31 stycznia 2019

Senat przyjął uchwałę upamiętniającą twórców polskiego harcerstwa błędnie interpretując fakty



W dn. 24 stycznia 2019 r. Senat przyjął okolicznościową uchwałę upamiętniającą twórców polskiego harcerstwa w 100. rocznicę śmierci Andrzeja Małkowskiego i 40. rocznicę śmierci Olgi Drahonowskiej-Małkowskiej, twórców polskiego harcerstwa.

Treść uchwały jest jak najbardziej potrzebna i znacząca. Nie podoba mi się jedynie "fałszowanie" historii, bowiem stwierdza się, że: "(...) w czasach PRL postaci Andrzeja i Olgi Małkowskich były zakazane i wykreślone z przestrzeni publicznej. (…) W 1968 roku kardynał Karol Wojtyła po raz pierwszy odprawił uroczystą mszę świętą w kościele świętej Anny w Krakowie w rocznicę śmierci Andrzeja Małkowskiego i stało się to tradycją trwającą do dziś. Olga po powrocie do Polski żyła w zapomnieniu w Zakopanem, a kiedy zmarła, władze nie pozwoliły na pogrzeb na Cmentarzu Zasłużonych w Zakopanem. Dopiero w roku 1980 po powstaniu "Solidarności" powstały Kręgi Instruktorów Harcerskich im. Andrzeja Małkowskiego, przywracając do publicznej pamięci postać założyciela harcerstwa."

Wynika bowiem z treści uchwały, że dopiero powyższe wydarzenia przywróciły do publicznej pamięci postaci założyciela polskiego skautingu i jego małżonki - Olgi, która była drużynową III Lwowskiej Drużyny Skautek im. Emilii Plater - jednej z trzech pierwszych drużyn utworzonych w maju 1911 r.

Pamięci obu postaci nie trzeba było przypominać dopiero w 1968 czy 1980 r. W świetle dziejów m.in. ZHP w Łodzi nie było drużyny harcerskiej, której członkowie nie posiadaliby wiedzy na temat twórcy skautingu na objętych rozbiorami ziemiach Polski, czy żeby ubiegający się o kolejne stopnie harcerskie i instruktorskie nie znali postaci i dokonań tak Andrzeja Małkowskiego, jak i Olgi Drohonowskiej-Małkowskiej. Nie była im do tego potrzebna ani "Solidarność" ani powołane do życia Kręgi Instruktorów Harcerskich im. Andrzeja Małkowskiego, co w żadnej mierze nie osłabia mocy ich aktywności także w tym zakresie.

W nawet najbardziej ocenzurowanych publikacjach na temat historii harcerstwa, także autorstwa tajnych współpracowników SB, jak Jerzego Majki czy Kazimierza Koźniewskiego nie udało się "wymazać z publicznej pamięci" nazwisk tych twórców. Po co zatem wprowadzać opinię publiczną w błąd twierdzeniem, że prawdziwa wiedza historyczna narodziła się wraz z powyższymi wydarzeniami?! Czy naprawdę politycy prawicy muszą tak "zakłamywać" polską historię, w tym dzieje polskiego harcerstwa, także w trudnym i podłym okresie dla wielu instruktorów ZHP, bo w czasach stalinizmu i PRL?

30 stycznia 2019

Nie ma powodu do zadowolenia z rozporządzenia MNiSW wskaźników kosztochłonności kształcenia i badań naukowych




Jeszcze w połowie grudnia napływały do Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN zapytania: Czy KNP podjął lub zamierza podjąć jakieś działania w sprawie zmiany niekorzystnych dla nas wskaźników kosztochłonności? Jest czas konsultacji w MNiSW i wiele dyscyplin lub grup dziekanów podjęło walkę wysyłając listy, przygotowując raporty itp. (językoznawstwo, filozofia, socjologia, ekonomia).Jak słusznie podkreślał jeden z dziekanów - Rada Wydziału prawdopodobnie podejmie uchwałę w tej sprawie, ale pojedynczy głos może nie mieć przebicia.

W dn. 9 grudnia 2018 r. informowałem opinię publiczną o tym, że Komitet Nauk Pedagogicznych PAN podjął stosowną uchwałę w tej sprawie. Liczyliśmy na to, że dziekani wszystkich wydziałów pedagogicznych w kraju dokonają własnych analiz i także podejmą interwencję w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego kierując się merytorycznymi argumentami. Stało się tak tylko częściowo. Niektórzy liczyli na to, że ktoś za nich załatwi tę sprawę.

Tymczasem racja jest po stronie większości, a nie mniejszości, gdy w grę wchodzą konsultacje społeczne. Minister J. Gowin podpisał w ub. tygodniu rozporządzenie, którego treścią zachwycają się niektórzy nie dostrzegając połowiczności konsultacyjnego sukcesu. W istocie bowiem minister przychylił się do naszego (mam tu na uwadze wszystkich konsultantów akademickiej pedagogiki) apelu, by przewidziany dla pedagogiki wskaźnik kosztochłonności, a wynoszący najniższy poziom 1.0 (w skali 1-6) uległ podwyższeniu.

Komitet Nauk Pedagogicznych PAN apelował, by w Rozporządzeniu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w sprawie współczynników kosztochłonności (projekt z dnia 23 listopada 2018 r.). na prowadzenie kształcenia na studiach stacjonarnych w dyscyplinie pedagogika dokonać korekty z szacowanej wartości 1 na wartość 2. Proponowana wartość wskaźnika kosztochłonności na kierunku pedagogika nie odzwierciedla rzeczywistych nakładów ponoszonych na prowadzoną działalność dydaktyczną – kształcenie z wielością, w obrębie tej dyscypliny, kierunków kształcenia oraz specjalności.

Minister Jarosław Gowin dokonał tej korekty, ale tylko do wartości 1.5. Nie ma się zatem z czego cieszyć, bo wprawdzie jest to "podwyżka" o 0.5, ale nie uwzględniono zupełnie apelu o wzrost tego współczynnika także do sfery badań naukowych. Proponowany przez Komitet Nauk Pedagogicznych wskaźnik kosztochłonności na poziomie „2” miał istotne znaczenie, gdyż rzutuje na zakres oraz jakość realizowanych badań naukowych. Inwestycja w badania naukowe w dyscyplinie pedagogika powinna być odpowiedzialną działalnością badawczą na rzecz kształtowania jakości naszego społeczeństwa, zmian edukacyjnych, oświatowych, społeczno-kulturowych i gospodarczych. Potrzebne są do tego środki.

W świetle uzasadnienia resortu: "Zgodnie z art. 367 ust. 2 ustawy minister, wydając rozporządzenie uwzględni specyfikę, warunki, a także koszty prowadzenia działalności naukowej i dydaktycznej w poszczególnych dyscyplinach." Nikt z zachwycających się powyższym "ochłapem" na dydaktykę nie zwraca uwagi na to, że zupełnie pominięto kwestię, która jest istotna dla stanu rozwoju dyscypliny naukowej w szerokim tego słowa znaczeniu.

Współczynniki kosztochłonności w zakresie prowadzonych badań naukowych lub prac rozwojowych w poszczególnych dziedzinach nauki dotyczą przecież sposobu ustalania wysokości dotacji i rozliczania środków finansowych na utrzymanie potencjału badawczego oraz na badania naukowe lub prace rozwojowe oraz zadania z nimi związane, służące rozwojowi młodych naukowców oraz uczestników studiów doktoranckich.

Nie ma się zatem z czego cieszyć. Czas na dostrzeżenie, że w taki sposób prowadzi się politykę ekonomicznego wygaszania i niszczenia potencjału naukowego w ramach wielu dyscyplin, nie tylko pedagogiki. A tak wygląda uzasadnienie tego procederu w roku 2019:

"Dane przekazane przez około 90% wymienionych podmiotów ukazały rzeczywisty poziom ponoszonych przez nie kosztów prowadzenia kształcenia i działalności naukowej w latach 2014–2016 (sic!- BŚ) i zostały przyjęte jako podstawa do ustalenia wartości współczynników kosztochłonności prowadzenia kształcenia i działalności naukowej w poszczególnych dyscyplinach.

Do weryfikacji danych zastosowano metodę analizy skupień, na którą składa się kilka algorytmów klasyfikacji służących do grupowania obiektów (tu: wskaźników kosztów) w większe skupienia (zbiory), z zastosowaniem określonej miary podobieństwa lub odległości między przyjętymi wskaźnikami. Wynikiem tej analizy było przypisanie dyscyplin do poszczególnych skupień. Następnie przeprowadzono analizę wartości, wokół których skupiają się wskaźniki (centrów skupień), co pozwoliło na przypisanie skupieniom kolejnych wartości współczynników kosztochłonności.

Ze względu na fakt, że dla określenia współczynników kosztochłonności było istotne empiryczne określenie rozpiętości tych współczynników, za pomocą metody analizy hierarchicznej – tzw. metody Warda, określono liczbę skupień, które odpowiadały zakresowi współczynników kosztochłonności. Powyższe działanie pozwoliło na ustalenie, że czterdzieści siedem dyscyplin należy przypisać do sześciu grup.

Następnie, wykorzystując metodę k-średnich, zostało utworzonych sześć skupień obejmujących możliwie najbardziej różniące się dyscypliny. Oznacza to, że w ramach jednego skupienia otrzymano dyscypliny, które – pod względem zdefiniowanych wskaźników – są do siebie najbardziej podobne. Za pomocą zastosowanej metody wyodrębniono tzw. centra skupień, pozwalające na gradacyjne określenie kosztochłonności skupień."


***

Jakie jeszcze dyscypliny naukowe mają wskaźnik kosztochłonności na naukę w wysokości 1.0? Oto one: Ekonomia i finanse; Filozofia, Językoznawstwo, Literaturoznawstwo, Nauki o bezpieczeństwie, Nauki o komunikacji społecznej i mediach, Nauki prawne, Nauki teologiczne i Prawo kanoniczne. Skalę skrócono z 1-6 do 1-4. Podwyższono do 1.5 ów wskaźnik takim dyscyplinom, jak Historia, Nauki o kulturze i religii, Nauki o polityce i administracji i Nauki socjologiczne.

Interesujące jest to, że wskaźnik 2.0 mają: Nauki o kulturze fizycznej, Nauki o sztuce, Nauki o zarządzaniu i jakości, Nauki o zdrowiu, Psychologia, Sztuki filmowe i teatralne, Sztuki muzyczne oraz Sztuki plastyczne i konserwacja dzieł sztuki

Absolutnie, nie daję wiary rzetelności powyższym przydziałom.

Inna kwestia, to to, że sami też jesteśmy sobie inni. Dziekani wydziałów lub dyrektorzy uniwersyteckich instytutów nieświadomi złożoności projektu rozporządzenia wnioskowali tylko i wyłącznie o podwyższenie współczynnika kosztochłonności jedynie na kształcenie. Czyżby już teraz postanowili włączyć się do destrukcji własnej dyscypliny naukowej?

Jedynie dziekan Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu, Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego oraz Rektor Uniwersytetu Rzeszowskiego dokonali pogłębionych analiz i uzasadnili konieczność podwyższenia tego współczynnika do poziomu 2.0. Tymczasem ministerstwo wprowadziło w błąd opinię publiczną zamieszczając w odniesieniu do pedagogiki niezgodny z prawdą materialną komentarz odmawiający podwyższenia tego współczynnika.

"Na podstawie licznych uwag zgłoszonych w procesie konsultacji publicznych, opiniowania i uzgodnień, dokonano korekt wartości współczynników kosztochłonności, w tym w szczególności podwyższono wartość współczynnika kosztochłonności kształcenia w dyscyplinie naukowej pedagogika do 1,5. Dodatkowo należy wskazać, że zgłaszający uwagę nie przedstawił analizy kosztów prowadzenia działalności naukowej w dyscyplinie naukowej pedagogika w stosunku do kosztów prowadzenia działalności naukowej w innych dyscyplinach. Wskazane argumenty nie pozwalają ocenić czy wymienione koszty są wyższe czy może tożsame z innymi, bardziej kosztochłonnymi dyscyplinami. Zaproponowane w projekcie współczynniki kosztochłonności uwzględniają analizę porównawczą kosztów we wszystkich dyscyplinach naukowych lub artystycznych."

Każdy może przeczytać teksty apelacji, by przekonać się, że ministerialni urzędnicy najzwyczajniej kłamią. Nie chciało im się przeczytać? Czy może z góry - na zasadzie prywatnych uprzedzeń - założyli, które dyscypliny muszą być "jedynkowe"? Za co płaci się urzędnikom MNiSW? Za wprowadzanie ministra i akademików w błąd? Kłamie i manipuluje danymi minister edukacji Zalewska, a teraz widać, jak manipuluje wybranymi danymi ministerstwo J. Gowina.

29 stycznia 2019

Zmarł wspaniały pedagog dr hab. Janusz Gęsicki


Wiadomość o absolutnie niespodziewanej śmierci profesora Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie - JANUSZA GĘSICKIEGO wydała mi się czymś tak nieprawdopodobnym, że byłem gotów podejrzewać przesłaną mi na Fb informację jako fejk-news. Jednak po kilku minutach otrzymałem potwierdzenie tej niezwykle przykrej informacji. Na stronie Uczelni, w której pełnił przez dwie kadencje funkcję dziekana Wydziału Nauk Pedagogicznych pojawił się nekrolog. A więc to porażająca prawda.

Odszedł z naszej społeczności znakomity pedagog, a zarazem socjolog edukacji, autor z ogromną kulturą osobistą, niezwykle zaangażowany w politykę oświatową i badania w tym zakresie, którego rozprawy łączyły najlepsze tradycje polskiej pedagogiki z troską o przyszłość polskiej edukacji, o konieczność wprowadzania podporządkowanych wiedzy naukowej reform szkolnych oraz prowadzenie badań procesów zmian oświatowych.

W czasie seminariów podejmował J. Gęsicki ze swoimi studentami takie zagadnienia, jak: Zmiany struktury systemu szkolnego i związane z tym zmiany podstaw programowych powodują liczne problemy dla szkół i samorządów terytorialnych; 2. Identyfikacja problemów i poszukiwanie rozwiązań na różnych szczeblach zarządzania w oświacie; 3. Funkcjonowanie placówek szkolnictwa specjalnego.

Nie bez powodu kierował od lat Katedrą Polityki Edukacyjnej, gdyż był ekspertem z bogatym doświadczeniem, także w zarządzaniu tą polityką. Był bowiem powołany do Ministerstwa Edukacji Narodowej w drugiej połowie lat 90. XX w., a więc w dobie wdrażanej transformacji ustrojowej, do pełnienia funkcji dyrektora Departamentu. W latach 2002-2003 został Szefem Gabinetu Politycznego Ministra Edukacji Narodowej i Sportu. Uczestniczył także w tym okresie w międzynarodowym zespole ekspertów przygotowującym dla Banku Światowego raport na temat sytuacji edukacji dorosłych w Polsce.

Prof. APS Janusz Gęsicki był związany sercem i umysłem ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego, stąd też i Jego aktywność na rzecz różnego rodzaju inicjatyw, które rodziły się w tym środowisku na rzecz nauczycieli. Obdarzali Profesor ogromnym zaufaniem refleksyjni nauczyciele, którzy mieli ambicje, by podjąć się przeprowadzenia badań naukowych będących następnie podstawą do uzyskania przez nich stopnia naukowego doktora. W samym tylko IBE Profesor J. Gęsicki wypromował 10 pedagogów.

Odszedł od nas pedagog zaangażowany naukowo i społecznie, niezwykle serdeczny, dialogiczny i otwarty na problemy innych, niemalże zawsze traktujący niepowodzenia czy bariery na drodze do realizacji własnych projektów z poczuciem dystansu, humoru i bez potrzeby eksponowania własnej osoby. Jak sam pisał o sobie - był hobbystą zbierającym laski i stare zegarki. Nie doczekał wieku, w którym jedna z lasek byłaby Mu pomocną w drodze do APS, chociaż pamiętam, jak po złamaniu kończyny, pokonując trudności i ból przychodził do swojej Uczelni, Katedry, by wspomagać współpracowników i studentów w realizowanych przez nich zadaniach.

Przypomnę najważniejsze etapy w akademickim życiu Zmarłego Profesora APS:

- w 1974 roku ukończył studia magisterskie z socjologii w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.

- w 1983 roku obronił rozprawę doktorską z nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki w Instytucie Badań Pedagogicznych w Warszawie.

- w 1993 roku uzyskał stopień doktora habilitowanego nauk humanistycznych w dyscyplinie pedagogiki na Wydziale Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego. Rozprawa habilitacyjna nosi tytuł: Tytuł pracy: Spory o reformę polskiej szkoły. /Analiza lat 1945 - 1990/.


Nie starczyło czasu na to, by podjąć starania o uzyskanie tytułu naukowego profesora. Pełnione przez J. Gęsickiego funkcje w administracji państwowej, a potem na Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie były tak dużym obciążeniem, że wolał z pełną odpowiedzialnością pełnić służbę innym, niż zatroszczyć się o własną karierę. A przecież prof. J. Gęsicki miał znaczący dorobek naukowy, wypromował wielu doktorów pedagogiki sprawując przez lata opiekę nad Komisją Doktorską i angażując się w proces wspomagania młodych kadr w ich własnym rozwoju.

O zainteresowaniach polityką oświatową świadczą takie m.in. rozprawy, jak:

1. Gęsicki J. Gra o nową szkołę. Warszawa 1993.

2. Gęsicki J., Po co gminom szkoły? Warszawa.


3. Gęsicki J. Typy ładu społecznego i odpowiadające im pedagogie oraz typy polityki edukacyjnej. W: Acta Universitatis Nicolai Copernici. Zeszyt 285 – 1994.

4. Gęsicki J., Wiatr J.J. Problemy edukacji. Koszalin 2001.

5. Gęsicki J. Przemiany w edukacji. W: Wymiary życia społecznego. Pod red M.Marody. Warszawa 2002.

6. Gęsicki J. Granice decentralizacji zarządzania w oświacie. W: Zarządzanie edukacją a kreowanie społeczeństwa wiedzy. Pod red. E. Walkiewicz, Gdańsk 2002.

7. Gęsicki J. Koncepcje uwarunkowań polityki edukacyjnej. W: Edukacja, moralność, sfera publiczna. Pod red. J.Rutkowiak, D.Kubinowskiego i M.Nowaka, Lublin 2007.

8. Gęsicki J. Kultura organizacyjna szkoły a przywództwo nauczycieli. W: Przywództwo edukacyjne w teorii i praktyce. Pod red. S.M.Kwiatkowskiego i J.M.Michalak. Warszawa 2010.

9. Gęsicki J. Zmiany prawa oświatowego a reforma edukacyjna. W: Edukacja z perspektywy przemian kulturowo-społecznych. Pod red. J.Bieleckiego i A.Jacewicz. Białystok 2010.

10. Gęsicki J. Kultura organizacyjna uczelni a jakość kształcenia. W: Jakość kształcenia akademickiego w świecie mobilności i ryzyka. Pod red. H. Kwiatkowskiej i R.Stępnia. Pułtusk 2011.

11. Gęsicki J. Uwarunkowania przywództwa edukacyjnego we współczesnych społecznościach lokalnych. W: Rocznik Pedagogiczny 2012 T. 35.

12. Gęsicki J., Dlaczego uczniowie są wredni?

13. Gęsicki J., Efektywność wyrównawczej funkcji gimnazjum w świetle egzaminów zewnętrznych,

14. Gęsciki J., Janusz Gęsicki – Status społeczny nauczyciela a ideały pedagogiczne, w: Kompetencje interpersonalne w pracy współczesnego nauczyciela, Warszawa: 2017

Mało kto kojarzy, a może i wie, że Janusz Gęsicki opublikował w 1992 roku książkę dla młodzieży pt. "Jak nie zwariować w szkole".
. Trzeba było znać młodzież, rozumieć jej problemy w szkole, by z ogromnym poczuciem humoru pokazać tę placówkę w "krzywym zwierciadle". Zapewne ta książka miała więcej nabywców od naukowych, ale to dlatego, że młodzież lubi 'swoich" pedagogów, osoby z dużym poczuciem humoru, a zarazem jej życzliwe i pomocne.

Tymczasem naukowe monografie J. Gęsickiego nie interesowały specjalnie polityków oświatowych, gdyż oni są impregnowani na wiedzę naukową i autorytety. Zawsze łatwiej manipuluje się środowiskiem nauczycielskim i szkolnym, kiedy unika się konfrontacji z wiedzą naukową.

W środę jest Rada Wydziału Nauk Pedagogicznych APS. Trudno będzie patrzeć na miejsce, na którym nie zasiądzie już więcej nasz Kolega, Profesor Janusz Gęsicki. Nie każdy tak jak On, wsłuchuje się w przebieg obrad, zabiera głos w sprawach ważnych dla studenckiej czy naukowej społeczności. To jest wielka strata dla Akademii, dla polskiej pedagogiki, którą Janusz Gęsicki reprezentował w minionych kadencjach jako członek Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN.

Poruszające serce są w sieci internetowej słowa pożegnania drogiego Profesora przez Jego studentów, magistrantów, doktorantów, doktorów, współpracowników i przyjaciół. Składam w tym miejscu wyrazy głębokiego współczucia Rodzinie i Najbliższym Prof. APS Janusza Gęsickiego. Będzie nam Go bardzo brakowało!


(fot. ze strony Uczelni: www.aps.edu.pl)


Nabożeństwo żałobne zostanie odprawione w dniu 1 lutego 2019 r. o godz. 12.00 w kościele pw. Św. Karola Boromeusza na Starych Powązkach, ul. Powązkowska 14 Osoby zainteresowane wzięciem udziału w pożegnaniu Pana Profesora informujemy, że w dniu ceremonii pogrzebowej zostanie podstawiony autokar (od ul. Szczęśliwickiej) .Wyjazd o godz. 11.20


Szanowni Państwo, w imieniu rodziny zmarłego Profesora Janusza Gęsickiego zwracam się z uprzejma prośbą o nieprzynoszenie kwiatów na uroczystość ostatniego pożegnania. Bliscy Pana Profesora proszą o przekazanie przewidzianych kwot na konto Fundacji im. Marii Grzegorzewskiej, w której Pan Profesor Janusz Gęsicki pełnił funkcję Przewodniczącego Rady Nadzorczej.

Fundacja im. Marii Grzegorzewskiej

ul. Szczęśliwicka 40

02-353 Warszawa
nr. konta:

06 1020 1055 0000 9702 0115 5076

28 stycznia 2019

Paneliści Zespołu Macieja Tanasia o edukacji medialnej


Nawiązuję do wczorajszego wpisu o inauguracyjnym posiedzeniu Zespołu Pedagogiki Medialnej przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN, który obradował w dn. 25 stycznia 2019 r. w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie.

Prowadzący obrady zaproponował panel dyskusyjny z udziałem członków Zespołu, którzy reprezentują zarówno odmienne instytucje, jak i środowiska badające czy wspomagające edukację medialną.

Pierwszym mówcą był dyrektor Projektów Strategicznych Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa)- Marcin Bochenek . Zwrócił uwagę na realizowany w Polsce infrastrukturalny projekt włączenia szkół do szerokopasmowego Internetu, którym objętych jest ok. 26 tys. placówek oświatowych. Jak słusznie stwierdził: samo ich podłączenie nie czyni w edukacji żadnej rewolucji. Co tak naprawdę powinno stać się w wyniku tej modernizacji? Jej celem powinna być rzeczywista zmiana sprzyjająca lepszemu dostępowi wszystkich uczniów do wiedzy. Jesteśmy w epoce permanentnych zmian, toteż i szkoła musi zmienić swoje możliwości.

Projekt idealnie wpisuje się w ideologię wyrównywania szans edukacyjnych młodego pokolenia, tworzenia jemu nowych możliwości technicznych. Świat polskiej nauki ma włączyć się do tego projektu, gdyż potrzeby ludzkie nie ulegają zmianie, ale zmieniają się narzędzia do ich zaspokajania. Szkoła polska musi się zmienić, a nowe technologie sprzyjają zmianie także w relacjach międzyludzkich. Jeśli szkoła tego nie zrozumie - mówił M. Bochenek - to stanie się elementem schodzącym z głównego nurtu. Potrzebne są nowe koncepcje dotyczące procesu edukacyjnego, wychowawczego, bo tego nie zrobią za nas maszyny. Może warto zobaczyć, jak funkcjonują tego typu inicjatywy Teachers.net czy SchoolTube.

Dr hab. Wojciech Walat mówił o alfabetyzacji w świecie nowych technologii. Czy rzeczywiście mamy kształcić homo interneticusa? Narzędzia komunikacji wyprzedziły rozwój kulturowy, toteż musimy uczyć się porozumiewania także za ich pośrednictwem. Nie dochodzi do porozumienia w tych środowiskach, w których osoby są sieciowymi analfabetami. Przestrzeń współczesnych mediów – wirtualną cechuje przesłanie: "Nie myślę, więc jestem". Jak mamy edukować nasze dzieci, by słowo nadal było nośnikiem kultury, sztuki i wiedzy.
Kolejna panelistka, matematyk - dr hab. Małgorzata Makiewicz z Uniwersytetu Szczecińskiego mówiła o wielkiej szansie pozyskiwania młodzieży do nauk ścisłych dziei nowym technologiom. Pedagogika medialna powinna łączyć różne nauki. Dedukcja nie jest naturalną metodą myślenia dziecka, ale przez sensowne kształcenie w tej nauce można ułatwić mu przejście na poziom meta. Zespół Pedagogiki Medialnej mógłby objąć patronatem wydarzenia edukacyjne w tym zakresie.

Dr hab. Jacek Pyżalski z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu przedstawił najważniejsze problemy badania osób w związku z ich aktywnością w przestrzeni medialnej. Zapowiedział ukazanie się za 2-3 tygodnie w Wydawnictwie Naukowym UAM raportu z międzynarodowych badań "EU Kids online". Jego wypowiedź stanowiła rdzeń problemów, którymi powinien zająć się Zespół KNP PAN. Pytał bowiem: Czy my wiemy, co młodzi ludzie robią online? Nie chodzi tu o potoczną wiedzę na ten temat, ale o naukową weryfikację tego zjawiska.

Co ważne, jak o wieloletni badacz wskazywał na słabości takich diagnoz, a mianowicie na to, że:

- wciąż diagnoza jest przechylona na negatywne zdarzenia. Znacznie mniej jest badań tego, co młodzi ludzie robią sensownego? Publikowane wyniki nie są zatem prawdziwe, gdyż nie odzwierciedlają wszystkich aspektów wykorzystywania przez młode pokolenie nowych mediów. Możemy zatem mieć wrażenie, że więcej jest tego, co jest złe, niż dobre.

- traktuje się działania online jako coś osobnego. Tymczasem trzeba badać to, co młody człowiek robi równolegle: offline i online.

- pewne rzeczy uważa się za oczywiste, stąd powstają stereotypy na temat wykorzystywania mediów przez młodzież. Dużo jest tekstów na temat tego, co młodzież robi online, podczas gdy są to aktywności marginalne. Niesłusznie nadajemy im miano powszechności. Rodzi to panikę moralną. Z jego badań wynika, że hejtowanie jest aktywnością niewielkiego odsetka młodzieży. Niepotrzebnie zatem wymyślamy sobie młodego człowieka.

Badania EU Kids online wkroczyły w nowy etap w kilkunastu krajach Europy, dlatego warto uwzględnić ich wyniki w dalszych projektach i koncepcjach teoretycznych czy praktycznych:

- badania reprezentatywne na dużej próbie w całym kraju;

- pytania dotyczyły cyberprzemocy, mowy nienawiści, ale i pozytywnego wykorzystywania mediów;

- badania objęły nie tylko dzieci, ale także rodziców, których diagnozowano tym samym narzędziem w 14 krajach;

- można dzięki tym badaniom mówić o trendach dotyczących nie tylko mowy nienawiści, ale i zachowań czy postaw świadków przemocy
.

Wreszcie prof. UAM J. Pyżalski zwrócił uwagę na zjawisko mobilności, gdyż coraz więcej użytkowników nowych technologii medialnych w ogóle nie używa stacjonarnego komputera. Czas bycia online nie obejmuje zatem tylko korzystania z PC, ale przede wszystkim z mobilnych narzędzi.

O związku edukacji muzycznej z mediami mówił dr hab. Piotr Baron – z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nysie, dyrygent, ale i autorem badań oraz rozwiązań w zakresie edukacji muzycznej w szkołach. Jego pytanie - Czy edukacja muzyczna jest potrzebna? jest o tyle zasadne, że zmieniają się gusty i afirmacje kultury muzycznej, skoro za występ discopolowy płaci się wykonawcy ze środków publicznych 40 tys. zł. Polska szkoła musi się zmienić.

Kreatywność dzieci jest ogromna. On sam wprowadził od I kl. własnej niepublicznej szkoły podstawowej przedmiot „kompozycja”. Okazało się, że dzieci genialnie komponują. Czy dzisiejszy nauczyciel muzyki ma nawracać dzieci na nauczanie właściwej muzyki? A jaka jest właściwa? Czy trzeba katować dzieci J.S. Bachem? Czy nauczyciel ma być policjantem w narzucaniu takiej czy innej muzyki? Jak stwierdził profesor: Trawa nie rośnie szybciej, gdy się za nią ciągnie, a zatem presja w zakresie treści kształcenia muzycznego wywierana na uczniów hamuje ich rozwój kulturowy, estetyczny.

Ważne jest to, jak stymulować dzieci do aktywnego uczestniczenia w muzyce. Okazuje się bowiem, że uczniowie szkoły muzycznej nie potrafią zapisać usłyszanej melodii. Na ile kształcenie muzyczne sprzyja rozwojowi uczniów? Zmniejsza się poziom agresji, wandalizmu, znajomość języka angielskiego czy niemieckiego wzrosła o 40%. Muzyków powinno kształcić się na potrzeby przemysłu – muzyka formuje zdolność do pracy zespołowej, kreatywność, sumienność, zrównoważenie. Wychowujmy dzieci na wrażliwych odbiorców muzyki. Trzeba zmienić kształcenie nauczycieli muzyki.

Zamykając panelową prezentację różnych perspektyw teoretycznych i badawczych pedagogiki medialnej prof. Franciszek Szlosek z Akademii Pedagogiki Specjalnej stwierdził, że pojawiło się nowe środowisko wychowania, jakim jest cyberprzestrzeń. Mamy zatem o wiele bardziej złożone warunki dla wychowania młodych pokoleń. Trzeba wprowadzić do podstaw teoretycznych zagadnienia kształcenia młodego człowieka w nowych warunkach i środowisku. Pedagogika medialna musi podjąć refleksję na temat kryteriów i uwarunkowań reprezentacji instytucjonalnej wiedzy naukowej w przedmiocie jej badań.

27 stycznia 2019

Zespół Pedagogiki Medialnej o poważnych problemach edukacji w dwóch światach


W piątek odbyło się posiedzenie inauguracyjne Zespołu Pedagogiki Medialnej przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN, którym kieruje prof. APS dr hab. Maciej Tanaś. Inicjatywa powołania takiego środowiska przy KNP została podjęta kilka miesięcy temu przez ks. dr hab. Janusza Miąso z Uniwersytetu Rzeszowskiego. Dobrze się stało, że została podjęta w szybkim czasie, choć - jak słusznie wskazywali uczestnicy inauguracyjnego posiedzenia tego Zespołu - dość późno. Na szczęście instytucjonalizacja zawsze jest czynnikiem wtórnym w stosunku do rozwijających się ośrodków badawczych i realizowanych projektów naukowych.

Debatę otworzył JM rektor APS prof. dr hab. Stefan M. Kwiatkowski, który przypomniał jak rodziła się w Polsce pedagogika mediów i nowych technologii kształcenia. To są niewątpliwie lata 60. XX w., w których prof. Czesław Kupisiewicz afirmował nauczanie programowane, cybernetykę w edukacji i zastosowanie maszyn dydaktycznych w procesie kształcenia. Potem były lata 70., w których powstawały na uniwersytetach zakłady technologii kształcenia np. wiodącym był tu Zakład prof. Leona Leji, a obecnie prof. Wojciecha Skrzydlewskiego i przy Politechnice Poznańskiej.

Rektor APS S.M. Kwiatkowski obronił w 1974 r. doktorat na Politechnice Warszawskiej, stąd jego zrozumienie potrzeby i wsparcie dla rozwijania badań naukowych w pedagogice medialnej. W połowie lat 80. powstał zespół zajmujący się edukacją informatyczną, w którym był współautorem z prof. Waligórskim i Madejem programu kształcenia informatycznego w szkolnictwie, ale nie udało się go wprowadzić w życie szkolne. Nauczyciele nie byli przygotowani do tego. Tak jest resztą do dzisiaj, że nadal traktuje się komputery jako urządzenie techniczne, a nie jako pomoc dydaktyczną. Teraz - jak mówił S.M. Kwiatkowski - możemy zacząć nowy etap rozwoju tej subdyscypliny nauk pedagogicznych, w obrębie której powstają prace doktorskie i habilitacyjne.

Dziekan Wydziału Nauk Pedagogicznych APS, a zarazem przewodniczący w/w Zespołu Maciej Tanaś mówił o istniejących w kraju szkołach badań naukowych w zakresie pedagogiki medialnej, których czołowi badacze przyjechali na posiedzenie inaugurujące nowe zadania w KNP PAN. Są to m.in.: dr hab. Janusz Morbitzer z Akademii Biznesu w Dąbrowie Górniczej (wcześniej zorganizował w Krakowie 25 konferencji poświęconych edukacji medialnej); Kraków – dr hab. Barbara Kędzierska, Rzeszów – prorektor dr hab. Wojciech Walat i dr hab. dr hab. Marta Wrońska; Katowice - dziekan Wydziału Pedagogiki i Psychologii prof. Stanisław Juszczyk; Uniwersytet Warszawski - prof. Włodzimierz Gogołek z UW; APS - dr hab. Jan Łaszczyk; rzeźbiarz i filmowiec dr hab. Stefan Praruch; dr hab. Józef Bednarek; UAM - dr hab. Jacek Pyżalski - wybitny badacz cyberprzemocy i zastosowań technologii komunikacyjnych w edukacji; dr hab. Natalia Walter; Toruń - prof. Bronisław Siemieniecki i in.

Współczesny człowiek - zdaniem M. Tanasia - żyje już dwóch przestrzeniach – realnej i wirtualnej, ale o ile ta pierwsza jest legislacyjnie skodyfikowana, o tyle ta druga wciąż jest przestrzenią działalności bandytów, mafii, służb, hejterów itp. Doświadczana przez nas na co dzień rewolucja cyfrowa rodzi zagrożenia, ale też i szanse, jakimi są np. big data czy badania w zakresie sztucznej inteligencji. Zadaniem Zespołu powinno być zatem przede wszystkim wskazanie pól badań, formułowanie rekomendacji dla Ministerstwa Edukacji Narodowej oraz realizacja projektu edukacyjnego wprowadzenia szybkiego Internetu we wszystkich szkołach. Nie można przy tym zapominać o wartościach transcendentnych, by nasz podwojony świat nie sprzyjał powstawaniu i rozwijaniu się manipulacji, przemocy, nowych form niewolnictwa, wykluczenia biologicznego, nienawiści rasowej, religijnej, itp. Big data jest w chmurze, ale śledzi nas, wie o nas więcej, niż nam się wydaje.

W drodze powrotnej z Warszawy rozmawiałem w pociągu z licealistami na temat tego, w jakim stopniu mogą korzystać z nowych mediów w edukacji szkolnej. Ich opinia nie jest reprezentatywną, ale wskazuje na zjawisko, które ponoć jest dość powszechne w naszych szkołach. Otóż, są takie lekcje, w czasie których nauczyciel pracuje tylko z częścią uczniów zainteresowanych intensywnymi powtórzeniami i przygotowaniami do egzaminu maturalnego w wersji rozszerzonej. Pozostali siedzą w ławkach, ale i są ze sobą online, by grać ze sobą w różnych konfiguracjach - w parach, w grupach lub indywidualnie. Albo si ę ścigają samochodami, albo grają w chińczyka, albo przesyłają sobie jakieś zdjęcia i je komentują. Totalny luz i blues.

Na pytanie, czy mieli jednak takie lekcje, w czasie których nauczyciel zaproponował im wyciągnięcie własnych smartfonów i połączenie się za ich pośrednictwem z tablicą interaktywną, na której są wyświetlane testy, zadania do rozwiązania w określonym czasie. To rodzaj rywalizacji, atrakcyjnego turnieju, w czasie którego można natychmiast sprawdzić, ilu uczniów udzieliło prawidłowej odpowiedzi, a który z nich był najszybszy. Tym samym, można wykorzystać dydaktycznie media także do powtórzeń określonych treści.


A co robicie w czasie przerwy lekcyjnej? - zapytałem. Jak to co? Siedzimy pod ścianą i kontynuujemy gry, zawody, które prowadziliśmy ze sobą w czasie lekcji. Właściwie, mało kto jest zainteresowany spacerem, bezpośrednią rozmową, aktywnością ruchową np. gr ą w tenisa stołowego, bo i ilu może grać w tym samym czasie?

26 stycznia 2019

Zmiany w metodologicznym kształceniu przyszłych nauczycieli są konieczne


Rozmawiam ze studentami na uniwersytecie analizując wspólnie ich projekt badawczy, który przygotowują w ramach seminarium magisterskiego. To jest ten moment w ich edukacji, w którym właściwie odsłania się cała ich dotychczasowa droga osobistego i przed-profesjonalnego rozwoju. Młodzi są pełni entuzjazmu, ale zarazem i obaw o własną przyszłość, o to, jak sobie w niej poradzą. Niektórzy przychodzą z własnym tematem, problemem, który chcieliby rozwiązać, ale motywacje są bardzo różne.

Odnoszę wrażenie, że wśród studentów przeważa orientacja na zadanie, a nie na własny rozwój, na samorealizację. Większości jest obojętne, co sądzi o nich opiekun seminarium, jak ich postrzega, ocenia, czy jakie ma oczekiwania. Najważniejsze staje się dla nich pozbycie problemu. Skoro muszą złożyć do egzaminu magisterskiego pracę dyplomową, to nie jest dla nich ważne, czego ona będzie dotyczyć, jaki będzie jej poziom, byle tylko można było mieć zaliczenie i ... odejść z dyplomem w kieszeni, a raczej w torebce, bo przecież na pedagogice wieku dziecięcego studiują w 99 proc. same kobiety.

Nauka nie jest przedmiotem fascynacji studiującej młodzieży. Skoro są na studiach nauczycielskich, to oczekują przygotowania zawodowego, najlepiej bezrefleksyjnego, pełnego tzw. "dobrych praktyk", gotowców, rozwiązań na niemal każdą sytuację. Oni chcą mieć "kuferek" pełen "czarodziejskich zaklęć", by w odpowiednim momencie sięgnąć do niego i wyjąć czarodziejską różdżkę czy chusteczkę, za pomocą której odczarują złe moce.

Tymczasem konieczność napisania pracy dyplomowej staje się dla nich poważną przeszkodą. Jak bowiem mają opisać coś, czego nie potrafią zbadać naukowymi metodami? Mają w swoich zasobach wiele praktycznych rozwiązań, metodycznych pomysłów na radzenie sobie w sytuacjach wychowawczych czy dydaktycznych w przedszkolu lub szkole albo na ulicy jako streetworkerzy, ale nie wiedzą, jak zbadać proces wzajemnych interakcji, zdiagnozować sytuacje dydaktyczne, wychowawcze czy społeczne, by dzięki właściwie przygotowanym metodom badawczym i narzędziom pomiaru uchwycić interesujące ich fenomeny.

Ktoś musiał mieć z nimi wcześniej zajęcia z metodologii badań, z diagnostyki edukacyjnej, ktoś im zaliczył rzekomo posiadaną wiedzę i umiejętności. Kiedy przychodzą na seminarium okazuje się, że ich wiedza niczym się nie różni od tej, jaką posiadają rozpoczynający studia. Nie wiedzą, czym jest problem badawczy, jak go formułować, nie dostrzegają różnic między badaniem ilościowym a jakościowym, nie potrafią odpowiedzieć na pytanie o zmienne i wskaźniki. Przepisują bezmyślnie z internetu definicje tych kategorii, ale nie potrafią ich odnieść do własnego problemu badawczego itd.

Co gorsza, nie mieli w ręce żadnej książki z metodologii badań. W sieci jest tyle bzdurnych, często powierzchownych tekstów, streszczeń czyichś wykładów, że posiłkują się nimi tak, jakby mogli cytowaniami zastąpić brak własnej wiedzy i umiejętności. Niestety, nie potrafią ich zastosować w praktyce, bo ktoś z nimi tego nie przećwiczył, nie zweryfikował praktycznie. W uczelniach plan kształcenia konstruowany jest pod kadry, a nie ze względu na wiedzę i kompetencje, jakie powinni zdobyć studiujący.

Po dziewięciu semestrach studiów magistrantka nie wie, jak wyłonić zmienną, czym są wskaźniki i w jaki sposób konstruować lub dobrać narzędzie badawcze, by rozwiązać problem poznawczy. Ten zresztą też trzeba wielokrotnie korygować, bo niektórzy chcieliby zawrzeć w pytaniu wszystko, co im przyjdzie na myśl. Tymczasem wykształcony nauczyciel powinien korzystać z bogatego instrumentarium badawczego w swojej pracy dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej, diagnozować pojawiające się problemy, by wiedzieć, jaka jest ich możliwa przyczyna oraz jak im zapobiegać na przyszłość, a teraz, jak je rozwiązywać dla dobra dzieci i ich środowiska życia.

Kończący studia powinni mieć świadomość, że to jest dopiero początek koniecznego zastosowania ich kompetencji badawczych, diagnostycznych, by móc jak najlepiej realizować profesjonalne powinności. Przed nami jeszcze jeden semestr. Czy zdążą nadrobić zaległości z minionych lat? Czy będą mogli pochwalić się swoją pracą dyplomową w środowisku, w którym przeprowadzili badania? Wielu dyrektorów przedszkoli czy szkół wyrażając zgodę na przeprowadzenie przez studentów badań chciałoby dowiedzieć się, jaka jest ich wartość poznawcza, jaki jest poziom wiarygodności, rzetelności i trafności pomiaru? Może warto byłoby porównać wyniki diagnoz sprzed lat, zderzyć je z wynikami kształcenia, z ewaluacją procesów wychowawczych itp.?

Studenci mało czytają, a przy tym jeszcze mniej piszą. Dla wielu osób najważniejsze jest to, ile stron musi liczyć praca magisterska, a nie to czego ona dotyczy, jaki jest zakres związanej z tematem wiedzy, jak ją wykorzystać do własnych badań. Na szczęście są też studenci ambitni, zaangażowani, poszukujący, refleksyjni, głodni wiedzy, z którymi kontakt staje się okazją do wzajemnego poszukiwania jak najlepszego sposobu rozwiązania ciekawego problemu. Jak mówił mój profesor - Karol Kotłowski: "Jeden student i jeden profesor - to już jest uniwersytet". Warto zatem pracować chociażby dla tej jednej czy tego jednego, gdyż w przyszłości będzie zapalać innych do refleksyjnej i odpowiedzialnej aktywności zawodowej - w edukacji, oświacie dorosłych, przestrzeni publicznej, społecznej lub w nauce.

25 stycznia 2019

Quasi raport p.Elbanowskich o stanie edukacji za 2,38 mln zł



"Obszary edukacji wymagające zmian" to tytuł raportu jaki opublikowali znani krajanom państwo Elbanowscy. Gdyby ktoś nie wiedział, jak zarabiać na rzekomych raportach badawczych, to niech się uczy na tym, który nosi powyższy tytuł. Koszt raportu to 2 mln 380 tys.zł. Ba, ma on jeszcze asekuracyjny podtytuł: "Raport na podstawie analizy badań, raportów z kontroli i sondaży opinii społecznej".

Autorzy raportu nie prowadzili żadnych badań, bo na tym się nie znają, a może i nie mieli na to czasu czy ochoty. Postanowili zatem wyprodukować towar raportopodobny, czyli raport z raportów, albo jak ktoś chce mądrzejszego określenia, to metaraport. Meta to to jest. W końcu do niej dotarli, skoro postanowili upowszechnić swój wytwór w sieci. Ich quasi raport liczy 90 stron. Jak na kilkadziesiąt miesięcy pracy intelektualnej, to niewielkie osiągnięcie. Ja zatem dokonam raportu z metaraportu.

Autorzy nie ujawniają metody badań, bo ich w rzeczywistości nie prowadzili. Piszą o tym, o czym może napisać każdy rodzic, a już tym bardziej nauczyciel, którego dzieci uczęszczają do polskiej szkoły na wpół publicznej. Nie ma tu żadnego wstępu, w którym wyjaśniono by powody wydania na światło dzienne owej publikacji i wskazano, do kogo jest ona adresowana.

Minister Anna Zalewska powinna czuć się zagrożona, bowiem autorzy, a raczej redaktorzy metaraportu zaczynają od krytycznych także wobec jej polityki oświatowej stwierdzeń:

System edukacji w Polsce jest obciążony problemami wynikającymi z wieloletnich zaniedbań.

Cześć z nich dziedziczona jest po czasach PRL, tak jak nauka w trybie zmianowym.

W kolejnych latach nowe problemy pojawiły się wraz z przekazaniem oświaty samorządom.

Zarzucono standardy obowiązujące w jeszcze w latach osiemdziesiątych w zakresie żywienia, dostępu do opieki medycznej a nawet w zakresie bezpieczeństwa uczniów.


Dopiero po tych tezach pojawia się część zatytułowana "Metodyka", w której wyjaśnia się istotę tej publikacji:

Raport stanowi syntezę wniosków na temat najczęściej identyfikowanych problemów w obszarze edukacji w Polsce na przestrzeni przede wszystkim pięciu ostatnich lat. Oparty został na bogatej podstawie faktograficznej ze 150 raportów Najwyższej Izby Kontroli, Głównego Inspektoratu Sanitarnego, badań własnych samorządów, organizacji
pozarządowych, instytucji naukowych takich jak Instytut Badań Edukacyjnych oraz sondaży opinii publicznej.

Raport powstał w ramach projektu „Zmiany w systemie edukacji w Polsce odpowiedzią na oczekiwania społeczne i zmiany gospodarcze” współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego, realizowanego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej w partnerstwie z Fundacją Rzecznik Praw Rodziców.


Taki raport powinien być przetłumaczony na język angielski, żeby komisarze Unii Europejskiej zrozumieli, na co wydaje się w Polsce pieniądze. Nie ma tu żadnej metodyki poza potocznym, publicystycznym dobieraniem z powszechnie dostępnych źródeł danych do własnych przeświadczeń i doświadczeń. Autorzy nie rozumieją słowa "metodyka", skoro w ogóle o niej nie piszą. Nie wiedzą, że nie ma metodyki samej w sobie, gdyż ta musi mieć swój przedmiot, a więc być metodyką czegoś np. metodyką badań, metodyką kształcenia, metodyką gotowania itp.

Mam nadzieję, że państwo Elbanowscy szykują kolejną akcję "Ratuj Młodzież", bowiem rozdzialik 1.2. poświęcili kwestii zmianowości w organizacji procesu kształcenia. Jeszcze nie nastąpiła kumulacja roczników absolwentów gimnazjum i szkoły podstawowej, a tu wprost pisze się o tym, że w szkołach za rządów PiS ma miejsce:

"Brak zgodności planów lekcji z normami higieny pracy jest problemem większości placówek. Według raportu NIK z 2017 r. w żadnej ze skontrolowanych szkół [60 szkół w sześciu województwach] nie zorganizowano uczniom zajęć z pełnym uwzględnieniem zasad higieny pracy umysłowej, tym samym nie zostały stworzone optymalne warunki do efektywnego przyswajania wiedzy".

Jak to przełknęła ministra Anna Zalewska? Musiała za tę diagnozę zapłacić. Dowiedziała się za to, jakie są skutki takiej polityki oświatowej: "Skutki
Nauka zmianowa radykalnie obniża jakość uczenia się, prowadząc do przemęczenia, a w konsekwencji do znacznego osłabienia możliwości koncentracji uwagi uczniów i niepełnego wykorzystania ich potencjału intelektualnego w czasie lekcji i wykonywania prac domowych"
.

Fatalnie jest z żywieniem naszych dzieci w szkołach. Mieliśmy ministrę-drożdżówkę, teraz mamy minister-tornister, która nie zwraca uwagi na problemy szkodliwej zmianowości kształcenia i fatalnego odżywiania dzieci przez firmy cateringowe, które dowożą zimne posiłki i na dodatek jeszcze jest to "(...) żywność z oznakami zepsucia i po upływie terminu przydatności do spożycia (s.15). W województwie lubuskim w 2017 r. miały miejsce nieprawidłowości w stanie higienicznosanitarnym aż 19,3% szkół publicznych!

Fatalnie jest z kultura fizyczną naszych dzieci. W ponad 12 proc. szkół nie ma sali gimnastycznej. Nadal istnieją szkoły, w których nie ma przystosowanego miejsca do przebierania się przed WF-em. Ministerstwo przyzwala zatem na genderowe rozbieralnie. Uczniowie ćwiczą na korytarzach szkolnych. Po co autorzy tego metaraportu przytaczają dane z 2010 czy z 2013 r., skoro nie pokusili się o sprawdzenie, czy one jednak nie uległy do dnia dzisiejszego zmianie? Wartość informacyjna przytaczanych danych jest nic nie warta.

Dowiadujemy się, że w niemal połowie szkół (48,3%), w których doszło łącznie do 211 wypadków, nie było kadr w pełni przygotowanych do udzielenia pomocy przedlekarskiej - a apteczki pierwszej pomocy nie były właściwie wyposażone lub rozmieszczone. Aż w 28 szkołach w części apteczek ujawniono środki przeterminowane, w tym w 11 szkołach o pięć lat i więcej - skrajnie prawie o 17 lat (s. 22). I to wszystko w okresie nadzorowanym przez kuratorów z nominacji PiS.

Redaktorów tego metaraportu musiało bardzo zaboleć to, że " w 78.3% skontrolowanych szkół objętych kontrolą część zajęć dydaktycznych odbywała się w pomieszczeniach, w których na jednego ucznia przypadają powierzchnia mniejsza niż 2m2, w tym — w przypadku 40.4% — nie przekraczała ona 1,5 m2 (skrajnie nawet 1,1 m2).(s. 23-24), bowiem tę informację NIK powtórzyli dwukrotnie.

Fatalnie wygląda stan sanitariatów szkolnych ze względu na niesprawne urządzenia, brak papieru toaletowego, ręczników papierowych czy urządzeń do suszenia rąk itp.). Do tego dochodzi problem "(...) niedostosowania wymiarów mebli do wzrostu uczniów pozostaje jednym z bardziej istotnych uchybień wykazywanych przez kontrole sanitarne." (s. 25).

Rozumiem, że skoro redaktorzy piszą w czasie teraźniejszym przywołując różne raporty, także sprzed nawet 8 lat, to oznacza, że nadal ten problem istnieje. Gdyby było inaczej, to pisaliby w czasie przeszłym, żeby pokazać, jak fatalnie zarządzano szkolnictwem publicznym w czasach ministrzyc-zderzaków (określenie D. Tuska). Strach pomyśleć, w jakim stanie są gimbusy czy szkolne autobusy, skoro z danych kontrolnych z 2016 r. wynikają poważne zaniedbania skutkujące nawet pozbawieniem dowodów rejestracyjnych.

Fatalnie jest w procesie kształcenia i wychowania tej kadencji, skoro nadal rodzice i uczniowie podnoszą problem niesprawiedliwości oceniania, a państwo Elbanowscy odkrywają prawidłowość: "Mimo egzaminów zewnętrznych ocena klasyfikacyjna nadal odgrywa istotną rolę jeśli chodzi o rekrutację do gimnazjów oraz liceów" (s. 33).
Ich zdaniem "edukacyjna wartość dodana (EWD) to cecha szkoły" (s. 33). Przywołują też sąd probabilistyczny lewackich autorów, że "Elitarne szkoły mogą mieć tendencję do wywierania nacisku na rodziców dzieci z rejonu (które zobligowane są przyjąć) ze słabszymi wynikami, aby te ich dzieci tam nie aplikowały" (pisownia oryginalna - BŚ - s. 40).

Dużo uwagi poświęcono różnym dysfunkcjom w trakcie rekrutacji do przedszkoli i niedomaganiom infrastrukturalnym szkół z punktu widzenia potrzeb dzieci niepełnosprawnych. Nauczyciele pracujący z nimi mają trudności komunikacyjne i brakuje im koniecznych umiejętności. Powód jest dla nich oczywisty: "U podstaw takiego stanu rzeczy stoją ułomności systemu kształcenia nauczycieli. Studia pedagogiczne w ograniczonym stopniu poruszają zagadnienia pedagogiki specjalnej. Brakuje zajęć praktycznych z uczniami niepełnosprawnymi." (s. 53).

Elbanowskich muszę pochwalić za to, że wyrażają niezadowolenie z powodu braku demokracji w szkołach. Jak piszą:

"Wyniki badań wykazały, że rady szkoły nie wpływają znacząco na demokratyzację szkolnego środowiska. Mimo to pozytywem jest już samo uczestnictwo wspólne uczniów, rodziców i nauczycieli w organie demokratycznych zasad i współpracy. Wybory do rad szkół często pozorują tylko zasady demokracji. Powołanie rady szkoły rzadko jest inicjatywą oddolną, aktorów nie mających władzy (np. rodziców). Udział rodziców, uczniów i nauczycieli w demokratycznych sposobach podejmowania decyzji, skażony jest jeszcze „mentalnością homo sovieticus”- demokracja bez wartości, czyli skupienie się tylko „na samej procedurze jako gwarancie demokracji". (s. 58)

Są też niezadowoleni z pseudosamorządności uczniowskiej. "Polska szkoła opiera się na modelu hierarchicznym, z bardzo silną władzą dyrekcji. W takim ułożeniu nie jest możliwe budowania sprawstwa i wzmacnianie obywatelskości. W takiej rzeczywistości pasywni są nie tylko uczniowie, ale i inni aktorzy szkolnej rzeczywistości: np.
nauczyciele, czy rodzice.
" (s. 62)

Autorzy tego quasi raportu poświęcają też uwagę nauczycielom, ale ani słowem nie wspominają o ich nędzy płacowej. Raport nie ma żadnego zakończenia. Urywa się jak taśma filmowa w zepsutym projektorze. Nie wiemy, czy, a jeśli, to kto recenzował ten pełen chaotycznych, pozbawionych jakiejkolwiek logiki doboru źródeł, raport z cudzych raportów? Ktoś musiał, bo takie są zasady w rozliczaniu środków publicznych, które są wydatkowane na tego typu cele.

Moim zdaniem, są to zmarnowane pieniądze, stracony czas dla czytających i bezmiar ignorancji. Tak to jest, kiedy o realizacji tego typu zadań decydują pozamerytoryczne względy.