narzędzia informatyczne powinny umożliwiać nie tylko bierny udział w przebiegu obrony (transmisja obrazu i dźwięku w czasie rzeczywistym), ale także stwarzać możliwość bezpośredniej komunikacji (video, audio lub tekstowej)."
A teraz praktyka.
W Uniwersytecie Jagiellońskim na jednym z wydziałów wyglądało to tak:
1. Podmiot uprawniony do przeprowadzenia obrony pracy doktorskiej informuje na web-stronie o obronie publicznej rozprawy doktorskiej osoby X na temat Y przygotowanej pod kierunkiem profesora Z, która odbędzie się w dniu ..... o godz. .... z wykorzystaniem aplikacji np. ZOOM. Tu podany jest adres dostępu. Każdy zainteresowany będzie mógł oglądać, słuchać i zadać w części obrony pracy własne pytanie, podając via czat swoje dane do protokołu oraz treść pytania.
Doktorant odpowiada zatem na zadawane mu pytania publicznie. Nie jest ograniczony dostęp do obrony.
2. Do części zamkniętej w toku danego przewodu jest założony w aplikacji Teams/Office 365 dostęp tylko dla uprawnionych do głosowania. Jest tam opcja pozwalająca na tajne głosowanie. Karty do głosowania musi przygotować administrator.
3. Po dyskusji i głosowaniu komisji doktorskiej następuje powrót do aplikacji publicznej, za pomocą której doktorant i publiczność są poinformowani o wyniku głosowania w sprawie o przyjęciu rozprawy doktorskiej i nadaniu stopnia naukowego doktora.
Proste? Proste. Tylko trzeba chcieć, a nie piętrzyć problemy, mówić, że się nie da. Wszystko się da, jak się chce. Spróbujmy jednak znaleźć się w XXI wieku. Zostawmy historykom wiek XX. Działajmy. Doktoranci czekają.
Wrzucono ten plik z zajęć na dystans z matematyki do sieci. Ktoś napisał: "SZOK! :) A jednak e-learning działa. Relacja nauczycielki". Tak, to prawda. Tego typu postawa znakomitej nauczycielki matematyki szokuje, bowiem chciałbym, żeby właśnie w taki sposób prowadziły zajęcia z każdego przedmiotu osoby mieniące się nauczycielami".
Mam nadzieję, że za jakiś czas przestanie nas to dziwić i szokować, a nauczyciele szkolni będą sowicie wynagradzani za taki profesjonalizm oraz kulturę osobistą. Istotnie, Pani Karolina pokazuje - co trafnie ktoś skomentował na Fecebooku: "(...) że e-learning nie musi polegać na wysyłaniu setek maili i kręceniu ekranu komórką. Przeprowadzenie wirtualnych zajęć w efektywny sposób może być całkiem proste! Obejrzyjcie zapis lekcji o graniastosłupach! Dziękujemy Pani Karolinie i jej uczniom za materiał!"
Minister D. Piontkowski wraz z podległymi sobie kuratorami oświaty nie ma pojęcia o tym, że w środowiskach wiejskich, małomiasteczkowych, ale i wielkomiejskich mamy do czynienia z pseudoedukacją na dystans. Nie piszę o tym, by obwiniać za ten nędzny stan rzecz polskich nauczycieli, gdyż większość z nich potrafi znakomicie poprowadzić zajęcia w realu. Ci jednak, którzy byli toksycznymi nauczycielami, minimalistami, pozorantami, odbębniającymi zajęcia w szkole przed epidemią bez poczucia jakiejkolwiek odpowiedzialności za jakość, sens i wartość własnej obecności w klasie, w okresie kwarantanny narodowej mają wreszcie święty spokój. Nikt im niczego nie udowodni, że byli kiepscy, a teraz są jeszcze bardziej beznadziejni.
Żadne sondaże, krążące już w sieci ankietki nie oddadzą prawdy o szkole cyfrowej, która przez część młodzieży określana dość brutalnie jest mianem szkoły syfowej. Teraz dopiero ta młodzież odczuła, że niektórym nauczycielom w ogóle na niej nie zależy. Jak chcą, to niech się sami uczą, sami douczają, sami sobie coś tłumaczą, a nauczyciel uruchomi test online, na czas, którego nie zdążą wypełnić i otrzymają z niego dwóje. Nie umiesz, to trudno. Trzeba było się nauczyć.
Ilu jest takich, którzy dotychczas wchodzili do klasy, zadawali uczniom, a potem ich odpytywali? Teraz mają labę, bo nawet nie muszą być w przestrzeni szkolnej, patrzeć na uczniów, którzy dotychczas przeszkadzali im w pracy. Niech teraz rodzice zamartwiają się, że ich urwisy lub pociechy czegoś nie wiedzą, nie rozumieją, nie potrafią.
Tymczasem Ministerstwo Edukacji Narodowej upowszechnia - jak w epoce Edwarda Gierka - optymistyczne informacje o samych sukcesach. Może i dobrze, bo przynajmniej premia będzie dla urzędników, a i prezes nie będzie zmartwiony. Pudrowanie lipy zawsze wyjdzie na wierzch, bo wystarczy tylko lekko poruszyć systemem, by strzepnąć z niego mistyfikację. Jak pisze Janina Krakowowa:
"Obowiązuje narracja, że szkoły pracują normalnie (choć zdalnie) i świetnie sobie radzą z realizacją podstawy programowej. Mit o niezakłóconej realizacji podstawy podstawowej ma zasadnicze znaczenie. Ma go podbudować rozbudowany do granic absurdu system sprawozdawczości. Kuratoria zasypują skrzynki dyrektorów ankietami do wypełnienia „na cito” o postępach w nauczaniu na odległość. Do tego każdy nauczyciel sprawozdaje dyrektorowi, że rozesłał materiały i wpisał tematy do e-dziennika. Dyrektor sprawozdaje kuratorowi. Kurator bezzwłocznie śle dobre wieści do ministerstwa. Każdy w tym łańcuszku dodaje coś od siebie".
Po pięciu latach kierowania resortem urzędnicy zorientowali się, że w wielu szkołach nie ma sprzętu komputerowego, a wielu go posiadających brakuje właściwego oprogramowania, które kosztuje. Ba, nawet jak jest jakiś sprzęt, to nie ma w ogóle lub dobrego połączenia z internetem. W dzienniku dla półanalfabetów wystarczy informacja, że MEN przekazało 180 milionów złotych na zakup sprzętu komputerowego. Komu? Gdzie? Kiedy? Na jakiej podstawie? Czyja firma tym razem zarobiła bez przetargu? Kto z tego skorzystał?
Zapaść w edukacji, z jaką mamy w tej chwili do czynienia, będzie usprawiedliwiała krajowy i międzynarodowy pomiar beznadziejnych osiągnięć szkolnych, albo - jak to w Polsce bywa - odpowiednio dobierze się próbę, by minister i prezes byli zadowoleni.
Tak niedawno zachwycałem się książką profesora Ryszarda Łukaszewicza, a tuż po świętach Zmartwychwstania Pańskiego otrzymałem książkę EWY RADANOWICZ p.t. "W SZKOLE WCALE NIE CHODZI O SZKOŁĘ", której powstanie zapowiadałem, ale jej treść i edycja przerosła moje oczekiwania. Nareszcie mamy pięknie wydaną książkę o wyjątkowej szkole, w której ta instytucja nie jest ważna, istotna, a nawet jako taka konieczna, bowiem w centrum zainteresowań nauczycieli i pracowników oraz ich oddziaływań, animowanych relacji społecznych jest KAŻDY CZŁOWIEK, KAŻDA OSOBA - bez względu na jej wiek, płeć, rolę społeczną, (wy-)kształcenie, rasę, wyznanie, światopogląd itp.
W mediach sprzedaje się popkulturowe programy o kuchennych rewolucjach, o tym, jak dyscyplinować dzieci, o poszukujących żony rolnikach, o ekstremalnych zawodach i sportach, tylko jakoś nikt nie pomyślał o tym, by zacząć produkować program SZKOLNE REWOLUCJE! Mogłaby go poprowadzić EWA RADANOWICZ. Jest bowiem dyrektorką wyjątkowej SZKOŁY BEZ "SZKOŁY", autorką znakomitej książki o personalistycznej edukacji w pełnym tego określenia znaczeniu. Stała się w środowisku oświatowym kolejną spośród wielu wspaniałych nauczycieli w dziejach transformacji ustrojowej, która swoją kreatywną, refleksyjną, transformatywną działalnością pokazała, co to znaczyć być PEDAGOGIEM.
Jest wśród kilkuset tysięcy nauczycieli wielu tak wspaniałych, o bogatym doświadczeniu, wyjątkowym sukcesie jego współsprawców, odważnych, a przy tym pełnych pasji i miłości pedagogów, którzy zmieniają szkołę w szkole w różnych zakresach zakotwiczonej od stulecia patologii, dysfunkcji, biedy mentalnej i kulturowej, braków, zaniechań, pozoranctwa, brakoróbstwa, itp. Są nauczyciele, którzy NIE CZEKAJĄ, AŻ WŁADZA IM COŚ DA, ZAŁATWI, ZABEZPIECZY, OFIARUJE, tylko podejmują trudną, pełną poświęcenia walkę z barierami i przeszkodami, by stworzyć uczniom środowisko prospektywnego podejścia do życia i ich rozwoju.
EWA Radanowicz jest dyrektorką publicznej Szkoły Podstawowej w Radowie Małym. Nie w Warszawie, Wrocławiu, Krakowie czy Poznaniu, ale w Radowie Małym, które stało się swoistego rodzaju centrum KONSTRUKTYWISTYCZNEJ EDUKACJI, środowiskiem bez czyjegokolwiek oraz jakiekolwiek patronatu, instytucjonalnego wsparcia. ZMIANA zawsze zaczyna się w CZŁOWIEKU, a w tym przypadku w NAUCZYCIELACH, ale i UCZNIACH i ich RODZICACH, w mentalności organu prowadzącego i nadzorującego szkołę, jeśli jest w stanie zmierzyć się z oddolną innowacją odwracającą utarte rozwiązania strukturalne - organizacyjne, materialne, ale i programowe, metodyczne i kulturowe.
Każdy nauczyciel, który TYLKO NIE CHCE GODZIĆ SIĘ NA ZASTANY, UTRWALONY I OBOWIĄZUJĄCY W SZKOLNICTWIE PUBLICZNYM STAN RZECZY, może sięgnąć po wyjątkową "BROŃ", jaką stanowią jego kompetencje, a więc profesjonalizm, wyobraźnia, silne poczucie sprawstwa, wola działania, by - ujmując to metaforycznie - zmurszałą, zgniłą, szarą przestrzeń publicznej i zinstytucjonalizowanej edukacji WYSADZIĆ WRESZCIE W POWIETRZE, ZAMIENIĆ JĄ W PYŁ odchodzący w niepamięć. Ktoś musi zacząć pierwszy, by nadać szkole zupełnie nowe życie, usuwając z niej właśnie szkołę, a tworząc środowisko uczenia się siebie, innych oraz świata, które będzie satysfakcjonujące dla każdego.
Dzieje światowej pedagogiki, w tym przecież wiodącej w nim polskiej pedagogiki (przed-)szkolnej - a piszę o tym na podstawie badań naukowych - zarejestrowały tysiące WYSP EDUKACYJNEGO OPORU przeciwko PSEUDOEDUKACJI, PSEUDOSZKOŁOM, które powstawały mocą ludzkich (rodzicielskich), najczęściej nauczycielskich serc i pasji, by promieniować przez lata na innych I zachęcać ich do podobnego, ale nie tożsamego zaangażowania.
SZKOLNA REWOLUCJA zaczyna się OD OSOBY i w OSOBIE, a nie w ministerstwie, kuratorium, ośrodku doskonalenia nauczycieli. Rodzi ją albo osobista potrzeba zmiany, a zatem niezgody na to, co jest, co ponoć być musi, chociaż to nieprawda, albo LOS, PRZYPADEK, OKAZJA, SPOTKANIE Z KIMŚ, kto zachwycił swoją niepowtarzalną duszą i działaniem. Zdarza się, że ktoś tworzy innowacyjną edukację dla... własnego dziecka. Korzystają na tym także inne dzieci.
Z treści książki wynika, że być może zbiegły się w życiu Autorki oba czynniki. Niewątpliwie jednym z nich było spotkanie z profesorem RYSZARDEM ŁUKASZEWICZEM w jego Wrocławskiej Szkole Przyszłości.
Nie dziwię się, że ujęła ją koncepcja PROJEKTOWANYCH OKAZJI EDUKACYJNYCH. Podziwiam E. Radanowicz, że potrafiła w degenerowanej przez gorset centralizmu szkole publicznej stworzyć dla tej koncepcji autentyczną przestrzeń koniecznej wolności, bez której nie ma żadnej twórczości, a tym samym i autentycznej zmiany. Nareszcie, po kilkudziesięciu latach nauczycielka szkoły podstawowej dowiodła, że to, co jest możliwe w szkole niepublicznej, a przez większość postrzegane jako niemożliwe w szkole publicznej, mogło się spełnić dzięki pozyskaniu do współpracy innych nauczycieli, uczniów i ich rodziców.
Autorka tej książki i szkoły z mocą zmieniania szkoły, a tym samym i codziennego świata życia wszystkich jej podmiotów, jest już OSOBĄ-INSTYTUCJĄ, NAUCZYCIELKĄ-NAUCZYCIELI, O-SOBĄ łączącą we własnym działaniu i sumieniu - jej zdaniem pięć najważniejszych wartości: GODNOŚĆ, ZAUFANIE, ODPOWIEDZIALNOSĆ, WOLNOŚĆ i SZCZĘŚCIE. To one stały się naczelnymi wyznacznikami budowania wspólnoty . Jak pisze:
"Po latach dyrektorowania w Radowie Małym uważam, że najważniejszym moim osiągnięciem było określenie oraz uwspólnienie wartości i wzorów zachowań, tak żeby były one rozumiane i akceptowane przez nas wszystkich. Piękno takiego podejścia tkwi w jego niezawodności i prostocie" (s. 23).
To, co wydarzyło i wydarza się w Radowie Małym jest wielkie, ale i niepowtarzalne, gdyż o jakości edukacyjnego sprawstwa rozstrzygają INDYWIDUA, każdy z osobna, o ile łączy ich wspólnota wartości. Te zaś w wielu szkołach publicznych czy oddziałach klasowych można tworzyć w oparciu o priorytety inaczej rekonstruowanych wartości, które stają się okazją, pretekstem, prowokacją, impulsem do codziennego uczenia się i zaangażowania we własny oraz cudzy rozwój osobowy. Jak słusznie pisze E. Radanowicz:
"Stworzenie założeń i opracowywanie takiego nieortodoksyjnego planu jest możliwe pod warunkiem przełamania schematów myślowych i "oderwania" się od utartych sposobów funkcjonowania szkoły. Jego realizacja jest w dużej mierze kwestią przyzwyczajenia, choć wdrażanie wymaga uważności i dogłębnego zrozumienia zadań, jakie przed sobą postawiliśmy. W tej formule organizacji pracy potrzebna jest elastyczność i chęć współpracy w celu dopracowania i uszczegółowienia wszystkich oczekiwań i możliwości" (s. 44).
Powinien być też zachwycony tą szkołą profesor ALEKSANDER NALASKOWSKI z UMK w Toruniu, bowiem nie tylko jeden z rozdziałów książki dotyczy przestrzeni szkoły w roli głównej. Każdy, kto zobaczy zdjęcia z tej szkoły przekona się, że niewiele ma ona wspólnego z peerelowskim i podtrzymywanym przez ponad dwadzieścia kilka tysięcy szkół architektonicznym w naszym kraju panoptikonem, obrzydliwą, odstraszającą strukturą wnętrz.
Jestem pełen szacunku i uznania dla wyjątkowej estetyki, PIĘKNA SZKOŁY, która w niczym jej nie przypomina. Cała wspólnota pokazała i uczyniła przede wszystkim sobie, że miejsce codziennych spotkań, zdarzeń, zadań i relacji społecznych może być najzwyczajniej w świecie niezwyczajne, piękne, łącząc tradycję, historię, przeszłość w zagospodarowanych w przestrzeni starych - a odnowionych - meblach, sprzyjać nie tylko realizacji edukacyjnych powinności, ale wpływać na jak najlepsze samopoczucie.
Oddaję głos Autorce: "Chcieliśmy stworzyć miejsce prawdziwie przyjazne dziecku i edukacji (także dorosłych). Miejsce, które dzięki swojej estetyce, kulturze materialnej może się stać punktem odniesienia dla aspiracji życiowych uczniów z defaworyzowanego środowiska. Dlatego szczególnie zależało nam, żeby przestrzeń szkoły była uporządkowana, stonowana kolorystycznie, starannie wykończona, wyposażona w ładne przedmioty, żeby oferowała przyjazne estetycznie i wygodne miejsca do spędzania w niej czasu. Gdy na czoło naszych priorytetów trafi dobrostan, przestrzeń szkolna nie wymagała już wielu zabiegów, aby dobrze służyć jego realizacji" (s. 47).
Warto sięgnąć po tę książkę, by odnaleźć na jej kartach siebie, swoje własne marzenia, a może i nawet inne dokonania, osiągnięcia, by także nadać im nowy wymiar życia w postaci własnej relacji z niego. Zachęcam nauczycieli z taką pasją do szkolnej rewolucji, by pisali nie tylko własnym życiem edukacyjną rewolucję, ale i upowszechniali jej przejawy czy znaczące efekty. Warto wiedzieć o sobie więcej, niż na portalach, w wywiadach, artykułach czy szkoleniach.
Publikacja E. Radanowicz ma niezwykle spójną strukturę narracji, jest odsłoną nie tylko trudnych chwil i doświadczeń, ale przede wszystkim procesu dochodzenia do EDUKACYJNEGO KRÓLESTWA. Wcale nie trzeba go zazdrościć, chociaż zazdrość i zawiść są jedną z najczęstszych przyczyn rozsadzania wartości tego typu innowacji, wysp oporu edukacyjnego. Warto bowiem wspólnie z członkami tej wspólnoty cieszyć się, że jest i może być świadectwem tego, jak można w szkole być O-SOBĄ, z O-SOBĄ i dla OSÓB odkrywając tajemnice codziennego świata życia oraz cieszyć się życiem będąc nauczycielem, uczniem i rodzicem.
Artyści tworzą mimo pandemii, a pracownicy naukowi - niezależnie od prowadzenia zajęć dydaktycznych na dystans - realizują także swoje pasje. W marcu miała być otwarta wystawa prac malarskich prof. Janusza Kirenki, pedagoga z Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie, ale obostrzenia związane z zagrożeniem zdrowia i życia w wyniku epidemii sprawiły, że Galeria Pod 111 Schodami w Młodzieżowym Domu Kultury nr 2 w Lublinie uruchomiła wystawę prac Profesora w wersji elektronicznego dostępu do niej. Tym samym możemy podziwiać prace Profesora, które są udostępnione w odrębnych prezentacjach:
Jak napisała w folderze zaproszenia na wystawę pani dr Urszula Tomasiak: Profesor sam podkreśla, że to właśnie sztuka tworzy płaszczyznę pozytywnych relacji ze społeczeństwem, porozumienia z drugim człowiekiem, przezwyciężania własnej bierności, poczucia osamotnienia. W moim odczuciu ikony Profesora Janusza Kirenki to jeszcze jeden dowód na to, że twórczość, w tym plastyczna, jako dziedzina świadomości ludzkiej w każdym przypadku stwarza możliwość samorealizacji, może pełnić funkcję osobotwórczą. Przede wszystkim nadaje głęboki sens naszemu istnieniu, jest przejawem zarówno potrzeby, jak i realizacji pełniejszego życia, w tym w wymiarze duchowości jednostki ludzkiej.
Pani prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego Marta Uberman, która zajmuje się w swoich badaniach i w kształceniu studentów problematyką edukacji artystycznej oraz wychowania przez sztukę, podkreśliła w swojej opinii na temat zaprezentowanej twórczości,iż: "W prezentowanym cyklu obrazów niefiguratywnych nie dostrzega się potrzeby dialektycznej polemiki czy też odrzucania problematyki malarskiej wielkich mistrzów, lecz ponadczasowy dialog z dawnymi i nowoczesnymi klasykami koloru. Janusz Kirenko maluje obraz, a nie rzeczy. Zachowanie klasycznej współzależności między obrazem, malarzem, a naturą gwarantuje obiektywizm dzieła malarskiego. Pozwala też uzyskać artystyczną zależność między motywem malarskim - modelem strukturalnym dzieła malarskiego - i samym dziełem malarskim - obrazem, w praktyce płaszczyzną pokrytą barwami w odpowiednim porządku".
Oglądając w tej sytuacji tylko zdjęcia prac J. Kirenki w e-Galerii można skonstatować, jak jego dzieła zostały pięknie wyeksponowane. Może to i dobrze, że trzeba pokonać 111 schodów, żeby dotrzeć do ostatniej prezentacji, bo po pokonaniu każdego z nich można doświadczyć swoistego rodzaju uskrzydlenia, czyli - jak określa to Ken Robinson - odnaleźć się "głęboko w sercu Żywiołu". Szczególnie jedna z części poświęconych naturze wyzwala takie skojarzenia.
Już 4 maja ma nastąpić kolejny etap otwierania przestrzeni publicznej, toteż można mieć nadzieję, że akurat muzea, galerie sztuki, domy wystaw artystycznych powinny być wreszcie nam dostępne. Sprzyjają one nie tylko obcowaniu człowieka ze sztuką, z wartościami kultury, ale i nie zagrażają naszemu zdrowiu czy bezpieczeństwu, jeśli racjonalnie nadzorowany byłby do nich dostęp.
Wyjście do takiego miejsca stwarza niepowtarzalną okazję do zdystansowania się do świata, który niesie z sobą eksternalizowane przez artystów w ich pracach piękno, a wszystko to dzięki ich talentom i wrażliwości. Odczuwa się w tych pracach piękno transcendencji, żywiołów, ale i ciepło skupienia na wartościach, które nadają sens oddechowi codziennego życia.
Czas biegnie tak szybko, że nawet nie spostrzegliśmy terminu zakończenia szkolnej kwarantanny. Hola, hola, jakiego zakończenia. Do wczoraj minister Dariusz Piontkowski nie był w stanie wydukać, czy szkoła nadal będzie zamknięta, czy może jednak od poniedziałku 27 kwietnia br. wrócą do niej uczniowie?
Po co jednak miałby ich o tym informować? W końcu, niech czekają cierpliwie, niech uczą się siedzenia w poczekalni. Niech wiedzą, kto tu jest najważniejszy i jak to jest możliwe, że jeszcze rok temu, o tej porze można było wieszać przysłowiowe psy na nauczycielach twierdząc, że nie zależy im na uczniach, że uczniowie są zakładnikami strajkujących.
Przypomnę zatem prawicowym mediom i obecnym rządzącym, co mówili rok temu - 24 kwietnia 2019 r. w 17 dniu strajku (dzisiaj mamy 42 dzień od zamknięcia szkół, przynajmniej w mojej wsi):
* Rada Ministrów przyjęła w środę projekt zmian w Prawie oświatowym przedstawiony przez premiera Mateusza Morawieckiego. Jeśli rada pedagogiczna odmówi podjęcia uchwały o klasyfikacji maturzystów, decyzję podejmie dyrektor szkoły. Gdyby i on nie mógł, uprawnienie przejdzie na organ prowadzący szkołę." - Rok temu można było podjąć decyzję z wyprzedzeniem??? W tym roku jest to niemożliwe??? Nie działają szare komórki??? Maturzyści mają czekać???
* A gdzie jest prof. Andrzej Waśko, który jest odpowiedzialny w Kancelarii Prezydenta Dudy za monitorowanie reformy szkolnej??? Przypomnę - rok temu: Jak podała Wirtualna Polska Agata Duda nie będzie uczestniczyć w obradach tzw. okrągłego stołu. Żona prezydenta nie zabiera głosu w sprawie nauczycieli ani nie włącza się w mediacje z rządem. Portal dowiedział się, że prezydenta w rozmowach przy okrągłym stole z nauczycielami reprezentować będzie nie jego małżonka, tylko wyznaczona delegacja ekspertów. Przewodzić jej ma prof. Andrzej Waśko.. To już prof. A. Waśko nie przewodzi przewodniej sile oświatowej kraju?
* w czwartek około 22:00 Sejm ma zająć się wnioskiem o odwołanie Marka Gróbarczyka, a wnioskiem o odwołanie Anny Zalewskiej - o północy. Teraz nikt nie złoży wniosku o odwołanie D. Piontkowskiego. On już i tak odwołał siebie samego jako pozbawiony autorytetu urzędnik.
* - Trzysta tysięcy uczniów oczekuje pozytywnych rozstrzygnięć w sprawie dopuszczenia ich do matur - powiedział Morawiecki podczas środowego posiedzenia rządu. Premier przedstawił projekt ustawy umożliwiającej uczniom przystąpienie do matury, mimo trwającego strajku nauczycieli. Ciekawe, co powie dzisiaj?
* Jak czuje się z tą patologią Szef Kancelarii Premiera - Michał Dworczyk? Rok temu mówił: • (...) mamy dziś "stan chaosu" wywołanego przez radykalizację nastrojów i nie wiadomo, czy we wszystkich szkołach matura w normalnym trybie mogłaby być przeprowadzona .
* Gdzie jest Przewodniczący Sekcji Krajowej Oświaty I Wychowania NSZZ „Solidarność" Ryszard Proksa? Czyżby prowadził w TVP lekcje online, nie ma czasu dla nauczycieli i ich uczniów? Nie negocjuje z rządem? Nie podpisuje żadnego porozumienia? To znaczy, że godzi się z tym chaosem i uwięzieniem uczniów w niepewności, zaniku motywacji do uczenia się i utratą wiary w państwowe władze?
Smutna to lekcja arogancji władz oświatowych, bo że nie mają właściwych kompetencji i są bezdecyzyjne to już przekonaliśmy się znacznie wcześniej. Tegoroczni maturzyści chyba włączą się do wyborów politycznych. Już doświadczają na własnej skórze tego, kim są dla władzy. Drodzy maturzyści! Możecie liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Jak zawsze. Termin tegorocznych matur lub ich zastępczej formy zostanie ogłoszony po wyborze na kolejną kadencję prezydenta Andrzeja Dudy. Wytrwajcie do 10 maja, bo potem już będzie po szczycie.
Publikacja K. Hurrelmanna i E. Albrechta zawiera interesujące dane empiryczne na temat młodzieży, które można porównać z polskimi raportami, chociaż młode pokolenie żyje i rozwija się w zupełnie innych ustrojach państwowych, gospodarczych i kulturowych.
* W czasie referendum w sprawie wyjścia z Unii Europejskiej Wielkiej Brytanii w dn. 23 czerwca 2016 r. ponad 70 proc. młodzieży w wieku 18-24 lat głosowało przeciwko Brexitowi. W wyborach parlamentarnych w 2018 r. wygrała Theresa May głosami ponad 60 proc. obywateli powyżej 65-roku życia, natomiast wśród młodych dorosłych poniżej 34 r.ż. uzyskała poparcie u ok. 30 proc. głosujących. Tak więc o losach młodych rozstrzygają osoby powyżej 65 roku życia, a więc generacja emerytów (s. 51);
* O Niemczech też piszą autorzy jako demokracji, bowiem poniżej 18 r.ż. jest w tym kraju 13 mln. dzieci i młodzieży, zaś w wieku pomiędzy 18-40 r.ż. są 22 mln. obywateli, zaś powyżej 40 r.ż. jest ich 48 mln. W 2014 r. obniżono w tym kraju wiek emerytalny do 63 r.ż. (s. 53);
* 68 proc. młodzieży w wieku 17-27 lat obawia się o swoją emeryturę; tylko 45 proc. sądzi, że otrzyma emeryturę w wysokości ostatnich poborów (s. 54).
* Zanika konflikt pokoleń w rodzinach. W świetle raportu Shella z 2019 r., w którym badaniami objęto młodzież między 15 a 25 r.ż. - 42 proc. respondentów potwierdziło bardzo dobre relacje ze swoimi rodzicami, zaś dalsze 50 proc. nie ma żadnych problemów ze względu na różnice w poglądach ich rodziców. "Nigdy nie były w Niemczech tak dobre relacje międzypokoleniowe w środowiskach rodzinnych" (s. 60).
* Ponad 50 proc. młodzieży w Niemczech nie ma nic przeciwko imigrantom, zaś wśród nich 68 proc. jest przeciwnych rasistowskim ocenom obcokrajowców (s. 72). Młodzież jest krytyczna wobec populizmu w polityce. Do zwolenników lewicy przyznaje się 41 proc. młodzieży, zaś 13 proc. lokuje siebie na prawo od centrum (s. 73).
Raport Shella 2019 wymienia 5 typów orientacji politycznych Generacji Grety:
1. kosmopolici - odrzucający populistyczne poglądy jak koncepcję autorytarnego państwa i przemocy w rozwiązywaniu konfliktów. 12 proc. nie ma nic przeciwko imigrantom;
2. Otwarci na świat - dystansują się wobec populistycznych i autorytarnych stanowisk i aprobują pobyt imigrantów. Co drugi członek tej orientacji nie widzi nic złego w obecności imigrantów w ich kraju, zaś ok. 1/3 (27 proc.) uważa, że rząd ukrywa prawdę
3. Postawa niejednoznaczna - wyrażana jest przez 28 proc. respondentów, którzy uważali, że należy ograniczyć dopływ fali imigrantów do Niemiec. Odpowiada im społeczno-populistyczna ideologia władzy, ale odrzuca nacjonalistyczno-populistyczne poglądy, podobnie jak i wszelki ekstremizm i przemoc wobec imigrantów. (s. 74)
4. Populiści - akceptują większość populistycznych poglądów. Co drugi z nich sądzi, że powinno się wprowadzić w kraju porządek silnej ręki. Część (24 proc.) aprobuje stosowanie przemocy w konfliktach społecznych.
5. Nacjonalistyczni populiści - 9 proc. akceptuje odpowiadające tej ideologii poglądy, opowiadają się za rządami silnej ręki, powrotem "porządku" i sprzeciwiają się dotychczasowemu napływowi imigrantów (s. 75).
Jak widać wśród młodych Niemców o orientacji kosmopolitycznej i otwartej na świat jest 39 proc. (51 proc. ma aspiracje maturalne), w stosunku do 30 proc. zwolenników populizmu i nacjonalistycznego populizmu (tylko 22 proc. ma aspiracje maturalne), zaś pomiędzy nimi jest 28 proc. niezdecydowanych (poziom aspiracji obejmuje ukończenie 9-letniej szkoły podstawowej 58 proc.). (tamże)
* Młodzi nie ufają politykom. Aż 71 proc. uważa, że politycy nie troszczą się o nich; zaś 84 proc. uważa, że ludzi e powinni mieć więcej do powiedzenia w polityce; (s. 87)
Niewątpliwie, zdaniem socjologów niemieckich, następuje wzrost populizmu, co jest przejawem kryzysu społecznego i demokratycznego. Młodzi nie interesują się członkostwem i aktywnością partyjną, gdyż na listach wyborczych kandydatów tylko 8 proc. przeznacza się dla osób w wieku poniżej 30 r.ż.
* Aktywność młodzieży w świecie cyfrowym jest bardzo wysoka. Dzieci do 18 r.ż wrzucają do sieci codziennie 70 tys. wpisów, a więc czynią to 26 razy dziennie. Regularnie serfuje w sieci 50 proc. młodzieży w wieku 12-25 lat. (s. 105). Wśród post-milenialsów są też tacy, którzy w ogóle nie rejestrują się na portalach społecznościowych, stosują swoistego rodzaju dietę cyfrową, by nie dać się uzależnić od tego medium. Niektórzy rodzice zabierają dzieciom telefon komórkowy o godz. 18.00;
* chłopcy post-milenialsi w wieku 12-19 lat grają codziennie wirtualnie średnio przez 146 minut, zaś dziewczęta 57 minut. Prawie 60 proc. z nich gra częściej niż raz w tygodniu, a tylko 11 proc. w ogóle nie gra w sieci (s. 110);
* Zdaniem socjologów generacja Grety jest bardziej pragmatyczna od poprzedniego pokolenia - Y, gdyż nie jest tak uzależniona od nowych mediów traktując je przede wszystkim jako ułatwiające życie, jako techniczną innowację, ale nie stanowiącą o ich tożsamości (s. 114). Post-milenialsi uciekli z Facebooka, by nie kontrolowali ich rodzice. Chętnie korzystają z WhatsApp'a i YouTube, zaś TikTok wykorzystują do oglądania śmiesznych klipów muzycznych, zaś Instagram do utrzymywania kontaktów a Snapchat do komunikacji z przyjaciółmi (s. 115).
* Młodzież nie jest zainteresowana programami informacyjnymi w mediach klasycznych (TV i Radio). Tylko 27 proc. uczniów ogląda 2-3 programy informacyjne w TV (s. 116). Telewizja nie jest w modzie. W ogóle nie czytają drukowanej prasy! Większość z nich nie interesuje się wiadomościami politycznymi. Tylko 37 proc. chce wiedzieć, co dzieje się w polityce. (s. 117);
* Co sądzą o cyfrowej szkole, cyfrowej edukacji? Tylko 18 proc. uczniów uważa, że w szkole wykorzystywane są media cyfrowe (s. 125). Aż 3/4 uczniów w niemieckich szkołach nie ma swobodnego dostępu do Internetu, podczas gdy w Danii, Finlandii czy Portugalii uczniowie mają taki dostęp w 100 proc. szkół (s. 126).
* Zdaniem młodzieży szkołą utraciła już swój autorytet. Aż 41 proc. uczniów oskarża swoich nauczycieli o to, że nie przyczynili się do wykształcenia w nich kompetencji dygitalnych (s. 127).
Co rozumieją przez kształcenie cyfrowych kompetencji?
a) wyszukiwanie, opracowywanie i przechowywanie informacji, danych;
b) komunikowanie i kooperowanie;
c) tworzenie i prezentowanie;
d) ochrona i aktywizowanie siebie;
e) rozwiązywanie problemów i działanie;
f) analizowanie i refleksja (s. 128).
Nie przytaczam tu wszystkich danych, gdyż wymagałoby to zgody autorów na przekład. W poście jedynie wybrałem kilka najważniejszych danych. Możemy porównać niektóre z nich z tym, jakie postawy i doświadczenia ma polska młodzież. Zachęcam do takich badań.